Rozdział XIII

Lessa była nieco zaskoczona, kiedy Ruth z Jaxomem, Sharra i Oldivem przyłączyli się do trzech wielkich smoków w dzień ich pierwszej wycieczki na „Yokohamę”.

— Sharra i Oldive zgłosili się do badania owoidów Nici — powiedział Jaxom nie przepraszając jej za niespodziankę — a ja mam obsługiwać teleskop i przekazywać Siwspowi widok strumienia Nici przed statkiem i za nim. — Jaxom nie powiedział jednak, że Ruth może być potrzebny, by podpowiedzieć wielkim smokom, jak radzić sobie w stanie nieważkości. Jak dotąd, żaden z zielonych smoków nie doświadczył trudności w tych niezwykłych warunkach, a jaszczurki nie bały się i zachowywały nonszalancko, gdy się zjawiały na „Yokohamie”, żeby zobaczyć co smoki, a zwłaszcza Ruth, tam porabiają. Mirrim miała tego dnia sprawdzić hodowlę alg na dwóch innych statkach, więc mogła towarzyszyć pozostałym smokom w transferze. Weszli w pomiędzy w jasnym słońcu i łagodnym powietrzu Lądowiska, a wylądowali w wielkiej, słabo oświetlonej ładowni „Yokohamy”. Nikt nie mógł się powstrzymać od lekkiego okrzyku.

— Jaxomie, mówiłeś, że są tu światła — powiedziała Lessa.

— Są — potwierdził. Zręcznie zsiadł ze smoka i odepchnął się w stronę głównych włączników na ścianie koło windy. Cieszył się, że przy takiej publiczności dotarł bez wysiłku dokładnie na miejsce. Zdając sobie sprawę z obciążenia ogniw słonecznych, włączył tylko dolne światła, pozostawiając niezapalone podsufitowe kule, które pożerały mnóstwo energii.

— Zdumiewające! — wykrzyknął Mistrz Robinton, rozglądając się po olbrzymim pustym pomieszczeniu.

Ramoth, przyglądając się otoczeniu i obracając wolno oczami, wydawała dziwne, gardłowe dźwięki. Mnementh z opuszczoną głową obwąchał porysowane płyty pokładu, a potem spokojnie obrzucił ładownię spojrzeniem. Tiroth D’rama wyciągał szyję, aż dotknął głową sufitu. Wtedy jego stopy oderwały się powoli od podłogi. Z zaskoczenia słabo zaryczał.

Jesteś w stanie nieważkości, Tiroth, powiedział Ruth spokojnie. Każda akcja powoduje reakcję. Odepchnij się ostrożnie nosem z powrotem na podłogę. Widzisz? To było łatwe.

Ramoth zbyt szybko odwróciła głowę, żeby zobaczyć, co się dzieje z Tirothem, i zaczęła dryfować.

Nie próbuj się zatrzymać, Ramoth, doradzał Ruth. Rozluźnij się i pozwól się unosić. A teraz powoli odchyl z powrotem głowę. Widzisz, to wcale nie jest trudne. Patrz na mnie.

— Ruth! — skarcił go Jaxom. — Nie popisuj się.

Nie popisuję się, lecz pokazuję, co ma robić! Ruth wykonał powoli przewrót w tył, trzymając skrzydła ciasno złożone na grzbiecie, by go nie hamowały. Tu na górze nie ważymy więcej niż jaszczurka! A potem zrobił piruet na ogonie.

— Ruth! — krzyknął Jaxom, a jego głos odbił się echem od ścian ładowni.

— Dowiodłeś swego, Lordzie Jaxomie — powiedział lekko rozbawiony F’lar. — Wszystko powoli, tak? — Zeskoczył ostrożnie ze swego zwykłego miejsca między wypustkami rogowymi na karku Mnementha i zorientował się, że spływa na podłogę. — Niesamowite! Spróbuj, Lesso. Wiem, że nawet w normalnych warunkach niewiele ważysz, ale ja po prostu opadłem! Zdumiewające uczucie! Robintonie, wcale się nie zmęczysz.

Nie obyło się bez pomyłek, gdy pasażerowie eksperymentowali. Sharra, dyskretnie pomagając Mistrzowi Oldive, ruszyła w stronę windy, by zjechać do śluzy, gdzie mieli zbadać owoidy Nici. Siwsp doradził, żeby zabrali Nić do sektora medycznego na szczycie pokładu hibernacyjnego. Pozostały tam urządzenia laboratoryjne, w tym mikroskop potężniejszy niż te, które dotąd zbudowali. W tym sektorze będą mieli dość powietrza, zapewnił ich Siwsp, chociaż użalał się nad nimi, bo będzie im zimno. Jak na pozbawioną emocji maszynę, Siwsp upierał się dziwacznie przy rzeczach, które według Sharry były stosunkowo mało ważnymi elementami całego planu.

Kiedy inni przyzwyczaili się nieco do niespodzianek stanu nieważkości, Jaxom zaprowadził ich na mostek. Oczywiście, nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł udowodnić Lessie, F’larowi, Robintonowi i D’ramowi swoje obycie z mostkiem „Yokohamy”, a Ruth miał dyskretnie doglądać smoków. Stojący w otwartej windzie nowicjusze nie rozczarowali Jaxoma: panorama Pernu wywarła na nich takie wrażenie, jakiego sobie życzył. Dał im czas na przyswojenie sobie nowego widoku oświetlonego słońcem kontynentu i błękitnego, lśniącego morza, a potem łagodnie poprowadził do pokoju, tak aby drzwi windy mogły się zamknąć. Trzymali się mocno poręczy przyzwyczajając się do nowych doznań.

Odpychając się delikatnie, Jaxom usiadł w fotelu kapitańskim, wprowadził program teleskopu, sprawdził pokój przygotowawczy, gdzie Sharra pomagała Oldive’owi włożyć kombinezon, a potem włączył jeden z sufitowych ekranów ukazujących laboratorium.

F’lar oderwał niechętnie spojrzenie od porywającego widoku Pernu i zaczął się przyglądać próbce.

— Nie jest tak wielka, jak myślałem — stwierdził.

— Nie, nie jest. Dlatego będzie interesujące zobaczyć, jak długa Nić mieści się w takiej ograniczonej powłoce — odparł Jaxom.

Lessa rzuciła jedno spojrzenie, po czym odwróciła się w stronę bardziej pociągającej panoramy.

— Możemy zbliżyć się do okna? — spytała.

— Odepchnij się lekko. Nic się nie stało — dodał, kiedy zaczęła się unosić i próbowała wyhamować. — Po prostu płyń. Nie opieraj się.

Przepłynęła obok niego obracając się, a on wyciągnął dłoń i powstrzymał ten obrotowy ruch. Potem lekkim popchnięciem skierował jaw stronę okna.

Robinton, widząc błędy Lessy, nie powtórzył ich, i wkrótce znalazł się koło niej, przy oknie, ze stopami kilka centymetrów ponad podłogą. D’ram jęknął i przesunął się dłoń za dłonią do najbliższej konsoli, gdzie przypiął się pasami do fotela.

— Kiedy Nici zaczną przecinać orbitę „Yokohamy”? — zapytał.

