Rodzina z dezaprobatą przyjęła wiadomość, że Amanda nie przyjedzie do Windsoru na pozostałe świąteczne dni. Siostry dały wyraz swojemu niezadowoleniu zasypując ją lawiną listów, na które nie odpowiedziała. Zwykle w takich wypadkach poświęcała wiele czasu i wysiłku, żeby ułagodzić wzburzonych krewnych, ale teraz jakoś nie potrafiła się do tego zmusić. Całe jej życie zaczęło obracać się wokół Jacka. Kiedy nie było go przy niej, czas wlókł się nieznośnie wolno, natomiast wspólne wieczory mijały z oszałamiającą szybkością. Przyjeżdżał do niej codziennie po zapadnięciu zmroku, wychodził przed świtem, a wraz z każdą godziną spędzoną w jego ramionach pragnęła go coraz bardziej.
Jack traktował ją inaczej niż wszyscy inni mężczyźni, nie widział w niej spokojnej starej panny, tylko ciepłą, namiętną kobietę. Kiedy zahamowania Amandy brały górę, Jack kpił sobie z niej tak bezlitośnie, że wybuchała gniewem z temperamentem, którego wcześniej nawet u siebie nie podejrzewała. Czasami jednak jego nastrój się zmieniał i Devlin z łobuzerskiego zawadiaki zmieniał się w romantycznego kochanka. Całymi godzinami pieścił ją, przytulał i kochał się z nią z niewypowiedzianą czułością. W takich chwilach miała wrażenie, że rozumie ją tak dobrze, jakby potrafił zajrzeć jej w serce i duszę.
Tak jak się umówili, na jego prośbę przeczytała kilka rozdziałów Grzechów pani B., a on z nieukrywaną przyjemności i napawał się jej skrępowaniem, kiedy musiała odgrywać z nim sceny z książki.
– Nie mogę – powiedziała zduszonym głosem pewnego wieczoru, naciągając prześcieradło na zaczerwienioną ze wstydu twarz. – Po prostu nie mogę. Wybierz coś innego. Zrobię wszystko, tylko nie to.
– Przecież obiecałaś mi, że spróbujesz – odrzekł. Spojrzał na nią rozbawiony i zdecydowanym ruchem ściągnął z niej prześcieradło.
– Nic takiego sobie nie przypominam.
– Tchórz. – Pocałował ją w kark i wolno posuwał się w dół jej pleców. Wyczuła, że się uśmiecha. – Trochę odwagi, Amando – wyszeptał. – Co masz do stracenia?
– Szacunek dla samej siebie! – Chciała się wyswobodzić, ale unieruchomił ją swoim ciężarem i delikatnie chwytał zębami wrażliwą skórę między łopatkami.
– Spróbuj chociaż – namawiał. – Ja pierwszy ci to zrobię. Na pewno ci się spodoba. – Odwrócił ją na plecy i pocałował w brzuch. – Chcę spróbować, jak smakujesz – wyszeptał.
Gdyby można było umrzeć ze wstydu, Amanda natychmiast przeniosłaby się na tamten świat.
– Może później – odparła słabo. – Potrzebuję trochę czasu, żeby się przyzwyczaić do tej myśli.
Spojrzał na nią rozognionym wzrokiem i roześmiał się głośno.
– To ty postanowiłaś, że zakończymy romans po trzech miesiącach, nie mamy więc zbyt wiele czasu. – Obwiódł językiem jej pępek. – Tylko jeden pocałunek. Jestem pewien, że to zniesiesz.
Westchnęła bezradnie.
– Ale tylko jeden – zgodziła się bez przekonania.
Kiedy to zrobił, poczuła, że całe jej ciało domaga się więcej pieszczot. Wszystkie logiczne myśli gdzieś się ulotniły.
– Jeszcze raz? – zapytał ochryple i znów pochylił głowę. Potem nie pytał już o zgodę, a ona przyjmowała jego pieszczoty z radością. Czuła, że unosi się coraz wyżej i wyżej. Wkrótce nie mogła już kontrolować jęków, wydobywających się z gardła.
Wiele minut później, kiedy leżała wyczerpana, opierając głowę na jego ramieniu, poczuła nagłe ukłucie zazdrości.
– Musiałeś mieć wiele romansów. Widać, że jesteś bardzo doświadczony – powiedziała cicho.
Uniósł brwi, jakby się zastanawiał, czy to komplement, czy zarzut.
– Właściwie nie miałem wielu romansów – wyznał, bawiąc się jej długimi włosami. – Jeśli chodzi o te sprawy, to tak się składa, że jestem bardzo wybredny. Poza tym zawsze byłem tak zapracowany, że nie miałem wiele czasu na romanse.
– A miłość? – Amanda uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. – Nigdy się w nikim szaleńczo nie zakochałeś?
