ROZDZIAŁ V

– Egil – powiedział Winsnes. – Nie wiem, jak on to zrobił, ale z pewnością go teraz mamy. To tylko Egil.

Głos Winsnesa utonął w ryku przekleństw, jakie wydali z siebie dwaj bracia Egila. Naprawdę zupełnie nie liczyli się ze swoim kapitanem. Ingvar rzucił się w pogoń za Ellen, która w rekordowym tempie zbiegła po schodach, pospiesznie oddając kopertę Natanielowi. Spadła na Benta, który runął na ziemię, i niczym wiatr pomknęła dalej w kierunku dziobu. Nataniel, za nim Ingvar, na końcu zaś Bent ruszyli w pościg za dziewczyną, choć każdy z innego powodu. Winsnes natomiast zrobił jedyną rozsądną rzecz, jaka mu pozostała, a mianowicie podjął z pozoru beznadziejne zadanie utrzymania „Stelli” z dala od kipieli nad cmentarzyskiem okrętów.

Ingvar rzucił się na Nataniela i zdołał go zatrzymać. Najwyraźniej schwytanie Ellen zostawiał Bentowi. Żaden ze Strandów nie zauważył, że teraz już Nataniel ma kopertę i że ukrył ją w kieszeni. Wciąż ścigali Ellen. Wiedzieli, że za wszelką cenę muszą ją złapać, i żaden Nataniel nie może im w tym przeszkodzić!

Ingvar obezwładnił Nataniela i starał się rzucić go na podłogę.

Nikt nie zwracał uwagi na Tovę. Jak zwykle, pomyślał Nataniel ze spóźnionym poczuciem winy. Ona zaś koncentrowała się na sprawach najbliższych, na tym, co widziała, czyli na szamotaninie Ingvara i Nataniela. Nie miała czasu na wymyślanie jakichś wyrafinowanych sposobów odwetu, po prostu władczym gestem wyciągnęła rękę w kierunku walczących, po czym Ingvar cofnął się gwałtownie jak rażony prądem. Niestety uchylił się przy tym w bok, więc Nataniel także doznał wstrząsu. To Ingvar pozbierał się pierwszy, i ruszył w dalszy pościg za Ellen.

– O cholera, chybiłam! – zaklęła Tova.

Życie Nataniela zostało jednak uratowane, na razie to było najważniejsze.

Ellen puściła reling i teraz na czworakach czołgała się wzdłuż burty. Akurat w momencie, gdy Bent wszedł na pokład, schroniła się za drewnianą nadbudówką. Miała zamiar zabarykadować się w kajucie, ale na korytarzu zobaczyła Ingvara zmierzającego w jej kierunku. Przywarła do podłogi i czekała. Przez moment dostrzegła skały, katastrofalnie blisko promu, i spienione fale wznoszące się tak wysoko, że niemal całkowicie przesłaniały szczyty. Ellen ukryła się za jakimiś skrzynkami pod mostkiem kapitańskim. Spostrzegła tam żelazny pręt, wystający z podłogi, i mocno się go uchwyciła. Dokładnie w tym momencie potężna fala zalała pokład i „Stella” zaczęła się obracać wokół własnej osi. Po chwili woda opadła. Prom starał się wrócić do dawnej pozycji, a Ellen głęboko wciągała powietrze.

Nataniel, myślała zrozpaczona. Co się z nim stało?

„Stella” bezradnie kręciła się na wodzie. Błyski latarni zdawały się dochodzić ze wszystkich stron. Teraz Ellen nie była w stanie zrobić nic, mogła jedynie trwać, trzymając się pręta, i mieć nadzieję na rychły ratunek.

Tymczasem Nataniel zdążył przeszukać główny pokład i stwierdził, że ukochanej tam nie ma. W małym salonie też jej nie znalazł. O Tovę był raczej spokojny. Jeśli się dobrze domyślał, to została ona z Winsnesem w sterowni, ale Ellen, Ellen…? Serce ściskało mu się ze strachu. Prawdopodobnie Bent, kierując się rozsądkiem, wrócił do maszynowni, ale Ingvar i Egil w dalszym ciągu musieli znajdować się gdzieś na pokładzie. A Ellen, jego mała Ellen bezbronna wobec zagrożenia ze strony zdeterminowanych opryszków i ze strony rozszalałego żywiołu. Nataniel przed chwilą zdołał ujść z życiem spod ogromnej fali, która zalała pokład, ale jak poradziła sobie Ellen?

Po omacku przesuwał się naprzód bez nadziei, że ją odnajdzie, i oto nagle rozległ się okropny łoskot i zgrzyt gdzieś pod pokładem „Stelli”. Gwałtowne kiwanie i wstrząsy nagle ustały, prom przechylił się nieco na bok i w tej pozycji zastygł. Osiadł na podwodnej skale.

Dobry Boże, pomyślał Nataniel. Uświadomił sobie, że znajdują się w samym środku kipieli. Po pierwszym, zdawało się obezwładniającym szoku, unieruchomiona „Stella” zaczęła się kołysać w przód i w tył. Wkrótce woda zacznie wdzierać się do wnętrza statku…

Spienione bryzgi leciały na pokład, oślepiony lodowatą wodą Nataniel nie widział kompletnie nic. I wtedy nagle wydało mu się, że słyszy wołający go słabiutki głosik. To nie może okazać się prawdą! To nie może być Ellen!

Jednak tak! To ona! Ogarnęło go uczucie bezgranicznego szczęścia. Stała wyprostowana, uczepiona mocno jakiejś bariery, która utrzymywała w miejscu ładunek, kompletnie przemoczona, ale to była Ellen! Żywa!

