20

Prowincja Manneran cieszyła się życzliwością bogów. Powietrze było tu łagodne i przez cały rok przesycone zapachami kwiatów. Zima nie sięgała tak daleko na południe i Mannerańczycy, kiedy chcieli zobaczyć śnieg, wyjeżdżali jako turyści w góry Huishtor i ze zdumieniem patrzyli na okrywający wszystko dziwny, zimny, biały płaszcz. Ciepłe morze, z którym Manneran graniczy na wschodzie i południu, dostarcza dość żywności, by wyżywić pół kontynentu, a na południowym zachodzie rozciąga się równie bogata Zatoka Sumar. Klęska wojny rzadko dotyka Manneran, który niby tarczą osłonięty jest górami i wodą przed ludźmi z zachodnich krajów, a od sąsiada z północy oddzielony rwącą rzeką Woyn. Od czasu do czasu podejmowaliśmy wysiłki, żeby najechać na Manneran od strony morza, ale właściwie nigdy nie byliśmy przekonani, że nam się to uda. I rzeczywiście nie udawało się. Kiedy Salla na serio przystępuje do wojny, wrogiem jest zawsze Glin.

Miasto Manneran też zapewne znajduje się pod specjalnym bożym błogosławieństwem. Usytuowane w głęboko wciętej zatoce, jakby pomiędzy dwoma rozstawionymi palcami, przez co zbędne są falochrony i statki mogą spokojnie zarzucać kotwicę, jest najlepszym naturalnym portem na całej Veladzie Borthanie. Port ten stanowi źródło bogactwa dla całej prowincji, tworzy główne połączenie prowincji zachodnich ze wschodnimi; lądem bowiem przez Wypaloną Nizinę nie biegną szlaki handlowe, a w naszym świecie brakuje naturalnych paliw (jak nam dotychczas wiadomo), wskutek czego komunikacja powietrzna jest ograniczona. I tak okręty z dziewięciu zachodnich prowincji zdążają na wschód przez Cieśninę Sumar do portu Manneranu, a statki z Manneranu żeglują regularnie wzdłuż zachodniego wybrzeża. Mannerańczycy sprzedają zachodnie towary w Salli, Glinie i Krellu, które dostarczają tam własnymi statkami, czerpiąc zyski z pośrednictwa. Port Manneran to jedyne miejsce na naszym świecie, gdzie mieszają się ludzie ze wszystkich trzynastu prowincji i gdzie można zobaczyć równocześnie trzynaście flag. Dzięki tej ożywionej wymianie handlowej do gufrów Mannerańczyków płynie nie kończący się potok bogactw. Na dodatek tereny w głębi lądu są urodzajne i ziemie uprawne ciągną się aż do podnóża gór Huishtor. Rolnicy w Manneranie mają zbiory dwa lub trzy razy do roku, a przez Przełęcz Stroin Mannerańczycy mają dostęp do Podmokłej Niziny i do wszystkich dziwnych owoców i przypraw, jakie się tam rodzą. Trudno dziwić się, że ci, którzy lubują się w luksusie, szukają szczęścia w Manneranie.

Na dodatek Mannerańczycy zdołali przekonać świat, że żyją w najświętszym miejscu na Borthanie i zwiększają swe dochody utrzymując świątynie, będące magnesem dla pielgrzymów. Można by sądzić, że Treish, na zachodnim wybrzeżu, gdzie nasi przodkowie założyli pierwszą osadę i gdzie spisano Przymierze, powinno wysunąć się na pierwsze, nieporównywalne z żadnym innym, miejsce pielgrzymek. Istotnie, w Treish znajduje się jakaś kaplica, którą odwiedzają ci mieszkańcy zachodu, których nie stać na podróż do Manneranu. Ale Manneran ustalił sobie opinię świętego świętych. Najmłodsza ze wszystkich prowincji, poza królestwem Krellu, zdołał Manneran dzięki wewnętrznemu przekonaniu i skutecznej reklamie zdobyć opinię świętości. Tkwi w tym pewna ironia, Mannerańczycy bowiem przestrzegają Przymierza mniej rygorystycznie niż ktokolwiek z nas w trzynastu prowincjach. Życie w tropikach uczyniło ich miękkimi do tego stopnia, iż otwierają nawzajem przed sobą duszę, co w Glinie czy w Salli spowodowałoby wykluczenie ich ze społeczeństwa jako samoobnażaczy. A jednak to oni mają Kamienną Kaplicę, gdzie — jak powiadają — zdarzają się cuda, gdzie przed siedmiuset laty bogowie objawili się w ciele, i każdy ma nadzieję, że jego dziecko w Dzień Nazwania otrzyma swoje dorosłe imię w Kamiennej Kaplicy. Na to święto nadciągają ludzie z całego kontynentu, a mannerańscy hotelarze nabijają sobie kieszenie. Ja sam przecież otrzymałem swoje imię w Kamiennej Kaplicy.

Загрузка...