Christian coraz bardziej się niepokoił. Niepokój ogarniał całe jego ciało, nie dawał mu spać po nocach. Kazał mu widzieć oczy pod wodą.
Wiedział, że musi odejść. Jeśli ma sobie znaleźć miejsce w życiu, musi odejść od rodziców i od Alice. Dziwne – najbardziej bolała go myśl o rozstaniu z Alice.
– Halo! Ej, ty!
Odwrócił się ze zdumieniem. Jak zwykle przyszedł na Badholmen. Lubił siedzieć i patrzeć na morze i na Fjällbackę.
– Tutaj!
Nie wiedział, co o tym myśleć. Niedaleko, przy męskiej przebieralni, zobaczył Erika, Magnusa i Kennetha. Wołał go Erik. Spojrzał na niego podejrzliwie. Czegokolwiek chcą, na pewno nie czeka go nic dobrego. Ale ciekawość zwyciężyła. Z udawaną obojętnością wsunął ręce w kieszenie i powoli ruszył w ich stronę.
– Chcesz szluga? – Erik podsunął mu papierosa.
Christian potrząsnął głową. Cały czas oczekiwał katastrofy: zaraz wszyscy trzej się na niego rzucą. Wszystkiego się spodziewał, ale nie takiej… uprzejmości.
– Siadaj – powiedział Erik, wskazując miejsce obok.
Usiadł, czuł się jak we śnie. Wszystko było nierzeczywiste. Tyle razy wyobrażał sobie tę scenę – i oto stało się. Siedzi razem z nimi, jakby był jednym z nich.
– Co robisz dziś wieczorem? – spytał Erik, wymieniając spojrzenia z Kennethem i Magnusem.
– Nic szczególnego. Bo co?
– Robimy tu imprezę. Takie małe przyjątko. – Zaśmiał się.
– Aha – powiedział Christian. Przesunął się, żeby mu było wygodniej.
– Przyjdziesz?
– Ja? – Pomyślał, że się przesłyszał.
– Tak, ty. Ale trzeba mieć bilet wstępu. – Erik rzucił porozumiewawcze spojrzenie na Magnusa i Kennetha.
Czyli jest w tym haczyk. Cóż takiego wymyślili, żeby go pognębić?
– Jaki bilet? – spytał, choć wiedział, że lepiej nie pytać.
Chwilę poszeptali. W końcu Erik spojrzał na niego i powiedział wyzywająco:
– Butelkę whisky.
Tylko tyle. Odetchnął z ulgą. Nie będzie problemu.
– Nie ma sprawy. O której przyjść?
Erik zaciągnął się papierosem. Wyglądał z nim bardzo światowo, dorośle.
– Musimy mieć pewność, że nikt nam nie przeszkodzi, więc po północy. Powiedzmy o wpół do pierwszej.
Christian gorliwie kiwnął głową.
– Okej, wpół do pierwszej. Będę.
– Dobrze – odparł z rezerwą Erik.
Christian oddalił się pośpiesznie. Miał wrażenie, że stąpa lekko, jakby unosił się nad ziemią. Może to zwrot w jego życiu? Może wreszcie nie będzie sam?
Dzień wlókł się niemiłosiernie. W końcu przyszła pora, żeby się położyć do łóżka. Bał się zmrużyć oczy, żeby nie zaspać. Leżał i patrzył na przesuwające się powoli wskazówki zegara. Kwadrans po północy wstał i ubrał się jak najciszej. Skradając się na palcach, zszedł na parter. W barku stało sporo butelek whisky. Wziął tę, w której było najwięcej. Kiedy ją wyjmował, coś zadźwięczało. Zamarł, ale chyba nikt się nie obudził.
Szedł w stronę Badholmen. Słyszał ich już z daleka. Wyglądało na to, że są tam od jakiegoś czasu, że impreza zaczęła się bez niego. Pomyślał, że może powinien zawrócić, przejść ten niewielki kawałek do domu, wejść na palcach, odstawić butelkę na miejsce i położyć się do łóżka. Wtedy usłyszał śmiech Erika. On też chciałby się tak śmiać, stać się jednym z tych, z którymi wymieniał porozumiewawcze spojrzenia. Więc poszedł. Pod pachą ściskał butelkę.
– Siemasz! – wybełkotał Erik, wskazując na niego palcem. – Przyszedł król balu. – Zachichotał. Kenneth i Magnus poszli w jego ślady. Magnus wyglądał, jakby wypił najwięcej. Siedział, kiwał się, wzrok miał błędny.
– Bilet wstępu jest? – Erik przywołał go gestem.
Christian ostrożnie podał mu butelkę. Czy teraz zostanie poniżony? Może go przepędzą, skoro już dostali, co chcieli?
Nic takiego nie nastąpiło. Erik odkręcił nakrętkę, wypił porządny łyk i podał butelkę Christianowi. Christian wpatrywał się w nią przez chwilę. Chciał, ale nie miał odwagi. Erik nalegał. Christian uzmysłowił sobie, że jeśli chce być z nimi, musi go słuchać. Usiadł na ziemi, podniósł butelkę do ust i o mało się nie udusił. Wlał sobie do gardła za dużo.
– Chłopie, co z tobą? – Erik ze śmiechem stuknął go w plecy.
– W porządku – odparł i na dowód wypił kolejny łyk.
Po kilku kolejkach poczuł, jak po całym jego ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Już się nie bał. Whisky sprawiła, że zniknęło wszystko, co ostatnio nie dawało mu spać. Oczy. Odór gnijącego mięsa. Wypił jeszcze łyk.
