ROZDZIAŁ XII

Nataniel wykazywał teraz jakąś zaskakującą pewność siebie, której Jonathan nie znał. Jego dawne niezdecydowanie zniknęło bez śladu, jakby nieoczekiwanie uświadomił sobie własną siłę.

Czas najwyższy, myślał Jonathan.

Mimo to zdawał sobie sprawę, że nie odkryto jeszcze, jakimi możliwościami dysponuje Nataniel. On sam też jeszcze tego nie wiedział.

– Teraz najważniejsze, żeby znaleźć odpowiednią osobę – powtarzał raz po raz ten niezwykły wybrany człowiek, który nosił w sobie takie niepowszednie i wielorakie dziedzictwo. – Musi to być ktoś konkretny, czyje nazwisko znamy. Nie mogę powiedzieć po prostu: „Chcę się wcielić w kogoś z klanu Heike, jakiegokolwiek uczestnika walki”. To by nic nie dało.

Doktor Sorensen podzielał jego zdanie.

– No, a kogo my znamy z imienia i nazwiska?

Nataniel się zastanawiał.

– Musimy wybrać kogoś, kto znajdzie się blisko Setsuko w momencie jej śmierci… No i musi to być mężczyzna. Chodzi o to, że… ja mam duszę mężczyzny, a przecież kobiety i mężczyźni różnią się także pod psychicznym względem. Kobiety myślą inaczej niż mężczyźni, choćbyśmy sobie nie wiem co wyobrażali na ten temat. Problem polega na tym, że znamy bardzo niewiele nazwisk z klanu Heike.

Sorensen stał oparty o ścianę i zastanawiał się, czy nie śni. Siedzi oto przed nim młody człowiek, z pozoru całkiem rozsądny, i rozważa możliwość wzięcia udziału w walce sprzed ośmiuset lat! Na dodatek w Japonii! i żąda, by on, doktor Sorensen, mu w tym pomógł!

Najgorsze zaś było to, że doktor Sorensen wierzył, że to możliwe, i bardzo chciał mu pomagać.

Całe szczęście, że nie ma tu jakiegoś zagorzałego zwolennika medycyny akademickiej ani formalisty z władz służby zdrowia!

Usłyszał własny głos, który mówił:

– No właśnie, kogo my tam znamy?

– Antoku, cesarza? – wtrącił ostrożnie Jonathan.

– Tak, i chyba on jest jedyny – potwierdził Nataniel. – Tylko że on miał wtedy siedem lat, a poza tym musimy zakładać, że umarł wcześniej niż Setsuko. Wiecie przecież, że jego babka i piastunka, Nii, jako pierwsza rzuciła się do morza, razem z cesarskim dzieckiem. Powinniśmy też przyjąć, że damy dworu poszły za ich przykładem…

Sorensen kiwał głową.

– W dawnej Japonii tak właśnie czyniono. Oni w tamtych czasach mieli niezwykle wysokie poczucie honoru. Honor i lojalność ponad wszystko.

Nataniel wciąż siedział pogrążony w zadumie.

Żadnego męskiego imienia po stronie Heike. W takim razie powinniśmy poszukać po stronie wroga. Tam znamy więcej…

– Yoshitsune, zwycięzca – podpowiedział Jonathan, zerkając w papiery przysłane z ambasady.

Nataniel uśmiechnął cię krzywo.

– To kuszący pomysł, żeby wcielić się w zwycięzcę. Tylko że wątpię, by on wkroczył na pokład cesarskiego okrętu. Na to żywił chyba zbyt wielki szacunek dla Syna Słońca, zwłaszcza on, taki przesądny. Mógłbym też dobrze się czuć jako potężny Benkei. Gdyby nie to, że towarzyszył Yoshitsune na dobre i złe. Posłuchajcie! Zdaje mi się, że znalazłem odpowiedniego człowieka! To starszy brat Yoshitsune, dowódca oddziałów Genja, Yorimoto! Zbyt wiele o nim nie wiemy, ale powinniśmy brać go pod uwagę. Czy jesteście w stanie sobie to wyobrazić? Wódz, który widzi swego młodszego brata, jak zwycięża i zagarnia wszystko. Yorimoto może czuć się zawiedziony. Dlatego wolno sądzić, że będzie chciał zdobyć cesarski okręt, ponieważ on siebie uważa za tego, który powinien przejąć władzę w pozbawionej teraz cesarza Japonii. Genji z pewnością również mieli aspiracje cesarskie, możecie mi wierzyć.

