Sol z Ludzi Lodu miała marzenie: pragnęła przeżyć taką miłość, jakiej doświadczają ludzie na Ziemi, chciała przejść przez wszystkie jej fazy. Najpierw zaciekawienie. Podziw, uwielbienie. Tęsknota, pożądanie. I żeby w odpowiedzi widziała blask w jego oczach. Pragnęła poznać oddanie, które przeradza się w miłość. Przeżywać erotykę, i łagodną, i szaloną. Bliskość. Poczucie wspólnoty.
Niczego takiego nie zdążyła doświadczyć w swoim nazbyt krótkim życiu, ponieważ nigdy nie spotkała mężczyzny kalibru swego wuja, Tengela Dobrego. Porównywała z nim wszystkich. Nikt jednak nie miał w sobie takiej magicznej siły, nie reprezentował takiego autorytetu. Rzecz jasna w nim nigdy zakochana nie była, ale zawsze szukała kogoś podobnego.
Kiedy zaś stała się jednym z duchów Ludzi Lodu, ludzka miłość nie mogła już być brana pod uwagę. Duchy nie kochają, w każdym razie nie darzą się takimi uczuciami nawzajem.
Teraz jednak, w Królestwie Światła, spotkała wielu mężczyzn, którzy mogli się mierzyć z Tengelem Dobrym. Po prostu brać i wybierać. Niektórzy byli już zajęci, to prawda, jak na przykład Ram Indry albo Gondagil Mirandy.
Ale pozostawało jeszcze wielu innych. Och, jacy podniecający mężczyźni! Pomyśleć tylko, co mogłaby przeżywać z jednym z nich! Tylko z jednym, nie chciała zostać pogromczynią męskich serc, pragnęła prostej, szczerej miłości.
Najchętniej stałaby się znowu zwyczajnym człowiekiem, tylko po to, by móc doznawać tych cudownych uczuć.
Marco mógłby jej pomóc, była o tym przekonana. Ale Marco nie chciał. Sprawa z Filipem, synem Gabriela, potoczyła się w niepożądanym kierunku, Sol dobrze o tym wiedziała, bo przecież często spotykała Filipa wśród duchów, gdzie lubił przebywać.
Marco niepotrzebnie porównywał ją z Filipem. Filip jest przecież zmarłym człowiekiem, którego Marco tak odmienił, by mógł stać się jednym z duchów Ludzi Lodu. Sol natomiast jest duchem, który pragnie zostać żyjącym człowiekiem. A to bardzo istotna różnica.
Oczywiście to zabawne być duchem! Czasami bardzo zabawne. Można chodzić, gdzie się chce, pojawiać się i znikać. Można czarować, rzucać uroki i wymyślać różne fantastyczne rzeczy.
Jako zwyczajna kobieta z tego rodzaju umiejętności musiałaby zrezygnować. Przynajmniej z wielu z nich. Zdolność czarowania mogłaby pewnie zachować, także wiedzę o ziołach i magicznych napojach, ale wspaniałe popisowe sztuczki, z których była znana, musiałyby pójść w zapomnienie. Zaproponowała Marcowi, że będzie na zmianę raz duchem, raz człowiekiem, w zależności od potrzeby, ale on ją wyśmiał. Najwyraźniej nie można mieć wszystkiego naraz.
To denerwujące! Nie chciała bowiem zrezygnować do końca ze swego bardzo przyjemnego życia w gronie duchów.
Ale Marco odmówił jej pomocy.
Może powinna dokonać czegoś naprawdę wyjątkowego? Tak, by on w nagrodę pozwolił jej znaleźć się znowu wśród żywych.
Nie, to się z pewnością nie uda.
Sam Marco też jest niezwykle przystojnym mężczyzną, ale on pozostaje poza zasięgiem możliwości jakiejkolwiek kobiety. Biada tej, która by się w nim zakochała! Próba zdobycia go to chyba najbardziej beznadziejne przedsięwzięcie na ziemi.
Szkoda patrzeć, jak się taki klejnot marnuje!
Och, Sol pragnęła, żeby wkrótce stało się coś rzeczywiście podniecającego! Była naprawdę gotowa na wszystko.
Wiedziała, że dawniej w Królestwie Światła zdarzało się mnóstwo ciekawych rzeczy, ale akurat teraz nie działo się nic, w czym mogłaby pomóc.
Sol wzdychała zniecierpliwiona.
Mężczyzna, którego można by kochać. Marco, daj mi mężczyznę, którego mogłabym kochać! Daj mi serce płonące z miłości do niego, daj mi ludzką postać!
Zachichotała sama do siebie: I pozwól mi zachować wszystkie umiejętności, które posiadam jako duch!