Jaxom ustawił ekran D’rama na największe powiększenie i odnalazł odpowiedni sektor nieba. Gdy ekran dostroił się, stary jeździec spiżowego smoka aż się cofnął w swoim fotelu, a na jego twarzy odmalował się prawdziwy szok, bo nagle tuż przed nim pojawiło się poszarpane czoło strumienia Nici.

— Nie jest jeszcze blisko nas, D’ramie. Dałem ci tylko powiększony obraz. Pokażę ci właściwą odległość. — Jaxom zmienił powiększenie tak, że nadciągający strumień był tylko oświetloną słońcem smugą opadającą w ich stronę z czwartego kwadrantu.

— Jak daleko jest teraz? — spytał D’ram suchym, urywanym głosem.

— Monitor oceniający odległość szacuje, że mamy dobre dziesięć minut zanim nastąpi kontakt — odrzekł Jaxom.

F’lar ostrożnie zbliżył się do D’rama i zawisł na oparciu fotela. Nogi ustawiły mu się prawie równolegle do podłogi. Potem opuścił się na sąsiedni fotel i zapiął pasy.

Na dole wszystko w porządku? Jaxom spytał o to Rutha bardzo dyskretnie, bo nie chciał, by usłyszała go Ramoth.

Jest zbyt zajęta zabawianiem się nieważkością, odparł rozbawiony Ruth. Radzi sobie lepiej niż Mnementh i Tiroth, mimo że jest większa. Odpycha się delikatniej, i mniej dryfuje. Wygląda na to, że lepiej się bawią, gdy ich jeźdźcy na nich nie patrzą. Ramoth! Uważaj na skrzydła! Nie mamy tu zbyt wiele miejsca!

Jaxom uśmiechnął się, a potem znieruchomiał zauważając ruch w laboratorium. Sharra i Oldive wchodzili do pomieszczenia. Mimo magnetycznych butów, Sharra poruszała się całkiem wdzięcznie. Dłonią w rękawicy pilotowała Oldive’a, któremu przemieszczanie się wcale nie szło zbyt dobrze. Jaxom z uwagą obserwował, jak usiłują otworzyć twardą skorupę Nici. Nagle na mostku pojawiła się Mirrim na swojej zielonej Path.

— Kogo mam zabrać na „Bahrain”? — spytała, uśmiechając się na widok Lessy i Robintona rozciągniętych przy oknie.

— Każdego, kto chce z tobą lecieć — odparł Jaxom. — Lessa? F’lar?

Lessa niechętnie skinęła głową i jeszcze bardziej przycisnęła się do okna.

— Idę z tobą, Mirrim. Nie, Ramoth, w porządku. Zapewniam cię, że nie zmieścisz się na mostku tutaj, a tym bardziej na Bahrainie”. Naucz się utrzymywać równowagę tam, w ładowni, gdzie masz trochę miejsca, żeby się obrócić.

Jaxom poprosił Rutha o zabranie F’lara, i biały smok wskoczył pomiędzy na mostek.

— Znacie sekwencję? — spytał Jaxom Przywódców Bendenu. Lessa, przepływając w stronę Path, spojrzała na Jaxoma twardym wzrokiem, F’lar zachichotał i odpowiedział posłusznie:

— Ciężko nad tym pracowaliśmy, Jaxomie. Moje podziękowania, Ruth — dodał, sadowiąc się na grzbiecie białego smoka.

— Łatwiej go dosiąść okrakiem niż tego twojego olbrzyma, co? — zauważył Jaxom, uśmiechając się na widok wyrazu zaskoczenia na twarzy jeźdźca spiżowego. — Przyjemnego niszczenia! Macie trzy minuty do kontaktu.

— Jaxomie, gdzie mam usiąść? — spytał Robinton z zapałem, odpychając się od okna.

— Na miejscu F’lara.

Choć Jaxoma korciło, żeby samemu wprowadzić komendy, z równą przyjemnością obserwował wyraz twarzy harfiarza. Tak jak uprzednio kowale, Robinton i D’ram cofnęli się na widok owoidów pędzących prosto w okno. D’ram jęknął, gdy pierwsze pufnięcie zasygnalizowało zniszczenie, potem założył ręce na piersi i przyglądał się widowisku z prawdziwą satysfakcją.

— Wiesz, D’ramie, powinniśmy któregoś dnia sprowadzić tu Lytola — powiedział Robinton. — Może poczuje się lepiej, kiedy zniszczy trochę Nici. Nie miał szansy, by to robić jako jeździec.

— Tak, na pewno dobrze mu to zrobi — przyznał D’ram.

— Siwsp? — Jaxom otworzył połączenie z Lądowiskiem. — Czy obraz, który tam dociera, jest wyraźny?

— Tak, Jaxomie, a strumień jest co najmniej siedem procent gęstszy niż podczas poprzedniego Opadu.

— Wobec tego nasza akcja się przyda.

Jaxom skupił teraz uwagę na laboratorium, gdzie dwójka uzdrowicieli usiłowała przeciąć skorupę Nici narzędziami, które ze sobą sprowadzili.

— Uderzaliśmy, stukaliśmy, drapaliśmy, a nawet nie zarysowaliśmy powierzchni — powiedziała Sharra Jaxomowi. Wymachiwała ze złością dłutem.

— To tyle jeśli chodzi o tych, którzy obawiali się, że wycieknie i nas pożre — dodał Oldive. Był bardziej rozbawiony niż zły. — Zdumiewająca pokrywa, odporna na wszystko. A myśleliśmy, że z łatwością ją przetniemy.

— Może diamentem? — zasugerował Jaxom.

— Wiesz, to może zadziałać — odrzekł Oldive z zadowoleniem. — Chętnie tu wrócę. Jeszcze nigdy nie było mi tak łatwo się poruszać. — Chociaż Oldive zazwyczaj nie skarżył się, zgarbione plecy i zmiażdżona miednica sprawiały, że jego nogi były różnej długości, a sylwetka powykrzywiana. Jednak w stanie nieważkości nie odczuwał żadnych dolegliwości.

— To jest jedna z sytuacji — wtrącił Siwsp — kiedy zdolność jaszczurek do telekinezy byłaby niezmiernie przydatna. Mogłyby teraz przynieść wam diament.

— Meer i Talia nie wiedziałyby, co to jest diamentowe ostrze, nawet gdyby je pocięło — odpowiedziała Sharra ponuro. Jaxom usłyszał jej westchnienie. — Ale wątpię, by nawet takie ostrze odniosło skutek. Ta skorupa jest odporna na wszystko.

— Ale nie na ciepło — przypomniał jej Jaxom.

— Lordzie Jaxomie z Ruathy — żachnęła się Sharra opierając dłonie na biodrach — na pewno nie będziemy ogrzewali tej rzeczy, żeby zasymulować tarcie występujące podczas przejścia owoidu przez atmosferę! Nie mówiąc już o tym, że nie wolno używać miotacza ognia w takiej ograniczonej przestrzeni jak to laboratorium.

— Nie macie technologii koniecznej do wytworzenia wąskiej wiązki ciepła. Laser zapewne przeciąłby pokrywę — dodał Siwsp. — To kolejna dziedzina, w której będziecie musieli poczynić postępy w czasie następnego Obrotu.

— Dlaczego? — spytał Jaxom, zauważając zainteresowanie Robintona i D’rama.

— W tej chwili nie ma sensu zastanawiać się nad takim przyrządem lub potrzebami, które jeszcze wystąpią — odparł Siwsp. — Mistrzowie Kowale już się zajmują laserami, ale ta sprawa nie ma pierwszeństwa przed innymi, bardziej pilnymi pracami.

