Rozdział 16 HIPERPRZESTRZEŃ



Adelia była bardzo przyjemnym Osiedlem, znacznie przyjemniejszym od Rotora.

Krile Fisher odwiedził już sześć innych Osiedli oprócz Rotora i wszystkie były znacznie przyjemniejsze od niego. (Przez chwilę zastanawiał się nad listą nazw i westchnął: Osiedli było siedem, a nie sześć — pomału zaczynał się gubić. Być może za dużo od niego wymagano). Jednak bez względu na liczbę, Adelia była najprzyjemniejszym Osiedlem, jakie odwiedził. Nie chodziło tu tylko o wymiar materialny — Rotor na przykład był jednym ze starszych Osiedli i zdołał wypracować sobie nawet własne tradycje. Na Adelii wszystko było doskonale zorganizowane, każdy dobrze znał swoje miejsce, cieszył się tym, co robił, i wszędzie czuło się radość z osiąganych sukcesów.

Tessa, Tessa Anita Wendel. mieszkała na Adelii. Krile nie zabrał się jeszcze do wykonywania zadania — być może za bardzo przejął się opinią Tanayamy, wedle którego żadna kobieta nie mogła mu się oprzeć. Zdawał sobie sprawę, że Tanayama żartował lub nie zdołał opanować sarkazmu, mimo to — niemal wbrew swej woli — bardzo wolno zabierał się do powierzonej mu misji. Kolejne fiasko wyglądałoby podwójnie źle w oczach kogoś, kto wierzył — a może tylko udawał, że wierzył — iż Krile potrafi dawać sobie radę z kobietami.

Zobaczył ją po raz pierwszy dopiero po dwóch tygodniach od zamieszkania na Adelii. Zawsze zdumiewał go fakt, z jaką łatwością przychodziło mu wyśledzenie dowolnej osoby na każdym z odwiedzanych przez niego Osiedli. Mimo lat spędzonych na Rotorze, ciągle nie mógł przywyknąć do niewielkiej powierzchni Osiedli, małej liczby mieszkańców i tego, że wszyscy znali się nawzajem Bie tylko w grupach społecznych, lecz ogólnie.

i Gdy w końcu ją zobaczył. Tessa Anita Wendel zrobiła na nim raczej imponujące wrażenie. Tanayama opisał ją jako kobietę w średnim wieku, po dwóch rozwodach — mówiąc to wykrzywił swoje starcze usta jak gdyby starał się podkreślić, że zadanie stojące przed Fisherem nie będzie należało do przyjemnych — co sprawiło, te obraz Tessy nie wyglądał zachęcająco. Jawiła mu się jako despotyczna baba o grubej twarzy — nie wykluczał nerwowego tiku pojawiającego się na jej obliczu — z bardzo jednoznacznym stosunkiem do mężczyzn, co mogło oznaczać tylko cynizm i pożądanie.

Prawdziwa Tessa była zupełnie inna — biorąc oczywiście pod uwagę odległość, z jakiej ją obserwował. Pani Wendel była niemal ego wzrostu, brunetka o opadających na ramiona włosach. Wyglądała na bardzo żywą i często się uśmiechała — to wiedział na pewno. Ubierała się niezbyt wyszukanie, starając się unikać zbędnych ozdób. Była szczupła, a jej figura w zadziwiający sposób zachowała młodzieńczy wygląd.

Fisher zastanawiał się, dlaczego rozwiodła się aż dwa razy. Przyszło mu do głowy, że mężowie znudzili się jej — a nie odwrotnie — chociaż doskonale wiedział, że w większości przypadków rozwodzono się z powodu niezgodności charakterów.

Fisher zaczął przemyśliwać nad zaaranżowaniem ich spotkania, chodziło tu o znalezienie odpowiedniego wydarzenia lub imprezy, na której obydwoje mogliby być obecni. Jego ziemskie pochodzenie stanowiło pewną trudność, jednak w każdym Osiedlu działali ludzie, którzy za odpowiednią opłatą podejmowali się „wstrzelenia agenta” — jak nazywano tę procedurę.

