26

– Muszę stwierdzić, że to chyba mój ulubiony – oznajmił Will, podając mi przez stół komputerowy wydruk. Nie słyszałam w jego głosie specjalnego rozbawienia. Odkąd zaczęłam pracę dla Kelly & Company, wziął na siebie tworzenie skromnej kolekcji wycinków prasowych, w których wspomniano moje nazwisko, i teraz przeglądaliśmy je razem przy brunchu. Tydzień temu wróciłam z Turcji, którą to podróż uznałam za niesamowicie udaną. Wyglądało na to, że nikt nie miał pojęcia, co naprawdę się wydarzyło, ani z Philipem, ani Sammym. Najwyraźniej jednak poczułam luz przedwcześnie.

Abby okazała się wszechwiedząca. Jakimś sposobem skontaktowała się z Johnem fotografem, ponieważ zdołała odkryć maleńką część prawdy i wpleść ją w obrzydliwe kłamstwo. To konkretne dzieło opublikowała w piątek i myślałam, że Kelly dostanie ataku serca.


Pracująca w reklamie Bette Robinson robi też reklamę samej sobie, jak twierdzą nasze źródła. Korzystając z podróży prasowej do Stambułu, w zeszłym miesiącu wykonała mały skok w bok. Znana głównie dzięki związkowi z Philipem Westonem Robinson miała, jak słyszymy, przelotny romans z Rickiem Salomonem – lepiej znanym jako facet, któremu zawdzięczamy sekstaśmę z Paris Hilton – i to w tym samym hotelu, w którym dzieliła pokój z Westonem. Być może czytelnicy mogą spodziewać się remake'u słynnej taśmy, tym razem jednak z naszą ulubioną organizatorką przyjęć zamiast ulubionej tych przyjęć uczestniczki? W oczekiwaniu na ciąg dalszy zostańcie z nami.


Zdjęcie, które towarzyszyło tej rozkosznej wzmianeczce, było tym, które zostało zrobione, gdy otwierałam drzwi pokoju Sammy'ego, z sandałami w ręku, przeczesując potargane włosy. Usta miałam nieatrakcyjnie otwarte, a makijaż rozmazany wokół oczu też nie dodawał mi uroku. Wyglądałam na dokładnie tak samo przechodzoną jak Paris, minus jej wspaniałe ciało i ciuchy. W tle widniała zamazana postać, po bliższych badaniach wyraźnie było widać, że to mężczyzna z ręcznikiem owiniętym wokół talii, ale poza tym nie dało się go rozpoznać. Oczywiście był to Sammy – ten drań fotograf spędził z nim pięć dni z rzędu i świetnie o tym wiedział, ale najwyraźniej nie zadał sobie trudu, by przekazać tę informację Abby, kiedy sprzedawał jej zdjęcie. Wyobraziłam sobie, że poświęciła minimalną ilość czasu na próbę wykrycia, kim jest facet ze zdjęcia, po czym wybrała na chybił trafił kogoś, z kim kontakt mógł mi odpowiednio zaszkodzić, i przydzieliła mu rolę mojego nielegalnego kochanka.

Po raz pierwszy, odkąd zaczęłam dla niej pracować, widziałam, że Kelly jest niezadowolona z informacji w prasie. Zapytała mnie wprost, czy w tych stwierdzeniach jest coś z prawdy, a potem dodała szereg pytań o to, dlaczego Abby coś podobnego sugeruje. Zapewniłam ją, że nigdy w życiu nie spotkałam faceta od sekstaśmy z Paris Hilton, a już z pewnością nie uprawiałam z nim seksu – ani z kamerą, ani bez – i wydawało się, że mi uwierzyła. Co niezwykłe, nie przyszło jej do głowy zapytać, kim jest ten facet, jeśli to nie pan Paris Hilton, i nie musiałam wymyślać żadnych barwnych historyjek czy wyjaśnień. Po tej krótkiej sesji „dziś pytanie, dziś odpowiedź” Kelly poinstruowała mnie, że mam wyjaśnić wszelkie animozje z Abby, ponieważ tego rodzaju reklama nie jest już pomocna i nie chce więcej niczego podobnego oglądać. Przypomniała mi, że zaledwie cztery tygodnie dzielą nas od imprezy „Playboya” i od tej pory nie ma miejsca na żadną negatywną reklamę, prawdziwą czynie, dotyczącą mojego życia osobistego. Zapewniłam ją, że doskonale to rozumiem i przysięgłam położyć temu kres, chociaż, jak na razie, nie miałam absolutnie żadnego realistycznego planu, jak to zrobić. Wiedziałam, że muszę zadzwonić do Abby i stawić jej czoło, ale sama myśl o rozmowie z nią przyprawiała mnie o mdłości ze wstrętu.

