Jak to? – powiedział Parker i zamknął notes. – Co ma z tym wszystkim wspólnego twoja książka?
– Kiedy zacząłem wczoraj robić jej plan, odrzuciłem oczywiście wszystkie nonsensy z walką konkurencyjnych przemysłów. Zacząłem szukać motywu dla zabójcy. Miałem przed sobą jako modele tych samych ludzi… Ian był przecież tym, który miał zostać zamordowany… Okazało się, że przy badaniu motywów Lucy Sparrow może go zabić, ale pod warunkiem.
– Jakim? – zapytał Parker, który znowu zajrzał do swego notesu.
– POD WARUNKIEM, ŻE ZBRODNIA TA OBCIĄŻY SARĘ DRUMMOND. Ale zacznijmy od początku: Lucy zaczyna rozumieć, że Sparrow kocha Sarę. Nie było to zbyt trudne zważywszy, że Sparrow nie jest mistrzem zwodzenia kobiet. Sam słyszałem, kiedy Sparrow mówił w nocy do Sary o tym, że Lucy się na pewno domyśla. Lucy Sparrow zaczęła myśleć. Gdyby poszła do Iana i odkryła mu swoje wiadomości, Ian mógłby rzucić Sarę. Ale Sparrow byłby dla Lucy stracony na zawsze. Kochał Sarę. Nawet wczoraj, kiedy Sara odrzuciła go definitywnie, nie chciał powrócić do Lucy. Chciał wyjechać sam do Ameryki. A cóż dopiero, gdyby rozpoczęła tego rodzaju skandaliczne działania. Zresztą Lucy Sparrow nie należy do ludzi, którzy się skarżą, tak mi się przynajmniej wydaje. Gdyby zabiła Sarę, podejrzenia skierowałyby się przeciwko niej, bo była pierwszą osobą, której mogłoby zależeć na tej śmierci. Sparrow sam natychmiast by się w tym zorientował, nawet gdyby policja nie wpadła na trop zabójcy. A Lucy Sparrow nie miała zamiaru spędzić reszty życia w więzieniu. Natomiast z radością zobaczyłaby tam Sarę. I wtedy zrozumiała, że zabójstwo Iana Drummonda jest dla niej nieodzowne, że nie pozostaje jej nic innego.
– Jak to? – zapytał znów Parker. – Jak doszedłeś do tego?
– Bo tylko zabójstwo Iana, po którym Sara skazana byłaby jako zbrodniarz, rozwiązywało trzy ważne sprawy:
a) Pogrążałoby na zawsze Sarę. Lucja straciłaby za jednym zamachem rywalkę i zemściłaby się okropnie na najbardziej znienawidzonym człowieku.
b) Sparrow po takim ciosie wróciłby skruszony do niej i już nigdy nie pomyślałby bez drżenia o tym, co zrobił.
c) Sparrow i ona zyskaliby na tym całą sławę i wszystko, co płynęło z badań ich obu. Byłoby to zupełnie naturalne po śmierci Drummonda. Sparrow, który nie był i nie jest człowiekiem formatu Iana, awansowałby nagle nieskończenie i wyzwoliłby się spod cienia indywidualności Iana, co było także ważne dla ich przyszłego życia. W końcu badania te prowadzili we dwóch, ale jak to się pisze w encyklopediach, po śmierci Drummonda ukończył je i ogłosił (czytaj: skorzystał na nich) Harold Sparrow. Przy tym Sparrow byłby najzupełniej niewinny i nieświadomy tego. Ale sądzę, że ten trzeci motyw był tylko dodatkowy. Lucja kochała Sparrowa bardzo, a nienawidziła Sary. Widziała tylko tę jedną możliwość i skorzystała z niej. Zresztą plan jej, poza paroma maleńkimi potknięciami, był genialny.