Magnus leżał na wznak, patrzył w rozgwieżdżone niebo. Kenneth mówił niewiele, ale zawsze z podziwem dla Erika. Christianowi podobało się, że z nimi jest, że może się czuć częścią wspólnoty.
– Christian? – usłyszał od wejścia na kąpielisko. Odwrócił się. Co ona tu robi? Dlaczego zawsze musi wszystko popsuć? Obudził się w nim dawny gniew.
– Zjeżdżaj – warknął.
Jej twarz zmartwiała.
– Christian? – powtórzyła, jakby miała się rozpłakać.
Wstał. Chciał ją przepędzić, ale Erik położył mu rękę na ramieniu.
– Niech zostanie z nami – powiedział. Christian zdziwił się, ale usiadł posłusznie.
– Chodź! – Erik przywołał gestem Alice, a ona spojrzała pytająco na Christiana.
Wzruszył ramionami.
– Siadaj – powiedział Erik. – Mamy niezłą zabawę.
– Zabawę! – Alice się rozjaśniła.
– Dobrze, że przyszła jakaś ładna dziewczyna. – Erik objął ją i pogładził kosmyk ciemnych włosów. Alice się zaśmiała. Lubiła słuchać, że jest ładna.
– Masz. Jeśli chcesz się bawić z nami, musisz się napić. – Odebrał butelkę Kennethowi, który właśnie z niej pociągał, i podał Alice.
Znów spojrzała na Christiana, ale on nie zwracał na nią uwagi. Skoro przyszła za nim, musi się dostosować.
Zakasłała. Erik pogłaskał ją po plecach.
– No już, dzielna dziewczyna. Nic ci nie będzie, przyzwyczaisz się. Spróbuj jeszcze raz.
Z wahaniem podniosła butelkę do ust i wypiła jeszcze łyk. Tym razem poszło lepiej.
– Dobrze. Lubię dziewczyny, które są ładne i piją whisky – powiedział Erik z uśmiechem, od którego Christiana zaćmiło w brzuchu. Chciał wziąć Alice za rękę i zaprowadzić do domu.
Wtedy usiadł koło niego Kenneth. Objął go i zaczął bełkotać:
– Kurde, pomyśl tylko, siedzimy z tobą i twoją siostrą. Nigdy byś w to nie uwierzył, co? Domyśliliśmy się, że w tych zwałach tłuszczu tkwi fajny facet – powiedział, dźgając go palcem w brzuch. Christian nie wiedział, czy to komplement, czy wprost przeciwnie.
– Bardzo ładna ta twoja siostra – powiedział Erik, przysuwając się do Alice. Pomógł jej podnieść butelkę do ust i wlał jej w gardło kilka łyków. Oczy jej błyszczały, uśmiechała się szeroko.
Christianowi wszystko zawirowało przed oczami, całe Badholmen. Zachichotał i położył się obok Magnusa. Patrzył na gwiazdy. One też wirowały.
Nagle usiadł, bo Alice wydała jakiś odgłos. Nie mógł skupić wzroku, ale widział Erika i Alice. Wydawało mu się, że Erik wsunął jej rękę pod bluzkę. Zakręciło mu się w głowie i musiał się znów położyć.
– Ćśśś… – powiedział Erik. I znów ten jęk.
Christian przewrócił się na bok, oparł głowę na wyciągniętym ramieniu. Patrzył na Erika i Alice. Była bez bluzki. Miała niewielkie, idealne piersi. O tym najpierw pomyślał. Że ma idealne piersi. Nigdy ich przedtem nie widział.
– Nic się nie bój. Tylko trochę pomacam… – Gniótł jej piersi jedną ręką, zaczął sapać.
Kenneth gapił się na jej nagi biust.
– Chodź, dotknij. – Erik skinął na Kennetha.
Christian widział, że Alice się boi, że próbuje zasłonić piersi, ale głowę miał tak ciężką, że nie mógł jej unieść.
Kenneth usiadł obok Alice. Na znak Erika zaczął dotykać jej lewej piersi. Z początku delikatnie, potem coraz mocniej, a wybrzuszenie pod jego rozporkiem rosło coraz bardziej.
– Ciekawe, czy reszta też jest taka ładna – mruknął Erik. – Co ty na to, Alice? Czy twoja cipka jest tak samo ładna jak cycki?
Spojrzała na niego wielkimi wystraszonymi oczami, ale nie umiała się przeciwstawić. Bezwolnie pozwoliła sobie ściągnąć majtki. Spódnicę zostawił, tylko ją podwinął.
– Jak myślisz? Chyba nikogo tu jeszcze nie było, co? – powiedział do Kennetha. Rozsunął jej kolana. Alice nie stawiała oporu, nie umiała.
– Kurde, ale fajna. Magnus, obudź się! Bo wiele stracisz.
Magnus stęknął i wybełkotał coś pod nosem.
Christian czuł ściskanie w dołku. Wiedział, że dzieje się coś złego, i widział, jak Alice patrzy na niego błagalnym wzrokiem, jak wzywa pomocy. Ale oczy miała takie same jak wtedy, gdy patrzyła na niego spod wody, i nie mógł się ruszyć. Nie potrafił jej pomóc. Leżał na boku, a świat wirował.
– Ja pierwszy – powiedział Erik, rozpinając spodnie. – Przytrzymaj ją, gdyby się opierała.
Kenneth kiwnął głową. Był blady, nie mógł oderwać wzroku od piersi Alice. Jaśniały w świetle księżyca. Erik przewrócił ją na plecy, kazał leżeć spokojnie i patrzeć w niebo. Christianowi w pierwszej chwili ulżyło, że nie widzi już tych oczu, że wpatrują się w gwiazdy, nie w niego. Ściskało go w dołku jeszcze bardziej. Usiadł z trudem. Głosy wołały do niego, wiedział, że powinien coś zrobić, ale nie wiedział co. Przecież Alice się nie sprzeciwiała. Pozwoliła, żeby Erik rozsunął jej nogi, położył się na niej i wbił w nią.
