ROZDZIAŁ VIII

Kawalerka Lisbeth była jak stworzona dla Tovy. Cicha, spokojna, bez przeszkadzających sąsiadów i bez sąsiadów, którym Tova mogłaby przeszkadzać.

Nad Oslo zapadał mrok. Zbliżało się Boże Narodzenie i przyjemnie było oddalać się od centrum, od tłumów ludzi na ulicach i zbyt wczesnych, zbyt natrętnych świątecznych przygotowań.

Tova starannie złożyła narzutę zdjętą z łóżka Lisbeth. Na ogół nie była taka porządna, ale zawsze w obcym domu dręczył ją niepokój, czy aby wszystko robi tak jak powinna. Taki rodzaj nerwicy, żeby nie zasłużyć na krytykę. W tym akurat przypadku starania wychowawcze Winnie przyniosły rezultaty.

Tova zastanawiała się, czy ułożyła odpowiedni plan działania.

Może powinna od razu próbować cofnąć się do czasów dzieciństwa Tengela Złego i porzucić myśli o odwiedzeniu najpierw „tamtego świata”?

I właściwie co mogłaby w tym „drugim świecie” robić? Czy nie będzie to jedynie strata czasu? Miała do dyspozycji tylko jedną noc. A poza tym pozostawało jeszcze pytanie: Jakim sposobem zdoła się dowiedzieć czegoś o rodzicach Tengela Złego? Jak do nich dotrze?

Nad tymi kwestiami przedtem się nie zastanawiała. A to przecież bardzo ważne.

Reinkarnacje! To jedyna droga w głąb czasu, jaką znała. Musi wyminąć, jeśli tak można powiedzieć, Hannę. Cofnąć się dalej w przeszłość. Odnaleźć swoje własne wcielenia przed epoką, w której żyła Hanna, dotrzeć do roku, w którym urodził się Tengel Zły. Tyle tylko że rok ten nie jest dokładnie znany. Nawet stulecie przecież nie jest całkiem pewne. Będzie to więc trudne zadanie dla Tovy, dotrzeć dokładnie tam, gdzie chce. Istnieją z pewnością istoty, na przykład pośród przodków Ludzi Lodu, które znają owe daty. Może Dida albo Wędrowiec? Za nic jednak nie odważyłaby się ich o to zapytać! Nie mogą się dowiedzieć, co Tova zamierza, bo zrobiliby wszystko, by ją zatrzymać.

Dopiero kiedy znajdzie się we właściwym czasie, posłuży się swoim własnym wcieleniem, nakłoni tę istotę, którą wtedy była, do odbycia wyprawy na Wschód, do miejsca pochodzenia Ludzi Lodu. Gdzieś na Syberię, ale nie będzie to Taran-gai, to musi być dalej. Do tego miejsca, skąd zastali kiedyś wypędzeni, a o którym od dawna nikt już nic nie wie. Kiedyś mówiono, że może to był Ałtaj. W każdym razie to bardzo dawne wcielenie Tovy będzie musiało dotrzeć do początków rodu.

Czy coś takiego jest wykonalne?

Któż byłby w stanie odpowiedzieć na tego rodzaju pytania? Sama musi sobie wszystko wyjaśnić.

Dziś w nocy.

Pociemniało jej w oczach. Co by szkodziło odbyć tymczasem króciutką wycieczkę do „drugiego świata”? Wstąpić po prostu i zobaczyć.

Problem tylko, jak się tam dostać.

To jasne, że należy przekroczyć granicę. Ale w jaki sposób?

No cóż! Trzeba próbować.

To może być zabawna przygoda!

Ułożyła się na łóżku i opatuliła szczelnie, podobnie jak to zrobił doktor Sorensen, przedtem jeszcze pogasiła wszystkie światła.

W pokoju zaległa bardzo nieprzyjemna cisza, śmiertelna cisza! Gotowa była uwierzyć, że została sama na świecie.

– Pragnę odwiedzić Krainę Cieni – szeptała z uporem, po chwili jednak zaczęła cicho chichotać. To chyba zbyt wielkie napięcie dawało o sobie znać. A poza tym poczucie humoru. W każdym razie powróciła do rzeczywistości.

Potem zaczęła się odprężać. Po kolei rozluźniała wszystkie mięśnie, miała wrażenie. że osuwa się coraz bardziej i bardziej w głąb, aż poczuła, że znajduje się w punkcie zerowym. Tak to odbierała. Wtedy pozwoliła myślom płynąć swobodnie. Nie miała już teraz żadnych drogowskazów, musiała radzić sobie sama. Dlatego właśnie nie próbowała kierować myślami, lecz jej podświadomość była przez cały czas nastawiona na to, by przekroczyć granicę niewidzialnego świata, tego świata, w którym można spotkać istoty nadprzyrodzone.

Znacznie trudniej było dokonywać tego w pojedynkę. Teraz pojmowała, że doktor Sorensen był fachowcem w swojej dziedzinie.

Maże jednak trudności brały się stąd, że kroczyła po nieznanych ścieżkach? Nie była to przecież wędrówka duszy w potocznym rozumieniu. I wcale nie było pewne, że owe granice można w ten sposób przekraczać. A może w ogóle nie istnieje żadna Kraina Cieni?

Negatywne myślenie! Tego nie wolno robić. W wyniku takich myśli wyrastają przeszkody na drodze do celu.

Tova oddychała bardzo głęboko, ale spokojnie, ponownie skoncentrowała się na celu swojej wędrówki, starając się myśleć pozytywnie.

Czas płynął.

Ech, wciąż nic się nie dzieje! Jakby krążyła po jakimś pustym pokoju o ścianach pomalowanych na pastelowe kolory.

I oto, nagle, kiedy już gotowa była dać za wygraną, zaczęło się coś wokół niej zmieniać.

