21


Jedzenie skończyło się po tygodniu. Parę dni wcześniej zjadł ostatnią kromkę chleba i sięgnął po płatki w dużym pudełku. Jadł je bez mleka, bo już wypił cały zapas. Sok też. Ale była woda. Jeśli wszedł na krzesło, mógł pić prosto z kranu.

Teraz już nic nie zostało. Zresztą w lodówce nie było zbyt dużo jedzenia. W szafce stały same puszki, których nie umiał otworzyć. Chciał nawet iść na zakupy. Wiedział, że mama trzyma pieniądze w torebce, a torebka zawsze leży w przedpokoju. Ale nie umiał otworzyć drzwi. Siłował się z zamkiem, ale nie mógł go przekręcić. Szkoda. Mama byłaby z niego dumna jeszcze bardziej: umie nie tylko robić kanapki, ale też zrobić zakupy, gdy ona śpi. Od kilku dni zastanawiał się, czy mama nie jest chora. Ale człowiek chory dostaje gorączki i jest ciepły, a mama jest zupełnie zimna. A do tego tak dziwnie pachnie.

Wieczorem, kładąc się obok niej, zatykał nos. W dodatku pokrywało ją coś lepkiego. Nie wiedział, co to jest, ale jeśli się czymś posmarowała, to musiała wstawać. Może się obudzi?

Całymi dniami bawił się w swoim pokoju wśród porozrzucanych zabawek. Telewizor też umiał włączyć. Trzeba tylko przycisnąć ten duży guzik. Czasem leciały programy dla dzieci. Lubił je oglądać po całym dniu samotnej zabawy.

Mama się pogniewa, gdy zobaczy, jakiego bałaganu narobił. Trzeba posprzątać. Tylko że jest taki głodny, okropnie głodny.

Kilka razy podchodził do telefonu. Podniósł nawet słuchawkę i słuchał sygnału. Ale do kogo miałby dzwonić? Nie znał żadnego numeru. Do nich też nikt nie dzwonił.

Mama na pewno niedługo się obudzi. Wstanie, wykąpie się i pozbędzie tego dziwnego zapachu, od którego robiło mu się niedobrze. Znów będzie pachniała jak mama.

W brzuszku piszczało mu z głodu, gdy wdrapywał się na łóżko, żeby się do niej przytulić. Mdliło go od jej zapachu, ale przecież zawsze spał przytulony do niej. Nie umiał inaczej. Naciągnął kołdrę. Za oknem zapadał zmrok.


Gösta wstał, słysząc, że Patrik i Paula wrócili. W komisariacie panował nastrój przygnębienia, wszyscy czuli się bezradni. Żeby się posunąć dalej, potrzebowali konkretów.

– Za pięć minut spotykamy się w socjalnym – rzucił Patrik, idąc szybko do swojego pokoju.

Gösta natychmiast poszedł do socjalnego i usiadł na swoim ulubionym miejscu przy oknie. Pięć minut później zaczęła dołączać reszta, Patrik na końcu. Oparł się o zlew i skrzyżował ramiona na piersi.

– Jak wiecie, rano znaleziono zwłoki Christiana Thydella. Nie wiemy jeszcze, czy to morderstwo, czy samobójstwo. Czekamy na wyniki sekcji zwłok. Pytałem Thorbjörna, ale też ma niewiele do powiedzenia. Może powiedzieć tylko tyle, że na miejscu nie znaleziono śladów walki.

Martin podniósł rękę.

– A ślady butów? Moglibyśmy się dowiedzieć, czy w chwili śmierci był sam. Jeśli na stopniach leżał śnieg, może dałoby się to sprawdzić.

– Pytałem o to – odparł Patrik. – Powiedział, że i tak nie dałoby się określić, kiedy ślady powstały. Poza tym wiatr zdmuchnął śnieg. Zdjęli natomiast mnóstwo odcisków palców, głównie z balustrady. Oczywiście zostaną zbadane. Niestety na wyniki musimy poczekać parę dni. – Odwrócił się, nalał sobie wody do szklanki i wypił kilka łyków. – Czy chodzenie po domach coś dało?

– Nie – odparł Martin. – Zaliczyliśmy w zasadzie wszystkie domy w okolicy, ale nikt nic nie widział.

– Musimy pojechać do Thydellów i przeprowadzić gruntowną wizję. Może znajdziemy coś, co wskazywałoby na to, że spotkał się tam z mordercą.

– Z mordercą? – zdziwił się Gösta. – To znaczy, że myślisz, że to morderstwo, a nie samobójstwo?

– W tej chwili nie wiem, co myślę – odpowiedział Patrik, pocierając dłonią czoło. – Ale proponuję, żebyśmy, dopóki się nie dowiemy czegoś więcej, zakładali, że również Christian został zamordowany. – Zwrócił się do Mellberga – Bertil, a ty jak uważasz?

Dobrze jest przynajmniej udawać, że szef bierze udział w śledztwie. To wiele ułatwia.

– Tak, bardzo słusznie – odparł Mellberg.

– Czekają nas również zmagania z mediami. Jak tylko coś zwietrzą, sprawa znajdzie się w centrum ich uwagi. Proponuję nie wdawać się w rozmowy z reporterami, tylko kierować ich do mnie.

– Nie zgadzam się – powiedział Mellberg. – Uważam, że tak ważna sprawa jak kontakty z mediami powinna się znajdować w mojej gestii, szefa komisariatu.

Patrik stanął przed dylematem. Zgodzić się na koszmar, jakim będą dywagacje Mellberga w odpowiedzi na pytania reporterów, czy tracić energię na wybijanie mu tego z głowy.

– Okej. Ty odpowiadasz za kontakty z mediami. Ale jeśli mogę coś doradzić, mów im jak najmniej, zważywszy na sytuację.

– Nie ma obaw. Z takim doświadczeniem jak moje można ich sobie owinąć wokół małego palca – powiedział Mellberg, rozpierając się na krześle.

– Jak wiecie, byliśmy dziś z Paulą w Trollhättan.

– Znaleźliście coś ciekawego? – ożywiła się Annika.

– Jeszcze nie wiem. Ale wydaje mi się, że to dobry trop, i będziemy drążyć dalej. – Wypił kolejny łyk wody. Pora opowiedzieć kolegom historię, z którą sam się jeszcze nie uporał.

– No i czego się dowiedzieliście? – spytał Martin i niecierpliwie zabębnił ołówkiem o blat. Natychmiast przestał, gdy Gösta spojrzał na niego z irytacją.

– Annika ustaliła, że Christian jako małe dziecko został sierotą. Wychowywała go matka, Anita Thydell. Ojciec nieznany. Z danych pomocy społecznej wynika, że żyli samotnie i że Anita miewała okresy, gdy z powodu choroby psychicznej i uzależnień nie radziła sobie z opieką nad dzieckiem. Po doniesieniach sąsiadów pracownicy opieki społecznej przyszli na kilka inspekcji, ale widocznie wypadły wtedy, gdy jego matka jako tako kontrolowała sytuację. W każdym razie tak nam tłumaczyli brak zainteresowania nimi. No i wtedy były inne czasy – dodał z ironią. – Pewnego dnia, gdy Christian miał około trzech lat, jeden z lokatorów zwrócił gospodarzowi domu uwagę, że z mieszkania strasznie śmierdzi. Gospodarz otworzył drzwi zapasowym kluczem i zastał dziecko przy zwłokach matki. Przypuszczalnie była martwa od tygodnia. Christian przeżył dzięki temu, że zjadł wszystko, co było w domu do jedzenia, i pił wodę z kranu. Widocznie jednak jedzenie skończyło się po kilku dniach, bo gdy na miejsce przybyły policja i pogotowie, był wygłodzony i skrajnie osłabiony. Leżał skulony i półprzytomny obok ciała matki.

– O Boże – powiedziała Annika. Oczy zaszły jej łzami.

Również Gösta mrugał energicznie, a twarz Martina pozieleniała.

– Niestety na tym problemy Christiana się nie skończyły. Został umieszczony w rodzinie zastępczej, u małżeństwa nazwiskiem Lissander. Byliśmy u nich z Paulą.

– Chyba nie było mu tam za słodko – wtrąciła Paula. – Szczerze mówiąc, odniosłam wrażenie, że z tą panią coś jest nie w porządku.

Gösta drgnął. Lissander. Gdzie on słyszał to nazwisko? Skojarzyło mu się z Ernstem Lundgrenem, dawnym kolegą, który został wyrzucony z policji. Szukał w pamięci. Zastanawiał się nawet, czy nie powiedzieć, że to nazwisko obiło mu się o uszy, ale postanowił zaczekać, może mu się coś przypomni.

Patrik mówił dalej.

– Powiedzieli, że nie mieli z nim żadnego kontaktu, odkąd się wyprowadził i zniknął. Miał wtedy około osiemnastu lat.

– Czy waszym zdaniem mówią prawdę? – spytała Annika.

Patrik spojrzał na Paulę, a ona skinęła głową.

– Raczej tak – odparł. – Albo bardzo dobrze kłamią.

– I nic im nie wiadomo o kobiecie, która mogłaby mieć powód, żeby się na nim mścić? – spytał Gösta.

– Twierdzą, że nie, ale tego już nie jestem taki pewien.

– Nie miał rodzeństwa?