– Teoretyzujesz – skrzywił się starszy o dziesięć lat Jonathan. – Ale ja, który mam pewne doświadczenie w sprawach wojny, przyznaję, że to, co mówisz, wydaje się prawdopodobne. Nie zaszkodziłoby spróbować.

– Naprawdę? – Nataniel uśmiechnął się złośliwie. – Tym razem to ty posługujesz się schematem, nie zastanawiając się, jak jest naprawdę.

– Chyba masz rację – przyznał Jonathan zawstydzony.

– Doktorze Sorensen, jestem gotów – oświadczył Nataniel.

– Boże, Boże, miej mnie w opiece! Jak ja sobie z tym poradzę – narzekał doktor. – Niczego podobnego nigdy nie próbowałem.

– Musi nam się udać! – powtarzał Nataniel. – Bo jeśli nie, to jakim sposobem zdołamy przywrócić Tovę do normalnego stanu? Proszę mnie ulokować przy Dan-no-uxa nad zatoką Shimonoseki w Japonii dwudziestego czwartego dnia trzeciego miesiąca roku 1185. Powiedzmy jakieś pół godziny przed śmiercią Setsuko. Muszę mieć odrobinę czasu, żeby się trochę rozejrzeć. Proszę mnie wcielić w Minamoto-no Yorimoto, najstarszego syna Minamoto-no Yoshitomo i wodza sił Genji!

– Boże, jak ty dużo wiesz! – Jonathan westchnął z podziwu.

– Muszę być pewien, że trafię właściwie – odparł Nataniel i położył się na kanapie. W alkowie, gdzie leżała Tova, było za mało miejsca. Ten seans zaś wymagał pełnej koncentracji i całkowitego spokoju. Widok na pół martwej dziewczyny był tak przygnębiający, że z pewnością by im przeszkadzał.

Jonathan spojrzał dyskretnie na zegarek. Była już późna noc, ale żaden z nich nie miał czasu ani jeść, ani spać. Całkowicie pochłonęło ich zadanie, jakie mieli do spełnienia. Rano bowiem Rikard i Vinnie będą z pewnością już tak zaniepokojeni nieobecnością córki, że zaczną jej szukać. Rikard może włączyć do akcji policję, Vinnie będzie rozpytywać rodzinę i Voldenowae na pewno poinformują, co się dzieje. Nie wolno do tego dopuścić!

Doktor Sorensen koncentrował się na najtrudniejszym przedsięwzięciu w całej swojej karierze zawodowej. Był całkowicie wyzbyty wiary w jego powodzenie.

Tylko że doktor nie wiedział jeszcze wszystkiego na temat Nataniela. A przecież był on wybranym potomkiem Ludzi Lodu. Był krewnym czarnych aniołów, Demonów Nocy, Demonów Burzy, a także siódmym synem siódmego syna.

Niedoskonałość Nataniela wyrażała się jak dotychczas w tym, że nie dowierzał własnym zdolnościom. Teraz musiał pokazać, na co go stać!

Słyszał szemrzący głos doktora Sorensena, który oddalał się nieustannie.

– Opadasz w dół – mówił głos. – Opadasz i opada z coraz bardziej w głąb… ale nie w głąb własnej duszy. Tym razem musisz przejść do ciała innej istoty ludzkiej. Opadasz, płyniesz poprzez przestrzeń i poprzez czas… Stulecie za stuleciem… Wiek dziewiętnasty… osiemnasty… mijasz je nie zauważony. Teraz jesteś w wieku siedemnastym, ale podążasz dalej, do wieku szesnastego, piętnastego…

Nataniel wyczuwał niewiarę doktora w powodzenie eksperymentu.

– Mów dalej – mruknął. – Nie zatrzymuj się. To się uda, naprawdę! Mów dalej!

– Wiek czternasty – ciągnął swoją wyliczankę Sorensen, teraz jakby z większym przekonaniem. – I oto jesteś w wieku trzynastym. Idziesz dalej, ale wolno, coraz wolniej…

Myśli Nataniela stawały się coraz bardziej leniwe, ospałe, jakby mózg otaczała mgła, w końcu całkiem przestał myśleć, docierały do niego jedynie daty:

– 1190…1189… 88… 87… 86… 1185, jesteś u celu!

Głos doktora był cichutki, powolny, usypiający.

– A teraz przeniesiesz się w przestrzeni. Kieruj się na wschód. Żeglujesz ponad ziemią.

