Rozdział 6

Jack Kennedy miał rację: rzeczywiście nadszedł czas, abyśmy ruszyli naprzód większymi krokami. Znowu przyszła na to pora. Bo naszą największą siłą od chwili, gdy narodziła się świadomość Homo sapiens, jest pragnienie poznawania nowych miejsc. Chcemy podróżować i badać, co kryje się za następnym wzgórzem, chcemy poszerzać nasze horyzonty i — jeśli wolno mi użyć określenia, które powstało zaledwie cztery lata po słynnym przemówieniu JFK — chcemy śmiało zmierzać tam, gdzie żaden człowiek jeszcze nie dotarł… [4]


Ponter i Mary zatrzymali się na noc u Reubena. Spali na rozkładanej kanapie. Następnego dnia, wcześnie rano, pojechali na niewielki lokalny uniwersytet i odszukali pokój C002B — pracownię zespołu neurofizjologów.

Veronica Shannon okazała się chudą białą kobietą pod trzydziestkę. Miała rude włosy i nos, który Mary, zanim poznała neandertalczyków, nazwałaby dużym. Ubrana była w biały fartuch laboratoryjny.

— Dziękuję, że zgodził się pan przyjść, doktorze Boddit — powiedziała, potrząsając dłonią Pontera. — Bardzo dziękuję.

Uśmiechnął się do niej.

— Proszę, mów mi Ponter. Cała przyjemność po mojej stronie. Bardzo zaintrygowały mnie twoje badania.

— I Mary… możemy zwracać się do siebie po imieniu?… Bardzo się cieszę z naszego spotkania! — Veronica ścisnęła rękę Mary. — Tak się martwiłam, że nie miałam okazji cię poznać, kiedy poprzednim razem odwiedziłaś nasz campus. Wyjechałam wtedy na całe łato do domu, do Halifaksu — wyjaśniła z uśmiechem i odwróciła wzrok, tak jakby krępowała się mówić dalej. — Jesteś dla mnie wzorem — przyznała w końcu.

Mary zrobiła okrągłe oczy.

— Ja?

— Niewiele jest kanadyjskich kobiet naukowców, którym naprawdę udaje się osiągnąć sukces, ale tobie się powiodło. Nawet zanim pojawił się Ponter bardzo podbudowałaś naszą pozycję. Twoje osiągnięcia w badaniach kopalnego DNA są wspaniałe! Pierwsza klasa! Absolutnie pierwsza! Niech ktoś spróbuje teraz powiedzieć, że Kanadyjka nie może szturmem zdobyć świata.

— Hm, dziękuję.

— Naprawdę jesteś dla mnie wzorem. Ty, Julie Payette, Roberta Bondar…

Mary nigdy nie porównywała się do takich sław — Payette i Bondar były kanadyjskimi astronautkami. No, ale to ona pierwsza dotarła na inny świat…

— Dziękuję — powtórzyła. — Cóż, nie mamy za wiele czasu, może więc…

Veronica zarumieniła się lekko.

— Przepraszam. Oczywiście. Już wyjaśniam, na czym polega cała procedura. Moja praca opiera się na badaniach, które Michael Persinger rozpoczął w latach dziewięćdziesiątych właśnie tutaj, na Laurentian University. Nie ja stworzyłam Podstawy tego projektu. No, ale w końcu cała nauka opiera się na naśladownictwie. Moim zadaniem jest weryfikacja odkryć Persingera.

Mary rozejrzała się po laboratorium, ogarniając wzrokiem zwykłą uniwersytecką mieszankę lśniącego nowego sprzętu, wysłużonej aparatury i podniszczonych drewnianych mebli. Veronica kontynuowała wyjaśnienia:

— Metoda Persingera była skuteczna w niemal osiemdziesięciu procentach. Moje urządzenia są sprzętem drugiej generacji, zmodyfikowaną wersją tego, co on stworzył, dlatego ich skuteczność wynosi mniej więcej 94 procent.

— To niezwykły zbieg okoliczności, że tego typu badania prowadzone są tak blisko portalu między światami — zauważyła Mary.

Veronica pokręciła głową.

