53

Claudia Fisher wpadła do gabinetu Josepha Pistillo.

– Co się stało?

– Raymond Cromwell się nie zgłosił.

Cromwell był tajnym agentem przydzielonym Fordowi, prawnikowi Kena Kleina.

– Myślałem, że nosi podsłuch.

– Spotkali się w biurze McGuane'a. Tam nie mógł mieć mikrofonu.

– I nikt nie widział go od tego czasu? Fisher skinęła głową.

– Tak samo jak Forda. Obaj zaginęli.

– Jezu Chryste!

– Co mamy robić?

Pistillo już był na nogach, gotów do działania.

– Zbierz wszystkich ludzi. Robimy nalot na biuro McGuane'a.

Ze ściśniętym sercem opuszczałem Norę (już zdążyłem się przyzwyczaić do tego imienia), ale czy miałem jakiś wybór? Na myśl o tym, że Katy znajduje się w rękach sadystycznego psychola, przeszedł mnie dreszcz. Pamiętałem, jaki czułem się bezradny, kiedy przykuł mnie do łóżka i próbował ją udusić. Spróbowałem o tym nie myśleć.

Nora wolałaby mnie powstrzymać, ale rozumiała sytuację. Musiałem to zrobić. Nasz pożegnalny pocałunek był niemal zbyt czuły. Odsunąłem się. Znowu miała łzy w oczach.

– Wróć do mnie – powiedziała. Obiecałem, że wrócę, i wypadłem na ulicę.

Zajechał czarny ford taurus z przyciemnionymi szybami. W środku był tylko kierowca. Nie znałem go. Polecił mi położyć się płasko na tylnym siedzeniu. Zrobiłem, co kazał. Zapuścił silnik i ruszył. Miałem chwilę do namysłu. Sporo wiedziałem i byłem prawie pewien, że Duch ma rację: wkrótce będzie po wszystkim.

W myślach uporządkowałem fakty i oto, co mi wyszło: przed jedenastoma laty Ken był zamieszany w nielegalne interesy przyjaciół, McGuane'a i Ducha. Nie mogło być inaczej. Ken wszedł na złą drogę. Dla mnie mógł być bohaterem, ale moja siostra Melissa uświadomiła mi, że miał skłonność do nadużywania przemocy. Mógłbym usprawiedliwiać to chęcią działania, młodzieńczą brawurą. Jednak to tylko semantyka.

W końcu został aresztowany i zgodził się wydać McGuane'a. Ryzykował życie. Nosił podsłuch. McGuane i Duch dowiedzieli się o tym i Ken uciekł. Wrócił do domu, chociaż nie wiedziałem po co. Nie miałem pojęcia, jaką rolę odgrywała w tym Julie. Po raz pierwszy od roku przyjechała do domu. Po co? Czy był to zbieg okoliczności? A może przyjechała za Kenem, jako jego kochanka albo klientka kupująca od niego narkotyki? Czy Duch śledził ją, wiedząc, że doprowadzi go do Kena?

Na razie nie znałem odpowiedzi na te pytania.

Tak czy inaczej, Duch znalazł ich i prawdopodobnie zastał w intymnej sytuacji. Zaatakował. Ken został ranny, ale zdołał uciec. Julie nie miała tyle szczęścia. Duch chciał przycisnąć Kena, więc wrobił go w morderstwo. Ken uciekł, obawiając się o swoje życie. Zabrał swoją dziewczynę, Sheilę Rogers, oraz ich małą córeczkę, Carly. Wszyscy troje zniknęli. Zauważyłem, że w samochodzie zrobiło się ciemniej. Usłyszałem szum. Wjechaliśmy do tunelu. Mogliśmy być w śródmieściu, ale podejrzewałem, że znajdujemy się w Lincoln Tunnel i jedziemy w kierunku New Jersey. Rozmyślałem o Pistillo i roli, jaką odegrał w tej sprawie. Uważał, że cel uświęca środki. To była dla niego sprawa osobista. Łatwo zrozumieć jego punkt widzenia. Ken był przestępcą. Zawarł umowę i obojętnie z jakiego powodu, zerwał ją, uciekając. Można było rozpocząć polowanie. Zrobić z niego zbiega i ścigać go nawet na końcu świata.

Mijają lata. Ken i Sheila są razem. Ich córka Carly dorasta. Nagle pewnego dnia Ken zostaje schwytany. Przewożą go do Stanów. Zapewne jest przekonany, że powieszą go za morderstwo. Organa ścigania jednak zawsze znały prawdę. Nie potrzebują jego głowy. Chcą uciąć łeb bestii. McGuane'owi. A Ken wciąż może im go wydać.

