Słońce padało teraz na szyby jadalni prawie równolegle i JeffO’Reilly wstał, żeby zaciągnąć zasłonę.
Po drugiej stronie promenady Herbert Samuel plaża była czarna od ludzi.
Malko zamoczył usta w swoim Otardzie Xo, zaintrygowany opowiadaniem szefa rezydentury.
Izraelczycy często uciekali się do morderstwa, by rozwiązać swoje problemy, lecz robili to zawsze w sposób przemyślany.
Jeśli więc Szin Bet była odpowiedzialna za śmierć majora Rażuba, nasuwały się dwa wnioski: chodziło o sprawę ważną dla służb bezpieczeństwa Izraela, a rozkaz musiał zostać wydany przez premiera.
Izraelski aparat do zabijania był bezlitosny, lecz zdyscyplinowany.
Jeff O’Reilly usiadł, wypił trochę Otarda Xo, wyjął z kieszeni zapalniczkę marki Zippo, z wygrawerowanym na niej skrótem CIA, wziął małe cygaro z pudełka stojącego na stole i zapalił.
Czerwona lampka nad drzwiami jadalni pokazywała, że pod żadnym pozorem nie wolno im przeszkadzać, a telefon komórkowy milczał.
Biorąc pod uwagę różnicę czasu, było mało prawdopodobne, że zadzwonią z Waszyngtonu, gdzie była dopiero siódma rano…
— Tydzień po zamordowaniu Marwana Radżuba przyszła do mnie, przysłana przez konsula, sekretarka z biura wizowego, Maureen Ascot, która od dwóch lat pracuje w Tel Awiwie…
Opowiedziała mi niepokojącą historię.
Miała izraelskiego kochanka, którego poznała w Upgrade Fitness, centrum sportowym w pobliżu ambasady.
Ten młody człowiek nazywał się Odir Aszdot.
Widywali się regularnie.
Nie wdając się w szczegóły, Aszdot powiedział jej, że jest urzędnikiem.
Zresztą było jej to obojętne, ponieważ nie interesuje się polityką.
— Czy pan wie, co się dzieje z tym związkiem?
Amerykanin uśmiechnął się.
— Nie, nie mamy obowiązku zajmować się życiem seksualnym urzędników z ambasady.
Ta dziewczyna nie ma żadnego kontaktu z „delikatnymi” informacjami.
Po za tym, na podstawie tego, co mówiła, można sądzić, że na początku ten młody człowiek miał na celu tylko przygodę czysto erotyczną.
— Dlaczego chciała pana widzieć?
— spytał Malko — Była bardzo zakłopotana i przestraszona.
Powiedziała mi, że poprzedni wieczór spędziła ze swoim przyjacielem.
Zjedli kolację w Cafe Basel, a potem pojechali do niej oniej, do jej studio, ponieważ on mieszkania na północy, na samym końcu miasta.
Wyglądał na bardzo wzburzonego.
Pod koniec spotkania wyznał jej, że pracuje w sekcji Szin Bet, której powierza się najdelikatniejsze operacje, chciał też koniecznie, by umożliwiła mu spotkanie z kimś z nas.
— Z ambasady?
— Nie, z Agencji.
Dodał, że ma ważne informacje do przekazania.
Malko zmarszczył brwi.
— Zdrajca, czy prowokator?
Amerykanin pogładził swoją brodę.
— Nie dowiemy się tego.
Gdy mnie wprowadzono w tę historię, zgodziłem się spotkać z Odirem Aszdotem.
Wiele nie ryzykowałem.
Zainteresowała mnie jego przynależność do jednostki specjalnej.
Umówiłem się z tym chłopcem za dwa dni tutaj, w moim biurze.
Oczywiście dopiero wtedy, gdy dostałem zielone światło z Langley.
Miałem zamiar go przyjąć w obecności mojego zastępcy Tima Robbinsa.
— Nie przyszedł?
— Nie.
— Zmienił zdanie?
— Do dziś nic o nim nie wiemy.
Maureen Ascot nigdy więcej go nie zobaczyła.
Oczywiście najpierw miała do niego pretensje, potem się zaniepokoiła.
Nie miała nawet jego numeru telefonu.
ani stacjonarnego, ani komórkowego, bo zawsze on do niej telefonował.
