Dla generała el Husseiniego zaczynały się złe dni, kiedy wszedł do salonu, gdzie Malko czekał na niego od prawie pół godziny.
To on poprosił Malko o spotkanie.
Przyniesiono im jak zawsze herbatę i szef Mukhabaratu oznajmił:
— Wracam z al Muntada. Rozmawiałem z Abu Amarem.
Prosił, by podziękować Amerykanom za ich troskę o niego.
Kazałem sprawdzić, za pomocą badania elektronicznego, pięć sa mochodów, których systematycznie używa.
Niczego nie znaleziono. Nie wiem, co jeszcze można zrobić.
— Czy wtajemniczył pan Arafata we wszystko?
— Tak — potwierdził generał.
— Nie mam prawa ukrywać przed nim tak poważnych informacji.
— Powiedział pan również o Jamalu Nassiwie?
— Powiedziałem o wszystkim. Także o pańskich podejrzeniach.
— Co zamierza teraz zrobić?
— Nic. Mamy takie przysłowie, że jeśli usiądziesz na brzegu rzeki, zobaczysz w końcu, jak woda niesie trupa twojego wroga…Nie mamy żadnych dowodów. Lecz Abu Amar wyciągnie z tego konsekwencje.
Teraz już wie o wszystkim. Dziękuje panu, że pan chciał zaryzykować.
Na zawsze zostanie pan naszym przyjacielem.
Lecz w tej chwili nie wiem, co można jeszcze zrobić.
Myślę, że Izraelczycy czegoś próbowali, ale musieli zrezygnować i odwołali swoją operację.
Malko wypił trochę słodkiej jak ulepek herbaty.
Kiedy tu przyszedł, postanowił przedstawić el Husseiniemu swoją ostatnią hipotezę, którą stworzył zaledwie kilka godzin wcześniej.
Uznał jednak, że na razie jest ona tylko konstrukcją teoretyczną.
Generał był pragmatykiem: chciał konkretów.
Dlatego Malko musiał przedłużyć swój pobyt w Gazie przynajmniej o kilka dni. Nie chciał wracać do Izraela z pustymi rękami.
Sprzymierzeńcy CIA próbowali go przecież zlikwidować, przynajmniej dwa razy.
— Zostanę tu jeszcze dzień albo dwa — powiedział.
Generał Husseini zapisał numer swojego telefonu na wizytówce i wręczył ją Malko.
— To jest numer mojej komórki. Daję go bardzo rzadko.
Może pan mnie znaleźć pod tym numerem o każdej porze dnia i nocy.
Dwaj mężczyźni długo ściskali sobie ręce.
Potem generał odprowadził swojego gościa do windy.
Zapewne dla niego sprawa była skończona.
BMW odwiozło Malko do Commodore.
Umówił się z Kyley Cam, że zje z nią kolację, a do tego czasu miał tylko jedną rzecz do zrobienia: myśleć.
Wchodząc do al Deira, Malko prawie się zderzył ze Stanem, kamerzystą australijskiej dziennikarki.
— Szuka pan Kyley? — zapytał.
— Tak.
— Pojechała do telewizji palestyńskiej, załatwić dla nas studio.
Chce je mieć na konkretną godzinę.
Ma pan ochotę na kieliszek?
— Czemu nie?
Nie chciał wracać do Commodore.
Usiedli na zewnątrz, przodem do morza i zaczęli gawędzić o tym i o owym.
Tego wieczora Stan był wyjątkowo wylewny.
Malko szybko dowiedział się dlaczego.
— Koniec! — oznajmił kamerzysta.
— Wracam do Australii natychmiast, jak skończę robotę tutaj.
I długo mnie tu nie zobaczą.
— Nie lubi pan Środkowego Wschodu?
Australijczyk miał pełen niesmaku wyraz twarzy.
— Jedzenie jest marne, wszędzie jest drogo, a ludzie w Jerozolimie są niesympatyczni. W Tel Awiwie jest przynajmniej morze.
Nie jestem taki jak Kyley, która zażądała, by ją wysłali do tego gównianego kraju. Lecz w jej przypadku to zrozumiałe: jest Żydówką.
Malko myślał, że się przesłyszał.
