23

Do jakiego stopnia żywym człowiekiem właściwie jestem? przyszło do głowy Sol, kiedy jej zmysły powoli próbowały się wydostać z omdlenia. Chyba bardziej, niż myślałam. A może to coś całkiem nowego? To, że odczuwam ból i że Griselda mnie oślepiła.

Nic mi się nie zgadza.

Nagle coś usłyszała. Kroki człapiące po zboczu. Czyżby Griselda wróciła? Nie, ona tak nie chodzi, tym razem jest przecież kobietą w kwiecie wieku.

– Krzykacz, czy to ty? – szepnęła Sol.

Mrukliwa odpowiedź uspokoiła ją.

– Dziękuję ci, że przyszedłeś. Czas nagli. Muszę przekazać wiadomość, że Griselda idzie w stronę… No właśnie, dokąd ona poszła?

– Ja już powiedziałem o tym wiatrowi. To znaczy duchowi powietrza – oznajmił ochrypły głos. – Teraz, kiedy udało nam się zlokalizować Griseldę, wiatr będzie ją śledził. Ale co ona ci zrobiła, śliczna panienko?

– Czy mógłbyś znaleźć trochę wody? Czystej, świeżej wody źródlanej, żebym sobie przemyła oczy?

– Niedaleko stąd na równinie płynie strumyk.

Człapiące kroki oddaliły się, ale wkrótce wróciły. Powolne, niezdarne ręce starały się poruszać ostrożnie. Sol poczuła na twarzy zimną wodę.

– Ile zła! Ile zła – mruczał Krzykacz. – Takie straszne zło!

– Och, dobrze! Jak przyjemnie mnie to chłodzi. Krzykaczu, ja nie mogę się ruszyć, ona mnie przytwierdziła do ziemi.

– Jak mogłaś, nieszczęsna dziecino, wdać się w przepychanki z tym diabelstwem?

Sol mimo całej swojej biedy musiała się uśmiechnąć.

– Nie jestem nieszczęsną dzieciną. Krzykaczu, w mojej prawej kieszeni znajdziesz leczniczą maść. Tam, tak. Czy możesz posmarować mi oczy?

– Mam na to za wielkie palce.

Przypomniała sobie, jak wyglądają jego ręce. W ogóle cała postać Krzykacza sprawiała wrażenie, jakby pokrywała się kolejnymi warstwami czegoś w rodzaju patyny przez całe jego długie życie pędzone najpierw w świecie zewnętrznym, a później tutaj, biła z niej rozpacz i coś jak pragnienie śmierci.

– Na pewno ci się uda – powiedziała Sol przyjaźnie.

Starając się dokładnie rozetrzeć maść na oczach Sol, Krzykacz opowiadał, że wie, co zrobić, żeby się uwolnić z takich trzymających przy ziemi więzów. On sam miewał podobne problemy w ciągu swojej wielowiekowej egzystencji. Najpierw pomógł Sol wstać. Musiał ją podpierać, bo Griselda uszkodziła jej magicznym kamieniem kolana. Nic by Sol nie pomogło, gdyby zdjęła buty, bo czary dotyczą także ich – wyjaśniał Krzykacz.

– Sposób przeciwdziałania czarom znalazłem przypadkiem – mówił swoim matowym, niewyraźnym głosem. – Próbowałem nacierać stopy ziołami, które rosły w pobliżu. Niewiele to pomagało… dopóki nie znalazłem wielkiego dzięgiela…

– Ach, arcydzięgiel, tak! Angelica archangelica. Znam tę roślinę. Zresztą ja noszę takie samo imię. Sol Angelica z Ludzi Lodu. Więc to by bardzo pasowało, Ale dzięgiel tutaj rośnie?

– Widziałem go kiedyś w Królestwie Światła. A tu przecież płynie strumyk… Poczekasz jeszcze trochę, żebym mógł poszukać?

– Chętnie. A zresztą, chyba nie mam wyjścia.

Krzykacz poszedł. Z oczami Sol było nieco lepiej. Jeśli poprosi Dolga, by uniósł nad nią szafir, to może…

– To się nie powinno było wydarzyć – powiedziała sobie raz jeszcze. – Nie powinnam ulec żadnym czarom, jestem przecież na to uodporniona. Ale widocznie nie do końca…

Krzykacz wrócił. Znalazł nad potokiem jakieś zioła. Sol czuła, że naciera jej stopy. Ku swemu wielkiemu zdumieniu poczuła też, że paraliż ustępuje…

– To pomaga – wyszeptała. – Nie przerywaj!