I wtedy Nataniel zobaczył to, co Ellen wydawało się światłem latarni docierającym nie wiadomo dlaczego ze wszystkich stron. Ale to nie była tylko latarnia. Do promu zbliżał się jakiś kuter, a sądząc po szybkości, musiała to być jednostka straży przybrzeżnej. Towarzyszyła jej mała, zwinna motorówka. Prawdopodobnie zaniepokojono się, że Winsnes nie zatelefonował z wysp, a może to Mary podniosła alarm? Wiedziała przecież, że w ostatnim rejsie wysłużonej „Stelli” mogły się wydarzyć niemiłe przygody.

Nataniel odetchnął z ulgą. Jeszcze przed chwilą znikąd możliwości ratunku, a teraz wszystko się odmieniło! Gdy kołysanie na chwilkę ustało, rzucił się ku Ellen i chwycił ją w objęcia. Jedną ręką przezornie trzymał mocno ten żelazny pręt, który ją uratował, a drugą przytulał dziewczynę.

– Najdroższa, tak się bałem! – krzyczał jej do ucha, podczas gdy spadała na nich kolejna olbrzymia fala. – Myślałem, że nie żyjesz!

Policzek miał mokry, lodowaty i słony, Ellen jednak wyczuwała głębokie ciepło, które łagodziło wszelki chłód. Opasały ją mocne ramiona, Nataniel był przy niej, nic innego nie miało znaczenia.

– A ja się bałam, że fala zmyła cię z pokładu! – zawołała w odpowiedzi.

Skostniałe palce Ellen wciąż obejmowały żelazny pręt. Rozprostowała je z trudem.

Nataniel odwrócił głowę i spojrzał w twarz dziewczyny. Nigdy jeszcze z tak bliska nie patrzył w jej oczy. Radość przyprawiła go o zawrót głowy.

W chwili gdy huk morza przycichł, jakby żywioł chciał zaczerpnąć tchu, Nataniel krzyknął do Ellen:

– Podąża ku nam straż przybrzeżna! Wyjdziemy z tego, zobaczysz!

– A Tova?

– Jest bezpieczna, nie martw się. Taką przynajmniej mam nadzieję.

Ellen odpowiedziała promiennym uśmiechem, zaraz jednak Nataniel stwierdził, że na jej twarzy maluje się przerażenie. Otworzyła usta jak do krzyku, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jej gardła.

Za plecami Nataniela Ellen zobaczyła Ingvara Stranda. Nie widziała go wyraźnie, właściwie był jaśniejszą plamą w spowijających wszystko ciemnościach, ale zorientowała się, że podniósł rękę w jakiś straszny sposób. Nataniel odwrócił głowę, ale nie zdążył uniknąć ciosu cienkiej metalowej rurki, która z wielką siłą spadła na jego bark i ramię. Ból był tak intensywny, że Nataniel musiał wypuścić Ellen z objęć. W tym samym momencie „Stella” zakołysała się od kolejnego, potężnego uderzenia wichury. Natanielowi i Ingvarowi udało się po omacku czegoś przytrzymać. Ellen natomiast, przerzucona przez burtę, wpadła w spienione fale.

Nataniel upadł na bolące ramię. Drugą ręką chwycił mocno jakiś łańcuch, ale powoli ciemniało mu w oczach. Z całych sił walczył o zachowanie przytomności.

Byliśmy z Ellen za blisko siebie, zdążył jeszcze pomyśleć. Nie pocałowałem jej, bo musieliśmy walczyć o życie, ale gdyby nie to, na pewno bym to zrobił. Jeśli do spełnienia przepowiedni wystarczy tylko pragnienie, to spełnia się ona właśnie teraz.

No i wiem nareszcie, kto jest ostatnią ofiarą „Stelli”.

Była to świadomość niezmiernie bolesna, wprost trudna do zniesienia. Nataniel powoli pogrążał się w ciemnościach. Jego palce ściskające łańcuch rozluźniły się, a on sam zastygł bez ruchu.

Z niemałym trudem motorówka straży przybrzeżnej zdołała ustawić się burta w burtę przy niemal całkowicie wypełnionej wodą „Stelli”. Strażnicy ze zdumieniem patrzyli na dziwnie wyglądającą dziewczynę, która wiązała łańcuchem jakiegoś mężczyznę, a potem zatrzymała się przy innym leżącym na głównym pokładzie. Wyglądało na to, że zamierza wyrzucić go za burtę. Kiedy jednak spostrzegła motorówkę straży, zniknęła.

Kapitan Winsnes wybiegł na spotkanie ratownikom. Nie padło ani jedno zbędne słowo, teraz liczyła się każda sekunda.

– To Mary Johnsen podniosła alarm. Ilu was było? – zapytał dowódca strażników, podczas gdy jego ludzie uwalniali Nataniela z łańcuchów, a potem jego i na wpół przytomnego Ingvara przetransportowali na motorówkę.

– Razem siedmioro – powiedział Winsnes. – Obawiam się, że zaginęła jedna z dziewcząt. Mniej więcej minutę temu wyszła na pokład.

Pojawił się Bent Strand. Z wyraźnym trudem zszedł do motorówki. Kiedy „Stella” wpadła na skałę, znajdował się akurat w maszynowni i został mocno poturbowany. Woda natychmiast wdarła się do środka. Uratował się naprawdę cudem.

– Jest czterech! – krzyknął dowódca strażników. – Brakuje obu dziewcząt. Moi ludzie szukają tej, która wypadła za burtę, ale to chyba beznadziejne. A gdzie mogła się podziać druga? No i gdzie jest siódma osoba?

Wkrótce odnaleźli Egila.