— Nie, Mary, to niezupełnie tak. Wszyscy jesteśmy tutaj z tego samego powodu, czyli niklu. Jego złoża powstały tu, ponieważ dwa miliardy lat temu właśnie w tym miejscu w Ziemię uderzyła asteroida. Musicie wiedzieć, że Persingera początkowo fascynowało zjawisko UFO. No bo niby dlaczego latające spodki najczęściej widywane są przez prostaczków na pustkowiu.

— Hm, piwo można dostać wszędzie — stwierdziła Mary.

Veronica zaśmiała się głośniej, niż żart na to zasługiwał. Nawet sama Mary nie uważała go za aż tak dobry.

— To prawda, ale Persinger postanowił potraktować sprawę poważnie. Nie żeby wierzył w latające spodki — podobnie zresztą jak ja — ale rzecz w tym, że naprawdę istnieje pewne zjawisko psychologiczne, w wyniku którego ludziom wydaje się, że widzą takie rzeczy. Persingera zastanowiło to, dlaczego takie osobliwości najczęściej widywane są na dworze i to zwłaszcza w odosobnionych miejscach. Tutejszy uniwersytet prowadzi sporo badań związanych z górnictwem, więc kiedy Persinger zaczął szukać ewentualnych przyczyn tego typu złudzeń, inżynierowie wspomnieli o wyładowaniach piezoelektrycznych.

Kompan Pontera, Hak, kilkakrotnie emitował krótki pisk, sygnalizując, że nie zrozumiał niektórych słów, ale ani Ponter, ani Mary nie przerywali Veronice, która najwyraźniej dopiero się rozkręcała. Na szczęście sama domyśliła się, że termin „piezoelektryczny” jest Ponterowi obcy.

— Piezoelektryczność to powstawanie ładunku elektrycznego w kryształach skał w wyniku ich deformacji — wyjaśniła. — Wyładowania piezoelektryczne powstają na przykład, kiedy furgonetka przejeżdża po skalnym gruncie, tak jak w klasycznym scenariuszu pod tytułem „widziałem UFO”. Persingerowi udało się odtworzyć ten rodzaj wyładowań elektromagnetycznych w warunkach laboratoryjnych, no i proszę, okazało się, że niemal u wszystkich potrafił wywołać wrażenie, iż widzieli kosmitów.

— Kosmitów? — zdziwiła się Mary. — Ale wcześniej mówiłaś o Bogu.

— Jak zwał, tak zwał. — Veronica pokazała w uśmiechu wszystkie zęby. — Chodzi o jedno i to samo.

— Jak to?

Laborantka wzięła z regału książkę Why God Wont Go Away: The Biological Basis for Belief. [5]

— Autorzy tej książki, Newberg i d’Aquili, zbadali mózgi ośmiu medytujących mnichów tybetańskich oraz grupy modlących się franciszkanek. Naturalnie stwierdzili u tych osób podwyższoną aktywność obszarów odpowiadających za koncentrację. Jednocześnie jednak badania wykazywały zmniejszoną aktywność w płacie ciemieniowym. — Veronica postukała się palcem w bok głowy, wskazując, gdzie znajduje się ów płat. — Ta jego część, która mieści się w lewej półkuli, pomaga nam w określeniu wizerunku własnego ciała, podczas gdy część w prawej umożliwia orientację w trójwymiarowej przestrzeni. Dlatego razem obie te części odpowiadają za określanie granicy między tym, gdzie kończy się nasze ciało, a zaczyna to, co jest poza nim. Kiedy płat ciemieniowy robi sobie przerwę na kawę, naturalnym odczuciem jest to, o czym mówili mnisi: utrata poczucia własnej odrębności i wrażenie jedności z wszechświatem.

Mary przytaknęła.

— Chyba „Time” coś o tym pisał. Widziałam tytuł na pierwszej stronie.

Veronica uprzejmie pokręciła głową.

