25

Zbieranina kilkunastu osób, które nie mają do roboty nic poza piciem i marnowaniem razem czasu, siedziała przy obiedzie pierwszego wieczoru i grała w zagadki z zakresu popkultury. Oczywiście nie nazwaliśmy tego w ten sposób, nie było też mowy o żadnej grze, a już szczególnie w zagadki, ponieważ to zdecydowanie niemodne, ale sposób, w jaki strzelaliśmy pytaniami na wszystkie strony wskazywał niewątpliwie, że chodzi o grę. Przypomniało mi to, jak Michael i Penelope zarzucali się nawzajem pytaniami dotyczącymi Beverly Hills 90210.

– Kto był pierwotnie właścicielem knajpy Peach Pit After Dark? – pytał Michael, pochylając się do przodu, jakby mówił całkiem poważnie.

– Hm, tak jakby wszyscy nie wiedzieli. Rush Sanders, ojciec Steve'a. Punkt! – ripostowała Penelope. Mogli tak godzinami (W jakim hotelu Dylan mieszkał ze swoim ojcem, Jackiem? Jak się nazywa postać z pierwszej serii, która przypadkowo postrzeliła się na własnej imprezie urodzinowej? Prawda czy fałsz: Donna spała z Rayem Pruitem?), starając się za wszelką cenę udowodnić, że znają każdą scenę i każdą postać.

Nie mogłam odczuwać intelektualnej wyższości wobec Elisy i Marleny tylko dlatego, że potrafiły wymienić z imienia i nazwiska wszystkich członków kabalistycznej grupy Madonny, szczególnie kiedy moi najlepsi przyjaciele potrafili powiedzieć, kiedy dokładnie Mel Silver zdradził Jackie (mamę Kelly), a ja potrafiłam wymienić nazwisko osoby, która planowała wesele Tristy i Ryana * oraz imię adoptowanego kambodżańskiego syna Angeliny Jolie. Co powiedziawszy, muszę jednak stwierdzić, że nigdy nie widziałam grupy ludzi tak gruntownie znudzonych, obojętnych i tak niezainteresowanych niczym, którzy graliby w coś z takim żarem, z taką furią.

– Tak jakby wszyscy nie wiedzieli, że Marc Anthony miał dwoje dzieci, zanim ożenił się z J. Lo. To jest, jakby, najbardziej podstawowa informacja na świecie. Ale może powiesz mi, gdzie znajduje się sąd, w którym wystąpił o rozwód? – Alessandra praktycznie krzyczała do Moniki.

Ta sapnęła.

– Proooszę, nie żartuj. Jeżeli cokolwiek w życiu czytasz, to wiesz, że wystąpił w Republice Dominikany, żeby sprawę przyspieszyć. Ale, czego prawdopodobnie nie wiesz, bo nie jest to dostępne w tych szmatach dla mas, które publikują co drugi dzień, to jak George ochrzcił łódź, którą trzyma w swoim domu nad jeziorem Como.

– George? – spytał Oliver, podczas gdy wszyscy przysunęli się bliżej.

– Clooney – jęknęła Marlena głosem przepełnionym rozpaczą. – A kto inny?

– Omójboże, nie mogę już tego dłużej słuchać – westchnął Leo. – Jesteście wszyscy tacy żałośni.

W myśli pogratulowałam Leo dobrego gustu, ale się pospieszyłam.

– Myślicie wszyscy, że to ma znaczenie? Wymieńcie trzech facetów, z którymi chodziła Jade Jagger i powiedzcie, dla której firmy jubilerskiej teraz pracuje.

Philip westchnął i apatycznie klepnął Leo w ramię.

– Leo, chłopie, podrzuć nam coś trudnego. To było ewidentnie najgorsze pytanie, jakie mógłbym sobie wyobrazić. Szczególnie że wszyscy tu obecni byli na wielkim otwarciu sklepu Garrard.

I tak się to toczyło przez cały posiłek. Na szczęście do czasu podania deseru niekończące się kolejki szampana Don Perignon ukoiły nawet najbardziej entuzjastycznie nastawionych i zajęliśmy się rozważaniami, jak też może wyglądać turecki nocny klub.

– Na pewno nie będę zakrywała więcej niż teraz. Wiem, że to kraj islamski i tak dalej, ale jestem ubrana tak konserwatywnie, jak tylko pozwala mi na to moja szafa – oświadczyła Isabelle, obrzucając wzrokiem swój strój. Jej suknia bez ramiączek wyglądała jak zrobiona z metalu. Miała odsłonięte całe plecy razem z częścią tyłka, chociaż wszystko, co naprawdę nieprzyzwoite, było zasłonięte i suknia sięgała aż do kolan. Z przodu dekolt był do pępka, ale materiał jakoś trzymał się jej idealnych piersi tuż obok sutków. Przy bliższych oględzinach stwierdziłam, że musiała ją przykleić taśmą. Srebrne sandały na szpilce i koperta z aligatora dopełniały wizerunku.

– Myślicie, że będą tam w ogóle mieć cristala? – zapytał Davide z wyraźną paniką. – Serwują tam napoje butelkowane, prawda Bette?

Miałam mu właśnie powiedzieć, że prawdopodobnie przetrwa noc niezależnie od obecności lub braku półlitrowych butelek cristala, ale Kamal, który przysłuchiwał się nam w milczeniu i z kamienną twarzą, pochylił się konspiracyjnie.

– Przyjaciele, zapewniam was, że będziecie usatysfakcjonowani. Dzisiejszy lokal z pewnością was zadowoli, wszystko tam przygotowaliśmy.

