29

Holly i Jackson jechali pierwsi, a Ham z Daisy za nimi. W świetle dziennym, zgodnie z przewidywaniami Holly, posiadłość wyglądała naprawdę ładnie, była pięknie położona i zadbana. Przy pomoście cumowała łódź, pięciometrowy boston whaler z czterdziestokonnym przyczepnym silnikiem, idealny do pływania po spokojnych wodach Indian River. Jackson otworzył drzwi domu i wszyscy weszli do środka.

– Ładnie tu – powiedział Ham. – Obejrzał broń i wędki na stojaku. – Świetny sprzęt.

– Jest tylko jedna sypialnia – rzekła Holly. – Tam.

Ham obszedł dom i powiedział.

– Jest wprost cudowny – głos mu się załamał.

– Jackson, może zaczniemy zdejmować rzeczy Hama z pikapa? – zaproponowała Holly. Wyszli na zewnątrz, zostawiając Hama samego. – Tak się cieszę, że Chet to zrobił. Ham teraz płacze, a od śmierci mamy nie widziałam, by to robił.

– Weźmy się za te graty i dajmy mu trochę czasu. – Jackson wszedł na skrzynię, podwinął plandekę i zaczął podawać jej kartony.

Parę minut później wyszedł Ham, już opanowany, i pomógł im wnieść wszystko do środka. Zaczęli opróżniać pudła.

Holly poszła do sypialni. Wyjęła z komody rzeczy Cheta i zapakowała je do pustych kartonów. Potem zajęła się układaniem rzeczy Hama. Kiedy doszła do strzelby, rozpięła futerał z owczej skóry i położyła broń na wolnym miejscu na stojaku. Na stojaku wisiały trzy pistolety: wojskowa samopowtarzalna czterdziestkapiątka, policyjna trzydziestkaósemka i mniejszy rewolwer. Spojrzała na rewolwer – przywierały do niego drobiny talku.

Zaintrygowana, poszła do kuchni, po rękawiczki do mycia naczyń i plastikowy zapinany worek. Założyła rękawiczki i ostrożnie zdjęła rewolwer ze stojaka. Był to colt kaliber 32.

– Co tam masz? – zapytał Jackson.

– Pamiętasz pistolet, który tu wisiał, kiedy przeszukiwaliśmy dom?

– Nie, nie patrzyłem na pistolety.

– Ja też nie. Dopiero teraz go zauważyłam. Myślę, że należy do twojego klienta.

Jackson obejrzał broń.

– Więc kiedy przeszukiwali dom, nie tylko coś zabrali, ale i zostawili – powiedział.

– Na to wygląda.

– Dziwne.

– Pewnie uznali, że nikt poza Chetem nie zauważy różnicy. Zwróciłam na niego uwagę tylko dlatego, że było na nim trochę talku.

– Może będą też odciski palców.

– Nie zostawili ani jednego nigdzie indziej; wątpię, czy warto sprawdzać. – Podała mu rewolwer. – Odeślij go Sammy’emu, jeśli się do ciebie odezwie.

– Nie będzie ci potrzebny w śledztwie?

– Nie, to żaden dowód.

Jackson wyszedł na podwórze za domem i rzucił rewolwer do rzeki.

– To byłoby na tyle – powiedział po powrocie. – Cóż, chyba wszystko już rozpakowane. Ham, pojedziesz z nami na kolację?

– Dzięki, Jackson, ale wolę zostać sam. Muszę przyzwyczaić się do tego domu.

– Trzymaj się, Ham. – Holly pocałowała ojca w policzek. – Jutro pogadamy.

Wsiedli do samochodu Jacksona i odjechali.

– Mam nadzieję, że da sobie radę – powiedziała.

– Wygląda na samodzielnego.

– Bo taki jest.


Rano Holly weszła do biura Jane Grey.

– Mam dobre wieści – powiedziała od progu. – Chet miał polisę i połowę pieniędzy zostawił tobie. To pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

Łzy wezbrały w oczach Jane i przez chwilę nie była w stanie się odezwać. Holly poklepała ją po ramieniu, a potem wróciła do siebie, żeby zebrać myśli. Dziesięć minut później weszła do pokoju odpraw i poprosiła wszystkich o uwagę. W pomieszczeniu tłoczyli się funkcjonariusze i pracownicy cywilni. Gdy zaczęła mówić, wszedł John Westover.

– Na pewno słyszeliście o śmierci Cheta Marleya. Dowiedziałam się, że chciał, by jego ciało poddano kremacji, a prochy rozrzucono na rzece za jego domem. Zrobimy to dzisiaj. Prosił też, żeby nie było pogrzebu ani nabożeństwa. Czy ktoś ma jakieś pytania albo chce coś dodać?

Odezwał się młody policjant z tyłu pokoju.

– Czy komendant zmarł, nie odzyskawszy przytomności?

– Przebudził się kilka tygodni temu, lecz wkrótce potem znów zapadł w śpiączkę. Rozmawiałam z nim bardzo krótko. Nie pamiętał ani samego napadu, ani niczego, co mogłoby pomóc w śledztwie.

Młoda policjantka podniosła rękę.

