ROZDZIAŁ IX

Najpierw go nie widziała. Uświadamiała sobie jedynie nieokreślony, czający się zewsząd strach. Uczucie nieustannie pogłębiającego się zagrożenia.

Nie miała czasu tego analizować, bo nagle znalazła się w jakimś zupełnie innym miejscu. A może…

Może jednak to miejsce nie było całkiem nowe?

Była na dworze, ale ani budynki, ani fantastycznie piękny ogród, zaplanowany starannie do najdrobniejszych szczegółów, i taki czarujący, że patrzącemu dech zapierało w piersiach, kwiaty w cieniu wielkich drzew… to nie mógł być krajobraz rozległych mandżurskich stepów ani gór Ałtaju, ani syberyjskiej tundry.

Znajdowała się w Japonii, to nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Nie mógł to nawet być kontynent chiński, choć w Chinach również spotykała się niezwykle piękne ogrody. Nie! Wszystko, co ją otaczało, było tak japońskie, że trudno o pomyłkę.

Co się, na Boga, mogło stać, myślała stojąc pod drzewem tak wysokim, że nie dostrzegała jego wierzchołka. Wszystko wokół było takie soczyste, rozkwiecone i pełne życia, że niewielki mostek, na który wstąpiła, wydawał się delikatny i kruchy w zielonym cieniu. Znajdowała się jakby w wielkiej roślinnej niszy, z daleka przed sobą widziała jednak zarys rozległych schodów, wiodących do jakiegoś pałacu, a może świątyni, nie umiałaby z całą pewnością określić.

Jak to możliwe? Przesunęłam się w czasie o sto lat naprzód, a mimo wszystko nadal jestem tutaj?

Ale nie nazywam się już Machiko. Teraz jestem Setsuko. Pozostałam jednak damą dworu, tyle że u innego pana i w innym czasie.

To, że mogę być damą dworu, zawdzięczam jedynie usilnym, niestrudzonym staraniom mojej matki. Pochodzę z bardzo wysokiego rodu, ale ojciec mojej babki był dzieckiem z nieprawego łoża. Jego ojciec uciekł do Mandżurii po tym niehonorowym postępku wobec mojej… Kim ona była dla mnie? Uff, nie potrafię obliczyć. Oboje jednak pochodzili z klanu Heihe, więc pozwolono jej zostać na dworze, mimo wielkiego wstydu, jakim się okryła. Już oczywiście nie mogła być damą dworu, lecz nie wypędzono jej. Potomkowie nieszczęsnej dziewczyny pięli się powoli w górę. Byli wśród nich wielcy wojownicy, kobiet też nie odsyłano za bramę, były to znakomite dwórki. A także osoby uzdolnione artystycznie. No a teraz ja jestem tutaj. Pierwsza od dawna w naszym rodzie dama dworu.

Dumna jestem z tego. Dama dworu samego cesarza!

Setsuko drgnęła. Najpierw poczuła jakiś okropny odór, który o mało nosa jej nie urwał, potem nad ogrodami zapadł głęboki mrok. Wszędzie rozchodził się smród zapleśniałej wilgoci.

Tova leżąca na łóżku w Oslo poczuła, że jakaś siła ściąga ją w oszałamiającym tempie w dół. Teraz coś się stanie, pomyślała. Ratunku, co się dzieje?

Wirowała wokół własnej osi w gęstych ciemnościach i coś wsysało ją w otchłań, miała wrażenie, że krzyk rozsadzi jej piersi; to znaczy potrzeba krzyku, bo nie była w stanie wydać z siebie głosu.

Zaraz coś się zmieni, zdążyła pomyśleć. Ale chyba nie na lepsze. Mam jak najgorsze przeczucia. Co to będzie, co się stanie, co ja zrobiłam?

Postać na łóżku pogrążona w transie zaczęła teraz jęczeć. Takiego okropnego strachu nigdy przedtem nie doświadczyła, nie byłaby w stanie wyobrazić sobie, że coś takiego w ogóle jest możliwe.

Setsuko, drobna japoneczka, niewinna niczemu, co się działo, krzyknęła przejmująco i chciała uciekać.

W głębokim cieniu pod drzewami stała jakaś postać.

Ktoś, kto tworzył wokół siebie atmosferę takiego bezgranicznego przerażenia, że biedna dziewczyna wprost bała się oddychać.