Zaszlochał. Dlaczego ona zawsze musi wszystko zepsuć? Zabrać mu, co jego, chodzić za nim, kochać go. Nie prosił o to. Nienawidził jej. A teraz tylko leży.
Erik nagle znieruchomiał i stęknął. Wycofał się, zapiął rozporek. Zapalił papierosa, osłaniając go dłonią, i spojrzał na Kennetha.
– Teraz ty.
– J… ja? – wyjąkał Kenneth.
– Teraz twoja kolej – powiedział Erik tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Kenneth zawahał się. Znów spojrzał na jej piersi, jędrne, o brązoworóżowych brodawkach, które zesztywniały na letnim wietrze. Zaczął rozpinać spodnie. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. W końcu niemal rzucił się na Alice i wbił w nią. Minęło niewiele czasu, gdy stęknął, a przez jego ciało przeszedł spazm.
– Wspaniale – powiedział Erik, zaciągając się papierosem. – Teraz kolej Magnusa. – Wskazał papierosem na śpiącego Magnusa. Z ust ciekła mu strużka śliny.
– Magnus nie da rady. Za bardzo pijany. – Kenneth się śmiał. Już nie patrzył na Alice.
– Trzeba mu pomóc – powiedział Erik i pociągnął Magnusa za ramiona. – No, pomagaj – zwrócił się do Kennetha, a on natychmiast podbiegł.
Razem przyciągnęli Magnusa do Alice. Erik zaczął mu rozpinać spodnie.
– Ściągnij mu gatki – rozkazał Kennethowi.
Kenneth nie bez obrzydzenia zrobił, co mu kazał.
– Trzeba go na niej położyć. Kurde, musi ją wyruchać.
Głosy ucichły, Christian miał w głowie pustkę. Czuł się, jakby oglądał film, coś nierzeczywistego, coś, w czym nie brał udziału. Widział, jak wtaszczyli Magnusa na Alice, jak obudził się na tyle, żeby zacząć wydawać zwierzęce, ohydne stęknięcia. Ale nie doszedł, zasnął na niej.
Erik był zadowolony. Ściągnął Magnusa, bo sam znów był gotowy. Widok leżącej Alice, tak pięknej i nieobecnej, podniecił go. Wbijał się w nią coraz mocniej, owinął sobie jej długie włosy wokół dłoni i ciągnął mocno.
Nagle zaczęła krzyczeć. Nieoczekiwany krzyk przeciął nocną ciszę. Erik przerwał, spojrzał na nią i przeraził się. Trzeba ją uciszyć, musi przestać krzyczeć.
Christian słyszał, jak jej krzyk wdziera się w jego ciszę. Zatkał uszy rękami, ale to nie pomogło. To był ten sam krzyk, który słyszał w dzieciństwie, wtedy, gdy wszystko mu odebrała. Widział Erika. Siedział na niej okrakiem. Widział, jak podnosi rękę i bije ją, żeby przestała krzyczeć. Przy każdym uderzeniu jej głowa stukała o deski. Potem trzask, gdy pięść Erika raz za razem spadała na jej twarz. Widział, że Kenneth, blady jak ściana, patrzy na Erika. Krzyk obudził Magnusa. Usiadł zaspany, spojrzał na Erika i Alice, potem na swoje rozpięte spodnie.
Krzyk ucichł. Zapadła cisza. Wtedy Christian uciekł. Zerwał się i ruszył pędem przed siebie, żeby uciec od Alice. Wpadł do domu, wbiegł po schodach na górę, do swojego pokoju, położył się do łóżka i naciągnął kołdrę na głowę, żeby nie słyszeć głosów.
Świat przestał wirować.
– Zostawiliśmy ją tam. – Kenneth nie był w stanie spojrzeć na Erikę. – Zostawiliśmy, i tyle.
– I co było dalej? – Erika zadała to pytanie neutralnym tonem i Kenneth poczuł się jeszcze gorzej.
– Przeraziłem się. Rano, kiedy się obudziłem, myślałem, że miałem zły sen, ale gdy zdałem sobie sprawę, co zrobiliśmy… – Głos uwiązł mu w gardle. – Cały dzień czekałem na policję.
– Ale nie przyszli?
– Nie. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że Lissanderowie się wyprowadzili.
– A wy? Rozmawialiście o tym?
– Nie, nigdy. Nie umawialiśmy się, po prostu nie rozmawialiśmy. Dopiero Magnus wrócił do tego, gdy kiedyś w noc świętojańską trochę wypił.
– Więc to był pierwszy raz? – spytała Erika z niedowierzaniem.
– Tak. Ja i tak wiedziałem, że on cierpi z tego powodu. Jemu było najciężej z tym żyć. Mnie jakoś się udało wyprzeć to ze świadomości. Skupiłem się na Lisbet i na naszym życiu. Próbowałem zapomnieć. A Erik nawet nie musiał się starać. Wydaje mi się, że w ogóle się tym nie przejął.
– A mimo to trzymaliście się razem, przez tyle lat.
– Sam tego nie rozumiem. Ale my… ja zasłużyłem na to. – Poruszył obandażowanymi rękami. – Ja tak, zasłużyłem na o wiele więcej, ale nie Lisbet. Ona była niewinna. Najgorsze, że przed śmiercią musiała się o wszystkim dowiedzieć. Dowiedziała się, że nie byłem taki, za jakiego mnie uważała, że nasze życie było kłamstwem – powiedział drżącym głosem.
