Noc trwała jeszcze, ale już wkrótce musiał nadejść wczesny letni świt, a z nim słońce i jasna zieleń drzew za oknem.
Inspektor Ben Parker stał w rogu pokoju pod oknem i patrzył.
– Mój Boże… powiedział cicho.
Wszystko trwało nadal nie zmienione. Błysnął flesz fotografa. Alex przymknął oczy. Ostatnie zdjęcie profesora Iana Drummonda, zasłużonego badacza brytyjskiego. Potem dwaj sanitariusze unieśli ostrożnie ciało i złożyli na noszach.
– Na razie mogę powiedzieć tylko tyle – mruknął niski, łysy doktor Berkeley, który zatrzymał się w drzwiach nim ruszył ze zwłokami – że śmierć nastąpiła natychmiast. Kilka uderzeń tym lancetem…
– Kilka? – powiedział Alex i nagle odetchnął głęboko. – Trzy?
– Tak… – Doktor spojrzał na niego ze zdumieniem. – Czy policzył pan cięcia na koszuli? Była tak przesiąknięta krwią, że…
– Nie… Nic. – Joe potrząsnął głową.
– Niech pan jak najszybciej przedzwoni mi wyniki, doktorze – powiedział Parker.
– Oczywiście. – Doktor wyszedł.
Parker ruszył za nim do drzwi. – Jones! – zawołał półgłosem do stojącego w sieni młodego, pyzatego człowieka w cywilu.
– Tak, szefie.
– Czy daktyloskop wziął już odciski wszystkich?
– Pięć minut temu, szefie.
– Dobrze.
Fotograf składał swoje przyrządy i na palcach wysunął się z pokoju.
– Będą za trzy godziny! – powiedział wychodząc.
– Tak. – Parker zrobił krok naprzód. – Powiększenia stołu, tej plamy na podłodze i cała reszta.
– Oczywiście.
Zostali sami. Joe patrzył na puste miejsce za stołem. Plama krwi na podłodze zdążyła już pociemnieć.
– Jones! – zawołał Parker.
– Tak, szefie?
– Czy wszyscy są w swoich pokojach?
– Tak.
– Uprzedź, że niedługo będę prosił obecnych o kilka słów. Wszyscy są już ubrani, prawda?
– Zdaje się, że tak. – Wyszedł.
– Kiedy wszedłem do niej, pani Drummond była już ubrana – powiedział Parker. – Co miałeś na myśli mówiąc o tych trzech uderzeniach?
– Nic, to znaczy, myślę, że to nonsens. Sara Drummond wczoraj recytowała fragment sztuki, gdzie to było…
– To może zaczekać. – Parker podszedł do niego. – Joe, wiem, jak się czujesz. Wierz mi, że ja myślę i czuję to samo co ty. Ale Iana nic już nie wskrzesi. Jedno, co nam pozostało, to znaleźć mordercę. Jesteś mi bardzo potrzebny w tej chwili. Byłeś tu wczoraj przez cały dzień. Odnalazłeś go. Możesz bardzo pomóc. Umiesz myśleć przecież. Myśl razem ze mną.
Usiadł na krześle przy małym stoliku stojącym pod oknem. Ręką wskazał mu drugie krzesło. Wyciągnął notes.
– Zbierzmy pierwsze fakty – powiedział. – Ten pokój: Ian siedział trzymając w ręce pióro. Przed sobą miał zaczęty list… – Wstał i podszedł do stołu. Nie dotykając niczego pochylił – się nad kartką. – „Szanowny panie profe…” – odczytał. – Potem jest ostra linia w dół i kleks. To znaczy, że został ugodzony w chwili, kiedy pisał. To jest pewne. Pióro miał zaciśnięte w ręce. Morderca musiał działać szybko. Nie mógłby sobie pozwolić na układanie ręki. Każdej chwili mógł go tu ktoś zaskoczyć. Zresztą widać, że pióro zsunęło się w trakcie pisania. Dwa: Ian zabity został nożem lekarskim, jeżeli oczywiście sekcja nie powie nic innego. Ale chyba nie. Mówisz, że widziałeś wczoraj ten nóż albo bardzo podobny. Że należał do Lucji Sparrow. Zaraz sprawdzimy. – Podszedł do drzwi: – Jones!