– Dobrze, Kamal, porozmawiajmy o dziewczynach. Jak to jest z tureckimi dziewczynami? – zapytał Philip. Davide zaśmiał się z uznaniem, a Elisa bardzo demonstracyjnie przewróciła oczami w moim kierunku. Domyśliłam się szybko, że w ten sposób powinny reagować dziewczyny, i też przewróciłam oczami.

– Mówiąc hipotetycznie? – spytał Kamal. Pomyślał przez chwilę, po czym rzekł: – Panie Weston, myślę, że będzie pan mógł się przekonać, że tureckie dziewczyny są takie same jak amerykańskie, brytyjskie czy wszystkie inne – niektóre, powiedzmy, bardziej chętne, a inne pochodzą z dobrych rodzin i nie chcą brać w tym udziału.

– A z którymi z nich mamy szanse zawrzeć znajomość dziś wieczorem? Tymi chętnymi czy królowymi śniegu?

Philip najwyraźniej zdobył sympatię Kamala, ponieważ ten szczerzył się już do niego jak idiota. Pociągnął wielki łyk ze szklaneczki, po czym ułożył rysy twarzy w coś, co z grubsza przypominało poważną minę, i oznajmił:

– Te pierwsze, panie Weston. Przewiduję, że spotka pan dziś wieczorem więcej przedstawicielek tej pierwszej kategorii.

Philip odpowiedział szerokim uśmiechem i podniósł rękę, żeby przybić piątkę, do czego Kamal natychmiast się dostosował.

– Da się to zaakceptować, panie Avigdor. Dziękuję.

Oczywiście nie przyniesiono nam żadnego rachunku, a kiedy ładowaliśmy się na łódź – a może jacht albo raczej żaglówkę – która miała nas przetransportować w dół Bosforu do Belli, byłam już nieco wstawiona i wieczór całkiem mi się podobał. Usiłując nie przyglądać się, jak Isabelle obmacuje Sammy'ego, krążyłam od gościa do gościa, namawiając wszystkich do pozowania fotografom przez pół godziny po przybyciu do klubu, a potem na kolejne pół godziny oficjalnego imprezowania, gdzie wszystko, co zostanie powiedziane lub zrobione może być odnotowane przez dziennikarzy, których ze sobą przywieźliśmy. Potem jednak ich zadanie zostanie oficjalnie zakończone i wszyscy będą mogli się bawić, pozwalając sobie na dowolne rozpasanie, nie przejmując się zbytnio uciążliwymi nagłówkami w rodzaju KOKAINA I PROSTYTUTKI. Były też media tureckie, o których należało pamiętać, ale nie obawiałam się z ich strony większych problemów, a Kamal przyrzekł trzymać ich z daleka od sal dla VIP-ów. W sumie prawie wszyscy wyglądali na zadowolonych z takiego rozwiązania i ekipa wydawała się niemal podniecona, gdy łódź przybiła do pokrytego czerwonym dywanem pomostu.

– Czy wszyscy mężczyźni będą się na nas gapili? – Elisa zapytała Kamala z oczami rozszerzonymi niepokojem.

– Gapili się na was? Dlaczego? Oczywiście zauważą waszą urodę, ale nie sądzę, żeby miało to wprawiać was w zakłopotanie – powiedział.

– No tak, ale jeżeli są przyzwyczajeni tylko do widoku kobiet w burkach, to wyobrażam sobie, że będziemy rzucały się w oczy – stwierdziła, bardzo z siebie zadowolona.

Sammy posłał mi spojrzenie, jedno z wielu tego wieczoru, ponieważ siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kolacji, i udało mi się stłumić śmiech, ale wyrwało mi się parsknięcie. Elisa odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mnie ze złością.

– Co? Może chciałabyś, żeby gromada wieśniaków gapiła się na ciebie przez całą noc? Nie musiałam po to lecieć taki kawał drogi, wystarczyło pojechać do New Jersey!

Kamal zignorował ją uprzejmie, pomagając nam wysiąść z łodzi, po czym przedstawił nas grupie mężczyzn, samych przystojnych i wyglądających, jakby im się bardzo dobrze powodziło. Była to reszta naszych klientów, każdemu z nich towarzyszyły przynajmniej dwie, ale nie więcej niż cztery olśniewające dziewczyny, które wsłuchiwały się w każde ich słowo i oferowały „pomoc” w realizacji rozmaitych zadań. Ku wielkiemu zaskoczeniu Elisy i Isabelle dziewczyny nie były ubrane w burki. Jeśli chodzi o ścisłość, nie miały nawet staników. Ilość nagiego kobiecego ciała na pokaz była oślepiająca, a nawet nie weszliśmy jeszcze do środka.

Jeden z nowych mężczyzn przedstawił się jako Nedim i oświadczył dosyć uroczyście, że jest właścicielem Belli, rozległego kompleksu rozrywkowego, który rozciągał się przed nami. Obiekt miał własną przystań, żeby VIP-y i gwiazdy mogły ominąć całe zamieszanie przy drzwiach wejściowych. Goście mogli zejść z jachtów wprost do lóż, a wszystko, o czym tylko zdołali zamarzyć, było im niezwłocznie dostarczane. Nedim wyglądał dokładnie tak samo jak wszyscy właściciele klubów, których znałam: klasyczny nałogowy palacz w T-shircie vintage i trampkach retro, ze sterczącymi włosami, na którego nikt by nawet nie spojrzał, gdyby nie jeździł obowiązkowym czerwonym porsche i nie rozdawał butelek szampana.

– Panie, panowie, witajcie w Belli – obwieścił, rozkładając szeroko ramiona – pierwszego pośród nocnych lokali Stambułu. Bella, jak państwo widzicie, leży nad rzeką Bosfor, dokładnie na granicy między Europą i Azją, i nasza klientela odzwierciedla ten międzynarodowy klimat. Proszę za mną, przygotujcie się do skorzystania z tego, co Bella ma wam do zaoferowania.

