47

Następnego dnia rano Holly siedziała w swoim biurze. Ustaliła z Harrym Crispem, że powinna dbać o pozory i zachowywać się tak, jakby nic nie odbiegało od normy. Przeglądała właśnie stertę akt osobowych, gdy do drzwi zapukał Hurd Wallace.

– Witaj, Hurd. Wejdź i siadaj.

– Dzień dobry. – Hurd zajął miejsce.

– O co chodzi?

– Czuję się odsunięty – oznajmił bez wstępów.

– A niby od czego?

– Mam wrażenie, że wiesz o morderstwie Cheta Marieya coś, czego ja nie wiem.

– Dlaczego tak myślisz?

– Po prostu wydaje mi się, że prowadzisz dochodzenie na własną rękę.

– To znaczy?

– Robisz wycieczki do biura planowania i przeglądasz dokumenty; rozmawiasz z Barneyem Noble’em, który wcale nie wygląda na uszczęśliwionego; przesłuchujesz faceta, którego zdjęcie jakiś czas temu wisiało na tablicy ogłoszeń.

– To wszystko prawda.

– O co tu chodzi, Holly?

– O nic wielkiego, Hurd. Dowiedziałam się, że ten facet, ma kryminalną przeszłość, nie powinien więc pracować jako ochroniarz ani nosić broni.

– I co zrobiłaś?

– Barney obiecał, że odsunie go od ochroniarskiej roboty, więc nic nie zrobiłam, tylko z nim pogadałam.

– Dlaczego szczułaś go psem?

– Skąd wiesz o psie?

– Narobił mnóstwo hałasu.

– Nie szczułam go. Przypuszczam, że nie spodobał się Daisy, to wszystko. Nie wiem, dlaczego.

Wallace pokręcił głową.

– O co ci chodzi, Hurd.

– Będę szczery. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mi nie ufasz. Od początku niewiele rozmawialiśmy, ale nie było to konieczne, dopóki nie zostałem twoim zastępcą. Teraz chyba powinienem wiedzieć, co się dzieje.

Holly poczuła się przyparta do muru. Wallace miał rację: nie ufała mu, ale nie chciała, by o tym wiedział.

– Przykro mi.

– Gdyby Chet powiedział mi, nad czym pracował, prawdopodobnie już aresztowalibyśmy jego zabójcę. Teraz ty nad czymś pracujesz i też trzymasz mnie na dystans. Co będzie, jeśli również zginiesz? W jakiej sytuacji znajdzie się wydział?

– Masz rację Hurd.

– Czy zatem wprowadzisz mnie w sprawę czy też z niej wyłączysz?

– Nie mam cię z czego wyłączać, Hurd. Pytaj, ja będę odpowiadać.

– Czy interesujesz się Palmetto Gardens?

– Co wiesz o tym miejscu, Hurd?

– To, co inni. Czyli praktycznie nic. A ty?

– Tyle, co ty – skłamała. – Myślisz, że powinniśmy wiedzieć więcej?

– Na pewno.

– Dlaczego?

– Chyba zdajesz sobie sprawę, że mamy pod bokiem coś w rodzaju państwa w państwie. Nie wpuszczają naszych patroli, nie możemy nawet tam wejść, chyba że pod eskortą. Czy to cię nie niepokoi?

– Niepokoiło, dopóki nie odwiedziłam tego miejsca.

– Byłaś tam? – Wallace był bliski okazania zdumienia.

– Dwa razy. Barney Noble zafundował mi wycieczkę, a potem zaprosił mnie z ojcem na golfa. Razem służyli w wojsku.

– Jak tam jest?

Holly opowiedziała mu o swoich dwóch wizytach.

– Nie podoba mi się, że strażnicy mają broń automatyczną – stwierdził.

– Mnie też nie, ale nie możemy nic na to poradzić.

– Moglibyśmy narobić smrodu na szczeblu stanowym w sprawie licencji.

– Na broń automatyczną?

– Na przykład.

– Mylisz, że udałoby się cofnąć zezwolenia?

– Możliwe. Znam parę osób.