Lodowata woda całkowicie sparaliżowała Ellen, a mokre ubranie ciągnęło ją w dół. Na króciutką chwilkę udało jej się wychynąć na powierzchnię i zaczerpnąć powietrza. Zaraz jednak nadeszła kolejna fala i zalała ją całą. Dziewczyna zdążyła tylko zarejestrować, że żywioł rzucił nią w stronę „Stelli”.

To dało odrobinę nadziei. Udało jej się zsunąć buty i poczuła się lżejsza. Kiedy nadeszła kolejna fala, Ellen pozwoliła, by zniosła ją ponownie w stronę starego promu.

Tylko na co to się zda? Woda cisnęła nią o burtę statku. Zdawało się, że od relingu dzieli ją nieprzebyta odległość. Ellen zsunęła się z powrotem do morza, obolała i posiniaczona. Nie miała już sił. Chłód i woda paraliżowały ciało, opadała bezradnie w dół.

Nie, nie, nie chcę, myślała zrozpaczona. Nie chcę umierać, jeszcze nie teraz, kiedy nie wiem, czy Nataniel przeżył. Nawet jeśli nigdy nie będę mogła go mieć, to i tak pragnę żyć, choćby tylko po to, by cieszyć się jego obecnością, patrzeć na niego. Nie, nie chcę umierać!

Nic nie mogła zrobić, ale poczuła, że fale ponownie rzuciły ją na burtę „Stelli”. Straciła już jednak wszelką nadzieję. Choć walczyła rozpaczliwie, i tak nie była w stanie utrzymać nosa ponad powierzchnią. Przyszła następna fala i dziewczyna znowu znalazła się przy promie, ale jedyne, czego teraz pragnęła, to opaść spokojnie na dno. Burta „Stelli” była okropnie twarda. Ellen wybuchnęła szlochem. Jej ostatnia myśl dotyczyła Nataniela.

W ciasnym przesmyku pomiędzy dwiema kaskadami wody zobaczyła nagle, że z burty „Stelli” ktoś podaje jej bosak. Ale dla niej było za późno, żywioł znosił ją w przeciwną stronę.

Dłużej nie była w stanie wstrzymywać oddechu, musiała zaczerpnąć powietrza, ale wszędzie wokół były tylko spienione fale…

Kiedy znowu oddalała się ku morzu, poczuła nagle, że ktoś mocno ujmuje ją pod pachy. Była jednak zbyt zmęczona, by pomagać, zachłystywała się wodą, w głowie jej szumiało, w uszach dzwoniło. Już prawie nieprzytomna poczuła, że czyjeś ręce wynoszą ją na powierzchnię, że znowu znajduje się ponad wodą. Kaszlała gwałtownie i starała się nabrać powietrza, ale bez powodzenia. Znowu znalazła się przy burcie statku, znowu widziała ten bosak, jej zdrętwiałe ręce starały się go pochwycić… udało się…

Ktoś jej pomagał, uniesiono ją tak, że przewiesiła się przez reling. Zanosiła się bolesnym kaszlem, wyrzucając z płuc ogromne ilości wody. Powoli odzyskiwała świadomość i wkrótce mogła się znowu poruszać. Niezręcznie starała się zsunąć z relingu na pokład, ale nikt już jej nie pomógł. Ellen jęknęła bezradnie. Tak blisko… a mimo to wszystko na nic.

– O, dzięki Bogu! – wrzasnął Winsnes. – Jedna z dziewcząt jest tutaj. Chodź do nas! Gdzieś ty się podziewała?

– Z tamtej strony! – wykrztusiła Tova. – Z tamtej strony… tam…

Zatoczyła się. Podtrzymało ją dwu strażników i przeniosło na pokład motorówki. Ale nie przestawała patrzeć na prom.

– Z drugiej strony…

– Chodzi ci o lewą burtę? – krzyknął Winsnes, trzymając się mocno relingu. W tym momencie zalała go grzmiąca fala.

– Do cholery, nie wiem, jak to się nazywa! – wrzasnęła Tova. – Nie jestem marynarzem!

Motorówka, która kręciła się w pobliżu szukając Ellen, już okrążała „Stellę”.

– Kapitanie! Niech pan zobaczy! – krzyknął jeden ze strażników, wskazując ręką w stronę promu.

Dowódca zawołał:

– Reflektory! Szybko!

Silne strumienie światła spłynęły na zmaltretowaną burtę „Stelli”. I wtedy zobaczyli przewieszoną przez reling drobną figurkę, która niezdarnie zsuwała się na pokład. Spadła, potem wstała, choć z trudem. Strażnik, który wciąż jeszcze był na promie, podbiegł i ją podtrzymał.

– Ale, na Boga, co to znaczy… – jąkał. – Przed sekundą jej tu nie było.

Ludzie w motorówce również przeżyli szok. Oni także bardzo starannie przeszukali prom i mogli byli przysiąc, że na pokładzie nie został nikt. Jak więc ona teraz…?

Ellen, która w końcu odzyskała siły na tyle, by móc przejść na motorówkę, rozglądała się dokoła niezbyt przytomnym wzrokiem. Nigdzie nie widziała Nataniela.

– On jest na kutrze straży przybrzeżnej – rzucił krótko Winsnes. – Teraz powinniśmy popłynąć za nimi!

Wszyscy ratownicy znaleźli się już na pokładzie motorówki. Jako ostatni prom opuścili obaj kapitanowie i łódź pomknęła przez wzburzone morze.

Winsnes wzdychał i rzucał ukradkowe spojrzenia na pogrążającą się w wodzie „Stellę” – ostatnią ofiarę podstępnych prądów na cmentarzysku okrętów.