Dwa dni później ktoś zadzwonił do niej w imieniu Odira, tłumacząc, że chłopak musiał się wybrać w podróż poza granice Izraela i skontaktuje się z nią po powrocie.
Od tej pory nie dostała od swojego przyjaciela żadnej wiadomości.
— To dziwne — przyznał Malko.
— Nie ma pan żadnego innego ogniwa?
— Mam. Przez zwykły przypadek.
Była tutaj ekipa T.D, przejazdem w Izraelu, żeby przeprowadzić „deratyzację” naszych pomieszczeń.
Dla pewności poprosiliśmy ich o zbadanie studio Maureen Ascot. I nie zawiedliśmy się!
W jej elektronicznym budziku znaleźliśmy bardzo skomplikowany zestaw, zawierający miniaturowy mikrofon i nadajnik.
Inaczej mówiąc, wszystko, o czym mówiło się w tym pokoju, było podsłuchiwane.
— Przez Szin Bet?
— Oczywiście!
I to bez wiedzy tego chłopca.
Służba bezpieczeństwa wewnętrznego musiała odkryć jego związek z Amerykanką, albo powiedział im o tym, więc przedsięwzięli środki ostrożności.
Zapewne mając nadzieję, że zdobędą jakieś informacje.
Lecz to oznacza, że wiedzieli o jego zamiarze spotkania się ze mną.
— I zapobiegli temu.
Nie można go odszukać?
— Nie można. Jesteśmy w Izraelu.
Wszystko, co dotyczy bezpieczeństwa, objęte jest tajemnicą.
Ten chłopiec mógł nawet nie używać własnego imienia.
— To znaczy — stwierdził Malko — że Szin Bet usiłowała któremuś z was przekazać informacje.
— Wszystko na to wskazuje — powiedział szef placówki CIA.
— Nawet jeżeli niczego nie oczekiwałem.
Jest jeszcze jeden element tej układanki.
Trzy dni przed śmiercią Marwana Rażuba nasza sekcja podsłuchów zarejestrowała krótką rozmowę dwóch osób.
których, niestety, nie udało się zidentyfikować.
Było to połączenie między kwaterą główną Szin Bet w północnej części miasta i biurem premiera w Jerozolimie.
Jakiś nie znany rozmówca z Szin Bet oznajmił swojemu, także nieznanemu nam interlokutorowi, że mają problemy z „Gogiem i Magogiem”.
— Co to jest?
— Well — powiedział JeffO’Reilly — musi chodzić o kryptonim jakiejś tajnej operacji.
— Dziwna nazwa.
— Nie dla Żydów.
Gog i Magog to odpowiednik naszego Armagedonu, biblijna walka dobra ze złem.
— I co pan o tym sądzi?
— Nie wiem — wyznał szef rezydentury CIA.
— Gdyby nie to, że rozmowa została przeprowadzona na linii specjalnej, nie musiałoby chodzić o nic ważnego.
Lecz w tej sytuacji zbieram wszystkie możliwe informacje.
— To znaczy — podsumował Malko — obawia się pan, że Szin Bet może właśnie przygotowywać jakąś operację i bardzo jej zależy, żebyście się o tym nie dowiedzieli.
Amerykanin westchnął.
— Nie zamierzam się wtrącać w ich sprawy, lecz nie chciał bym, żeby chodziło o coś, co postawi nas, Amerykanów, wobec, sytuacji nie do zaakceptowania.
Zabójstwo Marwana Rażuba i zniknięcie tego agenta Szin Bet w chwili, gdy był gotów przekazać nam informacje, to bardzo niepokojące sygnały.
Dlaczego Izraelczycy zadali sobie tyle trudu, żeby nas trzymać na uboczu? Jesteśmy ich sprzymierzeńcami.
— O co może im chodzić?
Szef rezydentury CIA wykonał gest pełen rezygnacji, — Nie mam najmniejszego pojęcia.
Jedyny trop jaki mamy, prowadzi do Odira Aszdota, przyjaciela Maureen Ascot, która ma jego adres.
Gdyby można było pociągnąć ten wątek…
Może Szin Bet miała ważne powody, o których nie chciała nam mówić, by wyeliminować Marwana Rażuba.