l. Jako pierwszy krok napisała list na maszynie Sary, podczas jej nieobecności. List ten miał zwrócić uwagę policji na życie mieszkańców Sunshine Manor. Udało się to. Po paru dniach wiedziałeś już, że Sara Drummond i Harold Sparrow znają się lepiej, niż powinni. To było bardzo ważne dla Lucy, bo przecież mógłby zajść taki przypadek, że policja nie dowiedziałaby się o tym, a ona sama nie mogłaby nic powiedzieć policji, bo przecież musiała udawać, że nie ma pojęcia o romansie Sary i jej męża. Wówczas cały plan byłby na nic, bo policja nie wiedziałaby, że Sara jest niewierną żoną, że ma kogoś innego, że może chcieć się pozbyć Iana i jej, biednej Lucy, na którą rzuci poszlaki w formie łańcuszka, rękawiczek i noża. Poza tym maszyna wskazywałaby w efekcie na Sarę. Czy zauważyłeś, że podczas śledztwa Lucy powiedziała o malutkim remingtonie Sary? To było bardzo zręczne. Wiedziała na pewno, że inspektor Scotland Yardu Parker ma ten list w kieszeni i ma zrobioną ekspertyzę maszyny. Teraz chciała powiedzieć, że ta maszyna jest na górze, że to maszyna Sary. Ona sama, komunikując o tym, w pewien sposób zwalniała się od autorstwa listu, bo przecież nikt nie przypuściłby, że jest tak głupia, aby napisawszy list pomagać w odkryciu maszyny.
2. Drugim jej krokiem była ta udana kontuzja na korcie. Kontuzja potrzebna dla paru celów. I tu należy ją podziwiać: celem tym nie było zdobycie alibi. Przeciwnie. Schodząc na przesłuchanie ze zdrową ręką, Lucy ściąga jak gdyby na siebie podejrzenie wiedząc, że wobec absurdu podrzuconego łańcuszka i ten argument będzie na jej korzyść. Kontuzja była jej potrzebna do pożyczenia maszyny od Sary, pożyczenia papieru ode mnie, a nade wszystko po to, aby Ian Drummond usiadł i napisał list dla niej. Zeszła przecież do niego pod jakimś pretekstem. Pretekstem tym był oczywiście list. Drummond, siedząc na dole, nie mógł wiedzieć, że przed chwilą pożyczyła na górze maszynę. Lucy weszła. Drummond nie pracował już. Poprosiła go, żeby nakreślił jej kilka słów na kartce, Ian odsunął pudełko, wziął kartkę i zaczął pisać… „Szanowny panie profe…” To mnie od razu uderzyło, tak jak i ciebie, dlaczego Ian zaczął pisać pośród haczyków? Mógł to zrobić tylko na prośbę mordercy. Ale parę osób mogło go poprosić o taki list. Tylko nie Sara Drummond, jego żona, jak mi się wydaje. Kiedy na drugi dzień usłyszałem Jonesa, mówiącego, że Lucy dzwoniła do profesora w Londynie, zrozumiałem. Człowiek w takiej sytuacji jak Lucy myśli o drobiazgach w sposób uproszczony. Zresztą nie mogła prosić Iana, żeby napisał jej list do przyjaciółki. Zeszła i powiedziała, że ma parę słów do skreślenia do swojego szefa, a nie chce, żeby Sparrow o nich wiedział, na przykład. Nigdy się już nie dowiemy, co powiedziała.
– Dlaczego? – zapytał Parker.
