Rozdział II

Zanim jeszcze wzeszło słońce, na Lądowisku zaczęli gromadzić się ludzie pragnący zobaczyć Siwspa. Wieść o nim rozeszła się tak szybko, jak szybko wkręca się w ziemię Nić. Ciekawość i niewiara są potężną siłą, więc przychodzili z każdego Cechu, Warowni i Weyru. Ku niezadowoleniu niektórych, przyczyną podniecenia większości nie był olbrzymi zasób wiedzy Siwspa, lecz możliwość ujrzenia niezwykłych ruchomych obrazów, które to cudo rzekomo pokazywało.

Fandarel, nadzorując poszukiwanie materiałów z listy Siwspa, był zajęty w Jaskiniach Katarzyny. Breide, mając więcej pomocników, niż potrzebował, poczynił już ogromne postępy w ostrożnym oczyszczaniu pozostałych paneli słonecznych z popiołu i ziemi. Mistrz Esselin uważnie studiował rysunki Siwspa, poganiając jednocześnie ludzi Breide’a, którzy jego zdaniem nie usuwali piachu wystarczająco szybko, aby i on wreszcie mógł zacząć swoją pracę. Breide odwarkiwał, że nie rozebrał nawet budynków, które miały dostarczyć materiału pod rozbudowę, więc o co Esselin się wścieka?

Lessa, słysząc kłótnię, kazała im przestać zachowywać się jak dzieciaki i zająć się tym, co do nich należy. Potem z Menolly i Jancis znalazła wśród kobiet chętne pomocnice do ciężkiej harówki przy czyszczeniu ścian pokoi nieużywanych od tysięcy Obrotów, i do wynoszenia popiołów, które przesypały się przez szpary w oknach i drzwiach. Największy pokój, który według kobiet był pierwotnie przeznaczony na salę konferencyjną, został znów przygotowany w tym samym celu.

Pamiętając co przechowywano w magazynach, Lessa posłała po meble: stoły, biurka i tyle krzeseł, ile można było łatwo wydobyć bez wchodzenia w drogę Fandarelowi. Gdy kobiety wszystko wyszorowały, ukazały się jasne kolory, przydające sali wesołych akcentów. Najdalej położone pomieszczenie zostało zamienione w prywatną kwaterę Mistrza Harfiarza Robintona, wyposażoną w wygodne łóżko, miękko wyłożony fotel i stół.

— Jedynym problemem będzie nakłonienie go, by z tego korzystał — powiedziała Lessa po raz ostatni przecierając stół ściereczką. Miała smugi kurzu na policzkach, delikatnym nosie i silnie zarysowanej brodzie. Kosmyki jej długich czarnych włosów wymykały się z warkoczy. Menolly i Jancis wymieniły spojrzenia, aby zdecydować, która powie Lessie, że się pobrudziła. Jancis pomyślała, że wygląd Władczyni Weyru, jak również energiczne sprzątanie uczyniły ją nagle bardziej przystępną. Młoda Mistrzyni Kowalstwa zawsze bała się słynnej Lessy.

— Jakoś nigdy nie myślałam, że zobaczę Władczynię Weyru Benden harującą jak sługa — szepnęła do Menolly. — Robi to z prawdziwym zacięciem.

— Ma praktykę z czasów, kiedy ukrywała się przed Faxem w Warowni Ruatha, zanim Naznaczyła Ramoth — wyjaśniła jej Menolly z ponurym uśmiechem.

— Ale wygląda tak, jakby dobrze się przy tym bawiła — dziwiła się Jancis.

I rzeczywiście, tak było. Przywracając brudny pokój do stanu czystości i porządku Lessa miała poczucie, że wykonuje użyteczną pracę.

Przyniesiono mapy, które Lessa zamówiła w archiwum Esselina, więc razem z dziewczętami przymierzała je do różnych ścian, aby zdecydować, skąd będzie je najlepiej widać.

— Czy naprawdę powinniśmy używać tych cennych dzieł do takiego… — Jancis trudno było znaleźć odpowiednie słowa.

— Przyziemnego celu? — spytała Menolly z szerokim uśmiechem.

— Właśnie.

— Tak ich używano na początku — powiedziała Lessa wzruszając ramionami. — A więc dlaczego nie powiesić ich znowu?

W miarę, jak mijały godziny ciężkiej pracy, Władczyni Weyru odzyskiwała równowagę ducha. Odkrycie Siwspa i jego obietnica, że pomoże F’larowi w ostatecznym wyeliminowaniu Nici, wstrząsnęło nią. Sama również rozpaczliwie tego pragnęła, prawie tak samo jak F’lar, ale obawiała się konsekwencji. Poranny szał szorowania pozwolił jej częściowo wyładować niepokój. Teraz już czuła, że przez jej umysł i ciało przepływa ożywczy nurt oczekiwania na niezwykłe wydarzenia.

— Skoro mapy nie zniszczały — swoją drogą, co za zdumiewające materiały mieli osadnicy — równie dobrze my możemy użyć ich zgodnie z celem, dla którego zostały sporządzone — mówiła dalej szybko. Zdecydowała, że „osadnicy” to mniej onieśmielające słowo niż „przodkowie”. Uważnie przyglądała się mapom. — Południowy Kontynent jest naprawdę wielki, prawda? — I uśmiechnęła się, na wpół do siebie. — Jancis, podnieś trochę wyżej. Tak. Teraz jest prosto.

Wygładziła na ścianie mapę Południowego Kontynentu. Potem, zadowolona, ustawiła kołek i zdecydowanie wbiła go kamieniem, który gdzieś znalazła. Esselin tak długo się wahał, czy dać im dwa kosze i łopatę, że nie chciało jej się prosić go o młotek. Kamień był równie dobry.

Odstąpiła z dziewczętami od ściany, aby podziwiać swoje dzieło. Nadal potrzebowała dłuższej chwili, żeby odczytać podpisy, wykonane literami o innym kształcie, niż przywykła. Zastanawiała się, jak Siwsp dał sobie radę ze skurczonym, ścieśnionym pismem Mistrza Arnora w Kronikach. Biedny Mistrz Arnor.

I biedny Robinton, który poczuł się taki upokorzony, gdy zrozumiał, że mimo całej ciężkiej pracy, którą Cech Harfiarzy włożył w utrzymywanie czystości języka, zaszły w nim zmiany.