– Nie mówili, ale może byś sprawdziła, Anniko? Nie powinno z tym być problemu. Podam ci ich pełne dane, żebyś mogła to zrobić jak najprędzej.

– Jeśli chcesz, mogę to zrobić teraz – odparła Annika. – Zaraz się z tym uwinę.

– Wszystko, co trzeba, znajdziesz w teczce na moim biurku. Przylepiłem żółtą karteczkę.

– Dam ci znać – powiedziała, wstając.

– A może jeszcze raz pogadać z Kennethem? Może teraz, kiedy również Christian nie żyje, zdecyduje się mówić? – zaproponował Martin.

– Dobry pomysł. Czyli przed nami następujące zadania: rozmowa z Kennethem i gruntowne przeszukanie domu Christiana. Trzeba też szczegółowo prześwietlić życie Christiana przed przeprowadzką do Fjällbacki. Gösta i Martin pogadają z Kennethem, dobrze? – Obaj skinęli głowami i Patrik zwrócił się do Pauli: – My tymczasem pojedziemy do Christiana. Jeśli znajdziemy coś ciekawego, wezwiemy techników.

– Dobrze – odparła.

– Szefie, ty zostajesz na miejscu, będziesz odpowiadał na ewentualne pytania mediów – ciągnął Patrik. – A Annika niech dalej szpera w przeszłości Christiana. Teraz mamy więcej materiału.

– Znacznie więcej, niż myślisz – odezwała się Annika, stając w drzwiach.

– Znalazłaś coś? – spytał Patrik.

– Tak, znalazłam – odparła z wyraźnym napięciem. – Dwa lata po tym, jak Lissanderowie wzięli go na wychowanie, urodziła im się córka. Christian miał przybraną siostrę. Alice Lissander.


Louise? – zawołał z przedpokoju.

Czyżby szczęście mu sprzyjało i nie było jej w domu? Bardzo dobrze. Nie będzie musiał szukać pretekstu, żeby się jej na jakiś czas pozbyć. Musiał się spakować. Czuł się, jakby miał gorączkę, jakby całe jego ciało domagało się, żeby natychmiast wyjechał.

Wszystkie sprawy praktyczne załatwił. Zabukował na jutro bilet z Landvetter. Na własne nazwisko. Nawet nie próbował kombinować z fałszywą tożsamością. Za długo by to trwało. Zresztą nie wiedziałby, jak się do tego zabrać. Poza tym nie było powodu przypuszczać, że ktoś będzie chciał mu przeszkodzić. Byle wyjechać. A potem szukaj wiatru w polu.

Erik przystanął przed pokojami dziewczynek. Chciałby wejść, popatrzeć, pożegnać się, ale nie był w stanie. Trzeba założyć końskie okulary i skupić się na sprawach najważniejszych.

Na łóżku położył dużą walizę, która zawsze stała w piwnicy. Zanim Louise zauważy, że jej nie ma, będzie już daleko. Wyjedzie jeszcze dziś wieczór. To, czego się dowiedział od Kennetha, wstrząsnęło nim tak bardzo, że nie mógł zostać ani minuty dłużej. Zostawi jej kartkę. Napisze, że musiał pilnie wyjechać w interesach. Potem pojedzie samochodem na Landvetter i przenocuje w hotelu. A jutro po południu będzie siedział w samolocie lecącym na południe. I nikt go nie złapie.

Wrzucał do walizki kolejne ubrania. Nie mógł wziąć za dużo, bo jeśli Louise zobaczy puste szafy i szuflady, zorientuje się, co się stało. Wziął, ile się dało. Resztę kupi sobie na miejscu, z pieniędzmi nie będzie problemu.

Pakował się w napięciu. Bał się, że Louise go zaskoczy. W razie czego wsunie walizę pod łóżko i uda, że pakuje się do walizki kabinowej, którą trzymał w sypialni i z którą zawsze wyjeżdżał służbowo.

Zatrzymał się na chwilę. Nagle coś mu się przypomniało i za nic nie chciało zniknąć w niepamięci. Nie mógłby powiedzieć, żeby się tym specjalnie przejmował. Każdy popełnia błędy, ludzka rzecz. Ale dziwił się, że po tylu latach wciąż można pałać żądzą zemsty.

Otrząsnął się. Nie ma co rozpamiętywać. Pojutrze będzie bezpieczny.


Kaczki podpłynęły, kiedy go zobaczyły. Byli starymi znajomymi. Zawsze przystawał w tym samym miejscu z torbą czerstwego chleba. Teraz też kaczki tłoczyły się, żeby skorzystać z poczęstunku.

Ragnar myślał o rozmowie z policjantami i o Christianie. Powinien był powiedzieć im więcej. Również wtedy miał tego świadomość. Idąc przez życie, zachowywał się jak pasażer. Milczał, nie ingerował. Tak było od samego początku i żadne z nich nie potrafiło tego zmienić.

Iréne bez reszty skupiała się na własnej urodzie. Gustowała w życiowych przyjemnościach, takich jak przyjęcia i dobre alkohole, a także w mężczyznach, którzy zawsze ją adorowali. Wiedział o wszystkim. To, że miał świadomość własnych niedostatków, nie oznaczało bynajmniej, że nie wiedział o jej przygodach z innymi mężczyznami.

Ten biedny chłopiec nie miał szans. Nie był w stanie spełnić jej oczekiwań. Pewnie myślał, że Iréne kochała Alice, ale mylił się. Iréne nie była w stanie kochać nikogo. Przeglądała się w urodzie córki jak w lustrze. Żałował, że mu tego nie powiedział, zanim wygonili go jak psa. Nie był pewien, co się wtedy stało, jak było naprawdę. W odróżnieniu od Iréne, która bez wahania, jednym ruchem, wydała i wykonała wyrok.

Zarówno wtedy, jak i teraz szarpały nim wątpliwości. Ale z biegiem lat wspomnienie zbladło. Żyli swoim życiem. On w tle, ona w przekonaniu, że nadal jest piękna. Nikt jej nie powiedział, że to już przeszłość, więc zachowywała się tak, jakby w każdej chwili znów mogła zostać królową balu. Piękną i godną pożądania.

To musi się skończyć. W chwili gdy do niego dotarło, dlaczego przyjechali, zrozumiał, że popełnił błąd. Wielki, fatalny błąd. Pora go naprawić. Sięgnął do kieszeni po wizytówkę, wziął do ręki komórkę i wybrał numer.


Niedługo będziemy znali całą tę drogę na pamięć – powiedział Gösta.

Pędem minęli Munkedal.

– To prawda – potwierdził Martin. Spojrzał badawczo na Göstę. Milczał od chwili, kiedy wyjechali z Tanumshede. Nigdy nie był gadułą, ale żeby aż tak? – Co jest? – spytał po jakimś czasie, gdy już nie mógł znieść tego milczenia.

– Co? Nie, nic – odparł Gösta.

Martin dał spokój. Wiedział, że z Gösty nie da się nic wycisnąć, jeśli sam nie zechce powiedzieć. W końcu to wykrztusi.

– Paskudna historia. Kiepski start – powiedział Martin. Pomyślał o córeczce. Gdyby tak ją spotkało coś tak strasznego… To prawda, co mówią o rodzicielstwie: człowiek staje się tysiąc razy wrażliwszy na krzywdę dziecka.

– Rzeczywiście, biedak – odparł Gösta nieco przytomniej.

– Czy nie powinniśmy poczekać z przesłuchaniem Kennetha, aż dowiemy się czegoś więcej o tej Alice?

– Annika na pewno w tej chwili sprawdza różne źródła. Musimy się przede wszystkim dowiedzieć, gdzie ona jest.

– Może wystarczyłoby spytać Lissanderów? – powiedział Martin.

– Skoro Patrikowi i Pauli nawet nie wspomnieli o jej istnieniu, to pewnie Patrik widzi w tym coś podejrzanego. Zresztą nie zaszkodzi zebrać jak najwięcej danych.

Martin wiedział, że Gösta ma rację. Zrobiło mu się głupio.

– Myślisz, że to ona?

– Nie mam pojęcia. Jeszcze za wcześnie na takie rozważania.

Milczeli już do końca podróży. Zaparkowali przed szpitalem i poszli prosto na oddział.

– To znowu my – oznajmił Gösta.

Kenneth nie odpowiedział. Spojrzał na nich, jakby mu było wszystko jedno, kto przyszedł.

– Jak rany? Dobrze się goją? – spytał Gösta, siadając na tym samym krześle co poprzednio.

– Aż tak szybko to nie – odparł Kenneth, poruszając zabandażowanymi rękami. – Dają mi środki przeciwbólowe, więc nie czuję tego za bardzo.

– Słyszał pan o Christianie?

Kenneth skinął głową.

– Tak.

– Nie wydaje się, żeby pan był szczególnie poruszony – powiedział Gösta, ale nie zabrzmiało to nieprzyjaźnie.

– Z wierzchu nie wszystko widać.

Gösta przyglądał mu się badawczo.

– Jak Sanna? – spytał Kenneth i tym razem w jego oczach dało się coś zauważyć. Współczucie. Wiedział, jak to jest stracić najbliższą osobę.

– Nie za dobrze. – Gösta potrząsnął głową. – Byliśmy tam rano. Dzieci też szkoda.

– Szkoda – potwierdził Kenneth. Jego spojrzenie zmętniało.