Tak więc zawierają umowę. Ken ukrywa się w Nowym Meksyku. Po pewnym czasie Sheila i Carly wracają do kraju, żeby razem z nim zamieszkać. McGuane jest groźnym przeciwnikiem, dowiaduje się, gdzie przebywają. Wysyła dwóch ludzi. Torturują Sheilę, żeby dowiedzieć się, gdzie jest Ken. Zaskakuje ich, zabija obu, pakuje poturbowaną kochankę oraz córkę do samochodu, po czym znowu ucieka. Ostrzega Norę, która posługuje się nazwiskiem Sheili, że będą ją ścigać federalni i McGuane. Ona też musi uciekać.

Ford taurus się zatrzymał. Usłyszałem, że kierowca zgasił silnik. Dość tej bierności, pomyślałem. Jeśli mam wyjść z tego z życiem, to powinienem wykazać więcej inicjatywy. Spojrzałem na zegarek. Jechaliśmy godzinę. Usiadłem.

Znajdowaliśmy się w gęstym lesie. Ziemię pokrywał dywan sosnowych igieł. Drzewa były wysokie, o pełnych koronach. Opodal zauważyłem wieżę obserwacyjną – niewielką blaszaną budkę na platformie wznoszącej się ponad trzy metry nad ziemią. Wyglądała jak duża szopa na narzędzia, zbudowana w jednym konkretnym celu. Była zaniedbana i toporna. Rdza toczyła jej narożniki i drzwi.

Kierowca się odwrócił.

– Wysiadaj.

Zrobiłem to. Nie odrywałem oczu od budowli. Jej drzwi otwarły się i stanął w nich Duch. Był ubrany na czarno, jakby wybierał się na wieczorek poetycki w Village. Pomachał mi ręką.

– Cześć, Will.

– Gdzie ona jest? – zapytałem.

– Kto?

– Skończ z tymi bzdurami. Duch założył ręce na piersi.

– No, no – powiedział. – Czy nie jesteśmy najdzielniejszym z żołnierzyków?

– Gdzie ona jest?

– Mówisz o Katy Miller?

– Wiesz, że tak.

Duch kiwnął głową. Trzymał w ręku linkę, przypominającą lasso. Przeraziłem się.

– Ona jest taka podobna do siostry, nie sądzisz? Jak mógłbym się oprzeć? Mówię o jej szyi. Taka piękna łabędzia szyja. Już posiniaczona…

Starałem się powstrzymać drżenie głosu.

– Gdzie ona jest? Mrugnął do mnie.

– Ona nie żyje, Will. Serce mi zamarło.

– Znudziło mnie czekanie i… – Roześmiał się. Ten dźwięk odbił się echem w głuszy, przeszywając powietrze, wstrząsając liśćmi. Stałem jak skamieniały. Wycelował we mnie palec i zawołał: – Mam cię! Och, tylko żartowałem, Will. Potrze ba mi trochę rozrywki. Katy nic się nie stało. – Skinął na mnie. – Chodź i zobacz.

Pospieszyłem do wieżyczki. Znalazłem zardzewiałą drabinkę. Wszedłem po niej. Duch wciąż się śmiał. Przecisnąłem się obok niego i pchnąłem drzwi blaszanego baraku. Spojrzałem w prawo.

Katy tam była.

W uszach wciąż rozbrzmiewał mi śmiech Ducha. Podskoczyłem do niej. Miała otwarte oczy, zasłonięte opadającymi kosmykami włosów. Siniaki na jej szyi zmieniły barwę na zjadliwie żółtą. Ręce miała przywiązane do krzesła, ale nie była ranna.

Nachyliłem się i odgarnąłem jej włosy z czoła.

– Nic ci się nie stało? – zapytałem.

– Nie.

Wzbierała we mnie wściekłość.

– Zrobił ci krzywdę?

Katy Miller potrząsnęła głową. Powiedziała drżącym głosem:

– Czego on od nas chce?

– Pozwólcie, że sam odpowiem na to pytanie.

Odwróciliśmy się do wchodzącego Ducha. Zostawił otwarte drzwi. Podłoga była zasłana szkłem z rozbitych butelek po piwie. W kącie stała stara szafka na akta. Na niej laptop. Opodal ustawiono trzy składane metalowe krzesła, jakich używa się na szkolnych zebraniach. Na jednym siedziała Katy. Duch zajął drugie i wskazał mi ostatnie, stojące po jego lewej ręce. Nie usiadłem. Duch westchnął i znowu wstał.

– Potrzebuję twojej pomocy, Will. – Zwrócił się do Katy. – Pomyślałem sobie, że obecność panny Miller może… – posłał mi ten budzący dreszcz zgrozy uśmiech -…że jej obecność będzie stymulująca.

Zacisnąłem zęby.

