– Posuń się, tłuściochu!
Przechodząc korytarzem, chłopcy umyślnie go potrącili. Starał się nie zwracać na to uwagi. W szkole pragnął być tak samo niewidzialny jak w domu. Wszystko na nic. Tylko czekali na takiego odmieńca jak on, na kogoś nadającego się na ofiarę. Świetnie sobie z tego zdawał sprawę. Dużo czytał i wiedział więcej niż rówieśnicy. Brylował na lekcjach, był ulubieńcem nauczycieli, ale nic mu to nie dawało, bo nie umiał grać w piłkę, szybko biegać ani pluć na odległość. Nie posiadł talentów, które liczyły się w szkole.
Wlókł się do domu, rozglądając się trwożnie, czy nikt na niego nie czyha. Na szczęście mieszkał blisko. Droga była niebezpieczna, ale przynajmniej krótka. Wystarczyło zejść z górki Håckebacken, skręcić w lewo do nabrzeża, w stronę Badholmen, i już był pod domem. Tym odziedziczonym po Starusze.
Mama zawsze tak o niej mówiła. Za każdym razem, gdy z wyraźną satysfakcją wrzucała coś, co do niej należało, do kontenera wstawionego do ogrodu na czas przeprowadzki.
– Szkoda, że Starucha nie widzi, jak wylatują jej eleganckie krzesła – mówiła, sprzątając jak szalona i wyrzucając, co popadnie. – Wyrzucam porcelanę po twojej babci, widzisz?
Nie wiedział, dlaczego mama tak jej nie lubiła i skąd się wzięło to określenie. Pytał kiedyś ojca, ale tylko coś mruknął.
– Już jesteś? – usłyszał, gdy wszedł do domu. Mama czesała Alice.
– Lekcje skończyły się o tej samej porze co zawsze – powiedział, nie zwracając uwagi na uśmiech Alice. – Co będzie na obiad?
– Wyglądasz, jakbyś do końca roku nie potrzebował jeść. Dziś nie dostaniesz obiadu. Wystarczy ci tłuszcz z własnych zapasów.
Była dopiero czwarta. Już był głodny. Co będzie za parę godzin? Popatrzył na mamę i zrozumiał, że protesty nic nie pomogą.
Poszedł do swojego pokoju, zamknął drzwi i z książką położył się na łóżku. Z nadzieją włożył rękę pod materac. Może coś przeoczyła. Ale nic nie znalazł. Mama była sprytna. Zawsze potrafiła znaleźć jego zapasy jedzenia i słodyczy, choćby nie wiadomo jak dobrze je schował.
Minęło parę godzin. W brzuchu burczało mu coraz głośniej. Był tak głodny, że chciało mu się płakać. Z kuchni dochodził zapach bułek cynamonowych. Wiedział, że mama piecze je specjalnie, żeby szalał z głodu. Wciągnął zapach, odwrócił się na bok i wtulił twarz w poduszkę. Czasem myślał o ucieczce. I tak nikt się nie zmartwi. Z wyjątkiem Alice, ale ona się nie liczy. Zresztą ma mamę.
Mama poświęcała jej cały wolny czas. Dlaczego wobec tego Alice nie patrzyła z uwielbieniem na mamę, tylko na niego? Dlaczego to, za co on oddałby wszystko, uważała za coś oczywistego?
Musiał się zdrzemnąć, bo obudziło go ciche pukanie w drzwi. Książka opadła mu na twarz i chyba ślinił się przez sen, bo poduszka była mokra. Wytarł ręką policzek i wstał, żeby otworzyć. Zobaczył Alice z bułką w wyciągniętej ręce. Ślinka mu pociekła, ale jeszcze się wahał. Mama będzie zła, jeśli się zorientuje, że Alice mu coś przyniosła.
Spoglądała na niego wielkimi oczami, w których malowała się prośba o uwagę i miłość. W tym momencie stanęło mu przed oczami mokre ciałko. Przypomniał sobie jego śliski dotyk i to, jak Alice patrzyła na niego spod wody. Jak machała rączkami i nóżkami, a potem przestała.
Wyrwał jej bułkę i zamknął drzwi przed nosem. Nie pomogło. Wciąż miał przed oczami ten widok.
Patrik wysłał Göstę i Martina do Uddevalli. Może będzie można przesłuchać Kennetha. Ekipa kryminalistyczna pod wodzą Torbjörna Ruuda już była w drodze. Należało ją podzielić na dwie grupy. Jedna zbada miejsce, gdzie miał wypadek Kenneth, a druga dom, w którym się właśnie znajdowali. Gösta nie miał ochoty jechać. Wolałby zostać i uczestniczyć w przesłuchaniu Christiana. Ale Patrik wolał, żeby została Paula. Uważał, że będzie lepiej, jeśli z Sanną i dziećmi porozmawia kobieta. Zapamiętał, że w piwnicy znalazł szmatę. Musiał przyznać, że Gösta zachował się bardzo przytomnie. Przy odrobinie szczęścia będą mieli odciski palców i DNA sprawcy, który do tej pory zachowywał wielką ostrożność.