Martin poczuł się niepotrzebny. Przyciągnął krzesło i usiadł po drugiej stronie łóżka Kennetha, naprzeciwko Gösty. Spojrzał na kolegę, a on kiwnął głową, zachęcając go do zadawania pytań.

– Wydaje nam się, że w tym wszystkim chodzi głównie o Christiana. Więc prześwietliliśmy jego przeszłość. Okazało się między innymi, że kiedyś nazywał się inaczej: Christian Lissander. I miał siostrę. Alice Lissander. Słyszał pan o tym?

Kenneth odpowiedział dopiero po chwili.

– Nie. Nic o tym nie wiem.

Gösta wbił w niego wzrok, jakby chciał mu zajrzeć do głowy i sprawdzić, czy mówi prawdę.

– Jeszcze raz powtórzę to, co już powiedziałem: jeśli pan coś wie, ale nie chce nam powiedzieć, naraża pan na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale również Erika. Teraz, gdy również Christian nie żyje, zdaje pan sobie chyba sprawę z powagi sytuacji?

– Nic nie wiem – spokojnie odparł Kenneth.

– Jeśli pan coś ukrywa, musi pan wiedzieć, że wcześniej czy później i tak się dowiemy.

– Nie wątpię – powiedział Kenneth. Wydawał się bardzo kruchy, gdy tak leżał z rękami na kocu, wyciągniętymi wzdłuż tułowia.

Gösta i Martin spojrzeli po sobie. Nic tu po nich. Ale obaj byli przekonani, że Kenneth nie mówił prawdy.


Erika zamknęła książkę. Czytała od kilku godzin, z krótkimi przerwami, gdy Maja przychodziła o coś poprosić. W takich sytuacjach zawsze była jej wdzięczna, że potrafi już się bawić sama.

Książka podobała jej się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Fantastyczna. Nie należała wprawdzie do tych, co poprawiają humor – wręcz przeciwnie, skłaniała do ponurych refleksji – ale, o dziwo, nie była to lektura nieprzyjemna. Christian poruszał w niej kwestie, o których czasem należy pomyśleć i zająć stanowisko.

Według niej była to książka o poczuciu winy, które zżera człowieka od środka. Po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, co Christian chciał powiedzieć, jakie jest przesłanie jego opowieści.

Trzymała książkę na kolanach i nie mogła się uwolnić od wrażenia, że umyka jej coś, co ma przed oczami. Nie widzi tego, bo albo nie rozumie, albo jest ślepa. Spojrzała na skrzydełko obwoluty. Zwykłe czarno-białe zdjęcie Christiana, w drucianych okularach. Przystojny, o chłodnej, nienachalnej urodzie, z samotnością w oczach. Sprawiał wrażenie, jakby był nieobecny duchem. Nawet w towarzystwie nie dawał do siebie dostępu. Jakby tkwił w szklanej bańce. Paradoksalnie przyciągało to ludzi do niego. Człowiek zawsze pożąda niemożliwego. Właśnie tak było z Christianem.

Erika dźwignęła się z fotela. Miała wyrzuty sumienia, że lektura pochłonęła ją tak bardzo, że niemal zapomniała o córeczce. Z trudem usiadła obok niej na podłodze. Maja nie posiadała się ze szczęścia, że mama dołączyła do zabawy. A Erika czuła, że gdzieś z tyłu jej głowy wciąż kołacze się Syrenka, że chce jej coś przekazać. Christian chciał coś powiedzieć. Była tego pewna, nie wiedziała tylko co.


Patrik nie mógł się powstrzymać. Bez przerwy sięgał do kieszeni po telefon i patrzył na wyświetlacz.

– Przestań – powiedziała Paula ze śmiechem. – To, że co chwilę sprawdzasz komórkę, nie sprawi, że Annika zadzwoni wcześniej. Zapewniam cię, że usłyszysz, kiedy zadzwoni.

– Przecież wiem. – Patrik uśmiechnął się zażenowany. – Ja po prostu czuję, że jesteśmy blisko. – Otwierał kolejne szuflady i szafki w domu Thydellów. Zgodę na przeszukanie uzyskali bardzo szybko. Problemem było tylko to, że sam nie wiedział, czego szukać.

– Powinna szybko zlokalizować Alice Lissander – pocieszała go Paula. – Na pewno lada chwila zadzwoni i poda nam adres.

– Tak. – Patrik zajrzał do zlewu. Żadnych śladów po gościach Christiana. Nic nie wskazywało na to, żeby ktoś się tu wdarł i go uprowadził. – Ale dlaczego nie powiedzieli, że mają córkę?

– Niedługo się dowiemy. Ale wydaje mi się, że byłoby dobrze dowiedzieć się o niej jak najwięcej, zanim znów z nimi porozmawiamy.

– Też tak myślę. Tym razem będą nam musieli odpowiedzieć na sporo pytań.

Weszli na piętro. Również tu wszystko wyglądało tak samo jak wczoraj. Z wyjątkiem pokoju dzieci: krwistoczerwone litery zostały zamalowane grubą warstwą czarnej farby.

Zastygli w drzwiach.

– Musiał to zrobić wczoraj – powiedziała Paula.

– Nawet go rozumiem. Pewnie zrobiłbym to samo.

– A co właściwie o tym myślisz? – Paula weszła do pokoju obok, do sypialni. Omiotła ją spojrzeniem, a potem przeszła do szczegółów.

– O czym? – Patrik dołączył do niej. Podszedł do szafy i otworzył ją.

– Twoim zdaniem Christian został zamordowany czy popełnił samobójstwo?

– Wiem, co mówiłem na zebraniu, ale niczego nie wykluczam. To był trudny facet. Spotkaliśmy się tylko parę razy, ale zawsze miałem wrażenie, że w jego głowie dzieje się coś niezrozumiałego. W każdym razie nie ma tu żadnego listu pożegnalnego.

– Samobójca nie zawsze zostawia list. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. – Paula ostrożnie wysuwała kolejne szuflady i macała ręką wśród bielizny.

– Wiem, ale gdybyśmy znaleźli list, nie musielibyśmy się zastanawiać. – Wyprostował się, żeby zaczerpnąć tchu. Serce biło mu szybko, musiał otrzeć pot z czoła.

– Nie wydaje mi się, żeby tu było coś ciekawego – powiedziała Paula, zamykając ostatnią szufladę. – Poddajemy się?

Patrik się wahał. Nie miał ochoty odpuszczać, ale Paula miała rację.

– Wracamy do komisariatu. Poczekamy, aż Annika coś znajdzie. Może Gösta i Martin dowiedzieli się czegoś od Kennetha.

Już byli w drzwiach, gdy zadzwonił telefon. Patrik sięgnął do kieszeni. Na wyświetlaczu ku swemu rozczarowaniu nie zobaczył numeru komisariatu. Nie znał tego numeru.

– Patrik Hedström, policja gminy Tanum, słucham. – Miał nadzieję, że uda mu się szybko pożegnać, żeby telefon nie był zajęty, kiedy zadzwoni Annika. Nagle zesztywniał.

– Dzień dobry panu.

Paula szła do samochodu. Dał jej znak, żeby się zatrzymała.

– Aha… Tak, udało nam się ustalić parę rzeczy… Oczywiście, omówimy to, kiedy się spotkamy. Możemy od razu. Przyjechać do państwa do domu? Aha. Tak, trafimy. W takim razie do zobaczenia. Już jedziemy. Do zobaczenia za trzy kwadranse.

Rozłączył się i spojrzał na Paulę.

– Ragnar Lissander. Chce nam o czymś powiedzieć. I coś pokazać.


Przez całą drogę z Uddevalli nie dawało mu spokoju to nazwisko. Lissander. Nie mógł sobie przypomnieć, skąd je zna. Przed oczami miał Ernsta Lundgrena, jakby to nazwisko łączyło się z nim w jakiś sposób. Przy zjeździe do Fjällbacki zdecydował się: skręcił w prawo i zjechał z autostrady.

– Co ty robisz? – spytał Martin. – Myślałem, że jedziemy do komisariatu.

– Najpierw kogoś odwiedzimy.

– Odwiedzimy? Kogo?

– Ernsta Lundgrena. – Gösta zmienił bieg i skręcił w lewo.

– Ale po co?

Gösta powiedział Martinowi, o czym tak rozmyślał.

– Naprawdę nie pamiętasz, skąd znasz to nazwisko?

– Chybabym powiedział, nie? – warknął Gösta, podejrzewając, że Martin chciał mu wytknąć wiek.

– Nie denerwuj się – uspokoił go Martin. – Pojedziemy do Ernsta. A nuż pomoże ci przypomnieć sobie i choć raz będzie z niego jakiś pożytek.

– Rzeczywiście, byłoby to coś nowego. – Gösta uśmiechnął się pod nosem. Podobnie jak reszta kolegów nie cenił Ernsta ani jako policjanta, ani jako człowieka. Ale nie czuł do niego aż takiej awersji jak wszyscy tamci, może z wyjątkiem Mellberga. Tyle lat razem pracowali, człowiek się przyzwyczaja. Nie należy też zapominać, że wiele razy dobrze się razem bawili. Fakt, Ernst często nawalał, najbardziej podczas ostatniego śledztwa, w którym brał udział. Potem dostał kopniaka i wyleciał z policji. Ale może tym razem do czegoś się przyda.

– Chyba jest w domu – zauważył Martin, gdy dojechali na miejsce.