— Ale może mógłbyś nam zasugerować, jak zabrać się do tej skorupy — Sharra poprosiła cierpko Siwspa.

— Diamentowe ostrze zadziała.

— Wobec tego dlaczego nie powiedziałeś nam, żeby od razu zabrać je ze sobą? — domagała się wyjaśnień.

— Nie zadaliście takiego pytania.

— Siwspie, kłopot z tobą polega na tym — mówiła dalej Sharra z rozdrażnieniem — że mówisz nam tylko to, co twoim zdaniem powinniśmy wiedzieć. Nigdy nie bierzesz pod uwagę, że sami możemy o tym decydować.

Zapadła cisza, podczas której ona i Oldive opuścili laboratorium, zamykając za sobą drzwi.

— Wiecie, Sharra ma rację — odezwał się w końcu D’ram.

— Rzeczywiście — poparł go Robinton.

— Więc dlaczego sami nie pomyśleliśmy, że będzie nam potrzebne diamentowe ostrze? — spytał Jaxom, chociaż zgadzał się całkowicie z żoną i czuł się dumny, że mówiła wprost. Było znaczące, że Siwsp nie odrzucił oskarżenia.

Robinton tylko wzruszył ramionami, D’ram jednak w zamyśleniu zaczął skubać dolną wargę.

— Diamentowe ostrza są używane do cięcia kamieni szlachetnych i profilowania szkła. W jaki sposób mogło nam przyjść do głowy, by użyć go do rozcięcia skorupy Nici? — powiedział w końcu bezradnie.

— Mistrz Fandarel pomyślałby o tym — zauważył Robinton. Potem westchnął. — Musimy tyle jeszcze zrozumieć, nauczyć się. Siwspie, czy jest nadzieja, że dotrzemy do końca tej drogi?

— Nie rozumiem.

Mistrz Robinton uśmiechnął się złośliwie do Jaxoma.

— Pytanie było retoryczne, Siwspie.

Siwsp nie odpowiedział.


Po powrocie do Warowni Cove wszyscy zgodzili się, że wyprawa na Yokohamę zakończyła się sukcesem. Smoki przyzwyczaiły się do stanu nieważkości, ludzie z radością doświadczyli niszczenia Nici wycinając w niej tunele w kształcie statku nie narażając ani siebie ani smoków. Kiedy jeźdźcy zsiedli, smoki udały się do ciepłych wód laguny Cove, a i sami ludzie nie mieli nic przeciwko popływaniu. Na szczęście Lytol przewidział to i kazał podać posiłek dopiero wtedy, gdy wszyscy się odświeżyli.

Ramoth tak się już przyzwyczaiła do jaszczurek, że nie przeszkadzały jej nawet dzikie, które przyleciały pomóc jeźdźcom wyszorować smoki. Nawet upierała się, że ponieważ jest większa od innych, potrzebuje ich więcej do pomocy Lessie, gdyż Władczyni była drobniejsza od innych jeźdźców. A Ruth ma Sharrę i Jaxoma do kąpieli, dodała pełna poczucia własnej ważności.

Kiedy roześmiana Lessa powtórzyła uwagi Ramoth, Robinton oświadczył, że bardzo chętnie wyszoruje królową. Wtedy D’ram oznajmił, że Lessie i tak pomaga zbyt wiele jaszczurek, a Robinton poleciał na „Yokohamę” dzięki Tirothowi i wobec tego teraz powinien pomóc go szorować. W końcu uczniowie i czeladnicy pracujący w Warowni Cove uratowali Lytola przed rozsądzaniem sporu. Weszli do wody i zabrali się do mycia wszystkich pięciu smoków.

Bardzo przyjemny wieczorny posiłek zjedzono w zgodnym gronie, a potem Jaxom, Sharra i Oldive niechętnie wyruszyli do Ruathy. Jaxom i Sharra przyzwyczaili się już do przedłużonych dni. Dodatkowe godziny pozwalały mu wypełniać obowiązki w Warowni i pracować z Siwspem. Kiedy Sharra i Oldive zajmowali się pacjentami w szpitalu Warowni, on, razem z Brandem, nadzorował rozbudowę zagrody dla bydła w Riverside, i sprawdzał postępy w unowocześnianiu obu mniejszych posesji należących do Warowni.

Przepracował bez odpoczynku dwadzieścia cztery godziny, więc nie był zadowolony, kiedy Ruth obudził go w środku nocy, gdyż nadeszła pilna wiadomość od F’lessana.

Golanth mówi, że dach w Honsiu zapadł się i coś bardzo ciekawego, i być może ważnego, zostało odkryte w odsłoniętym pokoju, powiedział Ruth, wiernie powtarzając to, co mu przekazano. Golanth poinformował Lessę, F’lara, K’vana i T’gellana. Wiadomość przesłano też do Mistrza Fandarela i do Mistrza Robintona, by przekazali ją Siwspowi.

Jaxom przez długą chwilę jeszcze leżał nieruchomo, chociaż gorączkowo rozważał usłyszaną wiadomość. Był jednak zły, że wyrwano go z dobrze zasłużonego snu.

Dziękuję, powiedział w końcu niechętnie. Czy Siwsp jakoś to skomentował?

Jeśli nie jesteś koło Siwspa, nie słyszę co on mówi, Ruth zamilkł, podczas gdy Jaxom starał się zmusić do opuszczenia ciepłego łóżka i śpiącej żony, i udzielenia odpowiedniej odpowiedzi na wezwanie.

Tiroth sprowadza cała trójkę z Warowni Cove, informował biały smok. Mówi, że zdaniem Lytola to może być bardzo ważne. Siwsp upierał się, że te worki powinny być sprawdzone jak najszybciej. Ramoth i Mnementh lecą. Wszyscy, których poproszono, będą tam.

Powstrzymując jęk, Jaxom wyszedł z łóżka uważając, by nie obudzić Sharry. Potrzebowała snu tak bardzo jak on. Może to nie zabierze zbyt wiele czasu i uda mu się wrócić, zanim odkryje jego nieobecność. Ona i Oldive zamierzali lecieć dziś na „Yokohamę” z diamentowym przecinakiem. Nie chciał ich rozczarować tylko dlatego, że wezwano go gdzie indziej.

Oczekując ciepłej pogody w Honsiu, pod jeździecki ekwipunek włożył lekką odzież. Cieszył się, że mimo rozespania pamiętał o tym. Jednak nie sprawdził uprzęży, którą zdjął z haka w weyrze Rutha, gdzie wszyscy mieli dostęp. Ze zręcznością wynikającą z długiej praktyki, osiodłał smoka i wyprowadził go na podwórzec. Dyżurny smok, wher-stróż i kilka mieszkających w Warowni jaszczurek w milczeniu obserwowały ich odlot jasnymi oczami lśniącymi w ciemności błękitem lub zielenią.

Co za pora, żeby posyłać po ludzi, pomyślał Jaxom, kiedy Ruth uniósł się w powietrze.

Która godzina jest teraz w Honsiu? spytał Ruth.

Już pewnie wzeszło słońce! odpowiedział Jaxom z rozdrażnieniem, wyobrażając sobie fasadę Warowni Honsiu, którą F’lessan dokładnie mu opisał.