Pomysł, że Kyley Cam jest Żydówką nigdy nie przyszedł mu do głowy.
— Jest pan pewien?
— Całkowicie — potwierdził kamerzysta.
— Pochodzi z rodziny, która uciekła z Europy po Holokauście i zamieszkała w Sydney. Jej ojciec był lekarzem.
Przyjeżdżała tu już wiele razy jako turystka. Zresztą miała przygodę z Izraelczykiem, który przyjechał zobaczyć się z nią do Australii.
Piękny facet — po wiedział z nutką zazdrości…
— Niech pan spojrzy!
Jest Kyley!
Dziennikarka przeszła przez taras, uściskała Malko i rzuciła się na krzesło.
— Załatwione — powiedziała do Stana — będziemy mieli transmisję jutro rano.
Biorąc pod uwagę różnicę czasu w Australii, nie było to łatwe.
Dziś wieczór jestem pewna, że się udało.
Odwróciła się do Malko i spytała:
— Gdzie dziś zjemy kolację?
Jakby miał wybór…
— W porcie jest restauracja rybna — powiedział.
— Będzie to jakaś odmiana.
— OK. pójdę się przebrać.
— Wydaje mi się, że Stan ma spotkanie — powiedział Malko.
— Czy mogę pójść z panią?
— Oczywiście — powiedziała.
— Skoro tak, powie mi pan, co powinnam założyć.
Weszli razem na górę i Malko usiadł przed telewizorem.
W tym czasie Kyley brała prysznic.
Nie przyszedł do niej bez powodu.
Jak tylko usłyszał szum wody w łazience, podszedł do płóciennej kurtki młodej kobiety i przetrząsnął kieszenie.
Szybko znalazł dwa telefony komórkowe.
Jednego z nich, nokii, używała na co dzień.
Drugim była motorola. Wyłączona.
Malko na próżno usiłował ją uruchomić.
Musiał to być telefon, który — jak sądziła Kyley — zadzwonił poprzedniego dnia. Ponieważ jednak oboje wyjechali na spotkanie w centrum kultury z al Muntada, Australijka musiała zostawić swoją nokię w wartowni, razem z telefonami innych dziennikarzy.
Tuż przed wyjściem Kyley z łazienki, schował motorolę do swojej kieszeni.
Młoda kobieta była rozpromieniona, sexy, oczy miała pełne radości.
Przytuliła się do niego, owinięta w ręcznik i powiedziała, podnosząc do góry głowę:
— Będziesz mnie pieprzył dziś wieczorem?
Malko zapewnił ją, że taki właśnie miał zamiar.
Kyley zabrała ze sobą tylko torebkę wieczorową, zostawiając w pokoju kanadyjkę. Malko myślał tylko o motoroli leżącej na dnie jego kieszeni.
Miał mało czasu, żeby sprawdzić swoją hipotezę, więc będzie musiał improwizować. Poszli pieszo w kierunku Commodore.
Restauracja rybna była obok.
Oprócz czterech mężczyzn, którzy siedzieli w kącie i grali w karty, w środku nie było nikogo. Usiedli i jakoś zamówili: kelner mówił trochę po angielsku. Nagle Malko włożył rękę do kieszeni i wykrzyknął:
— Shit!
Zostawiłem pieniądze w pokoju. I zanim Kyley zdążyła cokolwiek powiedzieć, wstał.
— Zaraz wracam — rzucił w jej stronę.
Kiedy tylko wyszedł z restauracji, wykręcił numer telefonu komórkowego generała el Husseiniego.
Modlił się, żeby nie był na służbie.
I stał się cud: po czwartym sygnale Palestyńczyk odezwał się.
— Przepraszam, że pana niepokoję o tej porze — powiedział Malko — ale chyba znalazłem klucz do naszego problemu.
Czy może pan kogoś przysłać, żeby zabrał paczkę z recepcji hotelowej?
Dołączę do niej kilka słów wyjaśnienia.
— powiedział tylko szef Mukhabaratu.
Malko wpadł do recepcji hotelowej, poprosił o kopertę.
wsunął do niej Motorolę i dodał kilka słów wyjaśnienia.
Na kopercie napisał nazwisko generała, pewien, że nikt nie będzie próbował jej otworzyć…
Kiedy wrócił do restauracji, Australijka zajadała właśnie oliwki.