Obserwował siedzącego przed nim Christiana. Był skrajnie wyczerpany. Wyglądał, jakby od ostatniego razu postarzał się o dziesięć lat. Spod byle jak zawiązanego szlafroka wystawała naga pierś, przez co wyglądał na jeszcze bardziej bezbronnego. Patrik już miał mu powiedzieć, żeby zaciągnął poły szlafroka, ale dał spokój. Była to zapewne ostatnia rzecz, jaka w tej chwili zaprzątała uwagę Christiana.
– Dzieci już się uspokoiły. Moja koleżanka porozmawia z twoją żoną i z nimi. Zrobi to bardzo delikatnie, tak, żeby ich nie przestraszyć ani nie zdenerwować. Dobrze? – Patrik starał się uchwycić jego spojrzenie, żeby sprawdzić, czy słucha. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi i pomyślał, że powinien powtórzyć. W końcu Christian powoli skinął głową. – My tymczasem moglibyśmy porozmawiać – dodał. – Wiem, że do tej pory nie miałeś ochoty, ale teraz chyba nie masz wyboru. Ktoś wdarł się do twojego domu i wszedł do pokoju dzieci. Nie wyrządził im wprawdzie krzywdy fizycznej, ale musiało to dla nich być straszne przeżycie. Jeśli wiesz, kto to zrobił, musisz nam powiedzieć. Nie rozumiesz tego?
Długa cisza, w końcu Christian skinął głową. Chrząknął, jakby miał coś powiedzieć, ale z jego ust nie padło żadne słowo. Patrik mówił dalej:
– Wczoraj dowiedzieliśmy się, że Kenneth i Erik też otrzymali listy z pogróżkami. Od tej samej osoby co ty. A dziś Kenneth został poważnie ranny podczas porannego joggingu. Ktoś zastawił na niego pułapkę.
Christian szybko podniósł na niego wzrok, a potem znów spojrzał w dół.
– Nic nam nie wiadomo o tym, żeby groził również Magnusowi, ale zakładamy, że to ten sam sprawca. Mam również nieodparte wrażenie, że wiesz o tym więcej, niż nam powiedziałeś. Pewnie nie chcesz tego wyciągać na światło dzienne albo uważasz, że to nie ma większego znaczenia. Pozwól jednak, że to my to ocenimy. Istotna może być nawet najmniejsza wskazówka.
Christian rysował palcem kółka na stole. Ich spojrzenia spotkały się. Przez chwilę Patrik miał wrażenie, że Christian chce coś powiedzieć, ale znów zamknął się w sobie.
– Nie mam pojęcia. Podobnie jak wy nie wiem, kto to robi.
– Zdajesz sobie sprawę, że dopóki tego kogoś nie schwytamy, grozi wam wielkie niebezpieczeństwo? Zarówno tobie, jak i twojej rodzinie.
Na twarzy Christiana zobaczył osobliwy spokój. Zniknął lęk, zastąpiła go determinacja.
– Zdaję sobie sprawę. I zakładam, że zrobicie wszystko, żeby znaleźć sprawcę. Niestety nie mogę wam pomóc. Nic na ten temat nie wiem.
– Nie wierzę ci – otwarcie stwierdził Patrik.
Christian wzruszył ramionami.
– Nic na to nie poradzę. Mówię, jak jest. – W tym momencie jakby odkrył, że jest właściwie nagi. Zaciągnął poły szlafroka i zawiązał pasek.
Patrik ze złości miał ochotę nim potrząsnąć. Był przekonany, że coś ukrywa, chociaż nie wiedział, czy to coś jest istotne dla śledztwa.
– O której poszliście wczoraj spać? – Postanowił zmienić temat, żeby potem do niego wrócić. Bynajmniej nie zamierzał pozwolić mu się łatwo wywinąć. Widział przerażone miny dzieci w łazience. Następnym razem to może nie być tylko farba. Christian musi zrozumieć, że sprawa jest poważna.
– Ja położyłem się późno, tuż po pierwszej. Nie wiem, o której Sanna poszła spać.
– Byłeś w domu cały wieczór?
– Nie, wyszedłem pospacerować. Mamy z Sanną pewne… problemy. Musiałem się przewietrzyć.
– Dokąd poszedłeś?
– Nie pamiętam. Chodziłem bez celu. Obszedłem górę, chodziłem po całej Fjällbace.
– Sam? W środku nocy?
– Nie chciałem siedzieć w domu. Co miałem robić?
– Wróciłeś około pierwszej? Skąd ta pewność co do godziny?
– Bo gdy przechodziłem przez Ingrid Bergmans torg, spojrzałem na zegar. Była za kwadrans pierwsza. Stamtąd do domu idzie się dziesięć do piętnastu minut. Więc musiało być koło pierwszej.
– Czy Sanna już spała?
Christian kiwnął głową.