Może ten agent Szin Bet jest rzeczywiście w podróży.
— To nie jest normalne, że agent Szin Bet zdradza — zauważył Malko.
— Wiem.
W każdym razie chciałbym, żeby przeprowadził pan małe śledztwo w sprawie tego chłopca.
Zaczynając od spotkania z Maureen Ascot.
Potem trzeba by spróbować dowiedzieć się, co się z nim stało.
— To nie będzie łatwe.
— Dlatego właśnie wezwałem pana.
Czy zgadza się pan, że bym zadzwonił do Maureen Ascot?
— Oczywiście.
Istota, która weszła do biura Jeffa O’Reilly, przypominała bardziej tancerkę z klubu go-go niż sekretarkę z Departamentu Stanu.
Na jej widok Malko zaniemówił ze zdziwienia.
Sto osiemdziesiąt centymetrów seksbomby.
Kruczoczarne włosy, twarz o wyrazistych rysach i bardzo czerwonych ustach, oczy podkreślone moc ną kreską, paznokcie w kolorze żywej czerwieni.
Dopasowany sweter i oszałamiająca mini, odsłaniająca prawie w całości strzeliste nogi, opięte czernią pończoch.
Kiedy podniosła na Malko oczy, napotkał spojrzenie szczere, głębokie, intensywne.
— Pan mnie wzywał, sir?
— zapytała Maureen Ascot łagodnym głosem.
— Tak, proszę usiąść — powiedział szef rezydentury CIA — chciałem pani przedstawić naszego najlepszego case officer.
księcia Malko Linge.
Malko uścisnął długie, chłodne palce.
Dziewczyna usiadła naprzeciwko niego, pozwalając mu, stwierdzić, że nosi czarne majteczki.
Gdy usiadła, jej spódniczka przesunęła się aż na biodra. Jednak spuściła skromnie oczy.
— Pan Linge prowadzi śledztwo w sprawie pani izraelskiego przyjaciela, Odira Aszdota — wyjaśnił Amerykanin.
— Czy zgadza się pani?
Maureen potrząsnęła swoimi czarnymi włosami.
— Och, naturalnie.
Wbrew swojej prowokacyjnej powierzchowności, wyglądała na bardzo onieśmieloną.
Założyła nogę na nogę, a potem znowu zdjęła, jakby chciała lepiej zademonstrować, co nosi pod spodem.
— W takim razie — ciągnął szef rezydentury CIA — powie rzam mu panią.
O której godzinie kończy pani pracę?
— O piątej, lecz potem idę do fitness club.
— Nic nie szkodzi.
Czy może podać mu pani adres?
Maureen rzuciła na Malko ukradkowe spojrzenie.
— Oczywiście, sir.
Mieszkam pod numerem dwudziestymsiódmym, przy ulicy Dov Hoz, niezbyt daleko stąd.
Na pierwszym piętrze, moje nazwisko jest na domofonie.
— Będzie pani miała czas w porze kolacji?
— zapytał Malko.
Twarz Maureen Ascot rozjaśniła się.
— Oczywiście, sir.
— Bardzo dobrze — powiedział Malko.
— Przyjdę po panią około ósmej trzydzieści.
— Doskonale, sir.
— Dziękuję pani — zakończył JeffO’Reilly.
Maureen rozplotła swoje strzeliste nogi, obciągnęła spódniczkę i opuściła biuro z nieśmiałym uśmiechem, odprowadzana zachwyconym spojrzeniem Malko.
Po raz pierwszy po dano mu na srebrnej tacy seksbombę, która zabłądziła do dyplomacji.
— Ta młoda kobieta jest zachwycająca — powiedział, gdy tylko wyszła z pokoju.
Amerykanin uśmiechnął się wyrozumiale.
— Całkowicie się z panem zgadzam.
Przeprowadziłem swoje małe śledztwo. Miała już kilka przygód. Wydaje się, że prowadzi aktywne życie seksualne. Lecz jest znakomitą urzędniczką.
Oczywiście, jest trochę…
zbyt przesadna.
Mam nadzieję, że będzie panu mogła wyjaśnić kilka spraw.
— Ja też — powiedział Malko, wstając.
