Choć nie zamknął drzwi, ciężka makata opadła za jego plecami i znalazł się w półmroku. Przed nim wąska smuga światła przecinała ciemność, opadając spod niewidocznego stropu.
Zmrużył oczy i wyszedł. Blask padał spoza zasłon ogromnego łoża zwieńczonego w górze baldachimem. Spływały spod niego fałdy ciężkiej materii, których barwy nie można było dostrzec, gdyż światło znajdowało się wewnątrz.
Zbliżył się. Boczna kotara w miejscu, gdzie łoże niemal stykało się ze ścianą, była odsunięta. Stał tam mały stolik, a na nim świeca, której nikły, chwiejny blask oświetlał powierzchnię łoża, purpurową kapę wyszywaną w złote kwiaty i…
Joe wciągnął głęboko powietrze i jednym ruchem odsunął zasłonę. Stał teraz w nogach łoża, a przed nim z zamkniętymi oczami i rękami złożonymi pobożnie na piersiach leżała Grace Mapleton.
Alex stał nie mogąc się poruszyć. Nie patrzył na twarz leżącej, lecz na jej białą suknię i czerwoną, krwistą plamę tuż pod złożonymi dłońmi.
W poprzek kolan dziewczyny leżał, porzucony ogromny, obosieczny miecz. Blask świecy pełzał łagodnie po jego lśniącej powierzchni, lecz załamywał się na ostrzu, którego koniec był ciemniejszy, pokryty lepką czerwienią.
Joe ożył. Uniósł rękę, chcąc dotknąć czoła leżącej.
– Czy przestraszyłam pana?
Grace Mapleton otworzyła oczy, uśmiechnęła się i usiadła, poruszyła nogą i miecz zsunął się ciężko na powierzchnię kapy. później sięgnęła ku stolikowi, na którym płonęła świeca. Uniosła kartkę papieru i zegarek.
– Jest pan tu już od czterdziestu sekund… od chwili, kiedy przekręcił pan klucz w zamku.
Sięgnęła po maleńki, ukryty za lichtarzem ołówek i zapisała na kartce nazwisko i godzinę. Później odłożyła kartkę wraz z ołówkiem na stolik i opadła na łoże. Patrzyła na Alexa szeroko otwartymi oczami, a uśmiech z wolna zniknął z jej twarzy.
– Czy przestraszył się pan? – powtórzyła cichym, niskim głosem. Leżała na wznak z głową zwróconą ku niemu, a krwawa plama na jej sukni falowała lekko. Joe z trudem oderwał od niej wzrok.
– Przez chwilę wydawało mi się, że… – urwał i skinął głową. – To było bardzo realistyczne i doskonale zagrane. Patrzyłem uważnie na panią. Nie oddychała pani i nawet powieki pani nie drgnęły, a miecz wyglądał tak, jak gdyby morderca po ciosie rzucił go na zwłoki, zanim wybiegł stąd. Czy pani sama zrobiła ten ślad na sukni?
– To nie ta suknia, w której mnie pan widział przedtem. Frank zaprojektował dla mnie dwie, identyczne. Przebrałam się prędko przed wejściem tutaj. Ta farba jest zupełnie sucha i nie plami… Niech pan dotknie.
Uniosła się lekko na łokciu i ujęła jego dłoń, a później przyciągnęła ją lekko i położyła pomiędzy swymi na pół odkrytymi piersiami.
Joe chciał nieznacznie wyswobodzić rękę, ale przytrzymała ją.
– Niech pan usiądzie na chwilę. Ma pan jeszcze trochę czasu…
Pociągnęła go łagodnie. Usiadł na krawędzi łoża. Patrzył na swoją dłoń i jej opaloną, smukłą szyję. Bez zdziwienia zobaczył swe własne palce gładzące lekko jej odkryte ramiona. Jak gdyby robiły to już tysiąc razy, bez wahania, bez niepewności.
