22

Telefon zadzwonił prawie za piętnaście dwunasta. Zerwałem się, żeby go odebrać, Heather ma zasady dotyczące telefonów po określonej porze.

– Halo?

– Przepraszam, że dzwonię tak późno, cały wieczór próbowałam się z tobą skontaktować – usłyszałem głos Cassie.

Specjalnie wyciszyłem komórkę, ale widziałem nieodebrane połączenia.

– Nie mogę teraz rozmawiać – powiedziałem.

– Rob, do cholery, to coś ważnego…

– Przykro mi, muszę kończyć – rzuciłem. – Będę jutro w pracy albo, jak chcesz, możesz mi zostawić wiadomość. – Usłyszałem krótkie westchnienie, ale i tak odłożyłem słuchawkę.

– Kto to był? – zapytała zaspana Heather, stając w drzwiach pokoju w koszuli nocnej.

– Do mnie – poinformowałem ją.

– Cassie?

Poszedłem do kuchni, wyciągnąłem tackę na lód i zacząłem wkładać kostki do szklanki.

– Ach, ach, w końcu się z nią przespałeś, tak?

Kiedy ją o to proszę, zostawia mnie w spokoju, ale i tak nie warto tego robić, później tylko się dąsa i poucza mnie na temat swej niezwykłej wrażliwości, co zazwyczaj trwa o wiele dłużej niż moja irytacja.

– Nie zasłużyła sobie na to – dodała. To mnie zaskoczyło. Heather i Cassie się nie lubią – kiedyś, na samym początku, zaprosiłem Cassie na kolację do domu, Heather zachowywała się bardzo nieuprzejmie, a potem przez wiele godzin poprawiała poduszki na sofie, prostowała dywaniki i głośno wzdychała, natomiast Cassie nigdy nie wspomniała o niej ani słowem; nie bardzo wiedziałem, skąd teraz wzięła się ta solidarność. – Tak samo jak i ja – powiedziała i wróciła do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. Zabrałem lód do pokoju i zrobiłem sobie wódkę z tonikiem.


***

Oczywiście nie mogłem zasnąć. Kiedy przez zasłony zaczęło prześwitywać światło, poddałem się, postanowiłem, że pójdę wcześniej do pracy, zobaczę, czy uda mi się znaleźć kogoś, kto powie mi, o czym rozmawiała Cassie z Rosalind, zacznę przygotowywać akta Damiena dla prokuratora. Na zewnątrz nieustannie padał rzęsisty deszcz, samochody stały w korku, a land-rover oczywiście złapał gumę w połowie Merrion Road. Musiałem się zatrzymać i po omacku, podczas gdy deszcz wlewał mi się za kołnierz, zmienić koło. W tym czasie wszystkie samochody, które stały za mną w kolejce, trąbiły przeraźliwie, jakby to była moja wina, że zatarasowałem drogę. W końcu postawiłem na dachu koguta, dzięki czemu większość z nich się zamknęła.

Nim dotarłem do pracy, była prawie ósma. Telefon zadzwonił, gdy tylko zdjąłem płaszcz.

– Pokój operacyjny, Ryan przy telefonie – odezwałem się zrzędliwym tonem. Byłem przemoczony i zirytowany, miałem ochotę wracać do domu, wziąć długą kąpiel i napić się gorącej whiskey, nie chciało mi się z nikim rozmawiać.

– W tej chwili do mnie – powiedział O’Kelly. – Natychmiast. – I odwiesił słuchawkę.

Pierwsze zrozumiało moje ciało: zrobiło mi się zimno, a w piersiach tak mnie ścisnęło, że z trudem oddychałem. Nie wiem, skąd wiedziałem. Było oczywiste, że mam kłopoty, bo gdy O’Kelly chce tylko pogadać, wstawia głowę przez drzwi, wrzeszczy: „Ryan, Maddox, marsz do biura" i znika, by zdążyć usiąść za biurkiem, zanim dotrzemy do pokoju. Jeśli przychodzi wezwanie telefoniczne, znaczy to, że szykuje się opieprz. Oczywiście mogło chodzić o cokolwiek – genialną wskazówkę, na którą nie zwróciłem uwagi, o Jonathana Devlina, który wniósł skargę na moje zachowanie, o Sama, który wkurzył niewłaściwego polityka, lecz ja wiedziałem.

