4

W Królestwie Światła jeszcze panował spokój.

Nikt nie podejrzewał, co się tli w ukryciu.

Berengaria biegła uliczką pośród białych willi i podziwiała kwiatowy przepych, który z ogrodów wylewał się na trotuary. Wszystko było skąpane w złocistym blasku Świętego Słońca. Z leżącego w oddali parku dochodziły dziecięce głosy, ptaki śpiewały w koronach drzew. Właściciele domów pracowali w ogrodach. To bardzo wdzięczne zajęcie, w Królestwie Światła bowiem wyrastało wszystko, cokolwiek się zasiało lub wsadziło w ziemię. Białe tiulowe firanki falowały w podmuchach sztucznej bryzy, która w regularnych odstępach czasu pojawiała się nad krajem. Prawdziwego wiatru w Królestwie Światła przecież nie było.

Jak dobrze mi się tutaj żyje, myślała Berengaria. Jaki cudowny kontrast z ponurym, przerażającym Królestwem Ciemności! A mimo to tak mi smutno na duszy. Bo jak zdołam zapomnieć o przyjacielu z dzieciństwa, Oku Nocy, z którym przeżyłam tyle wspaniałych przygód, tyle niewinnych wypraw do lasów i nad rzekę, któremu ze wszystkiego mogłam się zwierzyć?

Znowu jej serce zalała fala smutku.

Ale oto zbliżyła się do domu Taran i Uriela. Taran, siostra Dolga. Wciąż tak samo urodziwa, wciąż spontaniczna i nieobliczalna. Z daleka widać, że jest matką Joriego, zachowują się też podobnie.

Kiedy Berengaria weszła do środka, wszystkie pozostałe dziewczyny już na nią czekały. Przyszły Indra i Miranda, Elena i Siska, a także Oriana. Brakowało tylko małej Sassy, ale ona jest chyba za młoda na taką dyskusję, jaką Taran zamierzała przeprowadzić. Sol także została zaproszona jakiś czas temu, ale podziękowała i odmówiła. Wyjaśniła, że temat zaproponowany przez gospodynię jest dla niej zbyt drażliwy. Lenore nie zaproszono w ogóle.

Sol słusznie się wymówiła. Nie mogła jednak stłumić ciekawości i wcale się nie pojawić. Musiała się dowiedzieć, o czym będą rozmawiać. Tyle tylko, że chciała zachować prawo do bycia niewidzialną. Tak więc żadna z przybyłych nie orientowała się, że Sol jest wśród nich. Miały rozmawiać na bardzo trudny temat, duma nie pozwalała Sol pokazać na przykład, że ma łzy w oczach czy coś takiego. Dlatego cichutko niczym mysz siedziała w kącie, gotowa słuchać i uczyć się.

Stół był pięknie zastawiony ciasteczkami, tortami, kremami, marcepanem i owocami różnego rodzaju. Taran wiedziała przynajmniej, co Indra i Elena chciałyby zjeść. A mogły wszystkie opychać się bezkarnie. W Królestwie Światła nikt nie tyje, Ram wyposażył dziewczęta w środki przeciwko tego rodzaju nieprzyjemnym konsekwencjom zamiłowania do słodyczy.

– No, jest i Berengaria – powiedziała Taran. – Witamy, witamy! W takim razie możemy zaczynać.

Sol spoglądała na wszystkie młode kobiety i czuła bolesny skurcz serca. Były takie sympatyczne i ładne albo tylko sympatyczne i przez to ładne, bo to miły charakter sprawia, że kobieta staje się pięknością. Wszystkie wyglądały na zadowolone, a większość z nich miała jakiegoś męskiego idola, o którym potajemnie mogła marzyć. Niektóre zresztą dotarły już do swoich portów, jak na przykład Taran, a ostatnio również Miranda. Inne nosiły w sercach słodkie tajemnice.

Tylko Sol nie miała nikogo. Nie miała nawet najmniejszej tajemnicy. Ponieważ duchy nie zakochują się w sobie nawzajem.