Wkrótce była wolna. Ślepa, ale wolna.

– Muszę wracać do Sagi – powiedziała wzruszona. – Dziękuję ci, mój przyjacielu. Nie starałeś się na próżno! Spotkamy się jeszcze! Nie odważyłabym się powiedzieć „zobaczymy się”, bo tego nie wiem. Obiecuję ci jednak, że się spotkamy.

I zanim Krzykacz zdążył się zorientować, co Sol zamierza, zniknęła mu sprzed oczu.

– Nawet nie widziałem, jak odchodzi – skarżył się żałośnie. – Chciałem jej pokazać drogę powrotną, ale nie zdążyłem.

Piękna otwarta dolina wydała mu się jeszcze bardziej pusta i wymarła. Ciężko wlokąc za sobą nogi, poszedł do swojej górskiej groty.

„Spotkamy się znowu”. Czy ona naprawdę tak myśli? E, tam, zapomni.


Dolg uniósł głowę, gdy nieoczekiwanie w jego własnym domu stanęła przed nim Sol.

– Kochanie – powiedział spokojnie. – Miło cię widzieć, ale czy mogłabyś się pojawiać mniej gwałtownie? Czy nigdy nie myślisz o tym, co wypada? Ale, moja droga, jak ty wyglądasz?

– Nie widzę, jak wyglądam. Ty sam jesteś dla mnie jedynie cieniem we mgle. Na szczęście głos potwierdza, że jesteś Dolgiem, więc chyba dotarłam pod właściwy adres.

– Co ci się przytrafiło?

– Griselda mi się przytrafiła. Jestem prawie ślepa, Dolg. Ale pewna przyjazna dusza mi pomogła i potrafię w każdym razie rozróżniać między cieniem i światłem. Słuchaj, czy nie mógłbyś się posłużyć tą wspaniałą niebieską kulą i uleczyć moje biedne oczy? Nigdy przedtem o nic takiego nie prosiłam.

– Bo też nigdy przedtem nie było ci to potrzebne – odparł Dolg zaniepokojony, dotykając rękami jej twarzy i badając, do jakiego stopnia oczy zostały uszkodzone. – Ty nigdy nie miałaś takich potrzeb.

– Jest więcej spraw, których nie rozumiem – jęknęła Sol. – Griselda mnie sparaliżowała. Przytwierdziła mnie do ziemi. Coś takiego nie powinno było się stać! A poza tym kiedy napluła na mnie tym swoim smoczym jadem, poczułam przejmujący ból w oczach.

– Aha!

– To mi wcale nie pomaga! Co chciałeś powiedzieć przez to swoje „aha”?

– Przepraszam cię! Myślałem, co następuje: Po pierwsze, Griselda posiada nieprawdopodobne umiejętności, niezależnie od tego, skąd pochodzą. Musi mieć kontakty z otchłanią tak głęboką, że nie odważyłbym się jej badać. Po drugie, to wina Marca, że stałaś się wrażliwa na jej ataki.

– Marca? A co on ma z tym wspólnego?

– Obaj wiele rozmawialiśmy o twojej prośbie, że chciałabyś być żywym człowiekiem. Odnosimy się do tego sceptycznie, jak wiesz. Po tym, co się stało z Filipem Gabriela…

– Nie można nas dwojga porównywać.

– To prawda, ale Marco chciał ci przypomnieć, jak to bywa, kiedy jest się człowiekiem. Przywrócił ci więc wrażliwość na doznania fizyczne. A także zdolność odczuwania. Nie tylko bólu, lecz także głodu, zmęczenia, cierpienia… Chciał cię odstraszyć.

– Naprawdę głupi pomysł – skrzywiła się Sol. – Musiał to zrobić akurat teraz, kiedy mam się zmierzyć z Griselda?

Dolg też tego żałował i przepraszał.

– Marco zrobił to, zanim się okazało, że ona znowu chodzi wolno. Nie wiedział jeszcze, że to ty masz podjąć z nią walkę.

– Więc dostałam na jakiś czas te zdolności?

– Właśnie, na dodatek nie wiedząc, że tak właśnie jest.

