Podczas pierwszych dni turnieju często zdarzało się, że jednocześnie rozgrywano piętnaście lub więcej meczów. Najsławniejsi zawodnicy zazwyczaj występowali na stadionie, podczas gdy mniej ważne mecze odbywały się na bocznych kortach, czasem nawet bez siedzących miejsc dla widzów. Dzisiaj te korty były tak wyludnione, że Myron miał wrażenie, że zaraz zobaczy, jak wiatr toczy po tej pustyni kulę gałęzi szarłatu. Czekał przy szesnastym, niemal najokazalszym z bocznych kortów. Większość ławek, których było tu nie więcej niż w sali gimnastycznej liceum, umieszczono tyłem do stadionu i głównej trybuny.
Usiadł na aluminiowej ławce w pierwszym rzędzie. Słońce zaczęło grzać silniej i znajdowało się teraz w zenicie. Słyszał okrzyki tłumu, zgromadzonego na odległym o mniej więcej pięćdziesiąt metrów stadionie. Chwilami brzmiało to tak, jakby widzowie na widok szczególnie błyskotliwych zagrywek dostawali zbiorowego orgazmu. Z początku słychać było ciche „och, och, och”, potem narastające „Och, Och”, a w końcu głośne „OCH, OCH”, zakończone przeciągłym westchnieniem i brawami. Dziwna myśl. I niepokojąca. Usłyszał Gregory’ego Caufielda, zanim go zobaczył. Głos mówiący z tym irytującym, ociekającym ciężką forsą akcentem, powiedział:
– Dokąd, do licha, idziemy, Windsorze?
– Już niedaleko, Gregory.
– Jesteś pewien, że to nie może zaczekać, stary?
Stary. Żaden z nich nie miał jeszcze trzydziestu pięciu lat, a nazywał Wina „starym”.
– Nie, Gregory, nie może.
Wyszli zza rogu. Gregory wytrzeszczył oczy na widok Myrona, ale zaraz otrząsnął się z zaskoczenia. Uśmiechnął się i wyciągnął rękę.
– Cześć, Myronie.
– Cześć, Greg.
Tamten ledwie dostrzegalnie się skrzywił. Przywykł, że nazywano go Gregorym, a nie Gregiem.
– O co w tym wszystkim chodzi, Windsorze? Myślałem, że chcesz mi coś powiedzieć na osobności.
Win wzruszył ramionami.
– Skłamałem – rzekł. – To Myron chciał z tobą porozmawiać. Ma nadzieję, że okażesz się chętny do współpracy.
Gregory obrócił się do Myrona i czekał.
– Chcę porozmawiać z tobą o tamtej nocy, kiedy został zamordowany Alexander Cross.
– Nic o tym nie wiem – powiedział Gregory.
– Bardzo wiele o tym wiesz, ale ja chcę ci zadać tylko jedno pytanie.
– Przykro mi – powiedział Gregory. – Muszę już wracać.
Odwrócił się i chciał odejść. Win zastąpił mu drogę. Gregory zrobił zdziwioną minę.
– Tylko jedno pytanie – nalegał Myron.
Gregory zignorował go.
– Proszę, zejdź mi z drogi, Windsorze.
– Nie – odparł krótko Win.
Gregory najwyraźniej nie wierzył własnym uszom. Uśmiechnął się krzywo i przygładził dłonią niesforne włosy.
– Czyżbyś był gotów użyć siły, żeby mnie tu zatrzymać?
– Tak.
– Proszę, Windsorze, to już nie jest zabawne.
– Myron oczekuje, że wykażesz chęć współpracy.
– A ja nie mam takiego zamiaru. Teraz nalegam, żebyś zszedł mi z drogi.
Win nie ruszył się.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie będziesz z nami współpracował, Gregory?
– Dokładnie to chcę wam powiedzieć.
Win błyskawicznie uderzył go usztywnioną dłonią w splot słoneczny. Powietrze uszło ze świstem z płuc Gregory’ego. Osunął się na kolana, blady i wstrząśnięty. Myron pokręcił głową, chociaż doskonale rozumiał, dlaczego Win to zrobił. Dla takich ludzi jak Gregory – właściwie dla większości ludzi – przemoc jest czymś abstrakcyjnym. Czytają o niej. Widzą ją w telewizji i na łamach gazet. Jednak ona nigdy nie dotyczy ich osobiście. Po prostu nie istnieje w ich świecie. Win pokazał Gregory’emu, jak szybko to może się zmienić. Gregory właśnie doznał bólu zadanego ręką swojego bliźniego. To go odmieni. Nie tylko tutaj, nie tylko dziś.
Gregory przyciskał dłoń do piersi. Był bliski łez.
– Nie zmuszaj mnie, żebym uderzył cię jeszcze raz – ostrzegł go Win.
Myron podszedł do niego, ale nie pomógł mu wstać.
– Gregory, my dobrze wiemy, co wydarzyło się tamtej nocy – powiedział. – Mam tylko jedno pytanie. Nie obchodzi mnie, co tam robiliście. Nie dbam o to, czy wąchaliście, czy wstrzykiwaliście sobie niedozwolone substancje. To wcale mnie nie interesuje. To co powiesz, wcale cię nie obciąży, chyba że mnie okłamiesz.
Gregory spojrzał mu w oczy. Był blady jak ściana.
– Ci dwaj wcale nie chcieli okraść klubu, prawda? – zapytał Myron.
Gregory nie odpowiedział.
– Errol Swade i Curtis Yeller nie wtargnęli na teren klubu, żeby go obrobić, ani nie sprzedawali narkotyków. Mam rację? Jeśli ją mam, tylko kiwnij głową.
Gregory spojrzał na Wina i znowu na Myrona. Skinął głową.
– Powiedz mi, co oni tam robili – rzekł Myron.
Gregory milczał.
– Po prostu powiedz to – ciągnął Myron. – Ja już znam odpowiedź. Chcę tylko, żebyś ją potwierdził. Co oni tam robili tamtej nocy?
Gregory oddychał już prawie normalnie. Wyciągnął rękę. Myron podał mu swoją. Gregory wstał i spojrzał mu prosto w oczy.
– Co oni tam robili? – zapytał Myron. – Powiedz mi.
A wtedy Gregory Caufield powiedział dokładnie to, czego Myron oczekiwał.
– Grali w tenisa.