Aż do tej chwili Nataniel posługiwał się swoją niezwykłą wyobraźnią. Nie miał najmniejszych problemów z wczuwaniem się w nastrój kolejnych stuleci, do których się przenosił, dostrzegał dokonujące się przemiany, coraz prymitywniejszy i coraz niższy poziom życia ludzi, obserwował różne epoki…

Teraz trzeba było zmienić metodę rejestrowania różnic i zmian. Zabrało mu to sporo czasu i bardzo wiele psychicznej siły. Wreszcie jednak dał doktorowi znak, że jest gotów. Wkrótce stwierdził, że przesuwa się wysoko ponad ziemią.

– Spójrz w dół – powiedział Sorensen monotonnym głosem hipnotyzera. – Szwecja, widzisz?

– Tak.

– Przenosimy się powolutku dalej. Morze Bałtyckie, Finlandia, bezkresne obszary Rosji.

Długie przerwy dzieliły kolejne polecenia doktora, żeby spojrzał w dół. Nataniel miał dość czasu, by wyobrażać sobie kolejne kraje.

– A oto Syberia, całkiem niedawno tu byłeś, więc pewnie rozpoznajesz te postacie. Teraz znajdujesz się nad północnymi Chinami, nieco dalej Mongolia… Korea. A teraz cieśnina, tam… musisz zmierzać ku japońskiej wyspie Honshiu. Do cieśniny Shimonoseki. Już tam jesteś. W pobliżu Dan-no-ura. Nataniel? Co się dzieje?

Doktor i Jonathan, przestraszeni pochylili się nad Natanielem. A on wciągnął powietrze z przejmującym świstem, po czym wstrzymał oddech i zamarł w bezruchu.

– Nataniel! – krzyknął Jonathan.

Coś złapało go z całej siły za ramię i ściągało, półprzytomnego, na ziemię. Jakby wsysała go jakaś nieludzka siła, kręcił się wokół własnej osi i opadał w dół. Szamotał się, chciał się wyrwać, to śmiertelnie niebezpieczne, krzyczał w jego duszy jakiś głos, on jednak nie miał dość sił, by się przeciwstawić. Znalazł się z własnej woli na takich drogach, gdzie panują nieznane moce.

Serce tłukło się w piersi jak oszalałe, bał się i chciał o tym powiedzieć doktorowi, ale nie był w stanie. Znalazł się w mocy jakiejś potężnej, dławiącej siły i był całkowicie bezradny. Nie można bezkarnie igrać w ten sposób z czasem i przestrzenią, myślał zrozpaczony. Mój Boże, co ja zrobiłem?

Nagle wszystko się wokół niego uspokoiło, przynajmniej na chwilę. Odetchnął i dał doktorowi znak, że nic złego się nie dzieje.

– O co chodzi? – zapytał Jonathan.

Nataniel potrząsnął niecierpliwie głową.

– Proszę kontynuować – szepnął.

Doktor westchnął, wciąż przestraszony, ale zaczął mówić dalej:

– Teraz jesteś na brzegu przy Dan-no-ura…

– Mhmm… Tak. Teraz jestem tutaj.

– A co widzisz?

– Okręty – szepnął Nataniel ledwie dosłyszalnie. – Tumany mgły, a może to obłoki dymu, wszędzie dookoła. Krzykliwe kolory flag i proporców na masztach i na takielunku. Stare, bardzo piękne łodzie. Wojownicy z łukami i strzałami, krzyki, zgiełk, krew… Huk okrętów uderzających o siebie nawzajem. Tutaj trwa okropna bitwa. Na brzegu także pełno jest wojowników…

Doktor Sorensen był tak podniecony, że ledwo mógł mówić, z trudem nadawał swemu głosowi właściwe, usypiające brzmienie. Udało im się! Udało! Nataniel dotarł do celu!

Przynajmniej na jakiś czas.

Teraz pozostawało dokonać reszty. Sprawić, by Nataniel Gard wcielił się w kogoś innego.

Jakim sposobem można coś takiego osiągnąć?

– Walka weszła w końcową fazę. Za pół godziny mały cesarz umrze. Znajdujesz się na pokładzie okrętu dowódcy floty Genji. Zorientowałeś się już w sytuacji?

Nataniel mówił z wysiłkiem, zacinał się i szeptał tak cicho, że musieli się pochylać, by go zrozumieć. Starał się uwolnić od okropnego uczucia strachu, uczucia, że jakieś potworne zagrożenie czai się gdzieś w pobliżu, ale nie był w stanie. Miał wrażenie, że coś strzeże jego myśli, że wyczekuje…

– Tak – wykrztusił. – Odnalazłem okręt dowódcy. Jesteśmy teraz… To jest Godzina Zająca, to krwawe popołudnie… Ten czas… oznacza… katastrofę dla Tairy…

– Masz na myśli klan Heike?

