10

Ellen i Nataniel wyjechali do Nowej Atlantydy, zabierając ze sobą dziewczynki, Siskę i Sassę.

No, Siska nie była już taką małą dziewczynką, miała blisko osiemnaście lat, a w ciągu ostatnich tygodni wyraźnie dojrzała.

Tsi-Tsungga patrzył za odlatującą gondolą i jego ufne serce krwawiło z tęsknoty.

– Wróć jak najszybciej, księżniczko – szeptał ku niebu. – Wróć, bo moja dusza cię potrzebuje. Moje ciało również, ale o tym wiesz tylko ty. Zrobię wszystko, co można, dla naszych jeleni, będę je karmił i w ogóle, ale one też będą za tobą tęsknić, moja kochana.

Wiedział jednak, że Siska pozostanie tam jakiś czas. Zaprosił ich sam Książę Słońca, mieli dokładnie poznać zreformowane państwo.

Życie Tsi-Tsunggi stało się zupełnie inne od czasu, gdy rozpoczęły się te potajemne spotkania z Siską.

Kiedy ona przebywała w spokojnej Nowej Atlantydzie, nad Królestwem Światła pojawiła się złowieszcza chmura. Chmura ta nosiła imię Griselda.

Zaczęło się od tego, że w hotelu zauważono nieobecność Alego. Trochę trwało, zanim stwierdzono, że go nie ma, bo nie był przecież najważniejszą śrubką w hotelowej maszynerii, w końcu jednak koledzy zaczęli sprawdzać, co się z nim stało.

Znaleźli go wkrótce w jednym z głębokich pojemników na śmieci po drugiej stronie ulicy, przy której mieszkał. Stalowy drut wrzynał się głęboko w szyję nieszczęśnika.

Wezwano Rama. Bardzo mu się nie podobało to, co zobaczył, od dawna bowiem w mieście nieprzystosowanych panował spokój.

Po dokładniejszym przeszukaniu okolicy znaleziono jeszcze jedne zwłoki mężczyzny, ukryte pod chrustem i gałęziami. Mężczyzna był nagi, a jego twarz tak zmasakrowana kamieniem, że w żadnym razie nie można było zmarłego zidentyfikować. Widok był tak potworny, że patrzących ogarnęły mdłości.

– Spróbujcie sprawdzić, kim był ten człowiek – rzekł Ram krótko swoim najbliższym współpracownikom. – Dowiedzcie się, czy ostatnio ktoś w mieście nie zaginął. Co tam w mieście, w całym Królestwie. Ale zaczynajcie stąd!

Podszedł do niego jeden ze Strażników.

– Mamy wiadomości z laboratorium na temat pierwszych znalezionych zwłok, to znaczy Alego.

– Tak?

– Pod stalowym drutem na szyi znaleźli długie włosy. Rudoblond.

Ram głęboko wciągnął powietrze.

– Czy stwierdzono, czyje to włosy?

– Tak, od dawna mają ją w rejestrach.

– Nie mów, kto to – rzekł Ram ponuro. – Sam zgadnę. Czy to Griselda?

– Właśnie!

– No tak, to znaczy, że się spóźniliśmy! Nie udało nam się odnaleźć jej „woreczka”. Uprzedziła nas.

– Chyba nie ona. Myślę, że woreczek znalazł Ali. Albo ten nieznajomy mężczyzna.

– Bardzo prawdopodobne. W takim razie znowu mamy problem. Griselda znajduje się na wolności. Poproście Sol, żeby przyszła do mojego biura. Wy przejmujecie dochodzenie tutaj, a ja opracuję z Sol plany działania.


– Nie – rzekła Sol. – My, duchy, nie możemy jej znaleźć za pomocą magii. Żadnych jej śladów w ten sposób nie odkryjemy. Jest na to zbyt przebiegła, to naprawdę doświadczona wiedźma. Ale czy nie moglibyście jej znowu sfotografować?

– Możemy, rzecz jasna, spróbować – obiecał Ram. – Ale jeśli dobrze znam tę jędzę, to ona nie popełni drugi raz tego samego błędu. Będzie unikać wszelkich kamer, musielibyśmy je bardzo dobrze ukryć wszędzie tam, gdzie naszym zdaniem mogłaby się znaleźć.

– W mieście nieprzystosowanych?

– Była tutaj, to prawda, nikt z nas jednak nie wie, czy nie opuściła już miasta. W ogóle nic nie wiemy i właśnie to jest takie irytujące.