W pomiędzy Jaxom drżał mimo wyłożonej futrem kurtki. Chwilę później wynurzyli się w przedświt ponad morzem mgły. Wokół nich znajdowały się inne smoki, przywierające do szczytów skał unoszących się nad zasłaniającymi wszystko kłębami oparu. Ruth wylądował na najbliższej pustej skale i powitał towarzyszy.

— A gdzie jest Honsiu? — spytał Jaxom.

Ramoth mówi, że na prawo. Jest zasłonięte przez mgle. Wiedziałem dokąd idę. Po prostu nie widać go jeszcze, odparł Ruth. Dzień pięknie się zaczyna, prawda? dodał niespodziewanie, spoglądając ku wschodowi, gdzie niebo jaśniało błękitem.

Niechętnie kontemplując pejzaż, Jaxom się z nim zgodził. Z lewej strony widać było oba księżyce, wchodzące w fazę pełni. Wisiały na bezchmurnym niebie o niezwykłym odcieniu błękitu. Noc cofała się na zachód, gdzie nadal mógłby być w łóżku, pomyślał żałośnie. Zdusił w sobie pragnienie pochylenia się w przód w siodle, oparcia głowy o szyję Rutha i zapadnięcia w sen w oczekiwaniu, aż mgła się podniesie. Ale im dłużej patrzył na tak piękny początek dnia — do tej pory nie wyobrażał sobie, że Ruth potrafi wpadać w tak liryczny nastrój — tym trudniej mu było oderwać wzrok od spektaklu dawanego przez naturę.

Przybywały kolejne smoki, chwilę kołowały zdumione odkryciem, że ich lądowisko jest całkiem zakryte, a potem siadały gdzie się dało.

Golanth przeprasza, poinformował Ruth Jaxoma. Mgła niespodziewanie nadeszła znad rzeki o brzasku. Mówi, że kiedy słońce wzejdzie, mgła zniknie. Mówi, że stanie koło miejsca, gdzie dach się zapadł. Biały smok zwrócił głowę w odpowiednim kierunku, a Jaxom zauważył spiżowy kształt Golantha wynurzającego się z oparów i osiadającego na nadal niewidocznej powierzchni. Golanth mówi, że czeka na was gorący klah i owsianka, i że skoro tak niewielu z nas widziało Honsiu, będziemy mieli miłą niespodziankę. Mówi, że jest tu mnóstwo zwierzyny łownej w dolinie, kiedy ją widać.

Zastrzeżenie zrobione przez Golantha przemówiło do poczucia humoru Jaxoma. Zachichotał zapominając o irytacji. Słońce wschodziło, rzucając jasne, gorące promienie poprzez mgłę. Wiatr też zaczął wiać nieco mocniej i wkrótce mgła rozproszyła się, ukazując wreszcie skałę, na której położone było Honsiu, i Golantha przykucniętego na wzgórzu.

Golanth mówi, żebyśmy wylądowali na wyższym poziomie, obok głównych drzwi Warowni. Powinno być dość miejsca dla wszystkich. Może się zawalić kolejna część dachu, a na niższym poziomie zagroda dla zwierząt nie została jeszcze do końca oczyszczona. F’lessan nie chce, żeby ktokolwiek tamtędy wchodził.

Prawie jednocześnie oczekujące smoki uniosły się. Ruch wielkich skrzydeł rozwiał ostatnie strzępki mgły, i zanim smoki były gotowe do lądowania, widać już było drugi rząd okien budowli.

F’lessan i pracownicy, którzy przystosowywali Honsiu do zamieszkania, czekali w szerokich drzwiach, witając przybywających okrzykami radości.

— Dzięki za tak szybkie przybycie — powiedział F’lessan uśmiechając się wesoło. — Nie rozczarujecie się. Przepraszam, że zerwałem cię z łóżka Jaxomie, gdyż wiem, że miałeś długi dzień, ale znienawidziłbyś mnie, gdybym cię nie zawiadomił. — Młody jeździec spiżowego smoka zarzucił przyjacielskim gestem ramię na barki Jaxoma. Na jego twarzy malował się niezwykły dla niego niepokój, więc Jaxom poczuł się w obowiązku zapewnić go, że wszystko w porządku.

— To miło, że pomyślałeś o jedzeniu i klahu, F’lessanie — powiedziała Lessa wchodząc do holu — ale wolałabym najpierw zobaczyć twoje znalezisko.

F’lessan wskazał plastikowe torby leżące na długim stole w głównym pomieszczeniu.

— Możecie też zobaczyć tajny pokój, jeśli nie macie nic przeciwko wspinaniu się po krętych schodach.

Wszyscy prócz Jaxoma pospieszyli do stołu. Jaxom zatrzymał się na progu i wpatrywał się w zdumiewające freski o kolorach tak świeżych, jakby od czasu, gdy je położono, nie upłynęła nawet jedna chwila. Przypomniał sobie, że Lytol i Robinton mówili coś o dekoracjach w Honsiu, ale nie spodziewał się niczego tak wspaniałego.

— Piękne, prawda? — F’lessan zwrócił się do Jaxoma, z którym przyjaźnił się od dzieciństwa. Przez długą chwilę również podziwiał freski. — To miejsce nie jest wprawdzie dość duże, by zainstalować tu Weyr, chociaż Golanth mówi, że widzi mnóstwo dobrych półek skalnych do leżenia. I dobre jedzenie.

— Południowy Weyr z początku wydawał się jeszcze gorszy — przypomniał mu Jaxom.

— To prawda. Ale zdołano dostosować go do naszych potrzeb — F’lessan starał się opanować, ale nie zdołał. — Po prostu nie chce., żeby panoszył się tu jakiś Lord — wybuchnął. — Ludzie wiedzą, że nie mogą przyłazić swobodnie do Weyru. Chodź. Pokażę ci, co znalazłem. Zachowało się w zdumiewająco dobrym stanie. To fascynujące narzędzia. Wszyscy kowale ślinią się nad nimi.

— Dostałem pełną listę od Jancis — powiedział mu Jaxom uśmiechając się ze znużeniem.

Jednak sam musiał przyznać, że znalezisko F’lessana było zupełnie niezwykłe: ciecz, starannie przechowywana w plastikowych pojemnikach. Każdy pojemnik był zamknięty od góry mocnymi paskami, i oznaczony tabliczkami zapisanymi dziwnymi wzorami, których ani Robinton, ani Lytol nigdy nie widzieli w pamięci Siwspa.

— Otworzyłem jeden z tych pojemników — powiedział F’lessan, wskazując któryś zasobnik otwarty tak starannie, że nie został uszkodzony, ale można było zajrzeć i zorientować się, co zawierał. — Najpierw myślałem, że to woda, ale myliłem się. Woda pewnie już dawno by wyparowała. Jakoś tak dziwnie lśni i pachnie czymś, czego nie znamy. Nie wiem, co to jest. Nie odważyłem się spróbować, jak to smakuje.

Lytol i Fandarel prawie stuknęli się głowami, gdy obaj pochylili się, żeby powąchać ciecz. Fandarel zanurzył palec w cieczy, a potem go powąchał. Zapach przyprawił go o grymas.

— Z pewnością nie jest to woda pitna.

— Powinniśmy zabrać te pojemniki i dać je Siwspowi do zbadania — zdecydował Lytol. — Czy to wszystko?

