Rozdział 18

Tutaj, w Ameryce Północnej, a także w Japonii i w Europie, i w Rosji, i na całym naszym wspaniałym świecie przeważnie żyje nam się teraz lepiej niż kiedykolwiek przedtem — i jakość życia wciąż się poprawia…


Wreszcie nadszedł ten czas! Dwoje znowu stało się Jednym. Mary wraz z dziesiątkami kobiet czekała na otwartej łące na mężczyzn, którzy łada moment mieli przybyć. Była tu Lurt z małym Dabem. I Jasmel, starsza córka Pontera — ale ona wyglądała przede wszystkim swojego partnera, Tryona. Mega, młodsza córka Pontera, wypatrywała taty. Mary stała obok dziewczynki, trzymając ją za rękę. Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że opiekunka małej, Daklar Bolbay, nie przyszła. Ta kobieta narobiła już dość kłopotów Mary, Ponterowi i Adikorowi.

W końcu pojawił się poduszkobus. Gdy Ponter i Adikor wysiedli, Mary podbiegła do swojego mężczyzny. Przytulili się i polizali się po twarzach. Potem Ponter uściskał obie córki i posadził sobie Mega na ramionach. Adikor zniknął gdzieś ze swoją partnerką i synem.

Ponter przyjechał z trapezowatą walizką, którą zwykle Zabierał w podróże na drugą Ziemię. Mary wzięła bagaż, bo on niósł Mega.

Wcześniej za pośrednictwem Kompanów ustalili, że wyruszą na poszukiwanie Vissan trzeciego dnia wakacyjnej przerwy. Według prognozy pogody w Saldak miało wtedy padać, ale w Kraldak zapowiadano bezchmurne niebo.

Mary, Ponter i Mega spędzili razem wspaniały ranek. Wprawdzie robiło się już coraz chłodniej i drzewa zmieniły kolor, ale powietrze było rześkie i czyste. Po lunchu Mega pobiegła bawić się z przyjaciółmi, a Mary i Ponter udali się do domu Bandry. Neandertalczycy bardzo otwarcie traktowali sprawy seksu, ale Mary nie czułaby się swobodnie, wiedząc, że w domu jest ktoś oprócz niej i Pontera. Na szczęście na razie mieli cały tylko dla siebie, bo Bandra zapowiedziała, że wróci z Harbem, swoim partnerem, dopiero wieczorem.

Seks jak zawsze był bajeczny. Mary kilkakrotnie szczytowała. Kiedy już się sobą nasycili, wzięli wspólną kąpiel, z czułością myjąc się nawzajem. Potem ułożyli się wygodnie na stosie poduszek i oddali się rozmowie. Teraz to Christine tłumaczyła słowa Mary.

Większą część popołudnia spędzili na przytulaniu się, rozmowach i spacerowaniu. Po prostu cieszyli się swoim towarzystwem. Obejrzeli też krótką sztukę komediową. Neandertalczycy uwielbiali teatr. Elektryczne wentylatory na tyłach sceny pchały feromony wykonawców ku widowni, jednocześnie usuwając z sali feromony widzów.

Potem zagrali w neandertalską grę planszową o nazwie partanlar. Przypominała skrzyżowanie warcabów z szachami. Wszystkie pionki wyglądały identycznie, ale sposób, w jaki mogły się poruszać, zależał od tego, na którym ze stu pól planszy się znajdowały.

Obiad zjedli w restauracji prowadzonej przez dwie starsze kobiety, które nie miały już partnerów. Ze smakiem spałaszowali pyszną dziczyznę, wspaniałe sałatki z pinioli, liści paproci i smażonych bulw oraz gotowane kacze jaja. Jak gdyby nigdy nic siedzieli sobie na wyściełanej kanapie w głębi restauracyjnej sali i karmili się nawzajem. Oczywiście używali neandertalskich rękawiczek stołowych.

— Kocham cię — powiedziała Mary, przytulając się do Pontera.

— A ja ciebie — odparł. — Bardzo.

— Szkoda… szkoda, że Dwoje jest Jednym tylko przez kilka dni.

— Kiedy jestem z tobą, też chciałbym, aby te chwile trwały zawsze. — Ponter pogładził Mary po włosach.

— Niestety, kiedyś muszą się skończyć — westchnęła. — Nie wiem, czy zdołam się tu zadomowić na stałe.

— Nie ma rozwiązań idealnych, ale mogłabyś…

Mary wyprostowała się i spojrzała na niego.

— Co chciałeś powiedzieć?

— Mogłabyś wrócić na swój świat.

Poczuła ukłucie w sercu.

— Ponterze, ja…

— Mogłabyś wracać tam na dwadzieścia pięć dni w miesiącu i przyjeżdżać tutaj, gdy Dwoje staje się Jednym. Obiecuję ci, że za każdym razem będę się starał dać ci cztery dni pełne miłości, zabawy i namiętności.

— Ale… — Zmarszczyła czoło. Wolałaby znaleźć rozwiązanie, które pozwoliłoby im zawsze być razem. Tylko że to wydawało się niemożliwe. — Podróżowanie między Toronto i Sudbury byłoby uciążliwe — przyznała. — A do tego dochodzą procedury dekontaminacji, którą trzeba przechodzić w obie strony i…

— Zapominasz, kim jesteś — zauważył Ponter.