– Tak. Dzieci też. W domu panowała absolutna cisza.
– Czy kiedy wróciłeś, zajrzałeś do dzieci?
– Zawsze to robię. Nils jak zwykle się rozkopał, więc go przykryłem.
– I nic szczególnego nie zwróciło twojej uwagi?
– Na przykład wielkie czerwone litery na ścianie? – Powiedział to z takim sarkazmem, że Patrik się rozzłościł.
– Powtarzam: czy po powrocie nie zauważyłeś nic niezwykłego?
– Nie zauważyłem. Przecież nie położyłbym się spać, gdybym zauważył.
– Pewnie nie. – Patrik poczuł, że znów się poci. Ale ludzie mają gorąco w domach. Poluzował kołnierzyk. Ciągle nie mógł porządnie odetchnąć.
– Czy po powrocie zamknąłeś drzwi na klucz?
Christian się zamyślił.
– Nie wiem – odparł. – Wydaje mi się, że tak, bo zawsze zamykam. Ale… nie pamiętam. – Porzucił sarkazm. Mówił cicho, niemal szeptem. – Nie pamiętam, czy zamknąłem na klucz.
– I w nocy nic nie słyszeliście?
– Nic. Ja na pewno nie, i sądzę, że Sanna też nie. Oboje twardo śpimy. Obudziłem się dopiero, gdy rano Sanna zaczęła krzyczeć. Nie słyszałem nawet Nilsa…
Patrik spróbował jeszcze raz:
– I nie masz żadnego pomysłu, dlaczego ktoś ci to robi? Dlaczego od półtora roku przysyła listy z pogróżkami? Żadnych podejrzeń?
– Nie słyszałeś, co powiedziałem?! – wybuchnął Christian.
Patrik aż podskoczył, a Paula zawołała z góry:
– Wszystko w porządku?
– W porządku – odpowiedział Patrik. Miał nadzieję, że się nie myli. Christian poczerwieniał, mocno drapał się po ręce. Wyglądał, jakby zaraz miał pęknąć.
– Ja nic nie wiem – powtórzył, starając się mówić normalnie. Podrapał się do krwi.
Patrik odczekał chwilę. Christian już nie był taki czerwony, najwyraźniej się uspokajał. Przestał się drapać i ze zdziwieniem patrzył na własną dłoń, jakby nie rozumiał, skąd się wzięły te krwawe pręgi.
– Czy macie się dokąd przeprowadzić na jakiś czas, żebyśmy mogli ustalić coś więcej?
– Sanna mogłaby pomieszkać z chłopcami u siostry, w Hamburgsund.
– A ty?
– Ja tu zostanę – odparł zdecydowanie.
– To zły pomysł – równie zdecydowanie stwierdził Patrik. – Nie możemy ci zapewnić całodobowej ochrony. Wolałbym, żebyś mieszkał gdzie indziej, gdzieś, gdzie czułbyś się bezpieczny.
– Zostanę tutaj – powtórzył Christian tonem niepozostawiającym żadnych wątpliwości.
– Trudno – powiedział Patrik niechętnie. – Zadbaj, żeby twoja rodzina wyjechała jak najprędzej. Postaramy się mieć dom na oku, ale nie mamy możliwości…
– Nie potrzebuję ochrony – przerwał mu Christian. – Dam sobie radę.
Patrik spojrzał mu w oczy i powiedział stanowczo:
– Mamy do czynienia z człowiekiem ciężko zaburzonym, kimś, kto już się dopuścił morderstwa, może nawet dwóch, i wygląda na to, że to samo może spotkać ciebie, Kennetha, może również Erika. To naprawdę nie przelewki, ale zdaje się, że tego nie rozumiesz – mówił powoli, wyraźnie, tak, żeby to do Christiana dotarło.
– Doskonale rozumiem. Mimo to zostanę tu.
– Gdybyś zmienił zdanie, wiesz, gdzie mnie szukać. Jak już powiedziałem, nie wierzę, że nic nie wiesz. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, co ryzykujesz, nie mówiąc prawdy. W końcu i tak się dowiemy, cokolwiek by to było. Pytanie, czy nastąpi to, zanim nieszczęście spotka kolejną osobę, czy dopiero po fakcie.
– Co z Kennethem? – wymamrotał Christian, unikając wzroku Patrika.
– Wiem tylko, że jest ranny, nic więcej.
– Jak to się stało?
– Ktoś rozciągnął sznurek w poprzek ścieżki do joggingu i rozsypał tłuczone szkło. Grubą warstwę. Może teraz rozumiesz, dlaczego proszę, żebyś z nami współpracował.
Christian milczał. Odwrócił głowę i spojrzał w okno. Był blady jak ściana, zacisnął szczęki. Utkwił wzrok w oddali i w końcu odezwał się zimnym, obojętnym głosem:
– Ja nic nie wiem. Nic. Nie. Wiem.
– Boli? – spytał Martin, patrząc na bandaże na rękach Kennetha.
Kenneth kiwnął głową.