– Wiedziałam, że znajdzie mnie pan… – powiedziała cicho – Sama nie mogę tego zrozumieć… Kiedy pan przyjechał dziś rano, wszystko wróciło, jak gdybym znów była tam w ARENDON PRESS, siedziała za biurkiem i bała się odezwać do pana, kiedy pan wchodził do mojego szefa… A teraz boję się…
Uniosła nagie ramiona i uczuł na tyle głowy jej splecione dłonie. Przyciągnęła go powoli ku sobie. Oczy miała zamknie i rozchylone wargi.
Pocałunek, jak gdyby znał te usta, ale wszystko było nierzeczywiste, odległe jak daleki śpiew syren,.któremu nie oprze się żaden żeglarz.
Odsunęła go łagodnie.
– Musisz iść… – leżała na wznak z zamkniętymi oczyma Piersi jej unosiły się i opadały, a wraz z nimi ta straszna, czerwona plama – Boże, jak mi dobrze… – oczy miała nadal zamknięte
– To przecież nie będzie trwało wiecznie i wszyscy pójdą spać… Zamek uśnie, a ja będę czekała, nie zasnę, póki mnie znowu nie znajdziesz… Później zapomnimy o tym… A jeżeli spotkam cię kiedyś w Londynie, będziesz mógł znów powiedzieć “Dawno pani nie widziałem, Grace. Co się z panią działo?” a ja odpowiem, że nic nadzwyczajnego i powodzi mi się doskonale… Ale to będzie kiedyś w Londynie…
Stojąc w nogach łoża Joe patrzył przez chwilę na nią. Uniosła powieki i patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, ale nie odezwała się już. Nie uśmiechnęła się, nie drgnęła.
Bez słowa odwrócił się i ruszył powoli ku drzwiom. Otworzył je i wyszedł.
Blask świeczników w wielkiej komnacie oślepił go na chwilę, ale sen nie mijał. Wyjął klucz z zamka, odniósł do kominka i wrzucił do czarnego garnka, z którego wcześniej go wyjął.
Spojrzał na zegarek. Czternaście minut. Czy to możliwe?
Przez chwilę stał pośrodku komnaty, zupełnie nieruchomo. Z bolesnym wysiłkiem starał się pomyśleć coś rozsądnego. Skąd brały się te zdumiewające stworzenia, którym nikt nie mógł się oprzeć? A przecież ani na sekundę nie zapomniał o Karolinie. Twarz jej mignęła mu w myślach, kiedy całował tamte miękkie, chłodne usta, do których tęsknił. “Będę czekała, nie zasnę…”
– A ja? – powiedział Joe półgłosem. Z wolna schodził po kamiennych schodach, a kiedy stanął przed drzwiami jadalni, zatrzymał się. Gdzieś wysoko rozległ się rozpaczliwy wrzask niewieści, znów zaszczekały łańcuchy, cicho i długo dogasał płacz potępionej duszy. A za murami zamku nadal grzmiało wzburzone morze i lekkie drżenie przebiegało posadzkę. Ale choć słyszał, nie docierał do niego żaden dźwięk. Wreszcie uśmiechnął się, potrząsnął głową i nacisnął klamkę.
Powitały go zmieszane, zaciekawione głosy. – Miałem szczęście… – powiedział Alex podchodząc do stołu z napojami – ale czy uda mi się zwyciężyć, nie wiem?
Nalał sobie pół szklaneczki i wyjął szczypcami z pojemnika dwie kostki lodu. Wrzucił je i czekał w milczeniu, póki whisky nie ochłodziła się.
Tymczasem Frank Tyler wyciągnął następną karteczkę z wazonu.
– Sir Harold Edington! – obwieścił tryumfalnie. – Czy nie sądzi pan, że ten eschatologiczny zegar mógłby stanowić stosowną ozdobę pańskiego gabinetu?
– Obawiam się – powiedział pogodnie sir Harold – że w ministerstwie nie należy przypominać wchodzącym o znikomości spraw tego świata. Staramy się, żeby odnieśli wręcz przeciwne wrażenie. Ale skoro stanąłem do boju, uczynię wszystko, żeby zginąć z honorem.
Wziął zapieczętowaną kopertę i na znak dany przez Franka Tylera ruszył ku drzwiom.