Z trzech świadków zamordowania Alexandra Crossa, jego szkolnych kolegów, tylko jeden mieszkał w pobliżu Nowego Jorku. Gregory Caufield junior był teraz młodszym wspólnikiem w firmie prawniczej swego ojca. Stillen, Caufield i Weston była liczącą się i szacowną kancelarią, której filie znajdowały się w kilku stanach, jak również za granicą.
Myron zadzwonił i zapytał o młodszego Gregory’ego Caufielda. Kazano mu czekać. Po kilku sekundach odezwał się kobiecy głos i powiedział:
– Już łączę z panem Caufieldem.
Sygnał. Jeden. Potem entuzjastyczny głos powiedział:
– No, cześć!
No, cześć?
– Czy mówię z Gregorym Caufieldem?
– Jasne. Co mogę dziś dla pana zrobić?
– Nazywam się Myron Bolitar.
– Uhm.
– I chciałbym się z panem spotkać.
– Jasne. Kiedy?
– Jak najszybciej.
– Może za pół godziny? Pasuje?
– Byłoby świetnie, dziękuję.
– Super, Myronie. Czekam z niecierpliwością.
Trzask odkładanej słuchawki. Super?
Piętnaście minut później Myron był już w drodze. Przeszedł po Park Avenue, obok schodów meczetu, na których lubili z Winem siadywać w ciepłe dni. Doskonały punkt obserwacyjny. W Nowym Jorku mieszkają chyba najpiękniejsze kobiety świecie. Noszą uprzejme uśmiechy, sportowe buty i przeciwsłoneczne okulary. Pośpiesznie przemykają po chodnikach, nie mając ani chwili czasu do stracenia. To zdumiewające, żadna z tych pięknych kobiet nie patrzyła na Myrona. Zapewne z wrodzonej dyskrecji. Pewnie pożerały go wzrokiem zza tych ciemnych okularów.
Myron przeszedł na zachód, do Madison Avenue. Minął kilka sklepów z elektroniką, na których już co najmniej od roku widniały wywieszki „wyprzedaż z powodu likwidacji”. Wszystkie te tabliczki wyglądały identycznie: białe tło, czarne litery. Niewidomy wyciągał rękę z kubkiem. W dzisiejszych czasach już nawet nie rozdają ołówków. Jego pies przewodnik leżał nieruchomo, jak zdechły. Dwaj policjanci śmiali się na rogu. Zajadali francuskie rogaliki. Nie pączki. Następny stereotyp diabli wzięli.
Przy windzie w holu stał strażnik.
– Tak?
– Myron Bolitar do Gregory’ego Caufielda.
– Ach tak, pan Bolitar. Dwudzieste pierwsze piętro.
Nie dzwonił. Nie sprawdzał listy. Hm.
Drzwi windy otworzyły się i stanęła w nich mile uśmiechnięta kobieta.
– Dzień dobry, panie Bolitar. Pan pozwoli za mną.
Szli długim korytarzem wyłożonym różowym chodnikiem o białych ścianach, na których wisiały oprawione w ramki plakaty McKnighta. Nie było słychać stukania maszyn do pisania, tylko cichy pomruk drukarek laserowych. Ktoś wybierał numer telefonu. Popiskiwały faksy, przesyłając swój tęskny zew. Kiedy minęli zakręt korytarza, podeszła do nich druga kobieta o równie sympatycznym uśmiechu.
– Dzień dobry, panie Bolitar – powiedziała. – Cieszę się, że pana widzę.
– Ja również się cieszę, że panią widzę.
Co za błyskotliwa odpowiedź.
Pierwsza kobieta przekazała go drugiej. Jak pałeczkę w sztafecie.
– Pan Caufield czeka na pana w sali konferencyjnej C – powiedziała druga kobieta ściszonym głosem, jakby sala konferencyjna C była centrum dowodzenia tajnych operacji w podziemiach Pentagonu.