– To, co zrobiliście, było potworne – powiedziała Erika. – Nie da się zaprzeczyć. Ale wasze małżeństwo nie było kłamstwem. Sądzę, że ona to wie. Bez względu na to, co wtedy usłyszała.
– Spróbuję jej wyjaśnić – powiedział. – Wiem, że niedługo moja kolej, że do mnie też przyjdzie i będę miał szansę się wytłumaczyć. Muszę w to wierzyć, bo inaczej wszystko… – Odwrócił głowę.
– Co pan ma na myśli? Kto do pana przyjdzie?
– Alice oczywiście. – Nie słuchała, czy co? – Przecież to ona to wszystko zrobiła.
Erika przez chwilę nic nie mówiła, spojrzała tylko na niego ze współczuciem.
– To nie Alice. To nie ona – powtórzyła.
Zamknął książkę. Nie wszystko zrozumiał. Jak dla niego była zbyt głęboka, napisana zbyt zagmatwanym językiem, ale główny wątek zrozumiał. Powinien to wcześniej przeczytać. Teraz widział znacznie jaśniej.
Przypomniała mu się sypialnia Kjellnerów. Widział tam coś, na co wtedy nie zwrócił uwagi. Bo niby dlaczego miałby zwrócić? Wiedział, że to bez sensu, a mimo to miał o to do siebie żal.
Wybrał numer.
– Cześć, Ludvig. Zastałem mamę? – Czekał, słuchając kroków Ludviga i szmeru głosów. Po chwili podeszła Cia.
– Mówi Patrik Hedström. Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym o coś spytać. Co twój mąż robił ostatniego wieczoru, zanim zniknął? Nie, nie chodzi mi o cały wieczór. Co robił, kiedy położyliście się spać. Tak? Całą noc? Okej, dziękuję.
Rozłączył się. Wszystko zaczęło się zgadzać. Zdawał sobie jednak sprawę, że to tylko hipoteza. Potrzebne są twarde dowody. Dopóki ich nie miał, nie chciał mówić kolegom. Obawiał się, że nie uwierzą. Był tylko jeden człowiek, z którym mógł o tym porozmawiać i który mógł mu pomóc. Chwycił za telefon.
– Kochanie, wiem, że się boisz odebrać, bo myślisz, że jestem na ciebie zły albo że będę cię namawiał, żebyś skończyła z tym, co teraz robisz. Właśnie przeczytałem Syrenkę i wydaje mi się, że idziemy tym samym tropem. Potrzebuję twojej pomocy, więc oddzwoń, gdy tylko odsłuchasz tę wiadomość. Całuję. Kocham.
– Przyszły dokumenty z Göteborga – odezwała się od drzwi Annika.
Patrik drgnął.
– Przestraszyłam cię? Pukałam, widocznie nie słyszałeś.
– Rzeczywiście, zamyśliłem się – odparł, otrząsając się.
– Myślę, że powinieneś iść do lekarza, zbadać się – powiedziała Annika. – Źle wyglądasz.
– To tylko zmęczenie – mruknął. – Dobrze, że przyszły te dokumenty. Muszę na chwilę pojechać do domu, wezmę je ze sobą.
– Są w recepcji.
Patrik widział w jej oczach niepokój.
Dziesięć minut później wyszedł na korytarz z dokumentami w ręku.
– Patrik! – usłyszał za plecami głos Gösty.
– Co? – spytał, nie panując nad rozdrażnieniem. Chciał już jechać.
– Przed chwilą rozmawiałem z żoną Erika Linda. Z Louise.
– I co? – spytał Patrik obojętnie.
– Twierdzi, że jej mąż zamierza wyjechać z kraju. Wyczyścił wszystkie konta, zarówno prywatne, jak i firmowe, i o siedemnastej odlatuje z Landvetter.
– Naprawdę? – spytał Patrik, teraz już z ożywieniem.
– Tak, sprawdziłem dwa razy. Co z tym zrobimy?
– Jedźcie z Martinem na Landvetter. Natychmiast. Ja podzwonię, załatwię niezbędne zezwolenia i poproszę kolegów z Göteborga, żeby się spotkali z wami na miejscu.
– Będzie to dla mnie prawdziwa przyjemność!
Patrik szedł do samochodu i uśmiechał się. Gösta miał rację. Pomieszać szyki Erikowi Lindowi to prawdziwa przyjemność. Pomyślał o książce i przestał się uśmiechać. Miał nadzieję, że Erika będzie w domu. Potrzebował jej pomocy, żeby rozwikłać sprawę do końca.
Patrik doszedł do tego samego wniosku co ona. Zrozumiała to, gdy odsłuchała jego wiadomość. Nie wiedział jednak wszystkiego. Nie słyszał opowieści Kennetha.
Miała coś do załatwienia w Hamburgsund. Wracając do domu, odruchowo wcisnęła gaz. Właściwie nie miała powodu, żeby się śpieszyć, ale czuła, że pora w końcu odsłonić wszystkie tajemnice.
Wjeżdżając przed dom, zobaczyła samochód Patrika. Zadzwoniła do niego z drogi, żeby zapytać, czy ma przyjechać do komisariatu, ale był już w domu. Czekał na nią i na jej kawałek układanki.
– Cześć, kochanie. – Weszła do kuchni i dała mu całusa.
– Przeczytałem książkę – powiedział.
– Powinnam się była wcześniej domyślić, ale nie czytałam ostatecznej wersji. W dodatku czytałam na raty. Mimo to sama się dziwię, że mi to umknęło.