I w końcu nadszedł ten moment, gdy pani Wendel i Fisher stanęli twarzą w twarz. Przyglądała mu się uważnie, jej wzrok omiótł całą jego sylwetkę z góry do dołu i z dołu do góry. A potem nadeszło nieuniknione:

— Jest pan Ziemianinem, panie Fisher, czyż nie tak?

— Owszem jestem, pani doktor, i bardzo tego żałuję, jeśli sprawia to pani przykrość.

— Nie sprawia mi to przykrości. Zakładam, że został pan dekontaminowany.

— Rzeczywiście, omal nie umarłem.

— Dlaczegóż więc zdecydował się pan na tak bolesny proces i przybył tutaj?

Fisher nie patrzył na nią wprost, wiedział jednak wystarczająco dużo, by móc ocenić efekt, jaki wywołają jego słowa:

— Ponieważ powiedziano mi, że kobiety z Adelii słyną z wyjątkowej urody.

— I teraz zapewne wróci pan i zaprzeczy tym pogłoskom.

— Przeciwnie, właśnie je potwierdziłem.

— Jest pan wzdychulcem, wie pan o tym?

Fisher nie miał pewności, co to znaczy „wzdychulec” w adelliańskim slangu, jednak Tessa uśmiechała się, doszedł więc do wniosku, że pierwsze lody zostały przełamane.Czy rzeczywiście kobiety nie mogły mu się oprzeć? Przypomniał sobie nagle Eugenię — tak, wcale mu na niej nie zależało, chciał po prostu „wstrzelić się” w społeczeństwo Rotora.

Społeczeństwo Adelii nie było tak trudne, mimo wszystko wolał jednak nie ryzykować. Na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. Miesiąc później Krile Fisher i Tessa Anita Wendel zaprzyjaźnili się do tego stopnia, że postanowili wybrać się razem do sali gimnastycznej w rejonie o małym ciążeniu. Krile lubił ćwiczenia fizyczne, jednak nigdy do końca nie przyzwyczaił się do wykonywania ich w stanie nieważkości. Czasami podczas treningu zdarzało mu się zapadać na chorobę przestrzenną. Na Rotorze nie przywiązywano specjalnie wagi do kultury fizycznej, a Fisher, jako obcy, nie partycypował w okazjonalnych wydarzeniach sportowych. (Było to oczywiście niezgodne z prawem, jednak przesądy społeczne są często silniejsze od prawa).

Po treningu wsiedli do windy jadącej do obszaru o normalnym ciążeniu. Fisher poczuł, że jego żołądek uspokaja się. Zarówno on, jak i Tessa ubrani byli wyłącznie w stroje gimnastyczne — Krile odniósł wrażenie, że jego partnerka podziwia jego ciało, podobnie jak on podziwiał jej. Po prysznicu i przebraniu się postanowili pójść do jednego z salonów prywatności, gdzie zamówili posiłek.

— Całkiem nieźle dajesz sobie radę w stanie nieważkości — powiedziała Tessa. — Jak na Ziemianina. Podoba ci się na Adelii, Krile?

— Wiesz, że tak, Tesso. Ziemianin nigdy nie przyzwyczai się do końca do życia w Osiedlu, jednak twoja obecność bardzo mi pomaga.

— Tak. Tak właśnie powinien odpowiedzieć wzdychulec. A jak wygląda Adelia w porównaniu z Rotorem?

— Z Rotorem?

— Lub z każdym innym Osiedlem, na którym byłeś. Mam wymienić ich nazwy, Krile? Fisher poczuł się nieswojo.

— Co to ma znaczyć? Przesłuchujesz mnie?

— Oczywiście.

— Czy jestem aż tak interesujący? — Każdy, kto interesuje się mną jest dla mnie interesujący. Chcę wiedzieć, dlaczego? Pomijam oczywiście seks, bo to rozumie się samo przez się.

