13

Myron obudził się wcześnie. Wyjął z kredensu paczkę płatków na zimno. Nazywały się Nutri-Grain. Smakowita nazwa. Przeczytał wydrukowane na odwrocie pouczenie o znaczeniu błonnika. Pycha.

Tęsknił za płatkami z czasów swego dzieciństwa: Cap’n Crunch, Froot Loops, Quisp, Quisp Cereal. Czy ktoś mógłby i zapomnieć Quispa, tego cudownego ufoludka, który w reklamach telewizyjnych rywalizował z jakimś smętnym górnikiem i zwanym Quake? Quisp kontra Quake. Przybysz z kosmosu przeciwko panu Robociarzowi. Ciekawy pomysł. Co się stało z tymi dwoma rywalami? Czy nawet cudowny Quisp odszedł w przeszłość tak samo jak The Motels?

Myron westchnął. Był o wiele za młody na takie przypływy nostalgii.

Esperanza zdołała ustalić adres matki Curtisa Yellera. Deanna Yeller mieszkała sama w niedawno kupionym domu w Cherry Hill, w stanie New Jersey, czyli na przedmieściach Filadelfii. Myron poszedł do samochodu. Jeśli wyruszy natychmiast, zdąży dotrzeć do Cherry Hill, spotkać się z Deanną Yeller i wrócić do Nowego Jorku na mecz Duane’a.

Tylko czy zastanie Deannę Yeller w domu? Lepiej siej upewnić.

Myron podniósł słuchawkę telefonu i wybrał numer. Usłyszał kobiecy głos – zapewne Deanny Yeller.

– Halo?

– Czy jest tam Orson? – spytał Myron.

Ostrzeżenie: zaraz zostanie zaprezentowany przykład błyskotliwej dedukcji. Osoby szukające w tej książce fachowych porad powinny się skupić.

– Kto? – zapytała kobieta.

– Orson.

– To chyba pomyłka.

– Przepraszam.

Myron rozłączył się. Wydedukował, że Deanna Yeller jest w domu.

Podjechał pod skromny, lecz nowy domek przy typowej podmiejskiej ulicy New Jersey. Każdy dom wyglądał tu mniej więcej tak samo. Może różniły się kolorami. Kuchnia mogła znajdować się po prawej, a nie po lewej stronie. Jednak wszystkie wyglądały jak sklonowane. Przytulne. Krzykliwe dzieci na ulicy. Krzykliwe kolory rowerów. Kilka wiewiórek. Obraz w niczym nie przypominający zachodniej Filadelfii. To dało mu do myślenia.

Myron przeszedł po ceglanym chodniku i zapukał do drzwi. Otworzyła mu bardzo atrakcyjna czarnoskóra kobieta, z miłym uśmiechem na ustach. Włosy miała związane w kok, podkreślający wydatne kości policzkowe. Kurze łapki w kącikach oczu i ust, ale niezbyt widoczne. Była dobrze ubrana, w konserwatywnym stylu. Anne Klein Druga. Nosiła godną uwagi, lecz nie rzucającą się w oczy biżuterię. Ogólne wrażenie: klasa.

Na jego widok jej uśmiech lekko przygasł.

– W czym mogę pomóc?

– Pani Yeller?

Powoli skinęła głową, jakby nie była pewna.

– Nazywam się Myron Bolitar. Chciałbym zadać pani kilka pytań.

Uśmiech zgasł zupełnie.

– Na jaki temat?

Jej głos też trochę się zmienił. Teraz nie był już miły i uprzejmy. Raczej zaniepokojony i podejrzliwy.

– Pani syna.

– Nie mam syna.

– Curtisa – dodał Myron.

Zmrużyła oczy.

– Jest pan policjantem?

– Nie.

– Nie mam czasu. Właśnie wychodzę.

– To nie potrwa długo.

Oparła dłonie na biodrach.

– I po co mi to?

– Przepraszam?

– Curtis nie żyje.

– Zdaję sobie z tego sprawę.

– Zatem co to da, że o nim porozmawiamy? On pozostanie martwy, prawda?

– Proszę, pani Yeller, zajmę pani tylko chwilkę.

Zastanowiła się sekundę czy dwie, rozejrzała na boki, a potem ze znużeniem wzruszyła ramionami. Spojrzała na zegarek. Piaget, zanotował w myślach Myron. Może podróbka, ale bardzo w to wątpił.