– Nic dziwnego, że w zewnętrznym świecie tak strasznie mi się chciało befsztyka z cebulką – rzekła Sol zamyślona. – Męczyłam się wtedy jak diabli! Więc teraz jestem słabsza od niej bardziej, niż myślałam?

– Jesteś jej bardziej równa. Ze względu na swoją niewidzialność miałaś nad nią ogromną przewagę.

– Co prawda, to prawda No dobrze, trochę mi pomogłeś na te oczy. Widzę teraz przed sobą jakąś postać jakby zrobioną z kaszy. Czy ta kasza to ty?

– Tym razem miałaś szczęście – uśmiechnął się Dolg, – Jeszcze nie zdążyłem odnieść kamieni na miejsce po tym, jak pomogłaś nam je oczyścić. Myślę, że szafir jest do ciebie usposobiony pozytywnie. Chodź!

W kwadrans później wzrok Sol był znowu w najlepszym porządku. Kilka wstydliwych ran na twarzy po plwocinie Griseldy też zostało zabliźnionych.

Dolg wezwał jedną z pomocniczych sił swego ojca, panią Powietrze, która powiadomiła Sol, że Griselda jest w drodze do Sagi.

– Nie wiadomo tylko – powiedział duch powietrza – czy idzie po to, by sprawdzić, w jakim stanie jest woreczek z jej „duszą”, czy też zamierza zaatakować swoich wrogów.

– Poczekamy, zobaczymy – rzekła Sol. – Myślę, że wzburzyłam ją tym swoim gadaniem o woreczku, nie sądzę jednak, by wzięła wszystko za dobrą monetę. Dolg, myślisz, że Marco odda mi moją odporność?

– Chyba nie będzie miał czasu, bo przecież teraz, kiedy Ram odbywa kwarantannę, on i Rok mają na głowie całe Królestwo Światła. Nie możesz za wiele od Marca wymagać, on przecież zrobił to, bo chciał ci okazać dobrą wolę. Byłoby mu przykro, gdyby się dowiedział, na co zostałaś przez to narażona.

– Mógłby mnie przynajmniej uprzedzić – mruknęła Sol. – Zachowałam się jak wariatka, pokazałam się Griseldzie, bo myślałam, że jestem nietykalna.

Pani Powietrze wyjrzała przez okno.

– Spójrzcie! Popatrzcie no, kto to idzie!

Wszyscy podbiegu. Po drugiej stronie rynku, rozglądając się na wszystkie strony, przemykała Griselda. Miała na sobie sportowy strój Berengarii, a rudoblond włosy ukryła pod czapką z daszkiem.

Kierowała się prosto do pałacu Marca.

– Teraz jestem przygotowana do nowych działań – powiedziała Sol z nie wróżącym nic dobrego błyskiem w oczach. – I tym razem nie popełnię już błędu. Teraz wiem, z kim będę walczyć. Tak mi się przynajmniej wydaje.

– Tylko bądź ostrożna! – ostrzegł Dolg.

– Dzięki za troskliwość – uśmiechnęła się Sol wzruszona.

– Masz jakiś plan?

– Nie. Nic poza tym, że chciałabym ją zmusić, by powiedziała mi, gdzie ukryła ten przeklęty mieszek. Nie będzie to łatwe, bo właściwie nie wiem, czym jeszcze mogłabym ją zdenerwować, powiedziałam już wszystko, co wiedziałam. Tam na równinie.

Sol odwróciła się ku drzwiom i wtedy przypadkowo wzrok jej padł na szlachetne kamienie. Przyszła jej do głowy pewna myśl.

– Dolg – powiedziała z diabelskim błyskiem w oczach. – Dolg, Marco może się spotkać z Griselda i nie odnieść z tego powodu żadnej szkody, prawda?

– Jeśli zostanie w porę ostrzeżony, to tak. Ale coś ty znowu wymyśliła?

– Sposób, jak ją zmusić, żeby powiedziała, gdzie ukryła ten cholerny mieszek! Nic nam nie pomoże, jeśli ją zamordujemy, skoro nie odnajdziemy jej duszy. Pozwólmy jej iść do Marca, pani Powietrze przekaże mu informację. A tymczasem… Dolg, wiesz przecież, że wiele wróżek twierdzi, iż widzą różne rzeczy w kryształowej kuli, prawda?