— Dlaczego ja interesuję się tobą?

— Tak, przypuszczam, że mi to powiesz. A także, dlaczego byłeś na Rotorze? A byłeś tam wystarczająco długo, by się ożenić, spłodzić dziecko i wynieść się pospiesznie, zanim Rotor odleciał. Obawiałeś się zostać tam przez całe życie? Nie podobało ci się tam?

Uczucie niepokoju zmieniło się teraz w przygnębienie.

— Rzeczywiście nie lubiłem Rotora — odpowiedział — ponieważ Rotor nie lubił mnie. Ziemianina. Masz rację, nie chciałem przez całe życie być obywatelem drugiej kategorii. Inne Osiedla są dla nas bardziej pobłażliwe, na przykład Adelia.

— Rotor ukrywał przed Ziemią pewną tajemnicę — oczy Tessy jarzyły się rozbawieniem.

— Tajemnica? Chodzi ci zapewne o hiperwspomaganie.

— Tak, zapewne o to mi chodzi. A ty zapewne właśnie tego szukałeś na Rotorze.

— Ja?

— Tak, właśnie ty. I co, znalazłeś? Po to przecież ożeniłeś się z naukowcem z Rotora, prawda? — Tessa oparła głowę na dłoniach i pochyliła się ku niemu.

Fisher potrząsnął przecząco głową i powiedział:

— Ona nigdy słowem nie wspomniała o hiperwspomaganiu. Wszystko, co wiesz na mój temat, jest błędne. Wendel zignorowała tę ostatnią uwagę.

— A teraz chcesz dostać to ode mnie. Jak masz zamiar to zrobić? Weźmiesz ze mną ślub?

— Czy dostanę to dopiero wtedy, gdy się z tobą ożenię?

— Nie.

— W takim razie małżeństwo odpada.

— Szkoda — powiedziała z uśmiechem Tessa.

— Czy zadajesz mi te wszystkie pytania dlatego, że jesteś specjalistką od hiperprzestrzeni? — zapytał Fisher.

— Gdzie powiedziano ci, że jestem tym, kim jestem? Na Ziemi, zanim tu przyleciałaś?

— Piszą o tobie w adeliańskim „Kto jest kim?”.

— Aha, a więc ty także prowadziłeś śledztwo. Jesteśmy ciekawą parą. Czy zwróciłeś uwagę, że piszą tam o mnie jako o fizyku teoretyku?

— Podają także listę twoich artykułów. Kilka z nich ma w tytule słowo „hiperprzestrzeń", wygląda więc na to, że jesteś hiperspecjalistką.

— Tak, co nie zmienia faktu, że przede wszystkim jestem fizykiem teoretykiem i podchodzę do sprawy hiperprzestrzeni z czysto teoretycznego punktu widzenia. Nigdy nie zajmowałam się zastosowaniami praktycznymi.

— Tak jak zrobiono to na Rotorze. Zastanawiam się, czy to cię gnębi? Ktoś na Rotorze był od ciebie lepszy.

— Dlaczego miałoby mnie to gnębić? Teoria jest interesująca, czego nie można powiedzieć o jej zastosowaniu.

Gdybyś zamiast tytułów przeczytał moje artykuły w całości, dowiedziałbyś się z nich, że moim zdaniem hiperwspomaganie nie jest warte wysiłku.

— Rotorianie zdołali dzięki niemu wysłać w przestrzeń Sondę, która badała gwiazdy.

— Sondę Dalekiego Zasięgu. Udało im się dokonać pomiarów paralaksy kilku odległych gwiazd, ale czy warto było? Jak daleko poleciała Sonda? Kilka miesięcy świetlnych, a to jest bardzo blisko. Jeśli mówimy o odległościach galaktycznych, to najdalsza pozycja Sondy w stosunku do Ziemi i linia łącząca obydwa ciała w naszej wyobraźni są niczym innym jak punktem w przestrzeni.