— Jasne, że nie — odparł F’lessan wesoło. — Tu mamy trzydzieści cztery, a sześć tam. Nie zawierają takiej samej ilości czegokolwiek to jest. Na strychu było parę pustych toreb, musiały przeciec. Albo może przegryzły je węże tunelowe. Jedzą wszystko.

— Mówiłeś coś o schodach? — spytała Lessa.

— Tak. Schody nie całkiem zniszczały. Na samej górze jest trochę miejsca na palce stóp. Nie odważyliśmy się sprawdzać tego poziomu, dopóki Benneth tam nie przeleciała.

— Nie mówiłeś, czy odniosła jakieś obrażenia — zarzuciła mu ostro Lessa.

F’lessan uśmiechnął się, bo rzadko przejmował się nastrojem swojej matki.

— Zadrapała tylną łapę, ale I’lono obłożył ją mrocznikiem. Jest na dole, w warsztacie.

— F’lessanie, pokaż mi, gdzie są schody — poprosił F’lar, a kiedy młody jeździec spiżowego smoka wskazał drogę, Przywódca Bendenu ruszył przodem, a za nim podążyli Fandarel, Lytol, K’van i T’gellan.

— Och, nie, ty nie — Lessa złapała Robintona za ramię. — Stan nieważkości dobrze ci robi, ale schody nie. I, jak cię znam, na pewno jeszcze nic nie jadłeś.

Jaxomowi nie uśmiechała się długa wspinaczka, więc dołączył do perswazji Lessy, a F’lessan upierał się, że Robinton obrazi mieszkańców Weyru Honsiu, jeśli nie usiądzie i nie zakosztuje ich gościnności.


— To paliwo — orzekł Siwsp, a Robinton mógł przysiąc, że usłyszał radość w jego głosie. — Paliwo!

— Tak, ale czy po tylu wiekach jest jeszcze dobre? — niepokoił się Fandarel.

Jaxom wyobraził sobie trzy wahadłowce unoszące się z Łąki Statków, ale natychmiast uznał, że jego wizja jest nieprawdopodobna. Te statki już nigdy nie będą latać. Pern nie posiadał technologii koniecznej do zreperowania ich i puszczenia w powietrze.

— Paliwo nie traci swoich właściwości wraz z upływem czasu, a próbka, którą mi przyniosłeś, nie wygląda na zanieczyszczoną. Skoro znaleźliście to w Honsiu, w posiadłości Kenjo Fusaiyukiego, wnioskuję, że to część paliwa, które ukradł na swój osobisty użytek. Kapitan Keroon wzmiankował o tym wydarzeniu w swoich zapiskach. Osadnicy, wiedząc o tych zapasach paliwa, szukali ich, ale nigdy ich nie znaleźli.

— Ale pojazd zachował się tak dobrze. Czy nie moglibyśmy… — zaczął Fandarel głosem aż wirującym z podniecenia.

— Pojazd powietrzny był napędzany pakietami paliwa, a nie czystym paliwem. Czterdzieści pakietów, które odnaleźliście, zostanie prawidłowo wykorzystane — powiedział Siwsp.

— Gdzie? Dlaczego? W czym? — Jaxom ostro żądał odpowiedzi. — Myślałem, że „Yokohama” używała silników z napędem materia/antymateria.

— Tylko do podróży międzygwiezdnych — wyjaśnił Siwsp. — Paliwo, które znajduje się w znalezionych przez was pojemnikach, stosowano przy poruszaniu się wewnątrz systemów gwiezdnych.

— Czyli w wahadłowcach? — spytał Piemur i aż się zaczerwienił w oczekiwaniu odpowiedzi. A Jaxom zdał sobie sprawę, że nie był jedynym, który miał cudowne nadzieje.

— Nawet gdybyście byli na bardziej zaawansowanym poziomie technologicznym, nie potrafilibyście ich naprawić — powiedział obojętnie Siwsp. — Ale wykorzystamy to znalezisko.

Jaxom i Piemur wymienili spojrzenia wyrażające prawdziwe niezadowolenie.

— Siwspie, pozwól, że zgadnę — odezwał się Jaxom. — Możemy wlać całe paliwo do zbiorników „Yokohamy”, albo rozdzielić je między wszystkie trzy statki. Wystarczy, żebyśmy otrzymali połowiczną siłę grawitacji i najsłabszą zdolność manewrowania — to znaczy na wypadek, gdybyśmy chcieli udać się gdzieś na tych statkach… — skończył pytająco.

— Nie ma dość paliwa, by móc dotrzeć do obłoku Oorta — powiedział stanowczo Siwsp. — Ani nawet na to, by udać się w kierunku strumienia Nici i użyć niszczącego programu ochronnych tarcz statków do stałego likwidowania owoidów.

Jaxom, próbował ukryć rozgoryczenie.

— Cóż, pomyślał o czymś, co mnie nie przyszło do głowy.

— Kim jesteśmy, żeby odgadnąć plany Siwspa? — zamyślił się Piemur, ale Jaxom zauważył stłumiony gniew w jego oczach.

— Pewnego dnia… — Jaxom powiedział to dość głośno, by Piemur go usłyszał, a ten skinął głową.

— Ale Siwspie, skoro mamy tę próbkę — odezwał się gwałtownie Fandarel — czy nie możesz przeanalizować jej składu? Na pewno mamy dość paliwa, by zabrać przynajmniej jeden statek do obłoku Oorta.

— Po co? — rozległ się beznamiętny głos Siwspa.

— Jak to po co! Żeby go wysadzić! I żeby zniszczyć Nici, które tam powstają!

Nastąpiło kolejne z dziwnych zamilknięć Siwspa, a potem nagle na ekranie pojawił się układ Rukbatu. Planety wirowały wokół centralnej gwiazdy. Potem obraz się zmienił, jasne słońce zmniejszyło się do punkciku światła, planety prawie zniknęły, a na ekranie pojawił się w całej swojej okazałości zakręcony obłok Oorta i nieomal pokrył ekran, wymazując nawet odległy Rukbat. Podobnie jak przy wielu uprzednich prezentacjach, czerwona linia zaczęła wskazywać orbitę Czerwonej Gwiazdy. Przechodziła przez obłok Oorta, a potem znów we wnętrze układu, od czasu do czasu mieszając się z orbitą Pernu.

— Siwsp wie, jak nam pokazać, gdzie jest nasze miejsce — mruknął Piemur.

— Och! — westchnął zrezygnowany Fandarel. — Naprawdę, trudno jest pojąć różnicę między ogromem obłoku Oorta a niepozornością naszego maleńkiego świata.

— Tak więc co mamy zniszczyć, żeby pozbyć się Nici? — spytał F’lar.

— Najlepszym sposobem na zmniejszenie zagrożenia ze strony Nici jest zmiana orbity Czerwonej Gwiazdy — odpowiedział Siwsp.

— A kiedy powiesz nam jak to osiągnąć?

— Już wkrótce skończycie studia i dokonacie wszystkich potrzebnych analiz.

— Więc odnalezienie paliwa w niczym nam nie pomoże? — F’Lessan zgarbił się z rozczarowania. Na ogół był wesoły, ale tym razem wyjątkowo okazał zmartwienie.

— Pomoże, ale w innej dziedzinie, F’lessanie. Dobrze jest mieć wybór. Wykonałeś dobrą robotę. — Była to najwyższa pochwała, jaką potrafił wyrazić Siwsp. — Nie popadaj w apatię.