– Tak, szefie!
– Gdzie był ten nóż? – zapytał Alexa.
– Powinien być w małej walizeczce skórzanej w garderobie łączącej pokoje pani Drummond i pani Sparrow. Zresztą ona sama powie to najlepiej.
– Przynieś go – powiedział Parker. – Zapytaj pani Sparrow, czy wszystko w jej walizce jest w porządku? Albo czekaj. Nie idź.
Zamknął drzwi i zawrócił.
– Joe – powiedział – straciliśmy pół godziny na uspokajanie domowników, oględziny lekarza i ceregiele daktyloskopów. Rozejrzyjmy się jeszcze. Podejdź tu. Patrzmy razem. Byłeś tu wczoraj wieczorem. Wszedłeś potem. Patrz, myśl! Może zobaczysz coś? Ten lancet jeszcze nic nie mówi. Wszędzie są odciski palców. Nawet na nim. Potem dowiemy się czegoś o nich. Na razie myślmy.
Joe wstał. Razem zbliżyli się do stołu. Parker pochylił się nad dywanem.
– Ta plama krwi… – powiedział. – Widzisz?
– Widzę. – Joe nachylił się. Obezwładnienie psychiczne mijało. Zaczynał myśleć coraz jaśniej. – Jak gdyby ktoś wdepnął samym koniuszkiem buta. O tu… dalej… jeszcze jeden odcisk na dywanie. Widocznie cofnął się… – Wyprostował się. – Ktoś wdepnął w kałużę krwi… i potem cofnął się…
– Pokaż swoje pantofle – Parker pochylił się do jego nóg. – Może to ty, kiedy go znalazłeś?
Alex uniósł lewą stopę, potem prawą.
– Nie. – Parker pokiwał głowa. – U ciebie nie ma śladu. To sam czubek buta. Oby morderca nie zauważył tego…
Ale Joe nie słuchał go. Wpatrywał się w plamę krwi i bez słowa wyciągnął przed siebie dłoń.
– Tam coś jest… – powiedział. – Zobacz.
Parker ukląkł na dywanie. Pod zakrzepłą, śliską, ciemnoczerwoną powierzchnią plamy widać było nieregularny zarys jakiegoś drobnego, zawalanego krwią przedmiotu.
– Jones!
– Tak szefie!
– Naczynie z wodą!
– Tak jest.
Parker nie ruszał się z klęczek. Joe patrzył jak urzeczony. Zdawało mu się, że dostrzega zarys cienkiego łańcuszka. Mała, pełna wody miednica znalazła się w pół minuty. Alex spojrzał na Parkera. Zanurzając dwa palce w czerwonej plamie inspektor przymknął oczy, ale potem otworzył je szeroko i upuścił mały przedmiot do miednicy. Woda zabarwiła się na czerwono. Parker poruszył nieznacznie przedmiotem, a potem potarł go chustką. Joe wstrzymał oddech.
Na dłoni Parkera lśnił czerwony jak krew rubinowy wisiorek wraz z krótkim złotym łańcuszkiem.
– Czy znasz to? – zapytał inspektor.
– Tak. – Alex kiwnął głową. – Ten wisiorek w ciągu wczorajszego dnia miała na szyi Lucja Sparrow.
Parker ostrożnie rozłożył chustkę na stoliku pod oknem i ułożył na niej wisiorek. – Lucja Sparrow… – mruknął. – Dobrze. Rozejrzyjmy się jeszcze. – Podszedł do otwartej kasy ogniotrwałej. Były w niej poukładane równo papiery w różnobarwnych teczkach. W górnej przegródce stała mała szkatułka. Parker wyjął z kieszeni drugą chustkę i ostrożnie uchylił wieczko. – Biżuteria – powiedział. – Prawdopodobnie własność Sary Drummond. A może jakieś pamiątki rodzinne? – Spojrzał na stół. – Czy jesteś pewien, że tych pieniędzy nie było tam, kiedy odwiedziłeś Iana po dziesiątej wieczorem?