Światło przygasło. Pusty pokój zwęził się w tunel, do którego Tava została brutalnie wciągnięta. Tunel był niski, ciasny i na pierwszy rzut oka nieskończony. W oszałamiającym tempie przesuwała się przez ów tunel nogami do przodu. Trzymała się rękami za głowę, żeby choć w minimalnym stopniu zachować równowagę i nie wirować wokół własnej osi.

Wszystko odbyło się niewiarygodnie szybko, mimo to odnosiła wrażenie, że tunel nigdy się nie skończy. Od dawna daleko przed sobą widziała światło, początkowo jako jasny punkt nie większy od łebka szpilki, który w miarę upływu czasu powolutku się powiększał.

W końcu jasny punkt stał się taki duży, że zrozumiała, iż to otwór na końcu tunelu. Tempo malało, w końcu Tova znalazła się po drugiej stronie.

Otaczał ją jakiś skalisty krajobraz. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, czarnoniebieskie, szkliste, połyskliwe skały. Długo stała bez ruchu, aż wreszcie dostrzegła jakiś prześwit pomiędzy skałami. Coś w rodzaju bramy. W głębi poza bramą krajobraz był łagodny, przeważały delikatne, pastelowe barwy, głównie błękit i zieleń. Wszystko jednak przesłaniała niezbyt gęsta, szara mgła, wobec tego Tova nie widziała żadnych kształtów.

Okazało się wkrótce, że brama jest strzeżona.

Tova zadrżała. To, co tam zobaczyła, budziło grozę.

W głębi bramy, opierając się plecami o kolumny, siedziały naprzeciwko siebie dwa potwory z mieczami w rękach, o wąskich, czujnych oczach. Były całkowicie czarne, z wyjątkiem tych zmrużonych żółtych oczu. Ich kończyny przypominające ludzkie nogi i ręce były niewiarygodnie długie, cienkie i jakby postrzępione, a ptasie głowy bestii składały się przeważnie z potężnych, zakrzywionych dziobów.

O ile Tova mogła się zorientować, potwory nie były usposobione przyjaźnie.

Teraz spostrzegła, że po obu stronach bramy znajdowały się w skalnych ścianach spore nisze, wypełnione trupimi czaszkami, w hełmach z różnych wojen albo bez. W niektórych niszach znajdowały się głowy sprawiające wrażenie żywych, o wąskich, zwierzęcych twarzach i długich, ostrych zębach. Chociaż Tovie nikt tego nie mówił, wiedziała, że są to najstraszniejsze zjawy wszystkich pól bitewnych, łowcy trupów. Ponad wszystkim z nisz sterczały długie dzidy, ostrzami skierowane do środka.

I najbardziej zdumiewające ze wszystkiego: ponad portalem znajdował się napis. „Brama pokoju” – głosił.

Tova zatrzymała się przed podobnymi do drapieżnych ptaków bestiami.

– Przepraszam bardzo, ale jak brama, ozdobiona tylu wojennymi atrybutami, może się tak nazywać?

Ptakoludzie otworzyli dzioby i wybuchnęli skrzekliwym śmiechem.

– A czy nie tak właśnie uważa większość ludzi? Że droga do pokoju wiedzie przez wojnę? Że nie osiągnie się pokoju, jeśli przeciwnicy najpierw się nawzajem nie wyszlachtują? Czego tu szukasz, żywa istoto?

– Chciałam tylko rzucić okiem na szary świat.

– No to możesz rzucić właśnie tutaj.

– Hmm! Miałam nadzieję, że może trochę dalej.

Strażnicy popatrzyli na siebie.

– Pozwól jej przejść – powiedział jeden. – Sama będzie musiała ponieść konsekwencje.

Nie brzmiało to szczególnie zachęcająco. Obaj odsunęli jednak lśniące miecze, które zamykały drogę, i przepuścili Tovę.

Tak więc przekroczyła granicę „drugiego świata”. Znalazła się na rozległej zielonej łące otulonej mgłą. Wąska ścieżka wiodła dalej na wzgórza.

Światło było tu osobliwe. Wszystko zalewał jakby przyciemniony blask.

Przeszła parę kroków ścieżką.

I wtedy odczuła coś jakby wewnętrzne ostrzeżenie.

Co ona tu właściwie ma do roboty?

Ta wyprawa niczego dobrego nie przyniesie.

Zaczęła się śmiertelnie bać. Na co ona się ważyła?

W tej chwili spostrzegła, że w jej stronę pędzi poprzez mgłę jakaś stwora. Zaraz też rozpoznała tamtą podobną da czarownicy istotę, niedużą, złośliwą, brudną.

Mogła to być ona sama, Tova, w starszym wieku, gdyby się do tego stopnia zaniedbała.

Hanna krzyczała do niej:

– Co ty tu robisz, nieszczęsna dziewczyno? Chcesz narazić na szwank sprawę, do której zostałaś powołana? Zawróć! Zawróć natychmiast, nie wdawaj się w tę awanturę! Zawróć, dopóki nie jest za późno! Masz do wypełnienia zadanie i musisz się natychmiast na nim skoncentrować!

Tova zawróciła i zaczęła uciekać. Nie miała odwagi się obejrzeć, ale czuła, że pomyka za nią cała gromada szepczących, kwiczących i piszczących istot. A kiedy mijała bramę, słyszała za sobą szyderczy, ochrypły śmiech strażników o ptasich głowach. Rozglądała się za tunelem, ale teraz nigdzie go nie było widać. Znalazła się natomiast na błotnistej, przypominającej bagno ziemi, która uginała się pod jej stopami, i została wciągnięta w mroczną nicość.

Z przejmującym krzykiem usiadła na łóżku w mieszkaniu Lisbeth, w starym, dobrze znanym, prozaicznym Oslo.

Ogarnęło ją bardzo przyjemne uczucie.

