18


Łączyło ich z Alice jedno: oboje uwielbiali lato. On dlatego, że nie było szkoły, a tym samym jego dręczycieli. Alice dlatego, że mogła pływać w morzu. Każdą wolną chwilę spędzała w wodzie. Pływała tam i z powrotem i robiła fikołki. Cała jej nieporadność i niezręczność znikała w chwili, gdy zanurzała się w wodzie. W wodzie poruszała się swobodnie i z gracją.

Mama potrafiła całymi godzinami siedzieć i ją obserwować. Biła brawo po różnych sztuczkach i zachęcała do pływania. Mówiła o niej: moja syrenka.

Ale Alice nie interesowały zachwyty mamy. Oglądała się tylko na niego i wołała:

– Zobacz! – Skakała ze skały do wody i wynurzała się z uśmiechem.

– Widziałeś? Widziałeś, co zrobiłam? – dopytywała się, chciwie się w niego wpatrując.

Nigdy nie odpowiadał. Najwyżej szybko podnosił głowę znad książki, którą czytał, siedząc na rozłożonym na skale ręczniku. Nie rozumiał, czego od niego chce.

Mama odpowiadała za niego, ze złością i zdziwieniem. Ona również nie rozumiała. Dawała córce miłość, dawała całą siebie.

– Ja widziałam, kochanie! Ale ci się udało! – zawołała do Alice, ale Alice nie słuchała. Po chwili znów wołała do niego:

– Teraz patrz! Zobacz, co zrobię! – Wypłynęła kraulem w morze. Jej ramiona poruszały się harmonijnie, rytmicznie.

Mama się zaniepokoiła, wstała.

– Kochanie, nie płyń dalej. – Osłoniła oczy ręką. – Za daleko wypłynęła. Pomóż jej wrócić!

Próbował zrobić to samo co Alice: udać, że nie słyszy. Powoli przewrócił kartkę, skupiając się na czarnych literach na białym tle. Nagle poczuł bolesne szarpnięcie. Mama złapała go za włosy i pociągnęła ze wszystkich sił. Zerwał się na nogi, wtedy puściła.

– Płyń po siostrę. Rusz to swoje tłuste cielsko i dopilnuj, żeby dopłynęła z powrotem.

Przypomniało mu się, jak kiedyś płynęli razem, trzymając się za ręce, jak puściła jego dłoń i jak go wciągnęło pod wodę. Od tamtej pory nie lubił pływać. Bał się wody. Pod powierzchnią były różne rzeczy, niewidoczne dla oka. Podejrzane.

Mama chwyciła palcami fałdę tłuszczu na jego brzuchu i mocno uszczypnęła.

– Płyń po nią. Natychmiast. Bo cię tu zostawię, jak będziemy wracać do domu – powiedziała to takim tonem, że nie miał wyboru. Wiedział, że to zrobi. Jeśli nie wykona polecenia, zostawi go na wyspie.

Serce mu waliło, całym wysiłkiem woli odbił się i wskoczył do wody. Nie odważył się skoczyć na głowę, jak Alice. Wpadł nogami w niebieskozieloną otchłań. Woda zalała mu oczy. Zamrugał. Był bliski paniki, oddychał płytko, urywanie. Zmrużył oczy i patrząc pod słońce, zobaczył w oddali Alice. Niezdarnie popłynął w jej kierunku, czując na sobie wzrok mamy. Stała na brzegu, z rękami na biodrach.

Nie umiał pływać kraulem. Wykonywał krótkie, szybkie ruchy, ale płynął coraz dalej. Cały czas miał świadomość, że ma pod sobą głębinę. Słońce go raziło, oczy zaszły łzami. Nie widział już Alice. Widział tylko oślepiające białe światło. Marzył o jednym: o tym, żeby zawrócić. Ale wiedział, że nie może. Musi dopłynąć do Alice i wrócić z nią do mamy. Bo mama kocha Alice, a on kocha mamę. Mimo wszystko.

Nagle poczuł, że coś go chwyta za szyję. Chwyciło mocno i wciągnęło pod wodę. Z przerażenia zaczął wymachiwać rękami, usiłując się uwolnić, wypłynąć na powierzchnię. To coś puściło nagle, zaczerpnął powietrza.

– Głupku, nie widzisz, że to ja?

Alice patrzyła na niego błyszczącymi oczami. Utrzymywała się na wodzie bez najmniejszego wysiłku. Jej ciemne, odziedziczone po mamie włosy lśniły, a krople wody na rzęsach mieniły się w słońcu.

Zobaczył te oczy patrzące spod wody i nieruchome, bezwładne ciałko na dnie wanny. Potrząsnął głową, nie chciał tego widzieć.

– Mama chce, żebyś wróciła – powiedział bez tchu. Nie umiał się utrzymywać na wodzie tak dobrze jak Alice. Ciężkie ciało ciągnęło go w dół, jakby miał kamienie u rąk i nóg.

– W takim razie musisz mnie holować – odparła w ten swój szczególny sposób, jakby język nie umiał trafić w odpowiednie miejsce w ustach.

– Daj spokój, nie mam siły.

Zaśmiała się i odrzuciła mokre włosy.

– Wrócę, ale tylko jeśli będziesz mnie holować.

– Przecież pływasz dużo lepiej ode mnie. Dlaczego mam cię holować? – Już wiedział, że przegrał. Dał znak, żeby go objęła za szyję. Teraz, gdy wiedział, że to ona, już mu to nie przeszkadzało.

