Rozdział XXX

— No dobra — westchnął z wisielczym humorem Pierre. — Wiem, po co przyszedłeś, więc przestań się bawić w dyplomację i przejdź do rzeczy.

— Aż tak łatwo mnie rozgryźć?! — spytał kwaśno Oscar Saint-Just.

Pierre skinął głową.

— Przynajmniej mnie — potwierdził. — Ale znam cię trochę lepiej niż inni, prawda? A poza tym do twoich obowiązków należy powracanie do tematów, co do których uważasz, że powinienem się nimi zająć. Więc wal.

— Uważam, że wstępne meldunki z 12. Floty potwierdzają, że McQueen była… zbyt ostrożna, ujmując rzecz łagodnie, w ocenie nowych broni Sojuszu.

— Może — zgodził się uprzejmie Pierre i uśmiechnął, widząc reakcję rozmówcy. — No dobrze, nie wzbijaj wzroku w niebo. Jestem skłonny zgodzić się z tobą, ale to nie musi oznaczać jej złych zamiarów względem nas dwóch.

— Nie udowadnia tego — zgodził się Saint-Just. — Ale była nadmiernie ostrożna, to przyznajesz?

— Na to wygląda, ale jak sam powiedziałeś, na razie mamy tylko wstępne raporty. Oraz świadomość, że straciliśmy pięć okrętów liniowych, w tym flagowy z całą załogą, w wyniku jednej salwy rakietowej. Bitwa o Elric, choć wygrana, miała niepokojący przebieg.

— Wstępne są tylko meldunki Giscarda i Tourville’a. Moi ludzie przydzieleni do ich eskadr przysłali nam już normalne i pełne wraz z wnioskami. I, jak sądzę, z jednoznacznymi dowodami.

— A komisarze 12. Floty? Wyrazili jakieś zastrzeżenia odnośnie meldunków Giscarda i Tourville’a?

— Jak dotąd nie — przyznał Saint-Just. — Ale zbyt długo są razem i na przykład Honeker, komisarz Tourville’a, nieco zmienił styl od czasu operacji „Ikar”… Nie podejrzewam go o krycie zdrady, bo już bym go tu ściągnął, ale sądzę, że polubił towarzysza wiceadmirała, gdy się przekonał, jakim ten jest dobrym dowódcą. Myślę, że wspólnie odniesione zwycięstwa pozbawiły go pewnej dozy sceptycyzmu. Z tego, co pisze, albo bardziej z tego, czego nie pisze, jasno wynika, że podziwia i szanuje Tourville’a jako człowieka i ufa jego militarnym osądom. A to może być powód, dla którego nie poda własnej analizy, dopóki nie uzna, że Tourville miał dość czasu, by właściwie i kompletnie ocenić rezultaty tej operacji.

— A Pritchart? — spytał Pierre, obserwując rozmówcę uważnie.

Pritchart od lat była ulubienicą Oscara, który cenił w równej mierze jej inteligencję co instynkt.

— Sądzę, że sprawa wygląda podobnie, choć z innych powodów. Eloise nigdy nie lubiła Giscarda i w ciągu ostatniego roku standardowego to się nasiliło. Zawsze jednak ceniła jego zawodowe umiejętności, a te stały się znacznie wyraźniejsze ostatnimi czasy. Chyba próbując przezwyciężyć osobistą niechęć, by móc obiektywnie oceniać jego zawodowe decyzje, sama zapędziła się w ślepy zaułek.

— Jest też możliwe, że to ty się w niego zapędziłeś przez brak zaufania do McQueen.

Oscar przez chwilę przyglądał mu się z namysłem, po czym przytaknął.

— No dobrze — westchnął Pierre. — Skoro obaj dopuszczamy taką możliwość, powiedz, co zameldowali kapitanowie twoich superdreadnoughtów.