A stary Arnor jest całkowicie niepodatny na zmiany. Dostanie spazmów, kiedy o tym usłyszy. Była to jeszcze jedna strona odkrycia: wiedza i oczywista inteligencja stawiały Siwspa w pozycji Mistrza Mistrzów we wszystkich dyscyplinach. Oprócz, jak się wydaje, wiedzy o smokach. Być może sugerowała się tonem Siwspa, ale czy nie słyszała nuty podniecenia w tym normalnie zrównoważonym głosie, gdy rozmowa schodziła na smoki?

— Tak, mapy tu pasują, prawda? Nie tylko jako dekoracje. — Lessa uśmiechnęła się do Jancis i Menolly. Pracując z młodą żoną Piemura upewniła się, że czeladnik harfiarski i wnuczka Fandarela stanowią dobraną parę. W pierwszej chwili wahała się, czy należy włączyć Jancis do rejestru Siwspa, ale dziś rano pozbyła się wszelkich wątpliwości. Jancis zasługuje na miejsce na liście nie tylko dlatego, że to dzięki niej znaleziono ten pokój, a potem ciężko pracowała. Miała też odpowiedni stosunek do Siwspa i do przyszłości.

Oczy Jancis lśniły, gdy przyglądała się mapie.

— Stworzyli tyle cudownych rzeczy. Takich, które przetrwały tysiące Obrotów. Materiały opierające się Nici. Przedmioty, które wzbogacą też nasze życie.

— To prawda, ale jak mam to opisać — Menolly machnęła ręką w stronę Siwspa — w balladzie, która wyjaśni ludziom wydarzenia?

— Zmiana w twoich zwykłych tematach, co? — roześmiała się Lessa. — Poradzisz sobie, Menolly, kochanie. Zawsze sobie świetnie radzisz. I nie trudź się wyjaśnianiem. Wątpię, by nawet Mistrz Robinton mógł wyjaśnić fenomen taki jak Siwsp. Przedstaw to jako wyzwanie, które wyrwie nas wszystkich z śród-Przejściowej chandry. — Przysunęła krzesło, odruchowo przetarła je szmatką, i usiadła z głośnym westchnieniem. — Nie wiem jak wam, ale mnie z pewnością przydałby się kubek gorącego klahu.

Jancis zerwała się na równe nogi.

— I owoce, a także paszteciki z mięsem. Kucharz wstał przed świtem, skarżąc się na tłumy do wykarmienia w tak krótkim czasie. Ale przygotował wystarczającą ilość jedzenia, zupełnie jak na Zgromadzenie. Zaraz wrócę.

Menolly nadal rozmyślała o swoich sprawach.

— Lesso — spytała poważnie — czy ludzie mogą potraktować Siwspa jak wyzwanie? Jaxom opowiedział nam niewiarygodne rzeczy. Niektórzy po prostu nie zaakceptują ich, nawet nie spróbują. — Myślała o swoich ograniczonych rodzicach i innych osobach o równie ciasnych umysłach, które spotkała podczas Obrotów spędzonych jako harfiarka.

Lessa machnęła z rezygnacją ręką.

— Ale znaleźliśmy tę maszynę i musimy brnąć dalej, nawet jeżeli nasze odkrycie oznacza, że trzeba będzie dokonać bolesnych korekt w wiedzy o przeszłości. Słuchanie o tym, jak osadnicy dotarli tutaj, było fascynujące. Te obrazy Pernu w kosmosie są naprawdę niesamowite. Nie miałam pojęcia, że to tak wygląda! A potem cała drżałam słysząc, jak odważnie nasi przodkowie walczyli z Nićmi. My jesteśmy przyzwyczajeni do walki z nimi nawet, jeśli niektórzy myśleli, że Przejście sprzed czterystu Obrotów było ostatnie. — Jej usta wykrzywiły się ze złości na wspomnienie wątpiących. — Ale dla osadników musiał to być okropny szok. — Z przepraszającym uśmiechem lekko dotknęła dłoni Menolly. — Jesteś jedną z tych, którzy naprawdę zasługują na usłyszenie tej historii, Menolly, ale gdy posłano po nas, nie mieliśmy pojęcia, o co dokładnie chodzi. Może Siwsp powtórzy ją dla ciebie i innych Mistrzów Harfiarzy, ponieważ jest to coś, co wasz Cech ma obowiązek rozpowszechniać. Wszystkie dzieci muszą się dowiedzieć o naszym prawdziwym pochodzeniu. Będziemy potrzebować nowych Ballad Nauczających. Ale to Sebell o tym zadecyduje, prawda? — Wyraz twarzy Lessy znowu się zmienił, najpierw odmalował się na niej zachwyt, potem nieufność. — Mówię ci, nie wierzyłam własnym oczom i uszom, kiedy Siwsp powiedział, że to osadnicy, dzięki — jak to nazwał — inżynierii genetycznej, stworzyli nasze smoki. — Jej uśmiech zabarwiony był rozgoryczeniem. — Prawie czuję ulgę, że tak niewielu jeźdźców z przeszłości pozostało przy życiu. Im rzeczywiście byłoby bardzo trudno to zaakceptować.

— A tobie ciężko jest pogodzić się z tym, że smoki są przekonstruowanymi genetycznie jaszczurkami ognistymi? — spytała Menolly. Celowo zachowała się złośliwie, bo Lessa otwarcie przyznawała, że nie lubi jaszczurek ognistych. Menolly zawsze musiała trzymać swoje z dala od Władczyni Weyru.

Lessa znów się skrzywiła, bardziej z przyzwyczajenia, niż ze złości.

— One naprawdę są czasem okropnym uprzykrzeniem, Menolly. Czy dzisiaj zostawiłaś swoje w Cechu Harfiarzy?

— Nie. — Menolly spojrzała wyzywająco na Lessę. — Ale tylko Piękna, Skałka i Nurek przybyły tu ze mną. Dotrzymują towarzystwa Ruthowi. Zawsze go uwielbiały.

Lessa zamyśliła się.

— Siwsp wspominał o Ruthcie, ale zdziwił się widząc Ramoth, Mnementha i Cantha. Przy okazji zapytam go o to. Przynajmniej jest coś, co my możemy wyjaśnić Siwspowi. — Westchnęła głęboko. — Ale jeśli może pomóc wykończyć Nici na zawsze… Mam tylko nadzieję, że może!

Wrażliwe harfiarskie ucho Menolly wychwyciło w głosie Lessy ton rozpaczy. Władczyni Weyru zauważyła jej spojrzenie i skinęła powoli głową, a jej oczy były pełne smutku.