– Tak, chociaż ja nigdy w te zapewnienia nie wierzyłem.

– Ja też nie. Ale tego rodzaju kule mogą przenosić wrażenia od jednej osoby do drugiej. Jeśli człowiek trzyma przez jakiś czas kulę w rękach, a potem taka prawdomówna wróżka bierze ją w swoje… Wtedy wiele rzeczy dotyczących tamtego człowieka przedostaje się do jej świadomości. Ale nie o to mi chodzi. Załóżmy, że w kryształowej kuli naprawdę to i owo można zobaczyć… Dolg, czy mogłabym spróbować z farangilem? Może bym zobaczyła ten przeklęty woreczek Griseldy?

Dolg był wstrząśnięty.

– Z farangilem? Nie, to dla ciebie zbyt niebezpieczne. Weź raczej szafir!

– On jest za łagodny. Sądzę, że nie będzie chciał nawet patrzeć na takie paskudztwo. To musi być farangil!

Dolg wahał się.

– Czas nagli – nalegała Sol, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. – Duchu powietrza, jak daleko zaszła Griselda?

– Jest już na schodach.

Dolg głęboko odetchnął.

– Dobrze, Sol. W takim razie spróbuj! Pójdę z tobą. Porozmawiam z kamieniem, dowiem się, co on na to.

Podeszli oboje do stołu, na którym leżały kamienie. Pani Powietrze czekała przy oknie.

Dolg przemawiał uspokajająco do farangila, który zaczynał wysyłać ciemne fale pulsującego światła.

– On akceptuje twój pomysł – rzekł zdumiony. – Wydaje mi się nawet, że mu się podoba!

Sol skinęła głową.

– Bo chce się na coś przydać, zrobić coś pozytywnego, a nie tylko zabijać przez cały czas.

– Masz rację – przyznał Dolg zawstydzony. – Wybacz mi, drogi przyjacielu – zwrócił się do kamienia.

– No to ja zaczynam. Pani Powietrze, zechciałabyś zostać, dopóki nie nawiążę kontaktu? A potem pospieszysz do Marca, żeby go przygotować, dobrze?

– My obie, Soł, możemy utrzymywać kontakt telepatyczny – powiedziała pani Powietrze. – Informuj mnie na bieżąco o wszystkim, ja natychmiast ruszam do Marca, bo ona jest już w pałacu.

– Znakomicie!

Pani Powietrze zniknęła. Sol usiadła naprzeciwko farangila, uważała jednak bardzo, żeby go nie dotknąć. Tego nie wolno robić.

– Światło się w nim odbija, Dolg. Czy możesz…?

Natychmiast zamknął wszystkie okiennice. Zrobił to w najodpowiedniejszym momencie.

W pokoju zapanował mrok. Sol patrzyła w czerwoną kulę.

Najpierw nic się nie działo. Zaczynała się denerwować, czas mijał, a Marco narażony był na niebezpieczeństwo. I oto…

– Coś widzę – szepnęła.

Dolg czekał.

– Jakiś woreczek – powiedziała Sol. – Cudownie, farangilu! Jestem ci bardzo wdzięczna. Widzę skórzaną torebkę przypominającą woreczek. Uplecioną z cienkich rzemyków. Starannie zasupłaną!

– A otoczenie? Gdzie ona się znajduje? – dopytywał się Dolg w napięciu.

– Czy możesz nam to pokazać, farangilu?

Woreczek zrobił się mniejszy. Ukazała się jakaś kanapa. Woreczek był ukryty w jej narożniku. Ale to nie była zwyczajna kanapa…

Po chwili wszystko zniknęło. Kula była pusta.

Sol i Dolg wyprostowali się. Podziękowali farangilowi za znakomitą współpracę.

Sol przekazała informacje duchowi powietrza, Dolg, posługujący się bardziej nowoczesnymi metodami, zatelefonował do Marca.

– Słuchaj, co ma ci do powiedzenia pani Powietrze. Zaraz ci przekaże, co zaplanowaliśmy.

Marco był gotów podjąć współpracę. Mógł na przykład sparaliżować Griseldę, narzucając jej jakąś nieznośną tęsknotę. Ale przecież nie chodziło o to, by ją unieszkodliwić, a o to, by ją zabić. Chcieli dostać ów skórzany woreczek, a nie wiedźmę.

Загрузка...