Podprowadziła go do drzwi, które różniły się od innych tylko umieszczoną na nich wielką mosiężną literą „C”. Myron w mgnieniu oka wydedukował, że prowadziły do sali konferencyjnej C. Istne Przygody Sherlocka Bolitara. Drzwi otworzył im młody mężczyzna. Miał gęstą czuprynę w stylu Stephanopoulosa. Entuzjastycznie uścisnął dłoń Myrona.
– Cześć, Myron.
– Cześć, Gregory.
Jakby naprawdę się znali.
– Wejdź, proszę. Jest tu ktoś, kogo chciałbym ci przedstawić.
Myron wszedł do pokoju. Wielki stół z orzechowego drewna i drogie, obite ciemną skórą fotele, z rodzaju tych ze złotymi guzikami. Na ścianach olejne portrety ludzi o surowych twarzach. W pokoju nie było nikogo prócz mężczyzny siedzącego na końcu stołu. Chociaż nigdy się nie spotkali, Myron natychmiast go rozpoznał. Powinien być zdziwiony, ale nie był.
Senator Bradley Cross.
Gregory nie fatygował się przedstawianiem ich sobie. Prawdę mówiąc, nawet nie pozostał w pokoju. Wymknął się za drzwi i zamknął je za sobą. Senator wstał. Wcale nie miał klasycznej urody patrycjusza, jaką zwykle kojarzy się z zawodowym politykiem. Powiadają, że ludzie upodabniają się do swoich domowych zwierząt. W takim przypadku senator Bradley Cross musiałby być właścicielem basseta. Miał pociągłą twarz o obwisłych policzkach. Dobrze skrojony garnitur nie zdołał zamaskować zbyt szerokich bioder. Gdyby senator był kobietą, mówiono by, że doskonale nadaje się do rodzenia dzieci. Rzadkie kosmyki siwych włosów sterczały jak naelektryzowane. Miał okulary i krzywy uśmiech. Pomimo wszystko był to krzepiący uśmiech i sympatyczna, godna zaufania twarz. Z rodzaju tych, które zdobywają głosy wyborców.
Senator Cross powoli wyciągnął rękę.
– Przepraszam za ten teatralny efekt – powiedział – ale uznałem, że powinniśmy się spotkać.
Uścisnęli sobie dłonie.
– Zechce pan usiąść. Proszę się rozgościć. Czy mogę czymś pana poczęstować?
– Nie, dziękuję – odparł Myron.
Usiedli naprzeciw siebie. Myron czekał. Wydawało się, że senator nie wie, od czego zacząć. Kilkakrotnie odkaszlnął, zasłaniając dłonią usta. Za każdym razem lekko podrygiwały mu przy tym obwisłe policzki.
– Czy pan wie, dlaczego chciałem się z panem zobaczyć? – zapytał.
– Nie – odparł Myron.
– O ile mi wiadomo, wypytuje pan o mojego syna. Ściśle mówiąc, o morderstwo, jakiego na nim dokonano.
– Gdzie pan to słyszał?
– Gdzieś. Tu i ówdzie. Mam własne źródła informacji. – Przechylił głowę jak basset, kiedy usłyszy dziwny dźwięk. – Chciałbym wiedzieć dlaczego.
– Valerie Simpson miała być moją klientką – powiedział Myron.
– Tak mi mówiono.
– Usiłuję znaleźć jej mordercę.
– I sądzi pan, że może istnieć związek między śmiercią Valerie i Alexandra?
Myron wzruszył ramionami.
– Mój syn został przypadkowo zabity przez złodziejaszka, sześć lat temu, na przedmieściach Filadelfii. Valerie została zastrzelona w gangsterskim stylu podczas turnieju US Open w Nowym Jorku. Co może łączyć te dwa zabójstwa?
– Może nic.
Cross odchylił się na krześle i zaczął kręcić młynka kciukami.