O dziewiątej wieczorem Szlomo Zamir był jeszcze w swoim biurze, chociaż nie miał nic specjalnego do roboty.
Nie miał ochoty wrócić do domu, do dzieci, do żony, do telewizora, do hałasu, który przeszkadzał mu myśleć.
Czuł się dziwnie.
Teraz, kiedy operacja „Gog i Magog” była w toku i nie pozostawało mu nic, oprócz czekania, zaczął zadawać sobie pytania.
Zajęty problemami operacyjnymi, nie miał czasu, by myśleć o przy szłości.
Teraz mógł się zastanowić i dlatego ogarniał go lęk.
Gdyby to tylko od niego zależało, podniósłby słuchawkę telefonu, żeby wszystko odwołać. Nagle uświadomił sobie, że otwierając puszkę Pandorry, może uwolnić siły, których nikt nie będzie w stanie opanować.
Jednak zawsze był posłuszny i nie miał zwyczaju sprzeciwiać się rozkazom swoich przełożonych.
W końcu zgasił lampę i wyszedł z biura.
Zakotwiczony w niej tak mocno, jak to było możliwe, Mal ko widział w lustrze zielone oczy Kyley.
Przywierał całym swoim ciałem do ciała młodej kobiety, z penisem mocno wbitym między jej pośladki.
Zaczynała lubić ten sposób uprawiania miłości.
Ryba, którą zjedli na kolację, przynajmniej raz była znakomita i nawet bez alkoholu posiłek był niezły.
Potem znaleźli się w pokoju Malko.
Australijka robiła wrażenie wyjątkowo podnieconej, jakby piła.
Zażądała od Malko, byjąpieścił, zanim weźmie ją na wszystkie sposoby, „jak dziwkę”, dodała ze swoim dziwnym akcentem.
Malko miał wrażenie, że po raz pierwszy w życiu pozwoliła sobie na fantazje erotyczne.
Teraz, przywiązana do łóżka, z rozsuniętymi nogami, bawiła się w gwałt.
Malko leżał na niej i nigdy nie kochał się z nią tak wspaniale jak teraz, chociaż duchem przebywał daleko od tego pokoju i musiał uważać, by podniecenie go nie opuściło.
Kyley wygięła biodra, żeby mocniej poczuć w sobie jego członek i jęczała za każdym razem, kiedy przygważdżał ją do łóżka.
Dzwonek telefonu komórkowego Malko zabrzmiał jak grz mot.
— Och, nie!
Nie odbieraj — błagała Australijka — właśnie do chodzę!
— Muszę! — powiedział Malko.
Wyrwał się jej i poszedł odebrać telefon.
Nadąsana Kyley trzymała głowę w dłoniach.
— To ja — odezwał się poważnym głosem generał el Husseini.
— Do kogo należy przedmiot, który pan mi przysłał?
Po brzmieniu jego głosu Malko poznał, że w końcu trafił w sedno.
Natychmiast minęło całe podniecenie i jego członek opadł.
— To nie jest komórka — mówił generał.
— Zawiera nadajnik radiowy o wyjątkowej częstotliwości, z jakiej nie korzystają sieci telefoniczne.
Nadajnik wysyła sygnał, bardzo krótki i mocny.
Tego rodzaju przyrządów Izraelczycy używają do wybuchów na odległość.
Malko patrzył na wygięty łuk bioder Kyley z odrobiną żalu.
— Czy może pan być w Commodore za pół godziny?
— zapytał. — Przedstawię panu właścicielkę tej komórki.
— Przyjadę — obiecał generał.
Malko przerwał połączenie.
Ponieważ w pokoju był cicho włączony telewizor, Australijka nie mogła słyszeć rozmowy.
Malko znowu wyciągnął się na niej.
— Kto to był?
— Moje biuro w Nowym Jorku.
Pytają, kiedy wrócę.
— Kiedy wyjedziesz z Gazy?
Uśmiechnął się.
— Teraz to zależy od ciebie.
Z całą pewnością Kyley w najmniejszym stopniu nie domyślała się, czym się Malko naprawdę zajmuje.