Odprowadził nas do masywnego okrągłego stołu, ustawionego tuż nad wodą w wydzielonej części klubu, która wyraźnie tchnęła atmosferą miejsca dla VIP-ów. Tylko delikatna tekowa brama oddzielała nas od wody, a i ona miała zaledwie dwie i pół stopy wysokości – kwintesencja potencjalnej groźby wypadku po pijanemu – ale widok był niewiarygodny: małe i duże łodzie płynęły wolno po ciemnej wodzie, przesuwając się na tle pięknie oświetlonego meczetu z minaretami, które zdawały się sięgać nieba. Podłogi wykonano z lśniącego ciemnego drewna, prawie czarnego, siedziska pokryto brokatową satyną z kunsztownie wplecionymi złotymi nitkami. Całość znajdowała się pod gołym niebem, nie licząc kilku płacht łopocącego na wietrze białego płótna, które przydawało miejscu seksownej egzotyki. Jedyne światło pochodziło ze szklanych latami w tureckim stylu i setek świec do podgrzewaczy w ozdobionych paciorkami świecznikach. Wszędzie porozstawiano misy z miniaturowymi morelami i orzeszkami pistacjowymi. Bez wątpienia było to najbardziej seksowne miejsce, w jakim kiedykolwiek się znalazłam, stylowe w znacznie bardziej naturalny sposób niż wszystkie modne miejsca w Nowym Jorku, bo bez świadomości własnej świetności, której tego typu miejsca nabierają, kiedy widzą, że są modne.

Armia szykownych kelnerów natychmiast otoczyła nasz stolik i odebrała zamówienia na drinki. Po półgodzinie wszyscy byli przyjemnie wstawieni, a nim minęła północ, Elisa i Philip tańczyli na stołach. Wyglądali na zachwyconych sytuacją. Rodzaj napięcia między nimi sugerował coś romantycznego. I świeżego. Fotografowie pstrykali, ale Nedim i załoga tak im dogadzali wódką, dziewczynami i Bóg wie czym jeszcze, że uszło ich uwagi, że Marlena siedzi okrakiem na słynnym tureckim piłkarzu, który przedostał się do części dla VIP-ów. Udało mi się ich rozdzielić, zanim ktokolwiek coś zauważył, i przekonać oboje, że będą znacznie szczęśliwsi w jej pokoju w Four Seasons, a oni nawet nie protestowali, kiedy odprowadziłam ich do samochodu Town Car czekającego od frontu i poinstruowałam kierowcę, żeby zawiózł parę do hotelu. Właśnie skończyłam rozmowę z recepcjonistą, który zapewnił mnie, że błyskawicznie odstawi ich do pokoju i nie dopuści tam żadnych fotografów ani reporterów, kiedy pojawił się Sammy.

– Hej, gdzie się ukrywałaś? – Otoczył mnie ramionami od tyłu i pocałował w szyję. – Udało mi się mieć cię na oku przez cały wieczór, aż nagle zniknęłaś.

– Cześć – szepnęłam. Rozejrzał się, sprawdzając, czy nie widać Isabelle, Philipa albo kogoś z aparatem fotograficznym.

– Wyjdźmy stąd – powiedział szorstko. – Są tak pijani, że nawet tego nie zauważą. – Znów pocałował mnie w szyję, tym razem mocniej niż poprzednio, a ja po raz pierwszy miałam uczucie, że Sammy nie jest tylko miłym facetem. Dzięki Bogu.

– Nie mogę, Sammy. Chciałabym, ale nie mogę. Muszę mieć na wszystkich oko, to mój jedyny obowiązek.

– Już prawie druga. Jak długo jeszcze będą to ciągnąć?

– Chyba żartujesz. Bez trudu do świtu. Może uda nam się coś wymyślić, kiedy dotrzemy do hotelu, ale teraz muszę tam wracać.

Opuścił ręce i westchnął głośno.

– Wiem, że tak musi być. Ale to okropne. Wracaj pierwsza, ja przyjdę za parą minut. – Zaczął przeczesywać palcami moje włosy, ale nagle cofnął się, kiedy usłyszał swoje imię.

– Sammy? Jesteś tam? Widzieliście mojego chłop… mojego, eee, mojego asystenta? – Przenikliwy głos Isabelle niósł się echem po wodzie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że wypytuje jednego z ochroniarzy w uniformach, którzy obserwowali nas pilnie, dbając, aby nikt nam się nie narzucał.

– Jezu Chryste – mruknął Sammy, odsuwając się ode umie. – Co jest, nie może sama pójść do łazienki? Muszę lecieć.

– Zaczekaj, ja to załatwię – powiedziałam i ścisnęłam go za rękę. – Isabelle, tutaj! Jest tutaj.

Isabelle wykonała zwrot i kiedy nas zobaczyła, wyglądała najpierw na zadowoloną, a potem zdezorientowaną. Zignorowała mnie i zwróciła się do Sammy'ego:

– Szukam cię całe wieki -jęknęła, wyraźnie zapominając, że stoję obok, a potem zrezygnowała z jęków, kiedy sobie o tym przypomniała.

– Przepraszam, że ci go ukradłam, Isabelle. Marlena i ten facet, z którym była, kompletnie się zalali i Sammy był tak uprzejmy, że pomógł mi umieścić ich w samochodzie. Właśnie wracaliśmy do środka.

To ją trochę udobruchało, chociaż nadal nie reagowała na moją obecność. Patrzyła na Sammy'ego, a on koncentrował wzrok na własnych stopach.

– Dobrze, idę zobaczyć, jak wszyscy sobie radzą – oznajmiłam wesoło. Ruszyłam do drzwi, ale usłyszałam jeszcze, jak głos Isabelle zmienia się z płaczliwego w złowieszczo zimny.