— To był „Newsweek”. Tak czy inaczej, te badania są pokrewne pracy Persingera i mojej. Newberg i d’Aquili zauważyli, że podczas objawień religijnych układ limbiczny tworzy na tomografii jaśniejsze plamy. Jednocześnie ten sam układ decyduje o tym, jakie znaczenie przypisujemy takim doświadczeniom. Weźmy inny przykład. Można pokazać rodzicowi sto fotografii dzieci, ale znacząco zareaguje dopiero wtedy, gdy zobaczy zdjęcie własnego dziecka. Dzieje się tak dlatego, że układ limbiczny oznaczył ten konkretny bodziec wizualny jako ważny. A skoro w trakcie przeżyć religijnych układ limbiczny dosłownie się rozpala, zyskują one rangę ogromnie istotnych. Właśnie z tego powodu nigdy nie da się ich dobrze opisać słowami. To tak, jakbym próbowała wam wyjaśnić, że mój chłopak jest najprzystojniejszym facetem na świecie. Wy na to: jasne, akurat. No to otwieram torebkę i wyjmuję jego zdjęcie. Myślę, że w ten sposób was przekonam. Wyobrażam sobie, jak mówicie: rany, rzeczywiście jest niezły. Tylko że gdybym naprawdę tak zrobiła, wy wcale byście w ten sposób nie zareagowali. Dla mnie on jest bez porównania najprzystojniejszy, ponieważ mój układ limbiczny zaklasyfikował jego wygląd jako szczególnie ważny. Nie ma jednak sposobu na to, bym mogła przekazać własne wrażenia słowami czy nawet obrazem. Tak samo jest z religijnymi doznaniami. Ktoś może bez końca opowiadać nam o własnym takim doświadczeniu, o tym, jak odmieniło jego życie i jakie było doniosłe, ale my i tak nie poczujemy tego w ten sam sposób.

Ponter przez cały czas uważnie słuchał, to ściągając szerokie wargi, to znów unosząc długą, jasną brew aż nad podwójny łuk wału nadoczodołowego.

— I według ciebie ta religia, którą wasi ludzie mają, a moi nie… bierze się z funkcjonowania waszych mózgów? — spytał.

— Dokładnie tak! Jest wynikiem połączenia aktywności płatu ciemieniowego i układu limbicznego. Wystarczy spojrzeć, co się dzieje u ludzi chorych na alzheimera. Osoby, które przez całe życie były bardzo wierzące, często zupełnie przestają się interesować religią. A wszystko dlatego, że alzheimer już na początku paraliżuje układ limbiczny.

Veronica przez chwilę milczała, po czym dodała:

— Od dawna wiadomo, że tak zwane przeżycia religijne związane są z chemią mózgu, ponieważ może je wywołać spożycie środków halucynogennych. Właśnie ze względu na swoje działanie halucynogeny są podstawą obrzędów w wielu kulturach plemiennych. Nie od dzisiaj wiemy też, że dużą rolę odgrywa tu układ limbiczny. Osoby cierpiące na epilepsję, u których ataki ograniczają się wyłącznie do tego układu, doświadczają niewiarygodnie głębokich uniesień religijnych. Na przykład Dostojewski, który był epileptykiem, pisał, że podczas napadów padaczkowych „dotyka Boga”. Święty Paweł, Joanna d’Arc, święta Teresa z Avila i Emanuel Swedenborg prawdopodobnie także cierpieli na epilepsję.

Ponter oparł się o krawędź szafy na dokumenty i odruchowo zaczął się kiwać na boki, drapiąc się w plecy.

— To są imiona ludzi? — zapytał.

Zaskoczył tym Veronicę.

— Ludzi, którzy już nie żyją — odparła, przytakując. — Znanych religijnych postaci.

Mary pożałowała Pontera i wyjaśniła mu, czym jest epilepsja. Nigdy wcześniej nie słyszał tego słowa. Przyszło jej do głowy, że może neandertalczycy obojętnie usunęli z puli genów także te odpowiedzialne za padaczkę. Poczuła nieprzyjemny dreszcz, który pojawiał się za każdym razem, gdy myślała o tej praktyce.

— Ale nawet ktoś, kto nie jest epileptykiem, może tego doświadczyć — wyjaśniła Veronica. — Różne religie na całym świecie stworzyły odrębne rytualne tańce, śpiewy i inne zwyczaje. Dlaczego? Dlatego, że celowe, powtarzające się ruchy ciała podczas ceremonii sprawiają, iż układ limbiczny uznaje je za wyjątkowo ważne.