Płynął. Było mu ciężko, ale jakoś szło. Obejmowała jego szyję silnymi ramionami. Od pływania wyraźnie zarysowały się na nich mięśnie. Pozwalała się holować jak łódka. Oparła policzek na jego plecach.

– Jestem twoją syrenką – powiedziała. – A nie mamy.


Przecież ja nie wiem… – Cia Kjellner wpatrywała się w odległy punkt, gdzieś za Patrikiem. Miała mocno rozszerzone źrenice. Robiła wrażenie nieobecnej. Domyślił się, że bierze jakieś leki.

– Wiem, że pytaliśmy już o to wiele razy, ale próbujemy znaleźć związek między śmiercią Magnusa a tym, co się dzisiaj stało. Zwłaszcza że mamy już pewność, że twój mąż został zamordowany. To może być błahy szczegół, na który dotychczas nie zwróciłaś uwagi, a który pomoże nam wyjaśnić sprawę. – Paula mówiła tonem niemal błagalnym.

Do kuchni leniwym krokiem wszedł Ludvig. Usiadł obok matki. Prawdopodobnie podsłuchiwał.

– Bardzo chcemy wam pomóc – powiedział z poważnym wyrazem twarzy. Wyglądał na więcej niż trzynaście lat.

– Jak się czują Sanna i dzieci? – spytała Cia.

– Są w szoku.

Przez całą drogę do Fjällbacki Patrik i Paula zastanawiali się, czy powiedzieć jej, co się stało. Po co jej kolejna zła wiadomość. Za tym, żeby jej jednak powiedzieć, przemawiało między innymi to, że i tak musiała się dowiedzieć. Poza tym może przypomni sobie coś, o czym wcześniej zapomniała.

– Jak można zrobić coś takiego? I to dzieciom… – powiedziała ze współczuciem, ale dziwnie obojętnym tonem. Leki przytępiły jej wrażliwość.

– Nie wiem – odparł Patrik. Miał wrażenie, że jego słowa odbiły się echem od ścian kuchni.

– Co z Kennethem? – Potrząsnęła głową.

– Właśnie dlatego musimy się dowiedzieć jak najwięcej. Ktoś obrał ich sobie za cel: Kennetha, Christiana i Erika. Najprawdopodobniej również Magnusa – powiedziała Paula.

– Ale Magnus nie dostawał takich listów.

– O ile nam wiadomo, nie. Przypuszczamy jednak, że jest jakiś związek między jego śmiercią a pogróżkami pod adresem tamtych.

– A co mówią Erik i Kenneth? Czy oni wiedzą, o co chodzi? A Christian? Któryś z nich chyba powinien się domyślać – powiedział Ludvig. Objął matkę, jakby chciał ją osłonić.

– Powinni – stwierdził Patrik. – Ale twierdzą, że nic nie wiedzą.

– To skąd ja mam… – Głos jej się załamał.

– Czy w ciągu tych wszystkich lat, gdy się spotykaliście, nie wydarzyło się nic szczególnego? Nic cię nie zastanowiło? To mogło być cokolwiek – spytał Patrik.

– Nie, nigdy nie stało się nic niezwykłego. Mówiłam już. – Musiała odetchnąć. – Magnus, Kenneth i Erik trzymali się razem od czasów szkolnych. Zawsze mi się wydawało, że Magnus nie ma z nimi zbyt wiele wspólnego. Pewnie utrzymywali kontakt z przyzwyczajenia. We Fjällbace nie ma zbyt wielu okazji do nawiązywania nowych znajomości.

– Jak się między nimi układało? – spytała Paula, nachylając się w jej stronę.

– W jakim sensie?

– Każda znajomość ma jakąś dynamikę, ludzie grają różne role. Jak było z nimi, zanim dołączył do nich Christian?

Cia się zamyśliła.

– Przywódcą zawsze był Erik. To on rządził. Kenneth był… zawsze był na skinienie Erika. Może to zabrzmi okropnie, ale zawsze mi przypominał pieska kręcącego się u nóg pana i żebrzącego o odrobinę uwagi.

– A Magnus? Co o tym sądził? – spytał Patrik.

Znów się zastanowiła.

– Uważał, że Erik jest despotą. Czasem zwracał mu uwagę, że posuwa się za daleko. W odróżnieniu od Kennetha potrafił być wobec niego stanowczy. Erik go wtedy słuchał.

– Nigdy się nie pokłócili? – pytał dalej Patrik. Był przekonany, że odpowiedzi należy szukać w przeszłości i wzajemnych relacjach tej czwórki. To, że dotarcie do prawdy okazało się takie trudne, doprowadzało go do szału.

– Czasem się sprzeczali, jak zawsze, gdy ludzie długo się znają. Erik bywał wybuchowy. Natomiast Magnus zawsze był bardzo opanowany. Nigdy nie widziałam, żeby się zdenerwował albo podniósł głos. Ani razu. A Ludvig jest dokładnie taki jak ojciec. – Odwróciła się do syna i pogłaskała go po policzku. Uśmiechnął się, ale wyglądał na niezdecydowanego.

– A ja kiedyś widziałem, jak tata pokłócił się z Kennethem.

– Kiedy? – Cia była zdziwiona.

– Pamiętasz to lato, kiedy tata kupił kamerę wideo i ja cały czas kręciłem się koło was i wszystko filmowałem?

– Boże, pewnie, że pamiętam. Byłeś nieznośny. Kiedyś wszedłeś nawet do toalety, żeby sfilmować Elin. Twoje życie zawisło wtedy na bardzo cienkim włosku. – Ożywiła się, uśmiech dodał policzkom rumieńców.

Ludvig nagle wstał, omal nie przewrócił krzesła.