W każdym razie wieczór na pewno nie będzie stracony.
Malko miał kłopot z zaparkowaniem na ulicy Dov Hoz wy najętego w Sheratonie białego daewoo.
W centrum Tel Awiwu był okropny ruch.
Pod numerem dwudziestym siódmym stał mały trzypiętrowy blok, brudnobiały i raczej nieotynkowany.
Zadzwonił i słaby głos odpowiedział natychmiast.
— Na pierwszym piętrze.
Nie było windy.
Maureen Ascot czekała na niego w progu, trochę sztywna i jeszcze bardziej umalowana niż w dzień.
Za mieniła czarne mini na czerwone, ani trochę nie dłuższe i wydawało się, że z trudem utrzymuje równowagę w swoich pantoflach. Oszałamiająca.
Wprowadziła go do małego salonu, schludnego i bezosobowego.
Przez uchylone drzwi widać było łóżko.
— Czy chce się pan czegoś napić, sir’?
Maureen robiła wrażenie trochę onieśmielonej.
Malko uśmiechnął się do niej.
— Nazywam się Malko. Jeśli ma pani wódkę…
Niech pani nie będzie taka sztywna.
— Nie widuję zwykle osób tak ważnych jak Jeff O’Reilly i pan — wyjąkała.
— Jestem tylko sekretarką w dziale wizowym.
— Uroczą sekretarką — sprecyzował Malko, by rozładować atmosferę.
— Dziękuję — wybąkała.
Zaczerwieniła się jeszcze bardziej i zniknęła w kuchni.
Po chwili wróciła z butelką Stolicznej i Defendera.
Napełniła kieliszki i podała jeden z nich Malko.
— Oto pańska wódka, sir.
Ramiona miała prawie tak szerokie jak mężczyzna.
— Uprawia pani wiele sportów?
— zapytał Malko.
— Och, tak — powiedziała młoda kobieta, odprężając się trochę.
— Uwielbiam to. Trzeba dbać o ciało.
Malko skorzystał z okazji, by rozpocząć śledztwo.
— W ten sposób poznała pani swojego izraelskiego przyjaciela?
Tak, chodził do tego samego klubu co ja.
Pewnego dnia zaprosił mnie na kieliszek, a potem zjedliśmy kolację w Cafe Basii.
Jest tam dosyć przyjemnie i mają dobre hamburgery.
— I wyszła z nim pani dużo później?
Maureen spuściła oczy i opróżniła swój kieliszek jednym haustem, — Po kolacji — wyznała.
I jakby na swoje usprawiedliwienie dodała natychmiast głosem małej dziewczynki:
— Od ośmiu dni nie kochałam się z nikim…
— Czy to jest pani rekord?
— zapytał Malko rozbawiony.
— O nie, sir! Kiedyś musiałam się bez tego obywać prawie przez miesiąc, lecz wtedy byłam na placówce w jednym z krajów azjatyckich.
Nie lubię żółtych.
Anioł przeszedł i zniknął z łopotem skrzydeł, wobec rozwiązłości demonstrowanej z taką beztroską.
— Chodźmy na kolację — zaproponował Malko, kiedy skończył wódkę.
— Z przyjemnością, sir.
Stanowczo była niepoprawna.
— Chce pani pójść do Cafe Basil?
— zapytał — Tak jest.
Cafe Basil była dosyć ponurym lokalem, a jedzenie bardzieJj przypominało kantynę, niż trzygwiazdkową restaurację.
Był jednak w Izraelu.
Malko patrzył, jak Maureen Ascot pochłania z apetytem hamburgera, popijając go coca — colą.
Zastanawiał się, czy Szin Bet była już na ich tropie.
— Nie je pan? — spytała nagle dziewczyna.
— Nie jestem bardzo głodny — odparł Malko.
— Więc pospieszę się — powiedziała natychmiast.
— Potem zapraszam panią na kieliszek do baru w Yamou Park Plaża.
— To bardzo miłe z pana strony, sir.
Maureen skończyła jeść w ciągu trzydziestu sekund.
Malko obserwował ją, kiedy wsiadała do daewoo.
Jej piersi sterczały pod elegancką, czarną wełną swetra, a podciągnięta mini odsłaniała uda, aż po pachwiny.