– Będę z panem szczery, Myronie. Przed tą rozmową starałem dowiedzieć się czegoś o panu. Wiem, czym się pan zajmował. Oczywiście, nie znam szczegółów, ale znam pańską reputację. Nie próbuję wywierać żadnej presji. To nie w moim stylu. Nigdy nie odpowiadała mi rola twardego faceta.
Znów się uśmiechnął. Oczy lekko mu się zaszkliły, a głos wyraźnie zadrżał.
– Rozmawiam z panem nie jako senator Stanów Zjednoczonych, lecz zasmucony ojciec. Pogrążony w żałobie ojciec, który chce tylko, żeby jego syn spoczywał w spokoju. Bardzo proszę, niech pan przestanie to robić.
W głosie senatora było słychać nieskrywany ból. Myron nie spodziewał się czegoś takiego.
– Nie wiem, czy mogę, senatorze.
Cross energicznie potarł dłońmi twarz.
– Widzisz dwoje młodych ludzi… – zaczął ze znużeniem. – Widzisz dwoje młodych ludzi, przed którymi świat stoi otworem. Prawie zaręczonych. I co się dzieje? Oboje zostają zamordowani w odstępie kilku lat. Ten zbieg okoliczności wydaje się zbyt okropny. Pana też to zastanowiło, prawda, Myronie?
Myron skinął głową.
– Dlatego zaczął pan badać szczegóły tej sprawy. Szukać czegoś, co mogłoby wyjaśnić powody tej tragedii. I w trakcie poszukiwań wyszły na jaw pewne niekonsekwencje. Szczegóły, które nie pasują do całości.
– Owszem.
– I te drobiazgi każą sądzić, że istnieje związek między i śmiercią Alexandra i Valerie.
– Możliwe.
Cross spojrzał na sufit i przyłożył wskazujący palec do ust.
– Czy przyjmie pan moje słowo honoru, że te niekonsekwencje nie mają nic wspólnego z Valerie Simpson?
– Nie – odparł Myron. – Tego nie mogę zrobić.
Senator Cross skinął głową, bardziej do swoich myśli niż do niego.
– Tak przypuszczałem – powiedział. – Nie ma pan dzieci, prawda, Myronie?
– Nie.
– To nieistotne. Nawet ludzie mający dzieci tego nie rozumieją. Nie mogą. To, co się stało… Nie chodzi tylko o cierpienie. Śmierć jest nieodwołalna. Nigdy cię nie opuszcza, nie daje ci chwili wytchnienia. Moja żona do dziś codziennie zażywa środki uspokajające. Jakby ktoś zabrał całe jej wnętrze pozostawił tylko pustą skorupę. Nie może pan sobie wyobrazić, co czuję, kiedy widzę ją w takim stanie.
– Nie chcę nikogo skrzywdzić, senatorze.
– Jednak nie chce pan również zaniechać śledztwa. Pomimo wszelkich środków ostrożności, ktoś dowie się o tym dochodzeniu, tak samo jak ja.
– Spróbuję być dyskretny.
– Pan wie, że tego nie da się ukryć.
– Nie mogę się wycofać. Przykro mi.
Senator ponownie potarł twarz.
– Nie pozostawia mi pan wyboru. Będę musiał powiedzieć panu, co się stało. Może wtedy poniecha pan śledztwa.
Myron czekał.
– Jest pan prawnikiem, prawda?
– Tak.
– Członkiem nowojorskiej palestry?
– Tak.
Bradley Cross sięgnął do kieszeni garnituru. Fałdy pożółkłej skóry na jego policzkach obwisły jeszcze bardziej. Wyjął książeczkę czekową.
– Chciałbym zatrudnić pana jako mojego prawnika – powiedział. – Czy wystarczy czek na pięć tysięcy dolarów?
– Nie rozumiem.
– Jako mój adwokat będzie pan zobowiązany do zachowania w tajemnicy tego, co powiem. Nie będzie pan mógł tego ujawnić, nawet przed sądem.
– Nie musi mnie pan wynajmować tylko w tym celu.
– Wolę zrobić to w ten sposób.
– Świetnie. Zatem wystarczy sto dolarów.