Wszyscy, na których ona może chcieć się zemścić, powinni zniknąć, ukryć się gdzieś w bezpiecznym miejscu – powiedziała Sol. – A mnie pozwólcie się nią zająć.

– Chyba nie chcesz tego zrobić sama?

– Dla mnie osobiste starcie z nią jest sprawą honoru. Jeśli się to jednak nie uda, poproszę o pomoc inne duchy. Nie będziemy tylko w to mieszać Marca ani Móriego, ani Dolga, oni są zbyt narażeni na jej ciosy, należą do żywych. Ją może pokonać tylko duch, wierzcie mi, a przy tym najlepiej, żeby to też była czarownica.

– Ale ona jest zła, a ty dobra!

– Dziękuję ci za te słowa – zachichotała Sol. – Ale ja też potrafię być złośliwa, jeśli tylko zechcę.

– Och, chętnie w to wierzę – mruknął Ram. – W porządku, w takim razie daję ci wolną rękę, jeśli chodzi o Griseldę. Uważaj tylko, żeby ci nie zrobiła krzywdy!

Sol roześmiała się wesoło.

– Któżby mógł mnie zabić? Uczyniono to już w roku tysiąc sześćset drugim i ja nie upchnęłam swojej duszy w jakimś woreczku. Moja dusza jest wolna i nikt nie może jej uwięzić.

– A zatem Griselda nie jest w stanie cię wyeliminować?

– Jak mogłaby tego dokonać? Nie sądzę, żeby miała aż tak wielką siłę.

– Chyba rzeczywiście, ale uważaj na siebie mimo wszystko. Nie możemy cię utracić, wiesz o tym.

– Słodki jesteś, skoro tak mówisz! Nie, Griselda nie może mnie zabić. Może mnie natomiast pokonać w sztuce czarodziejskiej, może nawet unicestwić moją magiczną siłę, a wtedy nie będzie już nikogo, kto mógłby uratować Królestwo Światła.

Och, znalazłby się ten i ów, pomyślał Ram. Inne duchy, na przykład. Nie powiedział jednak nic, chciał, by Sol zachowała o sobie dobre mniemanie.

Ram był bardzo zmęczony. Po długich naradach z Sol uświadomił sobie nagle, jak mało ostatnio sypiał. Wciąż czekało na niego mnóstwo obowiązków, bardzo wiele pracy, a on nie był w stanie nic robić.

Odczuwał potrzebę porozmawiania z kimś, kto go dobrze rozumie.

Zamiast więc udać się do swojego sterylnego mieszkania, poszedł tam, gdzie w żadnym razie nie powinien był chodzić.

Indra otworzyła drzwi.

– Och, Ram! – wykrzyknęła zakłopotana. – Wyglądasz, jakby cię coś przejechało! Wejdź!

Podprowadziła go troskliwie do swojej najwygodniejszej kanapy i usadziła w narożniku. W pełni świadoma, że stolik wprost tonie w papierkach od czekoladek, a ona sama ma na sobie jedynie płaszcz kąpielowy, w którym oglądała telewizję, zapytała zmartwiona:

– Jak się czujesz, Ram?

– Jestem strasznie zmęczony, Indro – przyznał. – Po raz ostatni wyspałem się porządnie, kiedy wracaliśmy do domu z Ciemności. W Juggernaucie.

– Nie ma się tak znowu czym chwalić – westchnęła Indra, wyłączyła telewizor, usunęła papierki ze stołu, a czekoladki postawiła na małym stojącym z boku stoliku. – Zwłaszcza że tam, w Ciemności, też nie sypiałeś za wiele.

– Po powrocie do domu to już prawie wcale. Odpowiedzialność. Poszukiwanie woreczka tej przeklętej Griseldy. A i tak się spóźniliśmy, Griselda wróciła. Zdążyła już zamordować dwóch mężczyzn w mieście nieprzystosowanych.

– Naprawdę? – krzyknęła Indra przerażona. – Och, to straszne!

– Tak. Ale ja nagle stwierdziłem, że wszystkie rezerwy moich sił się wyczerpały. Muszę wrócić do domu i trochę się przespać. Inaczej naprawdę nie dam rady.

Patrzyła na jego wyjątkową, urodziwą twarz i zalewała ją fala miłości. Te przymknięte oczy, lekko opuszczone kąciki warg. To zmęczenie.