— W tym okresie Przejścia, Menolly, bardzo potrzebujemy nadziei, że zdołamy oczyścić niebo z Nici i żyć tak, jak zamierzali osadnicy.

— Według Jaxoma Siwsp twierdzi, że istnieje taka możliwość!

— Przynajmniej Jaxom powtarza wszystko dokładnie — powiedziała Lessa sucho. — Powinnaś była usłyszeć niektóre z plotek w Weyrze dziś rano. Harfiarz Weyru dopilnuje, by zostały stłumione i by rozpowszechniano dokładne informacje. Nadzieja musi opierać się na prawdziwych przesłankach.

— Ale przecież Siwsp uważa, że uda nam się wytępić Nici!

Lessa skinęła głową.

— Tak. Będziemy jednak musieli bardzo ciężko pracować i wiele się nauczyć.

— Nawet to mogłoby poprawić morale. I — Menolly dodała żywiej — jakie to cudowne, że nasi przodkowie zdołali przeżyć każde Przejście tracąc tak niewiele.

— Musieli sobie jakoś radzić, tak jak i my musimy. Ale wiemy, że mimo wszystko utraciliśmy wiele z naszej kultury. Gdyby Nici zostały unicestwione… Och, jaką cudowną przyszłość moglibyśmy planować!

Spojrzenie Menolly napotkało szeroko otwarte, rozgorączkowane oczy Lessy.

— Cudowną także dla smoków i Weyrów?

— Tak! — Gwałtowna odpowiedź Lessy zdziwiła Menolly. — Tak, przyszłość bez Nici byłaby nawet lepsza dla smoków i Weyrów. — Lessa wzięła głęboki oddech i postukała palcem w mapę. — Znowu mamy nowy świat do odkrycia. — Pochyliła się i wpatrzyła w oznaczenia. — Ciekawe, co to było Honsiu.

Właśnie wtedy wróciła Jancis, niosąc koszyk z dzbankiem klahu, kubkami i jedzeniem. Przynosiła też wiadomości.

— Powinnyście zobaczyć co zrobiono, kiedy sprzątałyśmy — powiedziała z radosnym uśmiechem. — A także tłum, który chce się pogapić na Siwspa. — Lessa zerwała się na równe nogi, ale Jancis machnęła ręką, żeby znowu usiadła. — F’lar, Sebell i Mistrz Robinton mają wszystko pod kontrolą. Lepiej coś zjedzmy. Proszę, Lesso, świeże owoce i smaczne, ciepłe paszteciki. Menolly, nalej proszę klah — powiedziała rozdając owoce i paszteciki.

— Jesteś tak samo skuteczna jak twój dziadek — zauważyła Lessa z aprobatą, sadowiąc się z powrotem na krześle. Zapach ciepłego pieczywa i mięsa przypomniał jej, że upłynęło dużo czasu od pospiesznie zjedzonej w Weyrze Benden owsianki. — Menolly, jak tylko zjesz, wpiszemy cię do rejestru Siwspa. Jancis, od kiedy Siwsp jest znów… dostępny?

Jancis uśmiechnęła się znad swojego kubka.

— Wystarczająco długo, żeby zaaprobować lub odrzucić to, co dziadek sprowadził z jaskiń. Mistrzowie Wansor i Terry usiłują zrozumieć rysunek pokazujący, jak złożyć… komponenty. — Zawahała się przez chwilę używając nieznanego słowa. — Posłali po Mistrza Szklarza Norista, gdyż dwa ekrany pękły. Siwsp chce się dowiedzieć, czy mamy umiejętność, „technologię”, aby powielać materiał. Zachowuje się bardzo dyplomatycznie, ale z pewnością trzyma wszystkich na najwyższych obrotach. On… to… — Jancis speszyła się i niepewnie popatrzyła na Lessę. — Jak mamy nazywać to coś? Siwsp mówi, że jest maszyną, ale gdy słyszy się jego piękny głos, wydaje się, że to człowiek.

— Piękny głos? — spytała Menolly. Sok z owoców spłynął jej na brodę, więc pospiesznie ją wytarła.

— Tak — potwierdziła Lessa uśmiechając się na widok reakcji Menolly. — Siwsp ma naprawdę piękny głos. Prawie tak samo dobry, jak głos Mistrza Robintona.

— Poważnie? — Menolly, słysząc to porównanie z jej ukochanym Mistrzem, uniosła gęste brwi. — Jakie to sprytne ze strony naszych przodków — dodała, nie zwracając uwagi na prowokację Lessy.

— Menolly, uczciwie cię ostrzegam — powiedziała Lessa, uśmiechając się filuternie. — Ta rzecz jest doprawdy zadziwiająca.

Menolly odwzajemniła uśmiech.

— Dziękuję. Jak sądzisz, czy on może znać muzykę naszych przodków?

— Spodziewałam się tego pytania — roześmiała się Lessa.

— Powiedział — wtrąciła Jancis — że w swoich bankach pamięci ma Programy Inżynieryjne i Kolonialno-Planetarne Zestawy, jak również Kroniki kulturalne i historyczne, które koloniści uznali za ważne. A muzyka jest istotnym elementem kultury, prawda?

Lessa ukryła uśmiech, zachwycona subtelnym przekomarzaniem się Jancis.

— Tak powinno być. I o to spytam tego Siwspa w pierwszej kolejności. — Menolly nie dała wytrącić się z równowagi, i spokojnie zabrała się do jedzenia.

— Siwsp jest inteligentnym narzędziem, ale jego głos brzmi zawsze tak samo, chociaż jest wyjątkowo miły — kontynuowała Lessa. — To tylko jeden głos, nawet jeśli w tych olbrzymich bankach pamięci zawiera również muzykę przodków.

W drzwiach pojawił się F’lar. Wyraźnie był zmęczony. Lessa poznała to po tym, że jak zwykle w chwilach napięcia, bezmyślnym gestem odgarniał z czoła włosy.

— A, Lessa, tu jesteś. Menolly, Robinton potrzebuje ciebie i Lessę. Musimy też ustalić, kogo umieścić na liście osób, które mogą mieć dostęp do Siwspa, bo absolutnie wszyscy chcą z nim rozmawiać. Jednak Piemur ma rację. Większość ludzi nie wierzy temu, co słyszy. — Przysiadł na stole i chwycił pasztecik. — Prawdopodobnie nie uwierzą nawet wtedy, gdy już go zobaczą.

— Nie możemy ich za to winić — oświadczyła Lessa. — Ale zadowalanie sceptyków to strata cennego czasu Siwspa. I naszego. Musimy się naradzić.