— Zrobili jednak coś więcej oprócz wysłania Sondy — powiedział Fisher — sami odlecieli.

— Tak, to było w dwudziestym drugim i nie ma ich już od sześciu lat, a wszystko, co wiemy, to to, że odlecieli.

— Czy to nie wystarczy?

— Oczywiście, że nie. Dokąd polecieli? Czy jeszcze żyją? Czy kogą być jeszcze żywi? Ludzie nigdy nie żyli samotnie w Osiedlu zawsze w pobliżu była Ziemia, inne Osiedla… Czy kilka dziesiątków tysięcy ludzi zdoła przetrwać samotnie we Wszechświecie, w stałym Osiedlu? Nie mamy pojęcia, czy istnieje takie psychologiczne prawdopodobieństwo. Ja twierdzę, że nie.

— Wyobrażam sobie, że szukają świata, na którym mogliby siąść. Nie zostaną w Osiedlu.

— Przestrzeń. Jaki świat mogą znaleźć? Nie ma ich od sześciu lat. Są dokładnie dwie gwiazdy, do których mogli dolecieć, ponieważ hiperwspomaganie umożliwia im jedynie poruszanie się e średnią szybkością równą szybkości światła. Mówię o Alfa Centauri, systemie trój gwiazdowym znajdującym się w odległości cztery przecinek trzy roku świetlnego. Jedna z tych gwiazd to czerwony karzeł. A co mamy dalej — gwiazdę Bernarda, pojedynczego czerwonego karła w odległości pięć przecinek dziewięć roku świetlnego. Cztery gwiazdy: jedna podobna do Słońca, jedna prawie podobna do Słońca i dwa czerwone karły. Dwie słońcopodobne gwiazdy tworzą bliską parę i w związku z tym nie mogą mieć planety podobnej do Ziemi na stabilnej orbicie. No więc, gdzie mają dalej polecieć? Nie uda im się, Krile.

Przykro mi. Wiem, że twoja żona i dziecko były na Rotorze, ale nie uda im się.

Fisher zachował spokój. Wiedział coś, o czym ona nie miała pojęcia. Wiedział o Sąsiedniej Gwieździe, ale to także był czerwony karzeł.

— Sądzisz więc, że loty międzygwiezdne są niemożliwe — zapytał.

— Praktycznie tak, jeśli dysponuje się jedynie hiperwspomaganiem.

— Mówisz tak, jak gdyby hiperwspomaganie nie było wszystkim, czym można dysponować — powiedział.

— Być może nie jest wszystkim… Nie tak dawno temu wydano nam się, że nawet to jest niemożliwe, a co dopiero coś jeszcze lepszego… Wolno nam jednak marzyć o prawdziwych lotach hiperprzestrzennych i prawdziwych szybkościach superluminalnych. Gdybyśmy mogli poruszać się tak szybko jak chcemy przez dowolnie długi okres, to Galaktyka, a być może nawet Wszechświat, stałby się jednym wielkim Układem Słonecznym i wszystko w pewnym sensie byłoby nasze.

— To wspaniałe marzenie, ale czy ma szansę realizacji?

— Od odlotu Rotora mieliśmy trzy konferencje wszystkich Osiedli poświęcone temu tematowi.

— Wszystkich Osiedli? A co z Ziemią?

— Byli na nich obserwatorzy z Ziemi, ale Ziemia nie jest obecnie rajem dla fizyków.

— I do jakich wniosków doszliście na konferencjach? Wendel uśmiechnęła się.

— Nie jesteś fizykiem.

— Opuść więc to, czego nie zrozumiem. Jestem ciekaw. I znów tylko się uśmiechnęła. Fisher zacisnął pięści na stole.

— Zapomnij o tej swojej teorii, że jestem jakimś tajnym agentem usiłującym zdobyć posiadane przez ciebie informacje. Gdzieś tam jest moje dziecko, Tesso. Mówisz, że prawdopodobnie nie żyje. A jeśli jest inaczej? Jeśli istnieje szansa…

Uśmiech zniknął z twarzy Tessy.