— Więc co mam zrobić z tymi pakietami paliwa? — spytał F’Lessan próbując opanować emocje.

— Trzeba je przenieść do zabezpieczonych magazynów na Lądowisku.

— Czy mamy dodatkowe opakowania? Te pakiety są stare.

— Skoro przetrwały dwa tysiące pięćset dwadzieścia osiem lat, przetrwają jeszcze więcej — uspokoił go Siwsp. Na jego ekranie pokazała się mapa. — Oto rozkład zajęć dla spiżowych i brązowych smoków. Tak będą latać do ładowni wszystkich trzech statków. Ostatnie odczyty wskazują, że jest tam wystarczająca ilość tlenu, by każdy smok i jeździec mógł doświadczyć stanu nieważkości.

— A po co mają to robić? — spytał F’lar.

— Jest to konieczne dla powodzenia Planu.

Rozkłady lotów zostały przekazane Przywódcom każdego z ośmiu Weyrów i były źródłem radości dla wszystkich z wyjątkiem nielicznych, głównie jeźdźców starszych smoków, dla których nawet polowanie stawało się trudne. Natomiast weyrzątka wprost tryskały zachwytem i ich Mistrzom niełatwo było utrzymać dyscyplinę.

Każda grupa była wysyłana z kimś mającym już doświadczenie w stanie nieważkości, nawet Jancis, Piemur i Sharra latali jako opiekunowie. Często ciągnęły za nimi całe stada jaszczurek ognistych i chociaż powodowało to skargi, Siwsp popierał ich zainteresowanie. Weyry przepełniał nowy entuzjazm, pokonując apatię środkowego okresu Przejścia.

Trzy dni później ktoś podpalił pakiety z paliwem, ale jaszczurki wszczęły alarm, więc obeszło się bez szkód. Usłyszawszy o tej niedoszłej katastrofie, Siwsp pozostał nieporuszony i beznamiętnym głosem poinformował wzburzonych Lytola i D’rama, że paliwo jest niepalne. Ale Fandarel, dowiedziawszy się o całej sprawie, natychmiast zaczął pytać, jak takie paliwo może dostarczać energii. Siwsp odpowiedział wykładem o budowie siedmiu rodzajów silników odrzutowych, począwszy od najprostszych, w których zachodzą reakcje, o jakich już im mówił, a które były mało zrozumiałe nawet dla Fandarela, a skończywszy na najbardziej skomplikowanych, wielofazowych.

Tego wieczora Mistrz Morilton wysłał swoją jaszczurkę z pilną i przerażającą wiadomością, że ktoś w jego siedzibie zniszczył wszystkie soczewki, które miały być zainstalowane w mikroskopach i teleskopach, niwecząc efekty miesiąca ciężkiej, wymagającej cierpliwości pracy. Następnego dnia Mistrz Fandarel zorientował się, że metalowe baryłki, które wyrabiał do przechowywania soczewek, zostały wrzucone do pieca kowalskiego, gdzie przez noc się stopiły.

Na szczęście przynajmniej trening smoków odbywał się bez zakłóceń, bo inaczej morale spadłoby bardzo nisko. Na dodatek Oldive i Sharra nareszcie zdołali przeciąć skorupę owoidu Nici ostrzem z czarnego diamentu.

— Wiele się nie dowiedzieliśmy — powiedziała Sharra Jaxomowi gdy wieczorem wróciła do domu. — To skomplikowany organizm i jego analiza zabierze nam dużo czasu. Niestety musimy pracować powoli. Chyba właśnie dlatego Siwsp nauczył nas hodowli bakterii, bo stanowi to dobre przygotowanie do tego rodzaju badań.

— Jak to wygląda w środku?

— Zdumiewający chaos — odpowiedziała marszcząc czoło w zamyśleniu. Potem zachichotała kpiąco. — Nie wiem, jak to sobie wyobrażałam. Właściwie nigdy o tym nie myślałam. Ale owoid jest owinięty warstwami brudnego, twardego jak skała lodu, w którym znajdują się kamyki, żwir i wszelkiego rodzaju śmieci. Owoidy bywają białawe, żółte, czarne, szare… Czy hel jest żółty? Byłeś na tych wykładach o ciekłym gazie. Nie, to był Piemur i Jancis.

— W każdym razie są tam zwoje, które skręcają się bez końca. Można je oddzielić od reszty materiału. Są tam też jakieś rurki i kawałki czegoś bąbelkowatego. Siwsp powiedział, że to bardzo słabo zorganizowana forma życia.

Jaxom roześmiał się zaskoczony.

— A tak bardzo dezorganizuje nasze życie!

— Ach, Jaxomie, nie to miał na myśli. Ale nie mogliśmy zrobić dzisiaj wiele, gdyż nie mamy odpowiednich narzędzi do pracy w tak niskiej temperaturze. — Uśmiechnęła się na wspomnienie niepowodzeń. — Te, które przynieśliśmy, stały się kruche i rozpadały się w zimnie.

— Metal stał się kruchy?

— Dobra kowalska stal też. Siwsp mówi, że powinniśmy używać specjalnego szkła.

— Szkło, no tak. — Jaxom pomyślał o tych wszystkich godzinach, które Siwsp spędził z Mistrzem Moriltonem i uśmiechnął się. — To dlatego. Ale skąd Siwsp mógł wiedzieć, że złapiemy Nić, kiedy nie wiedział nawet, że będziemy w stanie to zrobić?

— Chyba nie rozumiem, o co ci chodzi, Jaxomie.

— Ja też nie jestem pewien, moja śliczna. Zastanawiam się, kto jest bardziej zaskoczony? Siwsp, czy my?

Następnego ranka Sharra poprosiła Jaxoma, żeby pozwolił Ruthowi zabrać ją do Mistrza Oldive’a. Chciała z nim omówić, kogo jeszcze będą potrzebowali do pomocy. Ruth zawsze lubił wozić Sharrę, więc Jaxom mógł pozostać w Ruathcie i przewodniczyć wraz z Brandem długo odwlekanemu spotkaniu, podczas którego trzeba było rozsądzić drobne spory w Warowni.

Właśnie zasiadał w Wielkiej Sali, kiedy zauważył Rutha odlatującego z Sharra. Przerażony zerwał się na równe nogi.

Uprząż, Ruth! Którą Sharra wzięła?

W chwili gdy Ruth odparł: jest bezpieczna, dwie jaszczurki Sharry wrzasnęły tak głośno, że Lamoth, starszy smok spiżowy wylegujący się na wzgórzu, zaryczał na alarm. Jaxom, sparaliżowany szokiem, patrzył jak Ruth powoli obniża lot, a Sharra kurczowo trzyma go za szyję. Meeri Talia wbiły szpony w ramiona jej kurtki jeździeckiej. Główny pasek uprzęży zwisał luźno między łapami Rutha.

Drżąc ze strachu o życie żony, Jaxom zapomniał o swojej godności i obowiązkach i wybiegł z Wielkiej Sali. Nie chcąc niepokoić jej opowiadaniem o wypadku, o którym zresztą już niemal zapomniał, naraził ją na utratę życia. Ruth ostrożnie wylądował. Trzęsącymi się rękami Jaxom pomógł Sharrze zejść, a potem mocno ją objął.

