Maniak.
Czyżby rozwiązanie było takie proste? Czy jakiś stuknięty wielbiciel wpakował Valerie Simpson kulę w pierś, ponieważ tak kazał mu głos? To nie wyjaśniało związku Duane’a z tą sprawą. Może jednak nie było żadnego związku. A może powiązanie istniało, ale nie miało nic wspólnego z morderstwem i, co więcej, nie było sprawą Myrona.
Skręcił w Hobart Gap Road. Znajdował się zaledwie półtora kilometra od swojego domu w Kingston w stanie New Jersey. Szaroniebieski cadillac z kanarkowym dachem w końcu odczepił się, skręciwszy w JFK Parkway. Ktokolwiek go prowadził, najwidoczniej doszedł do wniosku, że Bolitar jedzie na noc do domu i nie trzeba go śledzić. Jeśli ten samochód pojawi się nazajutrz, Myron będzie musiał coś zrobić, żeby odkryć, kim jest miłośnik takich upiornych kolorów.
Na razie powinien skupić całą uwagę na teorii maniakalnego zabójcy.
Jeśli Valerie została zabita przez Rogera Quincy’ego, to dlaczego Pavel wpadł w popłoch, kiedy Myron wspomniał o Alexandrze Crossie? Może trener mówił prawdę, gdy twierdził, że nie chce zawieść pokładanego w nim zaufania? Gdy dobrze się nad tym zastanowić, czy nie wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne, że Pavel postanowił milczeć, ponieważ to leżało w jego interesie? Senator Cross był bardzo wpływowym człowiekiem. Rozpowszechnianie plotek o jego zamordowanym synu raczej trudno byłoby nazwać rozsądnym postępowaniem. Tak więc może zachowanie trenera nie świadczyło o nieczystym sumieniu. A może jednak kryło się w tym coś ważnego? Lub, przeciwnie, nieistotnego?
Właśnie takie rozważania czyniły Myrona błyskotliwym detektywem.
Zaparkował na podjeździe. Samochód jego matki stał w garażu. Ojca nigdzie nie było widać. Myron otworzył drzwi swoim kluczem.
– Myronie?
Boże, co za imię. Można by sądzić, że powinien już się do niego przyzwyczaić, ale od czasu do czasu znów uświadamiał sobie grozę sytuacji. Nazwano go Myronem. To była decyzja podjęta w ostatniej chwili, wyjaśnili mu rodzice. Mama wpadła na ten pomysł w szpitalu. Dodać imię Myron do nazwiska Bolitar? Czy to w porządku? Czy to etyczne?
Jako chłopak Myron usiłował zmieniać sobie imię na Mike, Mickey, a nawet Sweet J, od swojego ulubionego dresu. W porządku, może to i dobrze, że Sweet J się nie przyjęło. Mimo wszystko…
Przestroga dla rodziców, wybierających imiona dzieciom: uważajcie, co robicie.
– Myronie? – zawołała matka. – Czy to ty?
– Tak mamo.
– Jestem w bawialni.
Miała na sobie kostium do aerobiku i oglądała kasetę z ćwiczeniami. Stała na jednej nodze, w pozycji żurawia z Karate Kida. W telewizorze znajomy głos gruchał:
– Teraz płynny wykrok w lewo…
Ćwiczenia tai-chi Davida Carradine’a. Cudownie.
– Cześć, mamo.
– Spóźniłeś się.
– Nie wiedziałem, że obowiązuje mnie godzina policyjna.
– Obiecałeś, że będziesz w domu przed siódmą. Jest po dziewiątej.
– O co ci chodzi?
– Martwiłam się. Widziałam w wiadomościach tę dziewczynę, którą zastrzelili na stadionie. Skąd miałam wiedzieć, że nie zabili i ciebie?
Myron powstrzymał westchnienie.
– Czy w wiadomościach podano, że zostałem zabity? Czy mówiono coś o niezidentyfikowanych zwłokach? Czy też wyraźnie powiedziano, że zastrzelono tylko jedną dziewczynę, niejaką Valerie Simpson?
– Mogli kłamać.
– Słucham?
– Wciąż to robią. Policja okłamuje reporterów, żeby najpierw zawiadomić rodzinę.
– Czy nie byłaś w domu przez cały dzień?
– A co, policja ma numer mojego telefonu?
– Przecież mogliby… – Zamilkł. Czego właściwie chciał dowieść? – Kiedy następnym razem w promieniu pięciu kilometrów ode mnie zostanie popełnione jakieś morderstwo, z pewnością zadzwonię do domu.
– Dobrze.
Wyłączyła magnetowid. Potem umieściła w kącie poduszkę i stanęła na niej na głowie.
– Mamo?
– Co?