O’Kelly stał tyłem do okna, dłonie zwinięte w pięści wcisnął głęboko w kieszenie.

– Adam, do kurwy nędzy – powiedział. – Nie przyszło ci do głowy, że powinienem o tym wiedzieć?

Zalała mnie fala okrutnego wstydu. Twarz mnie paliła. Nie czułem się tak od czasu szkoły, gdy przeżywałem podobne upokorzenie, to ściśnięcie w żołądku, kiedy człowiek doskonale zdaje sobie sprawę, że został złapany, wpadł w pułapkę i nie da się już absolutnie nic powiedzieć, żeby się wyłgać albo to naprawić. Wpatrywałem się w biurko O’Kelly’ego i usiłowałem policzyć słoje namalowane na sklejce jak uczeń, który czeka na karę. Pomyślałem, że zatajenie takiej informacji było jakby gestem dumnej niezależności, czymś, co by zrobił ogorzały bohater grany przez Clinta Eastwooda, i po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że w rzeczywistości było to krótkowzroczne, niedojrzałe, zdradzieckie i głupie, głupie, głupie.

– Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak mogłeś spierdolić całe śledztwo? – zimno zapytał O’Kelly. Zawsze robi się bardziej elokwentny pod wpływem gniewu, co także przemawia za tym, że jest inteligentniejszy, niż może się wydawać. – Pomyśl tylko, co dobry adwokat mógłby na tym ugrać, ot tak sobie, gdyby miało się to przedostać do sali sądowej. Główny detektyw, który jest jedynym świadkiem w nierozwiązanej sprawie, związanej z obecną. Jezus Maria. Kiedy nam roją się cipki, obrońcy marzą o detektywach takich jak ty. Mogą cię oskarżyć o wszystko, poczynając od tego, że nie byłeś w stanie prowadzić niezależnego śledztwa, po fakt, że mogłeś być potencjalnym podejrzanym w jednej lub w obydwu sprawach. Media, zwolennicy teorii spiskowych i przeciwnicy policji wpadną w szał. W ciągu tygodnia nikt nie będzie pamiętał, kto ma być sądzony.

Gapiłem się na niego. Szok, który pojawił się znienacka, gdy wciąż jeszcze docierało do mnie, że właśnie zostałem zdemaskowany, sprawił, że byłem ogłuszony i brakowało mi słów. Może się to wydać dziwne, ale przysięgam, że ani razu w ciągu tych dwudziestu lat nie pomyślałem, że mógłbym być podejrzanym w sprawie zniknięcia Jamie i Petera. W aktach nic takiego nie było, kompletnie nic. Irlandia w roku 1984 przypominała bardziej dzieła Rousseau niż Orwella, dzieci miały niewinne duszyczki, wbrew naturze byłoby twierdzenie, że mogłyby się wzajemnie mordować. W dzisiejszych czasach wiemy, że nie ma czegoś takiego jak zbyt młody, by zabić. Jak na dwunastolatka byłem duży, na butach miałem cudzą krew, a dojrzewanie to dziwny, niebezpieczny okres. Nagle ujrzałem twarz Cassie w dniu, w którym wróciła z rozmowy z Kiernanem, drobne skrzywienie ust, które oznaczało, że coś ukrywa. Musiałem usiąść.

– Każdy facet, którego zapuszkowałeś, będzie żądał ponownego procesu, powołując się na to, że udowodniono ci ukrywanie dowodów. Gratuluję, Ryan, właśnie spierdoliłeś wszystkie sprawy, jakich się kiedykolwiek tknąłeś.

– W takim razie nie ma mnie w sprawie – powiedziałem głupio. Miałem zdrętwiałe wargi. Przed oczyma pojawił mi się obraz dziesiątków dziennikarzy wrzeszczących pod moim blokiem, wciskających mi pod nos mikrofony, nazywających mnie Adamem i żądających wszystkich drastycznych szczegółów. Heather by się to spodobało: męczeństwa starczyłoby jej na wiele miesięcy. Jezu.