– Nie na tyle, żeby mi to przeszkodziło w prowadzeniu firmy.
Amanda roześmiała się nagle i odgarnęła z jego czoła niesforny kosmyk czarnych włosów. Miał piękne włosy, gęste i błyszczące, trochę szorstkie w dotyku.
– W takim razie to nie była miłość. Prawdziwej miłości nie odsuwa się na drugi plan z powodu natłoku innych zajęć.
– A ty? – zapytał Jack, przesuwając ciepłą dłonią po jej ramieniu, aż dostała gęsiej skórki. – Najwyraźniej nigdy nie byłaś zakochana.
– Czemu tak sądzisz?
– Bo gdybyś się zakochała, nie byłabyś dziewicą do trzydziestego roku życia.
– Cynik z ciebie – stwierdziła z uśmiechem. – Czy nie można kochać miłością prawdziwą, ale czystą?
– Nie – odparł krótko. – Jeśli to prawdziwa miłość, to jest w niej też fizyczna namiętność. Inaczej mężczyzna i kobieta rundy nie poznają się w pełni.
– Nie zgadzam się. Moim zdaniem, namiętność emocjonalna może być o wiele bardziej intensywnym doznaniem niż fizyczna.
– Może dla kobiety.
Sięgnęła po poduszkę i nakryła nią jego roześmianą twarz.
– Ty prostaku!
Jack parsknął śmiechem i z łatwością pozbył się poduszki. Chwycił Amandę za nadgarstki.
– Wszyscy mężczyźni to prostacy i dranie – przyznał. - Tylko niektórzy ukrywają to lepiej niż inni.
– Co wyjaśnia, dlaczego nigdy nie wyszłam za mąż. – Przez chwilę siłowali się żartobliwie, aż w pewnej chwili Amanda poczuła, że Jack znów jest podniecony. – Naprawdę okropny Z ciebie prostak! – stwierdziła, zniżając głos i nie przestając się z nim siłować.
– Mhuirnin… - wyszeptał. – Muszę ci przypomnieć, że dołożyłem wszelkich starań, żeby cię dzisiaj zadowolić. A ty nie odwzajemniłaś mi się tym samym.
Amanda pocałowała go z zapałem, a on namiętnie odpowiedział na jej pocałunek. Czuła się trochę tak, jakby była inną osobą, wyzwoloną z wszelkich zahamowań.
– Tak, muszę natychmiast naprawić to niedopatrzenie – szepnęła zmysłowo. – Nie znoszę nierówności. – Mówiąc to, spojrzała wyzywająco w jego przepełnione pożądaniem oczy.
Amanda była kobietą, która święcie wierzyła, że we wszystkim należy zachować zdrowy umiar. Jednak romans z Jackiem Devlinem katastrofalnie zachwiał równowagę jej życia. Miotały nią skrajne emocje, od zachwytu i wielkiej radości, jakie ogarniały ją w towarzystwie kochanka, do obsesyjnej tęsknoty i poczucia zależności w chwilach oddalenia. Czasami ogarniała ją melancholia niczym spowijający wszystko obłok szarej mgły. Wynikała ona z gorzko-słodkiej świadomości, że to wszystko jest tymczasowe, że ten czas namiętności wkrótce się skończy. Przecież Jack naprawdę do niej nie należał i nigdy nie będzie należał. Im głębiej go poznawała, tym lepiej widziała jego żywiołową niechęć oddania się we władanie jednej kobiety Co za ironia losu – mężczyzna skłonny do podejmowania ryzyka w każdej innej dziedzinie życia nie potrafił zaryzykować niczego w tak ważnej sprawie.
Amanda często czuła się głęboko sfrustrowana. Po raz pierwszy pragnęła całkowicie zagarnąć mężczyznę, nie tylko jego serce, ale również ciało. Co za pech, że obiektem jej pożądania stał się właśnie Jack Devlin. Powtarzała sobie w duchu, że to wcale nie oznacza konieczności prowadzenia samotnego życia po zakończeniu romansu. Jack udowodnił jej, że jest kobietą godną pożądania i ma mnóstwo zalet, które znajdują uznanie w oczach mężczyzn. Jeśli tylko zechce, znajdzie sobie innego partnera, kiedy ten romans dobiegnie końca. Ale tymczasem… tymczasem…
Dla uniknięcia plotek Amanda zawsze zjawiała się na przyjęciach sama i traktowała Jacka z przyjacielską uprzejmością, tak samo jak innych obecnych mężczyzn. Nie zdradziła natury łączącego ich związku ani jednym spojrzeniem czy słowem. Jack zachowywał podobną ostrożność i zwracał baczną uwagę na wymogi etykiety, traktując Amandę z przesadnym szacunkiem, który irytował ją i jednocześnie śmieszył. Jednak w miarę upływu tygodni konieczność zachowania ich związku w tajemnicy przestała go bawić i najwyraźniej zaczynała mu ciążyć. Drażniło go, że nie może publicznie zamanifestować, iż Amanda należy do niego. Konieczność dzielenia się jej towarzystwem z innymi była dla niego źródłem nieustannej frustracji, co w końcu wyznał, kiedy oboje uczestniczyli w wieczorze muzycznym. W przerwie między utworami udało mu się wyciągnąć ją z głównej sali i zaprowadzić do małego salonu, który chyba nie był przeznaczony dla gości.