– Chyba tak. – Gösta zaparkował radiowóz obok samochodu Ernsta.

Ernst otworzył im, zanim zdążyli zadzwonić. Widocznie widział ich przez kuchenne okno.

– No proszę, co za zaszczyt – powiedział, wpuszczając ich do środka.

Martin rozejrzał się, bo w odróżnieniu od Gösty nie bywał u Ernsta. Wrażenie nie było korzystne. Kiedyś, w kawalerce, zdarzało mu się mieć bałagan, ale nigdy aż taki. Sterty brudnych naczyń w zlewie, ubrania rozrzucone po całym domu, kuchenny stół, który wyglądał, jakby nikt z niego nigdy nie sprzątał.

– Nie bardzo mam was czym poczęstować – powiedział Ernst. – Ale zawsze służę kielonkiem. – Sięgnął na blat po butelkę wódki.

– Prowadzę – odparł Gösta.

– A ty? Przyda ci się na poprawę humoru. – Ernst podsunął butelkę Martinowi. – Ale z was świętoszki. Nie, to nie. – Nalał sobie kieliszek i wychylił jednym haustem. – Dobra. O co chodzi? – Usiadł na krześle, dawni koledzy poszli za jego przykładem.

– Męczy mnie jedna sprawa i wydaje mi się, że możesz coś o tym wiedzieć – odezwał się Gösta.

– Teraz wam pasuję.

– Chodzi o nazwisko, które kojarzy mi się z tobą.

– Przepracowaliśmy razem kilka ładnych lat – powiedział Ernst. Zabrzmiało to dość płaczliwie. Nie był to chyba pierwszy kieliszek tego dnia.

– Zgadza się – przytaknął Gösta. – Potrzebuję twojej pomocy. Mogę liczyć, że zachowasz się jak kolega?

Ernst zastanowił się, westchnął i machnął pustym kieliszkiem.

– Okej, dawaj.

– Daj słowo honoru, że zostanie to między nami. – Gösta wbił wzrok w Ernsta, a on niechętnie kiwnął głową.

– Dobra. Pytaj.

– Prowadzimy śledztwo w sprawie śmierci Magnusa Kjellnera. Na pewno słyszałeś. W trakcie dochodzenia natknęliśmy się na nazwisko Lissander. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się znajome. Z jakiegoś powodu kojarzy mi się z tobą. Znasz to nazwisko?

Zapanowała kompletna cisza. Ernst namyślał się, kiwając się lekko na krześle. Martin i Gösta wpatrywali się w niego w napięciu. W końcu Ernst uśmiechnął się szeroko.

– Lissander. No pewnie, że znam. Kurde, ale historia!


Umówili się w jedynym miejscu w Trollhättan, które Patrik i Paula znali. McDonald tuż przy moście. Byli tam zaledwie kilka godzin wcześniej.

Ragnar Lissander już na nich czekał. Paula przysiadła się do niego, a Patrik poszedł kupić kawę dla wszystkich. W restauracji Ragnar wyglądał jeszcze bardziej niepozornie niż w domu. Drobny mężczyzna o przerzedzonych włosach, w beżowym palcie. Gdy brał kubek z kawą, ręka drżała mu lekko. Unikał patrzenia im w oczy.

– Chciał pan z nami rozmawiać – odezwał się Patrik.

– My… nie powiedzieliśmy wszystkiego.

Patrik milczał. Ciekaw był, jak Lissander wyjaśni, dlaczego nie powiedzieli o córce.

– Zrozumcie, nie było nam łatwo. Urodziła nam się córka, Alice. Christian miał wtedy około pięciu lat i bardzo to przeżywał. Powinienem był… – Głos odmówił mu posłuszeństwa, musiał wypić łyk kawy. – Makabryczne doświadczenie pozostawiło niezatarty ślad. Nie wiem, ile się dowiedzieliście. W każdym razie Christian spędził cały tydzień przy zwłokach matki, sam. Była psychicznie chora i nie potrafiła się nim opiekować jak należy. O siebie też nie zadbała. Skończyło się na tym, że umarła w domu, a Christian nie rozumiał, co się stało, i nie umiał nikogo zawiadomić. Myślał, że mama śpi.

– Tak, wiemy. Opieka społeczna przekazała nam całą dokumentację tej sprawy. – Patrik wiedział, że brzmi to bezdusznie – „sprawa” – ale tylko w ten sposób można się zdystansować i nie dać się ponieść emocjom.

– Czy umarła wskutek przedawkowania? – spytała Paula. Nie zdążyli jeszcze zapoznać się ze wszystkimi dokumentami.

– Nie, nie brała narkotyków. Czasem, w gorszych okresach, piła za dużo. Oczywiście brała lekarstwa. Serce nie wytrzymało.

– Jak to? – Patrik nie rozumiał.

– Strasznie się zaniedbała. Alkohol, leki, poza tym była bardzo otyła. Ważyła ponad sto pięćdziesiąt kilo.

W głowie Patrika odezwał się sygnał. Coś się nie zgadza. Później się nad tym zastanowi.

– I wtedy trafił do państwa? – wtrąciła Paula.

– Tak. Iréne wymyśliła, że powinniśmy adoptować dziecko, bo wyglądało na to, że nie będziemy mieli własnych.

– Ale do adopcji nie doszło? – upewnił się Patrik.

– Pewnie byśmy go adoptowali, gdyby wkrótce potem Iréne nie zaszła w ciążę.

– To się chyba często zdarza – zauważyła Paula.

– Tak, doktor też tak powiedział. Gdy urodziła się nam córka, Iréne straciła zainteresowanie Christianem. – Ragnar Lissander patrzył w okno. Zacisnął palce na kubku z kawą. – Może byłoby dla niego lepiej, gdyby wtedy stało się tak, jak chciała.

– A czego chciała? – spytał Patrik.

– Oddać go z powrotem. Uznała, że już go nie potrzebujemy, skoro mamy własne dziecko. – Uśmiechnął się krzywo. – Zdaję sobie sprawę, jak to brzmi. Iréne już taka jest. Czasem dziwnie to wygląda, ale nie jest aż tak źle, jak się wydaje.

Dziwnie wygląda? Patrik o mało się nie zachłysnął. Kobieta chciała oddać dziecko, które wzięła na wychowanie, bo urodziła własne, a on jeszcze ją tłumaczy.

– Ale nie oddaliście go? – spytał zimno.

– Nie. To był jeden z tych niewielu razy, kiedy stanowczo się sprzeciwiłem. Na początku nie chciała mnie słuchać, ale uświadomiłem jej, że wyglądałoby to fatalnie. Wtedy zgodziła się, żeby został. Chyba jednak nie powinienem… – Głos znów uwiązł mu w gardle. Trudno mu było o tym mówić.

– Jak się układało między dziećmi? – spytała Paula.

Ragnar jej nie słyszał. Wyglądał, jakby myślami był gdzieś daleko.

– Powinienem był jej lepiej pilnować. Biedny dzieciak. Niczego nie rozumiał.

– Czego nie rozumiał? – Patrik pochylił się.

Ragnar drgnął i oprzytomniał. Spojrzał na Patrika.

– Chcecie poznać Alice? Musicie ją poznać, inaczej nie zrozumiecie.

– Bardzo chcemy. – Patrik nie krył podniecenia. – Kiedy? Gdzie ona jest?

– Jedźmy od razu – powiedział Ragnar.

Idąc do samochodu, Patrik i Paula popatrzyli na siebie. Czy Alice jest kobietą, której szukają? Czyżby zbliżali się do finału?

Kiedy weszli do pokoju, Alice siedziała plecami do nich. Długie włosy sięgały jej poniżej pasa. Czarne, wyszczotkowane.

– Witaj, kochanie. Tatuś przyszedł do ciebie. – Jego głos odbił się echem od nagich ścian. Ktoś próbował urządzić ten pokój tak, żeby był przytulny, ale nie do końca mu się udało. Przywiędły kwiatek na parapecie, plakat z filmu Wielki błękit, wąskie łóżko z podniszczoną narzutą. Poza tym niewielkie biurko, przed nim krzesło. Właśnie tam siedziała. Poruszała rękami, ale nie było widać, co robi. Nie zareagowała na słowa ojca.

– Alice – powtórzył.

Odwróciła się.

Patrika aż zamurowało. Była przepiękna. Szybko policzył, że powinna mieć trzydzieści pięć lat, ale wyglądała na dziesięć lat mniej. Jej owalna twarz była gładka, niemal dziecięca. Olbrzymie błękitne oczy okolone gęstymi, czarnymi rzęsami. Aż się zagapił.

– Piękna jest nasza Alice – powiedział Ragnar, podchodząc do niej.

Położył jej rękę na ramieniu. Przytuliła głowę do jego piersi jak kotek tulący się do pana. Jej ręce leżały luźno na kolanach.

– Mamy gości. To Patrik i Paula. – Umilkł na chwilę. – To przyjaciele Christiana.

Kiedy usłyszała imię brata, w jej oczach pojawił się błysk. Ragnar gładził ją po głowie.

– Teraz już wiecie. Poznaliście Alice.

– Od jak dawna? – Patrik nie mógł oderwać wzroku od jej twarzy. Była niezwykle podobna do matki, a jednocześnie zupełnie inna. Rys okrucieństwa, wyraźny na twarzy matki, był całkowicie nieobecny na twarzy tego… niezwykłego stworzenia. Wiedział, że to idiotyczne określenie, ale nic innego nie przyszło mu do głowy.