– Jestem pewien – Joe skinął głową. – Ostatecznie to się rzuca w oczy. Spojrzałem prawie dokładnie w to miejsce, bo Ian miał przed sobą otwarty zeszyt, w którym pisał. Zażartowałem nawet na temat tych znaczków… symbolów, którymi się posługiwał.
Parker podszedł do stołu. Leżała na nim luźno rzucona na pudełka z haczykami rybackimi paczka banknotów w banderoli z napisem: 1000
– Tysiąc funtów… Po cóż by je wyjmował z kasy i kładł na stole, na tym wszystkim, co miał tu rozłożone? Przecież nie mogły mu być potrzebne do łowienia ryb!
Zawrócił i spojrzał w głąb kasy.
– Tu jest miejsce jak gdyby wymarzone dla tej paczki – powiedział, wskazując na najwyższą przegródkę kasy. – Jeżeli tu nie leżała, to można zrozumieć, dlaczego Ian pozostawił wolne miejsce akurat z boku, a szkatułkę postawił w ten sposób. Ale to tylko hipoteza. Może ktoś będzie umiał nam coś o tym powiedzieć. Klucze są w kasie…
– Mówił mi, że trzymają tu wszystkie najważniejsze dokumenty – powiedział Alex. – Przypominam to sobie dokładnie.
– Trzeba zobaczyć, czy nic nie brakuje. Sparrow powinien to wyjaśnić bez trudu.
Parker zawrócił i usiadł.
– Na razie powinniśmy zaczekać na wyniki sekcji i odciski palców. Zreasumujmy, co mamy w tej chwili.
– Nóż – powiedział Alex – wisiorek z rubinem, odcisk krwi na dywanie, tysiąc funtów…
– Mamy poza tym – powiedział Parker – człowieka, który uderzył cię i zgasił światło. Mamy te haczyki na stole i list.
– List, tak – Alex zmarszczył brwi. – Ale haczyki?
– Być może, dziś jeszcze odnajdziemy dzięki tym śladom mordercę – powiedział Parker. – Ale jeżeli go dziś nie odnajdziemy, będziemy musieli sobie zadać bardzo ważne pytanie: dlaczego Ian Drummond, który, jak widać, skończył pracę i zajął się przyrządzaniem haczyków na jutrzejszy połów, przerwał także i to zajęcie i zaczął pisać list?
– Mógł przecież przypomnieć sobie, że nie załatwił jakiejś ważnej korespondencji? A może chciał napisać pożegnalną kartkę do Hastingsa, który dzisiaj odjeżdża?
Parker pokiwał głową.
– Myślę, że napisałby tę kartkę przed albo po ukończeniu pracy nad haczykami. Ale nie w trakcie tego. Ian był systematyczny. Zawsze był systematyczny i porządny.
Podszedł do stołu.
– Spójrz. Nie ma na nim już nic, co by wskazywało, że miał jeszcze jakąś pracę. Prawdopodobnie złożył już swoje papiery i rozłożył na stole haczyki. Więc skąd ten list?
– Nie wiem – powiedział Alex i potarł dłonią czoło. – Zdaje mi się, że czegoś tu brak. Czegoś, co widziałem wieczorem…
Parker uniósł głowę.
– Nie możesz sobie przypomnieć?
– Nie – Joe bezradnie rozłożył ręce. – Nie pamiętam. Ale tu coś było, czego nie widzę… Zaraz… – Zastanowił się. – Nie. Nie pamiętam.
– Więc mamy – powiedział Parker:
1. Nóż operacyjny (prawdopodobnie Lucji Sparrow).
2. Tysiąc funtów, niczym nie usprawiedliwione na stole.
3. Wisiorek we krwi (Lucji Sparrow).
4. List: „Szanowny panie profe…”
5. Ślad na dywanie (nie ustalony).
