2

Złe moce z Gór Czarnych starały się dosięgnąć swoimi chciwymi łapami aż do wnętrza Królestwa Światła. Ram i jego współpracownicy zdołali przeciwstawić się temu niebezpieczeństwu, zapobiegając katastrofie. Gdyby Hannagar i jego kompani zostali wpuszczeni do królestwa, jak się już na to zanosiło, wszystko zostałoby stracone na zawsze. To, co Obcy i Strażnicy zbudowali przez stulecia, mogłoby zostać zniszczone w bardzo krótkim czasie. Zło bowiem ma zawsze większą siłę niż łagodna dobroć.

Ram z wielką ulgą skonstatował, że udało się zapobiec najgorszemu.

Istniało jednak jeszcze niebezpieczeństwo w obrębie Królestwa Światła. Może nie pociągające za sobą aż tak fatalnych następstw, jak zagrożenie z Gór Czarnych, ale i tak wystarczająco wielkie. Ukrywało się niczym iskrzący mechanizm w dobrze naoliwionej maszynerii Królestwa Światła.

Griselda.

Została odepchnięta i unieszkodliwiona, ale tylko na jakiś czas. Owa licząca sobie setki lat wiedźma miała zdolność powracania i niewielu, a właściwie nawet nikt nie wiedział, jak ona to robi.

Ram był bardzo zatroskany.

Gdyby tak Sol mogła kontynuować to, co rozpoczęła wtedy na łąkach, kiedy dopadła Griseldę! Była już na dobrym tropie, udało jej się wydobyć z przebiegłej czarownicy, że jej egzystencja jest uzależniona od jej duszy, która znajduje się w jakimś nieznanym miejscu. Griselda, kiedy wpadała we wściekłość, stawała się bardzo nieostrożna.

Wszystko mogło się skończyć bardzo dobrze, ale wtedy Jaskari wpakował się w całą sprawę i rozjechał wiedźmę.

Cóż za okropne wyrażenie, pomyślał Ram, krzywiąc się. „Wpakował się”. Ale tak właśnie było, Jaskari się wpakował. W najdosłowniejszym znaczeniu tego określenia

Niebezpieczeństwo jednak ciągle istniało: dopóki dusza Griseldy znajduje się gdzieś w Królestwie Światła, jego mieszkańcy mogą się spodziewać, że wiedźma znowu się pojawi.

Ram wezwał do gabinetu Roka i Armasa, by przedyskutować tę sprawę.

– No i co? – zapytał swego najbliższego współpracownika oraz młodego Armasa, czyli obu tych, którym powierzył odszukanie duszy Griseldy. – Znaleźliście coś pod naszą nieobecność?

Rok potrząsnął głową.

– Przepatrzyliśmy każdy najmniejszy kąt w domu, w którym mieszkała. Znaleźliśmy tam mnóstwo okropnych rzeczy, jakichś potwornych narzędzi, które zniszczyliśmy, nigdzie jednak nie natrafiliśmy na ślad żadnego woreczka czy torebki. Czy jesteś pewien, że ona tak właśnie powiedziała? Torebka? To przecież brzmi głupio, by przechowywać własną „duszę” w czymś tak trywialnym jak torebka czy sakiewka.

Ram zgadzał się z nim, że brzmi to głupio, ale właśnie tak Griselda powiedziała do Sol, kiedy ta udawała, że chowa za plecami drogocenną duszę wiedźmy. „Oddaj mi torebkę, dziwko przeklęta!” Griselda była zdesperowana, a w podobnych sytuacjach nie zwykła liczyć się ze słowami. Tym, że tak okropnie przeklina, nikt się nie przejmował, zresztą czego innego można się spodziewać po wiedźmie? Wtedy jednak ujawniła swoją najgłębszą tajemnicę. To ważniejsze niż jej zachowanie.

– Główne pytanie brzmi: w jaki sposób ona wraca – rzekł Ram zamyślony.

Wszyscy trzej siedzieli i rozmawiali w jego mało przytulnym domu, w którym zresztą rzadko bywał.

– Musimy przyjąć, że ona naprawdę przechowuje swoją tak zwaną duszę w tej jakiejś śmiesznej torebce. Trzeba uznać to za fakt. Ale co dalej? Teraz jej nie ma. Zgodnie z tym, co mówi Thomas, musiała być palona, topiona i ukamienowywana, uśmiercana na wszystkie najokropniejsze sposoby, jakie ludzkość wymyśliła, żeby można się było od niej uwolnić. Tak to trwało przez wieki, zawsze jednak wracała. Ostatnio wróciła po trzystu latach. Ale tym razem coś mi mówi, że pojawi się tutaj dużo szybciej.