Tova nie chciała już więcej odwiedzać szarego świata. Zresztą nie wiedziała nawet, czy jej się to wszystko nie przyśniło. Że zasnęła po prostu w wygodnym łóżku. To przecież możliwe.

Musi trochę odpocząć, zanim będzie w stanie podjąć się realizacji właściwego zadania. Straciła mnóstwo czasu na głupie eksperymenty.

Zjadła kolację, niezbyt zdrową, trzeba powiedzieć, i zaczęła od początku. Ułożyła się i otuliła kołdrą.

Noc była wyjątkowo ciemna i bardzo spokojna. Znowu doznała tego uczucia, że jest sama na świecie. No bo przecież nikt nie miał pojęcia, czym Tova się właśnie zajmuje, nikt nie mógł jej towarzyszyć w tej podróży do przeszłości.

Tamto pierwsze doświadczenie wytrąciło ją z równowagi do tego stopnia, że nie była w stanie się skoncentrować. Druga podróż jednak nie groziła niczym strasznym, nie spotka tam upiorów ani innych żądnych krwi istot, które mogłyby się na nią czaić.

Chciała bowiem dostać się jedynie do własnej przeszłości, poznać swoją odległą egzystencję. W czasach, kiedy nawet Hanna jeszcze nie istniała. A to przecież nie mogło stanowić niebezpieczeństwa.

Problem tylko, czy naprawdę i szczerze tego pragnęła.

Owszem, pragnęła. Zaczęło się od nie do końca sprecyzowanej chęci poznania swoich wcześniejszych wcieleń, a teraz stało się czymś w rodzaju imperatywu, czuła, że to jest zadanie, które musi wykonać. Pojmowała teraz, że to Hanna, która odrodziła się w niej żywi owo zainteresowanie wędrówką dusz. Zresztą od dawna wiedziała, że nosi w sobie coś czy kogoś, kto kieruje jej pragnieniami.

Teraz jednak ona sama również chciała poznać pochodzenie Tengela Złego, dowiedzieć się czegoś o początkach jego życia. Ta ona pragnęła tej kropli wody zła, która uczyni ją taką silną, że będzie mogła mierzyć się z samym mistrzem. Hanna musiała być zadowolona. Tchnęła w Tovę, będącą jej współczesnym wcieleniem i następczynią, pragnienie skosztowania wody zła i przekonała ją o płynących z tego pożytkach.

Im dłużej Tova myślała o czekającym ją zadaniu, tym bardziej ją to podniecało.

Dlatego tym razem potrzebowała bardzo dużo czasu, żeby wprawić się w trans. Słyszała własny głęboki i spokojny oddech, uświadamiała sobie, że staje się on coraz powolniejszy, aż w końcu przestała słyszeć cokolwiek. Jakby życie wstrzymało bieg. Jej świadomość została teraz skierowana ku innym zjawiskom, odbierała inne wrażenia.

Nie chciała skierować się wprost do stulecia Tengela Złego. To wymagało zbyt wielkiej odwagi, przedtem musiała poznać jakieś swoje pośrednie inkarnacje.

Jeśli coś takiego w ogóle istniało. Może bowiem Hanna była początkiem jej istnienia?

Zobaczymy!

Doktor Sorensen powiedział, że człowiek może się odradzać co siedemdziesiąt lat. Nie! Źle! Musi minąć siedemdziesiąt lat od chwili śmierci człowieka do jego ponownych narodzin. Przypuśćmy, że Hanna przyszła na świat około roku 1500, a prawdopodobnie wcześniej…

– Chcę się cofnąć do roku tysiąc trzysta dziewięćdziesiątego – powiedziała Tova spokojnie sama do siebie. – Zobaczymy, co się wtedy stanie!

Rok 1390, myślała. Jeśli się okaże, że nie trafiłam, że jestem za młoda albo za stara, albo że znajduję się pomiędzy śmiercią a nowym życiem, to będę mogła albo cofnąć się jeszcze dalej w przeszłość, albo wrócić bliżej współczesności. To chyba praktyczne rozwiązanie. Poza tym właśnie w czternastym wieku Tengel Zły zapadł w swój pierwszy letarg, czy jak to nazwać, i był to stan dosyć głębokiego uśpienia, będę więc mogła poruszać się w tym czasie swobodnie.

Nie była jednak aż taka dzielna, jak próbowała sobie wmawiać. Tego rodzaju podróż na własną rękę wydawała jej się mimo wszystko dość ryzykownym przedsięwzięciem i napełniała ją lękiem. Ale z pomocy doktora Sorensena nie mogła już korzystać, poza tym doktor wspomniał, że można czegoś takiego dokonać samodzielnie, jeśli się jest człowiekiem obdarzonym wystarczającą siłą psychiczną.

Tova miała jej pod dostatkiem, tego była całkowicie pewna.

Nagle uświadomiła sobie, że znajduje się w zupełnie innej atmosferze.

Jakiś las. Noc, pośród koron nagich drzew światło księżyca. Przejmujący ziąb, musiała się mimo wszystko znajdować w Skandynawii. Pierwszym odczuciem był strach. Nie był to jednak strach Tovy przed tym, co przeżywała, lecz strach tej obcej istoty. Prymitywny, zakorzeniony na stałe w duszy lęk, z którym to stworzenie musiało nieustannie żyć. Tova była teraz osobą płci żeńskiej, miała taką świadomość, nosiła jakieś długie ubranie, brązowe, ale tak ciemne, że aż czarne. A może to nocne ciemności wywoływały takie złudzenie?

Zdumiewające, jak szybko przenikają do niej rozmaite informacje. To oczywiście wiedza i umiejętności tej kobiety, która była jej wcześniejszą inkarnacją, wypełniały teraz jej mózg, mimo to uczucie było niezwykłe. Ubranie sama uszyła z własnoręcznie utkanego materiału. Wykorzystała do tego miękkie włókna, które znalazła oraz pęczki owczej wełny zbierane długo w cudzej owczarni.

