Rozdział ósmy

Przez dwie noce z rzędu śnił się jej ten sam sen. Pielęgniarki tłumaczyły, że to z powodu leków, jakie jej podawano. Metyloprednisolon, cyklosporyna i leki przeciwbólowe. Przebywała w szpitalu już od kilku dni, nic więc dziwnego, że miała złe sny. Każdego chorego gnębią w szpitalu koszmary. Nie powinna się tym przejmować, w końcu sny odchodzą.

Jednak Nina Voss leżała w szpitalnym łóżku, myśląc, że ten sen nigdy nie odejdzie. Nigdy nie będzie mogła o nim zapomnieć. Teraz stał się jak nowe serce częścią niej samej.

Dotknęła ręką bandaży na piersi. Minęły już dwa dni od operacji i chociaż ból zaczynał łagodnieć, ciągle jeszcze budził w nocy, przypominając o darze, jaki otrzymała. To było dobre, silne serce. Wiedziała od razu, pierwszego dnia po operacji. W ciągu ubiegłych miesięcy, gdy leżała chora, zdążyła zapomnieć, co to znaczy mieć zdrowe serce, móc swobodnie chodzić i nie tracić tchu. Czuć, jak pełna życia krew krąży w ciele. Przyglądać się własnym palcom i podziwiać różowy odcień skóry. Od dawna żyła, czekając na śmierć i pogodziła się z tym tak dalece, że życie wydawało się jej niemal obce. Ale teraz czuła je we własnych dłoniach, w opuszkach palców, w biciu swojego nowego serca. Jeszcze nie miała poczucia, że ono należy do niej. Może nigdy nie będzie miała.

Kiedy była dzieckiem, często dostawała ubrania po starszej siostrze, Karolinie. Wełniane swetry, sukienki przechodziły na własność Niny, ale nigdy nie miała poczucia, że należą całkowicie do niej. To były ciągle ubrania Karoliny.

A ty czyim jesteś sercem? – zastanawiała się, delikatnie przesuwając dłonią po bandażach na piersi.

W południe przyszedł jej mąż. Usiadł przy łóżku.

– Znowu miałam ten sen – powiedziała – ten o chłopcu. Tym razem wszystko było bardzo wyraźne! Kiedy się obudziłam, nie mogłam przestać płakać.

– To przez sterydy, kochanie – powiedział Wiktor. – Przecież mówili ci, jakie mogą być skutki uboczne.

– A ja myślę, że to coś znaczy. Ty tego nie widzisz? Ja mam w sobie jego część. Część, która wciąż jeszcze nim żyje. Ja to czuję…

– To pielęgniarka powiedziała ci, że serce było chłopca.

– Spytałam ją.

– Nie powinna ci tego mówić. Nikomu to niepotrzebne. Ani tobie, ani temu chłopcu.

– Ależ nie – powiedziała Nina miękko. – Chłopcu nie, ale może jego rodzinie, jeżeli miał rodzinę.

– Jestem pewien, że nie chcą, żeby im o tym przypominano. Pomyśl, wszystkie szczegóły trzymane są w tajemnicy, oni muszą mieć jakiś powód.

– Czy przesłanie rodzinie listu z podziękowaniem byłoby nie na miejscu? List mógłby być anonimowy.

– Nie, Nina, to absolutnie niemożliwe.

Nina zamilkła i wcisnęła się głębiej w poduszki. Wiktor ma rację. Wiktor zawsze miał rację, a ona – jak zwykle przy nim – poczuła, że nie jest najmądrzejsza.

– Wspaniale dzisiaj wyglądasz, kochanie – powiedział – czy już pozwalali ci siadać?

– Dwukrotnie – nagle pokój wydał jej się bardzo zimny. Zadrżała.