Jancis poderwała się z miejsca, bo uważała, że nie zasługuje na to, by uczestniczyć w naradzie.

— Nie dziecko, nie uciekaj. Narada nie odbędzie się od razu. — Lessa parsknęła śmiechem. — Nie teraz, gdy wszyscy biegają w kółko jakby poszaleli. Ale przynieś więcej naczyń, klah i jakiś posiłek. F’lar, proszę, zjedz coś.

— Nie mam czasu. Jest tyle do zrobienia. — F’lar machnął ręką, ale wrzucił do ust jeszcze jeden kawałek pasztecika.

— A kiedy zamierzasz zrobić sobie przerwę na śniadanie? — spytała ostro Lessa. Wstała, zepchnęła F’lara ze stołu i siłą posadziła na najbliższym stołku. Położyła przed nim resztę pasztecików, napełniła własny kubek i dodała do klahu tyle słodzika, ile lubił. — Nie spałeś ostatniej nocy, i jeśli nie zjesz, nie będziesz się nadawał do niczego. A teraz powiedz, kto ci się naprzykrza? Czy mamy tu wystarczającą liczbę Lordów Warowni, Mistrzów Cechów i Przywódców Weyrów, by móc podejmować decyzje?

— Przybyli już wszyscy Lordowie Warowni i Mistrzowie Rzemieślnicy, których nie zdążyliśmy wezwać wczoraj — odparł F’lar, wyraźnie zniecierpliwiony.

— Chyba wyjaśniłeś im…

— Wszyscy wyjaśnialiśmy — krzyknął F’lar, coraz bardziej poirytowany. — Wiemy, jak wielu ludzi zajmujących ważne stanowiska jest przewrażliwionych na punkcie własnej godności, ale teraz chyba każdy z nich został osobiście obrażony tym, że nie wezwano ich już wczoraj. — Spoglądając spode łba ugryzł pasztecik i popił łykiem klahu. — A najbardziej skarżą się ci, którzy, jak dotąd, nie zwracali najmniejszej uwagi na to, co się dzieje na Lądowisku.

— W jaki sposób się dowiedzieli? — spytała zdziwiona Lessa.

F’lar uśmiechnął się ironicznie i rzucił niechętne spojrzenie na Menolly.

— Zgadnij.

Harfiarka jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.

— Znowu te przeklęte jaszczurki ogniste! — rozzłościła się Lessa. — I na dodatek przybyli na smokach!

F’lar skrzywił się i znów zaczął odgarniać włosy z czoła.

— Nie powinienem był przydzielać jeźdźców Cechom i Warowniom. Korzystają z tej uprzejmości tak, jakby smoki były biegusami.

— Och, no cóż, każda rzecz ma swoje dobre i złe strony, a ta uprzejmość z pewnością poprawiła stosunki z Warowniami i Cechami. W tej chwili stanowi to tylko niewielką niewygodę. Mimo wszystko, Lordowie i Mistrzowie muszą poznać Siwspa. Niektórzy, ci o bardziej zacofanych poglądach, i tak nie uwierzą świadectwu własnych oczu. Ale skoro zebrało się już tyle gapiów, równie dobrze można pozwolić im na zaznajomienie się ze Siwspem.

— No tak — zżymał się F’lar, wymachując drugim pasztecikiem. — Sebell wpuszcza ich po kilku naraz i przerywa spotkania, gdy Siwsp jest potrzebny do kontynuowania bieżącej pracy. Większość z nich odchodzi kręcąc głową i próbując ukryć oszołomienie. Bardzo niewielu zrozumiało, ile zyskamy dzięki tej maszynie. — Uderzył pięścią w stół. — Kiedy pomyślę, ile kiedyś mieliśmy, kim byliśmy! I kim znowu możemy być dzięki Siwspowi!

Lessa uśmiechnęła się widząc jego zaangażowanie.

— Zgodnie z tym, co mówi Siwsp, nawet Lądowiska nie zbudowano w jeden dzień. — Zaczęła masować napięte mięśnie na karku i barkach męża. — Jedz, kochany. Już raz poradziliśmy sobie z niedowiarkami. Zrobimy to znowu na nasz własny, niezrównany sposób. — Pochyliła się i pocałowała go w policzek.

— A ty, tak jak zwykle, radzisz sobie ze mną, prawda? — F’lar uśmiechnął się do niej ze smutkiem.

Lessa spojrzała na niego z lekką urazą. Wróciła na swoje krzesło i zabrała się za przerwane śniadanie.

— Dodaję ci otuchy, kochanie moje. — W jej umyśle rozległo się niedowierzające parsknięcie Mnementha. — Nie psuj efektu — powiedziała spiżowemu smokowi.

Dobrze, odparł rozespany Mnementh. Na tym Lądowisku słońce jest rozkosznie ciepłe.

Ramoth entuzjastycznie przyznała mu rację.

W drzwiach pojawił się Sebell, ukłonił się Lessie i F’larowi, a potem skinął na Menolly.

— Mistrz Robinton chce, żeby Menolly dopisano do listy. N’ton wyrazi zgodę w imieniu Przywódców Weyrów. A Fandarel złapał Jancis w drodze do kuchni. Jest potrzebna do szkicowania. Ktoś inny przyniesie klah i jedzenie. — Sebell poczęstował się ostatnim pasztecikiem. — Urządziłyście tu doskonałą salę konferencyjną. — I, obejmując Menolly przez plecy, wyprowadził ją z pokoju.

Lessa rzuciła wymowne spojrzenie na małżonka, on obdarzył ją serdecznym uśmiechem, a potem żarłocznie dokończył pasztecik i sięgnął po owoc.

— A ty jesteś na liście? — spytała Menolly Sebella, gdy już wyszli na korytarz.

Sebell tylko się uśmiechnął i przytulił ją. Szli równym krokiem. Tak jak już nie raz, Sebell dziwił się swemu szczęściu. Udało mu się zdobyć Menolly na swoją towarzyszkę. Nie miał nic przeciwko temu, że część jej serca należała do Mistrza Robintona. On sam też był bardzo oddany staremu harfiarzowi, darzył go szacunkiem i całkowitą lojalnością. Ale Menolly była radością jego życia.

— Jak długo mamy jeszcze czekać? — spytał ostro Oterel, Lord Warowni Tillek, patrząc spode łba, gdy dwoje harfiarzy mijało go na korytarzu.

— Pokój jest mały, Lordzie Oterelu, a pracy dużo — powiedział Sebell łagodnie.