– Powinienem był ją wcześniej przeczytać – powiedział Patrik. – Magnus czytał ją całą noc, a potem zniknął. Prawdopodobnie była to jego ostatnia noc. Dostał od Christiana wydruk. Dopiero co rozmawiałem z Cią. Powiedziała mi, że zaczął czytać wieczorem i ku jej zaskoczeniu czytał całą noc. Rano spytała go, czy to dobra książka. Odpowiedział, że nie chce się wypowiadać, dopóki nie porozmawia z Christianem. Najgorsze, że gdybyśmy zajrzeli do notatek, na pewno okazałoby się, że wspominała o tym, ale nie mieliśmy pojęcia, że to takie ważne.
– Przeczytał i wszystkiego się domyślił – powiedziała powoli Erika. – Zrozumiał, kim jest Christian.
– Przypuszczam, że o to Christianowi chodziło. W przeciwnym razie nie dawałby mu tekstu.
– Ale dlaczego Magnusowi? Dlaczego nie Kennethowi albo Erikowi?
– Myślę, że ciągnęło go do Fjällbacki i do nich, do wszystkich trzech – powiedziała Erika, przypominając sobie, co jej powiedział Thorvald. – To się może wydawać dziwne. On sam pewnie też nie umiałby tego wytłumaczyć. Z całą pewnością ich nienawidził, w każdym razie na początku. Potem, jak sądzę, polubił Magnusa. Z tego, co słyszałam, Magnus był sympatycznym człowiekiem. W dodatku wziął w tym udział wbrew własnej woli.
– Skąd wiesz? – Patrik drgnął. – W książce jest mowa o trzech chłopcach. Bez szczegółów.
– Rozmawiałam z Kennethem – odparła spokojnie. – Opowiedział mi, co się wydarzyło tamtego wieczoru.
Erika powtórzyła opowieść Kennetha. Patrik bladł coraz bardziej. – Co za koszmar! I uszło im to na sucho! Dlaczego Lissanderowie nie poszli z tym na policję? Dlaczego się wyprowadzili i umieścili Alice w zakładzie?
– Nie wiem, tylko oni mogą odpowiedzieć.
– Erik, Kenneth i Magnus zgwałcili Alice, a Christian się przyglądał. Dlaczego nic nie zrobił? Dlaczego jej nie pomógł? Czy dlatego dostawał listy z pogróżkami, chociaż nie brał udziału w gwałcie? – Patrik aż poczerwieniał. Zaczerpnął tchu i mówił dalej: – Tylko Alice miałaby powód, żeby się mścić, ale to nie może być ona. Nie wiemy również, kto był sprawcą tych morderstw. – Podsunął Erice plik papierów. – To dokumenty ze śledztwa w sprawie zabójstwa Marii i Emila Sjöströmów. Zostali utopieni we własnej wannie. Ktoś trzymał rocznego chłopca pod wodą, aż przestał oddychać, a potem to samo zrobił z jego matką. Jedyny trop, jaki miała policja, to zeznania sąsiada, który widział, jak z mieszkania wyszła kobieta o długich ciemnych włosach. Powiedziałem już, że to nie mogła być Alice. Nie wierzę również, żeby to mogła być Iréne. Chociaż ona miałaby motyw. Kto to jest, do cholery? – spytał bezradnie Patrik i walnął pięścią w stół.
Erika poczekała, aż się uspokoi. Potem powiedziała cicho:
– Chyba wiem. I myślę, że mogę ci to udowodnić.
Starannie umył zęby, a potem włożył garnitur i zawiązał krawat. Uczesał się i wreszcie lekko zburzył fryzurę palcami. Następnie z zadowoleniem spojrzał w lustro. Przystojny mężczyzna, człowiek sukcesu, który wszystko ma pod kontrolą.
Chwycił walizę w jedną rękę, w drugą walizkę kabinową. Bilet, który czekał na niego w recepcji, spoczywał już bezpiecznie w jego kieszeni, razem z paszportem. Ostatni raz rzucił okiem w lustro i opuścił pokój. Przed wylotem zdąży jeszcze wypić piwo na lotnisku. Posiedzi spokojnie, poobserwuje pędzących, zestresowanych rodaków, z którymi niebawem nie będzie już miał nic do czynienia. Nie zachwycał go charakter Szwedów. Za duży nacisk na interes społeczny, za dużo gadania o sprawiedliwości. Nie ma czegoś takiego. Niektórzy ludzie mają większy potencjał niż inni. W nowym kraju będzie miał szansę wykorzystać swój.
Już niedługo będzie w drodze i zapomni o strachu. Wkrótce wszystko to przestanie mieć znaczenie. Ona już go nie dosięgnie.
– Jak się dostaniemy do środka? – spytał Patrik, gdy stanęli przed drzwiami szopy na łodzie.
Erika nie chciała mu nic powiedzieć. Nalegała tylko, żeby z nią pojechał.
– Wzięłam klucz od Sanny – odparła i wyjęła z torebki spory pęk kluczy.
Patrik się uśmiechnął. Jest bardzo zaradna, trzeba przyznać.
– Czego szukamy? – spytał, wchodząc za nią do niewielkiego pomieszczenia.
Nie odpowiedziała wprost.
– Ustaliłam, że to jedyne miejsce, które należało tylko do Christiana.
– Przecież szopa należy do Sanny, prawda? – zauważył Patrik, usiłując przyzwyczaić oczy do półmroku.
– Tak, na papierze. Tu się zaszywał, gdy chciał być sam, żeby pisać. Domyślam się, że był to jego azyl.