Armas skinął głową.

– Ja też tak myślę. Jej pragnienie zemsty musi być straszne. Tylko że nie może sama…

Nieoczekiwanie umilkł. Dwaj towarzysze przyglądali mu się z zaciekawieniem.

– Masz rację – powiedział w końcu Rok. – Ktoś musi jej pomóc, by mogła powrócić do ziemskiego życia.

– Tak, ale kto? – zapytał Ram, – Te nieregularne przerwy między jednym a drugim pobytem na Ziemi świadczyłyby, że nie ma żadnych stałych pomocników. Zresztą kim mogliby oni być? Thomas powiedział wprawdzie, że trzysta lat temu w swoim domu w Massachusetts trzymała jakiegoś obrzydliwego małego demona, ja mogę jednak gwarantować, że tutaj niczego takiego nie było. I gdyby ten demon rzeczywiście był jej pomocnikiem, to przecież wypuściłby ją już wtedy. Nie, jej ostatni powrót do życia musiał nastąpić całkiem niedawno.

– I długo się nim nie nacieszyła – stwierdził Rok. – Jaskari przerwał całą zabawę.

I Armas, i Rok byli bardzo rozczarowani tym, że nie zabrano ich na wyprawę w Ciemność, by ratować jeleniej olbrzymie. Wiedzieli jednak, że zadanie, które otrzymali, jest bardzo odpowiedzialne. Mieli mianowicie polować na Griseldę w czasie, kiedy Królestwo Światła pozbawione zostało ochrony przed działaniami wiedzmy.

Kiedy więc nadeszła wiadomość, że Griselda towarzyszyła ekspedycji i że została unicestwiona, jeszcze zanim wyprawa przeszła na drugą stronę murów otaczających Królestwo Światła, ich rozczarowanie było jeszcze większe. Telefonicznie prosili Rama, by ich mimo wszystko zabrał, ale on w odpowiedzi przysłał im ten niezwykły rozkaz: „Szukajcie jej duszy! Ma się ona znajdować w jakiejś torebce czy czymś takim. Odszukajcie torebkę, szukajcie jej w jakiejś skrytce bankowej albo w czymś podobnym, postarajcie się znaleźć przed naszym powrotem!”

Armas był rozczarowany także z innego powodu. Dla niego kontakty z rówieśnikami zawsze były czymś ogromnie ważnym, zbyt często pozostawał na uboczu. Musiał się stosować do wyjątkowych reguł. Jego ojciec, Strażnik Góry, często przypominał: „Nigdy nie zapominaj, że jesteś jednym z Obcych!”. Armas mamrotał wtedy pod nosem: „W połowie!”. Ale tego ojciec nie mógł już słyszeć. „Musisz sobie znaleźć narzeczoną z rodu Obcych. A przynajmniej taką, w której żyłach płynie nasza krew. Inny wybór nie zostanie zaakceptowany”.

To wszystko sprawiało, że Armas był zamknięty w sobie. Oczywiście bardzo miło wspominał swoją wyprawę do Nowej Atlantydy, zauważył przecież, że na początku wyprawy Indra wyraźnie się nim interesowała. Wtedy on, w jakiejś nieuświadomionej lojalności wobec ojca, odnosił się do niej z wyraźną rezerwą, aż spostrzegł, że nagle jej zainteresowanie opadło. Poczuł się wtedy zraniony i zawiedziony. Później dowiedział się, że Indra właśnie podczas tej wyprawy beznadziejnie zakochała się w Ramie.

Ale to potrafił zaakceptować. Najwięcej przykrości sprawiał mu ów mur, który dziedzictwo Obcych tworzyło między nim i jego przyjaciółmi.

Nie zauważył, że Ram siedzi i przygląda mu się, rozmawiając równocześnie z Rokiem. Nie wiedział, że Ram dziwi się, jakim niewiarygodnie przystojnym chłopcem stał się Armas. Rzeczywiście ten młody człowiek stanowił niezwykle udaną mieszankę krwi Obcych i ludzi. Był najwyższy w grupie swoich kolegów. Miał jedwabiście lśniące czarne włosy, zupełnie proste i długie do ramion. Jego czarne oczy miały białka, inaczej niż u Lemurów i Obcych, choć nieco różniły się od oczu i zwykłych ludzi. Usta były delikatne, ale zdradzały jakąś surowość, brwi wyraźnie zaznaczone, kości policzkowe wysokie, rysy twarzy bardzo ludzkie.