– Od dawna. Nie mieszka z nami od tego lata, gdy skończyła trzynaście lat. To jej czwarty dom. Poprzednie mi się nie podobały, ale ten nie jest zły. – Pochylił się i pocałował córkę w głowę. Na jej twarzy nie było widać żadnych emocji, ale przytuliła się do niego trochę mocniej.

– Co jej… – Paula nie wiedziała, jak sformułować pytanie.

– Co jej jest? – uzupełnił Ragnar. – Według mnie nic. Jest doskonała. Ale rozumiem, o co pani pyta. Zaraz opowiem.

Przykucnął obok Alice i zaczął do niej łagodnie przemawiać. Tu, z córką, nie był już niepozorny. Trzymał się prosto, spojrzenie miał jasne. Był kimś. Był tatą Alice.

– Kochanie, tatuś nie może dziś zostać dłużej. Chciałem tylko, żebyś poznała przyjaciół Christiana.

Spojrzała na niego, odwróciła się i wzięła coś z biurka. Rysunek. Podniosła go, jakby czegoś oczekiwała.

– To dla mnie?

Potrząsnęła głową. Ragnar opuścił ręce.

– Dla Christiana? – spytał cicho.

Skinęła i znów podniosła rysunek.

– Wyślę mu. Obiecuję.

Cień uśmiechu. Poprawiła się na krześle i zabrała do kolejnego rysunku.

Patrik rzucił okiem na kartkę. Wiedział, kto tak rysuje.

– Dotrzymywał pan obietnic i wysyłał rysunki Christianowi – powiedział, gdy wychodzili od Alice.

– Nie wszystkie. Jest ich tak dużo. Robiłem to co jakiś czas, żeby wiedział, że ona mimo wszystko o nim myśli.

– Skąd pan wiedział, dokąd je wysyłać? Jeśli dobrze zrozumiałam, w osiemnastym roku życia zerwał z wami kontakt – powiedziała Paula.

– Zerwał. Ale jej tak bardzo zależało, żeby dostawał te rysunki, że sprawdziłem, gdzie mieszka. Zresztą chyba sam byłem ciekaw. Najpierw szukałem pod naszym nazwiskiem, ale nie znalazłem. Więc spróbowałem z nazwiskiem matki i trafiłem na adres w Göteborgu. Potem na jakiś czas straciłem go z oczu, bo się przeprowadził, i listy wracały, ale znów go odnalazłem. Przy Rosenhillsgatan. Ale nie wiedziałem, że się przeprowadził do Fjällbacki. Myślałem, że nadal mieszka w Göteborgu. Bo listy nie wracały.

Lissander pożegnał się z Alice. Szli korytarzem. Patrik opowiedział mu o człowieku, który przechowywał listy z rysunkami. Usiedli w pokoju, który był jednocześnie jadalnią i kawiarnią. Był przestronny i jasny, choć chłodny. Kilka dużych palm, podobnie jak kwiatek na oknie Alice, było przesuszonych i zaniedbanych. Żaden ze stolików nie był zajęty.

– W niemowlęctwie bardzo krzyczała – powiedział Ragnar, gładząc dłonią kolorowy obrus. – Pewnie miała kolkę. Iréne już w ciąży zaczęła tracić zainteresowanie Christianem, a kiedy urodziła się Alice, która była wymagającym dzieckiem, straciła je do reszty. A jego już wcześniej życie mocno poturbowało.

– A co pan o tym sądził? – spytał Patrik. Wnosząc po minie Lissandera, trafił w czuły punkt.

– Ja? – Lissander podniósł dłoń. – Zamykałem oczy, wolałem nie widzieć. Zawsze ona o wszystkim decydowała. Ja nie przeszkadzałem. Tak było prościej.

– To znaczy, że Christian nie lubił siostrzyczki? – spytał Patrik.

– Przystawał przy jej kołysce. Widziałem jego mroczne spojrzenie, ale nigdy nie przypuszczałem… Tego dnia poszedłem tylko otworzyć, bo ktoś zadzwonił do drzwi. – Mówił, jakby był nieobecny, wpatrywał się w jakiś odległy punkt. – Nie było mnie tylko kilka minut.

Patrik już chciał o coś spytać, ale postanowił nie przerywać. Niech mówi w swoim tempie. Widać było, że dużo go to kosztuje. Całe ciało miał napięte, wysoko uniósł ramiona.

– Iréne położyła się, żeby odpocząć, i wyjątkowo dała mi Alice. Zwykle tego nie robiła. Mała była prześliczna, chociaż bardzo płakała, a Iréne zachowywała się tak, jakby dostała do zabawy lalkę. Nikomu jej nie pożyczała.

Znów umilkł. Patrik powstrzymywał się, nie chciał go ponaglać.

– Nie było mnie tylko kilka minut… – powtórzył. Zaciął się, jakby nie mógł ubrać w słowa tego, co chciał powiedzieć.

– Gdzie był wtedy Christian? – spokojnie spytał Patrik, żeby mu pomóc ruszyć z miejsca.

– W łazience. Z Alice. Pomyślałem, że ją wykąpię. Mieliśmy specjalny fotelik do kąpieli. Sadzało się w nim małą, żeby obie ręce mieć wolne. Postawiłem go w wannie i nalałem wody. Alice siedziała na foteliku.

Paula kiwnęła głową. Miały taki sam dla synka.

– Kiedy wróciłem do łazienki, Alice… leżała, nie ruszała się. Główkę miała pod wodą. Oczy otwarte… szeroko.

Ragnar kiwał się na krześle i zmuszał się do mówienia. Zmagał się ze wspomnieniami.

– Christian siedział oparty o wannę i patrzył na nią. – Ragnar utkwił wzrok w Patriku i w Pauli, jakby wrócił do rzeczywistości. – Siedział bez ruchu i uśmiechał się.

– Ale udało się panu ją uratować? – Patrik dostał gęsiej skórki.

– Tak, uratowałem ją. Przywróciłem jej oddech. Widziałem… – Musiał odchrząknąć. – Widziałem rozczarowanie w oczach Christiana.

– Powiedział pan o tym żonie?

– Skądże! Nie!

– Christian próbował utopić siostrzyczkę, a pan nie powiedział o tym żonie? – Paula patrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Miałem poczucie, że jestem mu coś winien po tym wszystkim, co przeszedł. Gdybym powiedział żonie, natychmiast by go oddała. On by tego nie przeżył. Nieszczęście już się stało. – Mówił błagalnym tonem. – Wtedy nie wiedziałem, że sprawa jest aż tak poważna. Poza tym nic nie mogłem zrobić. Odesłanie Christiana niczego by nie zmieniło.

– A więc zachowywał się pan tak, jakby się nic nie stało? – spytał Patrik.

Ragnar westchnął i skulił się.

– Tak. Udawałem, że nic się nie stało. Ale już nigdy nie zostawiłem go samego z Alice.

– Próbował jeszcze? – Paula zbladła.

– Nie, chyba nie. Był zadowolony, bo Alice przestała krzyczeć. Leżała spokojnie i już nie była wymagająca.

– Kiedy się zorientowaliście, że coś jest nie tak? – spytał Patrik.

– To się działo stopniowo. Zauważyliśmy, że nie rozwija się w tym samym tempie co rówieśnicy. Żona nie przyjmowała tego do wiadomości, ale w końcu poszliśmy na badania… Lekarze stwierdzili, że Alice ma uszkodzony mózg i prawdopodobnie intelektualnie pozostanie na poziomie dziecka.

– Żona się nie domyśliła? – spytała Paula.

– Nie. Lekarz powiedział nawet, że prawdopodobnie urodziła się z upośledzeniem, które ujawniło się dopiero później.

– A jak było później, gdy dzieci dorastały?

– A ile państwo mają czasu? – Ragnar uśmiechnął się smutno. – Iréne zajmowała się wyłącznie Alice. A Alice była najśliczniejszym dzieckiem, jakie w życiu widziałem. I nie mówię tego dlatego, że jest moją córką. Sami zresztą widzieliście.

Patrik przypomniał sobie wielkie błękitne oczy. Rzeczywiście.

– Iréne uwielbiała wszystko, co piękne. Sama była piękna w młodości, potwierdzenie tego widziała w Alice. Tak mi się zdaje. Całą uwagę skupiła na córce.

– A Christian? – spytał Patrik.

– Jakby go nie było.

– To musiało być dla niego straszne – zauważyła Paula.

– Tak – przytaknął Ragnar. – Buntował się na swój szczególny sposób. Bardzo lubił jeść i łatwo tył. Na pewno miał to po matce. Zauważył, że to drażni Iréne, więc żeby jej zrobić na złość, zaczął jeść jeszcze więcej i tył coraz bardziej. Ciągle toczyli walkę o jedzenie, ale Christianowi udało się ją pokonać.

– To znaczy, że był wtedy tęgi, tak? – upewnił się Patrik. Próbował wyobrazić sobie znanego mu, dorosłego, szczupłego Christiana jako pulchnego chłopca. Ale nie potrafił.

– Nie był tęgi, tylko otyły. Bardzo otyły.

– A jak zachowywała się w stosunku do niego Alice? – spytała Paula.

Ragnar się uśmiechnął.

– Kochała go. Uwielbiała. Stale kręciła się koło niego, jak mały piesek.