Mieszkanie było urządzone ze smakiem. Mnóstwo bieli. Mnóstwo sosnowego drewna. Kute żyrandole. Styl Ikei. Na półkach i na stoliczku do kawy nie dostrzegł żadnych fotografii. Niczego osobistego. Deanna Yeller nie usiadła. I nie zachęciła do tego Myrona.

Posłał jej swój najcieplejszy, budzący zaufanie uśmiech. Jedna trzecia Harry’ego Smitha, dwie trzecie Johna Tesha. Założyła ręce na piersi.

– Z czego się pan śmieje, do licha?

Taak, jeszcze chwilka i będzie jeść mu z ręki.

– Chcę spytać o tamtą noc, kiedy zginął Curtis – powiedział Myron.

– Dlaczego? Co to pana obchodzi?

– Usiłuję coś wyjaśnić.

– Co?

– Co naprawdę stało się tej nocy, kiedy umarł pani syn.

– Jest pan prywatnym detektywem?

– Nie. Niezupełnie.

Milczała chwilę.

– Ma pan dwie minuty – powiedziała w końcu. – To wszystko.

– Policja twierdzi, że pani syn sięgnął po broń.

– Tak mówią.

– A zrobił to?

Wzruszyła ramionami.

– Pewnie tak.

– Czy Curtis miał broń?

Znów wzruszenie ramion.

– Pewnie miał.

– Widziała ją pani tamtej nocy?

– Nie pamiętam.

– A kiedykolwiek przedtem?

– Może. Nie pamiętam.

O rany, to mu naprawdę pomoże.

– Dlaczego pani syn i Errol włamali się do klubu „Old Oaks”?

Skrzywiła się.

– Poważnie?

– Tak.

– A jak pan myśli? Chcieli coś ukraść.

– Curtis często to robił?

– Co?

– Kradł.

Znów wzruszyła ramionami.

– Okradał ludzi, mieszkania, wszystko.

Powiedziała to zupełnie obojętnie. Bez zawstydzenia, zdziwienia, odrazy.

– Curtis miał czystą kartotekę – powiedział Myron.

Kolejne wzruszenie ramion. Wkrótce zaczną ją boleć.

– Chyba wychowałam sprytnego chłopca. Przynajmniej do tamtej nocy. – Demonstracyjnie popatrzyła na zegarek. – Muszę już wyjść.

– Pani Yeller, czy miała pani jakieś wiadomości o Errolu Swadzie?

– Nie.

– Czy wie pani, gdzie się podział po tym, jak pani syn został zastrzelony?

– Nie.

– Jak pani sądzi, co się stało z Errolem?

– Nie żyje. – Znowu obojętnym tonem. – Nie wiem, czego pan szuka, ale to zamknięty rozdział. Historia zakończona dawno temu. Nikogo to już nie obchodzi.

– A panią, pani Yeller? Czy panią to obchodzi?

– Było, minęło.

– Czy była pani przy tym, jak policja zastrzeliła pani syna?

– Nie. Zjawiłam się chwilę później.

Jej głos lekko przycichł.

– I zobaczyła go pani nieżywego?

Skinęła głową. Myron podał jej swoją wizytówkę.

– Gdyby przypomniała pani sobie coś jeszcze…

Nie wzięła od niego wizytówki.

– Niczego sobie nie przypomnę.

– Jednak gdyby…

– Curtis nie żyje. Nic tego nie zmieni. Lepiej po prostu o tym zapomnieć.

– Czy to takie łatwe?

– Minęło sześć lat. Nikt nie tęskni za Curtisem.

– A pani, pani Yeller? Czy pani za nim tęskni?

Otworzyła usta, zamknęła je i znów otworzyła.

– Curtis nie był dobrym dzieckiem. Sprawiał same kłopoty.

– To jeszcze nie oznacza, że należało go zabić – rzekł Myron.

Spojrzała mu w oczy.

– To nieważne. Nie żyje i koniec. Nie da się tego zmienić.

Myron nic nie powiedział.

– Czy pan może to zmienić, panie Bolitar? – spytała wyzywająco.

Deanna Yeller kiwnęła głową, odwróciła się i podniosła torebkę.

– Muszę już wyjść. Lepiej, żeby pan też już sobie poszedł.

Загрузка...