– Nie, do cholery, nie zostawisz sprawy – uciął O’Kelly. – Nie zostawisz sprawy dlatego, że ja nie chcę, żeby jakiś bystry dziennikarzyna zaczął się interesować, czemu zostałeś wykopany. Od dziś będziemy mówić tylko i wyłącznie o kontroli szkód. Nie przesłuchasz ani jednego świadka, nie dotkniesz ani jednego dowodu, będziesz siedział przy biurku i starał się nie pogarszać sytuacji. Zrobimy, co w naszej mocy, żeby to się nie wydostało na zewnątrz. A w dniu gdy proces Donnelly’ego się zakończy, jeśli w ogóle będzie proces, zostaniesz zawieszony w pracy w związku z toczącym się śledztwem.

Mogłem myśleć tylko o tym, że „kontrola szkód" to dwa słowa.

– Sir, bardzo mi przykro – powiedziałem, bo wydawało się to właściwsze. Nie miałem pojęcia, co wiązało się z zawieszeniem. Miałem niejasny obraz jakiegoś gliniarza z telewizji rzucającego na biurko swojego szefa odznakę i pistolet.

– Dorzuć dwa funty do swojego „przykro" i kupisz sobie kawę – odparł O’Kelly. – Uporządkuj wskazówki z gorącej linii i umieść w aktach. Jeśli gdziekolwiek pojawi się choćby wspomnienie starej sprawy, koniec, przestajesz czytać, przekazujesz je Maddox albo O’Neillowi. – Usiadł przy biurku, sięgnął po słuchawkę telefonu i zaczął wybierać numer. Stałem, gapiąc się na niego jeszcze przez kilka sekund, zanim zdałem sobie sprawę, że mam sobie iść.


***

Powoli wszedłem do pokoju operacyjnego – nie jestem pewien po co, nie miałem zamiaru zajmować się gorącą linią, pewnie zrobiłem to automatycznie. Cassie siedziała przed telewizorem, łokcie oparła o kolana i oglądała taśmę z mojego przesłuchania Damiena. Ramiona miała zgarbione z wyczerpania, z dłoni bezwładnie zwisał pilot.

Poczułem w środku okropne szarpnięcie. Do tamtej chwili nie przyszło mi do głowy, skąd się dowiedział O’Kelly. Dopiero wtedy, gdy stałem w drzwiach pokoju operacyjnego i na nią patrzyłem, uderzyło mnie, że tylko w jeden sposób mógł się dowiedzieć.

Doskonale zdawałem sobie sprawę, że ostatnio byłem dla niej okropny, ale miałem powody. Natomiast to, co zrobiła, nie dało się w żaden sposób usprawiedliwić. Nigdy sobie nie wyobrażałem takiej zdrady. Ogarnęła mnie wściekłość. Myślałem, że mnie rozniesie.

Być może nieświadomie wydałem jakiś dźwięk albo się poruszyłem, nie wiem, ale Cassie gwałtownie się odwróciła i na mnie spojrzała. Po chwili wcisnęła „stop" i odłożyła pilot.

– Co powiedział O’Kelly?

Wiedziała, już wiedziała, a ja nie miałem cienia wątpliwości.

– Jak tylko sprawa się skończy, zostanę zawieszony – powiedziałem beznamiętnie. Nie poznawałem własnego głosu.

Cassie szeroko otworzyła z przerażenia oczy.

– O cholera. O cholera, Rob… ale nie wylatujesz? Nie, nie wyrzucił cię ani nic takiego?

– Nie, nie wylatuję. Nie dzięki tobie. – Powoli mijał pierwszy szok i zaczynała mnie ogarniać zimna złość. Poczułem, że cały się trzęsę.

