16

Griselda wycofała się na jakiś czas i w samotności lizała rany.

Leżała skulona w głębokiej dziurze po wyrwanym z korzeniami drzewie i trzęsła się okropnie.

Ci przeklęci ludzie! Ta cholerna stara jędza, księżna, jak, u licha, wpadła na coś tak okropnego jak święcona woda? Skąd biedna i niewinna Griselda mogła wiedzieć, że księżna jest pobożna? W dodatku katoliczka! Griselda uważała, że katolicyzm to już martwa religia, bo tak było wtedy w Massachusetts. Tak jej się przynajmniej wydawało, religia nie była jej najmocniejszą stroną.

Nie miała prawa nazywać Theresy starą jędzą, bo księżna wyglądała na trzydzieści pięć lat i ani dzień więcej. Griselda jednak mnożyła inwektywy, żeby chociaż w ten sposób wyrzucić z siebie złość.

To, co zgotowała jej księżna, było najgorszym przeżyciem od bardzo dawna! Zresztą cały ten dzień okazał się okropny.

Najpierw szła sobie całkiem niewinnie ulicą i nagle zobaczyła jedną osobę z listy swoich największych wrogów. To ta dziewczyna, Berengaria o paskudnych rudych włosach. (Czarownica nie zdawała sobie sprawy z tego, że pani, która się z nią przedtem witała, to Taran). Berengaria zaczęła wołać, że muszą się spieszyć, bo babcia Theresa czeka.

Griseldzie nie bardzo się to spodobało. Ilu ludzi, u licha, znało tego jakiegoś Heinricha Reussa von Gera, od którego pożyczyła sobie i nazwisko, i wygląd? Skoro jednak spotkała jednego wroga, dobrze byłoby kontrolować wydarzenia. Może właśnie ta okropna dziewczyna doprowadzi ją do pozostałych?

Griselda poszła więc z Berengaria, ale zanim zdążyła opracować konkretny plan działania, znalazły się u drzwi pięknej willi księżnej. Dziewczyna paplała coś o jakiejś podróży, nie wymieniała jednak celu. Nic z tego nie będzie, obiecywała sobie Griselda w duchu. Zanim dojdzie do jakiegoś wyjazdu, zdąży wyeliminować tę mówiącą bez przerwy pannicę.

Oj, w willi znajdowało się dwóch Strażników. Ów Tell, który był obecny, kiedy straszna machina śmierci zmiażdżyła ją bezlitośnie. Tego zdobędzie… Drugiego zresztą też, już go gdzieś widziała, zdaje się należy do tej bandy, która tak okropnie dała jej się we znaki. No i, oczywiście, w willi była też księżna.

Ale, och, co oni planują? Zamierzają pojechać do świata zewnętrznego! I co teraz począć? Griselda bardzo chętnie by się przeniosła w tamte rejony, bo życie w sterylnym Królestwie Światła budziło już w niej obrzydzenie. Najpierw jednak musi dokonać zemsty. Musi też uwieść tych mężczyzn, których już sobie wybrała, naprawdę czas najwyższy na zaspokojenie choć w części potrzeb erotycznych.

Stała więc zamyślona, próbowała ułożyć pospiesznie jakiś plan, połączyć to wszystko w sensowną całość, gdy nagle przytrafiła się ta cała katastrofa ze święconą wodą. Pochłonięta szukaniem wyjścia z sytuacji, w której się znalazła, nie zdążyła się nawet zasłonić. To po prostu nieznośne, prawdziwa rozpacz!


Historię życia Griseldy kryły mroki przeszłości.

Pewnego razu, na długo zanim ponury przodek Ludzi Lodu, Tengel Zły, rozpoczął swoją brzemienną w skutki wędrówkę po ziemi, Griselda zawarła pakt ze złymi mocami. Urodziła się, by być czarownicą, chciała jednak przewyższać wszystkie inne swoje siostry.