Pete siedział na krześle przy łóżku Abby i patrzył na nią. Miał na sobie niebieski mundurek Młodych Skautów, ten, na którego rękawie przyszyte były wszystkie odznaki, a do kieszeni przypięte plastikowe znaczki, po jednym za każdą zdobytą sprawność. Ale nie miał czapki. Gdzie jest jego czapka? – zastanawiała się Abby, a potem przypomniała sobie, jak czapka się zgubiła. Ona z siostrami długo szukały jej przy drodze, w pobliżu tego, co zostało z roweru chłopca, ale nie znalazły.

Już od dawna do niej nie przychodził. Nie widziała go, odkąd skończyła college. Kiedy się pojawiał, spotkanie przebiegało zawsze tak samo. Siadał, patrzył na nią i nic nie mówił.

– Gdzie byłeś, Pete? – zapytała. – Po co przyszedłeś, skoro nie chcesz mi nic powiedzieć?

Chłopiec tylko siedział i przyglądał się jej. Jego oczy były bez wyrazu, a on sam milczał. Kołnierzyk niebieskiej koszuli był wykrochmalony i sztywny. Mama wyprasowała mu go przed pogrzebem. Pete odwrócił się i spojrzał w kierunku drugiego pokoju. Wzywała go jakaś melodia. Jego obraz zaczął jej się zamazywać, jak odbicie w wodzie, którą ktoś zmącił.

– Co przyszedłeś mi powiedzieć? – zapytała. Woda spieniła się, kipiała w takt nieziemskiej melodii. Jeszcze jeden dźwięk i wszystko zniknęło. Pozostała tylko ciemność.

Odezwał się telefon. Abby sięgnęła po słuchawkę.

– DiMatteo, słucham – powiedziała.

– Dzwonię z oddziału intensywnej terapii. Dobrze by było, żeby pani tu przyszła.

– Co się dzieje?

– Chodzi o panią Voss, tę po przeszczepie. Ma temperaturę, trzydzieści osiem i sześć.

– A inne objawy?

– Ciśnienie – sto na siedemdziesiąt. Puls – dziewięćdziesiąt sześć.

– Zaraz tam jadę. – Abby odłożyła słuchawkę i zapaliła lampę. Była druga nad ranem. Krzesło przy łóżku było puste. Już nie siedział na nim Pete. Z westchnieniem wstała i powlokła się przez pokój do umywalki. Potarła twarz zimną wodą, ale wcale jej to nie otrzeźwiło. Wszystko widziała jak przez mgłę.

– Obudź się, obudź się – powtarzała sobie. – Musisz być przytomna i musisz wiedzieć, co robisz. Gorączka pooperacyjna. Trzy dni po transplantacji. Po pierwsze, trzeba sprawdzić ranę. Zbadać płuca i brzuch. Zlecić prześwietlenie i badanie krwi. I zachować zdrowy rozsądek.

Nie mogła sobie pozwolić na popełnienie najdrobniejszego błędu. Nie teraz i z pewnością nie w przypadku tej pacjentki. Przez ostatnie trzy dni jeździła do pracy do Bayside z myślą, że być może już tam nie pracuje. Każdego popołudnia o piątej oddychała z ulgą, udało jej się przeżyć kolejne dwadzieścia cztery godziny. Z każdym mijającym dniem obawy wydawały się słabnąć. Groźby Parra oddalały się. Wiedziała, że Wettig był po jej stronie, no i oczywiście Mark. Z ich pomocą może – ale tylko może – utrzyma swoją posadę. Nie chciała, żeby Parr miał jakikolwiek powód do kwestionowania jej kompetencji jako lekarza. Starała się więc być szczególnie dokładna na każdym kroku w pracy. Wszystkie wyniki laboratoryjne sprawdzała po kilka razy, wielokrotnie badała pacjentów. Trzymała się też z daleka od Niny Voss. Kolejna burza wywołana przez Wiktora Vossa byłaby ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała. Niestety, Nina Voss miała gorączkę, a Abby była jedynym obecnym w tym momencie lekarzem. Musiała robić to, co do niej należało. Wsunęła stopy w tenisówki i wyszła z dyżurki.