– Co na to Christian? – spytał Patrik.

Ragnar się zastanowił.

– Chyba nie miał nic przeciwko temu. Nigdy jej nie odepchnął, czasem tylko wydawał się zdumiony tym ogromem miłości. Jakby nie rozumiał, skąd jej się to wzięło.

– Całkiem możliwe – zauważyła Paula. – Co było potem? Jak zareagowała na to, że wyprowadził się z domu?

Twarz Ragnara stężała, jakby okryła ją zasłona.

– Dużo rzeczy wydarzyło się wtedy naraz. Christian zniknął, a my już nie mogliśmy zapewnić Alice opieki, jakiej potrzebowała.

– Jak to? Dlaczego nie mogła już mieszkać w domu?

– Urosła na tyle, że potrzebowała więcej pomocy, niż mogliśmy jej zapewnić.

Wyraźnie zaszła w nim jakaś zmiana. Patrik nie wiedział, o co chodzi.

– Nie nauczyła się mówić? – spytał, pamiętając, że kiedy u niej byli, ani razu się nie odezwała.

– Umie mówić, ale nie chce – odparł Ragnar z tym samym wyrazem twarzy.

– Czy można powiedzieć, że ma powód, żeby żywić urazę do Christiana? Czy byłaby w stanie wyrządzić mu krzywdę? Albo jego bliskim? – Patrik miał przed oczami dziewczynę o długich czarnych włosach, z dłońmi poruszającymi się nad arkuszem papieru, tworzącymi rysunki na poziomie pięcioletniego dziecka.

– Nie, ona by muchy nie skrzywdziła – odparł Ragnar. – Dlatego was przyprowadziłem, żebyście ją poznali. Nie byłaby w stanie nikomu zrobić krzywdy. Ona kocha… kochała Christiana.

Wyjął rysunek, który dała mu Alice, i położył na stole. Na górze wielkie słońce, na dole zielona trawa i kwiatki. Dwie wesołe postacie, duża i mała, trzymające się za ręce.

– Ona kochała Christiana – powtórzył.

– Czy ona go w ogóle pamięta? Przecież tyle lat minęło, odkąd się widzieli ostatni raz – zauważyła Paula.

Ragnar nie odpowiedział, wskazał tylko na rysunek. Dwie postacie. Alice i Christian.

– Przepytajcie pracowników, jeśli mi nie wierzycie. Alice nie jest kobietą, której szukacie. Nie wiem, kto mógłby chcieć skrzywdzić Christiana. Zniknął z naszego życia, gdy miał osiemnaście lat. Od tamtej pory wiele się mogło wydarzyć, ale Alice nadal go kocha.

Patrik przyglądał się drobnemu mężczyźnie. Oczywiście tak zrobi, przesłucha pracowników, choć wie, że ojciec Alice mówi prawdę. To nie ona jest kobietą, której szukają. Muszą zacząć wszystko od początku.


Mam coś ważnego do przekazania. – Mellberg odezwał się w chwili, gdy Patrik miał zacząć informować o najnowszych ustaleniach. – Przez jakiś czas zamierzam pracować na pół etatu. Doszedłem do wniosku, że kierowałem naszym komisariatem tak dobrze, że spokojnie mogę wam powierzyć pewne zadania. Moje umiejętności i doświadczenie są potrzebne gdzie indziej.

Wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem.

– Pora postawić na nasze największe bogactwo, czyli młode pokolenie, które poprowadzi nas w przyszłość – powiedział Mellberg.

– Będzie pracował w domu kultury, czy co? – szepnął Martin do Gösty, a Gösta wzruszył ramionami.

– Trzeba też dać szansę kobietom. I mniejszościom narodowym. – Spojrzał na Paulę. – Tobie i Johannie trudno było pogodzić urlopy wychowawcze, a chłopak będzie wkrótce potrzebował silnego męskiego wzorca. Dlatego zamierzam pracować na pół etatu. Mam już zgodę kierownictwa. Wolny czas zamierzam poświęcić chłopakowi.

Mellberg rozejrzał się, najwyraźniej spodziewał się aplauzu. Ale przy stole zapadła cisza. Wszyscy byli zdumieni. Najbardziej zdziwiła się Paula. Była to dla niej kompletnie nowa wiadomość, ale im dłużej o tym myślała, tym bardziej jej się to podobało. Johanna będzie mogła wrócić do pracy, a ona połączy pracę z urlopem wychowawczym. Nie mogła zaprzeczyć, że Mellberg dobrze sobie radzi z jej synem. Do tej pory znakomicie spisywał się jako baby-sitter. Jeśli pominąć historię z pieluchą przymocowaną taśmą klejącą.

Gdy wszyscy się otrząsnęli, Patrikowi nie pozostało nic innego, jak przyjąć to do wiadomości. W praktyce oznaczało to, że Mellberg będzie spędzał w komisariacie o połowę mniej czasu. Wcale nieźle.

– Bardzo słuszna decyzja, szefie. Oby więcej ludzi rozumowało w ten sposób – powiedział z naciskiem. – Teraz chciałbym przejść do śledztwa. Sporo się dziś wydarzyło.

Zrelacjonował drugą wyprawę do Trollhättan, rozmowę z Ragnarem Lissanderem i wizytę u jego córki.

– Nie ma żadnych wątpliwości? Ona jest poza wszelkim podejrzeniem? – spytał Gösta.

– Nie ma. Rozmawiałem z pracownikami. Umysłowo jest na poziomie dziecka.

– Pomyśleć tylko, jak on żył ze świadomością, że zrobił coś takiego swojej siostrze – powiedziała Annika.

– Właśnie. I pewnie jej uwielbienie mu tego nie ułatwiało – zauważyła Paula. – To musiało dla niego być straszne obciążenie. Jeśli zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił.

– My też coś dla was mamy. – Gösta odchrząknął i zerknął na Martina. – Nazwisko Lissander wydawało mi się znajome, ale nie mogłem sobie przypomnieć, skąd je znam. Zresztą nie miałem pewności, bo na tej starej mózgownicy nie można za bardzo polegać – powiedział, pukając się w głowę.

– No i? – z niecierpliwością wtrącił Patrik.

Gösta znów zerknął na Martina.

– No więc wracaliśmy od Kennetha Bengtssona. Nawiasem mówiąc, on się upiera, że nic nie wie i że nigdy nie słyszał nazwiska Lissander. Zastanawiałem się, dlaczego to nazwisko kojarzy mi się z Ernstem, więc do niego pojechaliśmy.

– Do Ernsta? Po co? – zdziwił się Patrik.

– Posłuchaj, to się dowiesz – odezwał się Martin. Patrik umilkł.

– Opowiedziałem Ernstowi, jakie miałem skojarzenia. I Ernst sobie przypomniał.

– Co sobie przypomniał? – Patrik aż się pochylił do przodu.

– Skąd znam nazwisko Lissander – odparł Gösta. – Otóż oni tu mieszkali jakiś czas.

– Kto mieszkał? – Patrik nie mógł się połapać.

– Lissanderowie. Iréne i Ragnar. Z dziećmi, Christianem i Alice.

– Niemożliwe. – Patrik potrząsnął głową. – Dlaczego w takim razie nikt nie rozpoznał Christiana? To się nie zgadza.

– Właśnie że się zgadza. Christian prawdopodobnie po matce miał skłonność do tycia. W okresie dojrzewania był bardzo otyły. Odejmij sześćdziesiąt kilo, dodaj dwadzieścia lat i okulary, a na pewno trudno ci będzie poznać, że to ten sam człowiek.

– Czy Ernst znał tę rodzinę? Znałeś ich? – spytał Patrik.

– Ernst był napalony na Iréne. Chyba poznali się bliżej podczas jakiejś imprezy, a później, ilekroć tamtędy jechaliśmy, Ernst zawsze chciał do nich wpadać. Było trochę tych wycieczek.

– Gdzie mieszkali? – spytała Paula.

– Niedaleko stacji ratownictwa morskiego.

– Niedaleko Badholmen? – upewnił się Patrik.

– Tak, zaraz obok. Poprzednią właścicielką domu była matka Iréne. Okropne babsko, z tego, co słyszałem. Przez wiele lat nie utrzymywały żadnych kontaktów. Po jej śmierci Iréne odziedziczyła dom i przeprowadzili się tam.

– Czy Ernst wie, dlaczego potem się wyprowadzili? – spytała Paula.

– Nie, nie wie. Ale to się chyba stało dość nagle.

– To znaczy, że Ragnar jednak nie powiedział wszystkiego – zauważył Patrik. Miał już dość ludzi, którzy coś ukrywają i nie chcą powiedzieć, jak było. Gdyby wszyscy zechcieli współpracować z policją, sprawa dawno byłaby wyjaśniona.

– Dobra robota – stwierdził z uznaniem i kiwnął głową. – Już ja sobie pogadam z Ragnarem Lissanderem. Musiał mieć jakiś powód, żeby nie wspomnieć o Fjällbace, ale powinien sobie zdawać sprawę, że i tak się dowiemy, że to tylko kwestia czasu.

– Ale nadal nie wiemy nic o kobiecie, której szukamy. Zakładam, że to ktoś z czasów, gdy Christian mieszkał w Göteborgu. Uściślając, z okresu między wyprowadzką z domu a powrotem do Fjällbacki, już z Sanną – głośno myślał Martin.