– Dasz radę odpowiedzieć na kilka pytań? – Gösta przysunął sobie krzesło i dał znak Martinowi, by zrobił to samo.
– Pewnie uważacie, że mogę, skoro siadacie – odpowiedział Kenneth ze słabym uśmiechem.
Martin nie mógł oderwać wzroku od jego zabandażowanych rąk. Musiało go strasznie boleć. I wtedy, gdy upadł na szkło, i gdy mu je wyciągali. Zerknął niepewnie na Göstę. Czasem miał wrażenie, że nigdy nie nabierze tyle doświadczenia, żeby wiedzieć, jak się zachować w różnych sytuacjach. Czy wykazać się inicjatywą i przystąpić do zadawania pytań? Czy z szacunku dla starszego kolegi pozwolić mu poprowadzić przesłuchanie? Wciąż te same dylematy. Jako najmłodszy był stale posyłany to tu, to tam. Też wolałby zostać, jak Gösta, który mruczał pod nosem przez całą drogę do Uddevalli. Wolałby przesłuchiwać Christiana i jego żonę, a potem rozmawiać z Torbjörnem i z jego ekipą. Być w centrum wydarzeń.
Bolało go, że Patrik najczęściej pracował z Paulą, chociaż on miał dłuższy staż w komisariacie. To prawda, że miała doświadczenie ze Sztokholmu, podczas gdy on pracował tylko w Tanumshede. Ale czy to coś złego? Wiedział, jak funkcjonuje taka mała społeczność, rozumiał sposób myślenia tutejszych ludzi, znał całą okolicę i wszystkich miejscowych żuli, z najgorszymi chodził nawet do klasy. Paula nie znała ich w ogóle. W dodatku wielu ludzi przyglądało jej się podejrzliwie, od kiedy lotem błyskawicy rozeszły się plotki o jej życiu prywatnym. Martin nie miał nic przeciwko parom tej samej płci, ale ludzie, z którymi mieli do czynienia na co dzień, nie wykazywali tyle zrozumienia. Dlatego trochę się dziwił, że Patrik zawsze daje pierwszeństwo Pauli. Chciałby tylko jednego: trochę więcej zaufania. I jeszcze, żeby przestali traktować go jak wyrostka. Aż taki młody nie jest, został nawet ojcem.
– Przepraszam? – Tak się zatopił w myślach, że nie dosłyszał, co Gösta powiedział.
– Pytałem, czy chcesz zacząć.
Martin zdziwił się, że Gösta czyta w jego myślach, i skorzystał z okazji.
– Czy mógłby pan opowiedzieć, co się stało?
Kenneth sięgnął do kubka z wodą stojącego na stoliku przy łóżku i zdał sobie sprawę, że sam sobie nie poradzi.
– Proszę poczekać, zaraz panu pomogę. – Martin wziął kubek i pomógł mu się napić przez rurkę.
Kenneth opadł na poduszkę, po czym rzeczowo i spokojnie opowiedział wszystko po kolei: od chwili gdy włożył buty, żeby zrobić tę samą co zawsze rundkę.
– O której pan wyruszył? – Martin już wcześniej wyjął notes i długopis.
– Za kwadrans siódma.
Martin zanotował. Nie upewniał się. Odniósł wrażenie, że jeśli Kenneth mówi, że za kwadrans siódma, to tak było. Co do minuty.
– Biega pan zawsze o tej samej porze? – Gösta rozparł się na krześle i skrzyżował ramiona na piersi.
– Tak, czasem z dziesięciominutowym poślizgiem.
– Nie pomyślał pan, że… Zważywszy na to, że… – Martin się zająknął.
– Nie pomyślał pan, żeby dziś zrezygnować, zważywszy na to, że wczoraj umarła pańska żona? – dopowiedział Gösta, ale nie zabrzmiało to ani niemiło, ani jak zarzut.
Kenneth nie od razu odpowiedział. Musiał najpierw przełknąć ślinę.
– Jeśli kiedykolwiek naprawdę odczuwałem potrzebę pobiegania, to właśnie dziś – odparł cicho.
– Rozumiem – powiedział Gösta. – Zawsze biega pan tą samą trasą?
– Tak. Tylko czasami w weekendy korzystam z okazji i robię dwa okrążenia. Jestem przywiązany do określonego porządku, nie lubię niespodzianek, przygód ani zmian. – Umilkł. Gösta i Martin rozumieli, co miał na myśli, i również się nie odzywali.
Kenneth chrząknął i odwrócił głowę, żeby ukryć łzy, które napłynęły mu do oczu. Jeszcze jedno chrząknięcie, żeby odzyskać głos.
– A więc, jak już powiedziałem, lubię żyć według stałego rytmu. Od ponad dziesięciu lat tak biegam.
– Domyślam się, że wie o tym wiele osób. – Martin podniósł wzrok znad notesu, w którym zapisał i otoczył kółkiem: dziesięć lat.
– Nie było powodu robić z tego tajemnicy. – Uśmiech na jego twarzy zgasł równie szybko, jak się pojawił.