— W sumie zgadzają się z Giscardem. Poza jednym: koniecznością dalszych analiz. W ich opinii przeciwnik pokazał pewien postęp w wyposażeniu elektronicznym i w głowicach samonaprowadzających rakiet. Giscard ma rację, twierdząc, że większy niż dotąd procent rakiet uzyskał namiar celu i nie stracił go mimo wysiłków naszych operatorów. Natomiast może zbyt pesymistycznie ocenia, jak duży jest to procent. Moich ludzi znacznie bardziej martwią nowe boje i zagłuszacze, które są znacznie lepsze, niż być powinny, a moi analitycy w pełni zgadzają się z Giscardem i Tourville’em, że będzie to miało dla nas przykre konsekwencje w następnych pojedynkach rakietowych. Podkreślają natomiast też, że nie wystarczyło to do wyrównania przewagi w sile ognia, jaką dysponuje 12. Flota. W systemie Elric zniszczyliśmy co najmniej cztery okręty liniowe wroga, który biorąc pod uwagę różnicę sił, musiał przerwać walkę i opuścić system. To samo miało miejsce w dwóch pozostałych, tyle że tam przeciwnik uciekł wcześniej i obie strony poniosły znacznie mniejsze straty. Wniosek wydaje się jasny: Sojusz nadal jest bardziej wrażliwy na straty, prawdopodobnie dlatego że ma mniej okrętów niż my, a na dodatek poprzednie działania zmusiły go do przegrupowań defensywnych. Jeżeli zaatakujemy dużymi siłami i zmusimy go do walki, poniesie mniejsze straty, ale to wiedzieliśmy od początku. Natomiast według mnie bitwa o Elric udowodniła, że jak długo nasza przewaga liczebna przewyższa technologiczną, możemy go pokonać przy akceptowalnym poziomie strat. Co tak na marginesie było jednym z argumentów użytych przez McQueen przy planowaniu operacji „Ikar”.

— Co świadczy o tym, że powinna choć zdawać sobie sprawę z toku twojego rozumowania — zauważył Pierre. Saint-Just przytaknął energicznie.

— To ona przytoczyła to stare powiedzenie o omlecie i jajkach i miała rację — dodał. — Tym bardziej więc człowiek zaczyna się zastanawiać, o co jej chodzi, gdy nagle mówi zupełnie jak Kline tuż przed tym, gdy go nią zastąpiliśmy. Ale najważniejsze, Rob, jest to, że nigdzie nie było nawet śladu superkutrów ani rakiet o olbrzymim zasięgu, a tego właśnie najbardziej się obawiała. Przynajmniej oficjalnie. I pozwól, że ci przypomnę, że ani jednych, ani drugich nie napotkały nasze okręty na całym liczącym sześćdziesiąt lat świetlnych długości froncie pod Grendelsbane. Gdyby Królewska Marynarka miała którąś z tych broni, użyłaby jej w obronie podejść do tak ważnego systemu, prawda?

— Więc jesteś przekonany, że przeciwnik nie ma tych broni i że Esther myli się, twierdząc, że czeka na najwłaściwszy moment, by je wykorzystać — to nie było pytanie, lecz stwierdzenie.

— Jestem prawie przekonany. Meldunki nie wykluczają absolutnie jednoznacznie jej argumentów, ale nic poza całkowitym pokonaniem przeciwnika nie zdoła tego zrobić. Natomiast myślę, że nie możemy sobie pozwolić na bezczynność spowodowaną gdybaniem… Jeżeli przeciwnik, tak jak na to wygląda, jest osłabiony, powinniśmy atakować wszystkim, co mamy, i to jak najszybciej. McQueen jest bez dwóch zdań na tyle dobrym strategiem, by o tym wiedzieć, więc skoro tego nie robi, uważam, że musimy dokładnie rozważyć najgorszą ewentualność.


* * *

Towarzyszka sekretarz wojny Esther McQueen przygryzała wargi, słuchając towarzysza admirała Iwana Bukato kończącego czytać wiadomość od towarzysza przewodniczącego Roba S. Pierre’a. Bukato skończył, wyłączył elektrokartę, odłożył ją na biurko i ocenił:

— Przynajmniej krótko i dosadnie.

— Fakt. Co prawda nadal nie jestem przekonana, że rozpoczęcie operacji „Bagration” jest dobrym posunięciem, ale rozkazy wydaje Komitet — oznajmiła na użytek ubeckich mikrofonów. — Skoro wbrew naszym radom rozkazy zostały wydane, należy zabrać się za ich wykonanie. Na początek musimy poszukać posiłków dla Dwunastej Floty.