– Nie po to płacę ci dobre pieniądze, żebyś mnie zaniedbywał i opuszczał! – syknęła.

– Ooo, daruj sobie Isabelle – powiedział Sammy bardziej zmęczony niż rozzłoszczony. – Pomagałem jej przez pięć minut. Wcale cię nie opuściłem.

– Tak, a wiesz, jak się czuję, siedząc tam całkiem sama, kiedy mój facet ucieka, żeby pomagać komuś innemu?

Niestety musiałam już minąć drzwi i nie słyszałam odpowiedzi Sammy'ego. Kiedy przedarłam się przez hordy prostego ludu, zobaczyłam, że część dla VIP-ów jest pusta. Amerykański rap i hip-hop ustąpiły jakiejś tureckiej muzyce transowej i wydawało się, że na każdym skrawku przestrzeni wiją się ledwie zakryte ciała. Camilla, Alessandra i Monica, wszystkie znalazły sobie mężczyzn – piłkarza z Realu Madryt, dziennikarza prowadzącego wiadomości w CNN International oraz angielskiego playboya, który twierdził, że zna Philipa z czasów szkoły z internatem – i pod czujnym okiem Nedima oraz innych właścicieli pochowały się z nimi po różnych kątach. Zauważyłam Elisę i Davide'a, stojących obok parkietu, wściekle gestykulujących. Uznałam, że się kłócą, dopóki nie podeszłam bliżej. Tak naprawdę nie spierali się ani nawet nie prowadzili rozmowy. Oboje byli tak nafaszerowani koką, że każde z nich po prostu mówiło w stronę drugiego, zamknięte w poczuciu ważności własnych pomysłów, entuzjastycznie się przekrzykując. Fotografowie i reporterzy jak zwykle zajęli mały stolik z dala od reszty i znów wyglądało na to, że zalewają się mocnymi alkoholami. W pobliżu walało się sześć pustych paczek po papierosach. Ledwie podnieśli na mnie wzrok, kiedy zapytałam, czy mają jakieś życzenia. Nie udało mi się nigdzie znaleźć Leo, ale Philip nie był trudny do zlokalizowania – wystarczyło, że odszukałam wzrokiem najbardziej ewidentną blondynkę na sali, z największymi cyckami, a potem spojrzałam kilka centymetrów w prawo. Stali przed stanowiskiem didżeja i jedną ręką obejmował ją w talii. Wyglądała jakby znajomo, ale od tyłu nie mogłam jej skojarzyć. Kiedy czekałam, aż się odwrócą, zobaczyłam, jak Philip wyciąga z tylnej kieszeni dżinsów Paper Denim gigantyczny zwitek banknotów i wciska je chudemu didżejowi, który zachowywał profesjonalną postawę ze słuchawką przyciśniętą do ucha jednym ramieniem.

– Hej, kolego, ile by kosztowało, żebyś zagrał coś z cholernymi słowami? – rzucił, a dziewczyna zachichotała i solidnie pociągnęła drinka.-Już nie mogę słuchać tego tureckiego gówna.

Didżej złapał gotówkę, która zniknęła pod jedną z maszyn stojących na stole. Skinął na chłopaka siedzącego z nim w kabinie i powiedział mu kilka słów. Chłopak odwrócił się do Philipa i zapytał:

– Co chcecie usłyszeć? Zagra dla was wszystko.

– Powiedz, że chcemy Bon Joviego i Guns n'Roses. Pomocnik przetłumaczył, didżej skinął głową z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Po kilku sekundach z głośników ryczało Paradise City, a Philip rytmicznie wymachiwał głową. Kiedy mnie zobaczył, pochylił się i szepnął coś do dziewczyny, ta kiwnęła głową i odeszła lekkim krokiem.

– Hej, kochanie, o ile lepsze są te kawałki? – Przyjrzał się swojemu odbiciu w przeszkleniach kabiny didżeja.

– Czy to była Lizzie Grubman? – zapytałam, bo w końcu zrozumiałam, dlaczego wyglądała znajomo.

Philip wrócił do walenia głową w nieistniejącą ścianę.

– Najwyraźniej ona i Tara Reid usłyszały o naszej eleganckiej imprezie w weekend i chciały rzucić okiem.

– Jest… eeee… jest ładna – powiedziałam niezdarnie, wiedząc, że powinnam być szczęśliwa, z zawodowego punktu widzenia, że Lizzie Grubman i Tara Reid pojechały za naszą grupą do Stambułu.

– Twarz jak torebka z krokodyla – stwierdził, ciągnąc mnie na parkiet. – Chodź, kochanie, rozluźnij się trochę. Zatańczmy.

Wymknęłam się po paru minutach i wróciłam do Elisy, która już się trochę uspokoiła. Siedziała na kolanach Davide'a, mówiąc coś cichutko, a on na przemian masował jej ramiona i zaciągał się jointem.

– Hej, myślisz, że dasz tu sobie ze wszystkim radę? Sporo osób wróciło już do hotelu i powinnam chyba sprawdzić, czy tam wszystko w porządku.

– Jasne, nie ma sprawy. Za bardzo się przejmujesz, Bette. Wszyscy się świetnie bawią. Gdzie Leo? Powiedz mu po prostu, że wracasz, i zobaczymy się w hotelu, okej? – zachichotała, bo Davide dmuchnął jej w twarz dymem z marihuany.

– Doskonale. Tak zrobię. Do zobaczenia jutro.

– Jasne, nie ma sprawy. Nie zamierzam oglądać jutro dziennego światła, ale znajdę cię, kiedy wstaniemy. Och, a gdzie Philip? – Bardzo starała się mówić obojętnie.

