3

W Królestwie Światła na ogół panował spokój.

Ale nie wszędzie.

Sol była rozdrażniona. Nieustannie krążyła po swojej małej wiosce niedaleko Przełęczy Wiatrów i denerwowała tym okropnie inne duchy.

Właściwie duchy mogły mieszkać, gdzie chciały, albo w ogóle nie mieć stałego miejsca. Ram upierał się jednak, że powinny osiąść gdzieś, gdzie będą u siebie, obiecał, że mogą zbudować sobie domy i urządzić je dokładnie tak, jak zechcą. Zajęło to parę lat, ale teraz wszystko było gotowe i wprost perfekcyjne. Chociaż perfekcja i perfekcja… Osada duchów pod żadnym względem nie przypominała Nowej Atlantydy, nie było tu wytyczonych pod sznurek ulic ani grządek z kwiatami. Poszczególne domy bardzo się między sobą różniły, zresztą może „domy” to złe określenie, to raczej siedziby, wzniesione każda według indywidualnego smaku. Niektóre miały na przykład wysokie kominy tak, by duchy mogły jak najszybciej się z nich wydostać, nie zatrzymywane przez zamknięte drzwi, ani nie musiały się kłopotać z jakimiś głupimi kluczami, zamkami i temu podobnie. Łóżka też stanowiły rozdział sam w sobie, przeważnie miały kształt unoszących się pod sufitem obłoków i były nieprawdopodobnie wygodne.

Duchy Ludzi Lodu mieszkały razem, ich domostwa zajmowały większą część osady, tuż obok nich mieszkały duchy Móriego, one też zbudowały sobie niezwykłe siedziby. Inne typy duchów zajmowały obrzeża osady i czuły się tam znakomicie.

Niektóre z domostw, jak na przykład domy Nauczyciela i Villemo, przypominały zamki, inne raczej małe, przytulne chatki, chociaż wnętrza różniły się od wnętrz wiejskich chat. Dom pani Powietrze szybował wysoko w łagodnych powiewach wiatru, a pani Woda mieszkała w zameczku na niewielkim jeziorze połyskującym złociście w blasku Świętego Słońca. Wszystko było bardzo indywidualne, wszystkie siedziby nosiły cechy swoich właścicieli

Pośrodku osady znajdowała się wielka gospoda, w której zbierano się wieczorami.

Właściwie Sol bardzo dobrze się czuła w swoim domu, kopii dworu z Lipowej Alei, choć dużo bardziej nowoczesnego i wygodnego. Sol spędzała w nim mnóstwo czasu i prowadziła ożywione życie towarzyskie.

Ale teraz była w złym humorze. Włóczyła się po całej osadzie, przeszkadzała innym, domagała się działania, czy, mówiąc bardziej nowocześnie, akcji. Starcie z Griseldą dało jej się tak mocno we znaki, że gotowa była wyprawić się do Królestwa Ciemności, walczyć tam z cieniami i potworami tylko po to, by dać ujście nagromadzonej energii.

Jednak prawdziwym powodem frustracji pięknej czarownicy było z pewnością to, że nie mogła przelać na nikogo swojej miłości.

W końcu Tengel Dobry miał dość. Był wodzem duchów Ludzi Lodu i postanowił powiedzieć swojej nieznośnej siostrzenicy parę zdań do słuchu.

– Co się z tobą dzieje, Sol? – zapytał. – Dłużej tak nie możesz się zachowywać, naruszasz wspaniałą więź, jaka panuje w naszej osadzie. Jeśli nie przestaniesz, będę cię musiał stąd odesłać.

– Tak, bardzo proszę, zrób to – syknęła Sol. – Nie jestem w stanie siedzieć bez ruchu i słuchać dawnych wspomnień oraz przyglądać się nudnym zabawom duchów. Chcę, żeby się coś działo, bo jak nie, to zwariuję!

– To wybierz się w drogę na jakiś czas, zobacz, czy gdzie indziej nie dzieje się coś ciekawszego!

Sol wzięła sobie do serca jego słowa i postanowiła natychmiast wyjechać. Do Sagi.