W zetknięciu z ciepłym i jędrnym ciałem jego członek bardzo szybko się naprężył. Kiedy znowu znalazł się między jej pośladkami, Kyley wyrwał się jęk rozkoszy.
— Mam wrażenie, że stałam się dziwką.
I że nigdy się na prawdę nie kochałam, zanim cię poznałam.
W końcu Malko oderwał się od Australijki i położył się obok niej na łóżku.
Długo przyglądał się młodej kobiecie.
Widząc jego wyraz twarzy, zapytała:
— O co chodzi?
— Chciałbym cię o coś zapytać.
Zaśmiała się.
— O moich dawnych kochanków? Moje kangury, jak mówicie.
— Nie, o ciebie.
— Go ahead!
— Jesteś Żydówką, prawda?
Zobaczył, jak źrenice Kyley pokrywają się mgiełką.
Przyjęła cios. Potem zebrała się w sobie i powiedziała prawie normalnym głosem:
— Tak, oczywiście.
Dlaczego pytasz? Nie lubisz Żydów?
— Nie mam nic przeciwko nim.
Chciałbym wiedzieć, dlaczego nalegałaś, by twoi szefowie kazali ci pojechać do Jerozolimy. Przede wszystkim już tutaj byłaś, po drugie domagałaś się, żeby cię tutaj wysłali.
— Kto ci to powiedział?
— Stan, kamerzysta.
— Tak. I co z tego?
To moje życie.
— Co robisz w Gazie?
Dziennikarka zachmurzyła się i zapytała sucho, z całą pewnością zmieszana:
— Dlaczego mi zadajesz te wszystkie pytania?
Co cię to obchodzi?
Nagle ich porozumienie seksualne uleciało, jak bańka mydlana.
— Kyley — powiedział Malko — musisz mi powiedzieć prawdę.
Jeden z twoich telefonów komórkowych naprawdę jest nadajnikiem radiowym, służącym do odpalania ładunków wybuchowych na odległość.
Jesteś przez cały czas blisko Arafata, ponieważ czekasz na odpowiedni moment, by zrobić użytek z tego urządzenia.
Wczoraj wydawało ci się, że możesz to zrobić.
Wtedy kiedy mi powiedziałaś, że słyszysz sygnał swojej komórki.
Australijka przez kilka chwil trwała nieruchomo w milczeniu, a potem wybuchła:
— Co to za historia z komórką?
Gdzie ona jest?
— W rękach generała el Husseiniego, szefa Mukhabaratu.
Kyley wyglądała, jakby uderzył w nią piorun.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem, przestrachem i nienawiścią jednocze śnie. Teraz już Malko był pewien, że nigdy nie podejrzewała, jaki jest jego prawdziwy zawód.
Zresztą do wczoraj, z wzajemnością.
Oboje, wykonując swoje zadania, próbowali po prostu połączyć przyjemne z pożytecznym. Nawet jeśli Szin Bet dowiedziała się o ich związku — co nie było prawdą — nie mogła ostrzec młodej kobiety bez zwracania na nią uwagi.
Kyley Carn odzyskała w końcu głos i zapytała:
— Kim pan jest?
— Jestem agentem CIA — powiedział Malko.
— Przyjechałem do Gazy specjalnie po to, by prowadzić śledztwo na temat próby zamordowania Jasera Arafata.
Młoda kobieta zbladła.
Potem natychmiast się podniosła, naga, trzęsąc się z wściekłości i rzuciła:
— Pan jest zupełnie szalony!
Nie wiem, o czym pan mówi…
Błyskawicznie się ubrała.
Malko pozwolił jej na to.
Kiedy chciała wyjść z pokoju, powiedział:
— Ludzie generała el Husseiniego są na dole.
Czekają na panią.
Myślę, że powinna pani wysłuchać, co chcę powiedzieć.
W przeciwnym razie spotka panią coś bardzo nieprzyjemnego.
Australijka zatrzymała się przy drzwiach bez ruchu, z płonącym spojrzeniem. Jeszcze raz spróbowała zablefować:
— Zupełnie nie rozumiem, o czym pan mówi…
— Chcę pani coś zaproponować.
Wiem, że Izraelczycy chcą zabić Jasera Arafata.
Razem z palestyńskimi służbami bezpieczeństwa udało mi się częściowo uniemożliwić ich spisek. Pani może nam zdradzić resztę.