Postać, która nie ruszała się z miejsca – stała po prostu pod drzewem niczym ostrzeżenie z podziemnych otchłani – odezwała się skrzekliwym, budzącym wstręt głosem:

– Nareszcie cię mam! Twoja własna głupota cię zgubiła!

Drobna Japoneczka Setsuko zamarła, stała sparaliżowana niczym małe zwierzątko, które zobaczyło węża.

Tengela Złego nie interesowała jednak Setsuko. On przemawiał do Tovy. Każde jego słowo przenikało ją lodowatym dreszczem, szarpało jej nerwy niczym zgrzyt kredy po zniszczonej tablicy. Słowa te docierały do niej bardzo wolno, wymawiane były jadowitym szeptem, zdawało się, że pochodzą z samej otchłani zła:

– Do czego ty zmierzasz, Tovo z Ludzi Lodu, tych przeklętych i skazanych na zgubę pyszałków? Ciebie jeszcze nie unicestwię, jesteś przecież moją niewolnicą i być może przydasz mi się w odpowiednim czasie, ale głupota zagnała cię w kozi róg i wzbudziłaś mój gniew. Nikomu, nikomu oprócz mnie nie wolno się zbliżyć do miejsca, w którym ukryłem naczynie z wodą! A ty, głupia, myślałaś, że uda ci się skosztować choćby kropli tego płynu? I że dzięki temu zdobędziesz tajemne umiejętności? To ta uparta Hanna z Ludzi Lodu wbiła ci do głowy taką bzdurną myśl, prawda? Umrzesz natychmiast, jak tylko zbliżysz się do naczynia, zostaniesz przemieniona w pył i popiół, jeśli tylko wyciągniesz rękę po saganek z wodą. Ale już powstałaś przeciwko mnie i za ten postępek twoi krewni muszą teraz zapłacić najwyższą cenę.

Tova odpowiedziała głosem Setsuko:

– Ja wcale nie powstałam przeciwko tobie, panie i mistrzu! Jedyne, czego pragnęłam, to stać się jeszcze bardziej zła i zdobyć jeszcze więcej tajemnych umiejętności, żeby służyć ci jeszcze lepiej.

– Ach, ty bezczelna, rozdygotana gadzino! Myślisz, że mnie nabierzesz na takie kłamstwa? Jak możesz być do tego stopnia głupia? Przecież już i tak jesteś moją niewolnicą i nic a nic mnie nie obchodzą twoje ambicje! To ja tutaj rozkazuję, a te głupie pomysły możesz sobie schować dla siebie! Nie życzę sobie jednak żadnego węszenia ani szpiegowania. Sama jesteś winna temu, że wpadłaś w moje sieci. Teraz zostaniesz tu do czasu, aż będziesz mi potrzebna.

Tova dobrze wiedziała, co tamten ma na myśli. Chce ukryć ją tak, jak kiedyś uśpił i schował w grocie pod jakąś skałą w Hiszpanii Erlinga Skogsruda. Wyciągnie go stamtąd, kiedy uzna, że niewolnik znowu jest mu potrzebny. I to naprawdę jest jej własna wina, sama sobie wykopała grób, co do tego Tengel ma rację.

Podczas swojej wędrówki dusz szła śladami przodków Ludzi Lodu, czyli śladami najbliższych krewnych Tengela Złego. W końcu jednak znalazła się na jakimś bocznym torze. Machiko i babka Tengela Złego były siostrami. Jego ojciec uwiódł i porzucił z dzieckiem młodą dziewczynę z rodu Heike, czyli z własnego klanu. Ta właśnie dziewczyna pozostała w Japonii i Setsuko należała do jej potomków. I do potomków ojca Tengela Złego, który najwyraźniej miał w sobie coś z diabła. A poza tym był czarownikiem. To po nim zapewne Ludzie Lodu odziedziczyli tego rodzaju zdolności. Japończycy przecież zawsze znani byli jako naród żyjący w bliskim kontakcie z duchami przodków i innymi nadprzyrodzonymi istotami, w każdym razie było tak w dawniejszych czasach. W starych podaniach i mitach japońskich mówi się o niezliczonych wiedźmach i czarownikach.