Tymczasem Sol tak strasznie pragnęła się zakochać.

Kiedy już wszystkie nałożyły sobie na talerze odpowiednie porcje smakołyków, gospodyni zapytała:

– Powiedzcie mi, moje drogie, jak wy się właściwie zachowujecie wobec siebie samych? – Długo i w zamyśleniu potrząsała głową. – Co robicie ze swoją młodością, tym cudownym okresem?

Nie powinnam była przychodzić, pomyślała Sol. Słowa Taran trafiały ją niczym uderzenia bicza, jakby były skierowane specjalnie do niej.

Jeśli ktoś zmarnował swoją młodość, to właśnie ja, myślała rozgoryczona.

Taran mówiła dalej:

– Tak, Miranda znalazła tego, który był jej pisany, więc właściwie nie musi słuchać mojego kazania, pomyślałam sobie jednak, że mimo wszystko chciałabyś z nami być.

– Obraziłabym się, gdybyś mnie nie zaprosiła – uśmiechnęła się Miranda.

– Tak myślałam. I… jeśli nie popełniam błędu, to Oriana również jest na właściwej drodze, jeśli chodzi o Thomasa?

– Taką mam nadzieję – odparła Oriana, pięknie się rumieniąc. – Ale on wciąż jeszcze nosi w sobie lęk i obrzydzenie.

– Ach, tak, po Griseldzie, to zrozumiałe. Ta wiedźma narobiła wiele złego.

Dajcie mi jej „duszę”, to wycisnę ją niczym starą ścierkę, pomyślała Sol zgnębiona. Zemszczę się na niej za was wszystkie.

– To, o czym chciałam z wami rozmawiać, moje drogie, to właśnie miłość, a może raczej erotyka – powiedziała Taran. – Bo jakoś wam się to nie udaje. Zmysłowość i seks powinny być czymś pięknym, czymś radosnym! To jakby okrzyk radości kierowany ku niebu, to cudowny wiosenny strumyk szczęścia, to poczucie wspólnoty. Ciepło i wzajemna troskliwość. I nie tylko to, lecz także czułość, czułość w pierwszym, pełnym niepokoju i niepewności okresie poszukiwań. Potem także smutek, łagodność i zawsze to szczere wzajemne oddanie dwojga ludzi. W późniejszym stadium, kiedy oboje znają się już lepiej seks może być nawet szalony, nigdy jednak brutalny, a już w żadnym razie raniący. Można wspólnie pragnąć daleko posuniętej swobody, a nawet szaleństwa, można bawić się razem różnymi pomysłami… Zawsze jednak trzeba mieć pewność i móc polegać na tej drugiej stronie, zwłaszcza w końcowej fazie miłosnego aktu, kiedy jest się najbardziej wrażliwym, bezbronnym wobec drugiej osoby.

Taran umilkła. Gdyby teraz szpilka upadła na podłogę, to zabrzmiałoby to jak wystrzał. Przez Taran przemawiało doświadczenie wyniesione z długich szczęśliwych lat małżeństwa z Urielem, byłym aniołem.

Taran odezwała się znowu, ale już bardziej surowym tonem:

– A wy co? Niemal wszystkie jedziecie na tym samym wózku, który nosi nazwę Rozczarowanie. Bo dla was seks jest czymś zakazanym, czymś brzydkim, o czym się nawet nie rozmawia!