Jeżeli powie mi pani o wszystkim, co chcę wiedzieć, za godzinę wyjedzie pani do Izraela i nic się pani nie stanie. Jeżeli pani odmówi, generał el Husseini każe swoim ludziom sprawdzić, co pani wie, a ja nie będę mógł wtedy już nic dla pani zrobić.
Młoda kobieta stała przez kilka chwil w milczeniu, a potem wybuchła:
— Jest pan podły!
— Oboje jesteśmy profesjonalistami — odpowiedział Malko.
— Pani odpowiedź brzmi „tak” czy „nie”?
Zejdę z panią na dół.
Będzie pani miała czas do zastanowienia.
Przez cały czas, kiedy się ubierał, Kyley Cam czekała bez słowa, jakby jej ktoś zakleił usta.
W końcu ich spojrzenia spotkały się i Australijka spytała słabym głosem:
— Co pan chce wiedzieć?
— Jaka była pani rola?
Przełknęła ślinę.
— Najpierw musiałam czekać na sygnał z Jerozolimy.
— Jaki sygnał?
— Telefon z wiadomością, że pora wracać.
— A potem?
— To miało znaczyć, że mogę wkroczyć do akcji.
Kiedy zobaczę Jasera Arafata wsiadającego do mercedesa z numerem 0005, miałam wysłać impuls elektryczny, wciskając guziki telefonu komórkowego, który pan mi ukradł.
— Dużo pani ryzykowała…
— Obiecywano mi, że nie.
Wybuch miał nastąpić z pewnym opóźnieniem.
Mówiła szybko, ze spuszczoną głową.
Malko wewnętrznie tryumfował.
Brakowało mu już tylko zupełnie maleńkich kawałków układanki.
Operacja Szin Bet była sprytnie poskładana z poszczególnych akcji, których wykonawcy się nie znali.
Dobra robota.
— Czy dostała pani sygnał?
— Tak — powiedziała bardzo cicho.
— Wczoraj.
— Wczoraj Arafat przyjechał mercedesem z numerem 0004.
Dlaczego próbowała pani działać?
— Pomyliłam się — wyznała Kyley.
— Najpierw wydawało mi się, że widzę numer 0005.
— Nie przeszkadzało pani, że będzie to morderstwo z zimną krwią?
Spojrzenie dziennikarki stwardniało.
— Arafat jest terrorystą.
Chce wrzucić Żydów do morza. Jak naziści.
Nie warto dyskutować z fanatykami.
— I ostatnie pytanie — powiedział.
— Czy Stan, kamerzysta wiedział kim pani jest?
— Ten mydłek! Nie, oczywiście, że nie.
— Dobrze. Chodźmy.
Stojąc naprzeciwko siebie w windzie, nie zamienili ani słowa.
Czterej goryle generała el Husseiniego czekali w hallu.
Je den z nich, który znał Malko, podszedł i powiedział przyciszonym głosem:
— Generał jest na zewnątrz, w swoim samochodzie…
— Niech pani na mnie poczeka — powiedział Malko do Kyley Cam.
El Husseini, widząc Malko, wysiadł z BMW.
Agent CIA przeszedł od razu do rzeczy:
— Mercedes Jasera Arafata z numerem rejestracyjnym 0005 jest pułapką. Są w nim materiały wybuchowe. Nie wiem, jak się tam dostały.
Miała je zdetonować Kyley Cam, australijska dziennikarka, w rzeczywistości agent Mosadu. Zawarłem z nią układ: powiedziała mi o wszystkim pod warunkiem, że na tychmiast każe ją pan odwieźć do Erezu, nie wyciągając wobec niej żadnych konsekwencji.
Generał el Husseini milczał przez chwilę, a potem rzekł bez namiętnym głosem:
— Brawo! Niech jedzie.
Sam ją zawiozę. Czy chce pan także pojechać?
— Nie — powiedział Malko.
Zrobił wystarczająco dużo jak na jeden wieczór i czuł, że jest zupełnie wyczerpany. Gdyby Kyley Cam nie chciała połączyć przyjemnego z po żytecznym, decydując się na przygodę miłosną z nim, musiałby wyjechać z Gazy z pustymi rękami.