– Chodźcie, coś wam pokażę! – Wypadł z kuchni. – Idźcie do salonu, zaraz tam przyjdę.

Usłyszeli, jak biegnie po schodach na górę. Patrik i Paula wstali, żeby pójść do salonu. Cia ruszyła za nimi.

– Mam. – Ludvig wrócił na dół. W jednej ręce trzymał kasetę, w drugiej kamerę.

Podłączył kamerę do telewizora. Patrzyli w milczeniu. Patrik poczuł, że jego tętno lekko przyśpiesza.

– Co nam pokażesz? – spytała Cia, siadając na kanapie.

– Zaraz zobaczysz – odparł syn. Włożył kasetę do odtwarzacza i wcisnął odtwarzanie. Na ekranie pojawiła się twarz Magnusa. Cia głośno nabrała powietrza i Ludvig spojrzał na nią z niepokojem.

– Nic ci nie jest, mamo? Może pójdziesz na chwilę do kuchni?

– Już dobrze. – Ze łzami w oczach wpatrywała się w ekran.

Magnus robił miny i rozmawiał z kimś, kto trzymał kamerę.

– To była noc świętojańska. Filmowałem przez cały wieczór – wyjaśnił cicho Ludvig. Jemu również zaszkliły się oczy. – Patrzcie, wchodzą Erik i Louise. – Pokazał palcem.

Erik wyszedł z altany i kiwnął na Magnusa. Louise i Cia objęły się na powitanie, Louise wręczyła gospodyni jakąś paczuszkę.

– Muszę przewinąć. To będzie dalej – powiedział Ludvig i nacisnął przycisk. Film z przyjęcia przewijał się coraz szybciej. Zapadł zmrok.

– Myśleliście, że poszliśmy spać – powiedział Ludvig. – A my wstaliśmy i was podsłuchiwaliśmy. Upiliście się i zaczęliście się wygłupiać. Byliśmy zachwyceni.

– No wiesz… – Cia się zawstydziła.

– Naprawdę się upiliście – przekonywał Ludvig. Sądząc po zgiełku płynącym z telewizora, rzeczywiście się postarał. Byli nietrzeźwi. Głośne rozmowy i wybuchy śmiechu pośród zapadającego zmroku świadczyły o tym, że wszyscy dobrze się bawią.

Cia chciała coś powiedzieć, ale Ludvig położył palec na ustach.

– Cicho, teraz.

Wszyscy patrzyli na ekran, w pokoju zapadła cisza. Słychać było tylko odgłosy zabawy. Dwie osoby wstały, wzięły talerze i ruszyły w stronę domu.

– Skąd robiłeś zdjęcia? – spytał Patrik.

– Z domku dla dzieci. Idealna kryjówka. Mogłem filmować przez okno. – Znów położył palec na ustach. – Teraz słuchajcie.

Dwa głosy, dwie postacie nieco oddalone od pozostałych. Obie wzburzone. Patrik spojrzał pytającym wzrokiem na Ludviga.

– To tata i Kenneth – wyjaśnił, nie odrywając wzroku od telewizora. – Wyszli na papierosa.

– Przecież tata już nie palił – powiedziała Cia i pochyliła się, żeby lepiej widzieć.

– Palił czasem po kryjomu, na imprezach i tak dalej. Nie zauważyłaś? – Ludvig na chwilę zatrzymał film, żeby rozmowa nie zagłuszyła nagrania.

– Naprawdę? – Speszyła się. – Nie wiedziałam.

– No więc schował się za rogiem z Kennethem, żeby zapalić. – Ludvig znów włączył odtwarzanie. Te same dwa głosy. Ledwo można było zrozumieć, co mówią.

– Myślisz o tym czasami? – spytał Magnus.

– O czym mówisz? – wybełkotał Kenneth.

– Wiesz, co mam na myśli. – Magnus też był nieźle wstawiony.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– Kiedyś w końcu trzeba. – Magnus powiedział tonem tak błagalnym, że Patrika przeszedł dreszcz.

– A kto mówi, że trzeba? Było, minęło.

– Nie rozumiem, jak możecie z tym żyć. Do cholery, przecież musimy… – mamrotał Magnus niewyraźnie.

I znów Kenneth. Był rozdrażniony, ale w jego głosie było coś jeszcze: strach.

– Weź się w garść. Nie ma o czym gadać. Pomyśl o żonie i dzieciach. I o Lisbet.

– Wiem, ale nic na to nie poradzę. To do mnie wraca. Czuję to tu… – Było ciemno, nie zobaczyli, co pokazał palcem.

Nic więcej nie dało się już zrozumieć. Mówili cicho, potem wrócili do reszty gości. Ludvig wcisnął pauzę, na ekranie zatrzymały się oddalające się sylwetki.

– Twój tata widział ten film? – spytał Patrik.

– Nie, nie pokazałem mu. Przeważnie trzymał kasety u siebie, ale ponieważ nie widział, jak filmowałem, schowałem ją u siebie. Mam kilka takich kaset w szafie.

– Ty też nie widziałaś? – Paula usiadła obok Cii, która z lekko otwartymi ustami wpatrywała się w ekran.

– Nie – odparła.

– Wiesz, o czym rozmawiali? – pytała Paula, kładąc rękę na jej dłoni.

– Nie, nie wiem. – Utkwiła spojrzenie w ciemnych sylwetkach. – Nie mam pojęcia.

Patrik jej wierzył. O czymkolwiek rozmawiali, Magnus ukrył to przed żoną.

– Przecież Kenneth musi wiedzieć – powiedział Ludvig. Wcisnął stop, wyjął kasetę i włożył do pudełka.