Dlaczego ja tutaj siedzę? myślała Sol. Przecież to samoudręczenie, powinnam sobie pójść. Taran wie, o czym mówi, te dziewczyny marnują swoje możliwości tak, jak ja zmarnowałam swoje, chociaż zachowują się dokładnie odwrotnie. Dla mnie seks nie był niczym brzydkim, nie wiedziałam jednak, co z tym robić. Uwiodłam tego młodego parobka Klausa, kiedy miałam… trzynaście albo czternaście lat. Spotkałam go jeszcze później i spędziłam z nim całą zimę! Ale dlaczego? Przecież nie z miłości, bardziej ze współczucia i dlatego, że został tak wspaniale wyposażony przez naturę w atrybuty męskości. Co poza tym zdążyłam przeżyć? Jakaś banalna historia z facetem ze Skanii. Zapomniałam nawet, jak miał na imię. Jacob czy jakoś tak. Wszystko tak pozbawione jakiegokolwiek ciepła, że ogarnia mnie wstyd. Jakaś noc ze śmierdzącym katem. Wtedy byłam całkowicie pozbawiona uczuć. I jeszcze… ten mężczyzna, którego, jak sądziłam, mogłabym nauczyć kochania, a który później okazał się moim największym wrogiem, który zdradził moją rodzinę i któremu poprzysięgłam zemstę. Jak on się nazywał? Do tego stopnia wyrzuciłam go z pamięci, że zapomniałam nawet jego imię. Ach, prawda, Heming! Heming Zabójca Wójta. Uff! Jaka byłam wtedy wściekła po tej nocy, którą spędziłam z nim w jakiejś stodole, takiej złości nie odczuwałam nigdy przedtem ani potem. Gniew mnie po prostu oślepiał w chwili, gdy cisnęłam w niego widłami do siana i przybiłam go do ściany.

Ale nie żałuję tego. Zrobiłabym to samo dzisiaj, gdybym go jeszcze spotkała.

Cztery żałosne przygody erotyczne. W żadnej ani cienia miłości. No tak, może trochę czułości wobec Klausa. Ale sama czułość nie wystarczy.

No i potem śmierć w wieku dwudziestu dwóch lat. Oto dorobek całego mojego życia, jeśli nie liczyć kilku okrutnych zasadzek, jakie zastawiłam na ludzi, których nie lubiłam. Dwa lub trzy morderstwa, może więcej. Nie, Sol, naprawdę nie ma się czym chwalić. Przekleństwo Ludzi Lodu w skorupce od orzecha.

Potem jednak żyło mi się znakomicie. W gronie duchów. Wyczynialiśmy różne szaleństwa i robimy to nadal. Mnie stać naprawdę na wszystko.

Ale miłość?

Nie. Tam, gdzie powinna być miłość, jest próżnia, dziura w mojej osobowości.

Zgromadzone w pokoju młode kobiety milczały przez chwilę zawstydzone, po czym Elena westchnęła:

– Masz rację, o mądra Taran! Znalazłyśmy się naprawdę w nieciekawej sytuacji. Ja bym na przykład tak strasznie chciała dać Jaskariemu tę miłość, o której mówisz. Ale nie mam do tego prawa. Najpierw nie wierzył w szczerość moich uczuć, a kiedy udało nam się pokonać tę przeszkodę, to pojawiła się owa przeklęta babka diabła, Griselda, i unurzała w błocie wszystko co najpiękniejsze.

– A ja nie mogę mieć Rama – powiedziała Indra. – Z powodu jakichś głupich etnicznych i etycznych praw musimy naszą miłość ukrywać tak, by nikt się o niczym nie dowiedział. A jesteśmy na tyle głupi, by podporządkowywać się tym idiotycznym prawom. On mnie nigdy nawet naprawdę nie przytulił, trzyma mnie z dala od siebie, chociaż ja byłabym gotowa dokonać na nim okrutnego gwałtu Napełnij moją szklankę, Taran, chcę się zanurzyć w rozpuście i wypić całą butelkę wody mineralnej!

Taran uśmiechała się.

– Ja wiem, że to ani twoja, ani Eleny wina, iż musicie ukrywać swoje uczucia. Ten sam los spotkał też Berengarię. A przecież wszystkie trzy macie w sobie tyle wspaniałej, czystej miłości, którą mogłybyście obdarzać swoich wybranych, gdyby inni wam nie przeszkadzali. W wypadku Eleny i Oriany winna jest Griselda. Za cierpienia Indry odpowiada Talornin, a jeśli chodzi o Berengarię, to na przeszkodzie stoją prawa Indian. Co się zaś tyczy Siski…

Sol wytężyła słuch. Co takiego dzieje się z tą małą? pomyślała. Chodzi ostatnio z taką miną, jakby podkradała słodycze w sklepiku.

