Przez resztę wieczoru Amanda nie liczyła upływających godzin. Miała tylko wrażenie, że zanim wyszli ostatni goście, minęła cała wieczność. Wreszcie zaczerwieniem od trunków i świątecznych zabaw rodzice załadowali zmęczone dzieci do czekających powozów. Pary zakończyły prowadzone dyskretnym szeptem rozmowy, wymieniły pożegnalne obietnice i złożyły pośpieszne pocałunki pod zawieszonym nad drzwiami pękiem gałązek jemioły.
Przez ostatnią godzinę przyjęcia Amanda prawie nie widziała Devlina. Żegnał się z gośćmi, odprowadzał ich do drzwi, przyjmował świąteczne życzenia. Uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy zrozumiała, co on właściwie robi. Dyskretnie nakłaniał wszystkich do wyjścia i starał się, żeby jak najszybciej wsiedli do swoich powozów. Najwyraźniej chciał się ich pozbyć i zostać z nią sam na sam. Z rzucanych jej ukradkowych spojrzeń odgadła, że Jack boi się, żeby nie zmieniła zdania i nie wycofała zaproszenia.
Tego wieczoru nic jednak nie było w stanie odciągnąć ich od siebie. Jeszcze nigdy Amanda nie czuła się tak pewna swojej decyzji i tak przepełniona radosnym wyczekiwaniem. Czekała z wymuszoną cierpliwością, siedząc w niebiesko-złotym saloniku i w rozmarzeniu kontemplując żółte płomienie buzujące w marmurowym kominku. Kiedy goście się rozjechali, w domu zaroiło się od służby, uprzątającej pokoje po przyjęciu, a muzycy spakowali instrumenty. Wtedy przyszedł do niej Devlin.
– Jack – cicho wypowiedziała jego imię.
Przykucnął u jej stóp i wziął ją za rękę.
Płonący w kominku ogień nierówno oświetlał mu połowę twarzy, podkreślając rysy żółtym blaskiem, a resztę pozostawiając w cieniu.
– Już czas, żebyś pojechała do domu – powiedział, wpatrując się w nią bez zwykłej u niego pewności siebie i rozbawienia. Spojrzenie miał ważne i skupione, jakby starał się czytać w jej myślach. – Chcesz wracać sama? – ciągnął łagodnym tonem. – Czy mam ci towarzyszyć?
Dotknęła czubkiem palca jego policzka, gdzie światło kładło się złotymi plamami. Jeszcze nigdy nie widziała takich pięknych ust o tak doskonale wykrojonej górnej wardze; dolna była pełniejsza, bardziej miękka, obiecująca zmysłowe przyjemności.
– Jedź ze mną – poprosiła.
Wnętrze powozu było zimne i ciemne. Amanda postawiła na ogrzewaczu stopy obute tylko w lekkie pantofelki. Gdy Jack usiadł obok niej, jego długie nogi wypełniały niemal całą przestrzeń między ławeczkami. Lokaj z cichym trzaskiem zamknął drzwi i Devlin roześmiał się, widząc, jak łapczywie Amanda chłonie ciepło z wypełnionego żarzącymi się węgielkami porcelanowego pojemnika.
Objął ją ramieniem, pochylił głowę i wyszeptał jej do ucha:
– Potrafię cię rozgrzać.
Powóz ruszył, mimo resorów lekko podskakując na nierównościach ulicy. Amanda poczuła, że Jack podnosi ją bez trudu i sadza sobie na kolanach.
– Jack! – wykrzyknęła zaskoczona. On tymczasem zsunął szal z jej ramion i przesunął dłonią po jej plecach.
Wydawało się, że wcale jej nie słyszał. Nie odrywał wzroku od jej półnagiego dekoltu, który blado połyskiwał w ciemnościach. Drugą dłonią objął pod suknią jej nogę w kostce.
– Jack! – znów zawołała zduszonym głosem, starając się odepchnąć go od siebie. Ale on tak mocno ją przyciągał, że w końcu musiała oprzeć się o jego pierś.
– Słucham? – mruknął, wodząc wargami po jej nagiej szyi.
– Na litość boską, nie w powozie.
– Dlaczego?
– Bo to jest… – Czubkiem języka dotknął jej szyi, drażniąc wrażliwy nerw. Amanda z wysiłkiem stłumiła cichy jęk podniecenia. – To jest takie wulgarne, takie pospolite.
– I podniecające – odpowiedział szeptem. – Myślałaś kiedyś o tym, żeby się kochać w powozie?
