27

Holly niemal wpadła do przyczepy, gdy warcząca Daisy próbowała ją wyminąć.

– Nie ruszaj się! – krzyknęła, podnosząc pistolet.

– Dobra, nie ruszam się – dobiegł z ciemności męski głos. – Możesz zatrzymać tego psa?

Złapała Daisy za obrożę, ale nie opuściła pistoletu.

– Jezu, Holly – jęknął mężczyzna. – Chcesz mnie zastrzelić?

Głos brzmiał znajomo.

– Ham?

– Zgadza się. Czy ten pies zamierza mnie zjeść?

– Daisy, uciekaj! – Holly wskazała na ścieżkę. – Siad.

Jackson stanął przy drzwiach.

– Co się dzieje?

– Jackson, poznaj mojego ojca. Ham, to Jackson Oxenhandler.

Ham zapalił światło i popatrzył na nich.

– Jak się masz? – powiedział, podając Jacksonowi rękę.

– Miło cię poznać – odparł adwokat.

Holly odwróciła się do psa.

– Daisy, chodź. Wszystko w porządku.

Suka weszła do przyczepy.

– Daisy, to Ham, on jest w porządku. Ham, wyciągnij rękę, dłonią w dół.

– A odzyskam j¹ z powrotem?

– Po prostu to zrób.

Ham wyciągnął rękę. Daisy obwąchała ją, polizała.

– Dobry pies – pochwaliła Holly. – Ham jest swój, a ty jesteś dobrym psem. Nie zjesz Hama.

– Wielkie dzięki – mruknął. – Bałem się, że właśnie to chodzi mu po głowie.

– Jej. To suka. Do licha, co tutaj robisz? Próbowałam się do ciebie dodzwonić i usłyszałam nagraną wiadomość, że telefon został odłączony. Nie zapłaciłeś rachunku?

– Przeniosłem się.

– Dokąd?

– Tutaj. Mój pikap został przy bramie.

– Usiądźmy – powiedziała Holly. – Ktoś chce piwo?

– Skoro proponujesz – odparł Ham.

– Ja dziękuję – rzekł Jackson.

Holly przyniosła ojcu piwo.

– No dobra, Ham, mów.

– Jestem cywilem. Oficjalnie emerytowanym wojskowym.

– Gratuluję. Czemu nie uprzedziłeś mnie o przyjeździe?

– Pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę.

– Udało ci się. Cieszę się, że jesteś. Jakie masz plany?

– Orchid Beach wygląda na miłe miejsce. Chet mówił, że są tu niezłe pola golfowe.

– Więc tak po prostu spakowałeś się i przyjechałeś? Dlaczego tak nagle?

– Chet Marley i Hank Doherty to moi najlepsi przyjaciele. Wkurzyło mnie, że ktoś postrzelił jednego i zamordował drugiego. Pomyślałem, że pomogę ci odkryć, kto to zrobił – i zabiję sukinsynów.

Holly odwróciła się do Jacksona.

– Wyjątkowy urodzaj na detektywów – najpierw ty, a teraz on. – Ruchem głowy wskazała ojca.

– Chyba że już ich zabiłaś – dodał Ham.

– Hola, sierżancie – zaoponowała Holly. – Nie mam zamiaru nikogo zabijać, i ty też nie.

– A czy ktoś zamierza coś z tym zrobić?

– Pracuję nad tym. Ale to trudna sprawa.

– Opowiedz mi wszystko – poprosił Ham. – Zamieniam się w słuch. Zacznij od stanu Cheta.

– Nadal jest w śpiączce i nikt nie wie, czy kiedykolwiek z niej wyjdzie.

– Cholera. Mów dalej.

Holly zerknęła na zegarek.

– Jest pierwsza w nocy, a ty jechałeś przez cały dzień. Porozmawiamy jutro.

– Och, daj spokój, Holly, mów.

– Powiem ci, co zrobimy. Ty prześpisz się tutaj, a ja pojadę do Jacksona.

Ham zmrużył oczy i przeniósł spojrzenie z Holly na prawnika.

– Tylko nie zaczynaj, Ham – uprzedziła. – Od dawna jestem duża i sama decyduję, gdzie mam spać.

Jackson spojrzał na Hama i wzruszył ramionami.

– Jak sobie życzysz, kochanie – powiedział Ham.

Holly popatrzyła na jego torbę.

– Widzę, że masz swoje rzeczy. Prześpij się, a jutro rano przyjedź do Jacksona. Zjemy śniadanie i wszystko ci opowiem.

– No dobra. O której?

Popatrzyła na Jacksona.

– O dziesiątej?

Pokiwał głową.

– Do diabła, to prawie po południu – mruknął Ham.

– Jeśli zgłodniejesz wcześniej, pomyszkuj w mojej kuchni – odparła i wyjaśniła mu, jak dojechać do Jacksona.

Holly wyjęła worek i zapakowała do niego komplet ubrań i bieliznę. Kiedy Ham patrzył w inną stronę, wyjęła z szuflady krążek domaciczny i wsunęła go pod odzież.

– W porządku – powiedziała – idziemy. Jeśli zadzwoni telefon, nie odbieraj, nagra się na sekretarce. Na komendzie wiedzą, że w razie potrzeby mają najpierw dzwonić na komórkę.

– No to na razie, do zobaczenia rano. – Łypnął groźnie na Jacksona i dodał: – Bądź dla niej miły.

– Ham, zamknij się! – skarciła go Holly.

– Nie ma obawy – powiedział Jackson. – Zajmę się nią doskonale. Do jutra.

Wyszli z przyczepy i wsiedli do samochodu.

– Jezu, ale horror! – zawołała Holly.

– Nie ucieszył cię jego widok?

– Pewnie, że tak, ale wolałabym zostać uprzedzona. Co ja z nim pocznę? Nie możemy razem mieszkać w przyczepie. Zabiłabym go pierwszego dnia.

– Może mieszkać u mnie, dopóki mu czegoś nie znajdziemy.

Poklepała go po udzie.

– Wspaniały pomysł.

– Wygląda na miłego faceta, ale za dużo gada o zabijaniu.

– Swego czasu nie tylko o tym gadał. Masz szczęście, że nie zabił cię jednym ciosem. Został do tego wyszkolony.

– Postaram się być dla niego naprawdę miły.

– I dla mnie też.

– Zwłaszcza dla ciebie.

Загрузка...