— Zgadzam się, ale równocześnie powinniśmy podciągnąć do linii frontu więcej jednostek warsztatowych. Jeśli zwiększymy tempo działań, Giscardowi przydadzą się większe możliwości wykonywania napraw polowych, by słabiej uszkodzonych okrętów nie wycofywać z linii.

— Racja — McQueen zmarszczyła brwi z namysłem. — I będziemy też potrzebowali więcej jednostek amunicyjnych. Nie podobają mi się wstępne oceny biernej obrony antyrakietowej przeciwnika. Wygląda na to, że będziemy potrzebowali więcej rakiet niż kiedykolwiek, by przedrzeć się przez nią.

— Przyznam szczerze, ma’am, że bardziej martwi mnie to, skąd wziąć dodatkowe okręty liniowe.

— Wygląda na to, że będziemy musieli zabrać je Tomowi Theismanowi — westchnęła McQueen. — Nie podoba mi się ten pomysł, ale nie widzę innej możliwości.

Bukato pokiwał głową z nieszczęśliwą miną. Żadne z nich nie uznało za stosowne powtarzać na użytek podsłuchujących po raz kolejny, dlaczego system Barnett był jedynym realnym źródłem uzyskania tych okrętów. A powód był prosty — pomimo iż Ludowa Marynarka utrzymywała od dłuższego czasu inicjatywę, ci sami ludzie, którzy żądali dalszych ofensyw, nie mieli najmniejszej ochoty osłabić sił stacjonujących w którymś z systemów uznanych przez nich za kluczowe. W samym systemie Haven stacjonowało ponad siedemdziesiąt okrętów liniowych, z których jedną trzecią można było spokojnie wysłać na front. Gdyby podobnie postąpić z flotami stacjonującymi w dwóch czy trzech węzłowych systemach, można byłoby podwoić liczbę superdreadnoughtów wchodzących w skład 12. Floty. I to nie ruszając obrony mobilnej Barnett, który byłby oczywistym celem, gdyby Royal Manticoran Navy zdecydowała się nagle na atak.

— Theismanowi się to nie spodoba — ocenił Bukato.

McQueen parsknęła śmiechem.

— Na pewno nie. Mnie też by się to nie podobało, gdybym była na jego miejscu. Cholera, nie jestem i też mi się to nie podoba, ale wszystkie uzyskane dotąd informacje wskazują na to, że RMN zmieniła Ósmą Flotę w straszak: White Haven to rezerwa strategiczna, a nie siły uderzeniowe. Mogą sobie na to pozwolić, w pełni kontrolując wormhola.

— Tylko że to się może zmienić i to właśnie będzie niepokoiło Theismana.

— I mnie też niepokoi — przyznała. — Ale towarzysz przewodniczący przynajmniej w jednej kwestii ma całkowitą rację: skoro mamy kontynuować ofensywę, musimy gdzieś zdecydować się na podjęcie ryzyka. A prawdę mówiąc, Barnett stał się ważny głównie dlatego, że Ransom zrobiła z niego „Redutę Ludową” dla wsparcia morale. Baza DuQuesne jest duża i dobrze wyposażona i utrata jej zaboli, ale została założona jako punkt wyjścia do ataków na centrum Sojuszu. Skoro teraz atakujemy jego flankę, nie jest dla nas aż tak istotna, by jej ewentualna strata poważnie wpłynęła na nasze plany.

— Wiem… — Bukato mimo wszystko skrzywił się z niesmakiem. — Co pani planuje mu zabrać, ma’am?

— Co najmniej dwie eskadry liniowe — odparła zwięźle.

Bukato skrzywił się ponownie, tym razem boleśnie.

— Też nie jestem tym zachwycona, ale trzeba pamiętać, że zdołał naprawić i doprowadzić do pełnej gotowości prawie wszystkie stałe fortyfikacje, a podesłaliśmy mu do tego prawie trzysta kutrów. Może i nie są tak skuteczne jak superkutry przeciwnika, ale do obrony wewnątrzsystemowej nadał doskonale się nadają. Poza tym jestem pod wrażeniem tego, co zdołał osiągnąć przy użyciu min i zasobników.

