13

Holly wróciła do domu samochodem Marleya. Po drodze wstąpiła do szpitala i weszła na oddział intensywnej terapii. Zanim zdążyła zapytać o doktora Greena, ten pojawił się w poczekalni.

– Och, pani Barker. Właśnie szedłem do swojego gabinetu, żeby do pani zadzwonić. Może wejdzie pani na chwilę? – Zaprowadził ją do gabinetu i wskazał krzesło

– Coś się stało? – zapytała z niepokojem.

– Pojawiły się pewne oznaki odzyskiwania przytomności. Są nieznaczne, ale ludzie wychodzący ze śpiączki rzadko tak po prostu otwierają oczy i zaczyna ją mówić. U Marleya wystąpiły szybkie ruchy gałek ocznych, zaczął też zmieniać pozycję. Musieliśmy ograniczyć mu swobodę ruchów.

– Jakie są prognozy?

– W każdej chwili może nastąpić przebudzenie albo powrót do poprzedniego stanu. Muszę panią uprzedzić, że jeśli nawet się obudzi, może nie mówić lub nie rozumieć, co się do niego mówi. Albo też nie pamiętać niczego związanego z wypadkiem. Prawdę powiedziawszy, istnieją nikłe szansę, że będzie inaczej.

– Rozumiem. Kto o tym wie?

– Tylko pielęgniarki ze zmiany i ja.

– Byłabym wdzięczna, gdyby na razie tak zostało.

– Oczywiście. Zadzwonię do pani, jeśli coś się zmieni.

Podziękowała lekarzowi i wyszła ze szpitala. Wbrew ponurym prognozom nadal miała nadzieję, że Chet Marley odzyska przytomność i powie jej, kto i dlaczego do niego strzelał.

Gdy dojeżdżały do parku, Daisy wyraźnie się ożywiła.

– Tak, zaraz będziemy w domu i dostaniesz kolację. – Holly pogładziła sukę po łbie.

Dotarły na miejsce. Holly wysiadła i rozejrzała się uważnie po polanie. Daisy nie wyglądała na przejętą nocnymi intruzami. Pobiegła do drzwi przyczepy i energicznie zakołysała zadem, co było odpowiednikiem merdania ogonem. Holly nakarmiła ją i wypuściła na wieczorny spacer. Potem otworzyła piwo i zaczęła przeglądać dokumenty Hanka poświęcone Daisy.

– Doskonały pies służbowy – przeczytała na głos. – Podoba mi się to określenie, Daisy. Odnosi się do prawie wszystkich kobiet, które poznałam w armii, nie wyłączając mnie samej. – Po raz pierwszy czytała opracowanie strona po stronie i w miarę lektury coraz szerzej otwierała oczy. – Jezus, Hank, powinieneś był to gdzieś opublikować. – Zamknęła teczkę, gdy zadzwonił telefon bezprzewodowy. Odebrała i wyszła na zewnątrz.

– Słucham?

– Holly, tu Eleanor Warner.

– Och, cześć, jak się miewasz?

– Mamy za sobą ciężki dzień. Ale wszystko już załatwione, więc jutro rano wracamy do domu.

– Cieszę się, że poszło tak szybko.

– Mary zabiera wszystkie meble. My weźmiemy tylko te rzeczy, które zmieszczą się w samolocie. Zarejestrowaliśmy dom u pośrednika i teraz będziemy czekać na sprzedaż. Z miejscowym przedsiębiorcą pogrzebowym ustaliłam, że zajmie się ceremonią i przyśle nam prochy taty. Postawię urnę w ogrodzie.

– Och, Eleanor, na pewno cię ucieszy, że ekspertyza balistyczna potwierdziła nasze podejrzenia. Wygląda na to, że mamy sprawców. Nie przyznali się wprawdzie do zamordowania Hanka, ale może to zrobią.

– Cieszę się, że ich złapaliście, choć nie zależy mi na zemście. Jestem chrześcijanką, więc postaram się im wybaczyć. Orzekanie o karze i jej wykonanie pozostawiam tobie i wymiarowi sprawiedliwości.

– Myślę, że to dobre podejście. Gniew tylko wszystko pogarsza.

– Nie martw się o nas, poradzimy sobie. I jeszcze raz dziękuję za pożyczenie samochodu. Zostawimy kluczyki w biurze na lotnisku.

– A ja przyślę czek za komputer i Daisy.

– Nie ma pośpiechu. Do widzenia.

– Do widzenia.

Holly siedziała przed przyczepą, piła piwo i patrzyła, jak Daisy buszuje po okolicy, węsząc tu i ówdzie. Raz spłoszyła królika i podskoczyła, niemal równie przestraszona jak puszyste stworzonko.

Znów zadzwonił telefon.

– Słucham?

– Pani Barker? Tu Jackson Oxenhandler.

– Dobry wieczór, mecenasie. Co mogę dla pana zrobić?

Sprawiał wrażenie zakłopotanego.

– Po prostu zastanawiałem się, czy jeśli ta sprawa ze Sweeneyem i jego dziewczyną zostanie zakończona, czy… czy pani… czy moglibyśmy razem wybrać się na kolację.

Holly była kompletnie zaskoczona.

– Cóż… sama nie wiem.

– Och, rozumiem, że spotykanie się przed zakończeniem sprawy byłoby nieprofesjonalne, ale pomyślałem, że może… – urwał.

– Podzielam pańskie zastrzeżenia natury etycznej. Ale coś panu powiem: może zadzwoni pan po zamknięciu sprawy i wtedy zobaczymy.

– Mnie to odpowiada. Być może nastąpi to szybciej, niż pani myśli. Dobranoc, Holly.

– Dobranoc. – Rozłączyła się. Daisy przybiegła i oparłszy łeb na jej kolanach, patrzyła na nią z uwielbieniem. – Jesteś dobrą dziewczynką, Daisy, i jedyną przyjaciółką, z którą mogę pogadać. Umiesz słuchać? Na pewno. Więc słuchaj: zadzwonił do mnie niedawno poznany dżentelmen i zaproponował, żebym zjadła z nim kolację, gdy tylko skończy bronić ludzi, którzy postrzelili mojego szefa. Czy to nie wydaje ci się dziwne? Bo mnie tak. I sama nie wiem, jak mam się do tego odnieść. Policjanci z reguły nie przepadają za adwokatami, ale… chyba mogę być ponad to uprzedzenie.

Daisy nie odpowiedziała, lecz Holly uznała, że dała jej swoje przyzwolenie. Wróciła do lektury na jej temat.

Загрузка...