– Oszalałeś? – wysyczała Amanda, kiedy zamknął za sobą drzwi do nieoświetlonego pomieszczenia. – Ktoś mógł dostrzec, że wywlokłeś mnie z sali. Jeśli ludzie zauważą, że oboje zniknęliśmy w tym samym czasie, plotkom nie będzie końca!
– Nic mnie to nie obchodzi. – Objął ją i przyciągnął do piersi. – Przez ostatnie półtorej godziny musiałem siedzieć z dala od ciebie i udawać, że nie widzę, jak inni mężczyźni pożądliwie się na ciebie gapią. Do diabła, mam już tego dość. chciałbym zaraz jechać z tobą do domu.
– Nie opowiadaj bzdur – oparła krótko. – Nikt się na mnie nie gapił. Nie wiem, co chcesz osiągnąć, symulując ten atak szaleńczej zazdrości. Zapewniam cię, że to przedstawienie jest zupełnie niepotrzebne.
– Potrafię rozpoznać pożądliwe spojrzenie u mężczyzny. – Przesunął dłońmi po gorsie jej sukni z rdzawego jedwabiu, muskając obnażony dekolt. – Dlaczego włożyłaś dzisiaj tę suknię?
– Już kiedyś mnie w niej widziałeś i zdawało mi się, że ci się podobała. – Zadrżała, czując dotyk jego ciepłej dłoni.
– Owszem, podobała mi się, kiedy byliśmy tylko we dwoje – mruknął. – Nie chcę, żebyś ją nosiła w miejscu publicznym.
– Jack- zaczęła ze śmiechem, ale natychmiast umilkła, kiedy musnął ustami jej dekolt. – Przestań – wyszeptała gorączkowo, czując jego język w zagłębieniu między piersiami. – Znajdą nas tutaj… och, wróćmy do sali, zanim znów zaczną grać.
– Nie mogę się powstrzymać. – Jego głos brzmiał cicho i chropawo; gorący oddech omiatał jej skórę. Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Jego natarczywe usta miały smak brandy.
Narastającą panikę Amandy stłumiło rozbudzone pożądanie, tak wielkie, że nie mogła spokojnie oddychać ani jasno myśleć. W silnych ramionach Jacka jej ciało stało się całkiem bezbronne. Zdecydowanym ruchem wsunął dłoń pod fałdy sukni Sztywny jedwab głośno zaszeleścił.
– Nie teraz – zaprotestowała z cichym łkaniem. – Za kilka godzin zostaniemy sami. Tyle możesz zaczekać.
– Nie mogę. – Zaczął oddychać szybciej, czując, że Amandę również ogarnia podniecenie. Szybko rozwiązał tasiemki jej bielizny i rozpiął spodnie. Przycisnął Amandę do drzwi i pocałował ją w szyję. Szorstki dotyk jego policzka sprawił, że poczuła na skórze lekkie mrowienie.
– Jack – załkała i zachęcająco odchyliła głowę, choć ze strachu, że ktoś ich tu odkryje, serce biło jej jak oszalałe.
Pocałunkami stłumił jej okrzyki protestu. Amanda z przerażeniem stwierdziła, że nie potrafi mu się oprzeć. Odpowiadała mu namiętnymi pocałunkami, a jej ciało samo otworzyło się na jego przyjęcie. Jęknęła, kiedy w nią wszedł zdecydowanym, mocnym pchnięciem.
Zadrżała, ale zaraz rozluźniła się i zatraciła w zgodnym rytmie dwóch ciał. Ubrania oddzielały ich od siebie z wyjątkiem najintymniejszych miejsc. Amanda nie dbała już o to, że ktoś może ich tu odkryć. Jej świadomością całkowicie zawładnęła ekstaza złączonych ciał. Jack szeptał coś niewyraźnie, z twarzą ukrytą w zagłębieniu jej szyi. Poruszał się coraz szybciej, doprowadzając ją do coraz większej ekstazy, aż wreszcie wybuchnęła niepohamowanym krzykiem, który stłumił namiętnym pocałunkiem. Sam jak zwykle chciał się z niej wysunąć tuż przed dotarciem do szczytu, ale tym razem zawładnął nim jakiś nieodparty pierwotny popęd i nie zrobił tego, tylko zagłębił się w niej jeszcze mocniej. Jego ciałem wstrząsnął skurcz, a z gardła wydarł się głęboki jęk.
