— Ktoś czeka na pana, sir, oznajmiła recepcjonistka z Commodore.
Serce Malko zabiło prędzej: oprócz Fajsala Balaui mogli go szukać w hotelu tylko wysłannicy generała el Husseiniego, od którego nie miał żadnej wiadomości przez ostatnie dwa dni.
Po przedniego wieczora jadł jeszcze kolację z Kyley Cam, a potem trafili do jej pokoju.
Ostatecznie wybaczyła Malko jego „gwałt”.
To nie była historia miłosna: łączyli się ze sobą dla higieny i przyjemności, jak dwa samotne, opuszczone zwierzaki.
Kyley potrzebowała bardzo dużo czasu, by osiągnąć rozkosz, zatrzymując Malko w sobie na długo prawie bez ruchu.
Kiedy w końcu doszła, wydawała długi gwizd, jak czajnik, w którym zaczyna wrzeć woda.
Trzymała się z Malko, zwłaszcza, że nudziła się ze swoim kamerzystą, mglistą zjawą, która znikała prawie każdego wieczora, udając się na spotkanie tajemniczych przygód.
Spośród zagranicznych dziennikarzy tylko ona przebywała tak długo w Gazie.
Pozostali korespondenci mieszkali w Jerozolimie i przyjeżdżali do Gazy tylko na dzień lub dwa…
Prawdopodobnie obecność Malko skłoniła ją do przedłużenia pobytu.
Malko zszedł na dół i spotkał tych samych co zawsze wąsaczy, którzy zabrali go do szarego, z całą pewnością opancerzonego BMW, ścigani przez zaniepokojone spojrzenia pracowników hotelowej recepcji.
Po raz nie wiadomo który, samochód ruszył w kierunku „piramidy”.
Przez ponad dwadzieścia minut Malko czekał cierpliwie w pustej sali, mając do towarzystwa taką samą jak zwykle, bardzo gorącą i za mocno osłodzoną herbatę.
Okna sali wychodziły na wypaloną słońcem, raczej przygnębiającą połać ziemi, gdzie stała wielka, porzucona karuzela, w samym środku czegoś, co przypominało cygańskie obozowisko.
Lecz w Gazie nie było Cyganów…
Generał el Husseini wszedł zamaszystym krokiem, z teczką na dokumenty w ręku i jak zwykle nieskazitelny.
Wyglądał na zatroskanego.
— Wczoraj zdarzyło się wiele rzeczy — powiedział od razu.
— Ludzie z Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa zatrzymali wszystkich członków interesującej nas komórki Hamasu.
Zostali zabrani do Tar Elhawa, gdzie poddano ich śledztwu.
Malko nie wierzył własnym uszom.
Co miał oznaczać ten nowy zwrot akcji?
— Co się stało? zapytał.
— Dowiedziałem się — powiedział generał — że tego rozkazu nie wydał Abu Amar. Decyzję podjął Jamal Nassiw.
Ale to nie wszystko.
Przesłuchania zaczęły się jeszcze tego samego wieczora, a on osobiście brał w nich udział.
— Często to robi?
— To zupełny wyjątek.
Nassiw jest bardzo wrażliwy na takie rzeczy.
Potem stało się coś dziwnego.
Około jedenastej wieczorem został przewieziony niespodziewanie do Alshefa Hospital z lekkim atakiem serca.
Okazało się, że choroba nie jest groźna i dziś rano opuścił szpital.
Personel szpitala zauważył, że jego ubranie i buty były poplamione krwią.
Wyglądał na zaszokowanego i nie powiedział ani słowa.
— Co się stało?
— Mogłem się tego dowiedzieć dzięki moim kontaktom w służbie prewencyjnej — powiedział generał.
— Wczoraj wieczorem Nassiw uczestniczył w przesłuchaniach.
A raczej w jednym przesłuchaniu.
W badaniu Mehdiego al Bajuka.
mechanika z garażu Jasera Arafata.
— Człowieka, który nas interesuje?
— zapytał Malko, obawiając się tego, co jeszcze powie generał.
— Tak.
Był torturowany przez samego Nassiwa, który włożył mu głowę w imadło, a potem zaciskał je tak długo, aż w końcu al Bajuk umarł.
— Dlaczego Jamal Nassiw sam go przesłuchiwał?