Ale Sol nie umiała czytać w myślach.

Oj, przestraszyła się Siska i próbowała się nie zaczerwienić, ale jej policzki, niestety, płonęły gorączkowo. Nikt nie wiedział o tym, co robiła z Tsi-Tsunggą, kiedy siedzieli w koronie drzewa, ani że wkrótce mają się znowu spotkać w jego lesie. Nikt nie powinien się też o tym dowiedzieć. Nikt nigdy!

Co się dzieje w tym mózgu? zastanawiała się Sol.

Taran mówiła dalej:

– Jeśli chodzi o ciebie, Siska, to wiemy, że zostałaś poważnie doświadczona przez wydarzenia, które rozegrały się w twojej rodzinnej osadzie. Wszyscy dorośli mężczyźni ścigali młodziutką dziewczynę, dziecko jeszcze, wiem, jakie to miało dla ciebie straszne konsekwencje. Chyba wciąż nie możesz patrzeć na żadnego mężczyznę, bo dla ciebie wszelkie formy erotyzmu łączą się ze wstydem, prawda?

– Tak – mruknęła Siska ledwo dosłyszalnie.

– Ale tak nie jest, drogie dziecko! Seks nie powinien być jednoznaczny z wyrzutami sumienia.

Kochana Taran, ty nawet nie wiesz, o czym mówisz, pomyślała Siska. Przecież właśnie mój stosunek do Tsi jest przyczyną okropnych wyrzutów sumienia! A nie to, co wydarzyło się w rodzinnej osadzie.

Kiedy jednak się nad tym zastanowiła, uświadomiła sobie, że to właśnie tamte wydarzenia sprawiły, iż czuje się zawstydzona wobec Tsi-Tsunggi.

Jak bardzo my się różnimy, myślała Sol zasmucona. Siska miała czternaście lat, była niewinnym dzieckiem, kiedy próbowano dokonać na niej okrutnego gwałtu. Ja w tym samym wieku uwiodłam Klausa. Obie wyszłyśmy z tych wydarzeń okaleczone. Każda na swój sposób.

– Jeśli słuchałaś tego, co mówiłam przed chwilą, Sisko – ciągnęła Taran przyjaźnie – to spróbuj poddać się własnym uczuciom, kiedy pewnego razu zakochasz się w jakimś mężczyźnie! Nawet jeśli tamci w twojej rodzinnej osadzie byli niczym dzikie zwierzęta, to nie wszyscy mężczyźni muszą tacy być. Musisz poddać się uczuciu, odczuwać radość, kiedy on będzie cię dotykał, musisz temu ulec. Dopiero wtedy będziesz miała pełne miłości życie, na jakie naprawdę zasługujesz.

Och, ty nic nie wiesz, myślała Siska, która na wspomnienie Tsi poczuła gorąco w dole brzucha. W gruncie rzeczy namawiasz mnie do frywolności wobec leśnego fauna, wiesz o tym? Nie, nie możesz wiedzieć, jak bardzo spotkanie z nim mnie odmieniło! W dalszym ciągu wszelka miłość wiąże się dla mnie ze wstydem. Mimo to tęsknię. Och, jak bardzo tęsknię, by znowu przy mnie był! Tęsknię do ciepła jego rąk. Do jego oddechu na moim karku, bo kiedy siedzieliśmy na drzewie, jego oddech pieścił moją skórę. Tęsknię do jego gibkiego, szczupłego ciała, o które mogłabym się oprzeć. I tęsknię do wszystkiego, co wtedy czułam…

Co się właściwie dzieje z tą dziewczyną? zastanawiała się Sol, marszcząc brwi. Czy nikt oprócz mnie nie widzi, że ona walczy z jakimiś własnymi małymi demonami?