Pozostali złączeni, czując przebiegające ich dreszcze. Oboje oddychali ciężko, a ich wargi złączyły się w leniwym pocałunku. W końcu Jack pierwszy się odsunął i wyszeptał ochryple:
– Do diabła… Nie powinienem był tego robić.
Oszołomiona Amanda nie potrafiła się zdobyć na żadną odpowiedź. Od początku związku starali się zachować ostrożność, żeby nie dopuścić do ciąży, a dzisiaj pierwszy raz Jack pozostawił w rękach losu skutki ich cielesnej miłości. Oszalowała w myślach prawdopodobieństwo poczęcia w tym dniu.
– Wydaje mi się, że wszystko powinno być w porządku – powiedziała cicho, kładąc mu rękę na policzku. Chociaż nie widziała wyrazu jego twarzy, wyczuła, że mięśnie mu zesztywniały, i ogarnęło ją dziwne, nieprzyjemne uczucie niepokoju.
Sophia! – zawołała Amanda z niedowierzaniem. Szybko przebiegła mały korytarz przy drzwiach wejściowych i powitała stojącą w progu siostrę. – Dlaczego nie uprzedziłaś, że zamierzasz mnie odwiedzić? Przygotowałabym się jakoś do twojej wizyty.
– Chciałam się tylko przekonać, czy żyjesz – odrzekła zgryźliwie siostra.
Amanda roześmiała się.
Chociaż Sophia ciągle wtrącała się w nie swoje sprawy i lubiła wszystkimi dyrygować, to jednak była kochającą siostrą i wykazywała wobec Amandy silny instynkt opiekuńczy. Często dawała wyraz odczuciom rodziny względem nieodpowiedniego zachowania siostry. To właśnie Sophia protestowała najgłośniej, kiedy Amanda została powieściopisarką i przeprowadziła się do Londynu. Regularnie wysyłała siostrze listy pełne rad, które bardzo Amandę bawiły, ponieważ zwykle nakazywały jej zachowanie czujności wobec pokus miejskiego życia. Być może Sophia wcale nie byłaby zaskoczona, gdyby się dowiedziała, że młodsza siostrzyczka wynajęła sobie męską prostytutkę w prezencie urodzinowym. Prawdopodobnie jako jedna z niewielu osób była świadoma istnienia w charakterze Amandy odrobiny szaleństwa.
– Żyję i mam się dobrze – radośnie zapewniła Amanda. – Tylko jestem bardzo zajęta. – Z czułym uśmiechem spojrzała na siostrę. – Dobrze wyglądasz – stwierdziła.
Pulchna, trochę przygarbiona figura Sophii nie zmieniała się od lat. Włosy jak zwykle miała starannie upięte w kok i bil od niej zapach słodkich, waniliowych perfum, których kiedyś używała również ich matka. Sophia była dokładnie taka, nu jaką wyglądała – zadbana matroną z prowincjonalnego miastu, doskonale dająca sobie radę z nudnym, ale przyzwoitym mężem i piątką rozbrykanych dzieci.
Sophia przytrzymała siostrę na odległość wyciągniętego ramienia i przyjrzała się jej od stóp do głów.
– Obawiałam się, że jesteś chora. Nie sądziłam, żebyś z jakiegoś innego powodu zdecydowała się pozostać na święta w Londynie.
– Tylko ten jeden powód przyszedł ci do głowy? – odparła Amanda i ze śmiechem wprowadziła siostrę do środka.
Usta Sophii rozciągnęły się w cierpkim uśmiechu.
– Wytłumacz mi zatem, dlaczego byłam zmuszona wybrać się tutaj, żeby cię zobaczyć, zamiast jak zwykle gościć cię u siebie w domu. Kiedy wymówiłaś się od wizyty na gwiazdkę, obiecałaś, że przyjedziesz w styczniu. Teraz jest już połowa lutego, a ja nie dostałam od ciebie żadnej wiadomości. I nie opowiadaj mi, jaka to ty jesteś zapracowana. Zawsze dużo pracowałaś i nigdy ci to nie przeszkodziło w odwiedzeniu rodzinnego miasta.
Zdjęła z głowy podróżną budkę, ładne, ale przede wszystkim praktyczne nakrycie głowy, wykonane z niebieskiej wełny, o ukośnej główce i szerszym z przodu rondzie.
– Przykro mi, że musiałaś sobie zadać tyle trudu – odparła Amanda ze skruchą, zabierając kapelusik siostry i dopasowany do niego płaszcz z kwadratowym kołnierzem. – Ale też cieszę się, że cię tu widzę. – Bez pośpiechu umieściła garderobę siostry na zawieszonym na ścianie wieszaku z giętego drewna, upewniając się, że nie spadnie z haczyków zakończonych porcelanowymi główkami. – Zapraszam do salonu. Doskonale trafiłaś, bo właśnie zaparzyłam świeżą herbatę. Jak się udała podróż z Windsoru? Miałaś jakieś kłopoty z…
– Gdzie jest służba? – przerwała podejrzliwie Sophia, podążając za nią do salonu.
