56

Czasami, nieoczekiwanie, w pustym, martwym okresie między jedną komunią a drugą, doznawałem dziwnego zakłócenia osobowości. Ładunek zapożyczonych doświadczeń, który legł w ciemnych głębiach mego umysłu, podpływał niekiedy do wyższych stref mej świadomości i wciskał się do mej jaźni. Pozostawałem świadomy, że jestem Kinnallem Darivalem, synem septarchy z Salli, a jednak nagle wśród mych wspomnień pojawiał się fragment należący do Noima, albo Schweiza, lub któregoś z Sumaran, czy też kogoś innego, z kim podzieliłem się narkotykiem. W okresie tego rozdwojenia jaźni — chwilę, godzinę, pół dnia — chodziłem niepewny swej przeszłości, niezdolny określić, czy jakieś wydarzenie, które miałem w pamięci, przytrafiło mi się rzeczywiście, czy też wiedzę o nim nabyłem wskutek zażycia narkotyku. Początkowo przeszkadzało mi to, ale jakoś nie przerażało, poza pierwszym, drugim, czy trzecim razem. W końcu nauczyłem się odróżniać cudze wspomnienia od tych, które sam zdobyłem w przeszłości. Narkotyk zrobił ze mnie istotę wieloosobową. Czy nie lepiej być wieloma osobami niż jedną niepełną?

Загрузка...