Dziewczyna emanowała naturalną seksualnością, jak zwierzę.
Gdy znaleźli się w barze, Malko postanowił zrobić na Maureen wrażenie i zamówił butelkę Tattingera Comtes de Champagne Blanc de Blancs, rocznik 1996, co wyraźnie zachwyciło młodą kobietę.
Kiedy barman wyciągał korek, jej oczy błyszczały.
— Uwielbiam szampana — powiedziała.
— W Kalifornii mam zawsze Corbella w domu.
Malko zrezygnował z poinformowania jej, że Corbell miał się tak do Tattingera, jak merguez do fois de gras. Każdy był w swoim rodzaju.
Maureen opróżniła swój kielich z oczami zamkniętymi z rozkoszy, więc Malko napełnił go jej natychmiast powtórnie.
— Proszę mi opowiedzieć o Odirze Aszdocie — zażądał.
Sprowadzona z obłoków na ziemię dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
— Co pan chce wiedzieć?
— Wszystko.
— Nie wiem o niczym ważnym. Był w doskonałej formie, nie był praktykującym żydem, nie obchodził nawet szbasu i był wielkim idealistą.
— Tak? Co to znaczy?
— Zawsze mi mówił, że ma nadzieję, iż pewnego dnia Arabowie i Żydzi będą żyli razem w całkowitej zgodzie.
Był sabrą, urodzonym z matki Polki i ojca Tunezyjczyka. To był bardzo uczciwy chłopak, wielki patriota.
— Nigdy nie opowiadał o swojej pracy?
— Niewiele — powiedziała Maureen, gdy Malko po raz trzeci napełnił jej kieliszek szampanem.
— Mówił, że pracuje w administracji.
Kilka razy nie było go przez dwa dni, nigdy dłużej.
— Nigdy nie była pani u niego?
— Owszem, raz, w sobotę, kiedy byliśmy na plaży w pobliżu.
Mieszkał w małym studio, bardzo skromnym, z dużą ilością książek.
— Nigdy nie rozmawialiście o polityce?
— Niewiele. Mówił, że zabójstwo Rabina było hańbą dla jego kraju. Że to był człowiek nastawiony pokojowo.
Malko słuchał tych trochę rozczarowujących zwierzeń.
Bar opustoszał.
— Nie wiedziała pani, że pracował dla Szin Bet?
— Nie. Dokąd nie poprosił mnie o zorganizowanie mu spotkania z Jeffem O’Reilly.
— Nigdy nie pytał o panią, o pani pracę?
Maureen potrząsnęła przecząco głową.
— Nie. Chodziliśmy na koncerty, na plażę, do restauracji, na siłownię, poza tym…
Zamilkła.
— Co poza tym — naciskał Malko?
Dziewczyna spuściła oczy i powiedziała z westchnieniem:
— Spędzaliśmy dużo czasu w łóżku.
Widocznie jej związek z agentem Szin Bet był czysto prywatny. Jednak to, co mówiła, mogło wywołać u niej wyrzuty sumienia.
— Myśli pan, że on wróci?
— zapytała nieśmiało młoda kobieta.
— Tego nie wiem — odparł Malko.
Nagle założyła nogę na nogę i spuściła oczy, zaczerwieniona, ściskając uda, jakby powstrzymywała nagłą potrzebę.
Mal ko myśląc, że to atak chandry, nalał jej znowu trochę Tattingera, którego wypiła z taką samą jak przedtem łapczywością.
Uznał, że nie wyciągnie z niej nic więcej.
Przez kilka minut milczeli.
Potem Maureen Ascot podniosła głowę.
Miała dziwny wyraz twarzy i spłoszone spojrzenie, — Co się dzieje? — zapytał Malko, zaintrygowany zmianą jej nastroju.
Dziewczyna powiedziała głosem zmienionym, jakby nie swoim:
— Mam wielką ochotę kochać się z panem.