— Może i jest mały, ale Fandarel i pierwszy lepszy jego rzemieślnik siedzą tam godzinami. A teraz przywlókł jeszcze swoją wnuczkę — skarżył się zrzędliwie Oterel.

— Gdybyś umiał rysować tak dobrze jak ona, Lordzie Oterelu — zakpiła Menolly — niewątpliwie byłbyś w środku. — Nie lubiła skwaszonego starego Lorda Tilleku od chwili, gdy tak gwałtownie sprzeciwił się, by nadano jej status Mistrza.

Oterel spojrzał na nią ze złością. Stojący obok Lord Toronas z Warowni Benden zasłonił dłonią usta, by ukryć uśmiech.

— Kobieto, jesteś bezczelna, zbyt bezczelna! Hańbisz swój Cech.

Sebell spojrzał na niego przeciągle i pociągnął Menolly do małego pokoju Siwspa. Było tam gorąco i duszno. Stołki ustawiono tak blisko siebie, że Menolly zastanawiała się, jak Jancis, Piemur, Terry i inny kowal, którego nie rozpoznała, mogli w ogóle rysować. Fandarel krążył nad nimi, podczas gdy N’ton oparł się leniwie o ścianę. Nagle zobaczyła ekran, ukazujący nieznane obiekty tak wyraźnie, jakby do środka tego Siwspa dostały się w jakiś sposób rzeczywiste przedmioty.

— A teraz, kiedy uzyskaliśmy połączenie z F-322RH… — Bogaty, pięknie modulowany głos sprawił, że Menolly sapnęła ze zdziwienia. Rozejrzała się wokół szukając osoby, która to mówiła, i napotkała wzrok Sebella, rozbawionego jej reakcją. — …obwód zostanie zamknięty. Dodajcie tę tablicę do już zainstalowanych, i wróćcie po następną instrukcję.

Cała czwórka wyszła, cicho rozmawiając. N’ton zbliżył się do ekranu, a Fandarel odchrząknął.

— My trzej: N’ton, Przywódca Weyru; ja, Fandarel, Mistrz Cechu, i Mistrz Harfiarz Sebell, prosimy, abyś dołączył Mistrza Menolly z Cechu Harfiarzy do listy osób upoważnionych do rozmów z tobą.

— Czy Mistrz Menolly zechce przemówić, abym otrzymał wzór jej głosu?

— Wzór głosu? — spytała Menolly, nie rozumiejąc, o co chodzi.

— Tak. Ludzki głos jest bardziej skutecznym środkiem identyfikacji niż wygląd fizyczny, który może zostać skopiowany. Natomiast właściwości głosu nie można skopiować. Tak więc musisz przemówić, żebym mógł zarejestrować twoją tożsamość.

Menolly, słysząc tę niezwykłą prośbę i wspaniały głos, po raz pierwszy w życiu oniemiała. Spojrzała bezradnie na Sebella, który zachęcająco pstryknął palcami i uśmiechnął się, podczas gdy N’ton bezgłośnie formułował słowa, które Menolly miała imitować.

— Jestem Menolly, niegdyś z Warowni Morskiego Półkola, i śpiewam lepiej niż mówię… — zaczęła speszona, lekko się zająkując. Potem przestraszyła się, że jej jąkanie jest rejestrowane.

Mistrz Fandarel gestem nakazał jej mówić dalej.

— Moja ranga to Mistrz Cechu Harfiarzy. Komponuję muzykę i piszę słowa. Mistrz Sebell — wskazała palcem — jest moim towarzyszem życia. Mamy troje dzieci. Czy to wystarczy?

— Wystarczy, bo twój głos ma bardzo charakterystyczne brzmienie — orzekł Siwsp. — Powiedz mi, macie kopie muzyki, którą piszesz? Chciałbym je włączyć do głównych katalogów.

— Chcesz dołączyć moje pieśni? — wykrzyknęła ze zdumieniem Menolly.

— Muzyka była bardzo ważna dla waszych przodków.

— Czy masz ją w swojej pamięci? — Menolly była tak podniecona, że z trudnością zachowywała zwykłą harfiarską dykcję.

— Istnieje obszerny katalog, pokrywający okres ponad dwóch tysięcy lat.

— Ale ty możesz się posługiwać tylko jednym głosem?

Zapadła chwila ciszy.

— Nie byłoby właściwe używać rozmaitych głosów podczas rozmowy. Mogę jednak odtwarzać muzykę w jej różnorodnych formach.

— Naprawdę? — Menolly zdała sobie sprawę, że Sebell śmieje się, a N’ton patrzy na nią z rozbawieniem.

— Przyjdzie pora i na nas, moja śliczna — powiedział Sebell cicho. — Obiecuję ci to. Mistrz Robinton jest równie zainteresowany jak my, ale są pilniejsze sprawy.

Menolly przełknęła rozczarowanie i spojrzała bezradnie na Sebella.

— Pójdę już — odezwał się Fandarel. — Siwspie, wybieramy się nad rzekę. Musimy się zorientować, jak można zrekonstruować elektrownię. Jeźdźcy smoków polecieli po moje niklowo-kadmowe baterie, jak to nazywasz.

— Czy Mistrz Facenden rozumie, jak należy je przyłączyć do dodatkowych punktów poboru mocy? — spytał Siwsp.

— Tak, wyjaśniłem mu to bardzo dokładnie. Zbuduje także osłony, aby powstrzymać nieostrożnych od dotykania cieczy lub kabli.

N’ton, bądź tak dobry i wyznacz jeźdźców smoków, którzy zabiorą nas w górę rzeki, do tamy.

Fandarel i N’ton wyszli z pokoju. Na korytarzu obaj zignorowali ludzi czekających przed drzwiami, chociaż ci rzucili się na nich z pytaniami.

Sebell, chcąc, by Menolly uczestniczyła we wszystkich wydarzeniach, a także dbając o to, by nikt nie okazał jej lekceważenia, poprosił, by zajęła jeden ze stołków, i dopiero potem zaprosił do pokoju Lordów Oterela, Sigomala, Toronasa i Warbreta.

Oterel wepchnął się pierwszy z triumfalnym wyrazem twarzy, który jednak bladł w miarę, jak zaczął się orientować, co znajduje się w pokoju. Kiedy wszyscy czterej już weszli, Sebell przedstawił ich Siwspowi.

— Miło mi was poznać, Lordowie — powitał ich uprzejmie Siwsp. Menolly usłyszała w jego głębokim głosie nutę szacunku. — Wkrótce moja sala zostanie powiększona i będzie mogła pomieścić liczniejszą publiczność.