Ten człowiek z pewnością powinien być zaliczany do Ludzi Lodu, a w każdym razie pochodził ze wspólnego z nimi pnia.

Wcielenie Tovy z dwunastego wieku, Setsuko, należała zatem do japońskiej gałęzi rodu. Ale to ślepy tor, jeśli chodzi o dalsze dzieje Ludzi Lodu. Coś bowiem mówiło Tovie, że ta japońska linia na tym się właśnie skończy. Przeczucie losu, który się dopełnia, przeniknęło ją niczym lodowaty wiatr.

I wkrótce to przeczucie miało się potwierdzić.

Owa budząca grozę postać pod drzewami odezwała się znowu. Już sam głos przyprawiał Tovę-Setsuko o dreszcz strachu. Uff, gdyby siła woli Tengela Złego nie paraliżowała Setsuko, tak że nie była w stanie się ruszyć, z pewnością już dawno straciłaby przytomność. Wszystkie te wydarzenia przeżywała jak koszmarny, sprawiający ból sen.

Z Tengelem rozmawiała dusza Tovy, a nie mała Japonka.

– Będziesz jeszcze przez cztery lata żyć jako Setsuko – powiedział Tengel Zły do swojej niepokornej potomkini, Tovy. – Setsuko umrze za cztery lata. Wielki Tan-ghil wie o tego rodzaju sprawach. Ja jednak zamierzam odzyskać już niedługo moją władzę nad światem. To także wielki Tan-ghil wie. Tymczasem potajemnie starałem się uzyskać jeszcze większą siłę, teraz jestem nie do pokonania i teraz nędzni ludzie przekonają się o tym na własnej skórze, a już przede wszystkim dostaną za swoje moi przeklęci potomkowie! Zostaną starci z powierzchni ziemi, nic ich przed tym nie uchroni! Tak więc kiedyś, przed upływem owych czterech lat, wezmę ponownie w posiadanie swój tron, przejmę panowanie nad moim ziemskim królestwem. A ty będziesz miała okazję mi służyć, oczywiście pod warunkiem, że uznam za słuszne przywrócić cię do życia w twoim własnym czasie. Bo może ty w ogóle nie jesteś tego warta!

– Ale co z moim ja? – zawołała Tova głosem Setsuko. – Ja się przecież znajduję w Oslo! Co się stanie…

Przerwał jej chrypliwym, szyderczym śmiechem, od którego lodowaty chłód przeszywał ją do szpiku kości. Ludzie przywykli wiązać śmiech z życzliwością, ale w dźwięku, który teraz słyszała, nie było nawet śladu tego rodzaju uczuć.

– To nędzne ciało, które tam leży? Chciałbym zobaczyć tego, kto potrafi je ożywić! Przecież najpierw twój duch musiałby opuścić Setsuko, a do tego nigdy nie dojdzie. W każdym razie nie dojdzie dopóty, dopóki ja nie zechcę.

– A kiedy Setsuko umrze?

– To ty umrzesz także – odparł beznamiętnie. A po chwili padły słowa jeszcze gorsze: – Ty jesteś moją sługą, ciebie więc w swojej łaskawości oszczędzę. Chociaż kara nie może cię ominąć…

– Ja już zostałam ukarana! – krzyknęła Tova. – Zostałam przecież uwięziona w czasie, w całkiem obcym stuleciu!

– Nie wrzeszcz, głupi bękarcie? To drażni moje uszy!

– To je sobie zatkaj! – krzyknęła porywczo, a w odpowiedzi buchnął jej w twarz trujący odór.

– Musisz zostać ukarana za swoją niesłychaną bezczelność, za to, że chciałaś wykorzystać przeciwko mnie ewentualne słabości moich rodziców, a potem zdobyć samo naczynie z wodą… Nie, to nie może ci ujść płazem! Siedząc tutaj nie powinnaś zapominać, że pierwsza rzecz, jaką zrobię, kiedy już obudzę się z uśpienia, to odnajdę twoich krewnych. Twoją matkę i ojca, twoich przeklętych kuzynów z Lipowej Alei i okolic. To oni zapłacą mi za twoją głupotę. I powinnaś wiedzieć, ty nędzny ludzki pomiocie, że ja jestem mistrzem w wynajdywaniu specjalnych metod i wyrafinowanych sposobów dręczenia, tak że twoi bliscy będą krzyczeć, błagać o litość i wić się u moich stóp z przerażenia i z bólu!

