W hali odlotów we Wrocławiu uścisnął dłoń Brzyskiego.
– Powiedz mi – Pater popatrzył mu w oczy – dlaczego właściwie oddajesz mi tę sprawę i materiały. – Klepnął dłonią w torbę. – Tylko nie mów, że robisz to, bo mnie lubisz.
Brzyski uśmiechnął się.
– Mamy dość syfu na swoim terenie. I piętrzące się akta nierozwiązanych spraw. Nie chcę, by ta była kolejną.
W samolocie Pater poczuł, że zaczyna ogarniać go bezsilność i wściekłość. Wyprawa do Wrocławia zakończyła się klęską, Mielnik nie był mordercą, tropy, które pozostawił, są mniej wyraźne i oczywiste, niż się początkowo zdawało. W dodatku jakiś świr rozdrażnił Cichowskiego. Zarejestrowane na kasecie nagranie nie miało znaczenia, a niewyraźny fragment może go rozczarować. Pozostało tylko jedno.
Sięgnął do torby i wyjął zdjęcie. Dwie młode dziewczyny uśmiechały się do obiektywu.
Zaczął stukać palcem w fotografię.
– Znajdę cię, bydlaku! – wyszeptał. – Jestem pewien, że to ty tu jesteś. I nie schowasz się pod żadną maską kata!
Starsza kobieta, która siedziała obok Patera, popatrzyła z niepokojem na towarzysza podróży.