— Przykro mi. Nie pomyślałam o tym. Bądź jednak praktyczny:

Znalezienie Osiedla gdzieś w przestrzeni, której zasięg można przedstawić za pomocą kuli o promieniu — w chwili obecnej — sześciu lat świetlnych, promieniu, który rośnie z czasem, jest niemal niemożliwe. Znalezienie dziesiątej planety zabrało nam ponad sto lat, a jest ona znacznie większa od Rotora i znajduje się w znacznie mniejszym obszarze.

— Nadzieja porusza góry — powiedział Fisher. — Czy możliwe są prawdziwe loty hiperprzestrzenne? Odpowiedz tak albo nie.

— Większość twierdzi, że nie. Taka jest prawda. Kilku mówi, że nie może powiedzieć, lecz to jest bełkot.

— Czy ktoś mówi głośno: tak?

— Znam jedną taką osobę. To ja.

— Myślisz, że to jest możliwe? — zaskoczenie Fishera było prawdziwe, nie musiał udawać. — Mówisz to otwarcie, czy raczej jest to twoje marzenie przed zaśnięciem?

— Publikowałam artykuły na ten temat. Przeczytałeś tytuł jednego z nich. Nikt nie śmie zgodzić się ze mną.

Oczywiście, ja również popełniłam błędy w przeszłości, ale sądzę, że teraz mam rację.

— Dlaczego więc inni myślą, że się mylisz?

— To trudno powiedzieć. Jest to sprawa interpretacji. Hiperwspomaganie modelu rotoriańskiego, którego technika jest już powszechnie znana wśród Osiedli, nawiasem mówiąc opiera się na fakcie, że iloczyn stosunku szybkości statku do szybkości światła pomnożony przez czas jest stały, podczas gdy stosunek szybkości statku do szybkości światła jest większy niż jeden.

— Co to znaczy?

— Znaczy to, że jeśli poruszasz się szybciej od światła, wraz ze zwiększaniem się twojej szybkości zmniejsza się czas, przez jaki możesz ją utrzymywać, a im dłuższy czas, tym mniejsza musi być twoja szybkość podświetlna, zanim zdecydujesz się na ponowne włączenie silników. W efekcie, twoja przeciętna szybkość i pewnym dystansie nie jest większa niż szybkość światła.

— I co?

— I wtedy pojawia się zasada nieokreśloności, o której wszyscy wiemy, że nie ma z nią żartów. Jeśli rzeczywiście pojawia się zasada nieokreśloności, to prawdziwy lot hiperprzestrzenny byłby teoretycznie niemożliwy i większość fizyków zgadza się co do tego, inni zaś bełkoczą. Według mnie jednak, to co się pojawia przypomina zasadę nieokreśloności, lecz nią nie jest i w związku z tym nie można wykluczyć możliwości prawdziwych lotów hiperprzestrzennych.

— Czy da się to ustalić?

— Prawdopodobnie nie — Wendel potrząsnęła głową. — Osiedla nie są skłonne zdecydować się na odlot posiadając jedynie hiperwspomaganie. Nikt nie chce powtórzyć eksperymentu Rotora podróżować przez lata tylko po to, by prawdopodobnie umrzeć. Z drugiej strony żadne Osiedle nie ma zamiaru inwestować olbrzymich sum pieniędzy, środków i wysiłków po to, by opracować technologię, która przez większość ekspertów w tej dziedzinie uznawana jest za teoretycznie niemożliwą.

Fisher pochylił się.

— Nie martwi cię to?

— Oczywiście, że mnie martwi. Jestem fizykiem i chciałabym udowodnić, że moje poglądy na Wszechświat są poprawne. Muszę jednak zaakceptować granice własnych możliwości. Potrzeba mnóstwa pieniędzy, a Osiedla nie dadzą mi niczego.