– Chciałbym ją pożyczyć – powiedział Patrik.

Ludvig zawahał się, a potem dał Patrikowi kasetę.

– Ale nie zniszczycie jej?

– Obiecuję, że będziemy uważać. Zwrócimy w nienaruszonym stanie.

– I porozmawiacie z Kennethem? – spytał Ludvig.

Patrik przytaknął.

– Dlaczego dotychczas nawet o tym nie wspomniał? – Cia była zdezorientowana.

– My też się nad tym zastanawiamy. – Paula poklepała jej dłoń. – Ale dowiemy się.

– Dziękuję ci, chłopcze – powiedział Patrik, wskazując na kasetę. – To może się okazać bardzo ważne.

– Nie ma za co. Przypomniało mi się to nagranie, bo spytał pan, czy się kiedykolwiek pokłócili. – Zarumienił się aż po nasadę włosów.

– To co, jedziemy? – Patrik zwrócił się do Pauli. – Opiekuj się mamą i jakby co, dzwoń – powiedział cicho do Ludviga, wciskając mu w rękę wizytówkę.

Ludvig patrzył, jak odjeżdżają. Potem wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi.


W szpitalu czas płynął powoli. Telewizor był włączony, leciał jakiś amerykański serial. Pielęgniarka przyszła zapytać, czy zmienić kanał, ale nie miał siły odpowiedzieć, więc poszła.

Samotność była gorsza, niż sobie kiedykolwiek wyobrażał. Odczuwał pustkę tak wielką, że nie potrafił robić nic poza oddychaniem.

Wiedział, że ona przyjdzie. Długo czekała, ale teraz nie ma już przed nią ucieczki. Nie bał się jej, nawet jej oczekiwał. Wyzwoli go od samotności i rozdzierającego żalu. Chciał pójść za Lisbet, wyjaśnić jej, co się stało. Miał nadzieję, że zrozumie, że wtedy był kimś innym, że zmienił się dzięki niej. Nie mógł sobie poradzić ze świadomością, że w chwili śmierci poznała jego grzechy. Strasznie mu to ciążyło, każdy oddech okupywał wielkim wysiłkiem.

Ktoś zapukał do drzwi i zobaczył wchodzącego policjanta, Patrika Hedströma. A za nim jego niewysoką czarnowłosą koleżankę.

– Dzień dobry. Jak się pan czuje? – spytał Patrik z powagą. Postawił przy łóżku dwa krzesła.

Nie odpowiedział. Patrzył w telewizor. Aktorzy grali na tle marnej dekoracji. Patrik powtórzył pytanie i Kenneth w końcu odwrócił twarz w jego stronę.

– Bywało lepiej. – Co miał odpowiedzieć? Powiedzieć, jak naprawdę się czuje, jak go pali i boli w środku, jakby serce miało mu pęknąć na kawałki? Każda odpowiedź zabrzmiałaby banalnie.

– Wiem, że byli już u pana nasi koledzy. Gösta Flygare i Martin Molin.

Kenneth widział, że Patrik patrzy na jego zabandażowane ręce, jakby próbował sobie wyobrazić setki odłamków szkła wbite w ciało.

– Tak – odparł obojętnie. Tamtym nic nie powiedział, tym też nie powie. Będzie czekał. Na nią.

– Powiedział im pan, że nie wie, kto może stać za tą zasadzką. – Patrik patrzył wyczekująco, Kenneth nie odwracał wzroku.

– Zgadza się.

Patrik odchrząknął.

– Wydaje się nam, że nie mówi pan prawdy.

Czego oni się dowiedzieli? Przeraził się. Nie chciał, żeby ją znaleźli. Ona musi skończyć, co zaczęła. To dla niego jedyny ratunek. Tylko jeśli zapłaci za to, co zrobił, będzie mógł się wytłumaczyć przed Lisbet.

– Nie wiem, o czym mówicie. – Odwrócił wzrok, choć domyślał się, że zdążyli zobaczyć w jego oczach strach.

Dostrzegli szansę, chcieli wykorzystać jego słabość. Mylili się. Milcząc, mógł tylko zyskać, nie stracić. Pomyślał o Eriku i Christianie. Christian został w to wciągnięty, nie było w tym jego winy. Nie to co Erik. Ale nie mógł ich brać pod uwagę. Liczyła się tylko Lisbet.

– Dopiero co byliśmy u Cii. Obejrzeliśmy u niej wideo z waszego spotkania w noc świętojańską.

Patrik wyraźnie oczekiwał jakiejś reakcji, ale Kenneth nie miał pojęcia, o czym mowa. Dawne życie, na które składały się między innymi imprezy i spotkania towarzyskie, wydawało mu się bardzo odległą przeszłością.

– Magnus się upił. Odeszliście obaj na bok, żeby zapalić. Chyba nie chcieliście, żeby was ktoś słyszał.

Kenneth nadal nie rozumiał, o co mu chodzi. Miał wrażenie, że wszystko jest za mgłą, nieostre i niejasne.

– Syn Magnusa, Ludvig, ukradkiem was sfilmował. Magnus był zdenerwowany. Chciał z panem o czymś porozmawiać. Rozzłościł się pan i powiedział, że było, minęło. Że powinien pomyśleć o rodzinie. Nie pamięta pan?