Stała przy ognisku i była przeraźliwie sama. Jeszcze młoda, mniej więcej w wieku Tovy.

Mam na imię Halkatla, myślała. I nie mam nikogo bliskiego na tym świecie, wszyscy pomarli. Ale tam dalej w tej dolinie żyje wielu moich dalszych krewnych.

Jakieś nowe uczucie ogarnęło Tovę. Intensywna nienawiść do otaczającego świata. Takie stany zresztą znała bardzo dobrze ze swego własnego życia.

Rozejrzała się wokół. Pnie drzew mocno powyginane, niezbyt wysokie…

To mogły być górskie brzozy.

Znajdowała się w jakiejś dolinie na północy Skandynawii, była sama, odrzucona i nieszczęśliwa.

Tova zaklęła w duchu. To z pewnością jeszcze raz Dolina Ludzi Lodu, ta sama, w której żyła Hanna. A ta istota tutaj to jeszcze jedna ze wzgardzonych i przeklętych, znowu jakaś wiedźma.

Ta Halkatla otrzymała prawo do życia, podobnie jak Hanna i jak Tuva, nie została uduszona zaraz po urodzeniu jak te wszystkie nieszczęsne istoty, których tyle odradzało się w ciągu wieków. Ale Halkatla nie została stworzona do szczęścia.

A czy Hanna została? Albo Tova?

Może więc, mimo wszystko, najlepiej powiodło się tym, które uduszono po urodzeniu.

Czy naprawdę nie mogłyśmy mieć choćby raz nieco lepszego życia? myślała Tova rozżalona.

Poczuła dojmujący głód. Nieustanny, ssący głód.

Nad wszystkimi uczuciami jednak dominował strach. I teraz wiedziała już, dlaczego. Była ścigana, prześladowana przez swoich pobratymców z Ludzi Lodu. Bo była jedną z obciążonych, była zła. Nie miała odwagi spać, nie miała też odwagi zbliżyć się do ich siedzib, by żebrać o jedzenie.

Tovę ogarnęło głębokie współczucie. Jej powiodło się jednak dużo lepiej niż Halkatli.

Tova zaczynała przyzwyczajać się do nowych okoliczności. Nazywała się teraz Halkatla, przeżywała wszystkie jej zmartwienia, odczuwała całą jej nienawiść. Ileż czarodziejskich sztuczek znała! Ile ludzkich istnień miała na sumieniu? Rozkoszne uczucie! Pozbawić życia tak wielu znienawidzonych mieszkańców Doliny, zabijać ich za pomocą magii.

Dziś w nocy zakradnie się do ich siedzib i zabierze jedzenie. Musi to zrobić! Z głodu kręciło jej się w głowie. Oni mają tak wiele, a ona nie ma nic!

Halkatla zasypała popiołem rozżarzone węgle na palenisku, żeby ogień przetrwał, dopóki ona nie wróci. Potem wzięła kostur i ruszyła w drogę w zielonkawym świetle księżycowej nocy.

To wszystko naprawdę się kiedyś stało. Tova przeżywała teraz jakiś moment nieszczęsnego życia Halkatli, dokładnie tak jak się to działo w roku 1390 w Dolinie Ludzi Lodu.

Zamarznięta ziemia. Szron na drzewach. Księżyc przeglądający się w jeziorze. Piękny, ale lodowato zimny!

Widziała małe dumki w dolinie, kulące się do siebie jak dla ochrony przed zimnem. Które obejście wybrać?

Halkatla była całkowicie pozbawiona skrupułów. Mogłaby…

Jakiś gwałtowny ruch sprawił, że stała się na powrót Tovą.

Dziewczyna na łóżku w Oslo zamarła z przerażenia. Coś pojawiło się obok niej w transie. Coś, czego nie powinno tam być.

Głuchy ryk wściekłości, oszalałe, ale czujne węszenie, poszukiwanie.

Tengel Zły? Odkrył obecność Tovy, domyślał się, do czego ona zmierza. Czy wie dokładnie, jakie są jej plany? Czy wie, że ona chce zdobyć nad nim przewagę poprzez doszukanie się słabości u jego rodziców? Że dzięki temu mogłaby nie zauważona wyminąć jego ducha w Dolinie Ludzi Lodu i wypić kroplę wody zła?

Nie wierzyła, że Tengel Zły pojmuje do końca jej zamiary. Z pewnością jednak rozumie, że Tova stanowi zagrożenie.

Zdawała sobie sprawę, że on jeszcze nie wie, gdzie się znajduje jego przeciwniczka. Ale szukał, szukał poprzez mgłę stuleci, nie miał wątpliwości, że Tova jest w drodze. Halkatla wiedziała, że w Dolinie ukryte zostało naczynie, żywiła jednak zbyt wielki prymitywny lęk, graniczący z szaleństwem, przed tym, który naczynie schował, by podjąć poszukiwania.

W duszy Tovy, kiedy szła przez tę zalaną księżycowym światłem dolinę, rozrastał się coraz większy strach. Wydobywał się na zewnątrz jak straszna, głucho rycząca, przypominająca czarną chmurę istota składająca się wyłącznie ze zła, tropiąca, czujna, żądna krwi. To wędrówka Tovy przez wieki wywoływała aż taki niepokój.

Przeżycie było do tego stopnia okropne, że Tova uległa, niestety, panice. Powinna była natychmiast wrócić do rzeczywistości, ale jedyne, co zdążyła pomyśleć, to: Muszę jak najprędzej uciekać z tej epoki! Muszę się cofnąć jeszcze dalej w czasie! Siedemdziesiąt lat, nie, jeszcze dalej!

Bo teraz wiedziała już, co trzeba robić, żeby to osiągnąć. Na dnie jej duszy istniały egzystencje jej odległych poprzedników, w tym również egzystencja Hanny. Nie miała jednak czasu zastanawiać się nad tym wszystkim, koncentrowała się jedynie na tym, by cofnąć się do…

No właśnie, do jakiego czasu?