— Posłuchaj, Tesso, nawet, jeśli Osiedla nie są zainteresowane, pozostaje Ziemia. Możesz żądać dowolnych sum…

— Naprawdę? — uśmiechnęła się rozbawiona i wyciągnąwszy rękę zburzyła włosy Fishera w geście, który był zarówno wolny, jak i zmysłowy. — Spodziewałam się, że w końcu zatrzymamy się na Ziemi.

Fisher złapał Tessę za nadgarstek i odsunął jej rękę od swojej głowy.

— Powiedziałaś mi prawdę o tym, co sądzisz na temat lotów hiperprzestrzennych?

— Całkowitą.

— Ziemia potrzebuje ciebie.

— Dlaczego?

— Ponieważ potrzebuje lotów hiperprzestrzennych, a ty jesteś jedynym poważnym fizykiem, który wierzy, że są one możliwe.

— Jeśli wiedziałeś o tym wcześniej, Krile, to po co całe to przesłuchanie?

— Nie wiedziałem, dopóki mi nie powiedziałaś. Jedyną informacją, jaką posiadałem, było to, że jesteś najwybitniejszym żyjącym obecnie fizykiem.

— O tak, z pewnością — powiedziała przedrzeźniając jego ton. — I przysłano cię, żebyś mnie zdobył.

— Przysłano mnie, żebym cię przekonał.

— Przekonał do czego? Żebym pojechała z tobą na Ziemię? Zatłoczoną, brudną, zabiedzoną, niszczoną przez nie kontrolowane wpływy atmosferyczne? Wspaniały pomysł.

— Posłuchaj mnie, Tesso. Ziemia jest duża. Być może gdzieś zdarzają się wszystkie rzeczy, o których mówisz, lecz ty z pewnością ich nie zobaczysz. Zobaczysz natomiast spokój i piękno. Skąd możesz wiedzieć, jaka jest Ziemia, jeśli nigdy na niej nie byłaś?

— To prawda. Urodziłam się i wychowałam na Adelii. Byłam tu i ówdzie, ale nigdy nie odważyłam się polecieć na Ziemię. Piękne dzięki.

— Nie masz więc pojęcia jak wygląda Ziemia. Nie masz pojęcia jak wygląda duży świat. Prawdziwy świat. Mieszkasz tutaj, zamknięta z grupką ludzi w pudełku zapałek o powierzchni kilku kilometrów kwadratowych. Mieszkasz w miniaturowych warunkach, które już dawno znudziły ci się i które nie mają nic nowego do zaoferowania. Ziemia natomiast ma powierzchnię ponad sześć bilionów kilometrów kwadratowych. Mieszka na niej osiem miliardów ludzi. Jest różnorodna — nie twierdzę, że nie ma na niej zła, ale jest także dużo dobra.

— Bardzo biednego dobra. Poza tym nie macie nauki.

— Ponieważ naukowcy — a wraz z nimi nauka — przenieśli się do Osiedli. Dlatego potrzebujemy ciebie i innych. Wróć na Ziemię.

— Ciągle nie rozumiem, po co?

— Bo my mamy cele, ambicje i pragnienia. Osiedla są jedynie zadowolone z siebie.

— Nie wystarczą cele, ambicje i pragnienia — fizyka to drogie przedsięwzięcie.

— Bogactwo Ziemi per capita nie jest oszałamiające, zgadzam się. Jako jednostki jesteśmy biedni, lecz osiem miliardów ludzi lawet z biedy potrafi uczynić bogactwo. Nasze zasoby — chociaż nie potrafiliśmy ich mądrze spożytkować — są ciągle ogromne. Znajdziemy więcej pieniędzy dzięki wspólnej pracy, niż wszystkie osiedla razem wzięte, jeśli stwierdzimy, że istnieje taka konieczność. A zapewniam cię, że istnieje absolutna konieczność lotów hiperprzestrzennych. Pojedź ze mną na Ziemię, Tesso, a potraktujemy cię jak najcenniejszy skarb, bo jesteś najcenniejszym skarbem — wspaniałym umysłem, którego potrzebujemy i którego niestety nie mamy.