– I co? – spytał Patrik, siadając na kuchennej ławie stojącej pod jedną ze ścian. Ze zmęczenia ledwo stał na nogach.
– Nie wiem. – Erika rozejrzała się bezradnie. – Wydaje mi się tylko, że… wydawało mi się…
– Co ci się wydawało? – spytał.
Niezależnie od tego, czego szukali, szopa była dość marnym schronieniem. Składała się z dwóch maleńkich pokoików, tak niskich, że Patrik musiał stać z pochyloną głową. Wszędzie pełno sprzętu rybackiego, pod oknem składany stolik. Siedząc przy nim, miało się przed oczami niezwykły widok na archipelag. I na Badholmen.
– Mam nadzieję, że wkrótce znajdziemy odpowiedź – powiedział Patrik, patrząc na ciemniejącą na tle nieba wieżę.
– Na jakie pytanie? – Erika chodziła bez celu po ciasnym pomieszczeniu.
– Czy to było morderstwo, czy samobójstwo.
– Chodzi ci o Christiana? – spytała, ale nie czekała na odpowiedź. – Gdybym to tylko znalazła… cholera, myślałam… wtedy byśmy… – mówiła chaotycznie.
Patrik się roześmiał.
– Jesteś rozkojarzona. Powiedz, czego szukamy, to ci pomogę.
– Przypuszczam, że Magnus został zamordowany tutaj. Miałam nadzieję, że znajdę coś… – Patrzyła badawczo na pomalowane na niebiesko chropawe ściany.
– Tu? – Patrik wstał i również przyjrzał się ścianom. Przesunął wzrokiem po podłodze i powiedział z wahaniem:
– Chodnik.
– Czego chcesz od niego? Jest zupełnie czysty.
– Właśnie. Aż za czysty, wygląda na nowy. Pomóż mi go podnieść. – Chwycił za jeden koniec ciężkiego szmaciaka, Erika z trudem dźwignęła drugi.
– Przepraszam, kochanie. To dla ciebie za ciężkie. Nie podnoś – powiedział z niepokojem, słysząc, jak jego ciężarna żona sapie z wysiłku.
– W porządku – powiedziała. – Nie gadaj, tylko ciągnij.
Odsunęli chodnik i przyjrzeli się drewnianej podłodze. Wyglądała na czystą.
– Może w drugim pokoju? – powiedziała Erika, ale również tam zobaczyli czystą podłogę, niczym niezasłoniętą.
– Zastanawiam się…
– Nad czym? – spytała Erika.
Patrik nie odpowiedział. Ukląkł i uważnie wpatrywał się w szpary między deskami. Po chwili wstał.
– Trzeba ściągnąć techników, chyba masz rację. Podłoga została porządnie wyczyszczona, ale wydaje mi się, że między szparami jest krew.
– Czy w takim razie deski też nie powinny nasiąknąć? – pytała.
– Tak, ale gołym okiem się tego nie zobaczy, jeśli zostały wyszorowane. – Patrik patrzył na stare, wytarte deski. Było na nich sporo różnych plam.
– Więc tu umarł? – Wzdrygnęła się, mimo że już wcześniej była pewna swego.
– Tak mi się zdaje. W dodatku blisko stąd do wody, do której został wrzucony. Czy możesz mi wreszcie powiedzieć, co tu się dzieje?
– Rozejrzyjmy się jeszcze – odparła, nie zwracając uwagi na jego zgnębioną minę. – Zajrzyj na górę. – Wskazała na stryszek, z którego zwisała sznurowa drabina.
– Żartujesz?
– Albo ty, albo ja. – Erika znacząco położyła ręce na brzuchu.
– Okej – westchnął. – Nie ma na co czekać. I nadal mam nie wiedzieć, czego szukam?
– Ja sama nie wiem – odparła zgodnie z prawdą. – To tylko przeczucie…
– Przeczucie? I dlatego mam się wdrapywać po sznurowej drabinie?
– No, dalej.
Patrik wdrapał się na stryszek.
– Widzisz coś? – spytała, wyciągając szyję.
– Pewnie, że widzę. Głównie jakieś siedziska, poduszki i kilka komiksów. Widocznie to kryjówka dzieciaków.
– Tylko tyle? – Erika była rozczarowana.
– Chyba tak.
Patrik zaczął schodzić, ale w połowie drabiny się zatrzymał.
– A co jest tutaj?
– Gdzie?
– Tutaj. – Wskazał na klapę znajdującą się naprzeciw otwartego stryszku.
– Ludzie trzymają tam zazwyczaj różne rupiecie, ale sprawdź.
– Spokojnie, zaraz. – Balansując na drabince, podważał haczyk. Zdjął klapę i trzymając mocno za jeden koniec, podał ją Erice. Potem odwrócił się i zajrzał do środka. – Co to jest, do cholery? – zdumiał się.
W tym momencie puścił hak, na którym wisiała drabinka, i Patrik z hukiem runął na podłogę.
Louise nalała do kieliszka wody mineralnej i wzniosła toast. Jego koniec jest bliski. Policjant, z którym rozmawiała, od razu zrozumiał, o co chodzi. Powiedział, że poczynią odpowiednie kroki, i podziękował, że zadzwoniła. Proszę bardzo, odparła. Nie ma za co.
Ciekawe, co z nim zrobią. Do tej pory się nad tym nie zastanawiała. Skupiła się na tym, żeby go zatrzymać, nie pozwolić, żeby uciekł jak tchórz, z podkulonym ogonem. Ale co będzie, jeśli Erik trafi do więzienia? Chyba oddadzą jej pieniądze? Zdenerwowała się, ale szybko odzyskała spokój. Oczywiście, że oddadzą. A ona przepuści je co do grosza. Erik będzie gnił w więzieniu ze świadomością, że jego żona przepuszcza majątek. I nic nie będzie mógł zrobić.