— Nie wiem, lecz przypuszczam, że doszedł do tego samego wniosku co my: al Bajuk był jedyną interesująca postacią w całej grupie.
— Czy coś powiedział?
— Chyba nie.
Prawdopodobnie Nassiw, nie przyzwyczajony do operowania imadłem, ścisnął za mocno i przez przypadek zabił swoją ofiarę.
Malko nie miał zamiaru ukrywać rozczarowania.
Jeszcze raz prawda przeszła mu koło nosa.
Jedyny człowiek, który mógł powiedzieć, co planowali Izraelczycy, nie żył, a Jamal Nassiw nie zdradziłby agentowi CIA prawdy, oczywiście, jeśli ją znał.
Malko miał tylko jedną satysfakcję.
Od samego początku w całej sprawie została zachowana pewna konsekwencja.
To dobrze, że aby ukryć Mehdiego al Bajuka, Szin Bet nie liczyła się z niczym, postępując zupełnie bezwzględnie.
Niestety, zostało jeszcze wiele znaków zapytania.
— Al Bajuk — zauważył Malko — był chyba zwolennikiem Arafata, jeżeli należał od dawna do Fatahu.
Dlaczego więc do łączył do Hamasu?
— Nie ma w tym niczego dziwnego — wyjaśnił generał el Husseini.
Tutaj wielu ludzi, uznając władzę Arafata, uważa, że jest on zbyt ugodowo nastawiony wobec Izraelczyków i pozwala się oszukiwać.
Wtedy przystępują do Hamasu, który jest po nadto bardziej aktywny społecznie.
Jednak teraz nie ma już prawdziwego rozdżwięku między Arafatem i Hamasem.
Przede wszystkim, odkąd szejk Jassine wszedł w skład palestyńskiego rządu.
— To znaczy — natychmiast zwrócił uwagę Malko — że okrucieństwo Jamala Nassiwa wobec tego nieszczęśnika jest jeszcze mniej zrozumiałe.
— Właśnie.
Z jednym wyjątkiem: jeżeli Nassiw dowiedział się, że miał on powiązania z Izraelczykami i chciał go zmusić do powiedzenia prawdy.
— Jeśli tak jest, na pewno opowie o wszystkim Jaserowi Arafatowi…
— To brzmi logicznie — zgodził się generał.
Malko miał ochotę dowiedzieć się czegoś więcej.
Był tylko jeden sposób, by tego dokonać.
— Czy rodzina tego mechanika również została zatrzymana?
— zapytał.
— Nie, nie sądzę. Dlaczego?
— Czy będziemy mogli złożyć im wizytę?
Chyba, że zepsuje to pana stosunki ze służbą prewencyjną?
Malko specjalnie zrobił to zastrzeżenie, znając nienawiść generała el Husseiniego do Jamala Nassiwa.
Palestyńczyk zareagował natychmiast.
— Pan żartuje! — powiedział sucho.
— To wspaniały pomysł.
Mam teraz krótkie zebranie, a potem pojedziemy.
Proszę tu na mnie zaczekać.
Wyszedł, zostawiając Malko sam na sam z jego myślami.
Była to ostatnia szansa poznania prawdy, nawet jeśli niewielka.
W przeciwnym wypadku nie pozostawałoby mu nic innego, jak wyjechać do Jerozolimy z pustymi rękami.
Dwa auta Mukhabaratu — BMW i samochód terenowy — za trzymały się w wąskiej, bitej uliczce.
Była to dzielnica ludowa i biedna, położona na wschodnim końcu Gazy, w pobliżu nowych budynków, stojących frontem do morza.
Kilku przechodniów rzuciło im zaniepokojone spojrzenia, kiedy policjanci, którzy wcześniej brali udział w śledztwie nad dziwną komórką Hamasu.
prowadzili Malko i generała el Husseiniego do domu gdzie mieszkała rodzina al Bajuka.
Policjant zapukał do drzwi i zamienił kilka słów z kobietą bez wieku ubraną w długą, szarą suknię, w chuście na głowie.
Kobieta patrzyła na niego z przestrachem.
Weszli do ciemnej izby zapełnionej materacami i starymi meblami, z wielkim stołem pośrodku.
Dwoje dzieci siedmio lub ośmioletnich kryło się w kącie.
Kobieta w milczeniu wycofała się w głąb izby, aż do stołu, patrząc z przerażeniem na przybyłych.