Nataniel jęknął. Powoli wracał do okrutnej rzeczywistości. Niechętnie otwierał oczy, ale pierwsze co zobaczył, to była mała, udręczona, przemoczona do ostatniej nitki istota, która przechodziła na rufę kutra, żeby przebrać się w coś suchego.

Poczuł się tak, jakby powietrze uszło mu z płuc. Po chwili odetchnął z ulgą.

– Ellen! – wykrztusił niepewnie, ale z taką radością w głosie, że strażnicy musieli się roześmiać. – Winsnes, to Ellen wchodziła do kajuty, prawda? – pytał, próbując wstać. – Ale… ja widziałem, że Ellen wypadła za burtę „Stelli”! I ktoś zginął, nie żyje, wiem to, czuję śmierć. Widziałem, że Ellen wypadła…

– My z Ingvarem także to widzieliśmy – rzekł stary Winsnes i popchnął go delikatnie z powrotem na posłanie. – Ale uratowała się. I nie pytaj mnie, w jaki sposób! Nigdy jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś został przez morze wyrzucony ponownie na pokład. Nigdy w coś takiego nie uwierzę, ale tym bardziej nie rozumiem, jakim sposobem ona się uratowała. Tak długo leżała w wodzie, a w tym zimnie żaden człowiek by tyle nie wytrzymał! Niczego nie rozumiem. Niczego!

Na twarzy Nataniela malował się szczególny wyraz: oczy lśniły mu z radości, zarazem jednak był bardzo poważny.

Z kubryku wyszła otulona ciepłym wełnianym kocem Tova. Wyglądała na zadowoloną. Nataniel zbyt był zajęty swoimi myślami, by zwrócić na nią uwagę, toteż nie widział, jak radość w oczach dziewczyny gaśnie powoli. Usiadła bez słowa na ławce.

– Nie, wy mnie oszukujecie – rzekł z uporem Nataniel. – Jedno z nas musiało umrzeć, ja to wiem. Miałem takie widzenie, dawno temu, że na „Stelli” padnie jeszcze jedna ofiara, zanim prom pójdzie na dno. I teraz odczuwam bliskość śmierci. Wiem o tym bardzo dobrze. To nie Ellen tędy przechodziła. Ona nie żyje!

Ukrył twarz w dłoniach.

Winsnes potrząsnął go za ramię.

– Wierzę ci, kiedy mówisz o widzeniach, bo jesteś najdziwniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek spotkałem, pominąwszy tę młodą damę tutaj, która pobiła wszelkie rekordy – powiedział, rzucając pospieszne spojrzenie na Tovę. – Wszystko, co mówisz, się zgadza, choć jest inaczej, niż myślisz. To nie Ellen miała umrzeć, lecz ktoś inny.

– Kto?

– Popatrz tutaj!

Nataniel wychylił się z ławy, na której leżał, i niemal u swoich stóp dostrzegł coś podłużnego, przykrytego sztormiakiem. Bez trudu rozpoznał ciało.

Dzwonił zębami z zimna, zwłaszcza że ława pod nim zalana była morską wadą. Wstał i przesunął się na bardziej suche miejsce, dalej od makabrycznego sąsiedztwa.

– To Egil, jak się domyślasz – powiedział Winsnes. – Egil Strand. Znaleźli go po drugiej stronie relingu, w części rufowej promu. Noga zaplątała mu się w liny i powiesił się. Strażnicy powiadają jednak, że nie żył już od dawna. Od trzech, a może nawet od czterech godzin.

– To znaczy, że zginął w czasie rejsu na wyspy?

– Tak. Przypominasz sobie krzyk?

Nataniel nie odpowiadał. W głowie kłębiło mu się mnóstwo dziwnych myśli.

Posłał Tovie bardzo wymowne spojrzenie, badawcze i zarazem pytające. A kiedy w jej oczach wyczytał niepewność i wyrzuty sumienia, poczuł, że kręci mu się w głowie. Musiał powstrzymywać się z całej siły, by nie podbiec do niej z furią i nie potrząsać nią niczym workiem.

Wtedy jednak weszła Ellen i twarz Nataniela rozjaśniła się radością. Wyciągnął ramiona, a ona usiadła przy nim. Bez słowa uścisnęli sobie ręce, zbyt wzruszeni oboje, by coś mówić.

Ellen odezwała się pierwsza:

– Ty też powinieneś włożyć coś suchego. Zaziębisz się.

Miała na sobie duży islandzki sweter, który od biedy mogłaby nosić zamiast sukienki, i spodnie z pozawijanymi nogawkami. Nataniel skinął głową i wstał niepewnie. Kiedy szedł na rufę, żeby się przebrać, Ellen dostała kubek gorącego bulionu. Smakował cudownie jak nic na świecie. Gdy Nataniel wrócił, ubrany mniej więcej tak samo jak Ellen, choć i sweter, i spodnie były lepiej dopasowane rozmiarami. Kuter przybijał szczęśliwie do nabrzeża. Potem wszyscy przeszli do biura straży.

Rozlokowali się jakoś w ciasnym pomieszczeniu, a Winsnes westchnął:

– Wiele dziwnych spraw jest w tej historii.

– Owszem – potwierdził dowódca straży. – Dlatego właśnie poprosiliśmy państwa tutaj, zanim wrócicie do domów. Wezwałem policję, ale najpierw sam chciałbym wyrobić sobie pogląd na to, co się stało.

– No to zacznijmy od tego tutaj – powiedział Nataniel – Od klucza.

Rzucił na stół kopertę. Obaj bracia Strand, którzy pilnowani siedzieli w kącie pokoju, zerwali się z miejsc, ale zostali natychmiast przywołani do porządku.