Nie zdążyła niczego obliczyć, a już spostrzegła, że znajduje się w innej epoce.

Rozpoznawała ją, choć dokładnej daty nie umiałaby wymienić.

Po chwili jednak ze zdziwieniem stwierdziła, że wie również i to. Znajdowała się w Roku Pańskim 1255.

Niedobrze! To właśnie czas, w którym żył Tengel Zły. Źle! Bardzo źle!

A właściwie… Dlaczego by nie? Przecież właśnie w tym celu podjęła cały ten niesamowity eksperyment! Musi się teraz odważyć!

Chociaż… To nie sam Tengel Zły, nie spotkanie z nim było jej celem, co to, to nie, chciała poznać jego rodziców. A w tym czasie oni już chyba nie żyli, Tengel musiał już być wtedy starym człowiekiem. Tak przynajmniej głosiła legenda. Nikt nie wie, kiedy Tengel odwiedził Groty Życia. Ależ nie! Wiadomo! W roku 1120. Ale kiedy się urodził? Nikt nigdy o tym nie słyszał.

Tak, ale jednak nie powinna wchodzić na jego teren. Bo jeśli i on zechce wkroczyć na jej teren?

Oj! Tym razem Tova była mężczyzną! Podniecające! Niesamowite!

Znajdowała się w dalszym ciągu w Skandynawii, w jakimś bardzo starym mieście. Co też się tu dzieje? Mężczyzna lat około trzydziestu, tego była pewna. Nazywała się Olaves Krestiernssonn.

Ale… Och, nie! Sprawy nie mają się dobrze! A nawet całkiem źle! Teraz naprawdę wcieliła się w Olavesa i wiedziała wszystko o jego życiu.

Pochodził z Ludzi Lodu, ale to akurat nie było zaskoczeniem. Teraz, z rękami związanymi z tyłu, był prowadzony brudnymi uliczkami Nidaros na miejsce kaźni.

Niech to licho, dlaczego ona musi uczestniczyć akurat w tym momencie jego życia? Ona przecież tylko wymieniła rok 1255, ale zgodnie z tym, co powiedział doktor Sorensen, jeśli człowiek chce się znaleźć w konkretnym roku, to zawsze na plan pierwszy wysuwają się najbardziej dramatyczne wydarzenia.

No i to, co się tu działo, było w najwyższym stopniu dramatyczne, Tova chciała jak najszybciej stąd uciec! Tymczasem jednak nadal szli pustymi ulicami miasta, miała więc czas, by dowiedzieć się czegoś więcej o życiu tego Olavesa Krestiernssonna, którym obecnie była.

To dziwne, jakim sposobem mogła być jednocześnie dwojgiem ludzi? Choć teraz przewagę zdobywał Olaves, a Tova Brink odsuwała się w niebyt.

Dzięki temu Tengel Zły też uległ zapomnieniu…

Przeklęte kreatury, myślał Olaves, popychany i potrącany przez prowadzących go ludzi. Ale ani się mnie także boją. Wystarczy na nich spojrzeć, nie podchodzą blisko, nie chcą mi patrzeć w oczy. Dobrze wiedzą, że moje żółte oczy mogą płonąć śmiertelnym blaskiem, wiedzą, że moje przekleństwo może prześladować ich potomstwo do dziesiątego pokolenia, a nawet dłużej.

Od czasu da czasu jeden czy drugi idiota podbiega i szturcha mnie, ale prowadzą mnie przywiązanego do długich drągów, bo każdy boi się mnie dotknąć.

Olaves śmiał się złośliwie sam da siebie. O, tak, śmiertelnie ich wystraszyłem, naprawdę! Wziąłem najładniejszą dziwkę w całym Nidaros, no i co zrobiłem z nią potem? Potem odrąbałem jej głowę. Bo na co innego taka zasługuje?

No i złapali mnie, kiedy stałem z tą jej głową ukrytą za plecami. Niech to diabli porwą!

Było ich za dużo, nie byłem w stanie bronić się przed wszystkimi.

Nazywano mnie najbardziej urodziwym mężczyzną w całym Trondelag. A ja zawsze wiedziałem, że tak jest w istocie. Dlatego tak strasznie chciałem się wydostać z tej ciasnej Doliny Ludzi Lodu.

Cały rok chodziłem na wolności. Zdążyłem narobić w tym czasie naprawdę sporo złego. No ale teraz to koniec.

Tak myślą ci nędznicy. Lecz ja z pewnością znajdę jakieś wyjście…

Głęboki dreszcz wstrząsnął ciałem Tovy, leżącym na łóżku w kawalerce Lisbeth. Akceptowała fakt, że i w tym wcieleniu jest obciążana. Pojmowała teraz, że Olaves Krestiernssonn jest tym pięknym mężczyzną, którego Sol widywała w swoich narkotycznych transach i o którym wspominają późniejsze kroniki Ludzi Lodu. Dlatego wiedziała o jego istnieniu. Nazywał się Olaves Krestiernssonn, żył w trzynastym wieku. Straszny człowiek!

Ale to nie on przerażał ją w tej chwili. Przerażał ją cień, który podstępnie czaił się w mroku, stawał się coraz dłuższy, posuwał się na spotkanie procesji…

Tengel Zły! Odnalazł ją także tym razem i teraz zdołał podejść jeszcze bliżej.

Musiała przenieść się do epoki przed jego czasem. I to jak najszybciej! Ale jaki to miałby być okres?

W roku 1120 Tengel odwiedził Groty Życia, Wędrowiec powiedział o tym Vetlemu. 1120…

Tova zastanawiała się gorączkowo. Powinna się więc cofnąć do… Och, co robić? Może do 1075?

Prawdopodobnie wtedy jeszcze go na świecie nie było. Rodzice natomiast, owszem, musieli już w tym czasie żyć.