– Tak. Morze jest… jest czerwone od ich krwi… A ich czerwone flagi i proporce… leżą oklapłe na wodzie jak liście klonu jesienią.

– Potrafisz znaleźć wodza Genji? Yocitomo? Szukaj go! Szukaj! Rozglądaj się! Patrz w górę, nie widzisz nic?

Nie, Nataniel nie dostrzegał nigdzie wodza. Widział, oczywiście, walkę, wszędzie śmierć i krew, straszne widowisko, ale ten jakiś ostrzegawczy dźwięk w jego głowie dotyczył czego innego, zapowiadał niebezpieczeństwo skierowane przeciwko niemu, intruzowi z przyszłości.

– On… Teraz widzę wodza! Ale to nie może być Yoritorno. To młody człowiek, zbyt młody. To musi być Yoshitsune, młodszy brat, ten, który stał się bohaterem narodowym! Tak, i stoi przy nim też potężny Benkei. Zaczekaj! Czy… w informacji jest napisane w którymś miejscu, że… Yoritomo uczestniczył w tej bitwie?

Zastanawiali się nad tym, Jonathan szperał w papierach.

– Masz rację – przyznał. – Zwycięstwo nad Dan-no-ura było wyłącznie triumfem Yoshutsune.

Nataniel zaczynał się denerwować. Nic nie układa się po jego myśli. Wyczuwał to czające się niebezpieczeństwo do tego stopnia, że bliski był utraty zmysłów. Powinien stąd uciekać, ale musiał przecież odnaleźć Tavę i zabrać ją ze sobą.

– Yoritomo tutaj nie ma – wychrypiał. – Ja muszę… Nie. Najpierw muszę się przedostać na okręt Setsuko!

– Na okręt cesarza z klanu Heike? W takim razie odszukaj go! – nakazał Sorensen.

Czekali. Nataniel leżał z zamkniętymi oczyma, bardzo zmęczony i bardzo udręczony. Czy to rozsądna decyzja? zastanawiał się Jonathan. Ale chyba naprawdę trzeba to zrobić.

– Ja… znalazłem… cesarski… – szeptał Nataniel z wysiłkiem, nie był w stanie dokończyć zdania. – Ale jestem… za słaby, żeby…Jestem sam. Muszę znaleźć kogoś… wcielić się. Wykorzystać siłę kogoś z obecnych… – Skulił się jakby ze zmęczenia. – Muszę się ukryć.

Tych ostatnich słów nie pojmowali.

– Co chciałeś przez to powiedzieć? – spytał Jonathan.

Nataniel jednak nie był w stanie dać zadowalającej odpowiedzi.

– Trzeba wykorzystać siłę kogoś z obecnych – powtórzył.

– Tak, ale czyją? – zapytał Jonathan. – Yoshitsune?

– Nie. Mały cesarz ma ochronę, widzę wyraźnie. To rosły, bardzo silny i… lojalny wojownik.

Nataniel uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie.

– On mógłby… wejść… jako jeden z Ludzi Lodu…

Głos jego zamarł.

– Nataniel – odezwał się doktor i potrząsnął go za ramię.

Nataniel znowu zaczął mówić, ale bardzo, bardzo cicho:

– Ja nie znam… jego imienia. Czy… mimo wszystko… mógłbym się w niego wcielić?

Doktor zastanawiał się. Sytuacja przytłoczyła go do tego stopnia, że nie był w stanie jasno myśleć.

– No, dlaczego nie? Widzisz go przecież wyraźnie. jakie znaczenie miałoby w tym wypadku imię?

– To lepiej, że… on należy do Heike… czuję to. Bo może się bardziej zbliżyć do… Pomóż mi…

Siły raz jeszcze zawiodły Nataniela. Doktor mówił pospiesznie:

– Wejdź w duszę tego wojownika! Zrób to! Natychmiast!

Zobaczyli, że twarz Nataniela krzywi się w bolesnym grymasie. Czekali i musieli okazać naprawdę wiele cierpliwości. Czekali bardzo, bardzo długo.

– Czy jesteś już u celu? – zapytał w końcu Jonathan zmartwiony.

Nataniel odpowiedział, tym razem znacznie silniejszym głosem, ale…

Dwaj panowie popatrzyli na siebie wstrząśnięci.

– To nie może być prawda – wyszeptał Jonathan.