Jeszcze dzisiaj pamięta dreszcz, który ją przeniknął, gdy po raz pierwszy poczuła, że posiada tę ukrytą siłę. Była już wtedy dorosła i działo się to w jej pierwszym życiu, nazywała się zresztą wtedy zupełnie inaczej, ludzie ubierali się wówczas w skóry zwierząt i żyli w pokorze i lęku wobec wszelkich sił natury.

Griselda nigdy się niczego takiego nie bała. Swoje czarodziejskie umiejętności czerpała z plemiennej tradycji, posługiwała się też truciznami i innym paskudztwem, które zbierała w lasach i nad okolicznymi jeziorami. Bardzo szybko zaczęto o niej mówić, że posiada niebezpieczną wiedzę i umiejętności.

Ona jednak chciała więcej. Tamtej wiosennej nocy tańczyła w blasku księżyca z innymi podobnymi do niej. Plemię składało ofiary bogom, a później czarownice w ukryciu zjadały mięso ofiar i raczyły się ich krwią. Po jakimś czasie Griselda oddaliła się od swoich siostrzyc. Szła długo, aż dotarła do najgłębszej w tamtych lasach wilczej jamy. Wpełzła do środka i oszołomiła się narkotycznymi grzybami oraz skisłym końskim mlekiem. Wprowadziła się w trans.

Kiedy stwierdziła, że nic się nie dzieje, zaczęła schodzić coraz głębiej, rozdrapywała jamę i opuszczała się coraz niżej i niżej, aż znalazła się w ogromnej, ciemnej grocie.

Tam znowu wyjęła środki oszałamiające, zaczęła mamrotać jakieś dziwaczne czarodziejskie pieśni i zaklęcia, po części takie, których nauczyła się od swoich poprzedniczek, a po części te, które skomponowała sama, gdy tamte okazały się nieskuteczne.

Noc upływała z wolna. Griselda siedziała ze skrzyżowanymi nogami i kiwała się na boki. Eliksiry i jednostajny ruch pobudziły ją erotycznie, trans osiągał niesamowite natężenie i nagle usłyszała…

Głos.

Dochodził z wnętrza ziemi, z samego górotworu, ostry i głęboki jak z otchłani.

Potem nie była w stanie nawet sama sobie odpowiedzieć, czy to wszystko przeżyła naprawdę, czy też były to majaczenia wywołane narkotykami.

– Czego chcesz, robaku?

Griselda zaskrzeczała jak żaba, w końcu, czując, ze ziemia się pod nią ugina, wyjąkała:

– Służyć wam, o wielki panie!

Oddech. Taki ciężki, że dno groty wznosiło się i opadało.

– A czego oczekujesz w zamian?

Griselda dzwoniła zębami.

– Nieograniczonych czarodziejskich zdolności, szlachetny panie! Chcę być największą czarownicą na świecie. I – jeśli nie żądam za wiele – chciałabym mieć wieczne życie.

Ten ciężki oddech działał jej na nerwy. Docierał do niej ze wszystkich stron.

– To będzie cię drogo kosztowało. Co masz mi do zaoferowania oprócz niewolniczego posłuszeństwa?

Ziemia wokół niej drżała i trzęsła się. W grocie panowały nieprzeniknione ciemności, mimo to zdawało się jej, że widzi ciemnoczerwony ogień żarzący się nieopodal i że słyszy jakieś krzyki, jakby ktoś wzywał pomocy w śmiertelnej potrzebie, dochodzące z bardzo daleka. Potwornie się bała, że zaraz się zmoczy, ale jakoś do tego nie doszło.

– Mo-mo-moją duszę, panie! Weźcie w zamian moją duszę!

Ziemia zatrzęsła się pod wpływem potwornego śmiechu:

– A po co mi twoja dusza?

Griselda myślała gorączkowo, co poza tym mogłaby mu zaoferować? Mózg jednak otaczała gęsta mgła, była tak oszołomiona, że nie udało jej się zebrać myśli, a co dopiero odpowiedzieć jako tako rozsądnie.