To odpowiednia epoka. Zwłaszcza że nie miała czasu na dłuższe rozważania, Tengel Zły deptał jej po piętach.

W ostatniej sekundzie zmieniła decyzję. Nikt nie wiedział nigdy nic pewnego na temat wieku Tengela Złego. Nie powinna zatem ryzykować i wcielać się w kogoś, kto żył w okresie tak bliskim czasom Tengela, jakim niewątpliwie jest rok 1075. Tengel mógł po prostu także wtedy żyć, nie powinna ryzykować. Dlatego wybrała rok 1025.

Tak, naprawdę tego chciała. 1025. To bezpieczny okres. Może nawet niepotrzebnie odsunęła się zbyt daleko w przeszłość, ale… Potwierdziła raz jeszcze swoją decyzję. Znalazła się daleko od Olavesa Krestiernssonna i jego budzącego grozę otoczenia. Daleko od Tengela Złego i jego wyciągających się groźnie niczym macki ramion.

Czekając na następną inkarnację rozmyślała o tych wszystkich dotkniętych istotach, które spotkała w swojej wędrówce przez stulecia. Dotknięci nie mają potomstwa.

Byli strasznymi odmieńcami w rodzinie i wszyscy umierali bezdzietnie. A zatem ona, Tova Brink, nie pochodzi od żadnego z nich. Ich linie życia zawsze kończyły się ślepo, na niczym. Prawdopodobnie ona także pozostanie niezamężna i bezdzietna.

Jakie to smutne!

Ale przecież Heike był jednym z nich! I Ulvhedin. Chociaż oni przeszli na „dobrą” stronę. Ona czegoś takiego nie zrobi.

Ulvar? I Solve! Oni obaj mieli dzieci. A przecież ci dwaj nie byli dobrzy!

Może więc i dla niej istnieje jeszcze nadzieja?

Tylko że ona jest dziewczyną, i to taką brzydką, że nikt jej nie zechce. Na tym właśnie polega różnica.

Cholera! Nie o to chodzi, żeby specjalnie przepadała za bachorami, ale zejść z tego świata tak całkiem bez śladu?

Jak długo zresztą będzie musiała czekać na kolejną inkarnację? Kolejną erę…

Nic się jednak nie działo. Znajdowała się w świetlistej, bardzo pięknej i uspokajającej atmosferze, ale nie było w pobliżu niczego konkretnego.

A zatem znowu przerwa pomiędzy śmiercią a życiem. Znowu siedemdziesiąt lat czekania, zanim dusza znajdzie nowe ciało.

W takim razie muszę zobaczyć, jakie mam szanse w roku 1075, mimo wszystko. Miejmy nadzieję, że tym razem szczęście dopisze mi bardziej. Że Tengel Zły jeszcze się nie urodził, ale żyją jego rodzice!

Jedno w tym wszystkim jest bardzo praktyczne. Ponieważ przez cały czas posuwam się w przeszłość Ludzi Lodu, nie muszę w kolejnych inkarnacjach szukać miejsc ich zamieszkania.

A zatem, w imię Boże, pragnę znaleźć się w roku 1075!

Tam… Tam widzę coś niezwykłego!

Znajdowała się w pięknym, przestronnym pokoju. Ściany były podzielone na przesuwalne płaszczyzny, wykonane z czegoś w rodzaju grubego papieru. Na czarnej, lśniącej podłodze stał niewielki stolik, a na nim filiżanki i miseczki z delikatnej laki. Przeważały w tym pomieszczeniu czerń, biel i czerwień.

Jestem w Japonii, pomyślała Tova. Na Boga, jakim sposobem zawędrowałam tak daleko?

Oczekiwałam prymitywnego obozowiska nomadów z jurtami i otwartymi paleniskami, gdzieś w górach Ałtajskiego Kraju na dalekiej Syberii, a znalazłam się w Japonii!

To muszą być bardzo odległe czasy… Tak, prawdopodobnie ten rok 1075, co do tego raczej nie może być wątpliwości, I… to musi być jeszcze przed czasami Tengela Złego, bowiem tym razem nie zostałam dotknięta jego przekleństwem. Żadnej brzydoty ani ułomności. Jestem śliczną młodą Japoneczką, jakież to cudowne uczucie wiedzieć, że jest się ładnym!

Jestem tu na służbie, czuję to, mimo to jestem osobą wysoko postawioną, jak to wszystko ze sobą połączyć? Akurat w tej chwili przygotowuję przyjęcie, nakrywam do herbaty…

Jestem szlachcianką? Damą dworu? Tak! Jestem damą na dworze cesarskim…

Nie, to nie cesarz. To toryo, wojownik, który został wyniesiony do godności szlacheckiej. Mój toryo jednak jest potomkiem pierwszego toryo w tym klanie. A tamten pierwszy, który z kolei był potomkiem cesarza Kammu, on nazywał się… Heike!

Heike! Ja także należę do klanu Heike!

W głowie Tovy zapanował chaos. Czytała opowieść o Solvem, który musiał w wielkim pośpiechu nazwać jakoś swego syna, wszystko jedno jak, byle jak najszybciej. Właśnie pierwsze, co mu przyszło na myśl, to było imię Heike. Wydawało się to wtedy mało odpowiednie, zwłaszcza gdy okazało się, że jest to niemieckie imię dziewczęce. Ale…

Ale jeśli Solve znajdował się wtedy w stanie, jeśli tak można powiedzieć, atawistycznym, to znaczy, jeśli na jego podświadomość oddziaływały jakieś sprawy z bardzo odległej przeszłości rodu, choćby tylko na moment… Może właśnie dlatego imię Heike wyłoniło się z mroku dziejów rodziny?

Nie, cóż za bzdura! Ludzie Lodu nie mogą przecież pochodzić z Japonii! To kompletne szaleństwo!