Powinienem był spytać, którą uprząż wzięła, powiedział Ruth, robiąc sam sobie wyrzuty, a jego skóra zabarwiła się na szaro z niepokoju. I nie pokazałem jej, gdzie schowałeś uprząż, której teraz używasz.

— To nie twoja wina, Ruth. Wszystko dobrze, Sharra? Nie zraniłaś się? Kiedy zobaczyłem, że zawisłaś… — jego głos się załamał. Ukrył twarz na jej szyi i poczuł, że żona drży tak bardzo jak on.

Sharra potrzebowała ukojenia, ale wkrótce uświadomiła sobie, że mają publiczność, i ze słabym, zawstydzonym śmiechem uwolniła się z jego objęć. Rozluźnił je, ale nie pozwolił jej odejść. Gdyby nie była takim zręcznym jeźdźcem… Gdyby Ruth nie był takim inteligentnym smokiem…

— Myślałam, że naprawiłeś uprząż — powiedziała zaglądając niespokojnie w jego oczy.

— Naprawiłem! — Nie mógł powiedzieć jej prawdy, kiedy tak wiele osób ich słuchało, a pomimo więzi pomiędzy nimi, najwyraźniej nie zorientowała się, że coś ukrywa.

— Muszę iść, Jaxomie — stwierdziła. Poczucie obowiązku walczyło w niej ze strachem. — Czy Ruth bardzo się obrazi, jeśli polecę z G’lanarem na Lamothcie?

— Chcesz lecieć? — Jaxom był jednocześnie zdumiony i dumny z odwagi żony.

— Tak będzie najlepiej, Jax, żeby przezwyciężyć szok. — Pochyliła się przez niego i pogłaskała Rutha po nosie. — Wiem, że to nie twoja wina, kochany. Proszę, nie martw się! Ten odcień szarości nie pasuje do ciebie!

Skacząc w powietrze poczułem, że pasek się przerywa, powiedział Ruth Jaxomowi. Powinienem był spytać, której uprzęży użyła. Powinienem był.

— Już dobrze, Ruth. Ocaliłeś Sharrę — mówił Jaxom z wdzięcznością. — Ale teraz musi lecieć do Cechu Uzdrowicieli. Poleci na Lamothcie, z G’lanarem.

Ruth przyglądał się swojemu jeźdźcowi, pomarańczowy kolor paniki zaczął znikać z jego oczu. Jest w porządku, jak na jeźdźca z przeszłości, zgodził się Ruth niechętnie. Ale szkoda, że Dunluth i S’gar jeszcze nie wrócili.

— Wiesz, że ta para nie może latać przeciwko Niciom. G’lanar słabnie, a Lamoth ledwo przeżuwa swoje jedzenie, więc nie ma co mówić o skale ognistej. — Jaxom nie myślał więcej o komentarzu Rutha, tylko taktownie poprosił starego smoka i jeźdźca, żeby przewieźli Sharrę do Siedziby Uzdrowicieli. Zdjął zwisającą uprząż i zwinął, żeby sprawdzić ją później. Obserwował całą trójkę dopóki Lamoth nie wszedł w pomiędzy. Meer i Talia podążyli za nimi bez oporów. Wtedy wrócił do Wielkiej Sali, a Brand i zastępca zarządcy wskazali obecnym, by zajęli miejsca.

— Nie powiedziałeś jej? — Brand spytał szeptem Jaxoma gdy usiedli.

— Zrobię to teraz. Mało brakowało. — Układając papiery rozsypane w panice Jaxom zauważył, że jego palce drżą.

— Rzeczywiście. Jak sądzisz, czy ten… oczywisty zamach na twoje życie ma coś wspólnego z niedawnymi wypadkami?

— Sam chciałbym to wiedzieć.

— Porozmawiasz z Przywódcami Bendenu, prawda? — Spojrzenie Branda było surowe i nieubłagane.

— Tak — zgodził się Jaxom ze słabym uśmiechem — ponieważ wiem, że inaczej ty to zrobisz.

— To zrozumiałe. — Potem głośniej, Brand ciągnął: — Pierwsza sprawa dotyczy nadużycia zapasów Warowni.


Tego wieczora Jaxom opowiedział Sharrze o rozmowie, którą podsłuchał w Warowni Tillek i dochodzeniu przeprowadzonym przez Branda, które jednak nie przyniosło żadnych rezultatów, gdyż Pell oświadczył, że jest całkiem zadowolony z pracy w Cechu swojego ojca. Zapewnił, że nigdy nikt nie wypytywał go o jego pokrewieństwo z Rodem Ruathy, a on i tak w najlepszym razie jest krewnym w drugiej linii.

Kiedy Sharra zganiła już Jaxoma za „oszczędzanie” jej niepokoju, przejrzeli wpisy w księdze gości Warowni i nie mogli znaleźć nikogo choćby w najmniejszym stopniu podejrzanego. Ruth nie mógł im pomóc, gdyż nie zawsze przebywał w weyrze, kiedy Jaxom był w domu. Zazwyczaj przyłączał się do smoka pełniącego wartę.

Nawet do starego Lamotha, dodał. Ja drapię jego, gdy go swędzi, a on drapie mnie!

Następnego dnia oboje, Sharra i Jaxom, mieli wrócić na Lądowisko, na zebranie dotyczące sabotaży.

— Jaxomie, jeśli sam nie opowiesz o tym wypadku, ja to zrobię — zapowiedziała Sharra.

— To dotyczyło sukcesji, Sharrie — zaoponował. — Sabotaże to coś zupełnie innego.

— Skąd wiesz? — zapytała zaciskając dłonie na poręczach i rzucając mu gniewne, pełne wyrzutu spojrzenie. — Zwłaszcza że pełnisz główną rolę we wszystkich zamierzeniach Siwspa.

— Ja? Główną rolę? — Jaxom popatrzył na nią ze zdumieniem.

— Tak właśnie jest nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy. — Jej surowy wyraz twarzy złagodniał. — Sam byś tego nigdy nie zauważył. — Słodkim uśmiechem pokryła zniecierpliwienie. — Ale tak jest. Uwierz mi. I każdy na planecie o tym wie.

— Ale ja… ja…

— Och, nie przejmuj się, Jax. To, że nie nadymasz się poczuciem własnej ważności i nie irytujesz tym ludzi jest jedną z twoich najbardziej ujmujących cech.

— A kto taić robi? — Jaxom szybko pomyślał o wszystkich, którzy tak pilnie z nim współpracowali.

— Nikt, ale ty miałbyś do tego prawo. — Usiadła mu na kolanach, jedną ręką objęła go za szyję, a drugą wygładzała jego zmarszczone czoło. — Dlatego odstępcy chcą cię wyeliminować! Nie możesz zaprzeczyć, że niezadowolenie ze zbyt długiego czasu, jaki już trwa wykonywanie projektu Siwspa, jest coraz powszechniejsze.

Jaxom westchnął, gdyż była to jedna z wielu rzeczy, której znaczenie próbował umniejszyć.

— Wiem o tym. Właściwie przyjąłem z ulgą, że się to ujawniło. Sharra zesztywniała w jego ramionach.

— Wiesz kim są?

— Sebell podejrzewa, kto może być w to wplątany, ale żaden z harfiarzy nie przedstawił dowodów. A nie można oskarżyć Lorda Warowni bez znaczących dowodów.