Philip oczywiście trzymał buzię na kłódkę. Tylko ja widziałam, jaką czuł ulgę, że zdjęcie dokumentowało moją nieostrożność – nawet jeśli wychodził na ofermę, którego otwarcie zdradza dziewczyna, czy, jak nazywał to Will, na rogacza. Przynajmniej nie była to fotografia z jego krótkiej wizyty w obozie drużyny przeciwnej. Philip i ja nawet nie wspomnieliśmy o tym, co stało się tej pierwszej nocy w Turcji. Ani słowem. Nic. Przez resztę podróży wszystko układało się normalnie. Dwa dni leniuchowania w spa i rozpusta do późnej nocy. Przyglądanie się Sammy'emu, ale bez dotykania (ambien Isabelle nie działał wystarczająco długo) i czuwanie, by wszyscy goście czuli się usatysfakcjonowani i nie popadli w kłopoty. Zakończyliśmy Turcję tak, jak ją zaczęliśmy – udając, że jesteśmy ze sobą – chociaż gdyby ktoś zadał sobie trud bliższego przyjrzenia się sprawie, zauważyłby, że nawet nie zdrzemnęłam się w pokoju Philipa.

Podczas tygodnia po powrocie do domu wychodziliśmy razem i żadne z nas nie zaprzeczało, kiedy ludzie zakładali, że tworzymy parę. Po chaosie wywołanym zdjęciem, „pojednanie” pozwoliło mi zyskać trochę luzu ze strony Kelly. W każdym razie potrzebny był mi jakiś dyskretny sposób wydobycia się z tego „związku” – nie tylko z powodu nacisku kolorowych magazynów, ale też dlatego, że naprawdę lubiłam Sammy'ego.

Dobre wieści były takie, że każdy Uczący się dziennik i tygodnik zamieściły obszerne relacje ze starannie wyreżyserowanego szaleństwa naszej grupy i bardzo zadowolone Stowarzyszenie Właścicieli Nocnych Klubów w Stambule zgłosiło nam bezprecedensową liczbę amerykańskich imprez, odkąd w Stanach ukazały się wszystkie zdjęcia i relacje. Tylko „Nowojorska Bomba” wydrukowała moje paskudne zdjęcie. Kelly mi odpuściła, kiedy usłyszała, że „pogodziliśmy” się z Philipem. Sammy gorąco mnie przepraszał, choć Isabelle trzymała go na tak krótkiej smyczy, że od czasu podróży nie widywaliśmy się zbyt często. Jedynymi ludźmi, których to szczerze przeraziło, byli moi rodzice.

Mama dostała takiej histerii, kiedy zadzwoniła, że musiałam w połowie rozmowy odłożyć słuchawkę i prosić Willa, żeby do niej oddzwonił z wyjaśnieniem, że nie można wierzyć we wszystko, co się czyta, szczególnie jeśli chodzi o plotkarskie kolumny. Zdołał ją nieco spacyfikować, ale nie zmieniło to denerwującego faktu, że nawet jeśli nie spałam z facetem z sekstaśmy Hilton, rodzice widzieli zdjęcie zrobione tuż po tym, gdy z całą pewnością z kimś spałam. Oboje wciąż byli na mnie rozzłoszczeni z powodu całej tej reklamy, ponieważ nie rozumieli, co takiego robię zawodowo czy prywatnie… ani dlaczego. I chociaż nie dało się w tej sytuacji znaleźć żadnej dobrej strony, wyglądało na to, że najgorsze minęło i jedyną osobą, która sprawiała wrażenie nieco przesadnie zainteresowanej sprawą, był Will.

W niedzielę, dokładnie tydzień po powrocie z Turcji, siedziałam na brunchu z Willem i Simonem i w najlepsze narzekałam na brak faktów i prawdy w tym tekście, kiedy Will mi przerwał:

– Bette, kochanie, przestań używać słowa „prawda” w odniesieniu do plotkarskich kolumn. Wychodzisz na naiwną.

– A co powinnam zrobić? Po prostu zaakceptować fakt, że ta mściwa suka może wymyślić co chce, a oni to wydrukują? To cud i błogosławieństwo, że wciąż mam pracę.

– Czy rzeczywiście? – Uniósł brwi i wypił łyk krwawej mary, odchylając mały palec.

– O ile pamiętam, to ty zobowiązałeś mnie do przyjęcia tej posady. Twierdziłeś, że potrzebuję więcej przyjaciół, częstszych wyjść, że powinnam mieć jakieś życie. No więc dokładnie to zrobiłam.

