56

Dwie godziny później w gabinecie Cichowskiego zebrał się, jak to określił naczelnik, sztab kryzysowy. Pater uparł się, by w burzy mózgów uczestniczyli Wieloch i Kulesza.

– Bez nich – powiedział do Żarowy – nic byśmy nie osiągnęli.

Naczelnik uważnie popatrzył na podwładnego.

– Wiesz, jak to się nazywa, Jarek? Pijacki dowód wdzięczności. Za to, że doholowali cię całego i zdrowego po tej popijawie we Władku.

Siedzieli przy mocnej kawie, którą, na wyraźne polecenie szefa, pani Marzenka wyjęła z zamykanej na klucz szafki.

„Kawa dla specjalnych gości”, pomyślał Pater. „Albo na specjalne okazje. Takie jak ta”.

– Podsumujmy – zaczął Cichowski. – Godzinę temu rozmawiałem z zastępcą komendanta głównego. Od tej chwili Traszka jest poszukiwany w całej Polsce. Po południu będzie wiedział o nim każdy posterunek. Każdy policjant będzie miał zdjęcie, które zrobiliśmy mu w naszym areszcie. Sądzę, że nie ma go już na naszym terenie, a ten jego mejl to szczeniacki blef. Wasz szef – spojrzał na Wielocha i Kuleszę – uważa jednak inaczej.

– Trzeba było go zatrzymać – wycedził przez zęby Pater.

– Nie mieliśmy powodu, by go dłużej trzymać – odparł Cichowski. Brzmiało to, jakby chciał powiedzieć: „Mogłeś się lepiej starać”.

– Teraz Traszka jest wściekły. – Pater starał się, by każde jego słowo brzmiało przekonująco. – Ale zarazem to osobnik, który dotrzymuje słowa. Zapowiedział morderstwo i zabije kogoś. Zapowiedział, że zrobi to na naszym terenie. Teraz, po artykule, który odebrał mu należną sławę i uśmiercił Naśladowcę, ma dodatkowy powód, by nas upokorzyć.

– Ma kilka powodów – wtrącił się Wieloch.

Kulesza spojrzał z niepokojem na partnera, jakby bał się, że ten za chwilę uraczy wszystkich morskimi opowieściami o przesłuchaniu na kutrze. Wieloch jednak sięgnął po filiżankę i wypił łyk kawy.

– Musicie mi pomóc – kontynuował Pater. – Po to się tutaj spotkaliśmy. W tym mejlu – podniósł kartkę – jest podpowiedź. Jestem tego pewien. Traszka chce zabić, ale chce także spotkać się ze mną. Wyznaczył mi spotkanie.

Wieloch i Kulesza popatrzyli na siebie.

– Macie tu kopie tego mejla – wręczył aspirantom dwie kartki. – Ma to się zdarzyć jeszcze dziś. 0 której i gdzie? Tego nie wiem.

„Jeszcze dziś. Jeszcze dziś to muszę szykować się do wylotu. Jeszcze dziś będę daleko stąd”. Pater pomyślał o Joannie i poczuł nagły ból w mostku. Kłamie. Oszukuje sam siebie. Czuł, że samolot o dziewiętnastej wystartuje bez niego. Chyba że wcześniej złapią Traszkę.

– Jedna rzecz jest prosta – głos Wielocha wyrwał go z rozmyślań.

Spojrzenia wszystkich zwróciły się w kierunku rumianego aspiranta.

– Co powiedziałeś? – Pater zacisnął palce na blacie stołu.

– Za cholerę nie wiem, gdzie on chce się spotkać -Wieloch podrapał się w głowę – ale wiem kiedy. O dziewiątej wieczorem. O dwudziestej pierwszej.

– Skąd to wiesz? – zapytał Cichowski.

– Tu jest napisane o hazardzie. Że nadkomisarz lubi hazard. Gry hazardowe, oczko, dwadzieścia jeden. Rozumiecie?

– To jakieś naciągane. – Cichowski pokręcił głową.

– Mam takiego kumpla, z którym co jakiś czas umawiam się na wieczorny browar. Kilka razy umówiliśmy się o dziewiątej. Wiecie, co wtedy mówił? Spotkajmy się w godzinie Black Jacka.

– O kurde, niezły jesteś! – zaśmiał się Kulesza. – Zupełnie jak ten Mielnik.

– Jak kto? – zdziwił się Cichowski.

– No, ten trup z tartaku. Ten, co na własną rękę ścigał Traszkę.

Czterech mężczyzn ponownie pochyliło się nad wydrukiem. Jeden z nich wpatrywał się w drobniutkie litery, a w głowie huczało mu jedno zdanie. „Samolot jest o dziewiętnastej. O dziewiętnastej”.

W końcu Cichowski przerwał naradę. Przyjęli, że Naśladowca chce się spotkać o dziewiątej wieczorem. Wciąż nie wiedzieli jednak, gdzie wyznaczył spotkanie. Mieli rozejść się do swoich pokojów.

– Ty zostań. – Naczelnik wskazał na Patera. – Następnym razem – Żarówa trzymał w ręce podanie nadkomisarza – nie ciskaj we mnie takim gównem, okej?

Pater nie odpowiedział. Podszedł do okna i popatrzył na samochód na parkingu.

– Ja też chciałem coś powiedzieć – zaczął cicho. -Chodzi mi o ten artykuł w gazecie.

– Nie ma o czym mówić. Każdemu zdarza się zalać pałę…

– Nie o to chodzi. Zastanawiam się, skąd ten dziennikarz dowiedział się o sprawie Naśladowcy. Przecież to akcja objęta najwyższą dyskrecją…

Cichowski zacisnął usta.

– Powiem panu, szefie, jak było. – Pater popatrzył na lśniącą łysinę Żarowy. – Podsunęliście mu ten ochłap. Wiedzieliście, że go połknie…

– A jednocześnie zmusi prawdziwego Naśladowcę do jakiegoś ruchu.

– Tyle że teraz Traszka znów chce zabić. Udało się! Tylko co?

– Spokojnie, złapiemy go. Ale to już nie twoja sprawa. My się tym zajmiemy. Ty możesz jechać na swój zasłużony urlop.

Ostatnie zdanie Cichowski rzucił w pustą przestrzeń. Patera nie było już w gabinecie.

Загрузка...