– Co ty robisz?
– A na co ci to wygląda? Stoję na głowie. To dobre ćwiczenie. Poprawia krążenie. Poprawia wygląd. Czy wiesz, kto codziennie stawał na głowie?
Myron potrząsnął głową.
– Dawid Ben Gurion.
– I wszyscy wiedzą, jaki był z niego przystojniak – zauważył Myron.
– Spryciarz.
Mama była chodzącym paradoksem. Przez ostatnie dwadzieścia lat prowadziła praktykę adwokacką. Była Amerykanką w pierwszym pokoleniu. Jej rodzice przybyli z Mińska czy podobnego miejsca, gdzie zdaniem Myrona wiedli życie niewiele różniące się od tego, jakie przedstawiono w Skrzypku na dachu. W latach sześćdziesiątych wyznawała radykalne poglądy, paliła staniki i eksperymentowała z różnymi środkami psychotropowymi (w wyniku czego dała dziecku na imię Myron). Nie gotowała. Nigdy. Nie miała pojęcia, gdzie jest schowany odkurzacz. Nie wiedziała, jak wygląda żelazko, a nawet, czy takowe posiada, czy też nie. Natomiast jej wyczyny na sali sądowej przeszły do legendy. Koronnych świadków zjadała na śniadanie. Była błyskotliwa, przerażająco bystra i bardzo nowoczesna.
Zapominała o tym wszystkim, kiedy chodziło o jej syna. Kompletnie jej odbijało. Upodobniała się do swojej matki i babci. A nawet gorzej. Murphy Brown zmieniała się w babcię Tzietl.
– Ojciec poszedł przynieść trochę chińskiego jedzenia. Zamówiłam tyle, że wystarczy i dla ciebie.
– Dziękuję, nie jestem głodny.
– Pieczone żeberka, Myronie. Kurczak w sosie sezamowym. – I po znaczącej pauzie dodała: – Krewetki á la homar.
– Naprawdę nie jestem głodny.
– Krewetki á la homar – powtórzyła.
– Mamo…
– Z „Fong’s Dragon House”.
– Nie, dziękuję.
– Dlaczego? Przecież uwielbiasz krewetki á la homar od Fonga. Przepadasz za nimi.
– No, może zjem odrobinę.
Tak było łatwiej.
Matka wciąż stała na głowie. Zaczęła pogwizdywać. Bez wysiłku.
– A co u Jessiki? – zapytała, wyraźnie siląc się na obojętność.
– Odczep się, mamo.
– Czy ja się czepiam? Zadałam ci tylko proste pytanie.
– A ja udzieliłem prostej odpowiedzi. Odczep się.
– Świetnie. Tylko nie przychodź do mnie z płaczem, kiedy coś pójdzie nie tak.
Jakby kiedykolwiek to robił.
– Dlaczego jej tak długo nie ma? Co ona tam robi?
– Dzięki, że się odczepiłaś.
– Martwię się – powiedziała matka. – Mam nadzieję, że ona nic nie kombinuje.
– Odczep się.
– Tylko to umiesz mówić? Odczep się? Co z tobą, zmieniłeś się w papugę? A tak w ogóle, to gdzie ona się podziewa?
Myron otworzył usta, z trudem je zamknął i zbiegł do przyziemia. Do swojego królestwa. Miał prawie trzydzieści dwa lata i wciąż mieszkał z rodzicami. Chociaż w ciągu kilku ostatnich miesięcy rzadko tutaj bywał. Większość nocy spędzał w mieście, w apartamencie Jessiki. Nawet zastanawiali się, czy nie zamieszkać razem, ale postanowili niczego nie przyśpieszać. Łatwo powiedzieć. Serce nie chciało słuchać głosu rozsądku. Przynajmniej w przypadku Myrona. A matka jak zwykle trafiła w czułe miejsce. Jessica przebywała w Europie, a on nie wiedział gdzie. Od dwóch tygodni nie miał od niej wiadomości. Tęsknił za nią i zaczynał się zastanawiać…
Ktoś zadzwonił do drzwi.
– To twój ojciec – zawołała matka. – Pewnie znowu zapomniał klucza. Przysięgam, że ma już początki sklerozy.
Po kilku sekundach usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Na schodach pojawiły się nogi matki, a potem reszta jej ciała. Skinęła na Myrona.
– O co chodzi?
– Przyszła do ciebie jakaś młoda dama – powiedziała i dodała szeptem: – Jest czarna.
– O rety! – Myron przycisnął dłoń do piersi. – Mam nadzieję, że sąsiedzi nie wezwali policji.
– Nie to miałam na myśli, spryciarzu, i dobrze o tym wiesz. Teraz mamy tu w sąsiedztwie czarne rodziny. Na przykład Wilsonów. Cudowni ludzie. Mieszkają przy Coventry Drive. W dawnym domu Dechtmana.