– Dobry Boże! – jęknął doktor. – On mówi po japońsku! – Zwrócił się pospiesznie do Nataniela: – Nie przejmuj się nami przez jakiś czas, nie staraj się z nami rozmawiać! Wszystkie siły skoncentruj na wykonaniu zadania!

Nie otrzymali żadnej odpowiedzi.

Świat myśli Nataniela został teraz zamknięty w umyśle wojownika. Zebrał wszystkie siły, żeby się tam znaleźć, i czuł się teraz śmiertelnie zmęczony. W takim stanie człowiek często bywa bardzo zirytowany. Nataniel tak właśnie zareagował.

Wściekał się na Tovę, że napytała im wszystkim okropnej biedy. Przeczuwał, że walka o jej uwolnienie będzie bardzo ciężka i niebezpieczna, bardzo skomplikowana, a tymczasem on prawie nie miał sił. Dysponował siłą wojownika, uświadamiał to sobie, odczuwał też jego smutek, jego nieopisaną rozpacz, że nie może ochronić małego cesarza, i odczuwał jego wściekłą nienawiść dla Genji, atakujących okręty Heike… Wkrótce pojawią się obok cesarskiej jednostki…

Trzeba odnaleźć Setsuko! Jak najprędzej!

Czcigodna wdowa Nii zaczęła wkładać szarą, żałobną szatę. Mały cesarz, przerażony i rozdygotany, stał na pokładzie z dłońmi przyciśniętymi do piersi. Nataniela ogarnęło głębokie współczucie dla nieszczęsnego dziecka. A nieco dalej stały damy dworu. Szlochały z rozpaczy i za wszelką cenę starały się powstrzymać narastającą panikę.

Ale…

Dopiero teraz Nataniel uświadomił sobie z przerażeniem graniczącym z szokiem, że przecież nie wie, która z nich jest Setsuko! Wojownik najwyraźniej też tego nie wiedział, bo przecież jego myśli Nataniel znał.

Do wszystkich kłopotów jeszcze taka komplikacja! Gdyby Nataniel nie był tak skupiony, z pewnością poddałby się rozpaczy. Ale to wszystko tutaj było zbyt poważne, zbyt niebezpieczne, zbyt niepojęte. Przez cały czas musiał być w najwyższym stopniu czujny, by również nie zostać na zawsze uwięzionym w tym czasie i w tym kraju.

Jakim sposobem, na Boga, zdoła nawiązać kontakt z Tovą?

Nie może przecież przyglądać się uważnie wszystkim damom dworu w momencie, gdy okręt zacznie tonąć, a one będą umierać, żeby odnaleźć duszę swojej kuzynki!

Bitwa dogasała. Ludzie Genji zbliżali się już niebezpiecznie. Przeskakiwali z pokładu na pokład i wycinali w pień wszystkich po drodze.

Nataniel, w postaci wojownika klanu Heike, znajdował się zbyt daleko od dam dworu.

Nie przewidział tego.

A przecież musi się znajdować tuż przy Setsuko w chwili jej śmierci!

To naprawdę beznadziejne przedsięwzięcie. Równie dobrze mógłby już teraz dać za wygraną. Najbardziej prawdopodobne było oczywiście to, iż ten wojownik, który ma ochraniać cesarza i jego babkę, polegnie jako pierwszy. Jak Nataniel mógł się okazać tak mało przewidujący?

Ale jaki miał wybór?

Wojownicy Genji znajdowali się tuż, tuż… Jeszcze tylko dwa okręty… Strzały ze świstem przelatywały w powietrzu, a wojownik Nataniela również co chwila napinał cięciwę łuku podobnie jak dwaj inni zaufani ludzie cesarza.

Nataniel miał coraz mniej czasu.

Wtedy… Nii objęła małego cesarza. Nataniel odczuł głęboki ból, który przeszył serce wojownika.

I nagle on sam uświadomił sobie, co powinien robić. Całą siłą woli starał się przenieść swoje pragnienie do umysłu wojownika. Ten zatrzymał się na moment zdumiony, a potem odwrócił ku wspaniale udekorowanemu pokładowi cesarskiego okrętu.

Jakaś obca wola i jego własny opór ścierały się w umyśle nieszczęśnika. Nagle krzyknął:

– Setsuko!