Tova była bliska załamania. Mama. Ta mama taka zawsze dobra i kochana, choć nie rozumiejąca życia swojej córki. Ojciec, na którym zawsze można polegać i który kochał Tovę nie oczekując niczego poza tym, żeby była przy nim, jego jedyne, biedne dziecko.

Albo troje dzieci Jonathana Voldena! Dzieci, które dopiero co mówiły, że Tuva jest wspaniała, i które tak ją podziwiały. Ją, brzydką, dotkniętą dziedzictwem Tuvę!

Jęknęła z rozpaczy. Nataniel! O Boże, do czego ja doprowadziłam? Nataniel, który miał zbawić rodzinę, uratować całą ziemię od straszliwego zła! Teraz i on znalazł się w potrzasku, wcale jeszcze nie jest przygotowany do spotkania z takim władcą ciemności jak Tengel Zły. Nataniel, smutny marzyciel, zbyt wrażliwy jak na swoje powołanie, jak on sobie z tym wszystkim poradzi? Jemu zaszkodziła swoim postępowaniem najbardziej!

A dziadek i babcia, Andre i Mali, nie mówiąc już o prababci Benedikte. Wszyscy oni przecież wierzyli, że Tova jest dobrym dzieckiem!

– Nie, nie! – jęczała.

– Nie krzycz! – wrzasnął Tengel Zły ostro, po czym zniknął.

Tova, jako mała Setsuko, nadal stała pod drzewami. One obie stanowiły teraz jedno, bo przecież Tova w jednym ze swoich wcześniejszych wcieleń była dziewczyną imieniem Setsuko. Teraz się zjednoczyły. Setsuko w tym połączeniu dominowała, bo to przecież jej życie się tu rozgrywało. Tova trwała ukryta gdzieś na dnie jej duszy. Setsuko nie miała pojęcia o jej istnieniu. Tova była gościem, który prowadził własne duchowe życie.

Została zamknięta w duszy i w ciele kogoś innego.

Przynajmniej jestem ładna, myślała z wisielczym humorem. A tego nie doświadczyłam w moim własnym życiu. Mogę sobie to odbić teraz, w roku 1181.

O Boże, czego ja narobiłam!

Setsuko pospiesznie szła po schodach. Była wzburzona, a nawet wstrząśnięta. Wyczuwała tam pod drzewami czyjąś obecność, jakby zbliżył się do niej zły duch. Może był to duch drzewa? A może duch tego kamiennego smoka, który strzeże bram ogrodu?

Och, nie powinna o tym nikomu opowiadać. Nie wolno jej straszyć otoczenia, i tak wszyscy mają dość własnych zmartwień.

W miarę jednak jak szła, niedawne wrażenia się zamazywały, pamięć o wydarzeniach gasła, a kiedy znalazła się w pałacu, zostało już tylko poczucie, że tam w ogrodzie pod drzewami przeżyła coś niepokojącego. Wkrótce i to wrażenie zniknęło.

Setsuko również miała dość innych zmartwień.

Bardzo wiele wydarzyło się w Japonii w ciągu tych stu lat od czasu, gdy Tova żyła tam jako Machiko.

Ponieważ cesarza w Japonii zawsze traktowano jako potomka Słońca, był on nietykalny. Ale prawdziwa warstwa przywódcza, czyli szlachta, została odsunięta od władzy przez zdobywającą coraz większe wpływy klasę wojowników. W roku 1150 padł klan Abe na północy kraju, pokonany przez klan Genji zwany też Minamoto. Tymczasem klan Heike lub Taira tak się wzmocnił i żywił takie ambicje, że w 1156 roku wybuchła prawdziwa wojna domowa pomiędzy siłami Heike i Genji. Przywódca klanu Heike nazywał się Taira-no Kiyomori, zaś klanem Genji kierował Minamoto-no Yoshitomo. Obaj przez cały czas knuli skomplikowane intrygi, żeby również tym sposobem zdobyć przewagę.

Zwyciężył Taira-no Kiyomori z klanu Heike. Wydał wtedy swoją córkę za mąż za cesarskiego potomka po to, by zostać dziadkiem przyszłego cesarza.