6. Fakt, że morderca był tu o godzinie pierwszej, jeżeli pamiętasz, że za pięć pierwsza zszedłeś na dół.
7. Fakt, że morderca nie opuścił do tej pory domu, a więc jest jedną z osób, które tu zamieszkują. Rewizja całego domu w poszukiwaniu obcego człowieka nie dała żadnych rezultatów. A psy Malachiego nie pozwoliłyby nikomu wymknąć się z ogrodu. Cała posiadłość jest otoczona policją w tej chwili. Morderca jest tu.
8. Mordercą jest wobec tego jedna z następujących osób:
1. Robert Hastings,
2. Filip Davis,
3. Harold Sparrow,
4. Malachi Lenehan, bo miał on klucz i mógł wejść do domu,
5. Sara Drummond,
6. Lucy Sparrow,
7. Kate Sanders, pokojówka.
– A kucharka? – zapytał Joe;
– Nie było jej. Po kolacji poszła do Malisborough do chorej siostry i wróci dopiero rano. Tak powiedziała pokojówka.
– W takim razie pozostaję jeszcze ja – powiedział Joe.
– Tak. Słusznie. 8. Joe Alex, Spośród tych osób musimy wyodrębnić mordercę i zaprowadzić go tam, skąd nigdy nie powróci. I zaprowadzimy go tam, Joe.
– Musimy, Ben.
Spojrzeli sobie przelotnie w oczy. Za oknem robiło się już szaro.
– A teraz – powiedział Parker – opowiedz mi krótko, co działo się tu wczoraj wieczorem. Nie opuszczaj niczego.
Alex otworzył usta, ale w tej chwili do pokoju wsunął swe pyzate oblicze sierżant Jones.
– Stephens znalazł coś, szefie.
– Co? – Parker uniósł głowę.
Do pokoju wsunął się młody człowiek o krótko ostrzyżonej czuprynie i bardzo szerokich barach. Ubrany był po cywilnemu. Ale Alex nie potrzebowałby obecnej sytuacji, aby wiedzieć, że jest to detektyw. Stephens trzymał w rozłożonej gazecie jakiś przedmiot.
– Można, szefie?
Inspektor bez słowa kiwnął zapraszająco ręką. Detektyw zbliżył się. Joe Alex zobaczył duży marmurowy przycisk do bibuły.
– To on! – powiedział głośno.
– Co? – Parker zwrócił się do Stephensa. – Gdzie to leżało?
– Za firanką na parapecie okna w korytarzu pierwszego piętra.
– Co chciałeś powiedzieć, Joe?
– Ten przycisk – Alex przyjrzał mu się dokładnie. – Tak. Leżał na tym stole, Ian osuszył nim kartkę, kiedy przyszedłem. Jego mi brakowało.
– Tak – inspektor skinął na Jonesa. – Myślę, że nim właśnie dostałeś w głowę. Bibuła jest rozdarta jak od silnego uderzenia. Oddać to do zbadania odcisków palców, a potem niech zaraz to zwrócą. Gdzie pracuje daktyloskop?
– W jadalni. Rozłożył tam wszystkie swoje graty. W samochodzie ma ciemnię i robią mu tam powiększenia.
– Daj mu ten przycisk i niech zaraz go zwróci. Będzie mi to potrzebne do przesłuchania domowników. Szukajcie dalej… Zaraz! Jones, niech ludzie przeglądają dyskretnie… powtarzam: dyskretnie, wszystkie buty i nocne pantofle, jakie im wpadną pod rękę. Chodzi o plamę krwi na samym czubku albo o ślad świeżego zmywania wodą. Rozumiesz, o co chodzi?
– Rozumiem, szefie. Wdepnął w krew, co?
– Tak.
– Dobrze, szefie.
Drzwi zamknęły się za nimi.
– Opowiadaj – mruknął Parker i oparł łokcie na stoliku, tuż obok leżącego na białej chustce rubinowego wisiorka.
Joe opowiedział mu, starając się nie opuścić ani jednego szczegółu, przebieg całego dnia od chwili, gdy Sara Drummond podjechała pod dom, w którym obecnie mieszkał, swym czarnym jaguarem.