W nocy szpital był miejscem z innej rzeczywistości. Przymglone światła, białe ściany, puste korytarze, które zdawały się wić jak tunele. Abby wlokła się właśnie jednym z takich tuneli. Ciało miała ciągle jeszcze odrętwiałe, mózg pracował powoli. Tylko serce reagowało prawidłowo: biło mocno i szybko. Weszła na oddział intensywnej terapii. Na noc przyciemniano światła, w pokoju pielęgniarek szesnaście monitorów wyświetlało pracę serc szesnastu pacjentów – nowoczesna technika szpitala. Abby wystarczył tylko jeden rzut oka na monitor z numerem piętnaście. Nina Voss miała przyspieszony puls. Zadzwonił telefon. Pielęgniarka podniosła słuchawkę i po chwili powiedziała:

– To doktor Levi, chce rozmawiać z dyżurującym stażystą.

– Przyjmę – Abby sięgnęła po słuchawkę. – Halo, doktorze Levi? Mówi Abby DiMatteo.

Chwila ciszy w słuchawce, a po chwili zapytał:

– Pani ma dzisiaj dyżur? – Z tonu głosu domyśliła się, że był zaskoczony. Wiedziała, jaki był powód. Abby była ostatnią osobą, jaką Levi chciałby widzieć w pobliżu Niny Voss. Dzisiaj nie miał jednak wyboru, to ona miała dyżur.

– Właśnie miałam pójść zbadać panią Voss – oznajmiła Abby. – Pielęgniarki mówią, że ma gorączkę.

– Tak, powiedziano mi o tym. – Znowu umilkł na dłuższą chwilę. Próbowała podtrzymać rozmowę.

– Przeprowadzę rutynowe badanie. To, co zwykle w przypadku gorączki. Badanie moczu, krwi, prześwietlenie klatki piersiowej. Jak tylko będę miała wyniki, zadzwonię do pana.

– Dobrze – powiedział krótko. – Będę czekał na telefon.

Abby założyła świeży fartuch i weszła do sali Niny Voss. Paliła się tam tylko jedna lampa, której przyćmione światło padało na łóżko. Nina miała zamknięte oczy, ręce skrzyżowane na piersiach, a włosy w blasku lampy były srebrnego koloru. Królewna Śnieżka w szklanej trumnie – pomyślała Abby.

Podeszła do łóżka i powiedziała łagodnie:

– Pani Voss?

Nina otworzyła oczy. Powoli skupiła wzrok na Abby.

– Tak?

– Nazywam się DiMatteo, jestem lekarzem na chirurgii. – Zauważyła błysk w oczach kobiety. Zna moje nazwisko – pomyślała Abby. Pewnie jej naopowiadano, że jestem złodziejem organów.

Nina Voss nie odezwała się, rzuciła na Abby spojrzenie bez wyrazu.

– Ma pani gorączkę – wyjaśniła Abby. – Musimy sprawdzić, dlaczego. Proszę mi powiedzieć, jak się pani czuje, pani Voss?

– Jestem… zmęczona. To wszystko – wyszeptała. – To tylko zmęczenie.

– Muszę sprawdzić, jak wygląda szew. – Abby włączyła mocniejsze światło i delikatnie zdjęła opatrunek z piersi. Blizna była czysta. Żadnych zaczerwienień ani opuchlizny. Abby wyciągnęła stetoskop i dalej rutynowo badała wszystko zgodnie z tym, co się robi w przypadku gorączki pooperacyjnej. Tempo oddechu było w normie. Brzuch w porządku. Uszy, nos i gardło czyste. Nie znalazła nic alarmującego, nic, co mogłoby wywoływać gorączkę. Przez cały czas Nina milczała, ale jej oczy pilnie śledziły każdy ruch Abby.

– Wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. Musi jednak istnieć jakiś powód gorączki. Trzeba zrobić prześwietlenie i pobrać trzy razy krew do badania. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Przykro mi, ale chyba nie będzie pani miała okazji teraz pospać.