– Jeśli ją skrzywdzisz, jeśli choćby ją tkniesz…

Duch nie napiął mięśni, nie zamachnął się, tylko błyskawicznym ciosem uderzył mnie w szyję kantem dłoni. Zabulgotałem. Miałem wrażenie, że zmiażdżył mi krtań. Zachwiałem się i zgiąłem wpół. Duch niespiesznie pochylił się i uderzył mnie pięścią w okolicę nerek. Opadłem na kolana, prawie sparaliżowany tym ciosem. Popatrzył na mnie.

– Twoja gadanina zaczyna mi działać na nerwy, Will. Miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję.

– Musimy skontaktować się z twoim bratem – ciągnął. Dlatego tu jesteś. Podniosłem głowę.

– Nie wiem, gdzie on jest.

Duch odszedł na bok. Stanął za plecami Katy. Delikatnie, niemal zbyt delikatnie, położył dłonie na jej ramionach. Skrzywiła się. Wyprostował oba wskazujące palce i dotknął siniaków na jej szyi.

– Mówię prawdę – powiedziałem.

– Och, wierzę ci – rzekł.

– – No to czego chcesz?

– Wiem, jak skontaktować się z Kenem. Byłem oszołomiony.

– Co takiego?

– Widziałeś kiedyś jeden z tych starych filmów, w których zbieg pozostawia wiadomości w rubryce towarzyskiej?

– Być może.

Duch uśmiechnął się, jakby był zadowolony z mojej odpowiedzi.

– Ken usprawnił ten sposób. Wykorzystuje internetowy kanał dyskusyjny. Ściśle mówiąc, pozostawia i otrzymuje wiadomości pod adresem rec.musie.elvis. Jak można się spodziewać, to witryna fanów Elvisa. Tak więc jeśli ktoś chce się z nim skontaktować, na przykład jego adwokat, pozostawi tam datę, czas i adres pocztowy. Wtedy Ken wie, kiedy może połączyć się przez IRC z adwokatem. Zakładam, że już to kiedyś robiłeś. Rozmawiasz tylko z wybranymi osobami i nikt cię nie podsłucha.

– Skąd o tym wiesz? – zapytałem.

Znowu uśmiechnął się i przesunął dłonie ku szyi Katy.

– Zbieranie informacji – powiedział – to moja specjalność.

Puścił Katy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że wstrzymywałem oddech. Sięgnął do kieszeni i znów wyjął pętlę.

– Zatem do czego jestem ci potrzebny?

– Twój brat nie chciał spotkać się ze swoim adwokatem – odparł Duch. – Sądzę, że domyślił się, że to pułapka. Mimo to wyznaczyliśmy termin następnej rozmowy. Mamy nadzieję, że namówisz go, żeby się z nami spotkał.

– A jeśli nie?

Pokazał mi linkę. Była zakończona rączką.

– Wiesz, co to jest? Nie odpowiedziałem.

– To lasso z Pendżabu – wyjaśnił, jakby zaczynał wykład. – W Indiach posługiwali się nimi Thugowie, inaczej nazywani cichymi zabójcami. Niektórzy sądzą, że zostali wybici w dziewiętnastym wieku. Inni… hm… nie są tego pewni. Popatrzył na Katy i potrząsnął linką. – Czy muszę mówić dalej, Will?

– On się zorientuje, że to zasadzka – powiedziałem.

– Musisz go przekonać, że nie. Jeśli zawiedziesz… Popatrzył na mnie z uśmiechem.

– No cóż, przynajmniej zobaczysz na własne oczy, jak przed laty cierpiała Julia. Czułem, że krew odpływa mi z twarzy.

– Zabijecie go – powiedziałem.

– Och, niekoniecznie.

Wiedziałem, że kłamie, lecz jego twarz miała zatrważająco szczery wyraz.

– Twój brat nagrał taśmy, zebrał obciążające dowody, ale na razie nie pokazał ich federalnym. Ukrywał je przez te wszystkie lata. Jeśli zechce współpracować, to nadal będzie tym Kenem, którego znamy i kochamy. Ponadto… – urwał i po namyśle dodał: – On ma coś, co chcę mieć.

– Co? – zapytałem.

Zbył mnie machnięciem ręki.

– Oto umowa: jeśli odda nam dowody i obieca, że znowu zniknie, nic złego się nie wydarzy.

Kłamał. Wiedziałem o tym. Zabije Kena. Zabije nas wszystkich. Nie miałem co do tego cienia wątpliwości.

– A jeśli ci nie uwierzę?

Duch z uśmiechem zarzucił pętlę na szyję Katy. Krzyknęła.

– Czy to ma jakieś znaczenie?

– Sądzę, że nie.

– Sądzisz?

– Zgadzam się.

Puścił pętlę, która niczym okropny naszyjnik zawisła na szyi Katy.

– Nie zdejmuj jej – polecił. – Mamy godzinę. Przez ten czas patrz na jej szyję, Will, i myśl.

Загрузка...