– Wiem, mamo.
– Po prostu chciałam ci ją opisać. Tak jakbym mówiła, że ma blond włosy. Albo miły uśmiech. Lub zajęczą wargę.
– Uhm.
– Albo jest kulawa. Czy wysoka. Niska. Gruba. Albo…
– Chyba zaczynam się domyślać, o co ci chodzi, mamo. Czy spytałaś, jak się nazywa?
Matka potrząsnęła głową.
– Nie chciałam być wścibska.
No właśnie.
Myron wszedł po schodach na górę. To była Wanda, przyjaciółka Duane’a. Z jakiegoś powodu Myron wcale się nie zdziwił. Z nerwowym uśmiechem uniosła rękę na powitanie.
– Przepraszam, że nachodzę cię w domu – zaczęła.
– Żaden problem. Wejdź, proszę.
Zeszli do przyziemia. Myron podzielił je na dwa pomieszczenia. Z jednego – małego salonu – prawie nigdy nie korzystał. Dzięki temu to pomieszczenie wyglądało schludnie i znośnie. Sąsiednie, które było jego główną kwaterą, przypominało pokój w akademiku po kilkudniowej imprezie.
Wanda zaczęła rzucać wokół spłoszone spojrzenia tak jak wtedy, w obecności Dimonte’a.
– Mieszkasz tutaj?
– Dopiero od kiedy skończyłem szesnaście lat.
– Uważam, że to słodkie. Mieszkać z rodzicami.
– Gdybyś tylko wiedziała… – dobiegło z góry.
– Zamknij drzwi, mamo.
Trzask.
– Proszę – powiedział Myron. – Usiądź.
Wanda miała niepewną minę, ale w końcu usiadła w fotelu. Nieustannie splatała i rozplatała dłonie.
– Trochę głupio się czuję – powiedziała.
Myron obdarzył ją pełnym zrozumienia, krzepiącym uśmiechem w stylu Phila Donahue. Telewidzu, jesteś tam?
– Duane cię lubi – powiedziała. – Bardzo.
– To uczucie jest odwzajemnione.
– Inni agenci wciąż do niego dzwonią. Wszystkie wielkie firmy. Zawsze powtarzają, że twoja agencja jest za mała, by go reprezentować. Wciąż mówią, że dzięki nim zarobiłby o wiele więcej pieniędzy.
– Mogą mieć rację – rzekł Myron.
Pokręciła głową.
– Duane tak nie uważa. Ja też nie.
– To miło z twojej strony.
– Czy wiesz, dlaczego Duane nie chce rozmawiać z innymi agentami?
– Ponieważ nie chce, żebym się popłakał?
Uśmiechnęła się. Mistrz dowcipu kontratakuje. Pan Skromniś.
– Nie – odparła. – Duane ci ufa.
– Cieszę się.
– Tobie nie chodzi tylko o pieniądze.
– Ładnie z twojej strony, że tak mówisz, Wando, ale dzięki Duane’owi zarabiam dużo pieniędzy. Nie da się temu zaprzeczyć.
– Wiem – powiedziała. – Może to zabrzmi trochę naiwnie, ale dla ciebie on jest na pierwszym miejscu. Ważniejszy niż pieniądze. Troszczysz się o Duane’a Richwooda jako o człowieka. Zależy ci na nim.
Myron nic nie powiedział.
– Duane nie ma wielu przyjaciół – ciągnęła. – I żadnej rodziny. Od kiedy skończył piętnaście lat, mieszkał na ulicy i sam sobie radził. Nie był aniołem. Robił rzeczy, o których wolałby zapomnieć. Jednak nigdy nikogo nie skrzywdził i nie popełnił żadnego poważnego przestępstwa. Przez całe życie nie miał nikogo, na kim mógłby polegać. Musiał liczyć tylko na siebie.
Zamilkła.
– Czy Duane wie, że tu jesteś? – zapytał Myron.
– Nie.
– Gdzie on jest?
– Nie wiem. Po prostu wyszedł. Czasem tak robi.
Znowu pomilczała chwilę.
– W każdym razie, jak już powiedziałam, Duane nie ma nikogo innego. Tobie ufa. Winowi ufa także, ale tylko dlatego, że to twój najlepszy przyjaciel.
– Wando, to co mówisz jest bardzo miłe, ale ja nie jestem altruistą. Jestem dobrze opłacany za to, co robię.
– Jednak troszczysz się o niego.
– Henry Hobman również.
– Być może. Tylko że Duane jest lokomotywą, która ciągnie jego wagon. Jego powrotnym biletem do grona najlepszych.