– Kto właściwie ma prawo otworzyć kopertę? – zapytał Nataniel.

– My! – zawołał Ingvar chrypliwie.

Dowódca straży wahał się.

– Raczej w to wątpię – powiedział. – Uważam, że to Winsnes powinien otworzyć. Prom należał do niego.

Stary wyglądał na bardzo wzruszonego, że jeszcze raz może się poczuć kapitanem swojego statku. Choć właśnie teraz ów statek toczył śmiertelną walkę i lada moment miał wydać ostatnie tchnienie.

Drżącymi palcami Winsnes rozerwał kopertę. Na blat stołu wypadł z brzękiem klucz z przywiązaną papierową etykietką. Szef straży podniósł go i przeczytał:

– Bank Zachodni, sejf numer 193.

Bent Strand zaklął z wściekłością, długo i ordynarnie.

– Papiery – powiedział Nataniel. – Co tam jest napisane?

Napisane było sporo. W miarę jak dowódca straży czytał, bo Winsnes zostawił swoje okulary na pokładzie „Stelli”, stawało się oczywiste, że koperta należała do Fredriksena i że zapisał on wszystko, co posiadał, swojej jedynej córce, Bjorg, a testament złożył w sejfie bankowym. W sejfie znajdować się też miały pieniądze wygrane w toto-lotku, również przeznaczone dla córki, a były to niemałe sumy! Dwie dwunastki nagrodzone najwyższą premią i mnóstwo drobniejszych wygranych. W kopercie znajdowało się ponadto wiele innych papierów. Wszystko wskazywało na to, że podczas ostatniej bytności w mieście Fredriksen był u adwokata. Miał też recepty na lekarstwa na swoją zrujnowaną wątrobę.

Dowódca straży odłożył wszystko na stół.

– Aha – powiedział, zwracając się do braci Strand. – Coś mi mówi, że Fredriksen podczas tej podróży nie trzymał języka za zębami. Widocznie wypił więcej niż zazwyczaj i zwierzył się jednemu ze swoich krewniaków. Tak było, prawda?

Nikt nie odpowiedział, ale milczenie było dostatecznie wymowne.

– Potem Fredriksen się przestraszył. Coś w ich zachowaniu go niepokoiło. Ukrył kopertę w jedynym jego zdaniem bezpiecznym miejscu, jakie znalazł na „Stelli”, a mianowicie w starej kanapie. I nie pomylił się co do zamiarów swoich wspaniałych kuzynów. Reling na promie nie był w takim marnym stanie, żeby mógł się złamać. Z pewnością trzeba było pomóc człowiekowi wypaść na drugą stronę, no nie?

– Fredriksen został zamordowany w mniejszym salonie – wtrącił Nataniel. – Zostały tam ślady krwi, które Tova i ja widzieliśmy. A potem wyrzucono go za burtę.

– Zamknij się! – warknął Ingvar. – Nigdy nie znajdziecie na to żadnych dowodów!

– Bracia musieli jednak odnaleźć ten list i najważniejszy ze wszystkiego klucz. Wobec tego wymyślili tego ducha, jakiegoś pomywacza brzegów czy jak tam z cmentarzyska okrętów, dla odstraszenia ludzi od promu. Chodziło o to, żeby nikt się tu nie kręcił i nie przeszkadzał w poszukiwaniach – spokojnie mówił dalej dowódca straży.

Obaj bracia otworzyli usta, żeby zaprotestować, ale Winsnes zawołał:

– Niech pan zaczeka, kapitanie! A kuzyn?

– Ten, który zginął? No właśnie! Może powinniśmy przyjąć, że nie wykazywał on chęci do współpracy?

– Wykazywał, i to jak! – zawołał Berit. – Tylko on żądał proce… – umilkł spłoszony.

Ale dureń! pomyślał Nataniel. Jacy to jednak prostacy ci Strandowie!

– No to mamy policję – oznajmił jeden ze strażników. – Trzeba się zbierać, chłopaki – zwrócił się do Strandów. – Idziecie do pudła.

– Bardzo chętnie! – syknął Ingvar. – Wszystko lepsze niż tkwić blisko tej tu… – pokazał ręką na Tovę, która z ponurą miną, skulona, siedziała w kącie. – Ona nie jest normalna!

– Ona jest śmiertelnie niebezpieczna – poparł brata Bent. – Wy nie wiecie, co ona chciała mi zrobić!

– Porozmawiam z nią później – rzekł pospiesznie Nataniel. – A teraz wracajmy do sprawy.

Podjechał samochód policyjny, po chwili do środka weszło kilku ludzi w mundurach. Dowódca straży wyjaśnił, o co chodzi, i poprosił, by zaczekali chwilkę, aż dokończy przesłuchania podejrzanych. Bracia Strand dostali eleganckie kajdanki na ręce, po czym policjanci usiedli.

Ellen trwała przez cały czas bez słowa, ale w wielkim napięciu. Wiedziała, że wydarzy się jeszcze wiele, i czuła, że nastąpi to właśnie teraz.

Dowódca straży zwrócił się do niej:

– Jak to się stało, że tak szybko znalazła pani kopertę, chociaż trzech czy czterech mężczyzn szukało jej bez skutku przez cały tydzień?

Nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Czuła, że ręka Nataniela zaciska się wokół jej dłoni, i usłyszała, że on odpowiada w jej imieniu:

– Trzeba państwu wiedzieć, że Ellen odznacza się pewną rzadko spotykaną zdolnością. Otóż ostatniego wieczora ktoś szukał jej pomocy i otrzymał ją.