Nina pokręciła głową.

– I tak nie śpię za dobrze. Miewam sny. Dużo dziwnych snów…

– Złych snów?

Nina wzięła głęboki oddech i powoli westchnęła.

– O chłopcu.

– O jakim chłopcu, pani Voss?

– O tym chłopcu. – Kobieta ostrożnie dotknęła dłonią piersi. – Powiedzieli mi, że to był chłopiec. Nie wiem nawet, jak miał na imię, ani dlaczego umarł. Wiem tylko, że był to chłopiec – spojrzała na Abby. – To prawda?

Abby skinęła głową.

– Tak powiedzieli na sali operacyjnej.

– Była tam pani?

– Asystowałam doktorowi Hodellowi. Na ustach Niny pojawił się nikły uśmiech.

– To dziwne, była pani tam?

Przez chwilę obie milczały. Abby – z powodu irracjonalnego poczucia winy. Nina Voss zastanawiała się nad dziwnym zbiegiem okoliczności. Abby przyciemniła lampę. Pokój znów wypełnił się jakąś nieziemską poświatą.

– Pani Voss – powiedziała Abby. – Parę dni temu to serce, pierwsze serce… – Odwróciła wzrok, nie mogła patrzeć Ninie Voss prosto w oczy. – Wtedy czekał chłopiec, siedemnastolatek. W tym wieku inni chłopcy zwykle chcą mieć dziewczynę albo samochód. Ale ten chciał tylko wrócić do domu. Nic więcej, tylko wrócić do domu. – Westchnęła. – Nie mogłam pozwolić, żeby umarł. Wtedy nie znałam pani. To nie pani leżała na tym łóżku. To on. Ja musiałam dokonać wyboru. – Zamrugała oczami, poczuła, że do oczu napływają jej łzy.

– Czy przeżył?

– Tak.

Nina pokiwała głową. Dotknęła swojej piersi, jakby w szczególny sposób chciała porozumieć się z sercem. Słuchała go przez chwilę i w końcu powiedziała.

– Ten chłopiec także żyje. Cały czas mam świadomość, że to jego serce. Z każdym uderzeniem. Niektórzy wierzą, że to właśnie w sercu mieści się dusza człowieka. Może jego rodzice też w to wierzą. O nich też często myślę. O tym, jak im musi być teraz ciężko. Ja nigdy nie miałam syna. Nigdy nie miałam dziecka. – Zacisnęła dłoń i przysunęła do piersi. – Czy nie sądzi pani, że byłoby dla nich pocieszeniem, gdyby wiedzieli, że jakaś cząstka ich syna ciągle jeszcze żyje? Gdyby to był mój syn, chciałabym wiedzieć. Chciałabym wiedzieć. – Płakała. Łzy spływały jej po twarzy.

Abby wyciągnęła rękę. Zaskoczył ją uścisk dłoni Niny. Skórę miała rozpaloną. Kurczowo zaciskała palce. Podniosła oczy. Płonęły jakimś dziwnym własnym światłem. Gdybym cię spotkała wcześniej – pomyślała Abby. Gdybym widziała i ciebie, i Josha, kogo bym wtedy wybrała? Nie wiem.

Nad łóżkiem ekran wyświetlał falistą linię. Serce nieznanego chłopca biło sto razy na minutę, pompując gorącą krew do żył obcej osoby. Abby trzymała Ninę za rękę. Wyczuwała powolny i spokojny puls.

Nie Niny, swój własny.

Minęło dwadzieścia minut, zanim przyjechał technik od prześwietleń i następne piętnaście, nim Abby dostała wywołane zdjęcia rentgenowskie! Przypięła je do wyświetlacza i dokładnie obejrzała, szukając śladów zapalenia płuc. Płuca były czyste.

O trzeciej nad ranem zadzwoniła do Aarona Leviego. Telefon odebrała jego żona. Miała zaspany głos.

– Halo?