– Nie spotkał pan nikogo? – spytał Gösta.
– Żywego ducha. Rzadko kiedy kogoś spotykam. Może parę razy kogoś z psem albo z wózkiem, bo dziecko się wcześnie obudziło. Ale to wyjątki. Najczęściej jestem na trasie zupełnie sam. Dziś również.
– Nie widział pan żadnego samochodu zaparkowanego w pobliżu? – spytał Martin, a Gösta z uznaniem kiwnął głową.
Kenneth musiał się zastanowić.
– Nie wydaje mi się. Nie mógłbym przysiąc, bo mogłem nie zwrócić uwagi. Chociaż nie, raczej bym zauważył.
– To znaczy, że dzisiejszy poranek nie różnił się od innych? – naciskał Gösta.
– Nie, wszystko było tak jak zawsze. Poza… – Słowa zawisły w powietrzu, z oczu znów popłynęły łzy.
Martinowi zrobiło się głupio, że jest zażenowany, kiedy patrzy na jego łzy. Zupełnie nie wiedział, co robić. Tymczasem Gösta sięgnął przez łóżko do nocnego stolika, wziął serwetkę i wytarł Kennethowi twarz. Potem odłożył ją na miejsce.
– Czy już coś wiadomo? – spytał cicho Kenneth. – O Lisbet?
– Nie, jeszcze nie. Musimy poczekać, aż wypowie się lekarz sądowy.
– To ona ją zabiła. – Skurczył się na łóżku, patrzył przed siebie nieruchomym wzrokiem.
– Przepraszam, co pan powiedział? – spytał Gösta, nachylając się do niego. – Jaka ona? Wie pan, kto to zrobił?
Martin widział, że Gösta wstrzymał oddech, i uzmysłowił sobie, że on również.
W oczach Kennetha zobaczyli błysk.
– Nie mam pojęcia – odparł zdecydowanie.
– Powiedział pan: ona – zauważył Gösta.
Kenneth odwrócił wzrok.
– Wydaje mi się, że listy są pisane kobiecą ręką. Dlatego założyłem, że to kobieta.
– Hm… – mruknął Gösta z niedowierzaniem. – Ten ktoś wziął na celownik was czterech nie bez powodu. Magnus, Christian, Erik i pan. Macie z kimś na pieńku, ale wszyscy – cóż, z wyjątkiem Magnusa – twierdzicie, że nie macie pojęcia z kim ani dlaczego. Coś takiego musi jednak wynikać z wielkiej nienawiści do was. Dlatego pytamy, o co tu chodzi. Jakoś trudno mi uwierzyć, że nic nie wiecie, że nie macie żadnych podejrzeń. – Przysunął się do Kennetha.
– To musi być ktoś chory na umyśle. Innego wytłumaczenia nie widzę. – Kenneth odwrócił głowę i zacisnął usta.
Martin i Gösta wymienili spojrzenia. Zdali sobie sprawę, że nic więcej z niego nie wydobędą. Na razie.
Erika patrzyła jeszcze na telefon, wstrząśnięta po rozmowie z Patrikiem. Zadzwonił, żeby zawiadomić, że późno wróci, i pokrótce opowiedział, co się stało. Nie mogła uwierzyć, że ktoś zrobił krzywdę dzieciom Christiana. Potem jeszcze ten zamach na Kennetha. Sznurek rozciągnięty w poprzek ścieżki. Proste i pomysłowe.
Zastanawiała się gorączkowo. Musi być jakiś sposób, żeby przyśpieszyć to śledztwo. W głosie Patrika słyszała przygnębienie. Zrozumiałe, bo działo się coraz więcej, a policja wcale nie zbliżała się do rozwiązania.
Zastanawiała się, obracając w ręku telefon. Jeśli się wtrąci, Patrik będzie wściekły. Z drugiej strony ma pewne doświadczenie w zbieraniu danych. Wprawdzie zajmowała się już zakończonymi śledztwami, ale to chyba niewielka różnica. Przede wszystkim jednak nudziło jej się w domu. Bardzo ją kusiło, żeby się włączyć.
Poza tym miała instynkt, który kilka razy okazał się niezawodny. Teraz mówił jej, że odpowiedzi należy szukać u Christiana. Przemawiały za tym następujące okoliczności: pierwszy zaczął otrzymywać listy, jest bardzo tajemniczy, jeśli chodzi o przeszłość, i ewidentnie bardzo tym wszystkim wytrącony z równowagi. Niby drobiazgi, ale istotne. Od czasu rozmowy w jego pracowni w szopie miała również nieodparte wrażenie, że coś ukrywa.
Szybko, żeby się nie rozmyślić, ubrała się do wyjścia. Po drodze zadzwoni do Anny i poprosi, żeby odebrała Maję z przedszkola, bo sama nie zdąży, chociaż wróci przed wieczorem. Na wyprawę do Göteborga potrzebowała półtorej godziny w jedną stronę, sporo jak na taki kaprys. A nawet gdyby nic nie znalazła, zawsze może odwiedzić Görana, swego niedawno poznanego przyrodniego brata.