– Ciekawe, dlaczego wrócił – wtrąciła Annika.

– Trzeba się dowiedzieć więcej o czasach, kiedy mieszkał w Göteborgu – powiedział Patrik. – Jak dotąd wiemy o trzech ważnych kobietach w życiu Christiana: Iréne, Alice i biologicznej matce.

– A może to Iréne? Miałaby powód. Może się mściła za Alice – spekulował Martin.

Patrik milczał, po chwili pokręcił głową.

– Też o niej myślałem i na razie nie można tego wykluczyć. Ale nie bardzo w to wierzę. Ragnar Lissander mówił, że jego żona nie wie, co się stało. A nawet gdyby wiedziała, za co miałaby się mścić na Magnusie i pozostałych?

Miał przed oczami niesympatyczną kobietę i spotkanie w willi w Trollhättan. Przypomniał sobie pogardliwe uwagi na temat Christiana i jego matki. Nagle uderzyła go pewna myśl. Jest. To jest to coś, co się nie zgadzało i co nie dawało mu spokoju, od kiedy po raz drugi rozmawiali z Ragnarem. Patrik wyjął komórkę i szybko wybrał numer. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Podniósł do góry palec na znak, żeby byli cicho.

– Mówi Patrik Hedström. Chciałbym rozmawiać z Sanną. Okej, rozumiem. A mogłaby pani ją spytać o jedną rzecz? To ważne. Proszę ją spytać, czy niebieska sukienka, którą znalazła, pasowałaby na nią. Tak, wiem, że to dziwne pytanie, ale bardzo by mi pani pomogła, gdyby pani spytała o to Sannę. Dziękuję. – Czekał ze słuchawką przy uchu. Po chwili siostra Sanny podeszła do telefonu. – Tak? Okej. Bardzo dziękuję. Proszę pozdrowić Sannę. – Patrik się rozłączył. Zamyślił się.

– Niebieska sukienka jest w rozmiarze Sanny.

– I co z tego? – Martin powiedział głośno to, o czym wszyscy pomyśleli.

– Dziwne, bo matka Christiana ważyła sto pięćdziesiąt kilo. Sukienka musiała należeć do kogoś innego. Christian skłamał, mówiąc Sannie, że należała do jego matki.

– Może to sukienka Alice? – powiedziała Paula.

– Może, ale myślę, że nie. W życiu Christiana musiała być jeszcze jedna kobieta.


Erika spojrzała na zegarek. Patrik długo dziś pracuje. Od rana się nie odezwał, ona też nie dzwoniła, żeby mu nie przeszkadzać. Śmierć Christiana musiała wywołać w komisariacie niezłe zamieszanie. Wróci do domu, gdy będzie mógł.

Miała nadzieję, że już się na nią nie gniewa. Do tej pory nigdy się nie gniewał na serio. Przecież nie chciała, żeby się przez nią martwił.

Pogładziła się po brzuchu. Miała wrażenie, że rośnie bez umiaru. Czasem aż ją zatykało ze strachu, a jednocześnie chciała, żeby to się już stało. Miotały nią sprzeczne uczucia. Szczęście i lęk, oczekiwanie i strach. Jeden wielki zamęt.

Z Anną pewnie jest tak samo. Poczuła się winna, że za mało się interesuje samopoczuciem siostry, że jest tak zajęta własnymi sprawami. Po tym, co przeszła z Lucasem, byłym mężem i ojcem jej dzieci, na pewno towarzyszą jej w ciąży wielkie emocje. Zwłaszcza że jest owocem związku z nowym mężczyzną. Erika zawstydziła się swego egoizmu, tego, że ciągle mówiła tylko o sobie i swoich niepokojach. Jutro rano zadzwoni do Anny i zaprosi ją na kawę albo na spacer. Wreszcie będą mogły porządnie pogadać.

Maja wdrapała jej się na kolana. Wyglądała na zmęczoną, choć była dopiero szósta, dopiero za dwie godziny miała pójść spać.

– Gdzie tata? – spytała, przykładając policzek do brzucha mamy.

– Niedługo przyjdzie – odparła Erika. – Ale my już jesteśmy głodne, więc szybko coś przygotuję. Co ty na to, córeczko? Zrobimy sobie babską kolację?

Maja kiwnęła główką.

– Kiełbaska z makaronem? I dużo keczupu?

Maja kiwnęła głową jeszcze raz. Mama zawsze wie, co podać na babską kolację.


Co robimy? – spytał Patrik, przysuwając się z krzesłem do Anniki.

Za oknem panowała nieprzenikniona ciemność. Już dawno powinni pójść do domów, ale jakoś nikt się nie kwapił. Poza Mellbergiem, który wyszedł przed kwadransem, pogwizdując.

– Zacznijmy od ewidencji ludności. Choć wątpię, czy coś znajdziemy. Już raz wszystko przejrzałam i nie sądzę, żeby mi cokolwiek umknęło. – Zabrzmiało to jak usprawiedliwienie.

Patrik położył jej rękę na ramieniu.

– Wiem, że jesteś uosobieniem dokładności. Ale czasem się nie widzi tego, co się ma przed oczami. Może razem uda nam się dostrzec coś, co przedtem przeoczyliśmy. Przypuszczam, że Christian mieszkał w Göteborgu z jakąś kobietą, a przynajmniej że był w jakimś związku. Może znajdziemy coś, co nam pomoże to zweryfikować.

– Miejmy nadzieję – powiedziała Annika, ustawiając monitor tak, żeby Patrik widział obraz. – Jak już mówiłam, nie był wcześniej żonaty.

– Może miał dzieci?

Annika szukała chwilę, potem wskazała na ekran.

– Nie. Figuruje tu jedynie jako ojciec Melkera i Nilsa.

– Cholera. – Patrik przesunął dłonią po włosach. – Może to głupi pomysł? Nie wiem dlaczego, ale cały czas jestem przekonany, że coś przeoczyliśmy, choć wątpię, żebyśmy mieli znaleźć odpowiedź akurat w tych rejestrach.

Wyszedł do swojego pokoju. Dłuższą chwilę wpatrywał się tępo w ścianę. Sygnał telefonu wyrwał go z rozmyślań.

– Patrik Hedström, słucham. – Wiedział, że w jego głosie pobrzmiewa rezygnacja. Zniknęła natychmiast, gdy tylko rozmówca się przedstawił i powiedział, w jakiej sprawie dzwoni.

Dwadzieścia minut później Patrik wbiegł do pokoju Anniki.

– Maria Sjöström!

– Co Maria Sjöström?

– Christian mieszkał z nią w Göteborgu. Nazywała się Maria Sjöström.

– Skąd wiesz? – spytała, ale Patrik nie odpowiedział.

– Jest też dziecko. Emil Sjöström. To znaczy było dziecko.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Nie żyją. Oboje. I jest śledztwo w sprawie morderstwa. Zawieszone.

– Co się dzieje? – Martin usłyszał, jak Patrik wykrzykuje w pokoju Anniki, i przybiegł czym prędzej.

Nawet Gösta przytruchtał, szybko jak nigdy. Stanęli w otwartych drzwiach.

– Przed chwilą rozmawiałem z facetem, który nazywa się Sture Bogh. Jest emerytowanym komisarzem göteborskiej policji. – Dla lepszego efektu zrobił pauzę. – Czytał w gazetach o Christianie, pogróżkach, które dostawał, i przypomniał sobie jego nazwisko. Pamiętał je z pewnego śledztwa. Pomyślał, że przydadzą nam się te informacje.

Powtórzył rozmowę z komisarzem. Mimo upływu lat Sture Bogh nie zapomniał tej tragicznej sprawy i bardzo dokładnie zreferował najistotniejsze ustalenia śledztwa.

Efekt był taki, jakiego Patrik się spodziewał. Koledzy ze zdumienia porozdziawiali usta.

– Możemy dostać dokumentację tego śledztwa? – gorączkowo dopytywał Martin.

– Jest późno. Może być ciężko – odparł Patrik.

– Nie zaszkodzi spróbować – powiedziała Annika. – Mam tu numer do Göteborga.

Patrik westchnął.

– Jeśli zaraz nie wrócę do domu, moja żona pomyśli, że w towarzystwie ponętnej blondyny uciekłem do Rio de Janeiro.

– To najpierw zadzwoń do Eriki, a potem spróbujemy kogoś złapać w Göteborgu.

Patrik skapitulował. Nikomu nie śpieszyło się do wyjścia, on też chciał zrobić jak najwięcej.

– Okej, ale zajmijcie się czymś. Nie chcę, żebyście mi wisieli nad uchem, gdy będę dzwonił.

Wziął telefon, poszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Erika okazała pełne zrozumienie. Obie z Mają były już po kolacji. Patrik nagle zatęsknił za swoimi dziewczynami tak bardzo, że prawie chciało mu się płakać. Odetchnął i wybrał numer, który mu dała Annika.

W pierwszej chwili nie zorientował się, że ktoś odebrał.

– Halo? – powtórzył głos w słuchawce.

Patrik drgnął. Uświadomił sobie, że powinien się przedstawić, po czym wyłuszczył sprawę. Zdziwił się, bo nie został spławiony. Kolega z Göteborga odpowiedział uprzejmie, że zaraz sprawdzi, czy uda mu się odnaleźć materiały ze śledztwa.