— Ja też — zgodził się Bukato całkowicie szczerze.

Pola minowe od zawsze stanowiły element wojny systemowej czy planetarnej, ale tradycyjne miny były niczym więcej jak unoszącymi się w przestworzach bojami o indukowanych głowicach laserowych, czekającymi, aż ktoś wleci w ich zaprogramowany zasięg rażenia. Używając warsztatów systemowych, Theisman umieścił je w głowicach sond zwiadowczych wyposażonych w systemy elektronicznego maskowania. Nie były zbyt szybkie ani zbyt celne, ale mogły pokonywać duże odległości i były trudne do wykrycia. Na ile okażą się skuteczne, trudno było przewidzieć, ale nie ulegało wątpliwości, że bardziej niż tradycyjne, a poza tym w grę wchodziła też przewaga wynikająca z zaskoczenia. No i ten rodzaj pomysłowości był naprawdę potrzebny Ludowej Marynarce.

Klasyczne rakiety umieszczone na orbitach wokół głównych planet także były popularnym środkiem obrony wzmacniającym ogień fortów orbitalnych czy wyrzutni na księżycach lub asteroidach. Miały nieco mniejszy zasięg niż okrętowe i zapewnienie im właściwej kontroli ogniowej stanowiło poważny problem, ale pomagały w przeciążaniu obron antyrakietowych napastnika, toteż nie rezygnowano z ich używania.

Theisman znalazł radę i na to, powielając to, co według wywiadu floty (a przynajmniej tej jego części, która nadal pozostawała pod kontrolą Ludowej Marynarki, a nie Urzędu Bezpieczeństwa) zrobił White Haven w systemie Basilisk. Nie było to łatwe, jako że systemy kontroli ogniowej i cybernetyka w ogóle w Ludowej Marynarce znajdowały się na znacznie prymitywniejszym poziomie, ale jego ludzie zdołali opracować kaskadową hierarchię celów. Umożliwiało to postawienie po kilkadziesiąt zasobników sprzęgniętych z systemem kontroli ogniowej każdego z fortów. W ten sposób rakiety miały ten sam zasięg co pokładowe, a komputery artyleryjskie zasobników były na tyle pojemne, że dało się w co siódmy wprowadzić program przekazujący namiary celu sześciu innym i powodujący równoczesne odpalenie wszystkich. Dzięki temu kontrola ogniowa fortu podawała namiary celu jednemu zasobnikowi, a gdy padł rozkaz, tenże cel ostrzeliwało ponad osiemdziesiąt rakiet. Naturalnie żadna z nich nie miała tak dobrego namiaru, jakim dysponowałaby, znajdując się pod bezpośrednią kontrolą fortu, ale za to niewspółmiernie wzrastała siła ognia każdej fortyfikacji stałej, a straty na jakości nie były aż tak duże.

— Nie sądzę, by zdołał utrzymać system, jeśli przeciwnik naprawdę zdecyduje się go zdobyć, ale powinien zadać mu spore straty — oceniła po chwili milczenia McQueen. — Zwłaszcza w początkowej fazie, nim się zorientują, jakie modyfikacje powprowadzał. A jak już powiedziałam, musimy skądś wziąć okręty dla Giscarda.

— Wiem, ma’am. Ale te dwie eskadry nie wystarczą: Groenewold stracił pięć zniszczonych i dwa uszkodzone na tyle poważnie, że wymagają napraw w stoczni remontowej. Giscard stracił jeden i musiał odesłać dwa do naprawy. Tourville co prawda nie stracił żadnego, ale przynajmniej jeden, a być może cztery będą wymagały pobytu w stoczni. Łącznie daje to sześć jednostek zniszczonych i między pięć a osiem w naprawie, czyli straty w linii wynoszą od jedenastu do czternastu okrętów. Dwie pełne eskadry jedynie uzupełnią ubytki, a Dwunasta Flota musi zostać wzmocniona, jeśli „Bagration” ma być poważną ofensywą.