Wszyscy lubili Armasa, mało kto jednak, jeśli w ogóle ktokolwiek, go znał. Był z natury małomówny, sprawiał wrażenie, jakby nie do końca wiedział, jak się ma odnosić do różnych istot zamieszkujących Królestwo Światła. Bardzo chciał być wobec wszystkich otwarty, ale dziedzictwo Obcych i nieustanne napomnienia ojca krępowały go. Nigdy nie powinien zapominać o tym, że jest kimś wyjątkowym: że jest Obcym.

„Na wpół” – zwykł powtarzać sobie w duchu.

– Ten, kto znajdzie woreczek… – rzekł Armas, patrząc przed siebie.

– Ten uwolni Griseldę – dokończył Ram. – Tak niestety się stanie. I może do tego dojść najzupełniej przypadkowo.

Rok wstał.

– Musimy się więc postarać, żebyśmy to byli my! Przede wszystkim nie wolno dopuścić, żeby dusza Griseldy opuściła ów tajemniczy worek! Musimy go zniszczyć razem z duszą raz na zawsze.

Tak – rzekł Ram równie stanowczo. – Potem znowu skorzystamy z pomocy farangila. Dolg nie będzie zadowolony, ale to konieczne.

– Znajdźmy najpierw woreczek – wtrącił Armas, by ostudzić ich zapał. – Tak, na wszystkich bogów, znajdźmy go, bo Rok i ja, którzy odwiedziliśmy jej okropne mieszkanie, wiemy, do czego jest zdolna. Nie chcę już mówić o tym, co ona tam zgromadziła. Żeby obejrzeć niektóre rzeczy, musieliśmy używać pesety lub haka, nikt normalny nie zbliży się do takiego obrzydlistwa. Znaleźliśmy wszystko, o czym czarnoksiężnik Móri nawet nie chce słyszeć. Griselda jest wyjątkowo odpychającą wiedźmą, jeśli sądzić po tym, czym się otacza dla przyjemności

Rok potwierdził jego słowa w całej rozciągłości Zgadzał się z Armasem pod każdym względem.

Ram zaś siedział pogrążony w zadumie. Powinienem był nawiązać współpracę z Sol z Ludzi Lodu, myślał. Jeśli ktokolwiek mógłby rozwiązać zagadkę tej zaginionej „duszy”, to właśnie ona. Sądzę bowiem, że przedostała się do zwojów mózgowych Griseldy tam na tej łące. Obie są wiedźmami – jedna dobrą, druga złą – i Sol potrafi podążać za pokrętnymi myślami głupiej Griseldy.

Problem polega tylko na tym, że akurat w tej chwili Griselda nie ma żadnych myśli. Zmarła i zniknęła, a my nie możemy zrobić nic innego, jak tylko jej szukać.

Muszę porozmawiać z Sol.

Głos Armasa przerwał jego rozważania:

– Pomyślmy jednak logicznie – powiedział syn Strażnika Góry. – Ten przeklęty woreczek prawdopodobnie dość łatwo znaleźć, sądzę bowiem, że ostatnim razem Griselda miała wielkiego pecha i dlatego woreczek leżał w ukryciu trzysta lat. Teraz z pewnością położyła go w jakimś miejscu tak, by ktoś go znalazł we właściwym czasie.

– Ale jednak go ukryła – upierał się Ram. – Myślę też, że woreczek prawdopodobnie wygląda jakoś specjalnie. Tak, aby znalazca miał ochotę go otworzyć.

Armas miał rozmarzoną minę. Uśmiechał się lekko sam do siebie.

– To tak jak w bajkach. Przypomnijcie sobie bajkę o sercu olbrzyma. Albo o czarowniku Kastjei. Oni sami byli nieśmiertelni, ponieważ mogli ukryć gdzieś duszę lub serce. Gdyby jednak ktoś odgadł ich tajemnicę i unicestwił te rzeczy… wtedy musieliby umrzeć.

– Właśnie tak – potwierdził Rok. – Spróbujmy się teraz zastanowić, jak mogła myśleć Griselda, jeśli potraficie zniżyć się do tego poziomu. Trzeba działać szybko!

Przed odejściem Griselda sporządziła listę swoich i śmiertelnych wrogów i Ram się na tej liście znajdował. O Roku i Armasie niewiele jeszcze wiedziała. Wtedy.

Na pierwszym miejscu umieściła oczywiście Sol z Ludzi Lodu. Nigdy nikogo bowiem Griselda nie obdarzała taką zaciekłą nienawiścią, jak tej pyskatej smarkuli, która tańczyła przed nią i przechwalała się, że ukrywa za plecami jej drogocenny woreczek.