Tak, teraz sobie przypomniał. Bez szczegółów, ale pamiętał, co czuł, widząc popłoch w oczach Magnusa. Nigdy się nie dowiedział, dlaczego akurat wtedy Magnus poruszył ten temat. Tego wieczoru aż go roznosiło. Chciał o niej rozmawiać, chciał zadośćuczynić. A on się przeraził. Pomyślał o Lisbet. Co powie, jak na niego spojrzy? Pamiętał, że w końcu udało mu się uspokoić Magnusa. Ale od tamtej pory spodziewał się, że coś się stanie i że dojdzie do katastrofy. Stało się, choć nie to, co przewidywał. Nawet w najczarniejszych scenariuszach Lisbet żyła i robiła mu wyrzuty. Miał więc choćby niewielką szansę się wytłumaczyć. Stało się jednak inaczej. Dlatego najpierw sprawiedliwości musi się stać zadość. Nie pozwoli sobie tego odebrać.

Potrząsnął głową, udając, że się zastanawia.

– W ogóle tego nie pamiętam.

– Możemy panu pokazać ten film, będzie panu łatwiej sobie przypomnieć – powiedziała Paula.

– Mogę obejrzeć, ale nie sądzę, żeby to było coś ważnego. Pamiętałbym. Pewnie to było tylko takie pijackie gadanie. Czasami po alkoholu Magnus się tak zachowywał. Przesadzał i łatwo się wzruszał. Drobiazgi urastały do rangi wielkich problemów.

Widział, że mu nie wierzą, ale było mu to obojętne. Przecież nie czytali w jego myślach. Wiedział, że w końcu wszystko wyjdzie na jaw. Nie poddadzą się, dopóki nie dowiedzą się wszystkiego, ale to nie może się stać, zanim ona przyjdzie, zanim spotka go to, na co zasłużył.

Jeszcze chwilę siedzieli u niego. Odpowiadał na ich pytania bez większego wysiłku. Nie zrobi tego za nich. Musi myśleć o sobie i o Lisbet. Erik i Christian niech sobie radzą, jak mogą.

Wychodząc, Patrik spojrzał na niego przyjaźnie.

– Chcielibyśmy również przekazać panu, że mamy wyniki sekcji zwłok. Pańska żona nie została zamordowana. Umarła śmiercią naturalną.

Kenneth odwrócił głowę. Wiedział, że się mylą.


Wyjeżdżając z Uddevalli, omal nie przysnął. Powieki na chwilę mu opadły i zjechał na przeciwległy pas.

– Co robisz? – Paula złapała za kierownicę i skręciła mocno w prawo.

Patrik drgnął i zaczerpnął tchu.

– Cholera. Nie mam pojęcia, co się stało. Okropnie jestem zmęczony.

Paula spojrzała na niego z troską.

– Jedziemy do ciebie. Zostaniesz w domu. I jutro też tam siedź. Źle wyglądasz.

– To niemożliwe. Mam mnóstwo spraw do załatwienia. – Mrugał oczami, próbując się skupić na jeździe.

– Zrobimy tak – powiedziała stanowczo. – Skręć na stację benzynową, zamienimy się miejscami. Odwiozę cię do domu, a potem pojadę do komisariatu i przywiozę ci wszystkie potrzebne materiały. Dopilnuję również, żeby kaseta została wysłana do zbadania. Tylko obiecaj mi, że zwolnisz tempo. Za dużo ostatnio pracujesz. Pewnie w domu też nie jest lekko. Pamiętam, jak Johannie było ciężko, gdy spodziewała się dziecka, a ty masz na głowie jeszcze całą masę innych spraw.

Patrik niechętnie przytaknął i zrobił, jak kazała. Skręcił na stację benzynową przy wjeździe do Hogstorp i wysiadł. Był zbyt zmordowany, żeby się sprzeciwiać. Właściwie nie mógł sobie pozwolić na dzień, nawet na kilka godzin wolnego, ale już nie dawał rady. Jeśli odpocznie i przejrzy dokumentację, może odzyska siły i będzie mógł dalej prowadzić śledztwo.

Oparł głowę o szybę i zasnął, zanim Paula wyjechała z powrotem na autostradę. Otworzył oczy, gdy stali przed jego domem. Gdy wysiadał, był bardzo zaspany.

– Idź się położyć. Niedługo wrócę, więc się nie zamykaj. Wejdę i zostawię ci te papiery.

– Okej. Dziękuję. – Nie miał siły mówić.

Otworzył drzwi i wszedł do domu.

– Erika!

Cisza. Dzwonił do niej przed południem, ale nie odbierała. Może pojechała do Anny i jest u niej. Na wszelki wypadek zostawił jej kartkę na komodzie w przedpokoju, żeby się nie przeraziła, gdyby po powrocie do domu usłyszała jakieś odgłosy. Na zdrętwiałych nogach wszedł na górę i rzucił się na łóżko. Zasnął w chwili, gdy położył głowę na poduszce, ale spał płytko i niespokojnie.


Czuła, że szykują się zmiany. Nie mogłaby wprawdzie powiedzieć, że jest zadowolona z życia, zwłaszcza w ostatnich latach, ale wszystko przynajmniej było znane i oswojone. Chłód, obojętność, ostre wymiany zdań, podczas których padały przećwiczone kwestie.

Miała wrażenie, że ziemia rozstępuje się jej pod nogami. Podczas ostatniej kłótni w spojrzeniu Erika dostrzegła determinację. Obrzydzenie nie byłoby niczym nowym i już by jej nie ruszyło. Ale tym razem było inaczej. Wystraszyło ją to bardziej, niż mogła przypuszczać. Myślała, że będą tańczyć ten swoisty taniec śmierci[16], i to z coraz większą elegancją.