– Philip? Ostatnio widziałam, jak tańczył z Lizzie Grubman i Tarą Reid.

– Co? One tu są? – Elisa zeskoczyła z kolan Davide'a i przykleiła do twarzy wielki uśmiech. – Stanowczo idę powiedzieć „cześć”. Widzimy się później.

Rozejrzałam się, szukając Leo, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć i stwierdziłam, że pewnie znalazł sobie faceta i wrócił do pokoju na igraszki. Nedim zaoferował, że podwiezie mnie do hotelu swoim porsche i brzmiało to kusząco do chwili, kiedy jego ręka otarła się o mój tyłek, a on uśmiechnął się sugestywnie i stwierdził, że zabierze mnie na wycieczkę po najgorętszych miejscach w Stambule. Uprzejmie odmówiłam i skorzystałam z Town Car. Kobieta w recepcji przywitała mnie, wymieniając moje nazwisko, i poinformowała, kto już wrócił i o której.

– Och, proszę zaczekać, jest dla pani wiadomość. – Wręczyła mi złożoną kartkę, którą natychmiast rozłożyłam, oczekując jakiejś katastrofy. Było na niej napisane: SPOTKAJ SIĘ ZE MNĄ W POKOJU 18 KIEDY WRÓCISZ, wielkimi drukowanymi literami. Bez podpisu, ale dołączono plastikowy klucz do pokoju.

Krótko rozważyłam opcje. Liścik musi być od Sammy'ego. Jakimś sposobem załatwił pokój z dala od Isabelle, żebyśmy mogli spędzić trochę czasu tylko we dwoje. Był to, jeśli miałabym się odważyć na porównania, najbardziej podniecający i romantyczny gest, z jakim miałam w życiu do czynienia. Byłam wypucowana i wypolerowana po wizycie w spa tego ranka i teraz wzywał mnie mój tajemniczy chłopak. Poczułam oszołomienie.

Jazda windą zdawała się trwać wieki. Moją znakomitą prezencję uzupełniły teraz spocone ręce i suche usta, które stawały się coraz suchsze, gdy podążałam wijącymi się korytarzami. Kiedy zapukałam do drzwi, czułam w ustach papier ścierny.

Trwało prawie minutę, zanim drzwi się otworzyły, minutę, która ciągnęła się jak miesiąc, i miałam przelotną potworną myśl, że to wcale nie Sammy, albo może liścik był przeznaczony dla kogoś innego. Podczas sześćdziesięciu sekund, gdy stałam wrośnięta w dywan, przez głowę przemknęło mi kilkanaście wersji możliwych nieporozumień. Bezgłośnie ulegając atakowi paniki, zastanawiałam się, jak miałabym dalej funkcjonować, gdyby to nie był on, gdyby nie czekał w środku, szykując się, żeby zedrzeć ze mnie ubranie i rzucić mnie na łóżko, z pewnością królewskich rozmiarów, stojące w chwale ekskluzywnej włoskiej lnianej pościeli. Och, proszę, modliłam się do jakiejś nieznanej siły, proszę, niech to będzie on i niech mnie pragnie tak strasznie, jak ja pragnę jego i niech też ma…

Drzwi gwałtownie się otworzyły i Sammy wciągnął mnie do środka, przyciskając usta do moich, zanim jeszcze zamknął drzwi kopniakiem.

– Tak strasznie cię pragnę – jęknął, przesuwając ustami po mojej twarzy, szyi, ramionach, odsuwając ramiączka i w końcu, sfrustrowany, że się nie poddają, ściągając mi sukienkę przez głowę.

Nie zawracaliśmy sobie głowy słowami. Padliśmy na łóżko, dokładnie tak cudowne, jak to sobie wyobraziłam, i przypuściliśmy na siebie atak, którego siła z pewnością napełniłaby mnie lękiem, gdyby nie sprawiała mi takiej rozkoszy. Nie potrafiłam rozpoznać, które członki należały do mnie, a które do niego, i zatraciłam zupełnie świadomość czasu, miejsca czy tego, gdzie dokładnie byłam dotykana. Przeżyłam przeciążenie zmysłów – ciężar jego ciała, zapach jego dezodorantu, sposób, w jaki włoski na ramionach i z tyłu szyi reagowały na jego palce przesuwające się wzdłuż moich pleców. Była to, muszę przyznać, scena miłosna wprost z harlequina. A może nawet lepsza. Dopóki nie rozległo się pukanie do drzwi, nie zauważyłam nawet porozstawianych gdzieniegdzie świec ani dwóch kieliszków czerwonego wina, które czekało nietknięte, ani wspaniałej muzyki z płyty Buddha Bar, nastawionej w stojącym przy łóżku kompakcie.

– Kto wie, że tu jesteś? – wyszeptałam, jednym ruchem zsuwając się z niego i padając bezwładnie.

– Nikt oprócz recepcji. Zapłaciłem prywatną kartą kredytową.

– Czy Isabelle mogła cię słyszeć?

– Nie ma mowy. Wzięła garść ambienu, żeby przespać różnicę czasu. Nie obudzi się przez najbliższe dwa dni.

Rozważaliśmy to przez kilka kolejnych minut, aż zdałam sobie sprawę, że noc ustąpiła miejsca porankowi i jeśli chciałam uniknąć całej masy pytań, powinnam wracać do swojego pokoju.

Pociągnął mnie na siebie i zaczął ssać płatek mojego ucha razem z kolczykiem.

– Nie idź. Jeszcze nie teraz.

– Muszę, przepraszam. Nie chcesz, żeby to wyszło na jaw, prawda? Nie w taki sposób.

– Wiem, wiem, masz rację. Nie w taki sposób. Będziemy mieli dla siebie cały czas świata, kiedy wrócimy do Nowego Jorku.

