5

Holly zatrzymała wóz przy komendzie. Wzięła worek z rzeczami szefa i poszła do biura Jane Grey.

– Jak szef? – zapytała Jane.

– Jest w śpiączce – odparła Holly. – Rokowania nie są pomyślne. Być może nigdy nie odzyska przytomności.

– Tego się obawiałam.

– Jak długo dla niego pracowałaś?

– Od kiedy tu przyszedł, osiem lat temu.

– Więc zdążyliście się dobrze poznać.

– Zgadza się.

– Czy szef jest żonaty?

– Rozwiedziony. Rozstał się z żoną przed przyjazdem do Orchid Beach. Jego była żona powtórnie wyszła za mąż i teraz mieszka w Niemczech.

– A czy ma w Orchid Beach jakąś rodzinę albo bliskich przyjaciół? Kogoś, kto powinien zostać zawiadomiony?

– Nie. Spotyka się z Hankiem Dohertym. To jego kumpel od kieliszka.

– Słyszałam o nim od ojca. Gdzie mieszka?

– Na południe, przy A1A, niedaleko twojego parku. Jimmy może ci pokazać.

Holly położyła na biurku Jane worek z rzeczami.

– To ubrania szefa. Poślesz je do stanowego laboratorium kryminalistycznego?

– Jasne.

Holly wyjęła plastikową torebkę z kulą.

– To też. Poproś, żeby potraktowali ekspertyzę balistyczną jako bardzo pilną. – Odetchnęła głęboko. – Mówiłaś, że wszyscy pracownicy posterunku muszą poddać broń osobistą badaniom balistycznym.

– Zgadza się.

– Niech porównają tę kulę z bronią prywatną i służbową.

Jane szeroko otworzyła oczy.

– Myślisz, że…

– Nic nie myślę, Jane. Po prostu chcę wyeliminować naszych ludzi z grona podejrzanych.

– Znam kogoś w laboratorium. Zajmie się tym jeszcze dzisiaj.

– Dzięki. Czy Bob Hurst już przyszedł?

– Nie, prawdopodobnie będzie po południu.

– Wiesz może, czy zabrał pistolet szefa?

– Nie mam pojęcia.

– Więc zapytaj go o to. A jeśli ma ten pistolet, wyślij go do laboratorium. Chcę wiedzieć, czy broń została użyta, a jeżeli tak, to ile razy. I czy są na niej czyjeś odciski palców, oprócz linii papilarnych szefa.

– Zadzwonię do Boba i spytam, czy ma broń – powiedziała Jane.

Ktoś zapukał do gabinetu. Holly otworzyła drzwi. W progu stanął niski łysy mężczyzna w koszuli z krótkimi rękawami i w krawacie.

– To Charlie Peterson, przewodniczący rady miejskiej – powiedziała Jane. – Charlie, poznaj Holly Barker, zastępcę komendanta.

Holly podała mu rękę.

– Miło mi pana poznać, panie Peterson.

– Proszę mi mówić Charlie – mężczyzna potrząsnął jej dłonią. – Jane, od kiedy mamy zastępcę komendanta?

– Od rana, Charlie. Szef zatrudnił Holly parę tygodni temu, ale nie chciał tego rozgłaszać przed jej przyjazdem.

– Co z nim?

– Niedobrze. Jest w śpiączce i może z niej nie wyjść. A jeśli nawet wyjdzie… no cóż, mózg został poważnie zniszczony.

Petersen skrzywił się.

– Powinniśmy o tym porozmawiać – zwrócił się do Holly.

– Oczywiście – odparła – ale teraz muszę zająć się próbą zabójstwa szeryfa. Może jutro rano?

– Doskonale, rób, co do ciebie należy.

– Dzięki, Charlie. – Podali sobie ręce i Holly wyszła z biura.


Kierując się wskazówkami Jimmy’ego, zjechała z A1A na szerokie trawiaste pobocze. Kiedy wysiadła, poczuła pod nogami miękką ziemię.

– Czy wczoraj padało? – zapytała policjanta.

– Wczesnym rankiem przeszła gwałtowna burza. W dwie godziny spadło parę centymetrów deszczu. Ale potem się rozpogodziło.

– Pokaż mi, gdzie dokładnie stał samochód.

