60

O siódmej rano Holly siedziała w jadalni klubu Palmetto Gardens i kończyła śniadanie. Towarzyszył jej Harry Crisp. Wcześniej polecił personelowi posprzątać bałagan i wrócić do pracy.

– I co mamy, Harry? – spytała Holly.

– Swego rodzaju międzynarodowe Appalachin – odparł. – Wszyscy mają dobre paszporty, ale na fałszywe nazwiska i wszyscy milczą jak zaklęci. Ale wygląda na to, że dopadliśmy człowieka numer dwa z kartelu Cali i numer jeden z organizacji meksykańskiej. A to dopiero początek. Teraz sprawdzamy odciski palców. Już do nas jedzie kurier z rejestrami. Mogę założyć się o roczną pensję, że to największe aresztowanie w historii.

– Ale ominęło Barneya Noble’a.

– Szkoda, że moi ludzie spóźnili się z zajęciem przystani. Ale nie martw się. Prędzej czy później Barney wypłynie. Uciekł, lecz nie zdoła się ukryć, przynajmniej nie na długo.

– Mam nadzieję. Tak chciałam go zgarnąć.

Harry wskazał ręką pole golfowe za oknem.

– Podoba ci się ten klub? Teraz jest mój, cały, podobnie jak zawartość skarbca w centrum łączności. Skonfiskujemy wszystko, elegancko i zgodnie z prawem.

– Cieszę się, Harry.

– Ja też. Moja kariera wisiała na włosku.

– Moja też. Wdarłam się na teren najlepszych podatników w tym mieście. Gdyby nic z tego nie wyszło, chciałam zwalić winę na FBI.

Harry roześmiał się.

– Ja zamierzałem obwinić ciebie.

Holly zerknęła na zegarek.

– Cóż, nie mam tu nic do roboty. Pojadę do domu, wezmę prysznic, przebiorę się i zajrzę do pracy. I będę czekać na wieści. Zobaczę coś w porannym programie telewizyjnym?

Harry pokręcił głową.

– Nie, chcemy unikać rozgłosu, dopóki nie zdobędziemy więcej informacji.

Holly pojechała na posterunek. Weszła do środka. Wszędzie panowała cisza.

– Coś się działo? – zapytała dyżurnego.

– Nie. W nocy nie było żadnych wezwań. Przyszły tylko listy gończe za Barneyem Noble’em.

– Jest już Jane?

– Nie, przychodzi później.

Holly poszła do biura, żeby przejrzeć wiadomości, ale nie znalazła nic pilnego. Zajrzała do biura Jane Grey i pomyślała, że czeka ją niemiłe zadanie. Równie dobrze mogę załatwić to teraz, uznała.

Wzięła Daisy i pojechała do domu Jane Grey. Była to ładna, choć skromna posesja w dobrym sąsiedztwie. Włączony zraszacz spryskiwał zieloną trawę.

Holly zatrzymała wóz na podjeździe za kombi Jane. Tylne drzwi kombi były otwarte, a wnętrze do połowy zapchane pudłami i walizkami. Wyglądało na to, że Jane planuje wyjazd. Holly zadzwoniła do drzwi.

– Holly, co tu robisz o tej porze? – Jane była wyraźnie zaskoczona. – Czy coś się stało?

– Musimy porozmawiać, Jane. Mogę wejść?

– Oczywiście, proszę. Wejdź, siadaj. – Podsunęła Holly krzesło. – Napijesz się kawy?

– Nie, dzięki. Możesz usiąść?

Jane przycupnęła na brzegu krzesła naprzeciwko Holly.

– Wybierasz się gdzieś? Widziałam, że się pakujesz.

– Och, tak, na krótko. Moja matka jest chora. Mieszka w Miami. Chciałam do ciebie zadzwonić, gdy tylko się spakuję.

– Twoja matka nie żyje, Jane. Przeczytałam to w aktach. Znalazłam tam też inne interesujące informacje.

Jane spojrzała na nią.

– Jakie informacje?