– Poczekaj… – Alex mówił dalej. – Ta kontuzja służyła, poza tym, do ukazania noża chirurgicznego. Schodząc do nas ze zdrową już ręką zapobiegła ewentualnemu badaniu lekarskiemu, które stwierdziłoby, że ręka jest zdrowa. Po napisaniu listu do Scotland Yardu i minięciu pewnego czasu doszła do wniosku, że można już działać. Ale musiała zaczekać na Sarę, która była w Londynie. W dniu przyjazdu Sary włożyła rubinowy wisiorek, kontuzjowała sobie rękę, namówiwszy przedtem Sarę na grę w tenisa. Ukazała obecnym na korcie swoją walizeczkę z nożem, a potem poszła do siebie i spokojnie czekała, kiedy może uderzyć. Wiedziała, że Ian zawsze pracuje sam do północy. Po dziesiątej przyszedł do niej Filip, który powiedział jej, że nie może znaleźć jej męża. Lucy od razu zrozumiała, że Sparrow jest w parku z Sarą i dlatego umknął chłopcu, który prosił go tuż po kolacji o spotkanie. To prawdopodobnie pchnęło ją do szybkiego działania. Nie wiedziała przecież, że ta sprawa wygasa, przynajmniej ze strony Sary. Zresztą nie sądzę, żeby ją ta wiadomość powstrzymała. Teraz ważne były dwa momenty: l – alibi dla Sparrowa i 2 – brak alibi dla Sary. O 10.45 Lucy wchodzi do Sary i pożycza maszynę. Sara jest u siebie i nic nie wskazuje, żeby miała wyjść. Za minutę czy dwie Lucy puka do moich drzwi. Zauważ, że w tym samym momencie jej mąż rozmawia z Hastingsem, a Filip czeka na nią u siebie w pokoju. Tak więc wie ona, gdzie są wszyscy ludzie, którzy mogliby zejść do Iana. Lucy Sparrow po odniesieniu maszyny do swego pokoju stała już przed moimi drzwiami z nożem ukrytym pod chustką, przytrzymującą jej rękę, a wisiorek i rękawiczki miała w kieszeni. Była gotowa. Kiedy moje drzwi zamknęły się, zbiegła na dół. Ale musiała mieć alibi, jakieś alibi, gdyby ktoś ją zauważył wracającą, co nie było niemożliwe, bo mógł to zrobić na przykład Hastings wychodząc od Sparrowa. Biegnie więc do kredensu, nalewa sobie szklankę soku pomarańczowego i wraca. Stawia sok w ciemnej sieni na kominku. Wchodzi do Drummonda i ściskając nóż za chustką, mówi: „Ianie, napisz mi kilka słów do mojego profesora…” Ian oczywiście robi to… Ale zaledwie napisał dwa słowa, Lucy uderza. Lucy śpieszy się. Jej alibi zbudowane jest na jej odwiedzinach w pokojach sąsiadów. Później nikt przecież nie będzie pamiętał, czy była parę minut wcześniej, czy później. I tu omyliła się. Ja wiedziałem, że przyszła do mnie o 10.50, a Filip, który czekał i denerwował się, zauważył, że przyszła o 11.02-11.03. Czy nie zastanowiła cię odwaga mordercy, który zabił w domu pełnym ludzi, uderzając nożem w plecy? Tylko chirurg mógłby wiedzieć, gdzie uderzyć, żeby ofiara nie mogła się zerwać! Normalny człowiek nie zaryzykowałby nigdy takiej zbrodni. I tu wielka improwizacja zbrodniarza: Lucy bije trzy razy! Bo Sara recytowała i każdy o tym pamięta. Potem błyskawicznie rzuca swój zamknięty wisiorek na ziemię. Ręka, którą chowała pod chustką, była cały czas w gumowej rękawiczce. Teraz Lucy nie zdejmuje jej, ale macza we krwi drugą rękawicę. Wszystko to odbywa się w ułamkach sekund. Lucy ma przecież przy sobie papier maszynowy, który pożyczyła ode mnie. Zawija w ten papier pokrwawioną rękawiczkę i wychodzi, nie pozostawiając żadnych śladów. Biegnie na górę. I tu błąd. Zapomniała o soku, który zostawiła na kominku. Nie można się jej zresztą dziwić. W takiej chwili, tuż po zabójstwie. Ciemna sień. Pobiegła. Chciała być jak najdalej. Zresztą weszła nie widziana przez nikogo. Zostawiła rękawiczkę w garderobie i wyszła do Filipa. Potem była już spokojna. Mogła rozmawiać ze Sparrowem, płakać i dowiadywać się, że w jego życiu jest ktoś inny. Podejrzewam, że wszczęła tę rozmowę naumyślnie, żeby przedłużyć mu czas alibi. Ale może chciała i sobie w ten sposób pomóc. Przecież kazała Filipowi zejść na dół i poprosić Drummonda o pieniądze. Filip powinien był to zrobić. Ale Filip nie narobił alarmu. Nie narobił go także Sparrow po zejściu i po powrocie. Więc Lucy czekała. Po trzech godzinach ktoś w końcu zawiadomił policję.