– Elaine, mówi Abby DiMatteo. Przepraszam, że dzwonię o takiej porze. Czy mogę rozmawiać z Aaronem?

– On już pojechał do szpitala.

– Dawno?

– Hm… to było zaraz po drugim telefonie. Jeszcze go tam nie ma?

– Nie widziałam go – powiedziała Abby. Elaine milczała chwilę, a później stwierdziła.

– Wyjechał godzinę temu. Powinien już tam być.

– Zadzwonię na jego pager. Proszę się tym nie martwić. – Abby odłożyła słuchawkę, nadała wiadomość na pager i czekała na dzwonek telefonu.

Minęła trzecia piętnaście, a Aaron jeszcze nie odpowiedział.

– Pani doktor – zwróciła się do Abby Sheila, pielęgniarka Niny Voss. – Pobrałyśmy już ostatnią próbkę krwi, czy coś jeszcze mamy zrobić?

Co mogłam przeoczyć? – myślała Abby. Oparła się o biurko i zaczęła masować skronie. Walczyła z sennością. Starała się myśleć jasno. Gorączka pooperacyjna. Skąd brała się ta infekcja? Czego nie wzięła pod uwagę?

– A co z przeszczepionym organem? – zapytała Sheila.

– Z sercem? – Abby spojrzała na nią zdziwiona.

– Właśnie pomyślałam sobie, że… ale to chyba mało prawdopodobne…

– Co pomyślałaś, Sheila? Pielęgniarka zawahała się.

– To się jeszcze nigdy tutaj nie zdarzyło. Ale zanim przyszłam do Bayside, pracowałam w Mayo w zespole transplantacji nerek. Pamiętam jednego pacjenta. Miał przeszczepioną nerkę. Też miał gorączkę pooperacyjną. Nikt nie wiedział, skąd mogła się brać infekcja. Dowiedzieliśmy się tego dopiero, kiedy pacjent zmarł. Okazało się, że to był grzyb. Później sprawdzili akta dawcy i okazało się, że badania krwi dały wynik pozytywny. Te wyniki przyszły jednak dopiero w tydzień po tym, jak pobrano nerkę. Dla naszego pacjenta było już za późno.

Abby przez chwilę zastanawiała się nad tym. Spojrzała na monitor, na skaczącą po ekranie linię pracy serca pacjentki zajmującej łóżko numer 15.

– Gdzie przechowywane są informacje o dawcach? – zapytała.

– Chyba w biurze koordynatora programu transplantacji, na dole. Przełożona pielęgniarek ma klucz.

– Czy mogłabyś poprosić ją o te akta dla mnie?

Abby raz jeszcze otworzyła teczkę z dokumentami Niny Voss. Był tam formularz dawcy z Banku Organów w Nowej Anglii – papier, z którym przyjechało serce z Vermont. Zawierał dane o grupie krwi AB0, wynik badania na obecność HIV, test na wykrycie przeciwciał syfilisu i cała lista innych badań laboratoryjnych dotyczących różnych infekcji wirusowych. Na formularzu nie było żadnych innych informacji o dawcy. Piętnaście minut później zadzwonił telefon. To była przełożona pielęgniarek.

– Nie mogę znaleźć żadnych dokumentów dawcy – powiedziała.

– Czy nie ma ich pod nazwiskiem Voss?

– Zwykle są umieszczane pod numerem rejestracyjnym biorcy. Pod numerem pani Voss nie ma nic.

– Może ktoś się pomylił i włożył je gdzie indziej?

– Przejrzałam wszystkie akta, nawet te dotyczące przeszczepów nerek i wątroby. Pod numerem pani Voss sprawdziłam kilka razy. Czy pani doktor jest pewna, że nie ma ich gdzieś na oddziale intensywnej terapii?