W dziesięć lat później stanął na czele japońskiego rządu i wkrótce potem wszystkie ważniejsze stanowiska w państwie zostały obsadzone ludźmi z klanu Heike. Panowali oni niepodzielnie w większości okręgów cesarstwa. Kiyomori wykorzystywał swoją pozycję również do odnowienia handlu z Chinami. Japonia importowała stamtąd lekarstwa, jedwab, bawełnę, monety i wiele innych towarów, sama natomiast eksportowała złoto, perły i metale kolorowe. Dla wojowników z klanu Heike sprawą wielkiej wagi było to, by żyć w luksusie dorównującym poziomowi życia dawnej szlachty.

Wszystkie te sprawy Setsuko znała bardzo dobrze, ponieważ to ona spisywała wszelkie ważne wydarzenia. Podobnie jak kiedyś Machiko była Setsuko osobą obdarzoną talentem literackim.

Kiyomori robił co mógł, by stylem życia nie odbiegać od najpotężniejszych w cesarstwie. Szlachta jednak nigdy go nie uznała, nie pomagało to, że podróżował w powozie zaprzęgniętym w piękne woły lub niesiony w lektyce, ani to, że otaczał się drużyną konnych uzbrojonych wojowników, z których każdy miał swoich zbrojnych. Arystokracja, choć została całkiem pozbawiona wpływów, uważała go za nieokrzesanego prostaka.

Kiyomori popełnił w swoim czasie fatalny błąd. Kiedy w roku 1160 pokonał swego wroga Minamoto-no Yoshitomo, tak się zadurzył w pięknej wdowie, że darował życie trzem najmłodszym synom Yoshitomo. W żadnym razie nie powinien był tego robić.

Japoński epos „Pieśń o Heike” zaczyna się takimi oto słowy:

Kwiaty herbacianych krzewów świadczą, że to, co rozkwita pięknymi barwami, musi zwiędnąć i opaść. Wiadomo, że dumni bywają dumnymi jedynie przez jakiś czas, trwają nie dłużej niż marzenie w wiosenny wieczór. Potężni muszą zostać w końcu pokonani, stają się niczym popiół na wietrze.

Dyktatorskie maniery Kiyomori, jego egoistyczna polityka, jego nepotyzm, czyli faworyzowanie ludzi z własnego klanu, przysparzało mu wrogów wszędzie, zarówno wśród szlachty, jak i u przywódców religijnych, dysponujących potężnymi siłami zbrojnymi. Nie cieszyła się też wielką popularnością jego decyzja przeniesienia stolicy cesarstwa z Kyoto do Kobe. Bardzo szybko był zmuszony się z tego wycofać i przenieść stolicę ponownie do Kyoto.

Klan Genji umacniał się w Kamakura. Przywódcą był jeden z tych synów Yoshimoto, którym kiedyś Kiyomori darował życie. Teraz wszyscy trzej już dorośli i płonęli żądzą pomszczenia swego ojca.

I właśnie teraz, w roku 1181, klan Heike przeżywał poważne problemy.

Kiyomori zmarł. Setsuko nie czuwała przy jego łożu śmierci, wszyscy jednak mówili, że był to straszny widok. Umierał w męce, co zapewne było karą za grzeszne, pełne arogancji życie. Trawiła go taka okropna gorączka, że wylewano na niego dla ochłody zimną wodę. Woda jednak powracała pod postacią pary, która gęstymi obłokami zalegała pokój. Jakby ciecz spadała na rozpalony kamień albo żelazo. Te krople, które dotknęły skóry Kiyomori, zapalały się. Izba pełna była ciężkiego, czarnego dymu, poprzez który raz po raz przebijały się płomienie. Wszystko to świadczyło, że miał w sobie wiele złej karmy, jak mówiono, i że żadne prośby ani modlitwy nie były w stanie mu już na tej ziemi ulżyć.

Setsuko wiedziała, że największym wrogiem z klanu Genji był drugi z tych chłopców, których uratował Kiyomosi. Miał on na imię Yoshitsune i już teraz zaczynała się tworzyć jego legenda.

Wiele o nim opowiadano. I, jak to często bywa, marzenia i fantazje oraz zmyślone historie więcej mówią o człowieku niż obiektywne relacje z jego życia, tak też wszelkie fantastyczne opowieści, wszystkie mity i legendy miały dla słuchających takie samo znaczenie jak fakty, jeśli chodzi o cechy charakteru Yoshitsune, dziewiątego syna Yoshimoto.