– Składałaś podanie o pracę jako Jane Grey Noble, rozwódka. Byłaś żoną Barneya Noble’a, prawda?

Jane zarumieniła się.

– Tak, przez ponad piętnaście lat.

– A po rozwodzie opuściłaś Miami i przyjechałaś tutaj?

– Tak, znalazłam ogłoszenie w policyjnej gazecie. Pracowałam jako urzędniczka w wydziale w Miami.

– I tam poznałaś Barneya?

– Tak. Miał firmę ochroniarską.

– A potem Barney pokazał się tutaj, prawda?

– Tak słyszałam. – Jane robiła się coraz bardziej nerwowa.

– I znów zaczęłaś się z nim widywać.

– To nie było tak.

– Kiedy zaczęłaś mu przekazywać informacje o naszym wydziale?

– Nie rozumiem, o co ci chodzi.

– Ależ rozumiesz, Jane. Miałaś oko na Cheta Marleya i mówiłaś wszystko Barneyowi, prawda?

Jane wbiła wzrok w podłogę.

– To ty mu powiedziałaś o rozmowach Cheta z księgowym z Palmetto Gardens.

Jane nadal milczała.

– Chet ci się zwierzył, prawda? A ty powtórzyłaś wszystko Barneyowi.

– Nie zrobiłam nic złego – broniła się Jane.

– Zabiłaś Cheta Marleya, tylko tyle. Jesteś współsprawcą morderstwa.

– Nie miałam z tym nic wspólnego.

– Miałaś, Jane. Twoje informacje sprawiły, że Barney zabił Cheta. A gdy ja przyjechałam do Orchid, informowałaś Barneya o wszystkich moich posunięciach. Przynajmniej o tych, o których wiedziałaś.

Jane wzruszyła ramionami.

– Barney i ja jesteśmy… sobie bliscy.

– Doprawdy? To zabawne, ubiegłej nocy byłam w domu Barneya. Zastałam tam piękną młodą dziewczynę.

Na twarzy Jane odmalował się strach. Holly usłyszała skrzypnięcie drzwi. Daisy podniosła się i spojrzała w tamtą stronę.

– Dzień dobry – rozległ się męski głos.

Holly odwróciła się. W drzwiach kuchni stał Barney Noble, z pistoletem w dłoni.

– Witaj, Barney – odparła.

– Widzę, że odkryłaś nasze małe gniazdko. O czym rozmawiałyście?

– Właśnie mówiłam Jane o tej kobiecie, którą w nocy znalazłam w twoim domu.

– A co tam robiłaś, Holly?

– Towarzyszyłam trzystu agentom federalnych, którzy weszli do Palmetto Gardens i zamknęli osiedle.

Barney nie był zaskoczony.

– Domyśliłem się, że coś się szykuje, gdy zgasły światła i zawiodły generatory.

– Więc wydostałeś się przez przystań i zadzwoniłeś do Jane.

– Mniej więcej.

– I dlatego Jane się pakowała?

– Możliwe.

– Federalni przeczesują centrum łączności. Niedługo otworzą skarbiec.

– Zabawne, nawet nie wiem, co w nim jest. Ani w komputerach. Ja tylko kierowałem ochroną. Federalni nic na mnie nie mają.

– Federalni nie są tobą zainteresowani, Barney. Jesteś mój.

– O czym ty mówisz, do diabła?

– Zacznijmy od sformułowania oskarżeń. Mamy fałszowanie akt stanowych i nieprawdziwe oświadczenia na podaniach o broń. Ale przede wszystkim dwa morderstwa pierwszego stopnia. Bob Hurst wszystko wyśpiewał, Barney, i mam to na taśmie.

– Wstań – warknął Barney, podnosząc pistolet.

Holly podniosła się powoli.

– Chyba nie sądzisz, że zdołasz uciec – powiedziała. – Już rozesłano za tobą listy gończe. Daleko nie uciekniesz.

– Skorzystam z twojego radiowozu i pojadę na lotnisko w Orchid Beach. Przyleci po mnie samolot. Za dwie godziny będę za granicą.