Zanim zdążyła coś wymyślić, on odezwał się znowu.

– Ale wezmę sobie to, co chcę. Dostaniesz swoje wieczne życie, chociaż będzie ci ono wydzielane w małych porcjach, a twój czas zależeć będzie od tego, czy zdołasz przenieść swoją duszę od jednego życia do drugiego. Wszystko się skończy, gdyby twoja dusza, która będzie opuszczać twoje ciało, została unicestwiona…

– Wasza wola, panie – wykrztusiła Griselda z płaczem. – Po co mi jakaś dusza? Niech tak będzie. Dam sobie z tym radę. I co jeszcze, panie?

Nie spodobał mu się ten jej zarozumiały ton, choć powodem było oszołomienie. Ze złością głos mówił dalej:

– Twoje kolejne śmierci będą ciężkie, bo będziesz otoczona nienawiścią. Ale umiejętności, o które prosisz, otrzymasz. Zapłata jest wysoka, ale akurat potrzebuję służącej z rodu tych niczego nie rozumiejących, poszukujących ludzi. Od tej chwili jesteś moją niewolnicą.

Działanie narkotyków osiągnęło teraz szczyt. Raz po raz w otumanionym umyśle Griseldy błyskała jakaś myśl, ale była prawie sparaliżowana i przerażona tym, co zrobiła.

Wciąż jednak wszystko wokół niej krążyło i krążyło, wpadła w cudowną euforię, w końcu z przeciągłym jękiem osunęła się na kamienną podłogę, w stanie zbliżonym do letargu leżała na plecach z otwartymi ustami.

Ocknęła się po wielu, wielu godzinach, nigdy zresztą się nie dowiedziała, jak długo to trwało, może nawet kilka dni?

W grocie panowała cisza, było ciemno i zimno. Spróbowała usiąść i krzyknęła z bólu. Strasznego, przeszywającego całe ciało. Czuła się jak obita kijami, w dole brzucha krew pulsowała boleśnie. Nie była w stanie się ruszyć, a co dopiero wstać i wyjść.

Musiała się jednak jakoś pozbierać.

Ubranie miała poszarpane na strzępy. Szczerze mówiąc, zostały z niego tylko szmaty, które służyły jej teraz za posłanie. Griselda – która, jak powiedzieliśmy, w tamtych czasach nosiła zupełnie inne imię, znaczyło ono po prostu „awanturnica” – ostrożnie dotknęła swoich piersi i stwierdziła, że są okropnie poranione i pokryte jakąś kleistą mazią. W ogóle całe ciało z przodu było pokryte paskudnymi ranami, jakby ją długo dźgano czymś ostrym.

Nagle zesztywniała. Nie była w tej ciemności sama.

Równocześnie częściowo wróciła jej pamięć. Przypomniała sobie, że kiedy leżała całkiem bezradna na podłodze, zmuszono ją, by wypiła jakiś napój. Wciąż jeszcze czuła na wargach jego obrzydliwy smak. Ów potwornie gorzki wywar przemienił ją ze zwyczajnej młodej kobiety w… No właśnie, w co?

Wszystko, co ludzkie, zostało jej odjęte.

Trudno powiedzieć, by Griselda specjalnie tego żałowała, ale teraz była całkowicie pozbawiona wszelkich ludzkich cech.

Dotarł do niej złośliwy chichot. Jednocześnie w grocie zapłonęło zielonkawe światło, które nie wiadomo skąd pochodziło. Całe wnętrze rozjaśniło się jakby samo z siebie.

To było pierwsze spotkanie Griseldy z dwoma indywiduami, Impy i Simpy. Wysoko na kamiennej półce siedziały dwa diabliki, czy jak je nazwać, i pożądliwie spoglądały na jej obnażone ciało. Czyżby to oni…?

Oczywiście, że nie, to niemożliwe, nie dokonaliby czegoś takiego tymi swoimi ledwo widocznymi organikami. Nie, nie, ten, który brał ją w posiadanie, musiał być zupełnie innych rozmiarów.