– Nie będziesz w stanie sam dojść do domu, bo wpadniesz po drodze do rowu. Możesz się przespać w moim łóżku.

– Nie, ja…

– Nie będę ci przeszkadzać. Słowo honoru!

Coś tam mamrotał pod nosem, jakieś protesty, w końcu przystał na jej propozycję:

– Dobrze, jakąś godzinkę, nie więcej.

– Oczywiście – skłamała.

– Brzmi to cudownie.

– I będzie cudownie. Chciałbyś najpierw coś zjeść?

– Nie, tylko spać.

– No dobrze, bo pewnie byś zasnął z kawałkiem chleba w ustach albo wpadł twarzą w talerz. Chodź ze mną!

Podtrzymując go delikatnie, pomogła mu wstać, miała przy tym szczerą nadzieję, że w sypialni panuje porządek. Na szczęście tak było. Odsunęła jasnoniebieską jedwabną narzutę tak, by mógł się wygodnie ułożyć na jej szerokim łożu. Często się ostatnio zastanawiała, po co jej to podwójne łóżko, skoro i tak żyje w samotności jak dziewica. Teraz jednak cieszyła się, że je ma, nareszcie się do czegoś przydało. Ostrożnie zdjęła z nóg ukochanego sandały, podziwiała przy tym, jakie ma piękne stopy, równie kształtne jak dłonie, ściągnęła mu koszulę przez głowę, och, jaki on piękny! Kręciło jej się w głowie od patrzenia na niego. A także z tęsknoty! Ram bez protestu opadł na poduszki, a Indra otuliła go kołdrą.

Już prawie śpiąc, zdołał jeszcze wymamrotać:

– Jak mi tu u ciebie dobrze… Tu jestem bezpieczny.

Ujął jej rękę i przycisnął do ust. Poczuła jego język na wewnętrznej stronie dłoni, ruchliwy, podniecający. Przeniknął ją dreszcz, widziała w jego twarzy dziecięcą ufność, ułożył się na boku, skulił i zasnął.

Indra stała jeszcze przez chwilę. Przepełniona miłością wpatrywała się w jego twarz.

Najchętniej ułożyłabym się przy tobie, myślała. Powinnam machnąć ręką na wszystkie głupie zakazy Talornina, powinnam przytulić się teraz do pleców Rama i całą sobą odczuwać ciepło jego ciała. Pieścić jego piersi, obudzić go i podniecić. Twój opór na nic by się wtedy nie zdał, mój kochany. Ale nie mogę. Samo to, że przyszedłeś do mnie, żeby się przespać, jest dla mnie takim dowodem zaufania z twojej strony, takim milczącym wyznaniem miłości, że nie mogłabym tak postąpić. Nie chcę niszczyć tego, co jest między nami.

– Dobranoc, najdroższy! Kocham cię bardziej, niż przypuszczasz.

Jeszcze dość długo stała wpatrzona w niego, aż uświadomiła sobie, że po jej policzkach płyną łzy. Wtedy się ocknęła. Dzień dobiegł właśnie końca, pozamykała wszystkie okiennice, żeby Ram mógł spokojnie odpoczywać.

Potem poszła do salonu i zadzwoniła do Roka. Poprosiła, żeby zajął się wszystkim i nie niepokoił Rama pod żadnym pozorem.

Nawet najwyższy dowódca sztabu Strażników, a także całego Królestwa, musi czasami sypiać.

Rok przyjął to ze zrozumieniem.

– Tak, on się zupełnie nie oszczędza, naprawdę pracuje nieludzko. Jak to miło z twojej strony, Indro, że się nim zajęłaś. Nikt nie jest mu taki bliski jak ty.

Te słowa ogrzały jej zatroskane serce. Zakończyła rozmowę, wyłączyła telefon, wyłączyła system alarmowy Rama, po czym położyła się na kanapie w salonie.

Nie mogła zasnąć. Świadomość, że on leży w jej domu, radość, że okazał jej tyle zaufania, troska z powodu jego pełnej niebezpieczeństw pracy, a przede wszystkim miłość przepełniająca serce Indry nie dopuszczały do niej snu.

W końcu jednak zwyciężyło poczucie bezpieczeństwa. Nie była w domu sama. Ten, którego kochała, spoczywał teraz w jej łożu.

To był cudowny środek nasenny. Nareszcie więc zamknęła oczy z uśmiechem szczęścia na wargach i zasnęła.

Загрузка...