Malko wpatrywał się w nią oszołomiony, zastanawiając się, czy nie żartuje. Lekko pochylona do przodu Maureen utkwiła w nim nieruchome, prawie nieobecne spojrzenie. Widział, jak jej piersi unoszą się szybko pod czarnym swetrem. Powoli rozłożyła swoje długie nogi — na tyle, na ile pozwoliła jej na to wąska spódniczka — w geście tak nasyconym erotyzmem, że Mal ko dostał gęsiej skórki. Ciało młodej kobiety dosłownie dygotało. Cóż za dziwny koniec wieczora w tym pustym barze…Siedzieli w milczeniu jeszcze przez kilka minut, potem dziewczyna oprzytomniała i uśmiechnęła się speszona:
— Przepraszam.
Byłam szalona.
Malko, wciąż pod wrażeniem tej nagłej, bezwstydnej propozycji, poprosił o rachunek, podpisał go i wstał.
Maureen wyglądała, jakby połknęła kij.
Pragnął jej z całej siły, więc zamiast na parking poszedł w kierunku wind.
Dziewczyna szła za nim jak somnambuliczka.
Odsunął się, by pozwolić jej wejść do windy.
Oparła się o ścianę w głębi z niezrozumiałą rezerwą.
Malko nie wiedział już, co ma myśleć.
Drzwi windy się za mknęły.
W chwili, gdy kabina ruszyła, Maureen zrobiła krok do przodu i bez słowa cała przywarła do niego — od ust, gwałtownie brutalnie złączonych z jego ustami, aż po pantofle. Pocałunek wampirzycy, jej wzgórek łonowy władczo przyciśnięty do jego ciała, ramiona obejmujące jego szyję uściskiem boa dusiciela. Oderwała swoje usta od jego ust dopiero wówczas, gdy drzwi windy się otworzyły. Wychodząc z kabiny, zachwiała się tak mocno, że objął ją w talii, by nie straciła równowagi.
Zaledwie weszli do pokoju, Maureen wróciła do swoich pieszczot, jakby nigdy ich nie przerywała.
Kiedy musnął twarde koniuszki jej piersi, wydała cichy, szczenięcy skowyt.
Potem, nadal bez słowa, odsunęła się od niego, wzięła w obie ręce sweter i zdjęła go przez głowę, odsłaniając małe piersi z długimi, brunatnymi brodawkami. Następna była minispódniczka, potem rajstopy i majtki.
Naga znów zaczęła tulić się do Malko, całując go do utraty tchu i zdzierając przy tym z niego całe ubranie.W końcu upadła na łóżko, z szeroko rozłożonymi nogami i powiedziała natarczywie:
— Come, come into my pussy!
Gdy wszedł w nią, całkiem mokrą, wydała z siebie długie westchnienie, wbiła wzrok w sufit, a całym jej ciałem wstrząsnął długi dreszcz: tak silnej doznała rozkoszy.
Jednak to jej nie wystarczyło.
Jej biodra zaczęły się natychmiast poruszać. Ruchem powolnym, bardzo zmysłowym.
Uniosła swoje długie nogi i skrzyżowała je na plecach Malko.
Maszyna do uprawiania seksu, nienasycona i doskonale naoliwiona.
Odrywając usta od jego ust, westchnęła błagalnie:
— Powoli! Powoli! Nie kończ od razu.
To była długa jazda na czas.
Dwadzieścia razy Malko był bliski wytrysku.
Za każdym razem Maureen nieruchomiała, za trzymując go na progu rozkoszy, zawsze głęboko w niej zakleszczonego.
Z obojga lał się pot.
Kiedy Malko wycofał się, by ją wziąć od tyłu, dziewczyna z własnej inicjatywy opadła na czworaki, po czym rozsunęła obydwoma rękami pośladki w geście cudownie nieprzyzwoitym.
W tej pozycji rozlał się w końcu w niej do ostatniej kropli.
Nasycony i kompletnie wyczerpany spojrzał dyskretnie na swojego breitlinga.
Ich zapasy trwały czterdzieści pięć minut…
Maureen Ascot odzyskała oddech i powiedziała swoim głosem małej dziewczynki:
— Miałam taką ochotę! Od tak dawna się nie kochałam. A poza tym, jest coś niezwykłego w panu. Kiedy wziął mnie pan za ramię w samochodzie, miałam orgazm.
Gorąca kobieta!
Stłumił uczucie dumy, mówiąc sobie, że musi chwalić w ten sam sposób wszystkich swoich kochanków.
W każdym razie ta świeża zażyłość ułatwi mu dalsze działania.