Teraz Taran zwróciła się bezpośrednio do Oriany, ale Siska nie słuchała już jej słów. Siska zastanawiała się natomiast, czy mogłaby zapytać… zapytać o to, jak ważne są własne odczucia. Wiedziała bowiem, że to, co czuje do Tsi, to nie jest miłość. Tylko prymitywny seksualny pociąg, który ów elf ziemi zawsze wywołuje, wszystkie dziewczyny mogłyby o tym zaświadczyć. Tylko że żadnej z nich Tsi nie dotykał. W każdym razie tak intymnie jak dotykał Siski. Ona jest wybrana…

Nie, teraz znowu jej myśli i pragnienia przeniosły ją w inny świat, tak jak to się działo każdego dnia po powrocie z Królestwa Ciemności, gdzie miało miejsce jej brzemienne w skutki spotkanie z Tsi.

– No dobrze, Taran… co w takim razie twoim zdaniem powinnyśmy zrobić? – zapytała Indra.

– Musimy opracować plan uderzenia. Nie wolno się poddawać, dziewczyny! Zrobię dla was, co będę mogła. Porozmawiam z Talorninem o Indrze, z Jaskarim w imieniu Eleny, z Thomasem w sprawie Oriany. Ale dla ciebie, Berengario, nie możemy wiele uczynić, trudno się przeciwstawić całemu indiańskiemu plemieniu. Poza tym jest tamta indiańska dziewczyna, która tak wiernie czekała na Oko Nocy przez tyle lat. Cierpliwie, prawdopodobnie ze smutkiem w sercu, bo wiedziała przecież o waszej przyjaźni. Musiała się tego lękać. Przyznam się, że twój przypadek jest dla mnie najtrudniejszy.

– Ja też tak, niestety, uważam – powiedziała Berengaria. – Zdaje mi się, że od tamtej chwili, kiedy on mnie rzucił, minęło już z dziesięć lat, a to przecież tylko parę dni temu.

– No, no, on cię nie rzucił – wtrąciła Indra. – On z pewnością cierpi tak samo jak ty.

– Ale nie chce okazać swoich uczuć – rzekła Berengaria cicho smutnym głosem. On był tak cholernie szlachetny zarówno wobec mnie, jak i tamtej indiańskiej dziewczyny, że aż rzuciłam się na niego z pięściami. Co się oczywiście na nic nie zdało.

– A ty, Siska – zmieniła temat Taran. – Ty możesz oczywiście przychodzić do mnie, gdybyś miała problemy podobne do tych, jakie przeżywają inne dziewczyny. Nie dlatego, bym wiedziała, kto zacznie ci robić trudności, jeśli się zakochasz, ale zawsze znajdą się głupi, niczego nie rozumiejący ludzie, którzy chcą decydować. Tacy, co to im się wydaje, że wiedzą wszystko lepiej.

– Bogu dzięki, że przynajmniej nie ma wśród nas Griseldy – westchnęła Miranda.

Taran nie odpowiedziała nic. Jako matka Strażnika Joriego wiedziała o polowaniu na „duszę” wiedźmy i zdawała sobie sprawę, że zagrożenie nie zostało jeszcze ostatecznie usunięte.

Resztę spotkania poświecono dziecku Mirandy, przede wszystkim panie zastanawiały się nad jego imieniem. Sol przysłuchiwała się rozmowom, a smutek coraz dotkliwiej dręczył jej wygłodniałe serce. Pomysły były coraz bardziej szalone, łączono różne imiona chłopięce i dziewczęce, celowała w tym zwłaszcza Indra. Wreszcie wszystkie panie pożegnały się w pogodnym nastroju. Tylko Sol patrzyła za odchodzącymi ze łzami w oczach.

O Griseldzie zapomniano. Młode kobiety nie wiedziały nic o starannie przygotowanych planach wiedźmy.

Nie wiedziały też, że znajdują się na jej straszliwej liście, wszystkie co do jednej: Indra, Miranda, Oriana, Elena, Siska i Berengaria, a przede wszystkim Sol!

Tylko Taran tam nie było. Bo Griselda w ogóle nie wiedziała o jej istnieniu.

Загрузка...