Dolg, samotny, siedział pogrążony w rozpaczy w swoim wspaniałym, podobnym do pałacu domu.

– Co ja mam począć? – szeptał. – Za co się wziąć? Co ja z wami zrobiłem, moi przyjaciele, jak mam naprawić wyrządzone szkody?

Mała panienka z rodu elfów, Fivrelde, wleciała przez okno, machając skrzydełkami.

– Masz wizytę, Lanjelin – powiedziała z ważną miną. – To jakaś dama.

Jej cieniutki głosik drżał z zazdrości.

– Dziękuję, Fivrelde – rzekł Dolg przyjaźnie. – Ale chyba najlepiej będzie, jeśli zostaniesz na dworze, prawda?

Zanim zdążyła zaprotestować, wypchnął ją zdecydowanie na zewnątrz i zamknął okno. Z doświadczenia wiedział, że wolałaby słuchać jego rozmów z przyjaciółkami. Najchętniej wtedy krążyła tuż nad jego uszami, przez cały czas wtrącała się do rozmowy i była okropnie kłopotliwa.

Usłyszał dzwonek u drzwi. Poszedł i otworzył.

– Berengaria! – zawołał uradowany. – Jak to miło! Wejdź, wejdź!

Usiedli w jego wygodnym salonie, Dolg udawał, że nie widzi panienki z rodu elfów, która niczym owad krąży po drugiej stronie szyby. Opanował ochotę, by wyjść na dwór i dać jej klapsa.

– Nie wyglądasz zbyt radośnie, Berengario – rzekł zmartwiony. – Napijesz się czegoś, a może byś zjadła kanapkę?

Odmówiła z uśmiechem.

– Ty też nie masz wesołej miny – stwierdziła. – Ale nie przyszłam tutaj, żeby rozmawiać o swoich albo o twoich zmartwieniach. Tym razem chodzi o babcię Theresę.

– Ach, tak, babcia Theresa – rzekł Dolg. – Co z nią?

Berengaria była zawsze trochę zaskoczona, kiedy uświadamiała sobie, że Dolg jest w gruncie rzeczy jej kuzynem. Nie należał co prawda do jej pokolenia, nie należał też do jej świata, poza tym tak naprawdę nie był nawet jej krewnym, ponieważ ojciec Berengarii, Rafael, to adoptowany syn Theresy. Mimo wszystko jednak uważano ich za kuzynów. Mama Dolga, Tiril, jest jedynym rodzonym dzieckiem Theresy, pochodzi zresztą z nieprawego łoża. Znacznie później Theresa i jej mąż, Erling, wzięli na wychowanie Rafaela i jego siostrę Danielle, mamę Eleny.

Bardzo skomplikowane stosunki pokrewieństwa. Ale niebywale silne!

Berengaria westchnęła.

– Ja nie wiem, Dolg. Ale boję się o nią. Wydaje mi się, że utraciła radość życia, nie jest już taka szczęśliwa jak dawniej, coś musi ją dręczyć. Och, nadal odnosi się do wszystkich życzliwie, ale w jej uśmiechu widzę tyle smutku…

Dolg skinął głową.

– Teraz, kiedy to mówisz, uświadamiam sobie, że masz rację. I trwa to od jakiegoś czasu, prawda?

– Owszem, zgadza się. Czy myślisz, że ona jest chora?

– Trudno mi w to uwierzyć. Tutaj, w Królestwie Światła, z chorobami łatwo sobie poradzić. Nie, będę musiał zbadać tę sprawę, Berengario. Obiecuję ci, że to zrobię. Przepytam ostrożnie wszystkich z jej otoczenia i porozmawiam o sprawie z Markiem.

– Och, tak, zrób to, on na wszystko znajdzie radę. Nie, Nero, nie mam dzisiaj nic smacznego.

– A dlaczego od razu nie poszłaś do Marca? – spytał Dolg zaciekawiony.

Berengaria spoglądała zakłopotana.