– To nie fair – rzekła Cassie i usłyszałem, że głos jej się łamie. – Próbowałam cię ostrzec. Dzwoniłam do ciebie wczoraj, sama nie wiem ile razy…

– Trochę za późno, żeby się o mnie martwić, nieprawdaż? Powinnaś była o tym wcześniej pomyśleć.

Cassie była blada jak ściana, oczy miała jak spodki. Miałem ochotę zetrzeć z jej twarzy ten zaskoczony, nic nierozumiejący wyraz.

– Wcześniej niż kiedy? – zapytała.

– Zanim poinformowałaś o moich prywatnych sprawach O’Kelly’ego. Lepiej ci teraz? Czy zniszczenie mi kariery zrekompensowało ci to, że nie traktowałem cię jak księżniczki? Czy może masz coś innego w zanadrzu?

– Więc myślisz, że to ja mu powiedziałam? – spytała cicho po chwili.

O mało się nie roześmiałem.

– Tak, faktycznie tak myślę. Wiedziało o tym tylko pięć osób, a jakoś wątpię, żeby moi rodzice albo znajomy sprzed piętnastu lat wybrał sobie ten właśnie moment, żeby zadzwonić do mojego szefa i powiedzieć: „A tak przy okazji, czy wie pan, że Ryan miał kiedyś na imię Adam?". Masz mnie za głupiego? Wiem, że to ty mu powiedziałaś.

Ani na chwilę nie przestawała na mnie patrzeć, ale coś w jej oczach się zmieniło i zdałem sobie sprawę, że jest tak samo wściekła jak ja. Szybkim ruchem sięgnęła po kasetę leżącą na stole i z całej siły nią we mnie rzuciła. Zrobiłem unik, uderzyła w ścianę na wysokości mojej głowy, zakręciła się i upadła w kącie.

– Obejrzyj sobie tę taśmę.

– Nie jestem zainteresowany.

– Albo w tej chwili obejrzysz tę taśmę, albo przysięgam, że do jutra twoja gęba będzie w każdej gazecie w tym kraju.

Podziałało na mnie nie samo ostrzeżenie, lecz fakt, że użyła go, jakby to była jej karta atutowa. Coś we mnie wyzwoliła, zachłanną ciekawość, pomieszaną – albo może myślę tak tylko z perspektywy czasu – z jakimś niejasnym przeczuciem. Podniosłem taśmę, włożyłem do magnetowidu i nacisnąłem „play". Cassie mocno zacisnęła dłonie i obserwowała mnie bez ruchu. Podsunąłem sobie krzesło i usiadłem przed ekranem, plecami do niej.

Była to niewyraźna, czarno-biała taśma z sesji, jaką wczorajszego wieczoru odbyła Cassie z Rosalind. Zegar wskazywał 20.27, w pomieszczeniu obok właśnie dojrzewałem do decyzji, by dać spokój Damienowi. Rosalind siedziała sama w pokoju przesłuchań, poprawiając szminką usta i przeglądając się w lusterku puderniczki. W tle słychać było dźwięki, które dopiero po chwili wydały mi się znajome, ochrypłe łkanie i mój przebijający się głos.

– Damien, musisz mi wyjaśnić, dlaczego to zrobiłeś.

Cassie włączyła mikrofon i ustawiła go tak, by słychać było, co dzieje się w sąsiednim pokoju. Rosalind podniosła głowę i wpatrzyła się w lustro weneckie, lecz jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.

Drzwi się otwarły i weszła Cassie, Rosalind zakręciła szminkę i schowała do torebki. Damien dalej płakał.

– Cholera – rzekła Cassie, spoglądając na interkom – przepraszam. – Wyłączyła urządzenie, a Rosalind rzuciła jej niezadowolony półuśmiech.

– Detektyw Maddox przesłuchuje Rosalind Frances Devlin – powiedziała Cassie do kamery. – Usiądź.

Rosalind się nie poruszyła.

– Wolałabym, żeby to nie pani ze mną rozmawiała – odparła zimnym tonem, którego nigdy wcześniej u niej nie słyszałem. – Chciałabym rozmawiać z detektywem Ryanem.