Bradley Cross wypisał czek i wręczył go Myronowi.
– Mój syn zażywał narkotyki – rzekł bez żadnych wstępów. – Głównie kokainę. Heroinę także, ale dopiero co zaczął. Wiedziałem, że coś bierze, ale szczerze mówiąc, nie sądziłem, że to coś poważnego. Widywałem go na haju. Widziałem przekrwione oczy. Myślałem, że to tylko marihuana. No cóż, ja też kiedyś tego próbowałem. Nawet paliłem.
Nikły uśmiech. Myron odpowiedział takim samym.
– Tamtej nocy Alexander i jego koledzy wybrali się na spacer po terenie klubu – rzekł senator. – Zamierzali dać sobie w żyłę. W kieszeni Alexandra znaleziono strzykawkę. W krzakach niedaleko miejsca zabójstwa policja znalazła kokainę. I oczywiście ślady kokainy i heroiny odkryto w ciele Alexandra. Nie tylko w płynach ustrojowych, ale i w tkankach. Powiedziano mi, że to oznacza, iż zażywał narkotyki od dłuższego czasu.
– Sądziłem, że nie przeprowadzono sekcji – powiedział Myron.
– Zachowano to w tajemnicy. Nie sporządzono protokołu ani notatki. I tak nie miało to żadnego znaczenia. Alexander stracił życie w wyniku pchnięcia nożem, a nie przedawkowania. Fakt, że zażywał nielegalne środki pobudzające, był nieistotny.
Być może, pomyślał Myron z niewzruszoną miną.
Cross przez moment spoglądał w dal. Po chwili zapytał:
– O czym mówiłem?
– Wyszli z przyjęcia, żeby dać sobie w żyłę.
– Racja, dziękuję. – Odkaszlnął i usiadł prosto. – Reszta tej opowieści jest powszechnie znana. Na jednym z trawiastych kortów chłopcy natknęli się na Errola Swade’a i Curtisa Yellera. Gazety podawały, jaki dzielny był Alexander, który próbował schwytać złodziei, nie bacząc na własne bezpieczeństwo. To wersja sprzedawana przez moich ludzi. W rzeczywistości był naćpany i postąpił zupełnie irracjonalnie. Rzucił się na tych opryszków, jakby był Supermanem. Ten cały Yeller, którego później zastrzelili policjanci, porzucił łup i uciekł. Jednak Errol Swade był groźniejszym przeciwnikiem. Wyjął nóż sprężynowy i przebił serce mojego syna jak balon. Mówiono, że z zimną krwią. Nonszalancko.
Senator Cross zamilkł. Myron czekał, aż podejmie opowieść. Kiedy stało się jasne, że powiedział już wszystko, Myron zapytał:
– Po co przyszli do klubu?
– Kto?
– Swade i Yeller.
Senator Cross zrobił zdumioną minę.
– Byli złodziejami.
– Skąd pan to wie?
– A co innego mogli tam robić, jak nie kraść?
Myron wzruszył ramionami.
– Na przykład sprzedawać narkotyki pańskiemu synowi. Takie wyjaśnienie wydaje się bardziej przekonujące niż próba nocnej kradzieży w klubie tenisowym.
Cross pokręcił głową.
– Mieli przy sobie różne rzeczy. Rakiety tenisowe. Piłki.
– Kto tak twierdził?
– Gregory i pozostali. Te rzeczy znaleziono na miejscu zbrodni.
– Rakiety tenisowe i piłki?
– Może było tam jeszcze coś, nie pamiętam.
– I po to tam przyszli? – rzekł Myron. – Kraść sprzęt do tenisa?
– Policja uważa, że mój syn zaskoczył ich w trakcie dokonywania przestępstwa.
– Przecież pański syn natknął się na nich na zewnątrz. Jeśli ukradli jakiś sprzęt, to oznaczałoby, że już byli w środku.
– Co pan chce zasugerować? – zapytał ostro senator. – Że mój syn został zamordowany w wyniku sprzeczki przy transakcji narkotykowej?