Odpowiedziała monosylabami na kilka pytań policjanta.
Generał el Husseini służył Malko za tłumacza.
— Ona jest żoną Mehdiego al Bajuka.
— Czy wie, dlaczego został zatrzymany?
Policjant, nie podnosząc głosu, prowadził dalej swoje przesłuchanie.
Powoli kobieta ośmieliła się trochę i opowiedziała, co się stało.
Generał tłumaczył w miarę, jak mówiła:
— Jej mąż wyszedł wczoraj jak zwykle do pracy. Poszedł piechotą, bo taksówki są za drogie.
Więcej go nie zobaczyła.
Około piątej przyszli do niej ludzie z Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa i przetrząsnęli dom, mówiąc, że szukają broni.
Wyjaśnili jej, że al Bajuk został zatrzymany, ponieważ brał udział w antyrządowym spisku.
Malko zmarszczył brwi.
— W spisku?
— Tak, ten zarzut stawia się często — wyjaśnił generał.
— Po zwala swobodnie przeczesywać teren.
Kobieta podniosła głos, oburzona.
Generał przetłumaczył:
— Mówi, że zabrali tylko ich oszczędności: dwieście szekli schowanych w worku z mąką.
Kobieta pokazała im worek stojący na półce, na którym widać było jeszcze napis UNWRA i wyjaśniła, że co miesiąc do staje produkty spożywcze z ONZ. Bez tego jej rodzina umarła by z głodu.
Malko rozejrzał się po ścianach pokoju.
Zobaczył portret Jasera Arafata oprawiony w ramy, panoramiczne zdjęcie meczetu al Aksa, wycięte z kolorowego magazynu i kilka widoków Ammanu, lecz nie było niczego, co miałoby związek z Hamasem.
Trochę ubrań wisiało na gwoździach wbitych w ścianę.
— Proszę przeszukać dom — polecił generał.
Polecenie zostało błyskawicznie wykonane.
Policjant przetrząsnął najpierw pomieszczenie, w którym się znajdowali, a potem popchnął uchylone drzwi, za którymi ukazało się coś w rodzaju sypialni, z wieloma materacami leżącymi bezpośrednio na ziemi.
Na jednym z nich majaczyła ludzka sylwetka.
Malko podszedł bliżej.
Żona al Bajuka rzuciła się na niego, złapała go za ręce z nie spodziewaną siłą i próbowała zmusić do wyjścia z pokoju, wykrzykując coś przenikliwym głosem.
— To jest jej pierworodna córka, Mażida — przetłumaczył generał.
— Od dwóch lat jest bardzo chora.
Obudzona hałasem dziewczyna otworzyła oczy.
Jej głowę osłaniała biała chusta, ciało natomiast ginęło w fałdach długiej, beżowej sukni.
Malko zobaczył bardzo bladą twarz, czerwone oczy i wystraszone spojrzenie, dobiegające z głębi zapadniętych oczodołów.
Mażida rzeczywiście wyglądała bardzo źle.
Obok niej na ziemi stały dwa białe, prostokątne pudełka z napisem Durogesic. Lekarstwa.
Malko podniósł jedno z nich i obejrzał.
Dziewczyna wyciągnęła wychudzoną rękę, jakby chciała mu wyrwać specyfik, czujna jak zwierzę, które broni swojego pożywienia.
Oddał jej lekarstwo.
Matka zaczęła lamentować jeszcze bardziej.
Generał wyjaśnił:
— Dziewczyna boi się, że zabierzemy plastry, które przynoszą jej ulgę.
Przykleja je na skórę i wtedy mniej cierpi.
Wyciągnięta na materacu Mażida nie ruszała się, ściskając w ręku pudełko, które Malko chciał obejrzeć.
Zawstydzony, że naruszył tę biedną intymność, wycofał się z pokoju.
— Na co jest chora? — zapytał.
— Na raka — odpowiedział el Husseini, po spytaniu matki dziewczyny.
— Bardzo cierpi.
Bóg szybko zabierze ją do siebie.
Typowa, fatalistyczna postawa biedaków.
W Trzecim Świe cie ludzie nadal umierają bardzo młodo.
Policjant, skrępowany, patrzył w ziemię.
To ubogie domostwo w niczym nie przypominało kryjówki terrorystów.
Generał el Husseini i Malko porozumieli się wzrokiem.