– Przykro mi, ale to niemożliwe – wesoło odpowiedziała Cassie i wysunęła sobie krzesło. – Właśnie prowadzi przesłuchanie, jak pewnie sama słyszałaś – dodała ze smutnym uśmieszkiem.

– W takim razie wrócę, jak skończy. – Wsunęła pod ramię torebkę i ruszyła w stronę drzwi.

– Jedna chwila, panno Devlin – powiedziała już innym tonem Cassie. Rosalind westchnęła i odwróciła się, ze wzgardą unosząc brwi. – Czy jest jakiś powód, dla którego nagle nie chce pani odpowiadać na pytania dotyczące śmierci siostry?

Zobaczyłem, jak Rosalind rzuca szybkie spojrzenie w stronę kamery, był to błyskawiczny ruch, ale zimny uśmieszek się nie zmienił.

– Myślę, że dobrze pani wie, że bardzo chętnie pomogę w śledztwie. Po prostu nie mam ochoty z panią rozmawiać i jestem pewna, że doskonale pani wie dlaczego.

– Powiedzmy, że nie wiem.

– Och, przecież to było oczywiste od samego początku, że moja siostra nic pani nie obchodzi. Interesowało panią tylko flirtowanie z detektywem Ryanem. A czy nie jest wbrew zasadom sypianie ze swoim partnerem?

Poczułem świeży atak furii, tak silny, że prawie zabrakło mi tchu.

– Jezus Maria! To o to chodzi? Myślałaś, że jej powiedziałem – Rosalind strzelała na oślep, nigdy nie wspomniałem o tym słowem ani jej, ani nikomu innemu, a jeśli Cassie myślała, że tak zrobiłem, i postanowiła się w ten sposób zemścić, nawet mnie nie pytając…

– Zamknij się – odezwała się zimno za moimi plecami. Ścisnąłem ręce i patrzyłem na telewizor. Byłem tak zły, że prawie nic nie widziałem.

Na ekranie Cassie nawet nie drgnęła, kiwała się na krześle i kręciła ze zdumieniem głową.

– Panno Devlin, mnie nie tak łatwo zbić z tropu. Obydwoje z detektywem Ryanem podchodzimy w ten sam sposób do śmierci pani siostry: chcemy znaleźć jej mordercę. Więc dlaczego tak nagle nie chce pani o tym rozmawiać?

Rosalind się roześmiała.

– W ten sam sposób? Nie sądzę. On jest w szczególny sposób związany z tą sprawą, nieprawdaż?

Nawet mimo niewyraźnego obrazu widziałem, jak Cassie zamrugała ze zdziwienia, a na twarzy Rosalind pojawił się wyraz dzikiej satysfakcji, gdy zdała sobie sprawę, że tym razem udało jej się trafić.

– Och – odezwała się słodkim głosikiem. – To znaczy, że pani nie wie?

Umilkła na ułamek sekundy, wystarczająco, by podkreślić efekt, ale dla mnie zdawało się to trwać całe wieki, ponieważ wiedziałem, z nieuchronną pewnością, co powie za chwilę. Myślę, że to właśnie muszą czuć kaskaderzy, kiedy coś idzie nie tak, albo dżokeje spadający z konia w pełnym galopie, dziwnie spokojny ułamek sekundy chwilę przedtem, nim ciało uderzy o ziemię, gdy w głowie pojawia się tylko pewność: to teraz. Nadchodzi.

– To on jest tym chłopcem, którego przyjaciele zaginęli w Knocknaree dawno temu – poinformowała Rosalind. Jej głos brzmiał wysoko, jak w musicalu, był wręcz znudzony, ale słyszałem w nim cień zadowolenia. – Adam Ryan. Wygląda na to, że nie o wszystkim pani mówił, prawda? – A jeszcze kilka minut temu wydawało mi się, że nie ma szans, bym poczuł się gorzej i przeżył.

Cassie na ekranie postawiła krzesło na podłodze i podrapała się w ucho. Ugryzła się w wargę, żeby ukryć uśmiech, lecz ja już nie zastanawiałem się, co robi.

– A pani powiedział?

– Tak. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy, naprawdę.