Gdyby to tak bardzo nie zajmowało i nie złościło Griseldy, byłaby zaczarowała przeklętą Sol tam, na miejscu! Dałaby jej nauczkę!

Problem polegał jedynie na tym, że dziewczyna sama sprawiała wrażenie, iż potrafi znikać, kiedy zechce. Griselda nie bardzo to rozumiała. Ludzie nie mogą się przecież rozpływać w powietrzu, coś jej się tu nie zgadzało!

Tak właśnie myślała w ostatnim momencie swego życia tam na łące, zanim owa makabryczna maszyna śmierci nie przetoczyła się przez nią.

Ram nie miał o tym wszystkim pojęcia, kiedy siedział w swoim gabinecie i próbował razem z Rokiem i Armasem snuć plany, które już na samym początku wydawały się kompletnie nieprzydatne.


Ich obawy były wyjątkowo uzasadnione. Griselda wtedy, kiedy jeszcze żyła w Królestwie Światła, z diabelską przebiegłością zadbała o własne interesy.

Pleciony skórzany woreczek postanowiła schować dobrze, ale nie za dobrze. Tak, żeby jak najszybciej ktoś go znalazł, ale żeby to nie był nikt z tych jej okropnych wrogów, ani Ram, ani w ogóle nikt z tej bandy. Woreczek powinna znaleźć osoba stosunkowo naiwna, a poza tym kochająca pieniądze i na tyle ciekawa, by starała się rozsupłać plecionkę. Musi to też być ktoś, kto nie będzie szukał niczyjej pomocy, ktoś, kto zechce zatrzymać i woreczek, i skarb tylko dla siebie.

Zanim Griselda wyruszyła na wyprawę do Królestwa Ciemności – dokąd zresztą nigdy nie dotarła – sporządziła nowy skórzany woreczek. Niełatwo było znaleźć tak wiele cienkich rzemyków ani innych elementów koniecznych do jego wykonania. Udało jej się jednak zgromadzić wszystko na czas.

Wplotła do woreczka wszystkie niezbędne czarodziejskie formułki i zaklęcia i włożyła do środka dziwne przedmioty. Wiele gatunków trujących ziół, różne obrzydlistwa, jak kocia krew i oko trupa oraz kości zwierzęce i inne trudne do określenia rzeczy. Griselda nie miała żadnych oporów przed dotykaniem czegoś takiego, wprost przeciwnie, uważała, że to bardzo przyjemne. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie umieścić na woreczku informacji: „złote monety”, ale nie potrafiłaby wypisać dwóch słów na plecionce z cienkich rzemyków.

Usiadła więc i zaczęła się zastanawiać.

Gdzie znaleźć ciekawą i chciwą osobę w tym świątobliwym kraju? W każdym razie na pewno nie ma nikogo takiego wśród znajomych Rama i Thomasa.

Istnieje tylko jedno miejsce, w którym mogłaby ukryć swój drogocenny skarb.

To miasto nieprzystosowanych.

Tam powinien znaleźć się ktoś odpowiedni…

To wszystko działo się jeszcze, zanim miała wyruszyć na ekspedycję. Wiedziała, że Królestwo Ciemności jest „niebezpieczne dla zdrowia”. Niech tam, Griselda nigdy nie miała nic przeciwko ciemnościom ani żadnemu diabelstwu, na wszelki wypadek jednak musiała załatwić sprawę skórzanego woreczka. Byłoby bardzo głupio, gdyby w Ciemności spotkało ją jakieś nieszczęście, a ona nie miałaby możliwości powrotu.

Tak naprawdę nawet jej do głowy nie przyszło, że mogłoby jej się przytrafić coś złego. Nie spodziewała się też, że ów przystojny młody mężczyzna, którego zwabiła do łóżka i który powinien być absolutnie nią zajęty, w dzikiej wściekłości i obrzydzeniu dosłownie ją zmiażdży, wciśnie w ziemię, posługując się ciężką machiną. Potem czerwony farangil usunie wszelkie ślady, jakie po niej pozostały.

Ale wcześniej ukryła woreczek. W starannie wybranym miejscu, gdzie z pewnością niezadługo ktoś go odnajdzie, ale nie wcześniej niż ona wróci z Ciemności. Wtedy zresztą sama by go wyjęła, bo nie byłoby dobrze, gdyby go ktoś znalazł w czasie, gdy ona jeszcze żyje.

Wspaniale, wiedźma Griselda jest genialna!

Загрузка...