– Sukey poszła na targ z kucharką, a Charles jest w sklepie z winami.
– Doskonale. Możemy więc spokojnie porozmawiać. Będziesz miała okazję mi wytłumaczyć, co się dzieje.
– A skąd ci przyszło do głowy, że coś się dzieje? – odparowała Amanda. – Zapewniam cię, że moje życie toczy się lak samo jak zwykle.
– Marna z ciebie kłamczucha – pogodnie oznajmiła siostra, sadowiąc się na kanapie. – Muszę ci chyba przypomnieć, że Windsor nie jest bezludną wyspą. Wiadomości z Londynu docierają do nas szybko, a ostatnio pojawiły się liczne plotki na temat ciebie i pewnego dżentelmena.
– Plotki? – Amanda spojrzała na siostrę z przerażeniem.
– No i wyglądasz jakoś inaczej.
– Inaczej? – Skonsternowana Amanda potrafiła tylko powtarzać słowa siostry niczym jakaś niezbyt rozgarnięta papuga.
– Bije od ciebie coś, co każe mi podejrzewać, że te wszystkie plotki to prawda. Ty rzeczywiście wdałaś się z kimś w jakiś szczególny związek, prawda? – Sophia zasznurowała wargi i obrzuciła młodszą siostrę bacznym spojrzeniem. – Rzecz jasna, masz prawo układać sobie życie według własnego wyboru… i już zdążyłam się pogodzić z tym, że nie naginasz się do wymogów konwenansu. Gdyby było inaczej, wyszłabyś za mąż za kogoś z Windsoru i zamieszkałabyś tam, gdzie reszta rodziny. Tymczasem ty sprzedałaś Briars House, przeniosłaś się do Londynu i zostałaś pisarką. Nieraz sobie powtarzałam, że skoro to cię uszczęśliwia, to żyj sobie, jak chcesz…
– Bardzo dziękuję – przerwała Amanda z sarkazmem.
– Jednakże – ciągnęła siostra ponuro – obecne postępowanie jest zagrożeniem dla całej twojej przyszłości. Chciałabym, żebyś wyznała prawdę i pozwoliła mi uporządkować twoje sprawy.
Amanda miała ochotę odpowiedzieć siostrze potokiem kłamstw, żeby tylko ją uspokoić i rozwiać jej podejrzenia, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Nagle poczuła, że pieką ją oczy, a po policzku potoczyła się łza.
– Sophio… w tej chwili najbardziej potrzebuję życzliwego słuchacza. Kogoś, kto nie będzie osądzał moich uczynków. Czy ty mogłabyś zostać takim słuchaczem?
– Oczywiście, że nie – odparła rzeczowo siostra. – Jaki to miałoby ci przynieść pożytek, gdybym nie udzieliła ci pożytecznych rad, zgodnych ze zdrowym rozsądkiem? Równie dobrze mogłabyś się zwierzyć dziupli w drzewie.
Amanda roześmiała się drżąco i wytarła mokre oczy rękawem sukni.
– Obawiam się, że moje wyznania cię zaszokują.
Herbata stygła w filiżankach, a Amanda wyrzucała z siebie historię swojego związku z Jackiem Devlinem, roztropnie opuszczając kilka szczegółów, na przykład okoliczności ich pierwszego spotkania. Sophia słuchała jej z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, zostawiając wszystkie komentarze na później Odezwała się dopiero wtedy, gdy Amanda zakończyła opowieść smutnym westchnieniem.
– Cóż – zaczęła z namysłem. – Wcale nie jestem tak bardzo wstrząśnięta, choć chyba powinnam. Dość dobrze cię znam i nigdy nie wierzyłam, że będziesz zawsze szczęśliwa, żyjąc samotnie. Nie pochwalam twojego postępowania, ale rozumiem potrzebę posiadania towarzysza życia. Muszę jednak podkreślić, że gdybyś posłuchała mojej rady i wyszła za mąż za jakiegoś miłego pana z Windsoru, nie znalazłabyś się w obecnych tarapatach.
– Niestety, trudno tak na zawołanie zakochać się w odpowiednim człowieku.
Sophia niecierpliwie machnęła ręką.
– Moja droga, tu nie chodzi o miłość. Jak ci się wydaje, dlaczego zadowoliłam się małżeństwem z Henrym?
To pytanie nieco zdziwiło Amandę.