— Wiem… — mruknęła, pocierając nasadę nosa. — Pewnie zdołamy uzbierać jeszcze jedną lub dwie eskadry, czesząc tyły, ale będzie to zbieranina pojedynczych okrętów, a nie zgrane związki taktyczne… a poza tym zajmie to zbyt wiele czasu. Jasne jest, że mamy działać szybko; sam niedawno czytałeś jednoznaczne sformułowania. Sprawa jest więc prosta: jeśli towarzyszowi przewodniczącemu zależy na czasie, musi dać mi więcej swobody w kwestii dyslokacji sił.

— A konkretnie, ma’am? — spytał pozornie spokojnie Bukato.

McQueen uśmiechnęła się, demonstrując znacznie większą pewność siebie, niż faktycznie czuła.

— Konkretnie jest potrzeba, by na froncie jak najszybciej znalazły się skoncentrowane posiłki. Inaczej dyrektywa towarzysza przewodniczącego będzie fizycznie niewykonalna. Najszybszym zaś i najskuteczniejszym sposobem jest zabranie odpowiedniej liczby eskadr liniowych ze składu Floty Systemowej. Możemy skierować je bezpośrednio do Treadway, nie bawiąc się w rozsyłanie kurierów po całych tyłach. Zaoszczędzimy w ten sposób podwójnie na czasie, bo raz że eskadry będą w drodze do Giscarda szybciej, niż tamte pojedyncze okręty otrzymałyby rozkazy przebazowania, a dwa, dostanie zgrane i dobrze wyszkolone formacje ćwiczące ze sobą od lat zamiast zbieraniny pojedynczych okrętów, które musiałby zgrywać i szkolić. Wiem, że jest to sprzeczne z obowiązującą polityką, ale musimy podjąć pewne radykalne decyzje, jeśli mamy wykonać to, co zaplanowaliśmy. Poza tym Flota Systemowa może zostać szybko uzupełniona do obecnego stanu: z czterech czy pięciu okolicznych systemów można ściągnąć tu po eskadrze. Przybędą tu prawie równocześnie z odlotem wysłanych do Treadway.

— Sądzi pani, że Komitet się zgodzi?

McQueen wzruszyła ramionami.

— Argumenty czysto militarne są jednoznaczne — odparła pewnym siebie tonem. — A rozkazy od towarzysza przewodniczącego dostałam jasne. Łącząc obie te kwestie, uważam, że Komitet się zgodzi. Nie będą tym zachwyceni, ale sądzę, że nie zaprotestują.


* * *

— …ale sądzę, że nie zaprotestują.

Oscar Saint-Just wyłączył nagranie i zmarszczył brwi. Zdecydowanie nie podobało mu się to, co usłyszał, choć tak McQueen, jak i Bukato mówili dokładnie to, co powinni, i z właściwym szacunkiem podchodzili do cywilnego zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi. Tyle tylko że w tym, jak to mówili, coś brzmiało dziwnie. Nie sposób było tego nazwać konspirowaniem, ale miał pewność, że dzielili jakieś wspólne tajne plany. Nie wątpił, że słysząc takie stwierdzenie, Rob zaraz by mu przypomniał, że każdy sprawnie funkcjonujący zespół musi się dobrze rozumieć i mieć poczucie solidarności. Problem polegał na tym, że oboje zainteresowani wiedzieli o podsłuchu, więc na pewno mówili to, co uznali za właściwe, a nie to, co rzeczywiście myśleli. A wszystkie te deklaracje posłuszeństwa Komitetowi brzmiały w jego wyszkolonych i podejrzliwych uszach fałszywie.

Żałował, że nie mógł wesprzeć podsłuchu podglądem, ale by objąć zasięgiem całe pomieszczenie i uzyskać stosowną wyrazistość obrazu, a w tym momencie chodziło o mimikę, więc rozdzielczość musiałaby być naprawdę duża, pluskwy optyczne musiałyby być widoczne. Wywołałoby to niesamowitą wręcz awanturę, a mogłoby nie dać żadnego efektu. Łatwiej jest panować nad wyrazem twarzy niż nad tonem głosu. Tak zaś wszyscy mogli udawać, że podsłuchu nie ma, bo go nie było widać.