Plan był idealny. Gdyby padło na nią podejrzenie, jak musiało paść ze względu na nóż i wisiorek, to po pierwsze, jak mówiłeś: dlaczego miałaby ona właśnie zabijać Iana? A jeżeli ona, to dlaczego siałaby wokół zabitego swoje rzeczy? Zabijać z premedytacją własnym nożem, który tyle osób widziało? Co za nonsens! A gdybyś nie zwrócił uwagi na łańcuszek, mogłaby to zrobić sama i zapytać cię, czy sądzisz, że zamknięte łańcuszki mogą spadać przy szamotaniu? Zbyt wiele było na nią skierowanych śladów, aby można ją było w ogóle podejrzewać. A poza tym istniała przecież Sara, żyjąca z jej mężem i pewnie nienawidząca jej? Najwyraźniej ktoś ją chciał obciążyć. A ona, dobra i wspaniałomyślna do granic rozpaczy, przyznała się, że zabiła Iana! Czy rozumiesz to genialne pociągnięcie?! Przyznała się, bo przecież chciała dać do zrozumienia, że osłania Sparrowa, któremu zrobiła najlepsze w świecie alibi. Nic to nie mogło kosztować, a od razu rozwiewało podejrzenia, bo nie umiała nawet znaleźć motywu zabójstwa. Oczywiście ten prawdziwy, ukryty motyw miał na wieki pozostać jej własnością. A później te piekielne rękawiczki, ukryte pozornie tak głupio w miejscu, do którego dostęp miały tylko one dwie: Lucy i Sara. Przecież gdyby Lucy zabiła, nie chowałaby ich tak nonsensownie? Mogła to zrobić tylko Sara, oczywiście! Te rękawiczki stały się alibi dla wszystkich, prócz Sary… i Lucy, ale Lucy potrafiła się już wyizolować od podejrzeń. Nie miała powodu zabijać Drummonda, nie miała powodu, żeby obciążać siebie. A Sara miała powód, żeby go zabić i ją obciążyć tą zbrodnią. Od rana Lucy czekała, że wpadniemy na to. Zachowywała się niezwykłe taktownie. Ale zauważ: o ile odkrycie, że Ian został zabity jej nożem, nie spowodowało żadnej widocznej reakcji, o tyle, kiedy powiedziałeś jej, że wisiorek został znaleziony we krwi obok zmarłego, przyznała się. Chciała nam w ten sposób powiedzieć, że teraz nie ma już żadnych wątpliwości, że nie wie, które z nich to zrobiło, ale boi się, że to jej mąż, i kocha go tak bardzo, że woli zginąć, aby tylko on był szczęśliwy.
Ale Lucja Sparrow, dumna i spokojna, bóg sali operacyjnej, który wyleczył tak wielu, że może jednego zabić, rządząca się własnym prawem – popełniła parę błędów:
l. Podczas przesłuchania powiedziała, że brak noża w walizce zauważyłaby od razu, a później dodała, że dziś rano wkładała tam bandaż elastyczny. To znaczyło, że brak noża nie zaskoczył jej, chociaż pozornie nic o tym nie wiedziała. A mógł jej nie zaskoczyć tylko wtedy, gdyby wiedziała, gdzie ten nóż jest: tkwił on wówczas w plecach Iana.
