21

Kiedy zbliżali się do alpejskiego jeziora, gdzie zostały ukryte obie rakiety, Theresa podjęła decyzję. Ostateczną.

Nie pragnęła już zostać w zewnętrznym świecie. Patrząc na widoczne wokół skutki wandalizmu, nie tęskniła już za tym, by spocząć w pałacowej kaplicy w Theresenhof. Chciała wrócić do Królestwa Światła, no, trudno, będzie musiała się nauczyć żyć bez Erlinga u boku.

Zresztą zyskała teraz nowe zadanie i nowy cel w życiu: wychowanie małej sierotki, którą wyrzucono do śmieci, by umarła.

Dlatego doznała szoku, kiedy na brzegu jeziora Sol oznajmiła:

– Jeśli Marco pozwoli mi zostać znowu żywym człowiekiem, to postaram się odpłacić za wszystko, co Tengel Dobry i Silje dla mnie zrobili. Zajmę się tym małym wrzaskulcem, tą biedną kruszyną i wychowam ją na porządnego człowieka.

Spostrzegła jednak nieszczęśliwe spojrzenie Theresy i umilkła. Ech, znowu się zachowała jak słoń w składzie porcelany!

Sol nie powiedziała Theresie o tym, jak okrutnie się obeszła z Lenore. W pośpiechu bąknęła tylko, że, owszem, zajęła się tą niepoprawną królową piękności. To na razie musiało wystarczyć, bo Sol nie wiedziała przecież, jak Erling zareagował na sprowokowane przez nią wydarzenia. Nie chciała robić Theresie niepotrzebnych nadziei.

Teraz więc zakończyła swoją niefortunną wy powiedź śmiechem:

– No, zdaje się, że znowu obiecuję na wyrost! Chyba nie stać mnie na to, by wychować dziecko jak należy!

Ram, który odczytał milczącą wymianę myśli obu kobiet, rzucił niby od niechcenia:

– Jestem pewien, że cię na to stać, Sol. Ale jeśli znowu będziesz żyjącą kobietą, to na pewno bardzo szybko znajdziesz sobie męża i postarasz się o własne dzieci.

I Sol, i Theresa roześmiały się z ulgą.

– Wspaniały pomysł, Ram! – zawołała Sol. – Pomyśleć, własne dzieci! Ja? Och, jakże bym się cieszyła!

Theresa odzyskała spokój.

Całe towarzystwo rozdzieliło się na dwie grupy, z których każda zajęła swoją rakietę. W nocnej ciszy wyruszyli w podróż powrotną do domu. W oszałamiającym pędzie zsuwali się w dół, do ukochanego Królestwa Światła


Ram zapomniał o jednym: Ponieważ podróżował do zewnętrznego świata, więc nawet on musiał być poddany kwarantannie razem z Tellem, Armasem, Berengarią i Theresa. I niemowlęciem, rzecz jasna. Tylko Sol była od tego wolna, duchy nie przenoszą przecież bakterii.

Zanim się rozstali, Sol porozmawiała z Ramem.

– Teraz jesteś sama – rzekł. – Sama przeciw Griseldzie. Przyjmuj wszystkie dobre rady, jakich mogą ci udzielić przyjaciele: Marco, inne duchy oraz wszystkie tak zwane istoty ponadnaturalne. To zresztą głupie określenie, istoty ponadnaturalne. Takimi są one przecież tylko dla ludzi, którzy nie chcą ani nic widzieć, ani rozumieć.

– Skoro ty i Armas siedzicie w klatce, to Rok i Marco będą moimi najbliższymi „ziemskimi” współpracownikami, prawda?

– Tak jest. Trzymaj się ich i raportuj o wszystkim, co się dzieje. Ja będę śledził wydarzenia przez telefon i dzięki kamerom.

– Raportować o tym, co się dzieje! – prychnęła Sol. – Nie dzieje się nic specjalnego, dopóki ta stara jędza siedzi w ukryciu

– To spróbuj ją stamtąd wykurzyć. Tylko pamiętaj: Ona jest naprawdę niebezpieczna. Chociaż, jak powiedziałaś, zamordować cię nie może, ale może odebrać ci siłę.

– Nie, nie, do tego nie dopuszczę – oznajmiła Sol stanowczo. – Będę ostrożna.

Na ekranie w hallu stacji kwarantanny, gdzie oboje stali, pojawił się meldunek. Rok chciał rozmawiać z Ramem. Ten ostatni ujął więc słuchawkę telefonu.

Rok miał nader interesujące wiadomości. Ram przekazał je Sol.

– No to sytuacja zaczyna się trochę rozjaśniać. Krzykacz, który mieszka na pustkowiach po drugiej stronie indiańskiego lasu, nawiązał, zdaje się, kontakt z Griseldą.

– Krzykacz? – Sol zadrżała. – Ten cały Krzykacz to ponura istota, żyje samotnie, w świecie zewnętrznym ktoś taki jak on jest bardzo niebezpieczny dla zbłąkanych wędrowców. Możesz powiedzieć coś więcej?

– Chodził po swoich pustkowiach i wykrzykiwał jak zwykle, gdy nagle stwierdził, że w zasięgu jego głosu znajduje się jakaś żywa istota. Nieoczekiwanie bowiem otrzymał odpowiedź. – Ram roześmiał się. – Było to wściekłe: „Zamknij się, ty przeklęty głupku, bo jak nie, to zasznuruję tę twoją gębę!”

– Griselda – potwierdziła Sol. – Bez wątpienia.