– No jak to… Nigdy nie przyszło mi do głowy, że to nie była decyzja podjęta z przekonaniem. Zawsze mi się wydawało, jesteś z nim bardzo szczęśliwa.
– Bo jestem – odparła zadziornie siostra. – I właśnie o to mi chodzi. Kiedy się pobieraliśmy, nie kochałam Henry'ego, ale wiedziałam, że ma wspaniały charakter. Wiedziałam, że jeśli pragnę rodziny i ustalonej pozycji społecznej, to potrzebny mi odpowiedni, godny szacunku partner. A miłość, czy coś, co bardzo ją przypomina, pojawia się z czasem. Lubię swoje życie u boku Henry'ego i bardzo je sobie cenię. I ty mogłabyś zyskać coś takiego, gdybyś tylko zdecydowała się zapomnieć o niezależności, przy której się tak upierasz, i porzuciła romantyczne iluzje.
– A jeśli tego nie zrobię? – zapytała cicho Amanda.
Sophia spojrzała jej prosto w oczy.
– To tym gorzej dla ciebie. Tym, którzy chcą płynąć pod prąd, zawsze żyje się trudniej. Ja tylko ci mówię, jakie są fakty, i dobrze wiesz, że mam rację. I powtarzam ci z całą mocą: musisz dostosować swoje życie do wymogów i oczekiwań społeczeństwa. Radzę ci, żebyś natychmiast zakończyła ten romans i dołożyła wszelkich starań, żeby znaleźć odpowiedniego dżentelmena, który zechce się z tobą ożenić.
Amanda roztarta skronie, w których nagle pojawił się pulsujący ból.
– Ale ja kocham Jacka – wyszeptała. – Nie chcę nikogo innego.
Sophia spojrzała na nią współczująco.
– Pewnie w to nie uwierzysz, ale rozumiem cię, kochanie. Nie zapominaj jednak, że tacy mężczyźni jak twój pan Devlin przypominają tłuste i słodkie desery – przez krótką chwilę sprawiają ci wielką przyjemność, jednak na dłuższą metę nie służą zdrowiu i dobremu samopoczuciu. Co więcej, to nie zbrodnia poślubić człowieka, którego się lubi. Moim zdaniem, to dużo lepsze rozwiązanie niż małżeństwo z miłości. Przyjaźń zwykle trwa dłużej niż namiętność.
Co się stało? – zapytał cicho Jack, gładząc ją po nagich plecach. Leżeli razem na splątanych prześcieradłach, a powietrze było parne i przesycone słonawym zapachem ich fizycznej miłości. Jack pocałował ją w ramię. – Jesteś dzisiaj jakaś przygnębiona. To pewnie ma coś wspólnego z wizytą twojej siostry. Pokłóciłyście się?
– Nie, nic podobnego. Wręcz przeciwnie, przeprowadziłyśmy długą rozmowę, a Sophia przed powrotem do Windsoru udzieliła mi wielu rozsądnych rad. – Zmarszczyła brwi, słysząc, że mruczy pod nosem coś niepochlebnego na temat tych „rozsądnych rad". Oparła się na łokciu i spojrzała na niego. – Nie mogłam się nie zgodzić z wieloma jej opiniami, chociaż wcale nie miałam na to ochoty – dodała cicho.
Ręka Jacka wędrująca po jej plecach znieruchomiała.
– Z jakimi opiniami?
– Sophia słyszała plotki na temat naszego związku. Powiedziała, że zanosi się na skandal i że muszę zakończyć ten romans, jeśli nie chcę sobie zrujnować reputacji. – Uśmiechnęła się blado. – Mam wiele do stracenia, Jack. Jeśli zostanę skompromitowana, całe moje życie się zmieni. Nikt nie będzie mnie zapraszał na przyjęcia, wielu starych znajomych przestanie się do mnie odzywać. Najprawdopodobniej będę musiała przeprowadzić się gdzieś daleko na prowincję albo wyjechać za granicę.
– Ja się tak samo narażam.
– Nie – odrzekła z cierpkim uśmiechem. – Dobrze wiesz, że w tych sprawach mężczyzn nie osądza się tak samo jak kobiety. Ja zostałabym wyklęta przez społeczeństwo, ty dostałbyś tylko lekkiego prztyczka w nos.
– Co chcesz powiedzieć? – Nagle w jego głosie pojawiła się nuta złości. – Nie wyobrażaj sobie, że pozwolę ci zakończyć nasz romans o miesiąc wcześniej!
– Nie powinnam była zgadzać się na taki układ. – Jęknęła i z nieszczęśliwą miną odwróciła się do niego plecami. – To było szaleństwo. Nie zastanowiłam się, co robię.
Jack przyciągnął ją do siebie władczym ruchem.
– Jeśli się martwisz, że wybuchnie skandal, to wymyślę coś, i by nasze spotkania były jeszcze bardziej dyskretne. Kupię dom na wsi, gdzie będziemy mogli się spotykać tak, żeby nikt nie mógł nas zobaczyć.