– Jakoś o tym nie pomyślałam. Ty byłeś dla mnie wielkim wsparciem w czasie, kiedy utraciłam Oko Nocy, tak dobrze nam się razem rozmawiało. Tylko tobie chciałam się wówczas zwierzyć.

Dolg skinął głową.

– Tak, ale dlaczego?

– O… dlatego… nie, nie wiem. Wydawało mi się to naturalne. Może dlatego, nie, zapomnij o tym!

– No powiedz! – mówił stanowczo, ale głos miał łagodny jak zawsze.

– Uff, no dobrze, może dlatego, że nosisz w sobie smutek. Rozumiesz, co mam na myśli?

Dolg długo się zastanawiał.

– Tak. To prawda. Uważasz, że jestem w stanie pojąć ból innych?

– No właśnie. – Berengaria zmarszczyła czoło. – Ale dzisiaj twój smutek jest szczególnie wyraźny. Co się stało, mój przyjacielu? Dlaczego jesteś taki przygnębiony?

Dolg westchnął.

– Zrozpaczony to by było właściwsze słowo. – Wstał. – Chodź ze mną!

Poprowadził ją do jakiegoś pokoju w głębi domu. Tam otworzył szafę i wyjął dwa piękne skórzane woreczki, w których spoczywały szafir i farangil. Nero towarzyszył im z czujnie postawionymi uszami, on dobrze znał kamienie swego pana.

– Jeszcze ich nie oddałeś? – zawołała Berengaria lekko przestraszona. – Powinny przecież spoczywać w swoim specjalnym domu, ze strażnikami i w ogóle.

– Muszę je tu mieć jeszcze przez jakiś czas – odparł Dolg zgnębiony. – Zostały bowiem okropnie zniszczone w czasie podróży do Królestwa Ciemności

– Zbyt często znajdowały się w pobliżu zła – skinęła głową Berengaria.

– Tak, i w dodatku jakiego zła! Nie wiem, co zrobić, żeby je ponownie oczyścić.

Wyjął kamienie z wyściełanych aksamitem futerałów i położył na stole. Berengaria ze zgrozą stwierdziła, jak bardzo są mętne. W żadnym nie ma już dawnego blasku. Oboje w ponurym milczeniu przyglądali się smutnym klejnotom.

– Dolg – powiedziała w końcu Berengaria z nagle rozjaśnioną twarzą. Jak zwykle humor zmieniał jej się nieoczekiwanie. – Czy sam nie opowiadałeś kiedyś, co się stało z niebieskim kamieniem po spotkaniu z kardynałem? Przecież wtedy został podobnie zanieczyszczony.

– Owszem, ale nie aż tak jak teraz.

– Nie, nie, nie o to mi chodzi, tylko jakim sposobem wtedy go oczyściliście?

Dolg zastanawiał się.

– Ach, tak, przypominam sobie… owszem, czy to nie ja razem z babcią Theresą?

Berengaria z przejęciem kiwała głową.

– Gorąca wiara w Boga babci Theresy i twoja dziecięca czystość.

– To prawda – uśmiechnął się Dolg ze smutkiem. – Ale teraz to się nie uda. Ja nie mam już w sobie dziecięcej czystości.

– Oczywiście, że masz! – zawołała spontanicznie. – Nigdy przecież nawet nie dotknąłeś żadnej kobiety!

Dolg patrzył na nią zdumiony.

– Ależ Berengario! Co nieczystego jest w dotykaniu kobiety? Czy to twoi straszni rodzice wmawiają ci swoje staroświeckie, wiktoriańskie poglądy?

– Tak, to głupio powiedziane, przyznaję, tak mi się tylko wyrwało z przyzwyczajenia. Zresztą z tym wiktoriańskim światopoglądem to też nieprawda. Najwłaściwszym określeniem jest podwójna moralność, bo nawet królowa Wiktoria miała swoje grzeszki na sumieniu. Po śmierci ubóstwianego Alberta żyła, jak to się mówi, „w grzechu” ze swoim kamerdynerem. Tylko nikomu nie wolno było o tym wspomnieć. Wobec innych była dużo bardziej surowa i nie tolerowała w swoim królestwie niemoralnych zachowań.