Sprawiał wrażenie, że nie bardzo pojmuje swoje zachowanie, lecz Nataniel dowiedział się tego, co tak bardzo chciał wiedzieć. Mała, śliczna Japoneczka ruszyła drobnymi kroczkami w ich stronę w swoich wysokich sandałkach. Po jej twarzyczce spływały łzy, tymczasem wojownik odwrócił się znowu w stronę wroga. Mała Setsuko – imię brzmiało zupełnie inaczej, kiedy wypowiadał je Japończyk – zakłopotana wróciła na dawne miejsce. Wszystkie damy były bardzo do siebie podobne, ale jej kimono miało czerwony deseń i pas, obi, również był czerwony.

Nareszcie Nataniel dowiedział się, gdzie jest Tova. To jednak za mało. Musiał zbliżyć się do niej na wyciągnięcie ręki.

Na najbliższym okręcie aż się roiło od wrogów.

Nagle Nii z małym cesarzem w objęciach rzuciła się do wody.

Damy dworu krzyczały z przerażenia i rozpaczy. Nataniel odczuwał straszliwy żal wojownika, palił go niczym rozżarzony metal. Wiedział też, że w niepohamowanej wściekłości pragnie on tylko jednego: ciąć mieczem nacierających wrogów, wybić ich tylu, ilu tylko zdoła, zanim sam padnie.

Nie wolno do tego dopuścić. Jeszcze nie teraz. Nataniel widział, że przerażone damy dworu stoją bezradnie przy relingu. Nii powiedziała, że te, które chcą, mogą podążyć za nią.

One się jednak wahały. Za kilka sekund nie będą już miały wyboru…

Nataniel musiał ponownie skierować myśli wojownika na Setsuko. Ten człowiek powinien… Tak, powinien zapłonąć gwałtownym uczuciem do tej dziewczyny.

Jak to zrobić…?

Ellen. Nataniel pomyślał o Ellen, wyobrażał sobie, że wojownik jest nim, a Setsuko to Ellen. Tym sposobem zdołał przywołać prawdziwe, gorące uczucie.

Kochasz ją, nie przestawał powtarzać w duchu Nataniel. Kochasz ją równie mocno, jak ja kocham Ellen. Pragniesz umrzeć razem z Setsuko. Pragniesz tego! Pragniesz!

Miecz wojownika powoli opadał. Wzrok szukał Setsuko.

Tova nie mogła pojąć, co się stało, kiedy w jej życiu jako Setsuko nastąpiła gwałtowna przemiana.

Chodziła po pełnym smutku pałacu w Kyoto i drżała na myśl o czekających ją czterech latach.

I nagle jakby znalazła się w oku cyklonu, czas pędził jak szalony i zatrzymał się dopiero pewnego dnia o zachodzie słońca na pokładzie wojennego okrętu.

Była starsza, nie miała co do tego wątpliwości. Ona – Setsuko – doświadczyła tak wiele.

Okręt, myślała w panice i to była myśl Tovy, a nie Setsuko. Znowu okręt. Nie chcę być na żadnym pokładzie. Dość przeżyłam na tej łajbie pełnej upiorów, jaką okazała się „Stella”. Zostałam całkowicie wyleczona z chęci odbywania morskich podróży.

Chcę na ląd!

Ale to nie było możliwe.

Co ja tu robię? Wszędzie wokół martwi wojownicy pływają w wodzie, grupa kapłanów siedzi na mostku i modli się. Na głowach mają jakieś wysokie, czarne nakrycia, siedzą wyprostowani, ze skrzyżowanymi nogami i rękami złożonymi na kolanach. Co chwila pochylają głowy i czołami dotykają pokładu.

I nagle sobie przypomniała.

Ja jestem Setsuko i dzisiaj mam umrzeć. To jest bitwa nad Dan-no-ura. Nataniel obiecał przenieść mnie cztery lata naprzód w czasie. I zrobił to! Miał mnie uratować, ale gdzie on jest?

Nataniel! Gdzie jesteś? Ja nie chcę umierać! Damy dworu wokół mnie są takie przerażone, a ja jestem po części Tovą, a po części Setsuko, i obie boją się tak samo. Muszę postarać się być jedną z nich, taki stan rozdwojenia jest zbyt męczący, ale jakże trudno mu się przeciwstawić. Ja, Setsuko, muszę być lojalna wobec czcigodnej pani Nii i małego cesarza, a ja, Tova, szukam Nataniela, który powinien tu być, ale którego, niestety, nie ma. Niełatwo jest zjednoczyć myśli dwóch osób w jednym ciele, to w ogóle nie jest możliwe, skąd mi to przyszło do głowy, nigdy nie wyjdę z tego żywa, ja, Tova, umrę jako Setsuko…

Cztery lata? Co to się stało? Tengel Zły miał się przecież obudzić – w czasie teraźniejszym – ale nie pamiętam niczego z tych czterech lat. Setstuko zrobiła się o cztery lata starsza, ale co ze mną, Tovą?