Teraz wszyscy widzieli, jak bardzo Ellen zbladła. Nie lubiła rozmów na ten temat, ale była wdzięczna Natanielowi, że uwolnił ją od potrzeby wyjaśniania, co się stało.

– Wieczorem Ellen widziała pomywacza brzegów – mówił dalej Nataniel. – A właściwie to go tylko słyszała. My wszyscy zakładaliśmy, że to Egil udawał ducha, choć nie byliśmy w stanie pojąć, jak to robił. To jednak było w ogóle niemożliwe! Gdyby to Egil wywoływał hałasy, tupot kroków po pokładzie i całe to zamieszanie, musielibyśmy wszyscy je słyszeć. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Ellen natomiast widziała ślady stóp, podobnie zresztą jak wielu ludzi przed nią. To one zaprowadziły ją do salonu. Prawdopodobnie Egil spostrzegł, że schodzi na dół, i to on zamknął za nią drzwi na klucz…

Nataniel umilkł. Coś mu się jednak w tym wszystkim nie zgadzało. Egil szukał przecież koperty. Dlaczego więc miałby zamykać na klucz drzwi do salonu, który wydawał się najbardziej prawdopodobnym schowkiem, skoro Fredriksen tam właśnie został zamordowany?

– Czy mogliby państwo chwilkę zaczekać? Chyba powinienem najpierw porozmawiać z moją kuzynką Tovą – podjął po chwili, a w jego głosie zabrzmiały złowieszcze nuty. – Chodź, Tova, zejdziemy do samochodu!

Nie chciał jej wypytywać wobec tych wszystkich obcych ludzi. Najpierw sam musiał się dowiedzieć, jaki był dokładny przebieg wydarzeń na promie.

Samochód czekał zaparkowany w pobliżu portu i tam właśnie Nataniel zaprowadził Tovę. Zaprowadził to zbyt delikatne określenie. Ciągnął ją siłą, zaciskając rękę na nadgarstku dziewczyny, a potem prawie wepchnął ją do środka i z trzaskiem zamknął drzwi.

– Teraz powiedz mi z detalami, co wyprawiałaś na tym promie! – wrzasnął. – Tylko bez żadnych wykrętów, bardzo proszę!

– Ja? – zdziwiła się Tova z miną niewiniątka. – Ja nie robiłam nic złego!

– Ale przez cały czas gdzieś się kręciłaś, no nie? Pokazywałaś się co chwila w innym miejscu.

– A co ty o tym wiesz? – syknęła. – Przecież wcale się nie interesowałeś, gdzie jestem!

To była prawda. Nataniel poczuł wyrzuty sumienia.

– Bracia Strand mówili, że nie mamy nawet pojęcia, czym się zajmowałaś – powiedział wykrętnie. – Może mi więc powiesz, co takiego robiłaś?

– Eee! – bąknęła Tova wzruszając ramionami. – Nic takiego. Wyrzuciłam do morza prawie nie naruszoną skrzynkę piwa, należącą do Benta. Czy to coś złego? Ale on, oczywiście, o mało się nie wściekł… – uśmiechnęła się na wspomnienie tamtych wydarzeń. – A poza tym wyczarowałam mu wielkiego homara w spodniach, bo nazwał mnie potworkiem.

Jak na razie Nataniel nie mógł mieć żadnych zastrzeżeń.

– Mów dalej! – nakazał surowo. – Ingvar Strand też jest na ciebie wściekły.

– E, to zupełne głupstwo. Taka tam magia na domowy użytek.

– Powinnaś być ostrożna w tych sprawach – upomniał Nataniel. – Co prawda nikt już dzisiaj nie pali czarownic, ale i tak możesz się doigrać. Teraz jednak przejdziemy do Egila. I dowiem się całej prawdy!

Tova milczała naburmuszona.

Nataniel spróbował znowu:

– To nie Egil zamknął drzwi do salonu, w którym była Ellen, prawda? Ty to zrobiłaś?

Tova nadal milczała.

– Jak możesz tak się zachowywać wobec Ellen? – wyrwało mu się. – Co ona ci zrobiła? Jej naprawdę jest przykro, czy ty tego nie rozumiesz?

Tova w milczeniu wyglądała przez okno.

– Mam z tobą same kłopoty w tej podróży – rzekł Nataniel zmęczony. – A teraz posłuchaj, co ci powiem! To ty zamknęłaś drzwi za Ellen! Domyślam się, że chciałaś się jej pozbyć!

– Być może.

To było pierwsze zdanie, jakie Tova niechętnie wypowiedziała. Co więcej, przyznawała mu rację.

– A potem? Co stało się potem? I skąd się tam wziął Egil?

Tova najpierw syknęła niecierpliwie, a potem wykrzyczała prawdę:

– On pojawił się dokładnie w tym momencie, kiedy zamknęłam drzwi na klucz. Widziałam go, więc zabrałam klucz i uciekłam.

– W takim razie ochroniłaś Ellen, ale akurat nie to było twoim zamiarem, prawda? Mów dalej.

– Egil dogonił mnie na głównym pokładzie i chciał mi odebrać klucz…

– Żeby w salonie szukać koperty, rozumiem.

– Tak. Był wściekły, miałam wrażenie, że mnie uderzy. Rzuciłam wobec tego zaklęcie, żeby go przewrócić. No i tak się stało, a wtedy ja końcem liny związałam mu nogi i nic nie mogłam poradzić na to, że kiedy „Stellą” kiwnęło wyjątkowo mocno, został wyrzucony za burtę. Potem wróciłam i z powrotem włożyłam klucz w zamek.

Nataniel przyglądał jej się długo. Dobrze wiedział, że kłamie, wiedział, że mężczyzna nie może w taki sposób wypaść za burtę, zwłaszcza jeśli przedtem się potknął i przewrócił na pokład.