– Nie zdołasz się mnie pozbyć, kiedy wrócimy do domu – wyszeptałam. Moja krótka, wyszywana paciorkami sukienka leżała zwinięta w ciasną kulę na blacie biurka, ale zdołałam wyprostować ją na tyle, by stanowiła mniej więcej przyzwoite okrycie na czas, zanim ponownie padnę na łóżko. Myśl o założeniu jakiejkolwiek bielizny była nieznośna. Wyplątałam stanik z zagłówka, na którym spoczywał, i razem z brzydkimi bawełnianymi majtkami wepchnęłam go do torebki.

Sammy zerwał ze zrujnowanego przez nas łóżka prześcieradło i owinął się nim w talii, gdy szliśmy do drzwi.

– Bette, dziękuję za tę niesamowitą noc – powiedział, ujmując moją twarz w obie dłonie, tak że czułam się mała, delikatna i absolutnie cudowna.

Stanęłam na palcach, żeby po raz ostatni zarzucić mu ramiona na szyję.

– Było perfekcyjnie – stwierdziłam.

I było perfekcyjnie, dokładnie tak, jak miałam nadzieję, dopóki nie otworzyłam drzwi i nie zostałam powitana najjaśniejszym, najbardziej agresywnym fleszem, jaki w życiu widziałam. Wciąż na nowo wybuchał mi przed oczami przez prawie trzydzieści sekund, gdy stałam jak skamieniała, zbyt zszokowana, żeby się ruszyć.

– Och, hej, przepraszam. Pomyliłem pokój – mruknął John, jeden z fotografów, których ze sobą ciągaliśmy.

– Co się tu dzieje, do cholery? – spytał Sammy.

– Pozwól, że to załatwię – powiedziałam. – Zostań tam.

Wyszłam na korytarz i pociągając do siebie drzwi, zamknęłam je.

– Co to było, do cholery? Co ty tu robisz? – prawie wrzasnęłam.

– Hej, kotku, przepraszam. Bez obaw, serio, nic nie widziałem – zapewnił nieprzekonująco. To był najbardziej oślizgły z fotografów i od samego początku przyprawiał mnie o nerwowe drżenie. Na jego dorobek w większości składały się zdjęcia w stylu paparazzich, które sprzedawał najohydniejszym kolorowym pismom za ciężkie pieniądze. Kelly twierdziła, że dobrze będzie mieć go pod ręką, bo fotoedytorzy uwielbiali wszystko, co im proponował.

– Dlaczego obserwujesz mój pokój? Eee, to znaczy jego pokój. Cały ranek spędziłam, odwiedzając wszystkie pokoje, żeby przedyskutować plan na dzisiejszy wieczór, więc jak widzisz, nie ma tu niczego interesującego.

– Słuchaj, nie obchodzi mnie, kogo pieprzysz. – Zachichotał głośno i z wyraźnym upodobaniem. – Oczywiście wyobrażam sobie, że mógłbym znaleźć kogoś, kogo zainteresowałoby, że dziewczyna Philipa nie spędziła tej nocy z nim, ale byłaś dla nas naprawdę miła podczas podróży, więc po prostu zapomnijmy, że to się wydarzyło.

Drań. Otwarcie gapił się na mój strój i twarz z, jak sądziłam, zupełnie rozmazanym makijażem, wyraźnie zdradzającą całonocny seks.

– A poza tym – ciągnął, zdejmując flesz z aparatu i wkładając go do czarnej torby na ramię – to, co sądziłem, że się tam odbywa, byłoby znacznie bardziej podniecające niż fakt, że bzykasz faceta Isabelle.

– Przepraszam? – Chciałam go udusić za sugestię, że mogło istnieć cokolwiek lepszego niż ta noc, za to, że nie uwierzył w moją absurdalną historyjkę o umawianiu się na wieczór i za to, że miał czelność stwierdzić, że Sammy należy do Isabelle. Oczywiście nie byłam w stanie powiedzieć nic choć z lekka obraźliwego czy inteligentnego.

– Cóż, powiedzmy, że pewne źródła zasygnalizowały możliwość prywatnego przyjątka z twoim chłopakiem i niektórymi z jego najbliższych przyjaciół. – Uniósł krzaczaste, zrośnięte nad nosem brwi i napiął wargi w czymś podobnym do uśmiechu. – Przez „twojego chłopaka” rozumiem Philipa Westona – dodał z obraźliwą satysfakcją.

Przełknęłam gniew.

– Mmm, wszystko to brzmi naprawdę fascynująco, ale muszę wracać na górę, żeby kontynuować obchód, więc jeśli mi wybaczysz… – Przepchnęłam się obok niego boso, z sandałami w jednej ręce, a torebką w drugiej, i poszłam prosto do windy, na którą czekałam przez całą wieczność. Im więcej o tym myślałam, tym mniej koszmarne się to wydawało, biorąc pod uwagę fakt, że nie sprawiał wrażenia szczególnie zafascynowanego skandalem – czy brakiem tegoż – z udziałem Sammy'ego i moim. No bo czemu miałby się tym interesować, rozważyłam. Facet spędza życie na śledzeniu absurdalnie sławnych ludzi i dokumentowaniu wszystkich skandali, które zdołają wywołać, więc czemu miałby się w najmniejszym choć stopniu interesować jakąś nic nieznaczącą osobą z reklamy, która najwyraźniej zalicza trochę seksu na boku? I w dodatku z nikim sławnym! Oczywiście pozostawała kwestia Philipa. I gdyby Kelly się dowiedziała, że przyłapano mnie w towarzystwie „przyjaciela do wynajęcia” Isabelle, nie byłaby zachwycona. Isabelle mogłaby nalegać, żeby mnie zwolniono. W każdym razie niepotrzebnie wybiegałam w przód; wydawało się mało prawdopodobne, że John coś puści dalej. Tylko Abby wydawała się zainteresowana moim losem, ale nawet ona z pewnością nie miała macek na tyle długich, by sięgały do Stambułu. Zdałam sobie sprawę, że częściowo dlatego tak się zdenerwowałam na widok tego fotografa, że przez błogie dwadzieścia cztery godziny zapomniałam, jakie to uczucie być śledzoną, szpiegowaną i narażoną na przykrości. Ponieważ Abby znajdowała się solidnych pięć tysięcy mil stąd, nie miałam tego ciągłego upiornego uczucia, że ktoś stara się upublicznić moje życie prywatne. Wzięłam głęboki oddech, przypomniałam sobie, że mogłoby być znacznie gorzej, i złożyłam sobie gratulacje, że Abby pozostała w zupełnie innym kraju.