Jeszcze się nie przyzwyczaiła do myśli, że ma starszego brata. Oszołomiło ją odkrycie, że podczas drugiej wojny światowej jej matka w tajemnicy urodziła syna i oddała go do adopcji. Dramatyczne wydarzenia ubiegłego lata miały przynajmniej ten jeden dobry skutek. Obydwie z Anną nawiązały więź z Göranem. Wiedziała, że zawsze będzie mile widziana i u niego, i u jego przybranej matki.
Anna od razu zgodziła się odebrać Maję, ulubienicę zarówno jej dzieci, jak i Dana. Wieczorem Maja wróci do domu wybawiona i objedzona słodyczami.
Erika mogła wyruszyć. Pracując nad cieszącymi się ogromnym powodzeniem książkami o prawdziwych zbrodniach, nauczyła się przygotowywać dokumentację. Byłoby łatwiej, gdyby znała numer identyfikacyjny Christiana, ale poradzi sobie i bez niego. Wie, jak się nazywa, i pamięta, co kiedyś powiedziała jej Sanna: że gdy się poznali, Christian mieszkał w Göteborgu. Miała również w pamięci, że May wspomniała o Trollhättan, ale uznała, że Göteborg będzie najlepszym punktem wyjścia. Mieszkał tam, zanim się przeprowadził do Fjällbacki, więc tam trzeba zacząć. Potem, jeśli zajdzie potrzeba, będzie się cofać w czasie. Nie miała cienia wątpliwości, że prawdy należy szukać w przeszłości Christiana.
Po czterech rozmowach telefonicznych znała adres, pod którym Christian mieszkał, zanim się wprowadził do Sanny. Zatrzymała się na stacji Statoil przed wjazdem do Göteborga i kupiła plan miasta. Korzystając z okazji, rozprostowała nogi i poszła do toalety. Bardzo jej było niewygodnie z dwojgiem dzieci między nią a kierownicą, drętwiały jej krzyż i nogi.
Wcisnęła się z powrotem na siedzenie, gdy zadzwonił telefon. Trzymając w jednej ręce tekturowy kubek z kawą, drugą chwyciła komórkę, żeby spojrzeć na wyświetlacz. Patrik. Lepiej niech się nagra na sekretarkę. Potem mu wszystko wyjaśni. Zwłaszcza jeśli wróci do domu z czymś, co im pomoże w śledztwie. Może wtedy będzie na nią trochę mniej zły.
Ostatni rzut oka na mapę i mogła wyjechać na autostradę. Minęło ponad siedem lat od czasu, gdy Christian mieszkał tam, dokąd zmierzała. Ogarnęły ją wątpliwości. Jakie są szanse, że zostały po nim jakieś ślady? Ludzie ciągle się przeprowadzają, nic po sobie nie zostawiając.
Westchnęła. Skoro już tu przyjechała, przynajmniej wypije z Göranem kawę. A potem ruszy z powrotem. Wtedy ta wyprawa nie będzie całkiem bez sensu.
Zapiszczała komórka. Patrik zostawił wiadomość.
– Gdzie są wszyscy? – Mellberg rozejrzał się zaspanym wzrokiem. Zdrzemnął się na chwilę, a kiedy się obudził, w komisariacie było pusto. Czyżby nie pytając go o zgodę, wyszli na kawę?
Rzucił się do recepcji, do Anniki.
– Co tu się dzieje? Zrobili sobie wolne, czy co? Dlaczego nikt nie pracuje? Już ja im pokażę, jeśli się dowiem, że przesiadują w cukierni. Samorząd oczekuje od nas stałej gotowości i naszym obowiązkiem – pogroził palcem – jest być na miejscu, gdy obywatele nas potrzebują. – Napawał się brzmieniem swego głosu. Uważał, że bardzo mu przystoi ten władczy ton.
Annika patrzyła na niego bez słowa. Poczuł się niepewnie. Spodziewał się, że zarzuci go wyjaśnieniami. Czuł się coraz bardziej nieswojo.
Po chwili Annika odpowiedziała spokojnie:
– Było wezwanie. Do Fjällbacki. Wydarzyło się tu trochę różnych rzeczy, kiedy byłeś zajęty pracą.
Słowo „praca” wypowiedziała bez ironii, ale coś mu mówiło, że doskonale wie, że spał. Musiał ratować sytuację.
– Dlaczego nikt mi nic nie powiedział?
– Patrik próbował. Długo do ciebie pukał. Chciał wejść, ale zamknąłeś się na klucz i nie odpowiadałeś. W końcu musiał jechać.
– No tak. Czasem do tego stopnia pogrążam się w pracy, że nic nie słyszę i nie widzę – odparł Mellberg, przeklinając w duchu. Cholera, że też zawsze musi spać tak twardo. Taki sen to jednocześnie błogosławieństwo i przekleństwo.