Dziwnie zareagował, gdy wspomniała o Cecilii. Zwykle się nie przejmował, gdy mówiła o jego kochankach. Udawał, że nie słyszy. Ciekawe, dlaczego dzisiaj tak się rozzłościł. Czyżby Cecilia coś dla niego znaczyła?

Dopiła wino. Już nie mogła zebrać zmętniałych myśli, rozpływały się w miłym cieple ogarniającym całe ciało. Dolała sobie wina. Spojrzała przez okno na skute lodem wyspy, a ręka sama podnosiła kieliszek do ust.

Musi się dowiedzieć, co się dzieje. Czy to złudzenie, że ziemia rozstępuje się jej pod nogami, czy tak jest naprawdę? Wiedziała jedno: jeśli ich taniec ma się skończyć, finałem nie będzie elegancki piruet. Zatańczy z przytupem, z wymachem, roznosząc w proch małżeństwo. Nie zależało jej na mężu, co nie znaczy, że zamierzała go puścić.


Nie obyło się bez protestów, gdy Erika zabierała Maję od Anny. Bawić się z ciotecznym rodzeństwem było tak przyjemnie, że Maja nie miała ochoty wracać do domu. W końcu, po dłuższych namowach, Erice udało się ją ubrać i wsadzić do samochodu. Erika dziwiła się, że Patrik się nie odzywa, choć sama do niego nie oddzwoniła. Jeszcze nie wymyśliła, co mu powie o wyprawie do Göteborga. A musi powiedzieć, bo powinna mu dać rysunki. Czuła, że są ważne, że policja powinna o nich wiedzieć, a przede wszystkim wypytać o nie Christiana. Ją też kusiło, ale zdawała sobie sprawę, że i tak posunęła się za daleko. Nie powinna już nic robić za plecami Patrika.

Podjeżdżając pod dom, w tylnym lusterku zobaczyła jadący za nią radiowóz. Pewnie Patrik. Ale dlaczego nie wraca własnym samochodem? Wysadziła Maję z fotelika, zerkając jednocześnie na radiowóz. Stanął obok. Erika ze zdziwieniem stwierdziła, że za kierownicą nie siedzi Patrik, tylko Paula.

– Cześć, gdzie podziałaś Patrika? – spytała, podchodząc kołyszącym krokiem.

– Jest już w domu – odparła Paula, wysiadając. – Był taki zmęczony, że kazałam mu jechać do domu odpocząć. Wiem, że przekroczyłam swoje uprawnienia, ale posłuchał. – Zaśmiała się, ale i tak było widać, że jest zaniepokojona.

– Coś się stało? – Erika się przestraszyła. Patrik jeszcze nigdy nie wyszedł wcześniej z pracy.

– Nie, skąd. Tylko wydaje mi się, że ostatnio za dużo pracuje i jest przemęczony. Udało mi się go przekonać, że nie będzie z niego pożytku, dopóki nie odpocznie.

– I zgodził się? Nie protestował?

– Poszliśmy na kompromis. Zgodził się, ale pod warunkiem, że przywiozę mu całą dokumentację śledztwa. Miałam zostawić w przedpokoju, ale dam tobie. – Podała Erice papierową torbę.

– To już bardziej do niego podobne – powiedziała Erika i uspokoiła się. Jeśli Patrik mimo wszystko nie odpuszcza, to znaczy, że nie jest z nim jeszcze tak źle. Podziękowała Pauli i wtaszczyła torbę do domu. Maja wbiegła za nią. Erika zobaczyła kartkę na komodzie i uśmiechnęła się. Rzeczywiście, umarłaby ze strachu, gdyby nie wiedziała, że Patrik jest w domu, i nagle usłyszała kroki na piętrze.

Teraz musiała uciszyć Maję, która zaczęła krzyczeć ze złości, że nie może ściągnąć bucików.

– Cicho, kochanie. Tata śpi na górze. Nie wolno go budzić.

Maja szeroko otworzyła oczy i położyła paluszek na ustach.

– Cicho – powtórzyła głośno, patrząc na schody. Erika pomogła jej się rozebrać i Maja pobiegła do rozrzuconych po całym pokoju zabawek.

Erika zdjęła kurtkę i pociągnęła kilka razy za sweter, żeby się przewietrzyć. Ostatnio ciągle się pociła i miała obsesję na punkcie zapachu potu. Przebierała się dwa, trzy razy dziennie i przeciągała pod pachami dezodorantem tyle razy, że producent musiał odnotować znaczny wzrost sprzedaży.

Zerknęła na piętro. Potem na papierową torbę od Pauli. Jeszcze raz na piętro i jeszcze raz na torbę. Walczyła ze sobą, chociaż od początku wiedziała, jak to się skończy. Nie mogła się oprzeć takiej pokusie.

W ciągu następnej godziny przejrzała wszystkie papiery, ale wcale od tego nie zmądrzała. Przeciwnie, znaków zapytania było coraz więcej. Wśród dokumentów znalazła karteczki z zapiskami Patrika: Co łączy tę czwórkę? Dlaczego Magnus zginął pierwszy? Dlaczego był wzburzony tamtego ranka? Dlaczego zadzwonił i uprzedził, że się spóźni? Dlaczego Christian zaczął dostawać listy znacznie wcześniej niż pozostali? Czy Magnus też dostawał listy? Jeśli nie, to dlaczego? Same pytania. Złościło ją, że na żadne nie zna odpowiedzi. Mogłaby nawet dodać kilka: dlaczego Christian, wyprowadzając się, nie zostawił nowego adresu? Kto mu przysyłał te rysunki? Kim jest mały ludzik? A przede wszystkim: dlaczego Christian tak bardzo ukrywa swoją przeszłość?