– Potrzebujemy czegoś więcej niż znajomości, Hurd. Jeśli licencje zostaną cofnięte, Barney poprosi o ponowne rozpatrzenie wniosków i otrzyma zezwolenia z powrotem. Powie, że żaden z jego ludzi nigdy nie użył broni bez uzasadnienia.

– A my powiemy, że nie muszą mieć większej siły ognia niż nasz wydział.

– Nie wiem, co to da, z wyjątkiem uczulenia Barneya Noble’a na fakt, że nasze zainteresowanie nie jest pobieżne.

– Czy to źle? Niech wie, że interesuje nas, co się dzieje na jego podwórku.

– Myślę, że już o tym wie, za sprawą Crackera Mosely’ego.

– Jakiego Crackera Mosely’ego?

– Człowieka, którego wczoraj przesłuchiwałam.

– Co to za facet?

– Były glina z Miami. Zatłukł pałką handlarza narkotyków i trafił za to za kratki. – Holly była ciekawa, do kogo Wallace poleci z tą informacją.

Hurd zmarszczył czoło, co w jego przypadku było nadzwyczajnym pokazem emocji.

– A jednak uzyskał zezwolenie na pracę w ochronie?

– I na noszenie broni.

– Jak to się stało?

– W komputerze nie ma ani słowa na temat jego przeszłości kryminalnej.

– To spore niedopatrzenie, prawda?

– A jakże.

– Dzwoniłaś do archiwum stanowego, żeby poznać przyczynę?

– Jeszcze nie.

– Dlaczego?

Holly wzruszyła ramionami.

– Nie chciałam ingerować, tylko zobaczyć, co się stanie.

– Chciałbym przejrzeć akta wszystkich ochroniarzy.

– Jak? Nawet nie mamy ich nazwisk.

– Mógłbym sprawdzić licencje strażników wydane w Orchid i skonfrontować je z adresami w Palmetto Gardens.

Holly znalazła się w impasie. Na razie nie powiedziała nic, czego Wallace by nie wiedział, ale teraz wkraczali na nowy teren. Zaczerpnęła powietrza.

– Już to zrobiłam, Hurd.

– Więc masz listę strażników?

– Mam.

– Mogłaś to powiedzieć parę minut temu i zaoszczędzić mi wypytywania.

– Byłam ciekawa, jakie pytania mi zadasz.

– Aha. Następne brzmi: czy w ochronie Palmetto Gardens jest jeszcze jakiś kryminalista?

Wallace był teraz tylko krok od miejsca, do którego doprowadziła ją własna ciekawość. Uznała, że ułatwienie mu drogi nic jej nie będzie kosztować.

– Cóż, tak i nie – powiedziała.

Na zwykle beznamiętnej twarzy Wallace’a pojawił się ledwie dostrzegalny wyraz irytacji.

– W Palmetto Gardens jest stu dwóch ludzi uprawnionych do noszenia broni – dodała Holly.

– Stu dwóch?

– Zgadza się. Ale tylko piętnastu z nich pracuje w ochronie.

– Sprawdziłaś ich pod kątem przeszłości kryminalnej?

– W stanowym systemie komputerowym nic na nich nie ma.

– Na Mosely’ego też nie.

Holly odetchnęła głęboko.

– Siedemdziesięciu jeden jest w komputerowym rejestrze federalnym.

Wallace przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, trawiąc tę informację.

– Jak myślisz, Hurd, co powinniśmy zrobić? – spytała.

– Myślę, że powinniśmy zadzwonić do FBI. Natychmiast – odparł i podsunął jej telefon.

Holly musiała się uśmiechnąć. Nie przypuszczała, że Wallace jest zdolny do takiej spontanicznej reakcji.

– Powiem ci, Hurd, na czym polega mój problem. – Ukrywanie prawdy było już bezcelowe. – Chet Marley uważał, że jest u nas ktoś, kto pracuje z… z kimś spoza wydziału.

Wallace’owi szczęka opadła.

– I myślałaś, że to ja?

– Brałam to pod uwagę – przyznała Holly. – Ale podejrzewałam cię nie bardziej niż kogokolwiek innego.

Wtedy Wallace zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Wybuchnął śmiechem.

Загрузка...