54

McGuane był zaskoczony.

Zobaczył, jak agenci FBI wpadają do budynku. Tego nie przewidział. Zniknięcie Joshuy Forda miało wywołać zaskoczenie, mimo że zmusili go, by zadzwonił do żony i powiedział jej, że wezwano go poza miasto w jakiejś „delikatnej sprawie”. Ale taka gwałtowna reakcja? Wydawała się przesadna.

Nieważne. McGuane zawsze był przygotowany. Ślady krwi wywabiono nowym utleniaczem, tak że nawet ultrafiolet niczego nie ujawni. Włosy i kawałki tkanek również usunięto, a nawet gdyby jakieś zostały, to co z tego? Nie zamierzał zaprzeczać, że Ford i Cromwell go odwiedzili. Chętnie przyzna, że tak, i powie, że stąd wyszli. Może to udowodnić, bo jego ochrona już zastąpiła oryginalną taśmę spreparowaną, na której Ford i Cromwell opuszczają budynek.

McGuane nacisnął guzik kasujący pliki i formatujący twardy dysk. Niczego nie znajdą. Komputer McGuane'a automatycznie wysyłał pliki przez pocztę elektroniczną. Co godzina przesyłał je do tajnej skrzynki pocztowej. W ten sposób pliki bezpiecznie spoczywały w cyberprzestrzeni. Tylko McGuane znał ten adres. Mógł je odzyskać, kiedy chciał.

Wstał i poprawił krawat. W następnej chwili Pistillo wpadł do jego gabinetu wraz z Claudią Fisher i dwoma innymi agentami. Pistillo wycelował broń w McGuane'a, który rozłożył ręce. Wyznawał zasadę, żeby nie bać się, nigdy nie okazywać strachu.

– Jaka miła niespodzianka.

– Gdzie oni są? – krzyknął Pistillo.

– Kto?

– Joshua Ford i agent specjalny Raymond Cromwell.

McGuane nawet nie mrugnął okiem. No tak, to wszystko wyjaśniało.

– Chce pan powiedzieć, że pan Cromwell jest agentem FBI?

– Chcę – warknął Pistillo. – Gdzie on jest?

– W takim razie zamierzam złożyć skargę.

– Co?

– Agent Cromwell podawał się za adwokata – ciągnął McGuane opanowanym tonem. – Uwierzyłem w to. Zaufałem mu, zakładając, że chronią mnie przepisy regulujące stosunki między klientem a adwokatem. Teraz słyszę, że on jest agentem federalnymi. Chcę mieć pewność, że nic z tego, co mu powie działem, nie zostanie użyte przeciwko mnie.

Pistillo poczerwieniał.

– Gdzie on jest, McGuane?

– Nie mam pojęcia. Wyszedł razem z panem Fordem.

– W jakiej sprawie ich wezwałeś? McGuane uśmiechnął się.

– Wiesz, że nie muszę ci tego wyjaśniać, Pistillo.

Pistillo miał ogromną ochotę nacisnąć spust. Wycelował w środek czoła McGuane'a. Ten zachował niezmącony spokój. Pistillo opuścił broń.

– Przeszukać budynek! – warknął. – Zebrać i opisać wszystkie dowody. Aresztować go. McGuane pozwolił się skuć. Nie zamierzał mówić im o kasecie w kamerze. Niech sami ją znajdą. W ten sposób cios będzie dotkliwszy. Miał jednak świadomość, że nie jest dobrze. Nie brakowało mu tupetu i – jak wspomniano wcześniej – nie był to pierwszy agent federalny, którego zabił, ale mimo woli zastanawiał się, czy czegoś nie przeoczył. Czy nie odsłonił się w jakiś sposób, czy po tylu latach nie popełnił jakiegoś kardynalnego błędu, który miał kosztować go życie?

Загрузка...