Przyznała mu rację i położyła głowę na jego ramieniu.

— Uważasz na siebie, prawda, Jax? — spytała cicho. Była bardzo zaniepokojona.

— Bardziej niż ty — odparł przytulając ją. — Ile razy ci mówiłem, żebyś sprawdzała uprząż zanim ją założysz?


Nazajutrz, na Lądowisku, Siwsp objął przewodnictwo nad zebraniem, ale przede wszystkim zarządził, by z budynku wyszli wszyscy oprócz osób zaproszonych na spotkanie.

— Mimo że wszystkie incydenty były skierowane przeciwko nowej technologii, którą rozwijacie — powiedział — żaden z nich, jak dotąd, nie zagroził powodzeniu waszej pracy.

— Jeszcze nie — przyznał ponuro Robinton.

— Nie zgadzam się z tym — powiedziała Sharra i twardo spojrzała na męża. Kiedy zawahał się, oznajmiła: — Ktoś próbuje zabić Jaxoma.

Kiedy ucichło zamieszanie, Jaxom zdał pełen, choć zwięzły raport.

— To jest niepokojące — rzekł Siwsp, wznosząc głos, by przekrzyczeć pytania zadawane nerwowo przez obecnych. — Czy biały smok nie stanowi zabezpieczenia przeciwko tego rodzaju próbom? Czy nie może im zapobiec?

— Nie denerwujcie się — odparł Jaxom poirytowany zamieszaniem, chociaż chciał upewnić się, że taki atak nie zagrozi więcej Sharrze. — Ruth zdał sobie sprawę co się dzieje, kiedy pękł pasek uprzęży i ocalił Sharrze życie. Zostawiłem tę uprząż w otwartym miejscu, a schowałem tę której używam. Tylko…

— Nie chciał, żebym się martwiła — powiedziała Sharra cierpko. — Brand próbuje dowiedzieć się, kto mógł pociąć pasy. A zrobił to bardzo zręcznie ktoś, kto wie, jaki jest nacisk na uprząż podczas lotu.

— Jeździec? — krzyknęła oburzona Lessa, a na zewnątrz smoki ryknęły na alarm. — Nie ma takiego jeźdźca, który wystawiłby Rutha czy Jaxoma na niebezpieczeństwo! — Spojrzała ze złością na młodego Lorda Warowni, jakby to była jego wina. Odpowiedział jej takim samym spojrzeniem.

— Ani też żaden jeździec nie mógłby tego zrobić bez wiedzy swojego smoka — zauważył F’lar.

— Nic się nie zyska… — Lessa urwała — pozbywając się Jaxoma.

— Czy mógłby to być protest przeciwko mojej pracy nad Nicią? — spytała Sharra.

Jaxom potrząsnął gwałtownie głową.

— To niemożliwe. Kto mógł wiedzieć, że będziesz chciała, by Ruth poleciał z tobą do Siedziby Uzdrowicieli?

— Skoro to Jaxom zazwyczaj lata na Ruthu — odezwał się Siwsp jak zwykle spokojnie — można logicznie przyjąć, że to on był celem. Nie wolno dopuścić do dalszych zamachów na jego życie.

— Meer i Talia otrzymały odpowiednie rozkazy — oznajmiła Sharra rezolutnie.

— A Ruth? — spytała Lessa, ale zaraz zagłuszyła ją kakofonia ryków smoków na Lądowisku. Zaskoczona ich wojowniczością zamrugała oczami. — I wydaje się, wszystkie inne smoki na Pernie! — Pochyliła się, żeby położyć dłoń na ramieniu Sharry. — Teraz już zawsze będziemy ostrzegani przed niebezpieczeństwem. — Zwróciła spojrzenie na Jaxoma i zbeształa go. — Powinniśmy już dawno się o tym dowiedzieć, młody człowieku!

— Nic mi nie groziło — zaprotestował Jaxom. — Byłem bardzo ostrożny.

— Jaxomie, trzeba podwoić czujność. Trzeba również natychmiast wprowadzić właściwe zabezpieczenia, które zapobiegną nowym aktom wandalizmu w Cechach wykonujących specjalistyczną pracę — odpowiedział surowo Siwsp. — Dokonane ostatnio zniszczenia opóźniają ukończenie potrzebnego nam wyposażenia, ale na szczęście wandale nie wiedzą, jak ważna jest pozostała produkcja: hełmów kosmicznych, zbiorników tlenu i dodatkowych skafandrów, które są konieczne dla sukcesu naszego przedsięwzięcia.

— Cała ta praca odbywa się w rozmaitych miejscach — Fandarel westchnął z ulgą. Potem jednak surowo potrząsnął głową. — Trudno mi uwierzyć, że członek mojego Cechu mógł zniszczyć ciężką pracę swoich kolegów.

— Twoja społeczność to ludzie ufni — powiedział Siwsp — i przykro patrzeć, jak to zaufanie jest wykorzystywane.

— Tak, rzeczywiście — przyznał Fandarel ze smutkiem, ale zaraz wyprostował zgarbione ramiona. — Będziemy czujni. F’larze, czy są jacyś jeźdźcy chętni do dodatkowej służby?

— Whery-stróże lepiej się do tego nadają — powiedział Lytol, przyłączając się do dyskusji po raz pierwszy. Mimo południowej opalenizny jego twarz zszarzała, gdy słuchał o zamachach na Jaxoma. — Będą bardzo skuteczne, a moim zdaniem Weyry mają już zbyt wiele obowiązków.

— Whery i jaszczurki — uzupełnił Fandarel. — Wielu Mistrzów Cechów ma własne jaszczurki, a kiedy dowiedzą się, że mają zachowywać czujność, na pewno będzie można na nie liczyć.

— Mojemu bratu Torikowi udało się z kocimi młodymi — wtrąciła Sharra. — Oczywiście w ciągu dnia trzeba je trzymać w klatce, bo są dzikie.

— Wystawcie tyle straży, ile potrzeba, i nie pozwólcie, by ucierpiała produkcja — zarządził Siwsp. — Jutro smoki przeznaczone do ćwiczeń na „Yokohamie” przewiozą pakiety paliwowe. Mistrzu Fandarelu, dopilnujesz, by je opróżniono do głównego zbiornika. W ten sposób wyeliminujemy przynajmniej jedno zagrożenie.

— Może warto byłoby wywieźć wszystkie delikatne materiały na „Yokohamę”? — zaproponował F’lar.

— Niestety z wielu powodów nie można tam przewieźć wszystkiego — wyjaśnił mu Siwsp — ale niektóre owszem. Gdy tylko je skompletujemy, będą mogły być przetransportowane na statek.

— Czy jest jakaś gwarancja, że będą tam bezpieczne? — upewniał się Lytol. Zignorował tych, którzy spoglądali na niego z gniewem, zmieszanych jego niewiarą w zapewnienia Siwspa.

— Mogę monitorować „Yokohamę” i pilnować jej z o wiele większą łatwością, niż wy pilnujecie waszych Warowni, Cechów i Weyrów — odparł Siwsp.

— A strażnik pilnuje sam siebie — dodał Lytol cicho.

— Q.E.D. — podsumował Siwsp.

— Ku e de? Co to znaczy? — spytał Piemur.

— To wyrażenie pochodzące ze starego ziemskiego języka: Quod erat demonstrandum, czyli „co było do dowiedzenia”.

Загрузка...