Sebell napotkał wzrok Menolly i mrugnął do niej. Oboje docenili takt Siwspa.

— Widzisz nas? — spytał Oterel, nadal szukając czegoś, co — Menolly gotowa się była założyć — mógłby uznać za oczy.

— Czujniki wizualne rejestrują obecność każdego z was. Jeśli kiedyś znów tu wrócicie, z pewnością zostaniecie rozpoznani.

Menolly pospiesznie zakryła usta dłonią. Nie byłoby dobrze, gdyby Oterel zobaczył, że śmieje się z jego zmieszania. Siwsp zachowuje się tak, jakby był harfiarzem, pomyślała. Skąd wiedział, jak traktować tego starego nudziarza? Czy Sebell go ostrzegł?

— Nie masz oczu — powiedział Oterel kłótliwie.

— Oczami maszyny są czujniki wizualne, Lordzie Oterelu.

— Podobno znałeś naszych przodków — odezwał się Lord Sigomal, podczas gdy Oterel rozmyślał nad ukrytą sugestią, że oczy mogą być czymś gorszym. — Czy możesz mi powiedzieć, kim byli moi?

— Lordzie Sigomalu — odpowiedział Siwsp, a jego głos brzmiał przepraszająco — nie mam aż tak dokładnych danych. Lista imion osadników, którzy przenieśli się do Warowni Fort jest przygotowywana, i będzie dostępna dla każdego, kto jej zażąda. Twoje własne Kroniki Warowni prawdopodobnie wyszczególniają założycieli Bitry. Może ucieszy cię informacja, że twoja prowincja została nazwana imieniem jednej z kobiet pilotów wahadłowców, Avril Bitry.

Menolly zastanowiła dziwna, skrócona forma przekazania informacji. Siwsp miał niewiarygodnie giętki głos, zdolny do niezwykłych zmian dynamicznych i wyrażania poglądów barwą tonu. Może warto byłoby skłonić Mistrza Shonagara, ekscentrycznego nauczyciela dykcji i ustawienia głosu w Cechu, aby opuścił swoją siedzibę i usłyszał coś tak cudownego.

— Czy lista przodków to wszystko, co możesz dostarczyć? Nie na wiele nam się to przyda! — wykrzyknął Oterel, bardzo niezadowolony.

— Jeśli chodzi o twoją Warownię, Lordzie Oterelu, można przypuszczać, że została założona przez Jamesa Tilleka, kapitana „Bahrainu”, człowieka, który wykazał się wielkimi umiejętnościami i talentem jako żeglarz i odkrywca. Albo nazwano tak tę Warownię na jego cześć.

Oterel napuszył się, pełen poczucia wielkości.

— Lordzie Toronasie i Lordzie Warbrecie, niestety wasze Warownie założono długo po tym, jak ustał dopływ danych. Czy mógłbym dołączyć wasze Kroniki do zbioru informacji z tego okresu? Byłoby to pomocne dla zrozumienia, jak funkcjonuje instytucja Warowni. Trzeba zebrać bardzo wiele danych zanim zdołamy w pełni docenić to, co stworzyliście tu, na Pernie.

W tym momencie wszedł Mistrz Wansor. Czytał jakąś kartkę i komentował ją pod nosem. Ponieważ nie odrywał oczu od swojej lektury, wpadł na siedzącego Warbreta. Grzecznie przeprosił, ale i tak naraził się Oterelowi, który oskarżył go o nieuprzejmość wobec Lordów Warowni.

— Mam tylko jedno małe pytanie, ale niezmiernie pilne — tłumaczył się Wansor łagodnym, pełnym skruchy głosem.

— Mistrzu Wansorze, wystarczy umieścić kartkę na panelu. Odczytam ją i udzielę odpowiedzi — przypomniał mu Siwsp niezwykle grzecznie.

Menolly uniosła brwi. Niewielu ludzi odnosiło się do Mistrza Wansora tak, jak na to zasługiwał dzięki swoim umiejętnościom.

— Och, tak, ciągle zapominam — mruknął Mistrz Wansor. Przepraszając, prześliznął się między stołkami do panelu kontrolnego. Okrągły, mały, bezpretensjonalny starszy człowiek, musiał nisko się pochylić, aby słabymi oczami zobaczyć, gdzie umieścić kartkę. Panel rozjaśnił się jeszcze bardziej. — Ach, tak! — I porządnie przyklepał kartkę.

— Lordzie Toronasie, twoja Warownia najprawdopodobniej nosi taką nazwę dla uczczenia pamięci admirała Paula Bendena — informował dalej Siwsp, podczas gdy kilka szybkich błysków na panelu poinformowało Menolly, że w tym samym czasie urządzenie zajmuje się kartką Wansora. Potem, zadziwiając wszystkich, główny ekran ukazał obraz przystojnego mężczyzny, z twarzą świadczącą o silnym charakterze. To człowiek, któremu można było ufać, pomyślała Menolly. Uderzyło ją, że Siwsp go znał i kiedyś mógł z nim bezpośrednio rozmawiać. A teraz Paul Benden nie żył od tysięcy Obrotów. Jednak jego nazwisko nie poszło w zapomnienie. — Admirał Benden, wspaniały dowódca — mówił dalej Siwsp. — Utrzymywał jedność wśród osadników, zawsze podnosił ich na duchu, wyratował ich w czasie kataklizmu. Dzięki niemu założyli bezpieczny dom na Północnym Kontynencie.

— A ja jestem jego krewnym? — spytał Toronas. Menolly wyczuła w jego głosie pokorę, której nie objawił Oterel. — Niestety, nie możemy już odczytać naszych najstarszych Kronik, by się tego dowiedzieć.

Lordowie Warowni czekali na odpowiedź Siwspa, a Wansor wyszedł po cichu.

— Całkiem możliwe, że jesteś jego bezpośrednim potomkiem — odparł Siwsp. — Z małżeństwa Paula Bendena i Ju Adjai zarejestrowano czworo dzieci. Jeśli przyniesiesz swoje Kroniki, może zdołam je odcyfrować. Istnieje program, który w specjalnym świetle czasami może przywrócić utracone słowa.

Menolly oczarowana słuchała, jak Siwsp mądrze i w tak osobisty sposób radzi sobie z Sigomalem i Warbretem, nie urażając ich godności.