Erika upewniła się, że Maja nadal jest zajęta zabawą, i wróciła do materiałów. Została jeszcze nieopisana kaseta magnetofonowa. Musiała wstać i przynieść magnetofon. Kaseta na szczęście pasowała. Erika niespokojnie zerknęła na schody, ostrożnie wcisnęła odtwarzanie, maksymalnie ściszając dźwięk, i przytknęła magnetofon do ucha.

Nagranie trwało dwadzieścia minut. Erika słuchała w napięciu. W zasadzie nie było tam nic nowego, ale w pewnym momencie zastygła. Cofnęła taśmę i jeszcze raz odtworzyła ten fragment.

Kiedy wysłuchała całości, ostrożnie wyjęła kasetę i włożyła ją do pudełka, a potem do torby z resztą materiałów. Robiąc wywiady do swoich książek, nauczyła się zwracać uwagę na szczegóły. To, co udało jej się usłyszeć, jest naprawdę ważne. Nie miała co do tego wątpliwości.

Jutro się tym zajmie. Usłyszała, że Patrik już wstał. Z dawno niewidzianą chyżością skoczyła odstawić torbę do przedpokoju, po czym równie szybko wróciła na kanapę. Udawała, że się bawi z Mają.


Zapadł zmrok. Nie zapalił żadnej lampy, uznał, że nie ma po co. Niepotrzebne światło, gdy nadchodzi kres.

Rozebrany do pasa siedział na podłodze i patrzył w ścianę. Zamalował już napis. W piwnicy znalazł puszkę czarnej farby i pędzel. Trzykrotnie pokrył nią czerwony wyrok, który na niego wydała. Mimo to miał wrażenie, że widzi litery równie wyraźnie jak przedtem.

Pobrudził się przy malowaniu, na całym ciele miał pełno plam, czarnych jak smoła. Spojrzał na swoją prawą dłoń, lepiła się od farby. Wytarł ją o pierś i rozmazał czerń.

Czekała na niego. Cały czas miał tę świadomość, chociaż ją odsuwał. Okłamywał się i omal nie pociągnął za sobą dzieci na zatracenie. Przesłanie było wyraźne.


Nie zasługujesz na nich.


Przed oczami miał kobietę, którą kochał, i dziecko na jej ręku. Pomyślał, że chciałby pokochać Sannę. Nie chciał jej skrzywdzić, a jednak dopuścił się wobec niej zdrady. Nie z innymi kobietami, tak jak Erik, ale w najgorszy możliwy sposób. Wiedział, że Sanna go kocha, więc dawał jej tylko tyle, żeby żyła nadzieją, że on również kiedyś ją pokocha, choć było to niemożliwe. Już nie był zdolny do takiego uczucia. Utracił tę zdolność razem z niebieską sukienką.

Co innego synowie. Byli krwią z jego krwi, kością z jego kości. Ze względu na nich musiał jej pozwolić, żeby go zabrała. Tylko tak mógł ich ocalić. Powinien to zrozumieć, zanim sprawy zaszły tak daleko. Nie wmawiać sobie, że to tylko zły sen, że są bezpieczni, on i chłopcy.

Popełnił błąd, gdy postanowił wrócić i spróbować jeszcze raz. Ale myśl o powrocie, żeby być blisko, wydawała się niesłychanie pociągająca, chociaż sam nie potrafił tego zrozumieć. Gdy tylko pojawiła się taka możliwość, uwierzył, że może liczyć na drugą szansę, znów mieć rodzinę. Pod warunkiem, że będzie tę rodzinę trzymał na dystans, że wybierze kogoś, kto będzie mu obojętny. Pomylił się.

Na ścianie napisano prawdę. Kochał swoich synów, ale na nich nie zasłużył. Nie zasłużył również na tamto dziecko ani na tę, której wargi miały smak truskawek. Musieli za to zapłacić. Tym razem postara się zapłacić sam.

Powoli wstał i rozejrzał się po pokoju. W rogu siedział wyliniały miś. Nils dostał go wkrótce po urodzeniu i pokochał tak mocno, że misiowi nie zostało wiele sierści. Należące do Melkera figurki wojowników leżały starannie ułożone w pudle. Bardzo o nie dbał. Zawsze był gotów użyć siły, gdy młodszy brat chciał ich dotknąć. Christian czuł, że się waha, że ma coraz więcej wątpliwości. Powinien już wyjść. Musi jej wyjść na spotkanie, zanim opuści go odwaga.

Poszedł do sypialni, żeby coś na siebie włożyć. Cokolwiek, to już nie miało żadnego znaczenia. Zszedł na dół, wziął kurtkę z wieszaka i po raz ostatni rozejrzał się po domu. Ciemno i cicho. Nie zaprzątał sobie głowy zamykaniem drzwi na klucz.

Szedł ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nie chciał nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać. Musi się skupić na tym, co ma do zrobienia, myśleć o czekającym go spotkaniu. Znów swędziały go dłonie, ale nie myślał o tym. Jego umysł wyłączył przepływ informacji. Stały się zbędne. Ważne były tylko tkwiące w jego głowie obrazy i wspomnienia. Nie liczyła się teraźniejszość, tylko wydarzenia z przeszłości, odtwarzane powoli, jak film. Towarzyszyło im skrzypienie śniegu pod nogami.

Gdy wszedł na pomost prowadzący do Badholmen, powiał lekki wiatr. Wiedział, że marznie, bo cały dygotał, a jednocześnie nie czuł zimna. Było zupełnie pusto, ciemno i spokojnie. Nikogo nie było widać, a mimo to, jak zawsze, czuł jej obecność. Tutaj spłaci dług. To musiało się odbyć właśnie tu. Widział ją z wieży, wyciągała do niego ręce z wody. Więc przyszedł do niej.