– Nie mówiłeś nic o samolocie – wtrąciła Jane.

– Załatwiłem wszystko przez telefon w kuchni, kochanie. – Noble wyjął berettę z kabury Holly.

– Więc jedźmy już.

– Jasne, kochanie, za chwilę.

– Nie rozumiesz, Jane, prawda? – wtrąciła Holly. – Ty nigdzie nie pojedziesz, nigdy nie było cię w planach. Barney pojedzie sam.

– Zamknij się, do cholery! – syknęła Jane.

Barney odbezpieczył broń Holly.

Wiedziała, że zanim upłynie pół minuty, obie z Jane będą martwe, a Noble ruszy w drogę.

– Przemyśl to, Barney – zdołała wykrztusić.

– Już to przemyślałem. Nie sądziłem tylko, że będę miał tyle szczęścia i ty też wpadniesz mi w ręce, suko. – Podniósł broń i dwa razy strzelił w pierś Jane.

Gdy oddawał drugi strzał, Holly podbiegła do niego, uderzyła go ramieniem w nerki i powaliła na podłogę. Daisy złapała go za kostkę.

Upuścił jeden pistolet, wolną ręką chwycił Holly za włosy i odgiął jej głowę do tyłu. W ostatniej chwili złapała go za przegub i odsunęła drugi pistolet w bok.

Barney miał przewagę ciężaru i siły, ale ona też nie była słabeuszem. Wbiła mu łokieć w oko, co zabolało go na tyle, że puścił jej włosy. Próbowała przygwoździć go do podłogi, ale przetoczył się i wstał. Opasał ją ręką w talii i uniósł nad podłogę.

Daisy przypadła do Barneya i chwyciła go za kostkę, nie dając się kopnąć. Holly wbiła mu kciuk w zdrowe oko i uwiesiła się na jego ręce. Pistolet wypalił dwa razy; jedna kula strzaskała gliniane naczynia ustawione na półce, a druga przebiła okno.

Zyskała oparcie i rąbnęła Barneya w splot słoneczny. Potem z całej siły pchnęła go do tyłu. Razem wypadli przez okno i wylądowali w azaliach, wlokąc za sobą Daisy. Barney był wyczerpany i kiedy Holly wbiła zęby w jego kciuk, puścił pistolet. Holly odepchnęła broń i zaczęła okładać go pięściami po twarzy, szyi, brzuchu. Zraszacze spryskiwały ich oboje, na trawniku zrobiło się błoto. Wreszcie udało jej się odwrócić go twarzą do ziemi i wykręcić mu rękę. Założyła na przegub kajdanki i pociągnęła skutą rękę tak mocno, że z bólu przestał się ruszać. Wtedy unieruchomiła mu drugą rękę.

– Puść, Daisy – poleciła.

Suka cofnęła się, ale nie przestała warczeć.

Holly podniosła Barneya, poprowadziła go do radiowozu i wepchnęła go na tylne siedzenie. Zatrzasnęła drzwi. Siatka oddzielała tył od kabiny kierowcy, a drzwi dawały się otworzyć tylko z zewnątrz. Wróciła do domu i obejrzała Jane. Nie żyła. Holly wsiadła do samochodu i podniosła radiotelefon.

– Baza, mówi Holly Barker.

– Tu baza, szefie, słucham.

– Wyślij ambulans i koronera pod adres Jane Grey. Znajdź Hurda Wallace’a i powiedz mu, żeby też przyjechał. Aresztowałam Barneya Noble’a. Niech na komendzie czeka sanitariusz. Opatrzy mu obrażenia, kiedy go przywiozę.

– Zrozumiałem, szefie. Już się robi.

Holly odłożyła mikrofon i spojrzała na Barneya Noble’a. Jedno oko miał zamknięte, patrzył na nią nienawistnie spomiędzy zmrużonych powiek drugiego.

– Suka – wycedził przez zęby.

– W twoich ustach to brzmi jak największa pochwała – powiedziała Holly.

Загрузка...