— No dobrze — wtrąciła Mary — ale…

— Zastanawiasz się, co ma piernik do wiatraka, tak? — przerwała jej Veronica.

Ponter spojrzał na laborantkę ze zdumieniem, a Mary się uśmiechnęła.

— To tylko takie powiedzenie — wyjaśniła. — Veronice chodzi o to, co jedno ma wspólnego z drugim.

— No właśnie. Otóż wiemy już wystarczająco dużo o tym, w jaki sposób mózg tworzy doznania religijne, aby powtórzyć ten proces w warunkach laboratoryjnych… przynajmniej u przedstawicieli Homo sapiens. Dlatego umieram z ciekawości, czy uda się wywołać takie przeżycie u Pontera.

— Moja ciekawość nie jest śmiertelna — stwierdził neandertalczyk z uśmiechem — ale chętnie ją zaspokoję.

Veronica spojrzała na zegarek i zmarszczyła brwi.

— Niestety, moja doktorantka jeszcze nie przyszła, a sprzęt jest dość czuły i wymaga codziennego kalibrowania. Mary, może ty byś ją zastąpiła… ?

— Zastąpiła w czym? — Mary poczuła, że drętwieje.

— Chodzi o wstępny test. Muszę najpierw się upewnić, czy urządzenie działa prawidłowo, zanim będę mogła uznać wyniki testu z udziałem Pontera za ważne. — Veronica podniosła rękę, tak jakby chciała uprzedzić ewentualny sprzeciw. — Z nowym sprzętem całe doświadczenie trwa dosłownie pięć minut.

Serce Mary zaczęło mocniej bić. Nigdy nie chciała naukowo badać tej sfery życia. Podobnie jak nieżyjący już Stephen Jay Gould uważała, że nauka i religia nie idą ze sobą w parze. Każda z tych rzeczy była ważna, ale jedna nie miała z drugą nic wspólnego.

— Nie jestem pewna, czy…

— Och, nie musisz się niczym przejmować. To nie jest niebezpieczne! Do przezczaszkowej magnetycznej stymulacji używam pola magnetycznego o indukcji tylko jednej mikrotesli. Obracam je wokół płatów skroniowych w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara i, tak jak mówiłam, niemal wszyscy ludzie — to znaczy przedstawiciele Homo sapiens — którzy biorą w tym udział, doświadczają jakiegoś mistycznego przeżycia.

— Jakie… jakie to uczucie? — spytała Mary.

— Wybacz nam na moment — powiedziała Veronica do Pontera i wzięła Mary na bok, tak by neandertalczyk nie słyszał, o czym mówią. — Podczas doświadczenia pojawia się wrażenie, że jakaś istota stoi za tobą lub obok ciebie. Sama forma zależy od przekonań badanego. Fanatyk UFO poczuje obecność kosmity. Ktoś wierzący być może uzna, że widzi samego Chrystusa, a osoba, która niedawno straciła kogoś bliskiego, może zobaczyć zmarłego. Niektórzy opowiadają, że poczuli dotyk aniołów lub Boga. Oczywiście doświadczenie jest całkowicie kontrolowane, a testowani są w pełni świadomi tego, że znajdują się w laboratorium. Ale pomyśl tylko, jak to jest, kiedy podobny efekt pojawia się późnym wieczorem u prostaczka, który znajduje się na jakimś pustkowiu. Albo u kogoś, kto modli się w kościele, meczecie bądź synagodze. Wtedy coś takiego pewnie zwaliłoby cię z nóg.

— Ale ja naprawdę nie chciałabym…

— Proszę. Nie wiem, kiedy nadarzy się kolejna okazja poddania neandertalczyka takiemu eksperymentowi, a muszę najpierw mieć punkt odniesienia.

Mary odetchnęła głęboko. W końcu Reuben uznał procedurę za bezpieczną, no i nie chciała sprawić zawodu tej młodej i pełnej zapału kobiecie, która miała o niej tak wysokie mniemanie.

— Proszę, Mary — powtórzyła Veronica. — Jeśli moje założenia są słuszne, będzie to dla mnie ogromny krok naprzód.

Kanadyjki podbijające szturmem świat. Jak Mary mogła odmówić?

— W porządku — zgodziła się niechętnie. — Zaczynajmy.

Загрузка...