Już od jakiegoś czasu przy drzwiach kręcili się niezdecydowanie Jancis, Piemur i Benelek. Każde z nich trzymało w rękach po kilka kartek. Wreszcie Piemur zaszeleścił swoimi, żeby zwrócić uwagę Sebella. Mistrz Harfiarz z szacunkiem powiedział Lordom Warowni, że Siwsp musi znów przeprowadzić konsultacje, i uprzejmie wskazał gestem, aby wyszli.

Oterel mruknął coś gniewnie, ale Sigomal zaraz wstał i ujął starego Lorda Tilleku za ramię.

— Duszno tutaj, Oterelu. Zbyt duszno, by zostać dłużej, ale zamierzam poszukać Kronik i wtedy zobaczymy, co ten Siwsp z nich wyczyta. A teraz już chodźmy.

— Manipuluje nimi jak marionetkami — szepnęła Menolly, kiedy Sigomal wyprowadził pozostałych Lordów Warowni z pokoju.

— Mistrz Robinton poradził mi, bym posługiwał się pochlebstwami i zachowywał taktownie — wyjaśnił jej Siwsp — a już zwłaszcza wobec tych, którzy nie mogą uzyskać dłuższej rozmowy.

— Jak mogłeś mnie usłyszeć? — spytała Menolly, zmieszana, że do Siwspa doszedł jej szept.

— Mistrzu Menolly, siedzisz obok receptora.

Wzrok Menolly napotkał rozbawione spojrzenie Sebella. Dlaczego wcześniej jej nie ostrzegł?

— Menolly, nie rozpraszaj Siwspa — zganił ją Piemur, układając swoje papiery na panelu.

— Mistrz Menolly mnie nie rozprasza — odrzekł Siwsp łagodnie. — Proszę o następną stronę, Piemurze.

— Czy naprawdę możesz odczytać te zapleśniałe Kroniki? — spytała Menolly.

— Należy przynajmniej spróbować. Atrament, którego używano do pisania Kronik sprowadzonych przez was w nocy, jest niezniszczalny i poddaje się pewnym technikom odczytu. Jednak będzie potrzebna pomoc człowieka. Dokumenty do skanowania trzeba przygotowywać ręcznie. Chwilowo ta praca została zawieszona.

— Zawieszona? — Menolly była zachwycona niezwykłym, ale obrazowym wyrażeniem.

Usłyszała kroki na korytarzu i zobaczyła grupkę ludzi obładowanych kartonami, wchodzących do pokoju. Byli wśród nich F’lessan i F’nor.

— Zostawię was samych — powiedziała niechętnie.

— Zaczekaj — zatrzymał ją Sebell.

— Wygląda na to, że przynosicie tu całą zawartość jaskiń. Czy nie byłoby wygodniej przenieść tam Siwspa? — zapytała.

— To niemożliwe — odparł Siwsp tak stanowczym tonem, jakiego Menolly jeszcze nigdy od niego nie słyszała. — Muszę pozostać na swoim miejscu, albo nie będę miał dostępu do „Yokohamy”.

— Och, Siwsp, ja tylko żartowałam — powiedziała Menolly przepraszająco.

Do pokoju wchodziło coraz więcej jeźdźców smoków, więc Menolly przesuwała się pod ścianę, tam, gdzie przedtem siedział N’ton. Przyglądała się, jak przekazują Siwspowi karton za kartonem. Maszyna albo je odrzucała, albo odsyłała do pokoi, gdzie pomocnicy próbowali montować instalację, która umożliwi większej liczbie ludzi dostęp. Żaden jeździec nie wydawał się zdziwiony widząc Menolly, a uśmiech F’lessana nawet w obecności tego niezwykłego urządzenia nie stracił nic ze swojej zwykłej wyższości. Ale też syn F’lara i Lessy nie traktował poważnie niczego, prócz swojego smoka Golantha. Mirrim podążała tuż za T’gellanem. Ta dwójka ze Wschodniego Weyru nigdy nie rozstawała się na długo odkąd oświadczyli, że żyją razem. A Mirrim z pewnością rozkwitła i uspokoiła się w cieple uczucia T’gellana, zauważyła Menolly.

— Nie widziałam cię tutaj wcześniej — powiedziała Mirrim po cichu do Menolly czekając, aż jej ładunek zostanie oceniony przez Siwspa.

— Och, przyjechałam późno w nocy z Kronikami obecnego Przejścia — odparła Menolly. — Potem dopadła mnie Lessa i wyznaczyła pracę. — Wyciągnęła swoje silne ręce, pokazując palce pokryte odciskami i nadal pomarszczone od wody.

Mirrim wywróciła oczami.

— Mam szczęście, że przydzielono mi znoszenie tych wszystkich rzeczy. Porozmawiajmy później, dobrze? Muszę już iść — dodała uśmiechając się radośnie. — T’gellan macha na mnie. — Uniosła karton w stronę ekranu Siwspa.

Kiedy Siwsp ustalił, co z nowego ładunku będzie mu potrzebne i jeźdźcy wrócili do swoich zajęć, Sebell skinął na Mistrzów Cechów, żeby weszli i zostali przedstawieni. I znów maszyna zajęła się wszystkimi uprzejmie, choć krótko. Potem Siwsp poprosił o Kroniki rzemiosł.

Gdy już wszyscy obcy wyszli, Menolly podeszła do Sebella.

— Jak Siwsp znajdzie czas, aby przeczytać tak wiele Kronik? — spytała szeptem.

— Nie musi spać, potrzebuje wyłącznie prądu — odpowiedział Sebell. — Gdybyśmy mogli dostarczyć mu energii w nocy, gdy ogniwa słoneczne nie mogą działać, pracowałby przez całą dobę. — Siwsp, nie potrzebujesz snu, prawda?

— Działam tak długo, jak długo otrzymuję dostateczną ilość energii. Sen to ludzka potrzeba.

Sebell puścił oczko do Menolly.

— Nie masz żadnych ludzkich potrzeb? — Menolly domagała się wyjaśnień od Siwspa. Stanęła na wprost ekranu i wepchnęła pięści za pasek.

— Jestem zaprogramowany do optymalnego użytku zgodnie z życzeniem człowieka.

— Siwspie, czyżbym usłyszała obrazę w twoim głosie?

— Zaprogramowano mnie tak, abym się nie obrażał.

Menolly musiała się roześmiać. Później zdała sobie sprawę, że to właśnie wtedy Siwsp stał się dla niej osobowością, i przestała myśleć o nim wyłącznie jak o wspaniałej maszynie wynalezionej przez przodków.