– Mhm… – mruknęła Annika, odwracając się do komputera.
– A co się stało? – spytał, wściekły, że go wystrychnięto na dudka.
Annika opowiedziała, co się stało u Christiana i o wypadku Kennetha. Mellberg słuchał z otwartymi ustami. Wszystko to wyglądało coraz dziwniej.
– Patrik i Paula powinni niedługo wrócić, wtedy dowiesz się więcej. Martin i Gösta pojechali do Uddevalli porozmawiać z Kennethem. Trochę potrwa, zanim wrócą.
– Niech Patrik zajdzie do mnie, jak tylko wróci – powiedział Mellberg. – Powiedz mu, żeby tym razem pukał mocno.
– Przekażę. Zwłaszcza żeby pukał mocno. W razie gdybyś był pochłonięty pracą.
Patrzyła na niego z absolutną powagą, ale i tak nie mógł się pozbyć wrażenia, że z niego kpi.
– Nie mógłbyś pojechać z nami? Dlaczego chcesz tu zostać? – Sanna niedbałym ruchem wrzuciła do walizki kilka koszulek.
Christian nie odpowiadał i to wzburzyło ją jeszcze bardziej.
– No odpowiadaj. Zostaniesz w domu sam? Przecież to głupie, beznadziejnie… – Ze złością rzuciła dżinsami, celując w walizkę, ale nie trafiła. Wylądowały na podłodze, u stóp Christiana. Poszła je podnieść, ale zamiast tego ujęła dłońmi jego twarz, próbowała pochwycić jego spojrzenie. Christian uparcie się odwracał.
– Mój kochany, proszę. Nie rozumiem, dlaczego nie jedziesz z nami. Tu nie będziesz bezpieczny.
– Tu nie ma nic do rozumienia – odparł, odpychając jej ręce. – Zostaję i już. Nie mam zamiaru uciekać.
– Uciekać? Przed kim? Przed czym? Niech cię szlag, jeśli wiesz, kto to jest, i nic nie mówisz. – Łzy popłynęły jej po policzkach, w dłoniach jeszcze czuła ciepło jego twarzy. Bolało, że ją odtrąca. Powinni się wspierać. Tymczasem on pokazał jej plecy, nie chciał jej. Upokorzenie zapiekło ją boleśnie, odwróciła wzrok i wróciła do pakowania.
– Jak długo mamy tam zostać? – spytała, wkładając do walizki majtki i skarpetki wyjęte z górnej szuflady komody.
– A skąd ja mam wiedzieć? – Christian zdążył zdjąć szlafrok, zetrzeć z piersi plamy czerwonej farby i przebrać się w dżinsy i T-shirt. W oczach Sanny nadal był najpiękniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. Kochała go do bólu.
Wsunęła szufladę i rzuciła okiem na przedpokój. Chłopcy bawili się na podłodze. Zachowywali się ciszej niż zwykle. Byli poważni. Nils jeździł samochodzikami tam i z powrotem, a Melker urządzał bitwy między figurkami wojowników, ale odbywało się to bez zwyczajowych efektów dźwiękowych i bez nieuniknionych zwykle awantur.
– Myślisz, że oni… – Znów się rozpłakała i musiała zacząć od nowa. – Myślisz, że to zostawi jakiś ślad?
– Przecież nie zostali nawet draśnięci.
– Nie mam na myśli śladów fizycznych. – Nie potrafiła zrozumieć, jak Christian może być taki chłodny, taki spokojny. Rano był tak samo wstrząśnięty, rozbity i przestraszony jak ona. Teraz zachowywał się, jakby nic się nie stało, jakby to był drobiazg.
Ktoś wdarł się do ich domu, gdy spali, wszedł do pokoju ich dzieci i nastraszył je, być może na zawsze pozbawiając poczucia, że we własnym domu i we własnym łóżku zawsze są bezpieczne. Że nie może im się stać nic złego, bo mama i tata są tuż obok. Możliwe, że już na zawsze utraciły to przekonanie. Mimo to ich ojciec zachowuje taki spokój i dystans, jakby w ogóle się tym nie przejął. W tym momencie nienawidziła go za to.
– Dzieci szybko zapominają – odparł, patrząc na swoje ręce. Sanna zdziwiła się, widząc głębokie zadrapania na jego dłoni. Nie spytała, co się stało. Choć raz nie spytała. Może to koniec? Jeśli nie potrafi okazać jej uczucia, gdy grozi im coś strasznego, to może czas dać za wygraną.
Wciąż na chybił trafił wrzucała rzeczy do walizki. Łzy wszystko zamazywały, więc po prostu kolejno ściągała ubrania z wieszaków. W końcu walizka była pełna. Musiała na niej usiąść, żeby się dała zamknąć.
– Daj, pomogę ci. – Christian podszedł i oparł się o nią całym ciężarem. Sanna mogła zaciągnąć suwak. – Zniosę na dół. – Chwycił walizkę i wyniósł, mijając chłopców.