– Nie to – dla podkreślenia uniósł zdjęcie – miałem na myśli. I wiesz o tym. Wiesz, kochanie, że z radością wspieram cię we wszystkim, co cię uszczęśliwia, ale nie sądzę, żebym poczynił nietrafną obserwację, oceniając, że to cię nie uszczęśliwia.

Cóż, to zamknęło mi usta.

– Co więc proponujesz? – zapytałam najbardziej wrednym tonem. – Uważałeś, że bankowość jest nudna, a teraz nie aprobujesz mojej pracy, choć sam mi ją załatwiłeś. A wszystko przez to, że jakaś dziewczyna, którą kiedyś znałam, chce mi dokuczyć. Myślę, że to nie w porządku.

Westchnął.

– No tak, cóż, weź się w garść, kochanie. Jesteś już dużą dziewczynką i na pewno znajdziesz coś nieco bardziej… jak powinienem to ująć?… dyskretnego niż twój obecny styl życia. Planowanie przyjęć i bywanie, wypicie drinka czy dwóch, podokazywanie z jakimś uroczym chłopcem to jedno, i całkowicie to popieram. Ale umawianie się z jakimś rozpuszczonym pedałem, żeby zadowolić szefową, dopuszczenie, żeby każda szmata w mieście wycierała sobie gębę twoim nazwiskiem i – co wcale nie najmniej istotne – zapominanie o urodzinach wujka staruszka, ponieważ pochłania cię pełnienie funkcji międzynarodowej opiekunki gwiazd klasy B oraz ludzi z towarzystwa, nie jest tym, co dokładnie miałem na myśli, kiedy doradzałem ci przyjęcie tej posady.

Urodziny Willa. Drugiego stycznia. Zapomniałam.

Will kiwnął na kelnera, żeby podał mu kolejną krwawą mary.

– Kochanie, wybacz mi na chwilę. Wyjdę z tym telefonem komórkowym na zewnątrz i sprawdzę, gdzie się podział Simon. Takie spóźnienie nie jest w jego stylu. – Umieścił swoją serwetkę na krześle i kilkoma lekkimi krokami przeciął bezkresne wnętrze. Dystyngowany dżentelmen w każdym calu.

Kiedy wrócił, uśmiechał się i był spokojny.

– Jak twoje życie uczuciowe, kochanie? – zapytał, jakbyśmy w ogóle nie rozmawiali o Philipie.

– Czy nie dość powiedziałam? Nie jestem zainteresowana Philipem.

– Daruj sobie, kochanie. Nie mówiłem o Philipie. Co się stało z tym potężnie zbudowanym chłopcem, którego podwoziłaś do Poughkeepsie? Dosyć go polubiłem.

– Z Sammym? Co masz na myśli, mówiąc, że go polubiłeś, Will? Widziałeś go przez jakieś trzydzieści sekund.

– Tak, ale podczas tych trzydziestu sekund okazał pełną gotowość, żeby dla mnie skłamać. Tak, to osoba z klasą. Więc powiedz mi, czy nie ma między wami iskry zainteresowania? – Przyjrzał mi się z nietypowym dla siebie natężeniem.

Rozważałam, czy opowiedzieć mu całą historię ze Stambułu, i wreszcie się zdecydowałam. Przynajmniej jedna z bliskich mi osób powinna wiedzieć, że nie zachowuję się jak prostytutka.

– Eee, tak, chyba można by tak powiedzieć – wymamrotałam.

– Jak powiedzieć? Że jesteś nim zainteresowana? Czy nie jesteś? – Mrugnął.

Wzięłam głęboki wdech.

– To on jest tym mężczyzną na zdjęciu, tylko tego nie widać.

Will spojrzał na mnie z taką miną, jakby usiłował ukryć szeroki uśmiech.

– Był z tobą w Turcji? Jak to zorganizowałaś, moja droga?

– To dosyć długa historia, ale wystarczy stwierdzić, że nie wiedziałam, że tam będzie.

Will uniósł brwi.

– Doprawdy? Cóż, miło to słyszeć. Przykro mi, że musiało to trafić do plotkarskiej kolumny, ale cieszę się, że wy dwoje, ach, scementowaliście waszą relację. – Przysłuchiwałam się, jak Will szczebioce przez chwilę, jak to zawsze wyobrażał mnie sobie z kimś w rodzaju Sammy'ego – silnym, cichym typem – i jak to był najwyższy czas, żebym znalazła sobie odpowiedniego chłopaka, który rozumie, co jest naprawdę ważne. I, och, tak przy okazji, jakie ma poglądy polityczne? Radośnie odpowiedziałam na wszystkie pytania, zadowolona, że mogę przynajmniej mówić o Sammym, skoro nie mogę z nim być. Właśnie zaczęliśmy omlety, kiedy Will dotknął tej jednej sprawy, o której chciałam zapomnieć.