Gwałtownie odsunęła głowę i przyjrzała mu się ze zdziwieniem. Jego twarz ledwo majaczyła w ciemnościach.
– Oczywiście, że nie! Nawet sobie nie wyobrażam, w jaki sposób można by to robić. – Zobaczyła biały błysk jego zębów i natychmiast pożałowała swoich słów. – Nie, nie, nic mi nie wyjaśniaj!
– Nic nie będę wyjaśniał, tylko ci pokażę. – Zaczął szeptać jej do ucha intymne, zawstydzające słowa, a jego palce przesuwały się po jej plecach. Poczuła kilka lekkich szarpnięć i odgadła, że rozpiął górę sukni. Znaczyło to, że bez najmniejszego trudu daje sobie radę z jej strojem.
Kiedy dziś zgodziła się z nim kochać, wyobrażała sobie romantyczną scenę w swojej sypialni, a nie w powozie. Jack kradł pocałunki z jej rozchylonych ust i pieścił wargami jej szyję.
– Przestań – błagała. – Lokaj się domyśli… och, przestań!
Jack objął ją mocno i popatrzył jej w oczy, zawsze spoglądające żywo, inteligentnie i śmiało. Teraz patrzyły na niego bezradnie i wydały mu się jeszcze bardziej pociągające. Serce zaczęło mu bić jak szalone. Poczuł, że gwałtownie budzi się w nim pożądanie. Miał ochotę natychmiast ją posiąść, zbadać każdy centymetr jej delikatnego ciała.
Pocałował ją łapczywie, chłonąc jej wspaniały smak i zapach. Chętnie odpowiedziała na jego pocałunek, pozwalając mu całować się tak, jak chciał. Kiedy rozpiął jej suknię na plecach, wygięła się i przylgnęła do niego mocniej. Przesunął ręką w dół jej pleców i natrafił na skraj gorsetu. Niecierpliwie pociągnął za tasiemki, aż się rozluźniły, i sztywny pancerz przestał krępować jej ciało. Amanda odetchnęła głębiej, wyzwoliwszy się wreszcie z krępujących fiszbinów i sztywno nakrochmalonego płótna.
Jack zsunął z niej górę sukni i rozpiął haftki na przodzie gorsetu. Krągłe piersi Amandy przykrywała teraz jedynie cienka, zmięta koszulka. Po omacku uniósł Amandę trochę wyżej i przez zwiewny materiał zaczął pieścić ustami jej biust. Przy każdym gorącym dotknięciu warg Amanda cicho jęczała. Ściągnął koszulkę w dół, obnażając jej piersi, i wtulił usta w zagłębienie między nimi.
– Jack… – Oddychała płytko, urywanie, i ledwie mogła wydobyć z siebie głos.
Czując bijący od niej zapach rozgrzanego ciała, zupełnie zapomniał o świecie istniejącym poza ciemnym, rozkołysanym powozem. Miał tylko jeden cel. Wsunął ręce pod suknię Amandy i posadził ją sobie na kolanach tak, że obejmowała go nogami.
Zgodnie z jego oczekiwaniem, nie była bierną partnerką. Z zapałem odwzajemniała pocałunki, gładziła jego pierś i brzuch. Nie mogąc sobie poradzić z dopasowaną kamizelką i ciasno związanym fularem, westchnęła sfrustrowana.
– Pomóż mi – poprosiła drżącym głosem. – Chcę cię dotknąć.
– Jeszcze nie teraz. Jeśli mnie teraz dotkniesz, nie będę w stanie zapanować nad sobą.
– Nie dbam o to. – Pociągnęła mocniej i udało jej się rozpiąć górny guzik spodni. – Chcę sprawdzić, jak to jest… co się czuje… – Namacała ręką jego nabrzmiałą męskość. Kiedy poczuł lekki nacisk jej dłoni, jęknął i gwałtownie drgnął. – Sam przecież zacząłeś – przypomniała mu, oddychając ciężko. Była tak niecierpliwa i roznamiętniona, że serce Jacka ścisnęło uczucie, którego nigdy przedtem nie zaznał… uczucie tak niebezpieczne, że nawet nie chciał się nad nim zastanawiać.
– No, dobrze – odparł podniecony, ale też trochę rozbawiony. – Jak mógłbym ci czegokolwiek odmówić?
Odsunął jej dłoń i zręcznie rozpiął pozostałe sześć guzików. Miał ochotę wciągnąć ją na siebie i posiąść jej dziewicze ciało, ale z wysiłkiem się opanował i zacisnąwszy zęby pozwolił, by poznawała sekrety męskiej anatomii.