2. Wisiorek. Zwróciłem uwagę, że nosi go kolejno do dwu różnych sukien jednego dnia, co kobietom zdarza się bardzo rzadko. Wówczas pomyślałem, że nie dba po prostu o sprawy swojej urody, ale potem, kiedy wisiorek nabrał znaczenia, przemyślałem tę sprawę jeszcze raz. Chciała go nam wrazić w pamięć.
3. To ona powiedziała: „Sara ma malutkiego remingtona”, chociaż poprzedniego dnia mówiła mi, że nie zna się zupełnie na maszynach. Zresztą żadna kobieta tak nie mówi o maszynie do pisania. Mówią po prostu: „Pożyczyłam maszynę do pisania”…
4. Szklanka. Tylko morderca mógł pozostawić tę szklankę. Żaden z idących później: Filip, Sparrow, Hastings, Sara, Filip i ja nie byliśmy w sytuacji, w której człowiek chce zejść po sok, a w każdym razie, może zeszlibyśmy tam po odwiedzeniu zdrowego Drummonda. Ale każdy z nas schodził, mając do niego interes. I każdy przekonywał się, że on nie żyje, więc później nie mógł po prostu iść po sok. A tylko morderca mógł pójść po sok, zostawić go na kominku, wejść do Iana, zabić go i zapomnieć o soku. Sara nie potrzebowała tego rodzaju usprawiedliwienia w swoim własnym domu. Mogła zejść po cokolwiek. Nikt by się nawet tym nie zainteresował. Mogła pójść i wydać dyspozycje służbie. Wziąć sok po 10.30 mogła tylko Lucy, chora Lucy Sparrow, której mąż właśnie rozmawiał i nie chciała go odrywać od gościa. I tylko Lucy Sparrow powiedziała, że nie schodziła w ogóle. A zresztą po co zatrzymywałaby się i stawiała szklankę na kominku? Tylko po to, żeby po ciemku móc otworzyć drzwi gabinetu ręką w rękawiczce. Gdyby niosła szklankę w jednej ręce, musiałaby użyć drugiej do otwierania. A wtedy musiałaby wypuścić nóż albo ukryć go gdzieś, skąd nie tak łatwo byłoby go wyciągnąć. Zresztą szklanka z sokiem zawadzałaby jej bardzo. A potem zapomniała o niej.
Ale brakowało mi jednego i dlatego wszedłem do jej pokoju, kiedy byliście na dole i pytałeś mnie, gdzie byłem. Poszedłem tam po kartkę spalonego papieru.
– Po co? – zapytał Parker i otarł pot z czoła. – Po co?
– Po kartkę papieru, w którą Lucy Sparrow zawinęła zakrwawioną rękawiczkę! W coś ją przecież musiała zawinąć, żeby nie pobrudziła jej szlafroka. A potem musiała ją natychmiast spalić, bo Filip po paru minutach mógł odkryć morderstwo i byłoby za późno. I znalazłem tę kartkę, spaloną zupełnie – w kominku, oczywiście.
Parker wstał.
– Tak… – powiedział cicho. – Myślałem o tym wszystkim… Myślałem o całych fragmentach tego… Chwilami byłem przekonany o tym samym, co ty. Ale nie miałem motywu! A ty znalazłeś motyw. Ale jak… jak udowodnimy jej to? To są poszlaki… To nawet jest pewne. Ty wiesz i ja wiem, że tak było. Ian też wiedział w ostatniej sekundzie swojego życia. Ale sąd? Jaki sąd na świecie skaże ją na podstawie twojej hipotezy i nawet efektownych, jak to nazwie jej adwokat, wniosków? – Podszedł do Alexa: – Joe, to straszne!
Alex wstał. Podszedł do drzwi i wyjrzał.
– Czy mogę zadać jedno pytanie panu Jonesowi?
– No chyba! Mów. Jones!
– Tak, szefie? – Jones pojawił się, jak gdyby wyrósł spod ziemi.
– Czy pani Sparrow schodziła w czasie naszej rozmowy w gabinecie? – zapytał Alex.