Nie mieli tu już nic do roboty.
Trochę później, w samochodzie, który wiózł ich do hotelu, Malko nagle o czymś pomyślał.
— Panie generale — zapytał — czy zna pan jakiegoś lekarza ze szpitala w Gazie?
— Nie, osobiście nie znam.
A dlaczego?
— Obok łóżka tej dziewczyny stały dwa pudełka Durogesicu.
Na opakowaniu był napis: morfina aplikowana przez skórę.
Są to zatem plastry z morfiną, które pozwalają, w przypadku długiej choroby, na podawanie lekarstwa bardziej regularnie niż zastrzyki.
Chciałbym wiedzieć, czy można je dostać w Gazie?
— Zapytam w Alshefa Hospital — powiedział generał.
Wydał polecenie swojemu ochroniarzowi, który natychmiast sięgnął po telefon komórkowy.
Kiedy dojechali do Commodore, jeszcze nie było odpowiedzi.
Generał pojechał dalej, do swojej kwatery głównej, zostawiając Malko z policjantem, który przez cały czas próbował się skontaktować z kimś, kto mógłby udzielić agentowi CIA odpowiedzi na jego pytanie.
Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy policjant dodzwonił się i oddał swoją komórkę Malko.
— This is doctor al Fuakher.
Hę speaks English.
Malko wziął telefon, przedstawił się i zadał pytanie.
Zapewne policjant z Mukhabaratu powołał się na swoją funkcję, gdyż doktor od początku był chętny do współpracy.
— Nie mamy niestety tego lekarstwa — powiedział — znam jednak dobrze Durogesic.
Jest to płynny fentanyl, podawany pacjentom w plastrach w kształcie jaja, z których substancja aktywna przedostaje się do organizmu przez skórę w ciągu siedemdziesięciu dwóch godzin.
To rozwiązanie jest o wiele lepsze niż zastrzyki, lecz kuracja kosztuje dosyć dużo, od trzystu do tysiąca dolarów miesięcznie.
Szpital nie ma wystarczających środków, by kupować Durogesic, a nasi pacjenci są zbyt ubodzy, by za niego samodzielnie zapłacić.
Zaopatrzenie naszego szpitala w leki niemal w całości zależy od ONZ.
Jeżeli znalazł pan Durogesic w Gazie, na pewno został kupiony w Izraelu albo w Europie.
— Czy macie w Alshefa Hospital oddział onkologiczny?
— Tak, oczywiście.
— Mógłby pan wobec tego sprawdzić, czy Mażida al Bajuk została przyjęta na oddział w ciągu ostatnich dwóch lat?
— Oczywiście, ale to trochę potrwa.
Czy mam do pana oddzwonić?
Malko dał mu swój numer telefonu i zwrócił się do policjanta:
— Czy może pan chwilę poczekać?
Doktor zaraz do mnie za dzwoni.
Wciąż nie znał numeru telefonu generała el Husseiniego.
Policjant został w hallu, a Malko poszedł na górę, do swojego pokoju.
Doktor al Fuakher zadzwonił dwadzieścia minut później.
— Rzeczywiście, dokładnie dwadzieścia trzy miesiące temu mieliśmy pacjentkę, która nazywała się Mażida al Bajuk.
Była chora na raka skóry zlokalizowanego w lewym udzie.
Usunęli śmy guz, lecz, niestety, były przerzuty na płuca.
— Czy leczyła się dalej?
— Nie, ponieważ w naszym szpitalu nie mogliśmy jej zaproponować skutecznej kuracji.
Potrzebne byłyby leki hamujące rozwój komórek rakowych, ale jest to terapia wyjątkowo uciążliwa i kosztowna, która może tylko opóźnić rozwój choroby. Zresztą w Alshefa Hospital nie możemy jej zastosować.
Malko podziękował i zszedł do policjanta.
— Muszę natychmiast porozmawiać z generałem el Husseinim.
Policjant zadzwonił do swojego szefa i podał komórkę Malko.
— Rozmowa z doktorem al Fuakher naprowadziła mnie na pewien trop — wyjaśnił generałowi. — Dlatego chciałbym je szcze wrócić z pana człowiekiem do rodziny al Bajuk.
— Oczywiście — zgodził się generał.
— Proszę go dać do telefonu.
Wydam mu polecenia.