– To na nic, Jack. To… to, co się między nami wydarzyło… -Umilkła skonsternowana, szukając odpowiedniego słowa. Nic nie przyszło jej do głowy, więc tylko westchnęła, zdegustowana własnym brakiem zdecydowania. – Nie mogę tego ciągnąć dalej.
– Usłyszałaś kilka słów od swojej zasadniczej starszej siostry i już jesteś gotowa zakończyć nasz związek? – zapytał z niedowierzaniem.
– Sophia utwierdziła mnie tylko w moich własnych odczuciach. Od początku wiedziałam, że robię źle, a jednak nie byłam w stanie spojrzeć prawdzie w oczy aż do tej chwili. Proszę cię, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej.
Zaklął siarczyście i przytulił się do jej pleców, przygniatając ją ciężarem swego muskularnego ciała. Twarz miał nieruchomą, ale Amanda niemal widziała gonitwę myśli w jego głowie. Po chwili odezwał się starannie kontrolowanym głosem:
– Amando, nie mam zamiaru cię stracić. Oboje wiemy, że nasza trzymiesięczna umowa to był tylko żart. Ten romans nigdy nie miał się zakończyć po tak krótkim czasie. Od początku zdawałem sobie sprawę z ryzyka skandalu i postanowiłem cię chronić przed wszelkimi złymi konsekwencjami naszego związku. Obiecuję ci, że nie spotka cię nic przykrego. A teraz zakończmy tę niedorzeczną rozmowę i powróćmy do tego, co robiliśmy przedtem.
– Jak mógłbyś uchronić mnie przed skandalem? – zapytała zdziwiona. – Chcesz powiedzieć, że ożeniłbyś się ze mną, żeby ratować moją zrujnowaną reputację?
Spojrzał jej w oczy bez zmrużenia powiek.
– Gdyby to było konieczne…
Łatwo było jednak odczytać w jego spojrzeniu niechęć do takiego rozwiązania. Amanda wiedziała, że dla niego poślubienie jakiejkolwiek kobiety byłoby niemiłym obowiązkiem.
– Nie – odrzekła cicho. – Ty nie chcesz być ani mężem, ani ojcem. Nigdy bym cię na to nie skazała… ani siebie. Zasługuje na coś lepszego niż rola kamienia u czyjejś szyi.
Te słowa zawisły między nimi w powietrzu. Amanda z rezygnacją patrzyła na nieprzeniknioną twarz Jacka. Czuła sic okropnie. Nigdy nie udawał, że chce od niej czegoś więcej niż tylko krótkiego romansu. Nie mogła go winić, że żywił do niej takie, a nie inne uczucia.
– Jack – powiedziała niepewnie. – Zawsze będę o tobie myślała z… sympatią. Mam nawet nadzieję, że będziemy mogli nadal razem pracować. Bardzo bym chciała, żebyśmy pozostali przyjaciółmi.
Patrzył na nią tak, jak nigdy przedtem. Kącik ust mu drgał, oczy dziwnie błyszczały, jakby był czymś głęboko dotknięty.
– A więc chcesz przyjaźni – stwierdził cicho. – I czujesz do mnie tylko sympatię.
Amanda miała ochotę spuścić oczy. Przemogła się z trudem.
– Tak – potwierdziła.
Nie rozumiała, dlaczego na jego twarzy pojawił się wyraz rozgoryczenia. Na ogół taką minę ma ktoś, kto został głęboko zraniony, a przecież nie zależało mu na niej na tyle, żeby jej słowa mogły go dotknąć. Może po prostu zraniła jego dumę.
– Nadeszła pora pożegnania – wyszeptała. – Wiesz o tym. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
– Kiedy znowu cię zobaczę? – zapytał szorstko.
– Może za kilka tygodni – odrzekła z wahaniem. – Mam nadzieję, że będziemy się spotykać jak przyjaciele.
Dziwna, pełna bolesnego napięcia cisza zawisła w powietrzu. Po chwili Jack znów się odezwał.
– Pożegnajmy się zatem w ten sam sposób, w jaki zaczęła się nasza znajomość – zaproponował i sięgnął po nią zdecydowanym ruchem.
Amanda wiele razy opisywała rozstania kochanków, ale nigdy nie było w tych scenach tyle szorstkiego pośpiechu. Miała wrażenie, że Jack chce ją zranić.
– Jack! – zaprotestowała głośno. Jego uścisk stał się trochę mniej brutalny, ale nadal był bardzo mocny.
– Proszę tylko o jeden więcej dowód sympatii. To chyba nie jest zbyt wiele. – Mówiąc to wszedł w nią bez żadnych wstępów. Zaskoczona Amanda chwyciła powietrze, czując, jak jego rytmiczne ruchy rezonują w całym jej ciele.