Najmniej zaś ze wszystkiego podobał mu się pomysł zabrania eskadr liniowych z Floty Systemowej. Oczywiście z czysto wojskowego punktu widzenia był on jak najbardziej sensowny. To zresztą był największy kłopot ze wszystkimi pomysłami McQueen — albo militarnie były naprawdę logiczne, albo można było je jako takie przedstawić, i to bez naciągania. Tyle że dołączony do propozycji wykaz jednostek, które miały zostać przekazane pod rozkazy Giscarda, wyglądał jakoś dziwnie. Prawie wszyscy oficerowie flagowi nimi dowodzący należeli do zasługujących w wysokim stopniu na polityczne zaufanie. Oczywiście każdy oficer dowodzący Flotą Systemową udowodnił, że zasługuje na takowe, bo inaczej zostałby już gdzieś przeniesiony, ale niektórzy byli wierni bardziej niż inni. I oni właśnie znaleźli się na liście McQueen, co było wysoce podejrzane. Podejrzenia te pogłębiły się, gdy przeczytał drugą listę — dowódców eskadr, które miały zastąpić przeniesione do składu 12. Floty. Zawierała bowiem zaskakująco dużo nazwisk admirałów, którzy czuliby się znacznie lepiej w tradycyjnym systemie dowodzenia, czyli bez komisarzy ludowych siedzących im na karkach i patrzących na ręce.

Problem polegał na tym, że posunięcie to było tak logiczne z militarnego punktu widzenia, a McQueen opierała się na dosłownej interpretacji rozkazu otrzymanego bezpośrednio od Roba. Powodowało to, iż on sam nie bardzo mógł się mu sprzeciwić — uzyskał przecież to, do czego od tak dawna dążył, czyli przyspieszenie tempa operacji zaczepnych. Jeżeli teraz zacząłby narzekać na nią, gdyż starała się działać szybko, mogłoby to zostać przez Roba odczytane jako objaw nasilającej się paranoi, a z pewnością straciłby na wiarygodności w każdej następnej rozmowie dotyczącej McQueen. Skoro, jak podejrzewał, wykorzystała nowe rozkazy do zrestrukturyzowania Floty Systemowej, tak by stała się bardziej podatna na jej plany, mógł zrobić tylko jedno — dopilnować, by te plany nie wypaliły, nie występując przeciwko nim otwarcie.

Odchylił fotel i zamyślił się głęboko, bębniąc cicho palcami prawej dłoni po poręczy. Potrzebne było posunięcie, które niweczyłoby jej plan, a dawało się równie prosto i logicznie uzasadnić, i to najlepiej jeszcze argumentami wojskowej natury… Zaczął powoli obracać się wraz z fotelem to w prawo, to w lewo…

Nagle znieruchomiał i prawie się uśmiechnął, gdy olśniło go genialne w swej prostocie rozwiązanie.

Rozwiązaniem tym był Theisman, równie apolityczny jak kawał skały i doskonały oficer flagowy szanowany przez wszystkich w Ludowej Marynarce. Co ważniejsze, przez cały czas sekretarzowania McQueen siedział w systemie Barnett, toteż nie miała możliwości wplątać go w spisek, cokolwiek sobie planowała na boku z towarzyszem admirałem Bukato i resztą rezydujących w Octagonie. Objęcie przez niego dowództwa Floty Systemowej w najgorszym razie spowoduje spowolnienie realizacji jej planów, dopóki go nie obłaskawi i nie przekabaci. A skoro sama zabierała dwie eskadry ze stacjonujących w systemie Barnett, argumentując to spadkiem znaczenia strategicznego bazy, nie mogła sprzeciwić się przeniesieniu jej dowódcy, niezbędnego na tak kluczowym stanowisku. Tym bardziej że oficjalnie miał jak najszybciej doprowadzić do pełnej gotowości bojowej Flotę Systemową, co zawsze było jednym z najważniejszych elementów strategii Ludowej Marynarki.

Pomysł może nie był doskonałym rozwiązaniem całego problemu, ale z pewnością krokiem we właściwym kierunku. A poza tym McQueen będzie wiedziała, jakie prawdziwe motywy nim kierowały, i powinno ją to zdrowo wkurzyć. A to znacznie zwiększało atrakcyjność całego przedsięwzięcia.

Загрузка...