Ledwie skończył rok, kiedy wróg jego ojca, Taira-no Kiyomori, darował mu życie. Kiedy ukończył lat sześć, Kiyomori postanowił odesłać chłopca do buddyjskiego klasztoru w dzikich północnych górach. Młody Yashitsune wymykał się raz po raz z klasztoru, pewien eremita z gór zaś uczył go potajemnie posługiwania się łukiem i strzałami, a także innymi rodzajami broni. Krążyły pogłoski, że chłopiec jest dziki, niepohamowany i uparty. Nie pozwalał golić sobie głowy jak to czynią mnisi i dużo bardziej niż modlitwa interesowały go sztuki walki.

Jedna z legend na jego temat opowiada o pewnym olbrzymie, który przechwalał się, że może czuwać u rozstajnych dróg i odbierać miecze wędrowcom. Odbierze ich tysiąc, zapewniał, i wszystkie przeznaczy na odbudowę świątyni. Kiedy miał już dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć sztuk, zaczaił się przy moście wiodącym do Kyoto i czekał na ostatnią ofiarę. Ujrzawszy drobną sylwetkę młodego chłopca, ruszył w ciemnościach pewien łatwej zdobyczy. Ów młodzieniec szedł drogą jakby nigdy nic i po prostu grał sobie na flecie. Ubrany był w szatę nowicjusza. Zarośnięty rozbójnik początkowo nie chciał uznać go za godnego siebie przeciwnika, kiedy jednak zaczęli walczyć, okazało się, że młodzieniec, czyli Yoshitsune, zdążył się nauczyć tego i owego od tajemniczego eremity w górach. Krótko mówiąc, okazał się niezwyciężony. Tak tym zaimponował olbrzymowi, że ten zaproponował, iż zostanie jego sługą. Został przyjęty. Olbrzym miał na imię Benkei.

Już w dzieciństwie Yoshitsune zdążył poznać kronikę swego rodu i wtedy dowiedział się, kim naprawdę jest. Od tej chwili wszystkie jego myśli i działania miały tylko jeden cel: Musi unicestwić klan Heike, musi pomścić klęskę ojca i odbudować klan Genji.

Setsuko wiedziała, że Yoshitsune zdołał uciec z klasztoru i że po kilku latach samotnego życia przyłączył się ostatnio do swego starszego brata. Setsuko, podobnie jak wielu innych ludzi, bała się go, więc każdy mężczyzna zbliżający się do pałacu, w którym mieszkała, traktowany był z wielką podejrzliwością. A jeśli na dodatek był niewielkiego wzrostu i drobny, jeśli miał w sobie coś kobiecego, co skrywało jego wojowniczą naturę, natychmiast podnoszono alarm. To mógł być Yoshitsune, który podstępem chce się wedrzeć do pałacu.

Klan Heike był teraz bardzo podatny na ciosy. Kiyomori umarł, cesarz również. Obecny władca był wnukiem Kiyomoriego, bowiem ten zapobiegliwy człowiek zdołał swoją córkę wydać za mąż za następcę tronu. Chłopiec miał dopiero cztery lata. I zbyt wielu ludzi w cesarstwie odwróciło się od klanu Heike…

Tova czuła się bardzo źle w swoim trwającym od dwóch godzin życiu jako Setsuko. Wyglądało na to, że los klanu Heike, czy inaczej klanu Taira, toczy się w jak najgorszą stronę.

Szkoda! Domyślała się bowiem, że ludzie Heike-Taira byli przodkami Ludzi Lodu.

Nie podobało jej się to, że właśnie oni przegrywają.

Chociaż do upadku jeszcze nie doszło.

Niestety, przywódców klanu z ich zarozumialstwem, egoizmem i złym stosunkiem do innych nie można było uważać za sympatycznych.

Uff, Tova miała dość tego wcielenia. W ogóle nie chciała już poznawać swoich dawniejszych inkarnacji, zwłaszcza jeśli miałaby się cofać jeszcze dalej w przeszłość, Za nic by tego nie zrobiła.

Teraz pragnęła tylko wrócić do współczesności. Do łóżka w kawalerce Lisbeth.