W końcu westchnął głęboko.

– Postanowiłem ci uwierzyć. Ze względu na twoich rodziców. Ale mam do ciebie taki żal, że teraz nie chcę cię widzieć. I nie chcę, żebyś mi towarzyszyła przy dalszych przesłuchaniach. Bóg jeden wie, co jeszcze może wyjść na jaw. Wobec tego żądam, żebyś czekała na nas w samochodzie, zrozumiano?

– Ja też nie chcę mieć z tobą do czynienia, ty cholerny pyszałku! – wrzasnęła. – Możesz sobie zostać z tą starą jędzą Ellen, proszę bardzo! Mam was gdzieś!

Nataniel szarpnął ją za ramię.

– I przestaniesz obrażać Ellen! – syknął przez zęby. – Zawsze okazywałem ci wyłącznie cierpliwość, ale w tobie jest tylko zło, ty przeklęty diabelski bękarcie!

Wyszedł z samochodu.

– Nie chcę cię więcej widzieć! – krzyknęła za nim. – Możesz sobie iść do czarta!

Nataniel zatrzasnął drzwi auta i ze złością, długimi krokami, poszedł do biura straży.

W przedpokoju musiał się na chwilę zatrzymać, żeby odzyskać równowagę. Po paru minutach wszedł do środka.

– No to możemy kontynuować – powiedział z wymuszonym spokojem.

– A zatem – zaczął dowódca straży – zatem wszystko wskazuje na to, że ktoś zabiegał o pomoc panny Ellen Skogsrud i że ją otrzymał. – Czy moglibyśmy wyjaśnić to dokładniej?

– Owszem. To jest właśnie owa niezwykła zdolność Ellen, o której wspomniałem. Dla niej samej to wcale nie jest zabawne. Ellen spokrewniona jest z rodziną, do której należymy również my z Tovą i w której przychodzi na świat wielu jasnowidzów i w ogóle ludzi obdarzonych wyjątkowymi zdolnościami. Niektórzy potrafią zobaczyć umarłych, a nawet nawiązują z nimi kontakt. Ellen jest jedną z nich. A poza tym posiada ona jeszcze inną cechę, mianowicie ożywia ją przemożna chęć niesienia pomocy tym, którzy cierpią. Teraz wiemy już, że duchy oraz tak zwane upiory pojawiają się w świecie żywych właśnie dlatego, że cierpią. Widzę sceptycyzm w oczach panów, ale na pokładzie „Stelli” naprawdę straszyło, jeśli tak mogę powiedzieć. Przychodził tam właśnie Fredriksen, tylko nikt nie był w stanie zrozumieć, o co mu chodzi. A on pragnął tylko, by ktoś odnalazł ukrytą kopertę, w której znajdowała się informacja, że cały swój majątek zapisał córce, a nie Strandom. W końcu rozwiązał kontakt z Ellen, wrażliwą i chętną do pomocy, i zwabił ją do salonu. Powiedz nam teraz, Ellen, czy trudno było odnaleźć kopertę?

– Nie. Jeśli się weźmie pod uwagę, że właściwie spałam, to nawet niewiarygodnie łatwo. Szłam prosto do miejsca, gdzie została schowana.

Nataniel skinął głową.

– Bracia Strand twierdzą, że wielokrotnie widzieli ducha na pokładzie, ale ja w to nie wierzę. Przecież Fredriksen by ich nie prowadził do schowka. Warto jednak zauważyć, co o ciężkich krokach na pokładzie, i śladach mokrych stóp i w ogóle o atmosferze strachu, mówili inni ludzie. To bracia Strand rozsiewali takie pogłoski, żeby odstraszyć pasażerów od promu i móc w spokoju prowadzić swoje poszukiwania.

– No a Mary? – zapytała Ellen.

– Właśnie, Mary… Nie zapominajmy, że ona jest matką Bjorg. Mary widziała zjawę stojącą przy kanapie, w której Fredriksen ukrył kopertę. Myślał, że Mary mu pomoże, ale ona nie reagowała na sygnały z zaświatów, była na to zbyt słaba. Ellen natomiast odebrała wiadomość…

Winsnes wtrącił niepewnym głosem:

– A zatem te ślady stóp na pokładzie… nie miały nic wspólnego z Egilem i jego braćmi?

– Nie, to nie oni.

Zaległa cisza. Wielu z zebranych poczuło zimny dreszcz na plecach.

– Teraz jednak – powiedział dowódca straży do Ellen Skogsrud. – Teraz chciałbym się dowiedzieć, jakim sposobem dostała się pani z powrotem na pokład. Wypadła pani przecież za burtę, prosto w spienione morze. To po prostu cud…

– Tak – przyznała Ellen cicho. – To był cud! – Milczała przez chwilę, a potem zaczęła wyjaśniać: – Najpierw myślałam, że uratował mnie jeden z pańskich ludzi, który wskoczył do wody i wyciągnął mnie z kipieli. Bo kiedy zdawało się, że już nie mam siły walczyć, ktoś zanurkował koło mnie i wypchnął mnie na powierzchnię. Wyraźnie pamiętam, szłam na dół jak kamień, nie byłam w stanie stawiać oporu, i wtedy ktoś ujął mnie pod pachy i pchnął w górę. W tej samej chwili z pokładu „Stelli” podano bosak, którego mogłam się uchwycić. Dzięki temu wydostałam się na pokład.

Mężczyźni przyglądali jej się w milczeniu.

– Ale kto wyniósł cię na powierzchnię? – niecierpliwie dopytywał się Winsnes.