– Och, nie wyobrażałam sobie, że to jest tak… – wyszeptała z półprzymkniętymi oczami. Jack odwrócił głowę w bok. Oddychał przez zaciśnięte zęby, starając się do reszty nie stracić panowania nad sobą. Poczuł na policzku dotyk gładkiego policzka Amandy. – Czy to boli, kiedy cię dotykam? – zapytała z wahaniem.
– Nie, nie… – Roześmiał się, ale śmiech po chwili zmienił się w cichy jęk. – To bardzo przyjemne. Mhuirnin… dłużej nie wytrzymam… musisz przestać. – Chwycił ją za nadgarstek i odciągnął jej rękę. – Teraz moja kolej – oznajmił i całując jej pałającą twarz, zaczął pieścić ją w najintymniejszym miejscu. Jego dotyk sprawił, że ciało Amandy rozluźniło się, gotowe na jego przyjęcie. Pieścił ją delikatnie, aż zaczęła jęczeć cicho i mocno na niego napierać. Każdy podskok resorowanego powozu sprawiał, że ich ciała zbliżały się do siebie. Jack zamknął oczy, czując, że jego podniecenie zaczyna sięgać szczytu. Za chwilę wszystko się dopełni… Nie, nie mógł do tego dopuścić. Nie tutaj, nie teraz, jeszcze nie. Zaklął pod nosem, objął Amandę w pasie i odsunął ją lekko od siebie.
– Jack – wyszeptała zduszonym głosem. – Pragnę cię… potrzebuję… Proszę…
– Dobrze – wyszeptał. Całe ciało miał napięte i spocone. – Dam ci to, na co czekasz, kochanie. Już wkrótce. Ale możemy trochę zaczekać, mhuirnin… zrobimy to jak należy, w wygodnym łóżku. Nie zamierzałem tak daleko posunąć się w powozie… tylko że… nie mogłem się opanować. Odwróć się, zapnę ci suknię.
– Nie czekajmy – szepnęła ochryple. – Chcę cię już teraz. -Pocałowała go namiętnie. Po chwili poczuła, że wszystkie jego mięśnie stężały.
– Nie. – Roześmiał się niepewnie, ujął jej twarz w dłonie i lekko pocałował w usta. – Jeśli nie zaczekamy, będziesz żałowała. Och, moja słodka… pozwól mi przestać, dopóki jeszcze jestem w stanie.
– Czekałam trzydzieści lat – wyszeptała, starając się znów być jak najbliżej niego.
– Pozwól mi zadecydować, kiedy to się stanie i gdzie. Proszę. Następnym razem ty będziesz dyktował warunki.
Wzmianka o następnym razie i myśl o tym, co za chwilę z nią i dla niej zrobi, okazały się zbyt wielką pokusą.
– Nie powinniśmy – powiedział ochryple, chociaż w tej samej chwili jego dłoń sama wsunęła się pod jej spódnicę, żeby przyciągnąć ją ku sobie.
– Nie dbam teraz o nic. Zróbmy to… zróbmy to teraz… – Jej słowa zmieniły się w cichy jęk, kiedy znów poczuła jego palce w intymnym miejscu.
Jack patrzył w jej półsenne oczy. Spuściła powieki, policzki jej zaczerwieniły się z emocji. Chwyciła go za ramiona i przywarła do jego piersi. Poszukała ustami jego ust, a on pocałował ją namiętnie, poruszając językiem w rytmie zgodnym z rytmem pieszczot.
Z gardła Amandy wyrwał się mimowolny okrzyk, a zaraz potem jęk. Objęła go mocno, czując, że zalewają fala ogromnej rozkoszy. Zadrżała, wygięła się w łuk, i jej ciałem zaczęły wstrząsać rytmiczne dreszcze. Jack mruknął coś niewyraźnie, przyciągnął ją do siebie i wniknął w jej ciepłe, wilgotne wnętrze. Spazmatycznie chwyciła powietrze, czując z początku lekki ból, ale nie cofnęła się, dopóki całkowicie się nie połączyli.