– Tak. Dzwoniła do Londynu, że nie przyjedzie na operację i żeby zrobił to jakiś inny doktor…
– Chodźmy… – powiedział Alex i pierwszy ruszył po schodach na górę. Przed drzwiami pokoju Lucy Sparrow zatrzymał się i nie pukając ostrożnie nacisnął klamkę.
Parker wszedł za nim i zatrzymał się przy drzwiach. Lucy Sparrow leżała ubrana na łóżku. Wyglądała, jak gdyby ogarnął ją sen. Dopiero kiedy Alex podszedł do niej i dotknął jej ręki, inspektor poruszył się. Ręka pięknej kobiety opadła bezwładnie, zwisając ku podłodze. Alex pochylił się.
– Cyjanek – powiedział cicho i wskazał drzwi, które prowadziły do pokoju Sparrowa.
Parker odwrócił się. Kominek był otwarty. Leżała w nim kartka papieru, nie spalona: cała i nie zmięta nawet.
Chcę ci oszczędzić sądu, poniżenia i wzgardy ludzkiej – przeczytał. – Dowody są wystarczające i poślą cię tam, gdzie posłałaś Iana. Lucjo, bądź odważna, jeżeli byłaś okrutna. Za chwilę wejdzie tu policja i nałożą ci kajdanki. Oszczędź tego mnie, którego kochałaś, nie pozwól, żebym widział cię na ławie oskarżonych, żebyś musiała mówić o nas, o mnie, o niej, o sobie… Harold Sparrow. – A jeśli nie on, to ktoś, kto napisał to w jego imieniu.
– Czy… czy to ty napisałeś? – zapytał szeptem.
Alex bez słowa wziął go za rękę i wyprowadził z pokoju.
– Ta kartka napisana jest także na maszynie Sary Drummond – powiedział. – I wątpię, żebyś odnalazł jej autora. Wiem tylko, że musiał ją napisać chyba ktoś, kto dobrze wiedział, jak dumną osobą była Lucy Sparrow i jak kochała swojego męża. Skonfrontowana z nagą prawdą, z tym, że jest odkryta, nie zastanawiała się, jak ma się obronić i czy się obroni. Partia była przegrana. Odeszła.
– To musiał napisać także ktoś, kto bardzo kochał pamięć Iana i nie chciał, żeby jego życie prywatne było tematem dla stu wścibskich reporterów sądowych… – powiedział Parker.
Zeszli na dół i zatrzymali się w sieni.
– Telefon do pana – powiedziała pyzata Kate Sanders, wynurzając się z cienia w korytarzyku.
– Do mnie?! – Alex otrząsnął się i podszedł do aparatu. – Halo?
– To ja – powiedział znajomy głos. – Jak się czujesz?
– Karolina?
– Tak.
– Skąd wzięłaś mój adres?
– Zadzwoniłam do twojego wydawcy. Siedzę sama nad morzem i trochę mi smutno. Pomyślałam, że rozerwę się, jeżeli zadzwonię do ciebie.
– Jutro przyjeżdżam do Torquay – powiedział Alex. – Będę o dwunastej przed hotelem Excelsior.
– O, mój miły! – powiedziała Karolina i odwiesiła słuchawkę.
Alex wrócił do sieni. Przez oszklone okna widać było park w słońcu. Karolina. Dobra, spokojna, miła Karolina. Potrzebował jej teraz jak nigdy przedtem. Karolina: ład, cisza, życie bez krwi i zbrodni. Kochana, dobra Karolina.
Spojrzał na podjazd. Czarny jaguar przywiózł go wczoraj do tego domu. Wyskoczyła wtedy z niego smukła dziewczyna i rzuciła się na szyję Ianowi Drummondowi… Wszystkie pachnidła Arabii…
– Jestem zmęczony – powiedział do Parkera. – Czy odwieziesz mnie do Londynu swoim samochodem?
– Oczywiście – inspektor położył mu rękę na ramieniu.