– A powiedział także, że miał brata, który zmarł, gdy miał szesnaście lat? Że dorastał w sierocińcu? Że jego ojciec był alkoholikiem?

Rosalind się w nią wpatrywała. Uśmiech już zniknął, teraz tylko mrużyła oczy.

– Czemu pani pyta? – spytała.

– Tak tylko sprawdzam. Czasem tak robi, to zależy. Rosalind – rzekła Cassie tonem, który wyrażał coś między rozbawieniem a zażenowaniem – nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale czasami, kiedy detektywi usiłują stworzyć relację ze świadkiem, mówią rzeczy, które tak naprawdę nie są prawdą. Rzeczy, które ich zdaniem mogą pomóc świadkowi poczuć się bezpiecznie, na tyle, by podzielił się informacjami. Rozumiesz?

Rosalind patrzyła bez ruchu.

– Posłuchaj – łagodnie dodała Cassie – wiem, że detektyw Ryan nigdy nie miał brata, że jego ojciec jest bardzo miłym człowiekiem, który nie ma pociągu do alkoholu, i że dorastał w Wiltshire… stąd akcent… a nie w pobliżu Knocknaree. Ani nie w sierocińcu. Ale cokolwiek ci powiedział, wiem, że po prostu chciał w jakiś sposób ułatwić ci pomaganie nam w znalezieniu mordercy Katy. Nie miej o to do niego pretensji, dobrze?

Drzwi otwarły się z trzaskiem – Cassie podskoczyła, Rosalind się nie poruszyła, nawet nie oderwała wzroku od twarzy Cassie – a do pomieszczenia wpadł O’Kelly, kamera ustawiona była pod takim kątem, że rozpoznałem go tylko dzięki pożyczce.

– Maddox – powiedział szorstko. – Na słówko.

Przypomniałem sobie, że kiedy wyprowadzałem Damiena, widziałem O’Kelly’ego w pomieszczeniu obserwacyjnym, kiwał się na piętach, gapił niecierpliwie przez szybę. Nie mogłem już dłużej patrzeć. Złapałem pilot i wcisnąłem „stop", wpatrywałem się teraz w wibrujący, błękitny kwadrat.

– Cassie – odezwałem się po długiej chwili.

– Spytał mnie, czy to prawda – rzekła spokojnie, jak gdyby czytała raport. – Powiedziałam, że nie, i nawet gdyby tak było, to już na pewno jej byś o tym nie mówił.

– Nie powiedziałem – bąknąłem. Chciałem, żeby Cassie o tym wiedziała. – Nie powiedziałem. Mówiłem tylko, że kiedy byłem dzieckiem, zginęła dwójka znajomych… chciałem, żeby wiedziała, że rozumiem, przez co przechodzi. Nigdy nie pomyślałem, że dowie się o Peterze i Jamie i że złoży wszystko do kupy. Nigdy mi to do głowy nie przyszło.

Cassie czekała, aż skończę.

– Oskarżył mnie, że cię kryję – odezwała się, gdy umilkłem – i dodał, że już dawno powinien nas rozdzielić. Obiecał, że porówna twoje odciski z tymi ze starej sprawy, nawet gdyby miał wyciągnąć specjalistę od odcisków z łóżka. Jeśli będą się zgadzały, to módlmy się, żebyśmy nie stracili pracy. Kazał mi odesłać Rosalind do domu. Przekazałam ją Sweeneyowi i zaczęłam do ciebie dzwonić.

Gdzieś w głowie usłyszałem kliknięcie, ciche i nieodwołalne. Pamięć wyolbrzymia je do odbijającego się echem huknięcia, lecz prawda jest taka, że właśnie przez to, iż było tak ciche, wydawało się okropne. Długo siedzieliśmy bez słowa. Wiatr zacinał deszczem o okno. Usłyszałem, jak Cassie głęboko wciąga powietrze, i pomyślałem, że płacze, ale kiedy się odwróciłem, na jej twarzy nie ujrzałem łez, była blada, cicha i bardzo, bardzo smutna.

Загрузка...