— Nie jestem pewna, czy Adelia zechce mnie puścić — odpowiedziała Tessa. — Być może jest to zadowolone z siebie Osiedle, lecz ono także docenia wartość umysłu.

— Nie mogą ci zabronić wyjazdu na konferencję naukową na Ziemi.

— A gdy już się na niej znajdę, nie będę musiała wracać?

— Nie będziesz żałowała naszej gościnności. Będzie ci lepiej niż tutaj. Każde twoje pragnienie, każde twoje życzenie… A co więcej, staniesz na czele badań nad hiperprzestrzenią, będziesz miała nieograniczony budżet na prowadzenie dowolnych testów, eksperymentów czy obserwacji…

— No cóż, oferujesz mi królewską łapówkę.

— Czy możesz żądać więcej? — zapytał z nadzieją w głosie.

— Zastanawiam się — odpowiedziała — dlaczego przysłali ciebie? takiego atrakcyjnego mężczyznę? Czy spodziewali się, że złapiesz starzejącą się niewiastę, fizyka, łatwowierną i sfrustrowaną kobietę, na uroki swego ciała jak rybkę na haczyk?

— Nie wiem, czego spodziewali się ci, którzy mnie wysłali, Tesso, wiem natomiast, że mi chodzi o coś innego. Zrozumiałem to, gdy po raz pierwszy spojrzałem na ciebie. Nie jesteś stara, doskonale o tym wiesz. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabyś być łatwowierna i sfrustrowana. Ziemia chce ci zaoferować marzenie każdego fizyka. I nie ma nic do rzeczy, czy jesteś kobietą czy mężczyzną, młodą czy starą.

— Jaka szkoda! Przypuśćmy, że okazałabym się oporna i nie zechciałabym polecieć na Ziemię — jaką perswazję zastosowałbyś wtedy? Przełamałbyś swoją niechęć i poszedł ze mną do łóżka?

Tessa skrzyżowała ręce na swoich wspaniałych piersiach i przyglądała mu się zagadkowo.

Fisher zaczął mówić ostrożnie, starannie dobierając słowa.

— Powtarzam, nie wiem, jakie były zamiary tych, którzy mnie przysłali. Pójść z tobą do łóżka nie było elementem moich bezpośrednich instrukcji, a tym bardziej nie leżało w moich zamiarach. Co prawda gdyby było inaczej, nie musiałbym się przełamywać. Doszedłem jednak do wniosku, że jako fizyk potrafisz dostrzec korzyści, wynikające z mojej propozycji i nie chciałbym uwłaczać ci przypuszczeniem, że trzeba ci czegoś więcej.

— Jakże się mylisz — odpowiedziała. — Dostrzegam korzyści z punktu widzenia fizyka i gotowa jestem przyjąć twoją propozycję i uganiać się za motylkiem lotów hiperprzestrzennych po łąkach nieokreśloności, mimo to nie chcę, żebyś zaprzestał perswazji. Chcę mieć wszystko.

— Ale…

— Mówiąc krótko, jeśli mnie chcecie, to będzie was to kosztować. Musisz w dalszym ciągu przekonywać mnie tak, jak gdybym była oporna, musisz robić to najlepiej jak potrafisz, albo nie lecę na Ziemię. Jak sądzisz, po co jesteśmy w salonie prywatności? Po co zbudowaliśmy te salony? Byliśmy na treningu, wzięliśmy prysznic, zjedliśmy i napiliśmy się trochę, porozmawialiśmy, nacieszyliśmy się tym wszystkim, a teraz nadeszła pora cieszyć się innymi rzeczami. Nalegam. Przekonaj mnie, żebym poleciała na Ziemię.

Pod dotykiem jej palca światło w salonie przygasło uwodzicielsko.



Загрузка...