Nagle się zdecydowała. Musi zobaczyć jego minę. Chce zobaczyć, jak będzie wyglądał, gdy zda sobie sprawę, że przegrał.
– Czego to się człowiek nie naogląda – powiedział Torbjörn, stojąc na drabinie pożyczonej z sąsiedniej szopy na łodzie.
– Tak, ale to przebija wszystko. – Patrik masował mocno poobijane siedzenie. W klatce piersiowej też coś go pobolewało.
– W każdym razie nie ma wątpliwości, że to krew. W dużych ilościach. – Torbjörn wskazał na świecącą podłogę. Luminol odsłonił wszystkie ślady krwi. Zostały na podłodze mimo starannego szorowania. – Pobraliśmy próbki. Prześlemy je do laboratorium. Porównają je z krwią denata.
– Dziękuję.
– To są rzeczy Christiana Thydella? – upewnił się Torbjörn. – Tego, którego zdjęliśmy z wieży?
Wczołgał się do ciasnego pomieszczenia. Patrik wszedł za nim, z trudem wdrapawszy się po drabinie.
– Na to wygląda.
– Dlaczego… – spytał Torbjörn, ale nie dokończył. Nie jego sprawa. On ma zabezpieczyć materiał dowodowy, z czasem dostanie odpowiedzi na wszystkie pytania. Wskazał palcem. – To ten list, o którym mówiłeś?
– Tak. Dzięki temu przynajmniej mamy pewność, że to było samobójstwo.
– Zawsze coś – powiedział Torbjörn, który ciągle nie dowierzał własnym oczom. Na stryszku było pełno rozmaitych damskich rekwizytów. Ubrań, szminek, błyskotek i butów. I peruka z długich, ciemnych włosów.
– Pozbieramy wszystko, ale trochę to potrwa. – Torbjörn wycofywał się ostrożnie, powoli, aż sięgnął stopami drabiny. – Czego to się człowiek nie naogląda – powtórzył pod nosem.
– Wracam do komisariatu. Muszę jeszcze sprawdzić kilka rzeczy, zanim złożę sprawozdanie kolegom – powiedział Patrik. – Odezwij się, jak skończycie.
Potem zwrócił się do Pauli, która dołączyła do techników i przyglądała się, co robią.
– Zostaniesz tu?
– Ma się rozumieć – odparła.
Patrik wyszedł z szopy i zaczerpnął świeżego zimowego powietrza. Najpierw to, co powiedziała Erika, kiedy odkryli schowek Christiana. Potem list. I wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Nie do wiary. A mimo to wiedział, że to prawda. W końcu wszystko zrozumiał. Kiedy Gösta i Martin wrócą z Göteborga, będzie im mógł opowiedzieć tę tragiczną historię.
– Prawie dwie godziny do odlotu. Niepotrzebnie wyjeżdżaliśmy tak wcześnie. – Martin spojrzał na zegarek. Dojeżdżali do Landvetter.
– Nie musimy na niego czekać, siedząc na tyłkach. – Gösta skręcił na parking przed halą odlotów. – Wejdziemy, zrobimy rundkę i w razie czego przyskrzynimy drania.
– Przecież mieliśmy czekać na posiłki z Göteborga – powiedział Martin. Niepokoił się, ilekroć coś działo się niezgodnie z planem.
– E tam… z łatwością poradzimy sobie we dwóch – odparł Gösta.
– No dobrze – powiedział Martin z pewnym wahaniem.
Wysiedli z samochodu i weszli do hali.
– Co robimy? – Martin rozejrzał się dookoła.
– Usiądźmy. Napijemy się kawy i rozejrzymy.
– Ale mieliśmy się przejść po terminalu, poszukać go.
– A co ja powiedziałem? Że się porozglądamy. Jeśli usiądziemy tam – wskazał kawiarenkę znajdującą się w samym środku hali – będziemy mieli świetny widok w obie strony. Będzie musiał przejść obok nas, gdy się zjawi.
– Masz rację. – Martin się poddał. Wiedział, że gdy Gösta zwietrzy kawę i coś słodkiego, opór nie ma sensu.
Usiedli przy stoliku, zaopatrzywszy się najpierw w kawę i ciastka migdałowe. Gösta rozpromienił się po pierwszym kęsie.
– Niebo w gębie!
Martinowi nie chciało się mówić, że trudno porównywać ciastko z niebem. Zresztą sam musiał przyznać, że są smaczne. Właśnie brał do ust ostatni kęs, gdy dostrzegł coś kątem oka.
– Spójrz, czy to nie on?
Gösta szybko się odwrócił.
– On. Masz rację. Chodź, zgarniemy go. – Wstał pośpiesznie. Martin rzucił się za nim. Erik oddalał się raźnym krokiem, z walizą w jednej ręce i walizką kabinową w drugiej. Miał na sobie nieskazitelny garnitur, białą koszulę i krawat.
Gösta i Martin musieli podbiec, żeby go dogonić. Gösta dopadł go pierwszy. Ciężko opuścił dłoń na jego ramię.
– Erik Lind? Pan pozwoli z nami.
Erik był zdumiony. Przez sekundę wyglądał, jakby się zastanawiał, czy nie uciekać. Ale ograniczył się do strącenia ręki Gösty.
– To pomyłka. Wyjeżdżam służbowo – powiedział. – Nie wiem, o co wam chodzi, ale muszę zdążyć na samolot, mam ważne spotkanie. – Na czoło wystąpiły mu kropelki potu.