Narastało w niej podniecenie. Zamknęła oczy i przywarła ciaśniej do Jacka. Całował ją łapczywie i szybko doprowadził do szczytu. Wysunął się z niej gwałtownym szarpnięciem, oddychając chrapliwie. Jego ciałem również wstrząsnęły skurcze.
Zwykle, kiedy kończyli się kochać, Jack jeszcze przez jakiś czas pieścił ją i trzymał w ramionach. Tym razem jednak odsunął się szybko, wziął głęboki oddech i zaraz wstał z łóżka.
Amanda zagryzła wargę i leżąc bez ruchu patrzyła, jak Jack ubiera się w milczeniu. Może gdyby postarała się lepiej wytłumaczyć, o co jej chodzi, nie uraziłaby go tak i nie wywołała u niego wybuchu gniewu. Chciała coś powiedzieć, ale gardło miała tak ściśnięte, że nie mogło przez nie przejść nawet jedno słowo. Wydała z siebie tylko dziwny, stłumiony jęk.
Słysząc to, Jack posłał jej badawcze spojrzenie. Zobaczył na jej twarzy ból, ale wcale go to nie uspokoiło. Wydawało się nawet, że wpadł w jeszcze większą irytację.
W końcu odezwał się zimnym, oficjalnym tonem, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby:
– Jeszcze z tobą nie skończyłem, Amando. Będę na ciebie czekał.
Amanda jeszcze nigdy nie słyszała tak absolutnej ciszy jak ta, która zaległa w sypialni po wyjściu Jacka. Przykryła się prześcieradłem, które zachowało ciepło i zapach Jacka, i starała się na tyle uspokoić, żeby zebrać myśli. Niczego sobie nie obiecywali, niczego nie przysięgali… żadne z nich nie śmiało nawet przypuszczać, że ich związek może okazać się trwały.
Wiedziała, że po rozstaniu będzie czuła ból, ale nie spodziewała się, że doświadczy poczucia tak wielkiej straty, jakby odebrano jej jakąś część jej samej. Na pewno w najbliższych tygodniach i miesiącach odkryje, jak ten romans ją odmienił, wzbogacił, ale teraz chciała tylko wyrzucić z pamięci bolesne szczegóły… myśli o niebieskich oczach Jacka, o smaku jego ust, gorącej, wilgotnej skórze, kiedy przytulał się do niej namiętnie… o pięknym brzmieniu jego głosu, gdy mruczał jej coś do ucha.
– Jack – wyszeptała. Przetoczyła się na brzuch, ukryła twarz w poduszce i wybuchnęła płaczem.
Kiedy Jack wyszedł od Amandy, owionął go zimny, lutowy wiatr i nieco go otrzeźwił. Wsunął ręce głęboko do kieszeni płaszcza i ruszył przed siebie bez celu. Nieważne było, gdzie i po co idzie; chodziło tylko o to, żeby się nie zatrzymywać.
Czuł się tak, jakby wypił dużo źle przedestylowanej whisky. W ustach mu zaschło, a głowę miał niczym wypchaną kłębami wełny. Nie mógł uwierzyć, że kobieta, której tak bardzo pragnął, wcale go nie chce. Rozumiał jej lęk przed skandalem i jego konsekwencjami, ale nie potrafił zaakceptować tego, że nie będzie już jej widywać, rozmawiać z nią, kochać się… Nie mieściło mu się w głowie, że ich romans zakończył się tak gwałtownie i niespodziewanie.
Nie znaczyło to, że miał za złe Amandzie jej decyzję. Prawdę mówiąc, gdyby to on był kobietą, w tych okolicznościach postąpiłby tak samo. Nie potrafił jednak pozbyć się gniewu i poczucia wielkiej straty. Jeszcze nigdy z nikim nie był tak blisko jak z Amandą. Mówił jej rzeczy, które z trudem wyznawał nawet samemu sobie. Będzie tęsknił nie tylko za rozkoszą, jaką dawało mu jej ciało. Kochał jej inteligencję i uszczypliwe poczucie humoru… Uwielbiał przebywać z nią w tym samym pomieszczeniu, chociaż nie potrafił w pełni wytłumaczyć, dlaczego jej obecność sprawiała mu taką przyjemność.
Męczyły go sprzeczne uczucia. Mógł jeszcze do niej wrócić, spierać się z nią i namawiać, żeby znów wpuściła go do swojego łóżka. Ale ona tego nie chciała… to by mogło być dla niej niebezpieczne. Zaklął cicho i przyśpieszył kroku. Szedł coraz szybciej, z każdą chwilą oddalając się od jej domu. Zrobi to, o co prosiła. Da jej przyjaźń, tak jak chciała, i postara się wyrzucić ją ze swojego serca i myśli.