Kiedy dotarłam do drzwi apartamentu Philipa i mojego, zobaczyłam, że są lekko uchylone – dało się to zauważyć tylko stojąc obok i patrząc uważnie – i usłyszałam dobiegające ze środka stłumione hałasy. Było chwilę po ósmej rano, praktycznie środek nocy, biorąc pod uwagę, że nie dotarłam do hotelu przed trzecią, a kiedy wychodziłam, Philip siedział jeszcze w Belli – i od razu zrozumiałam, że ten rzekomy trójkąt najprawdopodobniej jeszcze trwa, tyle że w moim pokoju. Przemknęło mi przez myśl, żeby zapukać, ale zamiast tego pchnęłam drzwi.

Skręciłam do salonu i przeszłam przez przeszklone drzwi do sypialni tylko po to, by zobaczyć Leo, który leżał na łóżku wyciągnięty na plecach i nagi. Zaledwie kolejną sekundę czy dwie zajęło mi rozpoznanie, że czupryna, która aktualnie unosiła się i opadała na wysokości odsłoniętych okolic miednicy Leo – w moją stronę wystawił goły tyłek – należała do Philipa Westona. Zanim zdążyłam zareagować, Leo mnie zauważył.

– Hej, Bette, co jest? – zapytał nonszalancko, nie wykonując najmniejszego ruchu, by przykryć siebie albo Philipa.

Na dźwięk mojego imienia Philip podniósł głowę, odsłaniając tych kilka centymetrów nagiego ciała Leo, których jeszcze nie widziałam.

– Och, hej, kotku, jak się masz? – zapytał, delikatnie ocierając usta o poduszkę. – Gdzie byłaś całą noc?

– Gdzie byłam całą noc? – Jak zwykle potrafiłam tylko powtarzać to, co już zostało powiedziane.

– Czekałem całe wieki, kochanie – zamarudził, zrywając się z łóżka jak mały chłopiec w gwiazdkowy poranek i narzucając szlafrok.

– Wieki, tak? – odparłam błyskotliwie.

– Cóż, gdybyś wróciła do domu, kiedy powinnaś, nie sądzę, żeby Leo wylądował w moim łóżku. Nie uważasz, kochanie?

Głośno roześmiałam się z absurdalności tego stwierdzenia.

– Och, Philipie, proszę. Nie chciałeś ze mną spać od…

– Odpręż się, laleczko, uspokój się trochę. Mój kolega pojawił się tu kilka minut temu i natychmiast padł. Ja też musiałem się zdrzemnąć. Odbiło nam, że tyle piliśmy, ale przynajmniej to odespaliśmy.

Cała się trzęsłam.

– Mówisz poważnie? Chcesz powiedzieć, że nie widziałam tego, co właśnie widziałam? – Gdyby któryś z nich miał dość taktu, by okazać przynajmniej ślad zakłopotania z powodu tego, co właśnie zaszło, mogłabym – może – spróbować jakoś się z tym pogodzić.

– Hej, chłopaki, zamierzam zamówić kawę i sok pomarańczowy, może kilka croissantów. Czuję, że nadciąga paskudny kac – oznajmił Leo. Wciąż nie wykonał żadnego ruchu, żeby się zakryć, chwycił tylko pilota i przewijał filmową ofertę hotelu.

– Niezła myśl, kolego. Mam ochotę na podwójne espresso, kilka aspiryn i superdużą krwawą mary – powiedział Philip.

– Czy to się właśnie dzieje? – pytałam, zastanawiając się, w którym momencie moja noc – całe moje życie – przesunęło się w strefą mroku. Czułam się, jakbym istniała w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, ale najwyraźniej byłam tam sama.

– Hmm? – mruknął Philip, ponownie obnażając się na naszych oczach, gdy wchodził pod prysznic, zostawiając drzwi łazienki szeroko otwarte. – Leo? Powiedz swojej koleżance z pracy, żeby przestała wygadywać bzdury. Ty i ja jesteśmy tylko kumplami, i tyle.

Leo zdołał wydobyć się spomiędzy splątanych prześcieradeł, które wyglądały, jakby miętolono je przez całe godziny, i naciągnął dżinsy, bez bielizny.

– Oczywiście, Philipie. Bette, jesteśmy tylko kumplami, kochanie. Chcesz coś do jedzenia?

– Eee, nie, dzięki, chyba pójdę zjeść śniadanie na dole, dobrze? Do zobaczenia później. – Złapałam czystą parę dżinsów, T-shirt, klapki, wepchnęłam to do plastikowej torby przeznaczonej na pranie i wypadłam biegiem z pokoju, zostawiając Philipa i Leo w spokojnej ciszy domowej atmosfery. Czułam lekkie mdłości.