Nic z tego nie rozumiem!

Chcę wydostać się z tego okrętu…

Popłynąć wpław do brzegu?

Za daleko, nie dopłynę. Natychmiast dostanę strzałę w plecy. I nie mogę opuścić cesarza. Moje miejsce jest przy nim. Muszę podążać wszędzie, gdzie on się skieruje.

Nadchodzą! Wrogowie zbliżają się coraz bardziej. Ilu naszych ludzi już poległo! Boję się, boję, jestem tylko małą japońską dziewczyną, która dopiero co weszła w życie, ja…

Ktoś zawołał ją po imieniu.

Setsuko, tak właśnie krzyknął. Męski głos. Nie znam tutaj żadnych mężczyzn. Znam tylko panów na dworze, a ich nie ma na naszym pokładzie. Znajdują się na innym okręcie.

Kto to wołał?

Ten wysoki wojownik na dziobie! Ten, który obiecał własnym ciałem osłaniać cesarza. To on wołał.

Mimo woli pobiegła w jego stronę. Patrzył na nią.

Czego od niej chce? Skąd zna jej imię?

Ale wojownik odwrócił się, Setsuko odeszła na swoje miejsce. Nie rozumiała, o co chodzi.

Damy dworu krzyczały w śmiertelnym, szalonym przerażeniu.

Wdowa po Kiyomoro, Nii, wyskoczyła za burtę. Z małym cesarzem Antoku!

O, bogowie, co robić? Ona prosiła, byśmy poszły w jej ślady!

Wrogowie… Już przedostają się na pokład. Nie możemy tu dłużej zostać!

Nataniel! Pomóż mi!

Damy dworu wahały się. Krzyczały przerażone, zbite z tropu. Po czym jedna za drugą zaczęły skakać za burtę jak najdalej od wrogów, którzy już zapełniali okręt. Wszystko pogrążało się w chaosie.

Dokładnie w momencie, kiedy Setsuko skoczyła, Tova zdążyła spostrzec, że wielki wojownik Heike biegnie w jej stronę. Wołał jej imię, musiał mieczem torować sobie drogę do niej, ciął wrogów z prawa i z lewa, po czym rzucił się za nią w dół, do wody.

Wołał imię Setsuko, ale Tova natychmiast zrozumiała. Poprzez krzyk docierały do niej myśli wojownika, a one zawierały imię Tovy!

Damy dworu nie miały tyle odwagi co Nii. Widziała, że zrozpaczone pływają w zakrwawionej wodzie, ogarnięte paniką, a wojownicy Genji chwytali je i wyciągali na ląd. Setsuko jednak myślała o swoim cesarzu, o chłopcu, który nie zdążył nawet zakosztować życia, przełykała łzy, aż poczuła ból w gardle i poszła na dno.

A wojownik za nią. Zobaczyła, że woda wokół niego jest jeszcze bardziej czerwona niż gdzie indziej i zrozumiała, że został śmiertelnie zraniony. Jego ramiona zdążyły ją jednak objąć, przyciskał ją mocno do siebie, a do umysłu Tovy docierały myśli Nataniela. Docierały za pośrednictwem wojownika…

„Jestem przy tobie, Tova. Wszystko będzie dobrze. Staraj się, by twoje myśli docierały do mnie. Daj mi znać, gdy Setsuko wyda ostatnie tchnienie, a wtedy ja cię uwolnię”.

„Och, Natanielu” – skarżyła się w myślach. – „Więc przyszedłeś mimo wszystko! Przyszedłeś, przyszedłeś!”

I właśnie wtedy, gdy odczuwała taką ogromną ulgę, Tova została wciągnięta w śmiertelną walkę Setsuko, podzielała przerażenie i panikę tamtej. Wierność dla cesarza mieszała się w jej duszy ze zwątpieniem i instynktownym pragnieniem wydostania się na powierzchnię i zaczerpnięcia powietrza! Ale uścisk konającego wojownika był bardzo silny i Setsuko nie miała wyboru.

Mała Setsuko, myślała Tova. Biedna dziewczyna! Ale musisz zrozumieć, że w moich czasach ty już od dawna nie żyłaś. Zmarłaś osiemset lat przed moim urodzeniem. Muszę się stąd wydostać, zanim on skona, myślał Nataniel. Ryzykujemy, że ona go przeżyje. I co się wtedy stanie? Wtedy po prostu nie zdołam uwolnić Tovy.