– Tutaj. – Jimmy wskazał ręką. – Przed tą reklamą pośrednika handlu nieruchomościami.

Holly weszła na drogę i ruszyła powoli, przypatrując się uważnie wilgotnej ziemi. Zobaczyła odciśnięte ślady opon dwóch samochodów, stojących jeden za drugim. Obok przedniego zestawu śladów leżały kawałki gipsu.

– Wygląda na to, że Bob Hurst zrobił odlewy – mruknęła. – To dobrze.

Obejrzała podłoże przed samochodem szeryfa. Zauważyła wgłębienia, bez wątpienia tu upadło ciało. Nie dostrzegła żadnych śladów krwi. Jeszcze raz dokładnie przyjrzała się miejscu zbrodni, lecz nie znalazła nic godnego uwagi. Uznała, że wszelkie dowody zostały zabrane przez Hursta.

– Dobra, Jimmy, wystarczy – oznajmiła, wsiadając do samochodu. – Jane mówiła, że możesz mi pokazać, gdzie mieszka Hank Doherty.

– Jasne. To niedaleko, ledwie milę stąd.

Holly zapuściła silnik.

– Znasz go? – spytała.

– Pewnie, każdy go zna.

– Opowiedz mi o nim.

– On i szef sporo razem wypili.

– Gdzie? Mieli jakiś ulubiony lokal?

– Bar przy drodze. Często tam zaglądali.

– Doherty szkoli psy?

– Kiedyś tak, ale nie sądzę, żeby jeszcze się tym zajmował, Szkoda. Nie miał sobie równych w tej branży.

– Przeszedł na emeryturę?

– Cóż, Hank sporo pije, nawet kiedy nie jest z szefem. Doszły mnie słuchy, że jest poważnie chory. I w ogóle ma ciężkie życie. Jeździ na wózku inwalidzkim. Stracił nogi. Rozumie pani, Wietnam.

– Rozumiem – mruknęła. Zastanawiała się, dlaczego jej ojciec nigdy nie wspomniał o kalectwie Doherty’ego.

– Tu tutaj. – Jimmy wskazał niewielki dom nieopodal drogi.

Holly skręciła na podjazd i zatrzymała wóz. Na ogrodzeniu dostrzegła tablicę z napisem: PSY DOHERTY’EGO. SZKOLENIE OGÓLNE I TRESURA OBROŃCZA. Weszli przez furtkę na zaniedbane podwórko, a stamtąd na werandę. Holly zadzwoniła do drzwi. Nikt nie otworzył. Zadzwoniła jeszcze raz, z takim samym skutkiem.

– Nie ma go – powiedziała.

– Nigdzie nie wychodził, chyba że z szefem. Szeryf przyjeżdżał tutaj po pracy, pakował Hanka do samochodu i jechali do tawerny, gdzie razem popijali. Czarna gospodyni robiła mu zakupy i sprzątała.

Holly przeszła na tyły domu. We wnęce stała brudna biała furgonetka. Do tylnych drzwi domu biegła łagodnie nachylona rampa. Holly weszła po rampie i nacisnęła klamkę. Drzwi nie były zamknięte.

– Wejdźmy do środka – powiedziała. – Może zemdlał albo co.

– Nie byłbym zaskoczony.

Holly weszła do kuchni. Na stole na środku pomieszczenia leżały resztki śniadania.

– Panie Doherty – zawołała. – Hank.

Ruszyła do drzwi po drugiej stronie kuchni i zamarła, bo w wejściu pojawił się pies, silnie umięśniony doberman.

Warknął i zmarszczył pysk, szczerząc wielkie białe kły.

– Cześć, pieseczku. – W dzieciństwie miała psa, ale kiedy wpadł pod samochód, ojciec wybił jej z głowy myśli o kupnie następnego. Gdy wstąpiła do wojska, wciąż przenosiła się z miejsca na miejsce, i pies byłby tylko zbędnym bagażem.

Doberman warknął głośniej.

– Jimmy, wyjdź stąd – powiedziała Holly. – Tylko nie biegnij.

Stała nieruchomo.

– Cześć, pieseczku – powtórzyła.

Pies też powtórzył wcześniejsze oświadczenie.

Загрузка...