Gdy mijał drewniany budynek przy wejściu na kąpielisko, film w jego głowie przyśpieszył. Przewijające się obrazy sprawiały mu ból, jakby mu wbijano w brzuch nóż. Nie zważając na ból, zmuszał się do patrzenia przed siebie.

Postawił stopę na pierwszym schodku wieży i poczuł, jak drewno ugina się pod jego butem. Lżej mu się oddychało, kiedy już nie było odwrotu. Stopnie były śliskie od śniegu, musiał się trzymać poręczy. Szedł i patrzył w górę, na czarne, bezgwiezdne niebo. Nie zasłużył na gwiazdy. W połowie drogi na szczyt wieży uzmysłowił sobie, że ona idzie za nim. Nie musiał się oglądać za siebie. Słyszał jej sprężyste kroki, stawiała je w tym samym rytmie co on. Więc przyszła.

Dotarł na najwyższy podest, sięgnął do kieszeni i wyjął sznur, który wziął ze sobą z domu. Sznur utrzyma ciężar, a on spłaci dług. Czekała na schodach, gdy się przygotowywał, zawiązując sznur na poręczy. Zawahał się, bo drewniana konstrukcja była już mocno rozchwiana. A jeśli nie wytrzyma? Jej obecność go uspokoiła. Ona nie dopuści, żeby mu się nie udało. Zbyt długo czekała na tę chwilę, nienawidząc coraz bardziej.

Stojąc tyłem do schodów, wpatrywał się w panoramę Fjällbacki. Był gotów. Poczuł, że ona stoi za nim, i dopiero wtedy obejrzał się za siebie.

W jej oczach nie dostrzegł radości, a tylko oczekiwanie: w końcu, po wszystkim, co zrobił, odpokutuje za swoją zbrodnię. Była tak piękna, jak zapamiętał. Miała mokre włosy. Zdziwił się, że nie zmarzły na mrozie, ale u niej wszystko było inne, niż można by się spodziewać. W przypadku Syrenki nic nie było dane raz na zawsze.

Ostatnim obrazem, jaki miał przed oczami, zanim zrobił krok w przód, w morze, była niebieska sukienka powiewająca na letnim wietrze.


Jak się czujesz? – spytała Erika.

Patrik schodził z góry, zaspany i potargany.

– Jestem trochę zmęczony i tyle. – Był blady.

– Na pewno? Nie wyglądasz za dobrze.

– Bardzo ci dziękuję. Paula powiedziała to samo. Czy wy, dziewczyny, nie mogłybyście przestać mówić takich rzeczy? Zaraz się załamię. – Uśmiechał się, ale nadal wyglądał, jakby nie całkiem się obudził. Pochylił się, żeby złapać podbiegającą Maję.

– Cześć, malutka. Ty na pewno uważasz, że tatuś dobrze wygląda, prawda? Że jest najprzystojniejszy na świecie, co? – Puknął palcem w jej brzuszek i Maja się roześmiała.

– Mhm… – odparła, kiwając głową z przemądrzałą miną.

– Dzięki Bogu. Nareszcie ktoś, kto ma dobry gust. – Odwrócił się do Eriki i pocałował ją w usta.

Maja chwyciła rączkami jego twarz i zrobiła ryjek: ona też tak chce.

– Usiądź. Wy się popieścicie, a ja przygotuję herbatę i kanapki – powiedziała Erika, idąc do kuchni. – Aha, Paula przyniosła ci torbę z materiałami – zawołała, starając się, żeby to zabrzmiało neutralnie. – Jest w przedpokoju.

– Dziękuję! – odpowiedział Patrik. Usłyszała, jak wstaje i idzie za nią do kuchni.

– Będziesz jeszcze dziś pracować? – zerknęła na niego, zalewając wrzątkiem torebki herbaty.

– Nie, dam sobie spokój. Będę się cieszyć towarzystwem ukochanej żony, wcześnie pójdę spać, a jutro przed południem zostanę w domu i spokojnie sobie wszystko przejrzę. W komisariacie jest za duży cyrk. – Westchnął, stanął za Eriką i otoczył ją ramionami. – Już nawet objąć cię nie mogę – wymamrotał, wtulając twarz w jej kark.

– Rzeczywiście, chwilami mam wrażenie, że zaraz pęknę.

– Boisz się?

– Skłamałabym, gdybym zaprzeczyła.

– Będziemy sobie pomagać. – Przycisnął ją mocniej.

– Wiem. Anna też tak mówi. Myślę, że tym razem będzie lepiej, bo wiem, co mnie czeka. Ale dwoje naraz…

– Podwójne szczęście. – Patrik się uśmiechnął.

– Podwójna robota – odparła, odwracając się, żeby go objąć. Co nie było takie łatwe.

Zamknęła oczy i przytuliła policzek do jego policzka. Długo deliberowała i doszła do wniosku, że jeszcze dziś powinna mu opowiedzieć o swojej wyprawie do Göteborga. Ale Patrik wyglądał tak mizernie, a poza tym zamierzał rano zostać w domu, więc postanowiła poczekać do jutra. Zdąży sprawdzić coś, o czym nie mogła przestać myśleć, odkąd przesłuchała taśmę. Tak zrobi. Jeśli jej się uda ustalić coś istotnego dla śledztwa, może Patrik nie będzie taki zły, że się wtrąca w nie swoje sprawy.

Загрузка...