– Czy myśmy trochę nie zboczyli z tematu? – uśmiechnął się Dolg.

– Oczywiście – zachichotała Berengaria, a on zrozumiał nagle, dlaczego Oko Nocy był taki zakochany w tej dziewczynie. Ma czarującą twarz, rumiane policzki i żywe, wciąż się zmieniające rysy. Jest oczywiście jeszcze niedojrzała i po dziewczęcemu pyskata, lecz w duszy Berengarii znajdują się głębie, które czasami mimo woli ujawnia. Musi jeszcze tylko mieć trochę czasu.

Dolg przeklinał w duchu owe beznadziejne prawa dotyczące czystości rasy. Naturalnie to bardzo dobrze, że właśnie Indianie pielęgnują swoją wymierającą kulturę, ale czy muszą być tacy surowi pod każdym względem? Zdawał sobie sprawę, że konflikt był dużo głębszy, ponieważ Oko Nocy został zaręczony z pewną indiańską dziewczynką wiele lat temu, ta śliczna mała Indianka bardzo go kocha. Czy jednak wolno robić coś takiego? Czy rodzice mogą decydować aż do tego stopnia o przyszłości swoich dzieci? Dolg nie wątpił, że Berengaria z czasem zapomni o Oku Nocy, nawet jeśli by to miało potrwać wiele lat, ale co z chłopcem? On jest dużo bardziej poważny, a jego uczucia z pewnością są bardziej stałe niż uczucia lekkomyślnej Berengarii.

Chociaż nigdy nic nie wiadomo. Dolg słyszał od wielu ludzi, że Berengaria bardzo przeżyła zerwanie z ukochanym. Nie mogą go teraz zwieść jej wesołe komentarze. Ojciec Oka Nocy, Ptak Burzy, powinien był chyba zaczekać, aż wrócą z Gór Czarnych. To przecież miało być największe życiowe zadanie Oka Nocy jako wybranego. Może jednak właśnie dlatego Ptak Burzy wystąpił ze swoim brzemiennym w skutki oświadczeniem właśnie wówczas? Bał się, że również Berengaria pójdzie na tę niebezpieczną wyprawę. W tej chwili Dolg nie potrafił sobie przypomnieć, czy w ogóle znajdowała się na liście uczestników ekspedycji. Kiedyś już dawała sobie znakomicie radę po tamtej stronie muru, ale to była zabawa w porównaniu z planowaną wielką wyprawą.

Teraz znowu on bardzo zboczył z tematu.

– Nie, kiedy powiedziałem, że nie mam już w sobie dziecięcej czystości, myślałem o tym, o czym rozmawialiśmy w ostatnich dniach – wyznał. – Chodziło mi o to, że byłem zrozpaczony, kiedy musiałem używać czerwonego farangila jako narzędzia uśmiercającego. Ja tego nienawidzę, Berengario. Ale jestem jedynym, który ma prawo dotykać kamienia. Od czasu do czasu jest niestety niezbędne, by zniszczyć jakieś złe istoty. Ale czuję się wtedy bardzo źle, Berengario, mogę ci to powiedzieć, bo jesteś moją powiernicą.

Och, jak dobrze podziałały te słowa na nadwątloną pewność siebie Berengarii! W każdym razie przynajmniej jedna osoba ceni sobie jej przyjaźń.

– Rozumiem cię – powiedziała bardzo cicho, z wielkim zrozumieniem, ale tak jakby się miała rozpłakać. – Powiedz mi, kiedy czujesz się najgorzej?

Dolg zastanawiał się przez chwilę.

– Najgorsze jest oczywiście, kiedy trzeba zgasić czyjeś życie, niezależnie od tego, jakie ono było złe. Sądzę jednak, że dla mnie najtrudniejsze do zniesienia jest przeświadczenie, iż za każdym razem tracę jakąś cząstkę siebie. Coś z tego, w co wierzyłem. Dlatego mówię, że nie jestem już czysty.

– Masz na myśli brak iluzji?