– Cóż, teraz przynajmniej znam powód, dla którego nie widywałem swojej jedynej siostrzenicy, odkąd tydzień temu wróciła do kraju. Czułbym się urażony, gdybyś co wieczór szwendała się po mieście służbowo, ale skoro wplątał się w to wszystko chłopak… O nowe związki trzeba dbać, a początek to najlepszy czas! Och, jak dobrze pamiętam początek! Nie można się sobą nasycić. Każda chwila spędzona oddzielnie jest torturą. Trwa to jakieś dwa lata, a potem oczywiście następuje zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i wykłócacie się o każdą najmniejszą chwilę samotności. Ale zanim do tego dojdzie, masz masę czasu, kochanie. Więc powiedz mi, jak było?

Dziabnęłam jajka widelcem i popchnęłam je dookoła talerza, po czym odłożyłam widelec.

– Właściwie to od powrotu się nie widzieliśmy – stwierdziłam, zdając sobie sprawę, jak okropnie to zabrzmiało. – Nie chodzi o to, że coś się stało – dodałam szybko. – On jest naprawdę zajęty, prowadzi rozmowy z jakimiś ludźmi na temat otwarcia Houston's – co nie jest jego właściwym celem, ale na razie wydaje się dawać przyzwoite możliwości – i rozmawialiśmy parę razy przez telefon, ale ja też dostaję bzika, żeby zorganizować wszystko na tę imprezę „Playboya” i cóż, wiesz jak to jest…

Słyszałam te słowa wychodzące z moich ust i wiedziałam, że mówię jak dziewczyna żyjąca złudzeniami, która stara się przekonać siebie i innych, że jakiś facet naprawdę jest nią zainteresowany, chociaż wszystkie widoczne znaki wskazują na coś innego. Fakt, że nie widziałam Sammy'ego od powrotu do domu, odczuwałam jako wyjątkową przykrość, ale tak wyglądała prawda, oboje byliśmy niesamowicie zajęci, a poza tym niewidzenie się z nowym facetem przez tydzień nie było w Nowym Jorku niczym niezwykłym. No i, przypomniałam sobie, dzwonił do mnie trzy raz podczas siedmiu dni i zawsze mówił, jak wspaniale spędził ze mną czas w Turcji, że nie może się doczekać, kiedy wszystko się uspokoi, żebyśmy mogli się wybrać na prawdziwą randkę. Przeczytałam wystarczająco dużo romansów, by wiedzieć, że najgorsze, co mogłabym zrobić, to naciskać albo wysuwać żądania. Dotychczas wszystko rozwijało się naturalnie i chociaż miło by było widzieć się z nim raz czy dwa w ubiegłym tygodniu, brak tych spotkań nie stanowił wielkiego powodu do zmartwienia. W sumie byłam całkiem pewna, że mamy przed sobą długą, piękną wspólną przyszłość, więc jaki był sens w przyspieszaniu spraw na początku?

– Mmm, rozumiem. – Will przez chwilę wyglądał na zmartwionego, ale po chwili czoło mu się wygładziło. – Z pewnością wiesz, co robisz, kochanie. Zamierzasz się z nim spotkać?

– Owszem, tak. Muszę wpaść jutro na imprezę „In Style” *, gdzie będzie pracował. Poprosił, żebym później wypiła z nim kawę.

Wydawało się, że to Willa usatysfakcjonowało.

– Znakomicie. Przekaż mu pozdrowienia. – Złożył ręce i pochylił się do przodu jak podniecona nastolatka, która czeka na ujawnienie najnowszej plotki. – Nakazuję ci zaprosić go na brunch w następną niedzielę – powiedział, gdy wreszcie pojawił się Simon.

– Sammy'ego? Ooch, to wspaniały pomysł! Będziemy tylko we czwórkę. Daj nam szansę poznać tego młodego człowieka – płynnie dorzucił Simon. Najwyraźniej moja supertajna relacja z Sammym wcale taka nie była.

– Chociaż brzmi to wspaniale, kochani, Sammy w niedziele gotuje w Gramercy Tavem, więc nie będzie mógł zjeść z nami. Może innym razem – dodałam, widząc, że wyglądają na strapionych.

– Cóż, może sami tam dotrzemy – powiedział Will bez przekonania. – Słyszałem, że przyzwoicie tam karmią.

Simon bez entuzjazmu pokiwał głową.

– Tak, właśnie, może byśmy? Brzmi to całkiem miło. W którymś momencie…

I wreszcie tematem konwersacji stała się ich zbliżająca się podróż na Karaiby, a ja mogłam siedzieć w milczeniu, udając zainteresowanie i marząc o mojej romantycznej kawowej randce z nowym chłopakiem.

Загрузка...