No dobrze, wszystko wskazuje na to, że ona sama będzie miała teraz okazję wyjaśnić te sprawy.

Tova czuła się szczęśliwa. Nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo ze strony Tengela Złego, bo on się jeszcze nie urodził. Chciałaby pozostać na dłużej w tym fantastycznym pałacu. Tym razem miała na imię Machiko. Świadomość, kim jest i jak się nazywa, przyszła do niej jakby sama z siebie, bez żadnego wysiłku z jej strony. Była osobą bardzo uzdolnioną, zdawała sobie z tego sprawę, młoda, piękna kobieta szczodrze obdarowana przez los.

Było to rozkoszne uczucie dla udręczonej Tovy.

Powoli Tova Brink odpływała w dal, przewagę zdobywała Machiko z klanu Heike.

Jej pozycja w klanie zdawała się być ważna. Zajmowała się literaturą. W pałacu cesarskim przykładano dużą wagę do rozwoju sztuk pięknych, również wśród kobiet, a wszystko, co cieszyło się uznaniem pałacu, pielęgnowano także w domach wysoko postawionych ludzi.

Tak więc Machiko wiedziała wiele o historii, sama też sporo na ten temat pisała.

Władzę sprawował cesarz o imieniu Shirakawa. Jego pałac znajdował się w Kyoto. W północnej Japonii natomiast, w kraju Ajnów, panował klan Abe, a na zachodzie klan Fujiwara, ale klan Heike, inaczej zwany klanem Taira, stanowił dla wszystkich wielkie zagrożenie. Nazwę „Taira” nadawano czasami klanowi Heike od jednego z jego członków, który wsławił się niezwykłymi czynami.

Na wschodzie kraju nabierał znaczenia jeszcze inny klan, Genji, zwano również Minamoto. Rywalizujący ze sobą przywódcy tych klanów prowadzili bezwzględną walkę o władzę i zaszczyty, dom cesarski jednak żył własnym życiem i nie bardzo zwracał uwagę na to, co dzieje się w granicach państwa.

Machiko rozejrzała się wokół, żeby sprawdzić, czy wszystko jest tak jak trzeba przygotowane do ceremonii picia herbaty.

Niektóre z wyszukanych przedmiotów w tym pokoju pochodziły z Chin, z czasów dynastii Tang, albo z północnej Mandżurii. Związki z kontynentem były w przeszłości bardzo dobre, między państwami dokonywana była ożywiona wymiana towarów. Do Japonii docierało z kontynentu wiele impulsów, zarówno jeśli chodzi o kulturę, jak i religię.

Panowanie dynastii Tang dobiegło końca około 150 lat temu. Obecnie powiązania z Chinami nie były już takie silne. Żegluga morska stała się niebezpieczna, powoli słabły kontakty dyplomatyczne i z Mandżurią, i z państwem Silla na Półwyspie Koreańskim.

W rezultacie coraz większej izolacji szlachta japońska rozwijała własną kulturę, niemal całkowicie pozbawioną obcych wpływów. Szlachta żyła też w znacznej izolacji od warstw niższych, zwanych pospólstwem, toteż jej kultura stawała się coraz bardziej wyrafinowana. Domy wysoko postawionych ludzi były prawdziwymi dziełami sztuki, stworzone do najmniejszych detali jako rozkosz dla oczu; budowali oni też dla siebie wspaniałe świątynie, by móc już tutaj na ziemi przebywać w „Czystej Krainie”. Wiara w „Czystą Krainę” również przyszła do Japonii z kontynentu, stanowiła element niezwykle tajemniczej, wyrafinowanej i romantycznej religii, ceniącej wysoko medytację.

Ze względu na izolację jednak i szlachta, i rodzina cesarska ulegały stagnacji. Powoli warstwy wyższe przestawały nadążać za tym, co dzieje się w kraju. Zbyt długo nie dostrzegały wzrostu znaczenia wojowników.

A klasę wojowników tworzyły właśnie owe potężne klany. Abe, Fujiwara, Heike albo Taira i Genji albo Minamoto, i inne.

Klany Heike i Genji były śmiertelnymi wrogami. Każdy z klanów legitymował się pokrewieństwem z jakimś cesarzem i każdy z nich pragnął przejąć władzę nad całym cesarstwem.

Klany nie mogły na razie spełnić tych marzeń, mogły się natomiast nawzajem zwalczać, mogły też wydawać swoje córki za mąż za cesarskich kuzynów, a nawet za cesarskich synów, bo dzięki temu rodziły im się wnuki, które kiedyś miały szanse zasiąść na cesarskim tronie.

Do pokoju, w którym znajdowała się Machiko, weszła jakaś inna wytworna dama. Była od niej starsza, ale bardzo podobna.

– Co się stało? – spytała Machiko. – Najdroższa siostro, co ci jest?

– Ach! – jęknęła tamta, załamując ręce. Miała kłopoty z utrzymaniem równowagi na swoich mocno skrępowanych stopach. Jej twarz była kredowobiała, po części z przerażenia, ale jeszcze bardziej z powodu farby, jaką się umalowała z pewnością dla podniesienia urody. – Ach, mój syn uciekł z domu!

– Co takiego?

– Uciekł! Po prostu uciekł! A taki jeszcze młody!

– Ale dlaczego? Nie, no oczywiście, przecież wiem! Moja kochana, jakie to musi być dla ciebie straszne!

Syn siostry był nieprawdopodobnym hulaką. Ostatnio zaś popełnił niewybaczalne przestępstwo, mianowicie uwiódł pewną młodą dziewczynę w pałacu. Biedaczka spodziewała się dziecka. Chłopakowi, Teinosuke, groziła bardzo surowa kara, zwłaszcza że w ostatnich latach jego lekkomyślność stała się przyczyną wielu różnych nieszczęść. No i teraz po prostu uciekł. Machiko nie bardzo się temu dziwiła, zwłaszcza że młody człowiek posługiwał się również magią.