Wdowa po Mehdim al Bajuku zaczęła płakać, gdy tylko Malko z policjantem weszli do jej domu.
Malko poszedł do sypialni.
Dziewczyna znowu zasnęła, skulona na materacu.
Pudełka z lekarstwem stały wciąż w tym samym miejscu.
Nagle Malko zobaczył wystającą zza materaca kartkę papieru.
Podniósł ją, rozłożył i doznał wstrząsu.
Znalazł receptę wystawioną na papierze z nagłówkiem Hadassah Hospital w Tel Awiwie.
W państwie Izrael.
Recepta została napisana po angielsku i po hebrajsku.
Malko spróbował ją przeczytać, lecz udało mu się rozszyfrować tylko duże litery w pierwszej linii tekstu: „terapia Maid”.
Receptę wystawiono 17 lipca 2000 roku.
Zadzwonił do doktora al Fuakher i zwierzył mu się ze swojego odkrycia.
— Szpital Hadassah — powiedział lekarz — to najnowocześniejsza klinika, gdzie wypróbowuje się najnowsze terapie przeciwko nowotworom.
Jego prace finansuje amerykańska fundacja.
Przyjmują tam oczywiście tylko Izraelczyków.
— A co to jest „terapia Maid”?
— Chodzi o zabieg chemioterapii, stosowany w celu po wstrzymania przerzutów. Leki hamujące rozwój komórek nowotworowych dają czasami bardzo przykre skutki uboczne: osłabienie, wymioty; podawane są dożylnie, w formie kroplówki, w regularnych odstępach czasu, zwykle przez całe cztery tygodnie.
Nie rozumiem, skąd pacjentka ma tę receptę.
Malko jednak zaczynał rozumieć.
Na pewno nie z dobroci serca izraelscy lekarze pozwolili wziąć udział w kuracji wyjątkowo drogiej i skomplikowanej, młodej, biednej Palestynce z Gazy.
Malko wrócił do dużego pokoju i pokazał receptę policjantowi.
Smutna wdowa po Mehdim el Bajuku milczała, pełna dezaprobaty.
— Proszę ją spytać, skąd się wzięła ta recepta — powiedział Malko do policjanta.
— Nie wie — Palestyńczyk przetłumaczył odpowiedź wdowy.
— Czy jej córka była kiedyś w Izraelu?
— Nigdy — brzmiała odpowiedź.
Malko zdecydował, że będzie podły. Dla dobra sprawy.
— Proszę ją uprzedzić, że jeśli nie powie nam prawdy, będziemy musieli zabrać dziewczynę.
Wdowa natychmiast dostała prawdziwego ataku histerii — zaczęła krzyczeć, trząść się, wznosić ręce do nieba, wzywając Boga na pomoc.
Mażida, którą obudził hałas, weszła do pokoju cała drżąca, a jej wielkie, czarne oczy były pełne lęku.
— Niech pan spróbuje z nią porozmawiać — powiedział Mal ko do policjanta.
— Musi nam powiedzieć prawdę.
Policjant zaczął je przywoływać do rozsądku i powoli obie kobiety uspokoiły się.
Potem matka Mażidy zaczęła swoją opowieść, mniej więcej uporządkowaną.
Przed dwoma laty lekarze z Gazy wykryli u Mażidy raka uda.
Niestety, po operacji okazało się, że nie mogą dla niej nic więcej zrobić.
Wtedy, jeszcze przed wybuchem intifady, Mehdi al Bajuk zabrał córkę do Tel Awiwu, żeby ją zbadali izraelscy lekarze.
Mógł to zrobić dzięki pomocy przedstawiciela ONZ, zajmującego się rozdzielaniem produktów spożywczych wśród Palestyńczyków w Gazie.
Lekarze z Tel Awiwu potwierdzili diagnozę, dodając, że lekarstwa, które mogłyby opóźnić rozwój choroby, są bardzo drogie i można je przepisać za darmo tylko Izraelczykom…
— Co było potem? — naciskał Malko.
Po krótkiej przerwie wdowa al Bajuk opowiadała dalej drżącym głosem.
W lipcu 2000 roku wysłannik ONZ, który ułatwił pierwszą wizytę Mażidy w izraelskim szpitalu, odszukał Mehdiego al Bajuka i zaproponował mu kolejny wyjazd do Tel Awiwu, po nieważ izraelscy lekarze zainteresowali się przypadkiem jego córki.