— Jutro pojedziemy do Odira Aszdota. — powiedział Malko.
Malko Chodź tu, zajmij się moją cipką!
Po zjeździe z autostrady Ayalon, która kończy się niespodziewanie w labiryncie źle oznaczonych, małych uliczek, Malko stracił dwadzieścia minut, zanim znalazł dom Odira Aszdota w cichym zaułku, obrzeżonym małymi bungalowami.
Kiedy stanął pod numerem trzydziestym czwartym, Maureen Ascot wyglądała na bardzo zdenerwowaną.
— A jeśli on tam jest? — wymamrotała.
— To bardzo mało prawdopodobne — zapewnił ją Malko.
Przyjechał tu, by nie mieć sobie nic do zarzucenia, bez wielkiej nadziei, że ta wizyta przyniesie jakieś efekty.
Jeśli podejrzenia Jeffa O’Reilly były uzasadnione Szin Bet musiała „wyczyścić” wszystko, co miało związek z osobą Odira Aszdota.
Maureen westchnęła, rozplatała swoje długie nogi i wysiadła z samochodu.
Malko powiódł wzrokiem za jej strzelistą sylwetką.
Gdy odwróciła się, by mu posłać nieśmiały uśmiech, poczuł lekkie uderzenie gorąca w podbrzuszu.
Maureen Ascot była szczególnym zjawiskiem: zdrowym zwierzęciem, które żyje tylko po to, by zaspakajać popędy swojego ciała.
Całkowitym przeciwieństwem intelektualistki.
Została na noc w jego pokoju w Yamout Park Plaża i o świcie po dała mu siebie na śniadanie.
Jeszcze zupełnie rozespany, Malko poczuł, jak jej gorące usta objęły jego penisa z delikatnością waginy, doprowadzając go do wzwodu.
Potem klęcząc nad nim, Maureen zafundowała mu drugi i wyszukany seans miłości francuskiej, by w końcu siąść na nim okrakiem, ze zręcznością wprawnego jeźdźca.
Milimetr po milimetrze nabijała się na jego członka, leciutko wzdychając z zachwytu.
Osadziwszy go głęboko w sobie, przez chwilę pozostawała w bezruchu, jakby chciała ocenić rozmiary palika, który wypełniał jej wnętrze, zanim rozpoczęła szaloną jazdę, zasługującą na grand prix Diany.
Pochylona do przodu, z rękami opartymi na ramionach Malko, rozpętała na nowo wojnę namiętności, poruszając się wściekle w górę i w dół, coraz szybciej, aż do chwili, gdy wydała ostry krzyk i upadła na niego.
Widząc, że Malko pozostał o kilka długości za nią, wyraziła mu swoją wdzięczność ustami, tyleż zmysłowymi, co zachłannymi.
Uspokojona, wyskoczyła w końcu z łóżka, by wziąć prysznic.
Potem gawędzili uprzejmie, jedząc śniadanie.
Maureen była nieskomplikowana, żyła wyłącznie dla swojego ciała i przez swoje ciało.
Jeśli nie miała kochanka, rozładowywała się w fittnes lub pieszcząc się godzinami.
Dla niej świat był tylko wielką salą do uprawiania ćwiczeń fizycznych.
W końcu Malko także wysiadł z daewoo i rozejrzał się doo koła.
Ulica była pusta.
Maureen czekała przed wejściem do budynku — Studio jest na drugim piętrze — powiedziała.
Ruszyli w górę po schodach.
W budynku było całkiem cicho.
Gdy zadzwonili, drzwi mieszkania otworzyły się i ukazała się w nich gruba kobieta w czerni, która znieruchomiała na widok Maureen.
Obrzuciła młodą kobietę nieprzyjaznym spojrzeniem i zapytała znienacka chropawą angielszczyzną:
— You arę Maureen?
Wymawiała „Maorene”.
— Tak — wyjąkała dziewczyna.
Gruba kobieta cofnęła się o krok, zamachnęła się torebką i z całej siły uderzyła nią w twarz sekretarkę z Departamentu Stanu.
— Schweinerei!* [*Świństwo! (jidisz).] — wrzasnęła.
To przez ciebie mój syn jest w więzieniu!