– Jak tylko usiłuję ustalić fakty.
– Czy gdyby to było morderstwo w trakcie transakcji narkotykowej, jego związek ze śmiercią Valerie byłby bardziej prawdopodobny?
– Nie.
– A zatem czego chce pan dowieść?
– Niczego. Ja tylko rozważam różne możliwości. I co stało się potem? Zaraz po morderstwie.
Senator znów spojrzał przed siebie, tym razem w kierunku jednego z portretów, ale Myron nie sądził, żeby Cross widział ten obraz.
– Gregory i pozostali chłopcy wrócili biegiem na przyjęcie – powiedział głuchym głosem. – Wyszedłem za nimi na zewnątrz. Z ust Alexandra płynęła pienista krew. Zanim do niego dobiegłem, nie żył.
Milczał chwilę.
– Może pan sobie wyobrazić resztę. Działałem jak automat. Właściwie niewiele robiłem. Wyręczyli mnie moi pomocnicy. I ojciec Gregory’ego, który jest tutaj starszym wspornikiem. Ja tylko stałem i machinalnie kiwałem głową. Nie będę pana okłamywał. Nie zamierzam twierdzić, że nie wiedziałem, co się dzieje. Wiedziałem. Trudno pozbyć się zakorzenionych nawyków, Myronie. Nie ma bardziej samolubnego stworzenia od polityka. Tak łatwo usprawiedliwiamy nasz egoizm „dobrem ogółu”. Dlatego wyciszono sprawę.
– A gdyby prawda wyszła teraz na jaw?
Uśmiechnął się.
– Byłbym skończony. Jednak już się tego nie obawiam. A może i to jest kłamstwem, kto wie? – Rozłożył ręce i znów je opuścił. – Jednak moja żona nigdy nie dowiedziała się prawdy. Nie wiem, co by się stało, gdyby poznała ją teraz Naprawdę nie wiem. Alexander był dobrym dzieciakiem, panie Bolitar. Nie chcę, żeby szargano jego pamięć. Narkotyki wcale nie czynią Errola Swade’a czy Curtisa Yellera mniej, a mojego syna bardziej winnym. Nie prosił się o pchnięcie nożem.
Myron odczekał chwilę. Potem zadał najważniejsze pytanie:
– A co z Deanną Yeller?
Zdziwienie.
– Z kim?
– Z matką Curtisa Yellera.
– Co z nią?
– Nie utrzymuje pan z nią żadnych kontaktów?
Jeszcze większe zdziwienie.
– Oczywiście, że nie. Dlaczego pan pyta?
– Nigdy nie płacił jej pan za milczenie?
– O czym?
– O okolicznościach śmierci pańskiego syna.
– Nie. Dlaczego miałbym to robić?
– Nigdy nie przeprowadzono sekcji zwłok Curtisa Yellera. To dziwne, nie sądzi pan?
– Jeśli sugeruje pan, że policja nie postępowała w tej sprawie ściśle według przepisów, nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie wiem. I nie obchodzi mnie to. Owszem, sam zastanawiałem się nad strzelaniną. Może tamtej nocy ukryto nie tylko fakty dotyczące mojego syna. Jeśli tak było, ja nie miałem z tym nic wspólnego. Co więcej, nie widzę żadnego ewentualnego związku ze śmiercią Valerie Simpson. Prawdę mówiąc, w ogóle nie dostrzegam jakiegokolwiek powiązania tej sprawy z Valerie.
– Czy ona tamtej nocy była na przyjęciu?
– Valerie? Oczywiście.
– Czy pan wie, gdzie była w chwili, kiedy zamordowano Alexandra?
– Nie.
– A pamięta pan, jak zareagowała na wiadomość o jego śmierci?
– Była załamana. Jej narzeczony właśnie został zamordowany z zimną krwią. Była rozkojarzona i zła…
– Aprobował pan ich związek?