— S-słucham?

— Jesteś Mare Vaughan.

— I?

— Jesteś tą Mare Vaughan. Każda akademia… hm, wybacz, każdy uniwersytet chętnie cię zatrudni.

— No właśnie, z pracą wiąże się kolejny problem. Nie mogę co miesiąc brać czterech dni wolnego.

— Znowu nie doceniasz swoich możliwości.

— Jak to?

— Chyba prawidłowo zrozumiałem tryb waszej pracy. Zajęcia akademickie trwają mniej więcej osiem miesięcy w roku, tak?

— Owszem. Od jesieni do wiosny.

— Czyli że cztero — lub pięciokrotnie Dwoje stanie się Jednym, gdy nie będziesz miała zajęć na uniwersytecie. Z pozostałych ośmiu razy kilka częściowo obejmie pierwszy i ostatni dzień waszych siedmiodniowych części miesiąca, a wtedy i tak nie pracujesz.

— Mimo to…

— Mimo to pozostaną jeszcze dni, podczas których będziesz zmuszona opuścić zajęcia.

— Właśnie. I nikt nie zrozumie tego, że…

— Wybacz mi, kochana, ale każdy to zrozumie. Już przed tą wizytą więcej niż inni Gliksini wiedziałaś o genetyce samych neandertalczyków i lepiej znałaś naszą ogólną wiedzę z tej dziedziny. Byłabyś największym skarbem każdego uniwersytetu i na pewno dałoby się dostosować plan zajęć do twoich potrzeb.

— Mam wrażenie, że zbytnio lekceważysz trudności.

— Tak? Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać. Trzeba spróbować.

Mary zacisnęła wargi, myśląc intensywnie. Ponter miał rację, na pewno nie szkodziło zapytać.

— Wciąż jednak pozostaje sprawa podróży z Toronto do Sudbury, zwłaszcza jeśli do jazdy samochodem dodamy czas, jaki zabiera dotarcie do portalu. Z czterech dni zrobi się sześć.

— Tylko jeżeli nadal będziesz mieszkała w Toronto. Ale możesz przecież kontynuować swój wkład w społeczność na Laurentian University w Sudbury. Już cię tam znają, bo pracowałaś w tamtejszym laboratorium podczas mojego pierwszego pobytu na twoim świecie.

— Laurentian… — Mary wypróbowała brzmienie tego słowa, zastanawiając się nad takim rozwiązaniem. Był to cudowny, mały uniwersytet z pierwszorzędnym wydziałem genetyki, no i prowadzono tam fascynujące ekspertyzy z zakresu medycyny sądowej…

Medycyna sądowa.

Gwałt. Ten piekielny gwałt.

Wątpiła, aby jeszcze kiedyś mogła się poczuć komfortowo na York University. Tam musiałaby stawić czoło Corneliusowi Ruskinowi, a poza tym pracowałaby z Qaiser Remtullą, drugą kobietą zgwałconą przez Ruskina. Być może do tego gwałtu by nie doszło, gdyby Mary zgłosiła policji, że została zaatakowana. Teraz za każdym razem, gdy myślała o Qaiser, dręczyło ją poczucie winy. Perspektywa pracy z nią wydawała się przytłaczająca — a perspektywa pracy z Ruskinem zupełnie ją przerażała.

Ponter zaproponował bardzo sensowne rozwiązanie.

Mogła wykładać genetykę na Laurentian…

I mieszkać niedaleko kopalni Creighton — pierwszego portalu między światami…

Poza tym wolała cztery dni w miesiącu w towarzystwie Ponter a niż pełnoetatowy związek z innym mężczyzną…

— Ale… ale co z generacją 149? Co z naszym dzieckiem? Nie mogłabym znieść myśli o tym, że mogłabym je widywać tylko kilka dni w miesiącu.

— Według naszych zwyczajów dzieci mieszkają z matkami.

— Chłopcy tylko do ukończenia dziesiątego roku życia. Potem przenoszą się do ojców, tak jak Dab, który niedługo zamieszka z wami. Chyba nie potrafiłabym pogodzić się z tym, że moje dziecko musi mnie opuścić zaledwie po dziesięciu latach.

Ponter pokiwał głową.

— Skoro i tak konieczne będzie manipulowanie chromosomami, abyśmy w ogóle mogli mieć dziecko, to przypuszczam, że wybór płci okaże się przy tym prostą sprawą. Dziewczynka mieszkałaby z matką do ukończenia dwustu dwudziestu pięciu miesięcy, czyli osiemnastu lat. Nawet na twoim świecie dzieci zostają do tego czasu z rodzicami, mam rację?

Mary kręciło się w głowie.

— Uczony Boddicie, jesteś geniuszem — powiedziała w końcu.

— Staram się, jak mogę, Uczona Vaughan.

— Rozwiązanie nie jest może idealne…

— Nie ma rzeczy idealnych.

Mary musiała się z tym zgodzić. Przytuliła się do Pontera, a potem powoli polizała go po lewym policzku.

— Wiesz — powiedziała, przytulając twarz do jego zarostu — to może się udać.

Загрузка...