Rozłączyli się, Patrik zacisnął kciuki. Po kwadransie zadzwonił telefon.

– Udało się? – zapytał Patrik z niedowierzaniem, gdy policjant powiedział, że mają tę teczkę. Podziękował wylewnie i poprosił o odłożenie jej do jutra. Postara się zorganizować odbiór w ciągu dnia. W najgorszym razie sam po nią pojedzie albo wyśle kuriera, obciążając skromny budżet komisariatu.

Odłożył słuchawkę i jeszcze chwilę siedział bez ruchu. Wiedział, że koledzy czekają, że chcą wiedzieć, czy udało mu się zdobyć materiały z zawieszonego śledztwa, ale najpierw musiał zebrać myśli. W głowie wirowało mu mnóstwo szczegółów, luźnych kawałków układanki. Był pewien, że się ze sobą łączą, choć nie wiedział jak.


Gdy przyszła pora rozstania, ogarnął go dziwny żal. Miał opory, nie chciał się zdawkowo pożegnać z córkami i udawać, że wróci za kilka dni. Zdziwił się, że jest mu przykro również z powodu domu i Louise, która stała w przedpokoju i patrzyła na niego nieprzeniknionym wzrokiem.

Początkowo miał zamiar się wymknąć, zostawić tylko kartkę. Potem stwierdził, że chce się normalnie pożegnać. Na wszelki wypadek wstawił przedtem walizę do bagażnika, więc dla Louise wyglądało to jak kolejny krótki wyjazd służbowy.

Pożegnanie nieoczekiwanie okazało się trudne, ale wiedział, że szybko się odnajdzie w nowej rzeczywistości. Przypomniał mu się Posener[17]. Ukrywa się od wielu lat i chyba nie boleje zbytnio nad tym, że zostawił własne dziecko. Poza tym córki zaczynają dorastać i nie jego potrzebują najbardziej.

– Dokąd jedziesz? – spytała Louise.

Uderzył go jej szczególny ton. Czyżby wiedziała? Odrzucił tę myśl. Nawet gdyby coś podejrzewała, i tak nic nie może zrobić.

– Spotykam się z nowym dostawcą – powiedział, obracając w palcach kluczyki od samochodu. Przecież zachował się przyzwoicie. Wziął mniejszy samochód, zostawił jej mercedesa. Pieniądze, które są na koncie, wystarczą jej na wydatki na siebie i dziewczynki, w tym na raty za dom. Na rok. Będzie miała dość czasu, żeby się pozbierać.

Wyprężył się. Nie ma powodu, żeby się czuł jak drań. Jeśli w tej szarpaninie ktoś przez niego ucierpi, to już nie jego zmartwienie. Jego życie jest zagrożone, nie może siedzieć i czekać, aż przeszłość go dopadnie.

– Pojutrze wracam – powiedział lekko i skinął głową. Już dawno przestał ją obejmować i całować na pożegnanie.

– A wracaj, kiedy chcesz – powiedziała, wzruszając ramionami.

Coś go zastanowiło w jej zachowaniu, ale pomyślał, że mu się przywidziało. A pojutrze, gdy ona będzie czekać na jego powrót, on będzie już bezpieczny.

– No to pa – powiedział, odwracając się.

– Pa – odpowiedziała Louise.

Wsiadł do samochodu i po raz ostatni spojrzał za siebie. Potem włączył radio i zaczął nucić. Wreszcie był w drodze.


Gdy Patrik wszedł do domu, Erika spojrzała na niego z niepokojem. Maja spała już od jakiegoś czasu, a ona siedziała na kanapie z filiżanką herbaty.

– Miałeś ciężki dzień, co? – powiedziała. Podeszła i objęła go.

Patrik wtulił twarz w jej szyję i zastygł na chwilę.

– Muszę wypić kieliszek wina.

Poszedł do kuchni, Erika wróciła na kanapę. Usłyszała brzęk szkła i odgłos wyciągania korka. Pomyślała, że z chęcią napiłaby się wina, ale musiała się zadowolić herbatą. Niemożność wypicia od czasu do czasu kieliszka wina to jeden z minusów ciąży i karmienia. Musi jej wystarczyć łyk z kieliszka Patrika.

– Jak dobrze być w domu – westchnął Patrik, siadając obok niej. Objął ją i oparł stopy na stoliku.

– Jak dobrze, że jesteś w domu – powiedziała Erika, przytulając się mocniej. Milczeli kilka minut, Patrik popijał wino.

– Christian ma siostrę.

Erika drgnęła.

– Siostrę? Nigdy o niej nie słyszałam. Mówił, że nie ma żadnej rodziny.

– To niezupełnie prawda. Pewnie będę żałował, że ci to powiedziałem, ale jestem potwornie zmęczony. Kłębi mi się w głowie wszystko, czego się dziś dowiedziałem, i muszę o tym z kimś porozmawiać. Ale musi to zostać między nami. Okej? – Spojrzał na nią surowo.

– Obiecuję. Opowiadaj.

Patrik opowiedział. Mrok rozświetlał jedynie ekran telewizora. Erika słuchała w milczeniu. Ciarki ją przeszły, gdy usłyszała, w jaki sposób Alice nabawiła się uszkodzenia mózgu i jak Christian żył z tą tajemnicą, osłaniany i jednocześnie pilnowany przez Ragnara. Gdy skończył opowiadać o Alice, o zimnym wychowie, jakiemu poddano Christiana, i o tym, jak odszedł od rodziny, Erika potrząsnęła głową.

– Biedny Christian.

– Na tym nie koniec.

– Jak to? – spytała Erika i aż jęknęła. Dostała porządnego kopniaka w przeponę. Bliźnięta bardzo się ożywiły.

– Podczas studiów w Göteborgu poznał kobietę. Marię. Miała synka, dopiero co się urodził. Z ojcem dziecka nie utrzymywała kontaktu. Szybko zamieszkali razem, w wynajętym mieszkaniu w Partille. Christian traktował Emila jak syna. Wydaje się, że było im bardzo dobrze razem.

– I co się stało? – Właściwie nie miała pewności, czy chce wiedzieć. Może lepiej byłoby zatkać uszy. Przeczuwała, że będzie to wstrząsająca historia.

– Pewnego dnia, było to w kwietniu, Christian wrócił do domu z uczelni. – Patrik mówił bezbarwnym głosem, Erika wzięła go za rękę. – Drzwi nie były zamknięte na klucz i już to go zaniepokoiło. Zawołał Marię i Emila, ale nikt nie odpowiedział. Obszedł całe mieszkanie, wyglądało jak zwykle. Ich kurtki wisiały w przedpokoju, jakby byli w domu. Wózek Emila stał tam, gdzie zawsze, na klatce schodowej.

– Chyba nie chcę słyszeć, co było dalej – szepnęła Erika. Patrik patrzył przed siebie, jakby nie słyszał.

– W końcu ich znalazł, w łazience. Utopionych.

– Boże! – Erika położyła rękę na ustach.

– Chłopiec leżał na wznak w wannie, a matka tylko głowę miała zanurzoną w wodzie, zwisała nad wanną. Podczas obdukcji znaleziono zasinienia na karku, jak od palców. Ktoś siłą przytrzymał jej głowę pod wodą.

– Kto…

– Nie wiadomo. Nie udało się schwytać mordercy. Policja, o dziwo, w ogóle nie podejrzewała Christiana, chociaż był ich najbliższą rodziną. Dlatego nie natrafiliśmy na tę sprawę, przeszukując archiwum.

– Jak to możliwe?

– Nie wiem. Wszyscy zeznali, że byli niezwykle udaną parą. Matka Marii stanęła po jego stronie. Poza tym sąsiad widział kobietę wychodzącą z ich mieszkania w tym samym czasie, kiedy według lekarza sądowego nastąpił zgon.

– Kobietę? – wtrąciła Erika. – To ta sama, co…

– Nie wiem, co o tym sądzić. Ta sprawa doprowadza mnie do szału. Wszystko, co się przydarzyło Christianowi, łączy się ze sobą w jakiś sposób. Ktoś nienawidził go do tego stopnia, że nawet upływ czasu tego nie osłabił.

– I nie domyślacie się kto? – Erika poczuła, że w jej głowie rodzi się pewna myśl, jeszcze niejasna, jeszcze nie potrafiła jej sformułować. Była jednak pewna, że Patrik ma rację. To wszystko jakoś się ze sobą łączy.

– Nie będziesz miała nic przeciwko temu, żebym poszedł się położyć? – spytał, kładąc jej dłoń na kolanie.

– Nie, kochanie, skąd – odparła, jakby myślami była gdzie indziej. – Posiedzę jeszcze chwilę, zaraz przyjdę.

– Okej. – Pocałował ją i już po chwili usłyszała jego kroki na schodach.

Została w ciemnym pokoju. W telewizji nadawali wiadomości, ale wyłączyła dźwięk, żeby się wsłuchać we własne myśli. Alice. Maria i Emil. Powinna coś skojarzyć, zrozumieć. Zerknęła na książkę leżącą obok, na stoliku. Powoli sięgnęła po nią, położyła sobie na kolanach i patrzyła na obwolutę, na tytuł: Syrenka. Rozmyślała o czerni i poczuciu winy, o tym, co Christian chciał przekazać. Wiedziała, że zawarł tę tajemnicę w zdaniach, które po sobie zostawił. Musi się dowiedzieć.

Загрузка...