– Poproszę, żeby ich poszukano. Dziękuję. – Abby odłożyła słuchawkę i westchnęła. Tylko tego brakowało, żeby zginęły dokumenty. Naprawdę nie miała ochoty zajmować się takimi rzeczami szczególnie teraz o świcie. Przejrzała rejestry oddziałowe, w których trzymano akta pacjentów. Były tam karty rejestracyjne z ich wcześniejszych pobytów w szpitalu. Jeżeli zaginione papiery były gdzieś w tym bałaganie, mogła się spodziewać, że na poszukiwaniach spędzi ponad godzinę. Było inne wyjście. Mogła bezpośrednio zadzwonić do szpitala, z którego przywieziono organ. Mogli przecież na jej prośbę sprawdzić kartę dawcy i podać jej wyniki testów laboratoryjnych. W spisie telefonów znalazła Wilcox Memorial. Wybrała numer szpitala i poprosiła pielęgniarkę przełożoną.

Chwilę później odezwał się głos.

– Słucham, Mówi Gail DeLeon.

– Tu doktor Abby DiMatteo, dzwonię ze szpitala Bayside w Bostonie – przedstawiła się Abby. – Jest u nas pacjentka po transplantacji. Ma gorączkę pooperacyjną. Wiem, że serce dawcy zostało pobrane w waszym szpitalu. Potrzebne mi są informacje z wywiadu chorobowego dawcy. Czy mogłaby mi pani podać jego imię i nazwisko?

– Organ został pobrany u nas?

– Tak. Trzy dni temu. Dawcą był chłopiec. Nastolatek.

– Muszę mieć trochę czasu, żeby sprawdzić dokumenty operacji. Oddzwonię do pani.

Dziesięć minut później zadzwoniła, ale nie z odpowiedzią, tylko z pytaniem:

– Czy jest pani pewna, że chodzi właśnie o nasz szpital? Abby spojrzała na kartę Niny.

– Takie mam dane. Dawca ze szpitala Wilcox Memorial. Burlington, Vermont.

– To my, zgadza się. Ale w rejestrze nie ma żadnej operacji pobrania serca.

– Czy mogłaby pani sprawdzić grafik sali operacyjnej? To był dzień… – Abby jeszcze raz popatrzyła na formularz – dwudziesty czwarty września. Operacja mogła być przeprowadzona gdzieś około północy.

– Proszę chwilę zaczekać.

Abby słyszała szelest przekładanych kartek. Po chwili pielęgniarka znowu wzięła słuchawkę.

– Halo?

– Tak.

– Sprawdziłam terminy z dwudziestego trzeciego, dwudziestego czwartego i dwudziestego piątego września. Było kilka operacji wycięcia wyrostka, wycięcie pęcherzyka żółciowego i dwa cesarskie cięcia. Nie ma tu nic o operacji pobrania serca.

– Musi być. Przecież dostaliśmy od was serce.

– To nie my je wysłaliśmy.

Abby przeczytała notatki pielęgniarki z sali operacyjnej. „Godzina pierwsza zero pięć: przyjazd Doktora Leonarda Mapesa ze szpitala Wilcox Memorial”.

– Proszę pani jeden z chirurgów, który wtedy u nas operował to doktor Leonard Mapes. Właśnie on przywiózł serce.

– Wśród personelu naszego szpitala nie ma nikogo takiego.

– To kardiochirurg.

– Proszę posłuchać, żaden doktor Mapes tu nie pracuje. O ile wiem, to nikt o tym nazwisku nie ma praktyki w Burlington. Nie wiem, skąd pani ma te informacje, pani doktor. Są błędne. Może powinna pani jeszcze raz je sprawdzić.

– Ale…

– Proszę spróbować w innym szpitalu. Abby powoli odłożyła słuchawkę.

Długo siedziała, wpatrując się w telefon. Myślała o Wiktorze Vossie i jego pieniądzach, o wszystkich rzeczach, jakie można było za te pieniądze kupić. Myślała o niezwykłym zbiegu okoliczności, dzięki któremu Nina Voss dostała nowe serce. Dopasowane serce.

Ponownie podniosła słuchawkę telefonu.

Загрузка...