Ojciec zabrał więc Mażidę do Hadassah Hospital, gdzie przyjęto ją z otwartymi ramionami.
Spędziła tam czterdzieści osiem godzin, dostała również wskazówki co do dalszej kuracji oraz lekarstwa, które przywiozła do Gazy.
Po powrocie jej stan od razu zaczął się poprawiać.
— W jaki sposób przyjmuje te lekarstwa?
— spytał Malko, chcąc się przekonać, na ile szczera jest wdowa al Bajuk.
Kobieta znikła natychmiast w sypialni i przyniosła urządzenie do podawania kroplówek: metalowy pręt z przymocowanym do niego szklanym pojemnikiem, z którego wychodziła rurka zakończona igłą.
Z pomocą tego urządzenia można było robić zastrzyki dożylne.
— Ojciec robił jej tym zabieg raz w miesiącu — wyjaśniła Palestynka.
Wszystko co mówiła, potwierdzało informacje, które Malko zdobył od doktora al Fuakhera.
— Skąd braliście lekarstwo do tego urządzenia?
— zapytał.
Tego wdowa al Bajuk nie wiedziała.
Po chwili milczenia po wiedziała coś płaczliwym głosem.
— Pyta, skąd ma wziąć następne porcje leku — przetłumaczył policjant.
— Za niecałe dwa tygodnie trzeba go znowu podać.
W przeciwnym razie Mażida będzie cierpiała i umrze.
Malko starał się opanować wzruszenie.
Dwie Palestynki wbiły w niego błagalne, zrozpaczone spojrzenia.
Ostatni element układanki właśnie trafił na swoje miejsce.
Mehdi al Bajuk, nieszczęsny bojownik Hamasu, został zwerbowany przez Szin Bet, która zaproponowała mu następującą transakcję: życie córki w zamian za „współpracę”.
Skromny mechanik samochodowy znalazł się mimowolnie w samym środku brutalnej manipulacji.
Po to, by uniemożliwić dotarcie do niego, Szin Bet rozpoczęła swoją krwawą krucjatę…
Zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, Marwan Rażub wpadł na zbyt „gorący” trop.
Izraelczycy zamordowali go, żeby nie mógł prowadzić swojego śledztwa.
To było jasne, lecz pozostało jeszcze wiele pytań bez odpowiedzi.
Na czym polegała rola Jamala Nassiwa?
Dlaczego osobiście zabrał się do przesłuchiwania al Bajuka?
I czy śmierć biednego mechanika była naprawdę przypadkowa?
W każdym razie w tym domu Malko nie mógł się dowiedzieć niczego więcej.
Mehdi al Bajuk był tylko pionkiem w grze i zabrał swoją tajemnice do grobu…
Kiedy Malko i policjant ruszyli do wyjścia, Mażida zapytała o coś nieśmiało.
— Pyta, kiedy znowu zobaczy swojego ojca — przetłumaczył policjant.
— Wkrótce nie będzie już miała lekarstwa i nie wie, w jaki sposób maje zdobyć.
Malko poczuł, jak coś ściska go za gardło i powiedział bez zastanowienia:
— Nic jej nie mogę powiedzieć na temat ojca, lecz przyrzekam, że lekarstwo każę przysłać najszybciej jak się da.
— Chukran, chukran — zamruczały obie kobiety.
Malko wychodził z ich domu ze ściśniętym sercem.
Jeszcze raz niewinny człowiek stał się pionkiem w rozgrywce wielkich tego świata. Mehdi al Bajuk, chcąc przedłużyć życie swojej córki, został zabity w okrutny sposób.
Malko był coraz bardziej przekonany, że Izraelczycy, za pośrednictwem Jamala Nassiwa, świadomie poświęcili mechanika, by nie pozwolić mu mówić. Wydawało się to niepojęte.
Martwy al Bajuk nie mógł już być w żaden sposób przydatny dla Izraelczyków.
Lecz skoro go po święcili, to znaczy, że jego rola się skończyła.
Tylko na czym polegała?
Wnioski narzucały się same.
Mehdi al Bajuk był tylko trybikiem, mającym wprawić w ruch piekielną machinę, która wciąż pracowała.
Trzeba ją było rozmontować, za wszelką cenę.
— We go to see general el Husseini — powiedział Malko.
Dziękujemy.