Czekała niecierpliwie, żeby Setsuko poszła się położyć po obiedzie razem z innymi damami dworu. Wszystkie one należały do orszaku małego cesarza Antoku, podlegały jednak jego babce i piastunce, wytwornej Nu, wdowie po Kiyomorim.

Tova miała to wszystko w nosie. Ona chciała po prostu wracać do Norwegii.

Kiedy Setsuko położyła się w chłodnym pokoju i wokół zaległa cisza, Tova zaczęła się koncentrować.

Chcę wrócić do Oslo, myślała. Chcę żyć znowu w roku 1959.

Nic się jednak nie działo. Absolutnie nic. Nie znalazła się w atmosferze pustej przestrzeni pomiędzy kolejnymi inkarnacjami. Trwała tam gdzie przedtem. Starała się skupić jeszcze bardziej. Umiała to przecież robić, właśnie dzięki tej umiejętności poruszała się dość swobodnie w czasie.

Tym razem jednak nic nie pomagało. Tova była i pozostawała Setsuko.

Po upływie godziny musiała przyjąć do wiadomości wysoce nieprzyjemną prawdę: Tengel Zły rzeczywiście istnieje, jego przekleństwa naprawdę działają! Tova została skazana na to, by trwać tam, gdzie była, dopóki straszny przodek nie będzie jej potrzebował, dopóki nie poleci jej, by w walce z Ludźmi Lodu stanęła po jego stronie. A jeśli nie, to zostanie tu, gdzie jest, na cztery lata. Później Setsuko ma umrzeć, a Tova razem z nią. Na zawsze!

Nigdy więcej nie zobaczy Norwegii ani rodziców, ani reszty rodziny. Chyba że stanie do walki – przeciwko nim.

Powaga sytuacji zaczynała ją dławić. Chciała krzyczeć głośno, ale, rzecz jasna, najmniejszy nawet dźwięk nie wydobył się z jej gardła. Ani z gardła Setsuko, ani Tovy spoczywającej na łóżku w Oslo.

Co, na Boga, mogłaby zrobić? Przecież musi się z tego wyrwać! Musi!

Nikt jednak nie może jej pomóc. Nikt. Kto byłby w stanie odnaleźć zabłąkaną duszę w dawno minionej epoce?

Tova była całkowicie sparaliżowana bólem i rozpaczą Nie potrafiła rozsądnie myśleć. Tak potwornie tęskniła za swoimi bliskimi i za domem w czasach, które uważała za swoje. Co miała do roboty tutaj? Los Setsuko był przypieczętowany. Młodej kobiecie pozostawały zaledwie cztery lata życia. A Tova? Ani nie chciała towarzyszyć Japonce do grobu, ani…

– Nataniel! – wrzasnęła Tova bezdźwięcznie. – Nataniel, ty jesteś jedynym, który może mógłby coś dla mnie zrobić! Wprawdzie nie bardzo w to wierzę, ale jestem zrozpaczona.

Całą swoją energię psychiczną skoncentrowała wokół niego.

– NATANIEEEL! – krzyczała w głębi duszy i naraz zobaczyła coś niezwykłego.

Kobiece twarze, białe niczym płatki kwiatów, przesuwały się przed jej oczyma takie smutne, że aż się serce krajało.

– NATANIEL! POMÓŻ MI, NATANIEL RATUNKU! – błagała.

Słyszała jakieś głosy. „Martwimy się o Heike” – mówiły głosy. – „Taira odszedł na zawsze. Odszedł przy Dan-no-ura”.

Twarze należały do dam dworu, rozpoznawała je wszystkie. Przepełniał ją oszalały krzyk i jeszcze raz wrzasnęła, choć nie wydała z siebie głosu:

– NATANIEL, POMÓŻ MI! JA JUŻ NIE WRÓCĘ!

Potem pogrążyła się w rozpaczy. Ależ jestem głupia! Co taki Nataniel może zrobić? On, który nie posiadał nawet połowy tych nadprzyrodzonych zdolności, jakie miała ona. Nataniel nie był w stanie zrobić nic i nawet nie chciał spróbować.

Tova została skazana. Padła ofiarą swojej głupoty. Igrała z własnym życiem. I oto nadeszła kara. Zastała uwięziona. Uwięziona w czasie.

Загрузка...