– Wiele osób powiedziałoby to samo o mnie – odparł Myron. – Oprócz określenia „powrotny”, ponieważ nigdy nie zaliczałem się do najlepszych. Duane jest moim jedynym tenisistą z czołówki. Prawdę mówiąc, Duane jest jedynym moim graczem, który doszedł do US Open.
Zastanawiała się nad tym przez chwilę, kiwając głową.
– Może to wszystko prawda, ale gdy został przyciśnięty do muru, kiedy znalazł się w opałach, Duane po pomoc zwrócił się do ciebie. I kiedy ja dziś wieczorem znalazłam się w tarapatach, również przyszłam do ciebie. To mówi samo za siebie.
Drzwi otworzyły się.
– Dzieciaki, chcecie coś do picia?
– Może masz coś na uspokojenie, mamo?
Wanda parsknęła śmiechem.
– Posłuchaj, spryciarzu, może twój gość chce coś zjeść.
– Nie, dziękuję, pani Bolitar! – zawołała Wanda.
– Na pewno, kochanie? Może kawy! Albo colę?
– Nie, naprawdę dziękuję.
– A może coś słodkiego? Właśnie kupiłam świeże ciasteczka w Swiss House. Myron bardzo je lubi.
– Mamo…
– Dobrze, dobrze, pojęłam aluzję.
No właśnie. Wcielenie subtelności. Drzwi zamknęły się.
– Jest słodka – zauważyła Wanda.
– Taak, niezrównana. – Myron pochylił się. – Może mi powiesz, z czym do mnie przyszłaś?
Znowu zaczęła splatać i rozplatać palce.
– Martwię się o Duane’a.
– Jeśli to z powodu wizyty Dimonte’a, to się nie przejmuj. Odstawianie takiego dupka należy do jego obowiązków.
– Nie w tym rzecz – powiedziała. – Duane nikomu nie zrobiłby krzywdy. Jestem tego pewna. Jednak coś jest nie w porządku. Przez cały czas jest spięty. Krąży po mieszkaniu. Wybucha z byle powodu.
– Ma teraz wiele stresów. Może to tylko nerwy.
Przecząco pokręciła głową.
– To nie stres. Wiesz, że Duane uwielbia sportową rywalizację. Jednak od jakichś dwóch dni zachowuje się dziwnie. Najwyraźniej czymś bardzo się niepokoi.
– Nie domyślasz się czym?
– Nie.
Myron nachylił się do Wandy.
– Pozwól, że zadam ci pytanie, które samo się nasuwa: czy Valerie Simpson dzwoniła do Duane’a?
Wanda zastanowiła się.
– Nie wiem.
– Czy on ją znał?
– Tego też nie wiem. Jednak znam Duane’a. Jesteśmy razem od trzech lat, od kiedy oboje skończyliśmy osiemnaście. Poznaliśmy się, gdy był dzieckiem ulicy. Mój ojciec wściekł się, gdy się o tym dowiedział. Jest kręgarzem. Dobrze zarabia i ciężko pracował, starając się dobrze nas wychować. A ja zaczęłam chodzić z bezdomnym ulicznikiem.
Zachichotała na samo wspomnienie. Myron siedział i czekał.
– Wszyscy uważali, że to nic poważnego – ciągnęła. – Przerwałam naukę w college’u i poszłam do pracy, żeby on mógł grać w tenisa. Teraz opłaca moje studia na uniwersytecie. Kochamy się. Kochaliśmy się, zanim zaczął odnosić sukcesy w tenisie i będziemy się kochali jeszcze długo po tym, jak na dobre odłoży rakietę. A mimo to po raz pierwszy nie chce mi się zwierzyć.
– Uważasz, że to w jakiś sposób wiąże się z Valerie Simpson?
Zawahała się.
– Chyba tak.
– W jaki?
– Nie mam pojęcia.
– Czego ode mnie oczekujesz?
Wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju.
– Słyszałam, jak ci policjanci rozmawiali ze sobą. Mówili, że kiedyś pracowałeś dla rządu. Ty i Win. Podobno wykonywałeś jakieś tajne zadania dla FBI po tym, jak wyleczyłeś kontuzjowane kolano. Czy to prawda?
– Tak.
– Pomyślałam, że mógłbyś… sama nie wiem… przyjrzeć się temu?
– Chcesz, żebym sprawdził Duane’a?
– On coś ukrywa, Myronie. Trzeba to wyjaśnić.
– Może nie spodobać ci się to, co odkryję – rzekł, powtarzając to, co wcześniej usłyszał od Wina.
– Bardziej obawiam się tego, że miałoby być tak jak teraz. – Wanda spojrzała na niego. – Pomożesz mu?
Skinął głową.
– Zrobię, co będę mógł.