– No właśnie, ja się też nad tym zastanawiałam – odparła Ellen. – Ale Tova go widziała. To ona mi powiedziała, kto był przy mnie w wodzie.

– Tova? – zdziwił się Nataniel. – Kiedy ona ci to powiedziała?

– W motorówce. Kiedy dostałyśmy suche ubrania.

– Ale skąd ona mogła o tym wiedzieć…?

– Kochany Natanielu, przecież to ona podała mi bosak!

Nataniel nie był w stanie wykrztusić ani słowa.

– Podziękowałam jej za to bardzo gorąco tam w motorówce, bo przecież widziałam, że to ona wyciągnęła mnie na górę. Tova bardzo się ucieszyła i myślę, że zostałyśmy przyjaciółkami…

Nataniel poczuł wyrzuty sumienia.

Jeden ze strażników dorzucił coś, co Nataniela przybiło ostatecznie:

– To na pewno ona! A kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy „Stellę” z bliska, dziewczyna stała na pokładzie i przywiązywała pana łańcuchem, żeby pana nie zmyło. Był pan przecież całkiem nieprzytomny.

Wszyscy mu potakiwali. Nikt nie wspomniał, że Tova miała zamiar wrzucić do morza Ingvara Stranda. Nie byli tego tak do końca pewni.

Nataniel poczuł się bardzo źle. Wszyscy zauważyli, że oddycha z wysiłkiem.

Winsnes jednak, wciąż niewiele rozumiejąc, zapytał:

– W porządku. Ale kto cię w takim razie wypchnął z wody, kiedy zdawało ci się, że toniesz?

Ellen odpowiedziała:

– Upiór. W zydwestce. Prawdopodobnie Fredriksen. Potem zniknął i więcej się nie pokazał.

– Powinnaś to pewnie traktować jako podziękowanie za pomoc – westchnął Winsnes, a reszta pokiwała uroczyście głowami.

Nataniel otrząsnął się w końcu z zamyślenia.

– Skończyliśmy już z tymi wyjaśnieniami? – zapytał. – Znakomicie! W takim razie ja muszę wracać do samochodu! Chodź, Ellen!

Pożegnali się pospiesznie, zostawili swoje adresy, podpisali jakieś papiery, których nie mieli czasu przeczytać, i wybiegli z biura.

W samochodzie nie było nikogo. Na przednim siedzeniu leżała mała karteczka.

Postanowiłam wracać nocnym pociągiem, który odchodzi niedługo. Skończyłam z Tobą, Ty przeklęty, nadęty pyszałku! Jakim sposobem taki cholerny gówniarz może być Specjalnie Wybranym, tego nigdy nie zrozumiem! Nasze „zajęcia” możesz uważać za zakończone. I wynoś się tam, gdzie pieprz rośnie, żebym Cię więcej nie widziała!

Tova

– Zasłużyłem sobie na to – szepnął Nataniel. Z oddali doszedł ich łoskot wyjeżdżającego ze stacji pociągu. – Potraktowałem ją okropnie. To niewybaczalne!

– I to z mojego powodu – rzekła Ellen. – Och, Natanielu, robi mi się słabo, kiedy pomyślę, jakimi byliśmy egoistami.

– Ja byłem, nie ty. Ale ona ma rację także w innej sprawie. Jakim sposobem ktoś taki jak ja może być Wybranym? Ja przecież niczego nie potrafię. Tova umie dużo więcej.

– Przecież ty nigdy nie próbowałeś – pocieszała go Ellen. – Ty po prostu sam nie wiesz, na co cię stać.

Nataniel niezupełnie się z nią zgadzał, ale nie chciał zaczynać dyskusji. W tej chwili najważniejsze było to, że zaraz będzie się musiał znowu rozstać z Ellen.

Odwiózł ją do domu, ale na pożegnanie nawet się nie dotknęli, nie odważyli się kusić losu. Nataniel starał się dotrzeć do Oslo na tyle wcześnie, by zdążyć przed nocnym pociągiem.

Ellen długo patrzyła w ślad za jego oddalającym się autem. Za każdym razem, kiedy żegnała Nataniela, było tak, jakby traciła część swego życia.

Wsuwając klucz do zamka w swoim maleńkim mieszkaniu odczuwała niemal trudną do zniesienia pustkę. Nataniel powinien tu z nią być, powinni mieszkać razem…

Ale im właśnie tego nie wolno, w ogóle niczego im nie wolno…

Nataniel nie zdążył do Oslo przed pociągiem. W połowie drogi uznał, że ktoś tak zmęczony jak on nie powinien prowadzić samochodu, zatrzymał się więc i ułożył się do snu.

A później spotkanie Tovy okazało się absolutnie niemożliwe. Gdy tylko słyszała jego głos w telefonie, odkładała słuchawkę, listy wracały do nadawcy nie otwarte, a kiedy odwiedzał rodzinę Rikarda, Tovy nie było w domu. Czekał tak długo, jak to tylko możliwe, w końcu jednak musiał zrezygnować. Rodzicom dziewczyny nie chciał nic powiedzieć o przeżyciach na „Stelli”, bo przecież Rikard jako policjant z pewnością zainteresowałby się przynajmniej kilkoma epizodami. Nataniel wolał mu tego oszczędzić.

Ale rozumiał Tovę. Rozumiał ją aż nazbyt dobrze.

Oto utracił jej zaufanie i przyjaźń. Bo mimo nieustannych sprzeczek i kłótni łączyło ich prawdziwe przywiązanie. Teraz jednak wszystko się rozpadło. Nie zostało nic, ani z przyjaźni z Tovą, ani z przyjaźni z Ellen. Czy człowiek może utracić więcej?

Загрузка...