Setsuko musiała się poddać. Bąbelki powietrza unosiły się ku powierzchni. Współczucie Tovy było tak wielkie, że prawie zaczęła się dusić, kiedy odczuła, jak woda dławi Setsuko.

Krew wojownika w dalszym ciągu barwiła wodę.

„Czy my w ten sposób zmienimy bieg czasu?” – zastanawiała się Tova.

„Nie wierzę” – odpowiedziały jej myśli Nataniela. – „Chodzi ci o to, że wpłynąłem na wojownika, by poszedł za Setsuko? To właściwie wszystko jedno, czy on skona w falach, czy na pokładzie okrętu. O Boże, zdaje mi się, że on jeszcze trochę wytrzyma!”

Coś rozbłysło w wodzie, migotliwe światło rozjaśniło Fale. To Święte Zwierciadło, jeden z symboli cesarstwa. „Nataniel, teraz” – jęknęła Tova. – „Teraz… ona… umiera. O, jej rozpacz! Jak to boli, Natanielu!”

Zatem rozstrzygająca chwila nadeszła. „Tovo Brink z Ludzi Lodu, wyjdź ze swojej niewoli w ciele i duszy innej istoty i podążaj za mną w czasie aż do roku 1959! Ja, Nataniel Gard z Ludzi Lodu, z rodu czarnych aniołów i demonów, nakazuję ci… Teraz!”

Tova poczuła, że ciało nieszczęsnej Setsuko opada na dno, a jednocześnie widziała je jakby z zewnątrz. To już jej właściwie nie dotyczyło, w każdym razie nie osobiście. Zdążyła też spostrzec, że uścisk wojownika słabnie i tamci dwoje odsuwają się trochę od siebie. „Żegnaj, Setsuko”, pomyślała z żalem.

Unosiła się w wodzie i odczuwała ogromną ulgę. Kręciła się swobodnie w pustej przestrzeni, w której nie ma nic i niczego nie widać, jedynie mrok koloru indygo i falujące cienie.

I zobaczyła Nataniela! Miał teraz ludzką postać, wprawdzie widziała ją jak przez mgłę, kontury były niewyraźne, ponieważ jedynie siła myśli nadawała mu kształty, ale był. To dawało jej cudowne poczucie bezpieczeństwa. Spojrzała w dół i stwierdziła, że on również dostrzega jej obecność. Równie niejasno, ale także odczuwa zarys jej fizycznej postaci.

I mogli ze sobą rozmawiać, a nie tylko przekazywać sobie nawzajem myśli.

– No, Tova – mówił Nataniel jakimś głuchym, przytłumionym, jakby dochodzącym z oddali głosem. – Teraz musimy się skoncentrować, żeby wrócić do rzeczywistości. Musimy zawiadomić doktora Sorensena, żeby wydobył cię z tego odrętwienia w przeszłości.

– Tak. Dziękuję ci, Natanielu!

– Z tym jeszcze zaczekajmy. Postaram się wrócić z tobą do Oslo w roku 1959, ale nie jestem pewien, czy to się uda. Myśl teraz intensywnie o doktorze Sorensenie!

– Tak, ja…

Zamarła. Spoza zasłony wirujących obłoków wypłynęła jakaś niewyraźna twarz. Odpychająca gęba, na której malowały się gniew, nienawiść i zło. Całej postaci nie widzieli, raczej domyślali się małej, obrzydliwej i śmierdzącej zastarzałą pleśnią i zgnilizną sylwetki.

Istota spoglądała na Nataniela z wściekłością.

– Odważyłeś się uprowadzić mojego więźnia? – zapytała syczącym głosem. – Za nic ci się to nie uda. Ale bardzo dobrze, że tu przyszedłeś. Nareszcie pokazałeś swoje oblicze, ty mój nędzny mały przeciwniku, w którego tak wierzą Ludzie Lodu!

– Nie! – wrzasnęła Tova. – Nie, nie, nie teraz! O mój Boże co ja narobiłam!

Paskudne żółte oczka zwróciły się do niej, a usta, które ze starości zmieniły się niemal w dziób drapieżnego ptaszyska, prychnęły na nią szarozielonym dymem.

– Milcz, ty gadzie! Tobą zajmę się później

Płaski łeb ponownie zwrócił się do Nataniela. Żółte oczka zmrużyły się jeszcze bardziej.

– Najpierw zrobię koniec z tym nędznikiem. l Wtedy droga do świata stanie przede mną otworem!

Загрузка...