Jack odchylił głowę, zamknął oczy i twarz mu stężała, jakby rozkosz, którą czuł, była zbyt trudna do zniesienia. Nie mógł myśleć ani mówić, nie był w stanie nawet wyszeptać jej imienia. Mógł tylko siedzieć i przeżywać narastające w nim emocje. Poczuł, że Amanda pochyliła się naprzód i dotknęła rozchylonymi ustami jego szyi tam, gdzie tuż pod skórą można było wyczuć bijący puls. Jej język muskał go delikatnie, ale śmiało. Jack instynktownie starał się wniknąć w nią jak najgłębiej. Usłyszał własny zduszony krzyk i doszedł do szczytu ekstazy. Kiedy wreszcie znów mógł się poruszyć, mocno ujął twarz Amandy i zaczął ją całować z nową siłą. Wiedział, że ten pocałunek może być zbyt brutalny dla jej delikatnych ust, ale ona zdawała się nie mieć nic przeciwko temu.
Oboje oddychali szybko i z trudem, nie mogąc się uspokoić. Jack przytulił Amandę do piersi, położył jedną dłoń na jej potarganych włosach, drugą zaś zataczał koła na nagich plecach. Zadrżała, wyczuwając różnicę między owiewającym ją chłodnym powietrzem a jego ciepłym dotykiem. Zaklął cicho pod nosem i po omacku spróbował zapiąć jej gorset, kiedy zdał sobie sprawę, że powóz zaczyna zwalniać.
– Do diabła. Jesteśmy już na miejscu.
Amanda nadal była rozluźniona i wtulała się w niego miękko, jakby nie zauważyła jego nagłego niepokoju. Wyciągnęła leniwie rękę i zaryglowała drzwi powozu.
– Wszystko w porządku, Jack – powiedziała niskim, chropawym głosem.
Naciągnął jej suknię i zręcznie zapiął guziki.
– Niedobrze, że straciłem panowanie… Powinniśmy byli zaczekać. Nie tak należy postępować z dziewicą. Chciałem być łagodny, delikatny i…
– Było dokładnie tak, jak chciałam. – Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Twarz miała zaróżowioną, oczy jej błyszczały. – A z taką dziewicą jak ja jeszcze nigdy nie miałeś do czynienia. Zupełnie więc nie rozumiem, dlaczego niby mieliśmy to zrobić w konwencjonalny sposób.
Nadal marszcząc czoło, Jack chwycił ją w talii i lekko uniósł, a ona krzyknęła cicho, kiedy ich ciała się rozłączyły. Domyślił się, co jest jej w tej chwili potrzebne, odnalazł w kieszeni chusteczkę i w milczeniu podał ją Amandzie. Wyraźnie zażenowana, wytarła wilgotne miejsca.
– Sprawiłem ci ból – stwierdził ze skruchą, ale ona tylko pokręciła głową.
– Nie było to takie bolesne, jak mi mówiono – oznajmiła. -Tyle się słyszy o koszmarze nocy poślubnej, więc spodziewałam się czegoś strasznego. Wcale nie było tak źle.
– Amando! – Mimowolnie rozbawiony jej paplaniną objął ją mocno. Ucałował jej włosy, policzek i kącik ust.
Powóz zatrzymał się gwałtownie. Zajechali pod dom Amandy. Mrucząc coś pod nosem, uporządkował na sobie odzienie, ona tymczasem starała się doprowadzić do porządku fryzurę. Wpięła we włosy kilka szpilek, a potem odnalazła szal i okryła nim ramiona.
– Jak wyglądam? – zapytała.
Jack przyjrzał się jej i z rezygnacją pokręcił głową. Na widok jej zarumienionych policzków, błyszczących oczu i nabrzmiałych od pocałunków warg nikt nie mógłby mieć wątpliwości, co przed chwilą robiła.
– Wyglądasz, jakby właśnie cię ktoś zniewolił – oznajmił krótko.
Zareagowała uśmiechem, co bardzo go zdziwiło
– Pośpiesz się – ponagliła. – Chcę szybko wejść do domu i przejrzeć się w lustrze. Zawsze mnie ciekawiło, jak wygląda zniewolona kobieta.
– A co potem?
Spojrzała na niego bacznie.
– A potem chcę zdjąć z ciebie ubranie. Jeszcze nigdy nie widziałam całkiem nagiego mężczyzny.
Uśmiechnął się niepewnie.
– Jestem do twojej dyspozycji. – Chwycił zwisający nad jej uchem kosmyk płomiennorudych włosów i zaczął się nim bawić.
Milczała, patrząc na niego bez ruchu. Zastanawiał się, co tak zajęło jej myśli.
– Musimy coś omówić – powiedziała w końcu. – Powinniśmy chyba ustalić zasady.
– Ustalić zasady? – Jego ręka znieruchomiała w powietrzu.
– Zasady naszego romansu. – Jej gładkie czoło przecięła zmarszczka niepewności. – No bo przecież chcesz mieć ze mną romans, prawda?