Griselda zadrżała gwałtownie, gdy spojrzała na swoje ciało. Wszędzie zaschnięta krew, niezliczone paskudne rany, jakby ją ktoś wielokrotnie nadziewał na ogromny haczyk do łowienia ryb. Ból w dole brzucha nie ustawał. Miała wrażenie, że została wbita na pal. Wszystko opuchnięte, nie mogła się ruszyć.

– Jesteśmy twoimi giermkami – zachichotał szyderczo jeden z tych na kamiennej półce. – Nauczymy cię wyplatać koszyki.

Obaj uznali, że ta uwaga jest niebywale komiczna.

– I nauczymy cię czarowania na poziomie amatorskim – dodał drugi i to zdanie było najwidoczniej jeszcze śmieszniejsze.

– Jesteśmy też do dyspozycji, gdybyś szukała kawalera do łóżka. Albo kiedy my będziemy się chcieli zabawić z prawdziwą dziwką!

Śmiali się ordynarnie.

Griselda była śmiertelnie przerażona, ale też i zafascynowana. Chciała się dowiedzieć, czy naprawdę będzie mogła wracać do życia po śmierci, jeśli zechce. Opowiedzieli jej, jak tego dokonać. Jeśli jednak dusza zostanie zniszczona, może się pożegnać z dalszymi wcieleniami. W takim wypadku nigdy nie wróci.

Nie, nie zobaczy już swego władcy. Bo i po co? On przecież wziął to, co chciał, niczym więcej zainteresowany nie jest. Oni są jego łącznikami.

Będzie jednak mogła zabijać dla niego mnóstwo ludzi. Bo on nie cierpi tego nędznego robactwa, które pleni się na ziemi bez opamiętania. Griselda nie wahając się obiecała, że zrobi, co się da. W ramach podziękowania.

Tak oto zaczęła się jej kariera jako czarownicy.

Gdyby Sol wiedziała, jakie potężne siły stoją za Griselda, pewno by tak nie nalegała, że chce się z nią rozprawić sama.

Nic chyba dziwnego, że Griselda wspominała swoją wizytę w tamtej grocie, kiedy tkwiła pod oblepionymi ziemią korzeniami drzewa. Wargi miała sine, dygotała wciąż pozbawiona sił po straszliwej konfrontacji z wodą święconą. Ta i tamta sytuacja były do siebie pod wieloma względami podobne.

Wielokrotnie, kiedy wspominała inicjację na wiedźmę, ogarniała ją tęsknota, by jeszcze raz spotkać owego tak wspaniale wyposażonego kochanka, którego nie danym jej było zobaczyć. Nigdy potem nikt nie brał jej w ten sposób.

Wielokrotnie próbowała go szukać, ale zawsze znajdowała jedynie pustkę. Wszystko było wymarłe. Groty z tamtego dnia nie udało jej się odnaleźć.

I kiedy tak leżała, naga i żałosna, pod ogromną karpą, wściekała się z powodu własnej głupoty. Oczywiście, może nadal żyć w przebraniu jako Heinrich Reuss von Gera! Oczywiście, może nadal mieszkać w jego domu! Wszyscy, którzy byli świadkami jej zdemaskowania, ponieśli śmierć.

Ale nie mogła przecież wrócić na miejsce wypadku, by zabrać swoje ubranie, perukę i brodę. Za nic nie znajdzie się znowu w pobliżu tej przeklętej święconej wody.

Ponad wszystko chciała nadal leżeć w jamie, by jakoś dojść do siebie po strasznych spustoszeniach, jakich dokonała w niej woda. Griselda, która przez tysiące lat dręczyła mnóstwo ludzi, i fizycznie, i psychicznie, która bez mrugnięcia powiek odbierała życie, która zabijała tylko dlatego, że ktoś niebacznie wszedł jej w drogę…

Teraz ta Griselda leżała i użalała się nad sobą.

Загрузка...