– Chyba coś gorszego. Bezradność. Kiedy ideały walą się w gruzy, człowiek traci oparcie. Nie, nie jestem już właściwą osobą, która mogłaby oczyścić szlachetne kamienie. Ale babcia jest, rzecz jasna. I być może ty.

– Nie, coś ty! Powinieneś wiedzieć, jakie marzenia o Oku Nocy krążą mi po głowie! Marzenia na jawie.

Dolg patrzył na nią zdumiony.

– A ty znowu o tym? Seksualność nie jest największym grzechem świata, czy jeszcze tego nie pojęłaś?

Berengaria podskoczyła na swoim miejscu.

– Oj, całkiem zapomniałam…! Szłam właśnie do Taran, bo miałam ochotę na chwilę babskiej rozmowy, a tam mają się zebrać dziewczyny. Która godzina?

Powiedział jej, która.

– Dobrze, jeszcze zdążę. Zastanowię się nad tym, czy istnieje wśród nas ktoś o naprawdę czystym sercu. Uriel?

– Naturalnie i jego brałem też pod uwagę. Ale on chyba należy do tej samej kategorii co babcia Theresa. Gorąco wierzy w Boga. A potrzebujemy jeszcze kogoś, kto jest czysty niczym dziecko, kogoś takiego, jak ja byłem wtedy, gdy pracowaliśmy razem z babcią.

– Będę o tym myśleć. Teraz już lecę. Czy mam wpuścić do środka tę małą skrzydlatą istotę?

– Nie, nic podobnego, ja też muszę zastanowić się w spokoju. Pozdrów dziewczyny!

– Dziękuję, pozdrowię. Wstąpię w drodze powrotnej, jeśli wymyślę coś inteligentnego. Trzymaj się, Nero, przyniosę ci jakiś smakołyk.

– Dlaczego ty nie możesz uczestniczyć w oczyszczaniu kamieni? Ja naprawdę uważam, że powinnaś. Mówię serio.

Berengaria zmrużyła swoje piękne oczy.

– Och, mój drogi, co ty o mnie wiesz? Przecież ja kłamię i oszukuję, unikam odpowiedzialności, kokietuję dla korzyści. Naprawdę jestem niezłe ziółko. Nie, dziękuję ci, farangil przejrzałby mnie natychmiast!

Dolg patrzył z uśmiechem, jak odchodziła. Przynajmniej ktoś, kto dobrze siebie zna.

Powinna była dostać Oko Nocy. Tym razem Ptak Burzy okazał się krótkowzroczny.


Berengaria znajdowała się na sporządzonej przez Griseldę liście osób, które mają zostać wyeliminowane.

Prawdziwym obiektem nienawiści wiedźmy był też Dolg. Bo nie reagował na jej przebiegłe miłosne sztuczki. Nawet zawsze skuteczna uwodzicielska maść na niego nie działała.

Dolg musi umrzeć, by ona mogła odzyskać spokój.

On, a potem ta cała Sol. Po nich zaś wszyscy inni!

To o tym właśnie pomyślała, zanim zmiażdżyły ją potężne gąsienice Juggernauta.


Sol pojawiła się w mieście Saga, ponieważ właśnie tutaj zwykle działo się najwięcej. Tutaj też mieszkali wszyscy jej żyjący przyjaciele. Owa grupa młodzieży, która dała się poznać jako stwarzające problemy dzieci Królestwa Światła, a później okazała się najbardziej pożyteczną grupą we wszelkich sytuacjach kryzysowych.

Ram kochał tych młodych, Sol o tym wiedziała i poczytywała sobie za zaszczyt, że ją do nich zaliczano, chociaż była jedynie duchem bez serca i bez uczuć, jak niektórzy sądzili.

Marco wiedział jednak, jak jest naprawdę. Marco był po jej stronie. Ram też życzył jej jak najlepiej, tylko że on nie pojmował tej tęsknoty za światem ludzi, która trawiła serce Sol.

Czarownica z Ludzi Lodu rozglądała się teraz po Sadze w poszukiwaniu czegoś, w co mogłaby się włączyć…

Загрузка...