– Ale co się z nim stało? Nie mógł przecież zapaść się pod ziemię!

– Wygląda, że tak właśnie się stało. Podobno uciekł łodzią na kontynent. Otrzymałam wiadomość, że wylądował na wybrzeżu Silla albo w Mandżurii i zamierza powędrować w głąb tego bezkresnego lądu. Podobno ma się udać z jakąś karawaną na wielkie stepy. Możliwie jak najdalej od Japonii.

– O straszny losie, przecież on nie jest jeszcze całkiem dorosły?

– Chyba jednak wystarczająco dorosły, żeby sobie radzić na własną rękę – rzekła siostra z goryczą. – Ale mimo wszystko to mój syn i nigdy go nie zapomnę!

W tym momencie przewagę zaczęła ponownie zdobywać Tova Brink, teraz bowiem do umysłu dziewczyny uporczywie wdzierała się świadomość czegoś wyjątkowego.

Ów młodzieniec… Ten, który uciekał na zachód przez Mandżurię…

Nie mógł to być Tengel Zły, powiedziano bowiem wyraźnie, że Tengel był jeszcze dzieckiem, kiedy Ludzie Lodu przybyli do Taran-gai. Miał nie więcej niż czternaście lat, tak zapisano w kronikach… Tova nie pamiętała dokładnie, ale było to w każdym razie coś koło tego.

A zatem to nie Tengel. Ale jego ojciec…?

Bardzo, bardzo prawdopodobne! Tak, bo przecież duchowa wędrówka Tovy w głąb czasu toczyła się nieustannie śladami Ludzi Lodu, a zwłaszcza dotkniętych członków tej rodziny. A zatem…

Wyruszyła w tę podróż po to, by odnaleźć jakieś słabości w życiu jego rodziców.

Chodziło jednak a słabości opatrzone przeciwstawnym znakiem. Tengel Zły musiał być wyłącznie zły, by móc zaczerpnąć ciemnej wody życia ze Źródła Zła. W takim razie ojciec Tengela też nie mógł mieć w duszy ani śladu pierwiastka dobra, ba wtedy Tova natychmiast by to odkryła i zdobyła siłę, by, jeśli tak można powiedzieć, przyprzeć do ściany złego ducha w Dolinie Ludzi Lodu. Dobre cechy charakteru ojca mogły do tego stopnia osłabić duchową siłę syna, że Tova zdołałaby go przechytrzyć i dotrzeć do ukrytego naczynia. Potrzebowała tylko jednej jedynej kropli wody zła.

Taką teorię stworzyła Hanna.

O matce Tengela Tova dotychczas nie wiedziała nic. Z pewnością nie była nią ta młoda kobieta, która została uwiedziona w pałacu klanu Heike. Nie uciekła przecież z Teinosuke za morze.

Teinosuke! Jeszcze jedna wskazówka, że to on mógł być ojcem Tengela. Istniał bowiem rozpowszechniony zwyczaj nadawania dzieciom imion zaczynających się na tę samą głoskę, co imię ojca. Teinosuke – Tengel. Albo Tan-ghil, jak nazywali go Taran-gaiczycy. Chociaż, z drugiej strony, ten trop mógł się okazać zawodny. Język, zwłaszcza etymologia, nauka o rozwoju słów, to często dość irracjonalne przedsięwzięcie.

W tym momencie to Tava podjęła katastrofalną decyzję, która mogła kosztować ją życie. A także życie Nataniela.

Wiem już bardzo dużo, myślała. Powinnam jednak dowiedzieć się jeszcze więcej o rodzicach Tengela Złego. Muszę przyjrzeć się Teinosuke i jego wędrówce na zachód. Jest bowiem sprawą najzupełniej oczywistą, że pomiędzy Teinosuke i rokiem 1075 a Olavesem Krestiernssonnem z roku 1255 musiała mieć miejsce tylko jedna inkarnacja, chociaż te dwie daty dzieli sto osiemdziesiąt lat – i również ta istota musiała należeć do Ludzi Lodu, ja bowiem odradzam się wyłącznie jako ktoś z tego rodu. Należę tylko do nich, i nigdy do nikogo innego nie należałam.

Szkoda opuszczać ten piękny baśniowy kraj, ale trudno, trzeba kontynuować poszukiwania.

Policzmy tylko… rok 1175. Nie, raczej 1181, bo 81 to dla Ludzi Lodu liczba magiczna. W roku 1581 Silje spotkała Tengela Dobrego i wtedy zaczęła się w życiu rodu nowa epoka. Wiele dziwnych wydarzeń miało miejsce w latach 1681, 1781, 1881…

Zatem Tova postanowiła wrócić do roku 1181. Wtedy Machiko zakończyła już ziemskie życie i czekała w eterze, czy jak to nazwać. W przestrzeni pomiędzy światami.

Trzeba się udać na stepy Mandżurii! Albo, jeśli krewni Teinosuke powędrowali dalej na zachód, podążyć ich śladem. W każdym razie tam ktoś będzie wiedział o losie Japończyka i jego żony, nawet jeśli w 1181 roku obojga nie było już wśród żywych. Muszę prześledzić moje kolejne inkarnacje, nie mogę się tylko tak przenosić z epoki do epoki bez ładu i składu.

Zresztą to może być bardzo interesujące!

Zaczęła się przygotowywać do podjęcia kolejnej wędrówki, tym razem w przyszłość, zgodnie z biegiem czasu, a nie odwrotnie.

Machiko zniknęła.

Tova została wolniutko wciągnięta w jakąś pustą przestrzeń, a z głębi szło jej na spotkanie zło.

Znalazła się bowiem dokładnie w czasach swego złego przodka, w epoce, kiedy chodził po ziemi, po bytności u źródeł a przed pierwszym uśpieniem.

Zło we własnej osobie.

Tengel Zły.

Загрузка...