– Tak, jak najbardziej. Uważałem, że Valerie jest trochę za poważna. Zbyt smutna. Jednak lubiłem ją. Ona i Alexander tworzyli ładną parę.
– Jej nazwisko nie zostało nigdzie wymienione w powiązaniu z morderstwem pana syna. Dlaczego?
Obwisłe policzki znów zadrgały.
– Sam pan wie dlaczego – rzekł senator. – Valerie Simpson wciąż była znakomitością. Uważaliśmy, że i tak jest dość zamieszania i nie ma potrzeby wplątywać jej w tę historię. Nie chodziło o to, czy ją lubimy, czy nie. Po prostu chcieliśmy jak najbardziej wyciszyć tę sprawę. Nie dopuścić do tego, żeby znalazła się na pierwszych stronach gazet.
– Poszczęściło się wam.
– Co ma pan na myśli?
– Yeller został zabity. Swade znikł.
Cross kilkakrotnie zamrugał oczami.
– Nie jestem pewien, czy zrozumiałem.
– Gdyby żyli, byłby proces. A ten znów przyciągnąłby uwagę prasy. Może w takim stopniu, że pańscy ludzie nie zdołaliby już sobie z tym poradzić.
Cross uśmiechnął się.
– Rozumiem. Słyszał pan plotki.
– Plotki?
– O tym, że kazałem zabić Errola Swade’a, a mafia oddała mi tę przysługę, i tym podobne bzdury.
– Musi pan przyznać, senatorze, że ta sprawa zakończyła się w sposób bardzo wygodny dla pana jako osoby publicznej Nie pozostał nikt, kto mógłby podważyć wersję sprzedawaną przez pańskich ludzi.
– Nie opłakuję Curtisa Yellera i nie sądzę, żebym ronił łzy, gdyby Errol Swade został zamordowany. Jednak nie znam żadnych gangsterów. Może to głupio zabrzmi, ale nawet nie wiedziałbym, w jaki sposób zapewnić sobie pomoc mafii. Aczkolwiek wynająłem detektywów, żeby szukali Swade’a.
– Odkryli coś?
– Nie. Uważają, że Swade nie żyje. Policja też jest tego zdania. To był śmieć. Jeszcze przed tym wypadkiem staczał się po równi pochyłej.
Myron zadał mu jeszcze kilka pytań, ale nie dowiedział się niczego więcej. Po kilku kolejnych minutach obaj wstali.
– Miałby pan coś przeciwko temu, gdybym przed wyjściem porozmawiał z Gregorym Caufieldem? – zapytał Myron.
– Wolałbym, żeby pan tego nie robił.
– Jeśli nie ma niczego do ukrycia…
– Nie chcę, by się dowiedział, że panu o tym opowiedziałem. Tajemnica zawodowa, pamięta pan? I tak nie rozmawiałby otwarcie.
– Zrobiłby to, gdyby mu pan kazał.
Cross potrząsnął głową.
– Gregory słucha ojca. Nie zechciałby mówić.
Myron wzruszył ramionami. Senator zapewne miał rację.
Mógłby nacisnąć Gregory’ego tylko dzięki informacjom, jakie uzyskał od senatora. A Cross zręcznie pozbawił go tej możliwości. Myron będzie musiał znaleźć jakiś sposób, żeby obejść ten ślepy zaułek. Caufield był naocznym świadkiem. Warto zadać mu kilka pytań.
Wymienili uścisk dłoni, patrząc sobie w oczy. Czy senator Cross był miłym starym piernikiem, usiłującym chronić pamięć swojego syna? Czy też wykalkulował sobie, że taka taktyka będzie najbardziej skuteczna w przypadku Myrona? Był sprytny, sympatyczny, czy jedno i drugie?
Cross ponownie posłał mu krzepiący, krzywy uśmiech.
– Mam nadzieję, że zaspokoiłem pańską ciekawość – powiedział.
Wcale nie. Wprost przeciwnie. Jednak Myron nie zamierzał mu o tym mówić.