– Uważam, że powinniśmy w jakiś sposób uczcić jego pamięć – zaproponowała.

– To dobry pomysł – pochwaliła Holly. – Może zajmiesz się tym? Zorientuj się, co ludzie o tym sądzą, a potem zorganizujemy zbiórkę. Ja wpłacę sto dolarów, a inni mogą dawać wedle uznania.

– Myślę, że przekonam radę do przeznaczenia tysiąca dolarów na taki cel – zadeklarował John Westover.

– Dziękuję – rzekła Holly i zwróciła się do Weathersa: – Mógłbyś stanąć na straży przy drzwiach, Jimmy? Nie chcę, żeby ktoś wszedł, kiedy będę o tym mówić.

– Tak jest.

– Przedstawię wam dotychczasowy przebieg dochodzenia, uznałam bowiem, że wszyscy powinniście się w nie włączyć. Proszę, żebyście z nikim nie rozmawiali o tej sprawie – z żonami, mężami, przyjaciółmi, z nikim. – Oto, jakie wnioski wynikają z zebranego materiału:

– prawdopodobnie komendant spotkał się z kimś, kto miał mu przekazać informacje dotyczące prowadzonego przez niego śledztwa. Nie wiemy, czego ono dotyczyło. Doszło do bójki, a potem komendant został postrzelony. Być może próbował wyciągnąć broń; jeden z morderców – przypuszczamy, że było ich dwóch – wrzucił jego pistolet w krzaki za ogrodzeniem, gdzie został znaleziony następnego dnia.

– Komendanta postrzelono z rewolweru smith and wesson kaliber trzydzieści dwa, skradzionego niedawno z domu byłej żony porucznika Wallace’a i prawdopodobnie sprzedanego na ulicy, może niejeden raz. Mordercy zabrali z samochodu komendanta jego notes i strzelbę i pojechali do domu Hanka Doherty’ego. Jego psa, Daisy, zamknęli w kuchni i zastrzelili Hanka ze strzelby. Przeszukali dom, a później pojechali do domu komendanta, który też przetrząsnęli.

– Człowiek, którego aresztowaliśmy, nie był mordercą. Miał inny model trzydziestkidwójki. – Zwróciła się do Boba Hursta: – Bob, chcesz coś dodać?

– Nie, szefie. To doskonałe podsumowanie.

– Jakieś pytania?

– Czego szukali w domach ofiar? – zainteresował się Jimmy Weathers.

– Prawdopodobnie sądzili, że komendant sporządził notatki związane z prowadzonym śledztwem. Szukali ich i dlatego zabrali notes. Jeszcze coś?

Nikt się nie odezwał.

– W porządku, teraz wszyscy wiecie, co się stało. Pogadajcie z informatorami, z każdym, kto przyjdzie wam na myśl, i zbierzcie jak najwięcej informacji. Ta sprawa to twardy orzech do zgryzienia, ale może wspólnymi siłami uda nam się ją rozwiązać. Chet Marley był wspaniałym policjantem. Zostawił doskonale zorganizowany i dobrze wyszkolony wydział. Wykorzystajmy to, żeby znaleźć jego zabójców.

Zebranie dobiegło końca. John Westover wszedł do biura Holly, zamknął za sobą drzwi i usiadł.

– Nadal jesteś p.o. komendanta – powiedział, – ale musimy wyłonić następcę Cheta w sposób formalny.

– Domyślam się.

– Statut miasta wymaga, żebyśmy ogłosili konkurs na to stanowisko i rozpatrzyli podania w ciągu miesiąca. Przypuszczam, że zależy ci na tej pracy.

– Tak, zależy.

– Jestem pewien, że podanie złoży Hurd Wallace i że otrzymamy też kilka zgłoszeń spoza miasta. Ty i Hurd będziecie głównymi kandydatami. Przyślę ci formularz wniosku. Wypełnij go jak najszybciej i od razu mi przekaż. Chet obdarzył cię zaufaniem, co również zostanie wzięte pod uwagę.

– Oczywiście, John. Ale jest coś, co powinnam ci powiedzieć. Jackson Oxenhandler, prawnik Cheta i wykonawca jego testamentu, powiedział mi wczoraj, że Chet zostawił pieniądze z ubezpieczenia Jane Grey, a wszystko inne Hankowi Doherty’emu. Po śmierci Hanka jego udział przeszedł na mojego ojca, Hamiltona Barkera, który razem z nimi służył w wojsku. Ojciec właśnie przeszedł na emeryturę i w sobotę przyjechał do Orchid. Zamieszkał, zgodnie z sugestią pana Oxenhandlera, w domu Cheta. Chciałam, żebyś usłyszał o tym ode mnie.

– Dziękuję, że mi powiedziałaś, Holly. Pójdę teraz do Hurda, a ty zajmij się pracą.

– Do zobaczenia.

Po wyjściu Westovera Holly pogrążyła się w rozmyślaniach nad swoją przyszłością. Wiedziała, że czeka ją rozmowa z radą, i wcale się do niej nie paliła.

Daisy położyła głowę na jej kolanach.

– Dobra dziewczynka – powiedziała Holly, głaszcząc sukę. – Miło jest mieć twoje wsparcie.

Загрузка...