– Dlaczego musimy jechać do cioci Agnety? Dlaczego zabieramy tyle rzeczy? Długo tam będziemy? – Niepokój w głosie Melkera sprawił, że Christian przystanął w połowie schodów. Po chwili w milczeniu ruszył dalej.
Sanna przykucnęła obok synów i nakazując sobie spokój, powiedziała:
– Niech nam się wydaje, że jedziemy na wakacje. Ale jedziemy niedaleko, do cioci i jej dzieci. Przecież zawsze wam się tam podobało. Dziś urządzimy sobie fajny wieczór. A skoro to wakacje, to będą słodycze, chociaż to nie sobota.
Chłopcy patrzyli na nią podejrzliwie, ale słowo „słodycze” zadziałało jak magiczne zaklęcie.
– Pojedziemy wszyscy razem? – spytał Melker, a młodszy brat powtórzył, sepleniąc lekko:
– Pojedziemy wszyscy razem?
Sanna odetchnęła głębiej.
– Nie, pojedziemy tylko we trójkę. Tata musi zostać.
– Tata musi zostać i zbić tych głupich wstręciuchów.
– Jakich wstręciuchów? – Sanna pogłaskała Melkera po policzku.
– Tych, co nabałaganili w naszym pokoju. – Gniewnie skrzyżował ramiona na piersi. – Tata ich zbije, jak wrócą.
– Tata nie będzie nikogo bił. Oni tu nie wrócą. – Pogłaskała Melkera po głowie, klnąc w duchu Christiana. Dlaczego z nimi nie jedzie? Dlaczego milczy? Podniosła się. – Będzie super. Czeka nas prawdziwa przygoda. Tylko pomogę tacie zapakować rzeczy do samochodu i zaraz po was wracam. Okej?
– Okej – odpowiedzieli bez większego entuzjazmu. Schodząc na dół, czuła, jak na nią patrzą.
Zastała męża przy samochodzie, wkładał walizkę do bagażnika. Podeszła i chwyciła go za ramię.
– To twoja ostatnia szansa. Błagam cię, jeśli coś wiesz, jeśli coś podejrzewasz, powiedz, kto nam robi to wszystko. Zrób to dla nas. Jeśli teraz nic nie powiesz, a potem się dowiem, że wiedziałeś, to z nami koniec. Rozumiesz? Koniec!
Christian zatrzymał się w pół ruchu. Sannie już się wydawało, że coś powie, ale odepchnął jej rękę i włożył walizkę do bagażnika.
– Nic nie wiem. Przestań nudzić!
Z trzaskiem zamknął bagażnik.
Annika zatrzymała Patrika, gdy wchodzili z Paulą do komisariatu.
– Mellberg się obudził, kiedy was nie było. Zdenerwował się, że nie został poinformowany.
– Przecież pukałem do niego dłuższą chwilę, ale nie otwierał.
– Mówiłam mu, ale twierdzi, że nie słyszał, bo był tak pochłonięty pracą.
– Oczywiście – odparł Patrik i kolejny raz pomyślał, że ma serdecznie dość niekompetencji szefa. Właściwie się cieszył, że z nimi nie pojechał. Zerknął na zegarek. – Okej, idę się zameldować szanownemu dowódcy. Za kwadrans krótka odprawa. Bądź tak miła i zawiadom Göstę i Martina. Powinni zaraz być.
Poszedł prosto do Mellberga i zapukał. Głośno.
– Proszę. – Mellberg udawał, że jest zajęty czytaniem dokumentów. – Słyszałem, że zrobiło się gorąco. Z punktu widzenia odbioru społecznego to bardzo niedobrze, gdy takie interwencje odbywają się bez szefa placówki.
Patrik otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Mellberg powstrzymał go gestem. Jeszcze nie skończył.
– Społeczeństwo dostaje fałszywy sygnał, że nie traktujemy sprawy dostatecznie poważnie.
– Ale…
– Żadnych ale. Przyjmuję twoje przeprosiny, ale więcej tego nie rób.
Patrik czuł, jak puls wali mu w skroniach. Co za skurczybyk! Zacisnął pięści, ale natychmiast rozprostował palce i odetchnął głębiej. Nie będzie zwracać uwagi na Mellberga, skupi się na śledztwie. To jest najważniejsze.
– A teraz mów, co się stało. Co ustaliliście? – spytał Mellberg z żywym zainteresowaniem.
– Chciałbym, żebyśmy się zebrali na naradę w pokoju socjalnym. Oczywiście, jeśli się zgadzasz – dodał Patrik posępnie.
Mellberg chwilę się zastanawiał.
– Może to i dobry pomysł. Nie ma sensu powtarzać wszystkiego dwa razy. No jak, Hedström, bierzemy się do roboty? Wiesz co, podczas takiego śledztwa istotny jest czas.
Patrik odwrócił się i wyszedł z gabinetu szefa. Mellberg niewątpliwie miał rację. Czas rzeczywiście jest istotny.