— Menolly? — zawołał Robinton z drugiego końca korytarza, po raz pierwszy opróżnionego z naprzykrzających się gości. — Czy Sebell jest z tobą?

Sebell przesunął się tak, by Mistrz Harfiarz go zobaczył.

— Czy mogłabyś go zastąpić przy Siwspie? — poprosił Robinton. — Zebrało się dość Osób, byśmy mogli urządzić naradę.

Sebell położył dłoń na ramieniu Menolly, by dodać jej otuchy. — Widziałaś, jak prowadziłem spotkania nowych ludzi z maszyną — powiedział. — Jeśli ktoś jeszcze się pojawi, po prostu przedstaw go.

— To nie zadziałało w nocy, kiedy Piemur spróbował przedstawić mnie — pożaliła się Menolly.

Sebell uspokajająco ścisnął jej ranie.

— Mistrz Robinton i F’lar wprowadzili zmiany do protokołu.

— Co to jest protokół?

— Tego słowa używa Siwsp, gdy nie chce mówić o ustaleniach czy uprzejmości. — Pocałował ją szybko w policzek. — Jeżeli na naradzie będzie mowa o czymś ciekawym, wszystko ci powtórzę, przecież wiesz o tym.

— Wiem i jestem zadowolona, że nie muszę wysiadywać na jeszcze jednej — zawołała za nim, gdy je biegł korytarzem do Mistrza Robintona.

Sebell rzeczywiście wiedział, że Menolly nienawidzi formalnych ceremonii. A może teraz to się będzie nazywało „protokoły”? Menolly uśmiechnęła się do siebie, a potem zdała sobie sprawę, że jest sama z Siwspem.

— Siwsp, czy mógłbyś pokazać mi, jak brzmiała muzyka przodków?

— Wokalna, kameralna, symfoniczna?

— Wokalna — odpowiedziała Menolly bez wahania, obiecując sobie, że usłyszy też inne formy, gdy tylko będzie miała okazję.

— Klasyczna, antyczna, nowoczesna? Współczesny folk, czy popularne pieśni? Z instrumentalnym akompaniamentem, a może a cappella?

— Skoro mamy wolną chwilę, pozwól mi usłyszeć cokolwiek.

— Cokolwiek jest nieprecyzyjną kategorią. Sprecyzuj.

— Wokalna, popularna, z instrumentami.

— Odtworzę ci pieśń, która zostali nagrana podczas Uroczystości Lądowania.

I nagle pokój wypełnił się muzyką. Menolly natychmiast rozpoznała kilka instrumentów: gitarę, skrzypce i dźwięki jakichś piszczałek, a potem głosy, niewyuczone, lecz entuzjastyczne i muzykalne. Melodia była przejmująco znajoma, jednak nie rozumiała słów, choć śpiewający mieli dobrą dykcję. Co za niewiarygodna jakość dźwięku! Nie zniszczona przez czas, tak jakby muzycy i śpiewacy byli obecni w tym pokoju. Kiedy pieśń się skończyła, Menolly jeszcze długo milczała.

— Jesteś zadowolona, Mistrzu Menolly?

Menolly, słysząc normalny głos Siwspa, odzyskała panowanie nad sobą.

— Och, to było cudowne! Ja też znam tę melodię. Jak… osadnicy — tak, pomyślała, Lessa miała rację nazywając ich tym mniej onieśmielającym mianem. — Jak nazywa się ten utwór?

— To „Dom na Prerii”. Jest zaklasyfikowana jako zachodnioamerykańska muzyka ludowa. Ma wiele wersji, i wszystkie zostały włączone do plików, gdyż ludzie to uwielbiali.

Menolly poprosiłaby, żeby Siwsp odegrał jej znacznie więcej melodii, ale niestety do pokoju wszedł Piemur. Niósł dziwaczne urządzenie, z szeroką wstęgą cienkich pasków zwisających z jednej strony. Przód urządzenia przypominał część blatu Siwspa, z seriami wklęśnięć w pięciu uporządkowanych rzędach pod cienką płachtą czegoś, co wyglądało na plastik.

— Piemurze, połóż to łaskawie na panelu. Na wysokości twojej głowy — poprosił Siwsp. — Zapadło długie milczenie, potrzebne na ocenę. — Wygląda na to, że części zostały właściwie złożone. Ostatecznym sprawdzianem będzie aktywacja, ale z tym musimy poczekać na źródło energii. Jak Mistrz Terry radzi sobie z okablowaniem?

— Nie wiem. Pracuje w innym pokoju. Zaraz pójdę sprawdzić. Menolly, proszę, potrzymaj tę tackę. Wolałbym jej nie upuścić. — Uśmiechając się sowizdrzalsko, Piemur złożył swój ciężar w jej ramionach i wybiegł na korytarz.

— Co tu masz? — spytała Jancis, zjawiając się z podobnym przedmiotem w dłoniach.

Menolly wyjaśniła, o co chodzi, i obserwowała, jak Jancis powtarza czynności Piemura. Zaraz za nią przyszedł Benelek, mądry syn Lorda Groghe’a, który był teraz uzdolnionym czeladnikiem kowalskim. Według Fandarela, miał on mnóstwo nowych pomysłów. Menolly nie była więc wcale zdziwiona widząc, że Benelek tu pracuje.

Gdy tylko Siwsp zaaprobował ich działania, Benelek spytał, o jakiej porze może się do niego podłączyć.

— Gdy tylko będzie prąd. Tak więc, czeladniku Benelku, podczas gdy i tak musisz czekać, byłoby dobrze gdybyś zabrał się za składanie terminali — odparł Siwsp. — Z częściami, które już mamy, można złożyć co najmniej dziesięć. W dwóch trzeba wymienić ekrany. Mam nadzieję, że Mistrz szklarski będzie tak dobry i zajmie się tym.

— Naprawdę nie rozumiem, Siwspie, jak będziesz mógł poradzić sobie z dwunastoma osobami jednocześnie — zastanawiała się na głos Menolly.

— Grasz na więcej niż jednym instrumencie, prawda? To znaczy, o ile poprawnie zrozumiałem sposób nauczania w twoim Cechu.

— Tak, ale nie jednocześnie.

— Ja składam się z wielu części, które mogą działać osobno w tym samym czasie.

Menolly rozważała tę informację, niepewna, co odpowiedzieć. Na szczęście, gdy jej przedłużające się milczenie mogłoby się wydać niegrzeczne, przybiegł Mistrz Terry, cały oplatany pętlami kabli.

Загрузка...