– No właśnie, to musiała być ona. Po chwili Krzykacz znowu spróbował i usłyszał: „Stul ryj, przeklęta krowo! Nie stój tu i nie rycz!”. Wobec tego postanowił zawiadomić panią Powietrze…

– Masz na myśli ducha powietrza? Tę prześliczną istotę z grupy duchów Móriego?

– Tak, właśnie o niej mówię. Przekazała wiadomość dalej do Marca, Marco do Roka.

– A Rok do ciebie, ty zaś do mnie. Uff, to zabiera mnóstwo czasu, nie można by tak bardziej bezpośrednio? Kiedy to wszystko miało miejsce?

– Nie tak dawno temu.

– Natychmiast znikam. Lecę do Krzykacza, wiem, gdzie go szukać. Tylko że dotychczas nikt nigdy na niego nie natrafił. Z wyjątkiem może jakichś zabłąkanych wędrowców w zewnętrznym świecie i też żaden z nich nie przeżył tego spotkania. Życz mi powodzenia!

Ledwo zniknęła Sol, w wejściu pojawił się Erling. Oznajmił, że absolutnie musi się zobaczyć z Theresa, to sprawa życia i śmierci.

Pozwolono im porozmawiać w pokoju przedzielonym na dwoje grubą szklaną ścianą, gdzie trzeba było korzystać z telefonu. Ram wyszedł, by im nie przeszkadzać.

Theresa nigdy jeszcze nie widziała swego męża w stanie takiego wzburzenia. Oczy mu błyszczały od łez.

– Najdroższa, znalazłem twój list. Ostatnie dni i noce były najgorsze w moim życiu! Chciałem jechać za tobą, ale mi nie pozwolono. I nagle dowiedziałem się, ze wróciłaś! Dzięki ci, dobry Boże, dzięki za to. Taką mi to ulgę sprawiło, że aż się rozpłakałem.

– To, że wróciłam, Erlingu, niczego nie zmienia – rzekła Theresa ze smutkiem. – Jesteś wolnym człowiekiem, wiele o tym myślałam…

– Wolnym? – krzyknął tak, że aż zatrzeszczało w słuchawce. – Czy ja cię kiedyś prosiłem o wolność?

– Nie, ale…

– I co miałaś na myśli, pisząc w swoim liście o mojej nowej miłości? Jak ty mnie traktujesz?

Theresa starała się mówić spokojnie.

– Wiem, że jesteś człowiekiem honoru, Erlingu, i że nie zamierzasz mnie oszukiwać. Wszyscy jednak widzą, że jesteś zauroczony tą piękną Lenore.

Erling poczuł, że robi się czerwony. „Wszyscy widzą”? Czy to było aż tak widoczne? O Boże, co za wstyd!

– Zauroczony? – spytał niepewnie. – Ja ją podziwiałem za urodę i inteligencję, ale to przecież nie musi oznaczać zauroczenia. Okazało się zresztą, że to bardzo nieciekawa osoba, i mój podziw przemienił się w niechęć.

Coś ty właściwie zrobiła, Sol? zastanawiała się Theresa. Ale dziękuję ci z całego serca.

– Więc ty nie… miałeś z nią romansu? – zapytała ostrożnie.

– Zwariowałaś? Nawet jej nigdy nie dotknąłem!

– I ona nie wiedziała o tym twoim… podziwie? Nie dałeś jej tego w jakiś sposób odczuć, słowem czy…?

– Nigdy! Ale to osoba, która sobie wyobraża Bóg wie co, więc może uważała, że tak właśnie jest. Pokazałem jej dobitnie, że nie powinna na nic liczyć.

Teraz chyba trochę przesadził, Lenore jednak musiała widzieć jego obrzydzenie, kiedy wychodził z pokoju po tym, jak wygłosiła to swoje niewiarygodne przemówienie. O nim, o Talorninie i o tym, co myśli o wszystkich innych istotach, którymi szczerze pogardza.

Co by to było, gdyby tego wszystkiego nie usłyszał? Gdyby nadal podkochiwał się w Lenore, a Theresa by sądziła, że…

– Thereso, ja nie mogę żyć bez ciebie! Czy nie moglibyśmy zacząć jeszcze raz?

Wtedy księżna opowiedziała mu o niemowlęciu, które znaleźli, i o tym, że zamierza zająć się wychowaniem maleństwa. „Myślałam, że skoro utraciłam ciebie, to ona wypełni mi życie”.

Erling nie bardzo wiedział, czy chce się podjąć odpowiedzialności za niemowlę, ale zapewniał, że tak, jak najchętniej, oczywiście się zgadza.

Zrobiłby wszystko, byle tylko odzyskać Theresę. Jak mógł sprawić swojej wspaniałej żonie tyle bólu? Żadną miarą sobie na to nie zasłużyła. Miał tylko nadzieję, że Theresa nigdy się nie dowie, jak bardzo zawładnęło nim uczucie do Lenore i jak intensywnie przeżywał swoją „drugą młodość”. Sam nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, jak blisko zdrady się znalazł.

Kiedy to do niego nareszcie dotarło, zdjął go lęk.

Nigdy więcej, obiecywał sobie. Nigdy więcej nie zachowam się jak stary kocur, nigdy nie wystawię się na takie pośmiewisko. „Wszyscy widzą”. Mój Boże, jak strasznie Theresa musiała cierpieć!

Wybacz mi! Wybacz mi, moja najdroższa przyjaciółko, która trwałaś przy mnie przez tyle lat!

Загрузка...