– Dobrze, będzie pan miał okazję wszystko wyjaśnić – powiedział Gösta i popchnął go lekko w stronę wyjścia. Ludzie przystawali, przyglądali im się z ciekawością.
– Panowie, ja muszę zdążyć na ten samolot!
– Rozumiem – odparł spokojnie Gösta i zwrócił się do Martina: – Bądź tak dobry i zajmij się bagażem.
Martin kiwnął głową, ale w duchu zaklął. Nie dla niego fajne zadania.
– Więc to był Christian? – Anna aż otworzyła usta.
– I tak, i nie – odparła Erika. – Rozmawiałam o tym z Thorvaldem. Chyba nigdy się nie dowiemy, jak to dokładnie było. Ale wiele wskazuje na to, że to on.
– Christian miał dwie różne osobowości? Niewiedzące o sobie nawzajem? – Anna mówiła to z niedowierzaniem. Gdy siostra zadzwoniła do niej po powrocie z szopy Christiana, przyjechała natychmiast. Patrik musiał wrócić do komisariatu, a Erika nie chciała być sama. Anna była jedyną osobą, z którą chciała teraz rozmawiać.
– Można to tak ująć. Thorvald przypuszcza, że Christian chorował na schizofrenię, a oprócz tego cierpiał na coś, co nazywa się dysocjacyjnym zaburzeniem osobowości. Do rozszczepienia osobowości może dojść wskutek ciężkich urazów. Człowiek tak sobie radzi z rzeczywistością. Christian przeżył kilka takich urazów. Najpierw śmierć matki i tydzień spędzony przy jej zwłokach. Potem Iréne Lissander. Powiedziałabym, że się nad nim znęcała. Przypuszczam, że gdy urodziła się Alice, przybrani rodzice przestali zwracać na niego uwagę. Kolejny raz coś stracił. A winą za to obarczył małą Alice.
– Dlatego próbował ją utopić? – Anna przesunęła dłonią po brzuchu.
– Tak. Ojciec ją uratował, ale na skutek niedotlenienia doznała poważnego uszkodzenia mózgu. Ojciec chciał chronić Christiana, więc nic nie powiedział. Pewnie uważał, że w ten sposób oddaje mu przysługę, ale mam co do tego poważne wątpliwości. Pomyśl tylko: żyć z taką świadomością, w poczuciu tak strasznej winy. Im był starszy, tym wyraźniej musiał zdawać sobie sprawę z tego, co zrobił. A to, że Alice go kochała, na pewno nie przynosiło mu ulgi.
– Mimo tego, co jej zrobił.
– Przecież ona o tym nie wiedziała. Wiedzieli tylko Ragnar i Christian.
– Potem ten gwałt.
– Tak, potem gwałt. – Głos uwiązł jej w gardle. Wyliczała wydarzenia z życia Christiana, jakby to były dwie strony równania, które na końcu muszą się zgodzić. A przecież była to niewyobrażalna tragedia.
Zadzwonił telefon. Erika odebrała.
– Erika Falck, słucham. Nie. Żadnego komentarza nie będzie. Proszę więcej nie dzwonić. – Ze złością rzuciła słuchawkę.
– Kto to? – spytała Anna.
– Z tabloidu. Chcieli, żebym coś powiedziała o śmierci Christiana. Znów ruszyła nagonka. A nie wiedzą jeszcze wszystkiego. – Westchnęła. – Biedna Sanna.
– Kiedy Christian zachorował? – Anna była całkowicie zdezorientowana. To zrozumiałe. Erika również zasypała Thorvalda pytaniami, a on powoli i cierpliwie odpowiadał.
– Jego matka chorowała na schizofrenię. To dziedziczna choroba. Ujawnia się najczęściej w okresie dojrzewania. U Christiana mogły wtedy wystąpić pierwsze objawy: niepokój, sny, głosy, omamy, a on nie rozumiał, co się dzieje. Lissanderowie pewnie nic nie zauważyli, bo w tym czasie się wyprowadził. Czy raczej został wygnany.
– Wygnany?
– Tak, Christian napisał o tym w liście, który zostawił w szopie. Lissanderowie od razu uznali, że to Christian zgwałcił Alice, a on nie zaprzeczył. Pewnie miał straszne wyrzuty sumienia, że jej nie bronił. Ale to tylko moje domysły – dodała Erika.
– Więc wyrzucili go z domu?
– Tak. Nie potrafię ocenić, jak to wpłynęło na przebieg jego choroby. Patrik ma szukać jego dokumentacji medycznej. Jeśli po przyjeździe do Göteborga się leczył, powinno to być odnotowane. Tylko trzeba ustalić gdzie. – Zrobiła przerwę. Pomyślała, że trudno w kilku zdaniach streścić całe życie Christiana i to, co zrobił. – Patrik przypuszcza, że teraz, kiedy wiadomo to, co wiadomo, wznowią śledztwo w sprawie zabójstwa partnerki Christiana i jej synka – powiedziała.
– Podejrzewają, że sprawcą był Christian? Dlaczego?
– Całkiem możliwe, że nigdy się nie dowiemy, ani czy to zrobił, ani dlaczego – powiedziała Erika. – Jeśli jego druga osobowość, Syrenka albo Alice, jakkolwiek ją nazwiemy, gniewała się na Christiana, to prawdopodobnie nie mogła się pogodzić z tym, że jest szczęśliwy. Tak przynajmniej mówi Thorvald. To całkiem prawdopodobne. Może to szczęście Christiana wyzwoliło to, co wydarzyło się później. Ale nie wierzę, że kiedykolwiek poznamy całą prawdę.