Chciałam spędzić trochę czasu w hotelowej restauracji i coś przekąsić, zanim będę mogła bezpiecznie wrócić do pokoju, ale kiedy tylko kelner przyniósł komplet do kawy i koszyk absolutnie niesamowitych ciastek i rogalików, potykając się, weszła Elisa i zajęła miejsce naprzeciwko mnie.

– Hej, mogę się przyłączyć? – zapytała. – Nie mogę, kurwa, spać, i doszłam do tego, że zaraz się zabiję.

W chwili kiedy ją zobaczyłam, ogarnęła mnie panika. Byłam przekonana, że już słyszała od fotografa, co się stało. Uznałam, że o tej porze nikt jeszcze nie będzie na nogach, ale jej splątane włosy, podkrążone na czarno oczy i drżące ręce wskazywały, że prawdopodobnie przesadziła w nocy z kokainą i może zapomnieć o śnie, więc zeszła na dół to przeczekać.

– Hej, jasne, siadaj – rzuciłam, starając się mówić nonszalancko, ale czując rozpaczliwą chęć wybadania, czy cokolwiek wie.

Kelner natychmiast przyniósł filiżankę i spodek. Szkliste oczy Elisy zatrzymały się na nich na moment, jakby nigdy wcześniej niczego podobnego nie widziała, ale się pozbierała i nalała sobie kawy. Potem podejrzliwie zmierzyła mnie wzrokiem.

– Wcześnie wstałaś. Gdzie Philip? – zapytała, opróżniając całą filiżankę jednym haustem.

– Philip? – Usiłowałam się zaśmiać, ale wyszło to raczej jak szloch. – Och, chyba śpi. Sama nie wiem, czemu tak wcześnie wstałam. To pewnie różnica czasu.

– Różnica czasu? – Prychnęła. – Jeżeli to cały twój problem, po prostu weź ambien. Czuję się jak gówno.

– Proszę, poczęstuj się. Wyglądasz, jakbyś musiała coś zjeść.

Kolejne prychnięcie.

– Ten rogalik pod względem ilości tłuszczu i węglowodanów, a pewnie i kalorii, stanowi odpowiednik przynajmniej dwóch big maców. Nie, dziękuję. – Nalała sobie kolejną kawę bez mleka i wypiła.

– Czy Davide jest na górze? – zapytałam, choć wcale mnie to nie interesowało. Po prostu miałam wrażenie, że muszę coś powiedzieć.

– Nie mam pojęcia, gdzie jest. Zgubiłam go około trzeciej nad ranem. Pewnie poszedł do domu z jakąś turecką laską. – W jej głosie nie słychać było ani zdenerwowania, ani zaskoczenia.

Po prostu na nią patrzyłam.

Westchnęła.

– Philip nigdy by ci czegoś takiego nie zrobił, prawda? To taki wspaniały facet…

O mało nie wyplułam pomarańczowego soku, ale zdołałam się opanować…

– Mmm – zamruczałam. – Słyszałaś kiedykolwiek o tym, żeby Philip był… cóż, eee, żeby się interesował…

Rzuciła mi szkliste spojrzenie.

– Czym interesował?

– Och, sama nie wiem… facetami?

Wywołało to gwałtowny wdech, szeroko otworzyła usta ze zdziwienia.

– Philip Weston? Gejem? Żartujesz? Bette, jak możesz być taka naiwna? Sam fakt, że ma wspaniałe wyczucie stylu, jeździ vespą i uprawia jogę w żaden sposób nie oznacza, że lubi facetów.

Nie, pomyślałam, oczywiście, że nie. Ale co z faktem, że pół godziny temu natknęłam się na niego, kiedy uprawiał seks oralny z naszym bardzo gejowskim i bardzo otwarcie to manifestującym współpracownikiem?

– Jasne, nie, słyszę, oczywiście rozumiem. Chodzi tylko o to, że…

– Bette, kiedy wreszcie docenisz tego chłopaka? Każda zdrowa na umyśle dziewczyna zrobiłaby wszystko, żeby go zatrzymać, ale ty najwyraźniej tego nie rozumiesz. No więc, podobno mieliśmy tu dziś rano jakiś skandal. – Tak szybko zmieniła temat, że ledwie miałam czas na załapanie, że to, o czym mówi, może dotyczyć mnie.

– Skandal? Z kimś z naszej grupy? Czy ktoś to widział?

Spojrzała mi w oczy i przez chwilę byłam pewna, że zna całą historię. Ale potem powiedziała tylko:

– Nie jestem pewna. Jeden z fotografów, ten tłusty, jak on się nazywa? Wspomniał, że zrobił być może kilka „interesujących ujęć” kogoś w kompromitującej sytuacji. Wiesz, o kogo chodzi albo co się stało?

Z namysłem żułam croissanta i wpatrywałam się w pierwszą stronę „International Herald Tribune”.

– Hmm, nie, o niczym nie słyszałam. Powinnyśmy się martwić? Nie chcielibyśmy przecież, żeby do prasy dostało się coś naprawdę szkodliwego.

Elisa nalała sobie trzecią filiżankę kawy i tym razem pozwoliła sobie na jedną paczuszkę słodziku. Z powodu związanego z tym wysiłku drżały jej ręce.

– Chyba musimy poczekać i wtedy się przekonamy, prawda? Powinnam spróbować odpocząć. Za parę godzin muszę być na dole na peelingu w tureckiej łaźni. Do zobaczenia później.

Przyglądałam się, jak kuśtyka na chudych jak szczudła no-gach, i starałam się ocenić, dlaczego całe to spotkanie tak dziwacznie wypadło. Ale wzmianka o peelingu przypomniała mi o umówionym zabiegu, więc dokończyłam śniadanie i powędrowałam do spa na masaż przed zwiedzaniem. Do kompletu dołożyłam sobie zabieg dla stóp z parafiną.

Загрузка...